• Nie Znaleziono Wyników

Z dziką hojnością natura wesoła

Rozsiała spodem i kwiaty i zioła, Tu polna róża szkarłatem rumieńca Płonie w objęciach głogu oblubieńca;

PIEŚŃ PIERWSZA. 18 Tam przy fijałkn konwalija dzika

Śnieżystem czołem nad mchy się wymyka. Bluszcze, powoje, w rzos, cząbry i ślazy, Ścieląc się, wisząc, lub pnąc się na głazy Mieszają różnie swe barwy i wonność Barwiąc skal nagość, lub darni zieloność. Z wierzbami brzoza płacząca pospołu Liśćmi z traw rosę zamiata u dołu; W yżej dąb, wiatrów wojownik wysoki, Krętym korzeniem rozsadza opoki; A wyżej jeszcze piętrzące się jodły Szczyt swój posępny ku niebu wywiodły, Lub zgięte burzą od skały do skały, Nad przepaściami jak mosty wisiały. Aż gdzie najwyżej wierzchołki skał wzbite, Tlące się słońcem, łub śniegiem okryte, Podróżny ledwo mógł dojrzeć u szczytów Tło zwierciadlane niebieskich błękitów; — Wszystko tak dzikie, tak cudne zarazem,

XIII.

Środkiem wąwozu wąski, zabrzeźysty Sączył się strumień, spokojny i czysty; Głąb jego z razu zbyt płytka i kręta, Ledwoby dzikie uniosła kaczęta;

Ale wnet ginąc pod niskich wierzb szczytem, Zasilon źródłem w ich gęstwie ukrytem, Szerszeni już z cienia wychodzi korytem, W ciemno-przejrzystych malując kryształach Skały, i drzewa rosnące po skałach.

I coraz szerszy, im coraz szedł dalej, Ryjąc się głębiej, i błyszcząc wspanialej W zbiera nad brzegi i w koło oblewa Nadbrzeżne skały, pagórki i drzewa, Tak że zdałeka wydają się Z wody Jak gruzy zamków, lub wysep ogrody.

Strumień grunt coraz bystrzejszym rwąc prądem Co krok to dalej rozłącza je z lądem,

Aż wszystkie strugi złączywszy znów w biegu, Zalewa wąwóz od brzegu do brzegu,

I połyskując wód gładkich przestworem, Małem Trosachu staje się jeziorem.

PIEŚŃ PIERWSZA. XIV.

By wyjść z wąwozu, strzelec pełen trwogi, Nie widzi żadnej ni ścieszki, ni drogi, Chyba się musi z potrzeby zuchwały, Piąć po urwiskach przepaścistej skały. Po drzew korzeniach jak szczeblach drabiny, Chwytając ręką gałęzie leszczyny,

Stanął na szczycie wysoko sterczącem, Zkąd, zachodowem oświecone słońcem, Jakby ze stali zwierciadło ogniste, Widać K a t r i n u jezioro przejrzyste; Pomiędzy wrzgórza rosnące po bokach, W kształtnie kręconych rozlane zatokach, Pocieniowane cieniem wysp kwitnących, Na purpurowym tle zieleniejących, I gór, co jakby olbrzymy - strażnicy, Z dwóch stron zaklętej strzegą okolicy. Z południa B e n w e n zamglony u szczytów, Piętrząc się w massy skruszonych granitów’, Zwala na brzegi swe gruzy i głazy, Istne zniszczenia i ruin obrazy, l czarnym borem ierzchu,

DZIEWICA Z JEZIORA.

Mroczy się cieniem przedwczesnego zmierzchu. Gdy od północy, nad białe obłoki

W zbity B e n a n u wierzchołek wysoki, Nagi, lecz kształtem powabny dla oczu Ki|pic się w jasnem powietrza przezroczu.

XV.

Długo podróżny, wzruszony, zdumiały, Patrzał na wszystko z wierzchołka swej skały. „ 0 co za cuda w tych m iejscach,“ — zawo­

łał —

„K unszt albo przepych potworzyćby zdołał! „ N a tejby górze stanął zamek zbrojny, „ W tym dole niewiast pałacyk spokojny; „ Z owej dąbrowy, z za drzew tego boru,

i

, Błysłyby wieże białego klasztoru ; •— „ 0 jak wesoło dźwięk trąby myśliwej, „ Budziłby z rana te lasy i niw y;

„Jak wdzięcznie piosnka miłosna wieczorem „Brzmiałaby z arfą nad cichem jeziorem! „L ub gdy śród nocy, w swej pełnej pogodzie „K siężyc w zamglonej przegląda się wodzie,

PIEŚŃ PIERWSZA. 19 „ Ja k uroczyście z za mrocznych drzew boru „Płynąłby z echem daleki śpiew choru;

„ Gdy dzwon posępny brzmiąc głucho w dąbro­ wach,

„ W tychby gdzieś górach, lub na tych ostro­ wach,

,, Budził świętego pustyni mieszkańca, ,, Do rozmyślania, i modłów różańca! — „W tedyby trąba, i arfa i dzwony, „W ted y uprzejma gościnność w te strony, „ 0 każdej porze nęciłyby co dnia, „Obłąkanego, jak dziś j a , przychodnia!“

XVI.

„H a! wtedy mógłbym cieszyć się z obłędu! ,, Lecz dziś! — przeklęta porywczość zapędu! — „ Ja k ów pustelnik, com widział w marzeniu, „Muszę pomyśleć o nocnem schronieniu, „ I wodę suchym zakąsiwszy chlebem,

„Spać gdzieś na ziemi pod gwiaździstem niebem. Ale to mniejsza! na łowach i wojnie,

„N oc letnia w świeżym przepędzona Iesie „Rzeźwość i ciału i myślom przyniesie;

„L ecz wiem że wr dzikich tych górach i kniejach, „N ie brak na zbójcach, i łowczych złodziejach 5), „ Spotkać ich nocą śród tego ustronia,

„G orsza, niż stracić jelenia lub konia! — „Z atrąbię! — może kto z mych tow arzyszy,— . „ L ecz jeźli horda trąbienie posłyszy? ■—

,, Bądź co bądź! ufam w ostatecznej toni, ,, Ze mię odwaga i miecz mój obroni! “

XVII.

Zaledwo w trąbkę odezwał się znowu, Gdy patrz! z wysepki naprzeciw parowu, Cichej i pustej, z za nagich skał zrębu, Z pod cienia liści zielonego dębu, Wybiegła łódka, polotna i szparka. W niej jedna tylko dziewica-żeglarka, Zręcznem się wiosłem sterując w swej drodze Gnała ją szybko ku bliskiej odnodze,

Gdzie wierzb zielonych rozwisłe warkocze, Fala w swem łonie odbija i płócze,

PIEŚŃ PIERWSZA. <21 I z cichym szmerem pluskając o brzegi,

Kona na piaskach błyszczących jak śniegi. Właśnie pod łodzią zaskrzypiał żwir biały, Gdy strzelec szybko zstąpiwszy ze skały, Stanął zakryty pomrokiem wieczora, By się przypatrzyć tej Nimfie jeziora. Dziewica zda się czekała śród ciszy, Nim znów powtórny dźwięk trąbki usłyszy; Z wzniesionem czołem, w natężeniu głuchem, Szmer wiatru łowiąc nastawionem uchem, Z powiewnym włosem rozwianym w pospiechu, Z otworzonemi usty — bez oddechu,

Stała jak posąg; — z postawy, z oblicza, Rzekłbyś i e grecka bogini dziewicza, Roskosznych brzegów Najada strażnicza.

XVIII.

Lecz nigdy nawet dłót greckich rzeźbiarzy, W Gracyach, w Nimfach, w Boginiach ołtarzy, Nie stworzył cudniej kibici ni twarzy!

Cóż ztąd że słońca gorące pogody, Tłem, jakby cienia, powlokły jagody?

Trud co jej lica zapalał płomieniem,

Sprawiał zarazem, że z prędkiem westchnieniem, Nad rąbek szaty, jak fala z za brzegu,

Błyskała często pierś bielsza od śniegu. Cóż, że uczony mistrz sztucznych poskoków, W muzyczne miary nie wkładał jej kroków? Nigdy krok szybszy migając przez wrzosy, Lżej porankowej nie otrząsł z nich ro sy ; Najmniejszy kwiatek jak wiatru tchem zgięty Z pod stóp jej znowu powstawał niezraięty. Cóż że z ust czasem, z wdzięcznemi ich słowy, Zabrzmi ton prosty góralskiej wymowy? — Głos jej tak słodki, tak miły dla ucha,

*

Ze słuchacz nie śmie odetchnąć, gdy słucha. XIX.

W odza być córką zdaje się dziewica; Lśniąca przepaska co skroń jej oświeca, I pled jedwabny płynący z jej ramion, I złota klamra, należą do znamion. I rzadko wstążka wiła się śród cieniów Tylu i takich warkocza pierścieniów,

PIEŚŃ PIERWSZA. 2 5

Jak te z pod których łabędzia jej szyja, Jak śnieg z pomiędzy piór kruczych przebija; Rzadko pled w swoje fałdy tajemnicze Otulał piersi tak piękno - dziewicze;

A nigdy klamra swym blaskiem gwiaździstym, Nie połyskała nad sercem tak czystem. By zgadnąć w głębi skarb uczuć bez ceny, Dość je st raz spojrzeć w źrenice Heleny. M e tak K a t r i n u zwierciadło przejrzyste, Odbija jasno swe brzegi kwieciste,

Jak się w tych źrenic swobodzie dziecinnej, Maluje każda myśl duszy niewinnej;

Czy się w niej radość zaśmieje wesoła, Czy żal lub litość łzę z oka wywoła, Czy prędka wdzięczność doznanej dobroci Myśl rozrzewnioną ku niebu obróci;

Czy powieść krzywdy, lub widok przemocy, Oburzy wolny duch córek północy. — Jedno jest tylko czucie, co trwożliwa Z dziewiczą dumą, dziewica ukrywa,

Choć nie mniej czysty blask jego płomienia — Trzebaź to czucie nazywać z imienia?

XX.

Zniecierpliwiona okolnem milczeniem •— Z ust koralowych glos zabrzmiał ze drżeniem. „ O jc z e ! “ krzyknęła: a wiatry na skały Uarmonijnemi dźwiękami powiały.

Słucha •— nic wzajem nie mąci milczenia, ■— „ Tyżeś Malkolmie?“ — dźwięk tego imienia Z tak nie wyraźnym z ust wypadł pospiechem, Źe skały złowić nie mogły go echem.

„Jestem podróżny!“ — rzekł strzelec nieśmiało, Wychodząc z miejsca gdzie krył się za skałą. Szybko dziewica za wiosła zamachem,

Na głąb w swej łódce odbiegła z przestrachem, I zapłoniona, na piersi wzburzonej,

Stuliła rąbek rozwianej zasłony;

Tak pierzcha łabędź spłoszony od brzegu, Tak gładząc pióra wstrzymuje się w biegu. Bezpieczna wtedy, choć jeszcze nie śmiała W sparłszy się wiosłem na gościa patrzała. Nie taką postać, nie takie miał lice, By się go długo lękały dziewice.

PIEŚŃ PIERWSZA. 2 3

XXI.

Na wzniosłe czoło i twarz namiętny, Wiek męzki włożył rozmyślania piętno, Nie starł z nich jednak swobodnej szczerości Ani zapału i ognia młodości.

W rysach tchnie trafność i wresołość pusta, Dumę zdradzają śmiejące się usta;

I widać z oka co błyska i gore, Serce do gniewu i miłości skore.

W zrost kształtny w miarach zarówno stosownych Do zręcznych igrzysk i trudów gwałtownych: I chociaż strzelcem je st tylko z ubioru, Choć nie ma broni, prócz Strzelca klajmoru"): Wyniosłość oczu i wzrok ich płomienny, Tak znaczą męztwo i zapał wojenny, Źe rzekłbyś w mitrze lub zbroi rycerza, Na polu bitew być wodzem zamierza. — Krótko swe dzienne wspomniawszy przygody,

’) Szeroki pałasz używany przez góralów szkockich w bitwach i na Iowach.

Mówił o braku gościnnej gospody ; W łagodnym głosie i mowie dobornej Tchnął wdzięk i gładkość zalotności dwornej, Lecz z tonu, z giestów, ■— choć to chciał po­

krywać,

Z nać, że nie prosić zwykł — lecz rozkazywać. XXII.

Dziewica grzecznej wysłuchawszy mowy, Wdzięcznemi wzajem ozwała się słowy, Źe dla zbłąkanych śród gór tych wieczorem, Domy góralów’ są zaw’sze otw7orem.

„A ni sądź, gościu, że nie spodziewanie „N asze samotne nawiedzisz mieszkanie: ,, Od rana dzisiaj , nim wiatr ohwiał rosy, „Ł oże miękkiemi nasłano ci wrzosy; „ N a twroję ucztę, liść owych modrzewi, „Z lała krew głuszców i dzikich cietrzewi, „ I nasze sieci szerokie o wschodzie „N ie nadaremnie brodziły po wrodzic.“ •—

— „ Z żalem ,“ rzekł strzelec, „lecz czuję po­ winność,

PIEŚŃ PIERWSZA. 27 „Bym twoją w błędzie oświecił gościnność. „O bcy, nie roszczę praw do uprzejmości „ Z jaką znać czekasz zaproszonych gości. „Rzucony trafem śród tego ustronia „Straciwszy drogę, przyjaciół i konia, „ W górach tu waszych nieznany nikomu, „N ie miałem wstąpić do żadnego domu, „Ażem obaczył ze skał tych wyżyny, „Czarowną W różkę tej czarów k ra in y ..“ —

XXIII.

■— ,, W ierzę, “ odpowie dziewica z uśmiechem, Łódź swą do brzegu zbliżając z pospiechem; — „ W ierzę, żeś z rana nie myślał wieczorem, „N ad Loch-Katrinu nocować jeziorem. „A le je st człowiek co przyjście twe wiedział, „A llan-B an wczora już je przepowiedział, — „B ard białowłosy, któremu widzenia

„Zwiastują przyszłość i bliskie zdarzenia®). „W czoraj on widział zły koniec twych łowów,

r

„Śmierć twłego konia śród dzikich parowów; „ Opisał, mówiąc że zbłądzisz w te strony,

„R ysy twe, postać i strój twój zielony, „ I złotą trąbkę z jedwabnym kutasem, ,, I nóż myśliwski co nosisz za pasem, „ I tę twa czapkę z piór czaplich ozdobą „ I dwa psy czarne co idą za tobą.. „ Rozkazał w domu nieszczędzić zachodu „ Ry uczcić gościa z wysokiego rodu. „ J a , wyznać muszę, nieskora do wiary, „Choć nieraz jego sprawdziły się mary, ,, Słysząc dźwięk trąbki, myślałam wesoła, „ Z e to mój ojciec, jak zwykle, mię w'oła.“ —

XXIV.

Gość się uśmiechnął. „Jeżeli wiedziony „ Wyższym wyrokiem, przychodzę w te strony, „Ufam że Prorok zapytać pozwoli,

„ W czem mam dopełnić przeznaczenia woli. „ N a tysiąc przygód ważę się ochoczy ,, Skoro tw e piękne zachęcą mię oczy. „Tym czasem , pozwól, jeżeli się godzi, „ Bym cię wyręczył w sterowaniu łodzi! “ — Z przekąsem Nimfa, — gdy wziąwszy jej wiosło

PIEŚŃ PIERWSZA. 20 Znać że mu nowe rozpoczął rzemiosło, —

I jak się wstydził ze czółnem przechylał. Lecz męzka siła brak wprawy zmniejszała, Łódź choć się chwiejąc leciała jak strzała; A za nią, skomląc, nie rade z ochłody,

Szły wpław ogary pysk wznosząc nad wody. — Nie wiele razy dłoń w pracy swej skora, Rozbiła wiosłem zwierciadło jeziora, Gdy łódź przemknąwszy około skał zrębu, Wbiegła w cień liści zielonego dębu.

Gość szybko wyspę obejrzał tym czasem; Brzeg był zarosły murawą i lasem,

Lecz nigdzie domu, ni ścieszki, ni drogi,

Aż mu dziewica wskazała tór mały, Przez las w głąb wyspy wiodący na skały, I z skał w zieloną schodzący dąbrowę Pomiędzy wierzby i gaje brzozowe. f

Śmiała się patrząc, jak ramie wysilał,

XXV.

Tam pod ich cieniem, ktoś, znać niespodzianie. Na prędce wiejskie zbudował mieszkanie 7).

XXVI.

Dom był przestronny, lecz dziwny z pozorn, Prostą strukturą bez sztuki ni wzoru,

Stawiony z drzewa jakie w okolicy, Najłatwiej mieli spieszni budownicy. Pnie smolnych sosen i surowych dębów,

Sklutem zaledwo ściosane u zrębów, Ucięte z sęków, lecz korą odziane,

Na wrzrost wysoką tworzyły w krąg ścianę; Której szerokie czeluście i szpary

Zmieszany z gliną zatykał mech szary;

Z drzew cieńszych sosen, odartych z swej kory, Belki i krokwie spojone u góry

Dzierzą nad domem dach jego poziomy, W iązany z snopków gałęzi i słomy. Obok drzwi domu dwa z darni siedzenia Wiejski nad gankiem przysionek ocienia, Pokryty korą z gładkich lip surowych, W sparty na białych kolumnach brzozowych,

PIEŚŃ PIERWSZA. 5 1

Po których dłonie Heleny pieszczone Puściły wiankiem powoje zielone, I girlandami osnuły w około, Bluszcz i barwinek kwitnący wesoło,

Co się tak wdzięcznie swym kwiatem rumieni, Ze go lud prosty zw ie: Panną w zieleni; I inne ziela, co liśćmi wiotkiemi

Pną się do góry, lub pełzną po ziemi. Pod tym przysionkiem stanąwszy dziewica, Rzekła, z uśmiechem odwracając lica: „W zy w aj, rycerzu, swej Damy i świętych, ,, I wstępuj śmiało do progów zaklętych! “ —

XXVII. — „Idąc za tobą, innego Anioła,

„N i innej Damy nikt wzywać nie zdoła!“ — Rzekł, i wszedł za nią; — w tern głośny brzęk

stali,

Jakby szczęk miecza odezwał się w sali. Warem krwi serce przychodnia nabiegło; Lecz wnet ze wstydem omyłkę spostrzegło; Gdy tuż u wniśeia, na cegłach podłogi,

Ujrzał miecz nagi, przyczynę swej trwogi, Wypadły z pochwy, zwieszonej z niechcenia, Na sękowatych rosochach jelenia.

Bo w krąg po ścianach, za gmachu sprzęt cały, W ojny i łowów trofea wisiały:

Tu hełm, tam puklerz, tam oszczep strzelecki, Owdzie łuk, kołczan, lul) miecz staroświecki; Tu dzik kłem błyska z pod zbroi rycerza, Dalej w’ilk białe swe zęby wyszczerza; Po nad pstrym rysiem rozpiętym na dole, Sterczą łby łosie lub rogi bawro le; Obok wojenne chorągwie podarte,

Z których znać jeszcze krwTi ślady niestarte; I skóry różnych i sierści i cieniów',

Sarn, żubrów, lisów, niedźwiedzi, jelenio w, Porozwieszane dziko, rozmaicie,

Tworzyły dziwne, ścian szorstkich obicie. XXVIII.

Gość rzucił w kolo oczyma bystremi, Gdy się schylając podnosił miecz z ziemi; I musiał dobrze natężyć moc dłoni,

PIEŚŃ PIERWSZA. 5 5

By dźwignąć ciężar i długość tej broni. W ażąc ją w ręku i mierząc oczyma: „Jednego tylko, rzekł, znałem olbrzyma, „ Coby bez czarów, ramieniem człowieczem, „Mógł w pośród bitwy wywijać tym mieczem!“ — Twarz się dziewicy rumieńcem powlekła,

I W' pół z westchnieniem, w pół z uśmiechem rze­ kła:

„W id zisz, rycerzu, miecz czarnoksiężnika, „C o mię w tym zamku zaklętym zamyka; „ A tak nim łatwo wywija nad głową,

„ Ja k ja wachlarzem, lub rószczką wierzbową. „Postać też jego równaćby się warta,

„ Z wzrostem Ferraga albo A skabarta8) ; — „A le się nie bój! — w jaskini olbrzyma, ,, Prócz sług i niewiast nikogo dziś niema. “ —

XXIX.

Wtem z drzwi przeciwnych, pół wiekiem pode­ szła,

Z powagą domu gospodyni weszła. Wspaniała postać, w’dzięk ruszeń i chodu,

Mogłyby zdobić sam dwór Holyrodu '). Helena c i o t k ę z czcią matce powinną, I z wesołością ściskała dziecinną, Gdy ta spokojnie, bez dumy ni sromu, Uprzejmie gościa witała w swym domu, Nieszczędząc względów należnych dowodu, Ani śmiąc badać imienia lub rodu 9). —

Bo taką w ówczas cześć wTzbudzał przychodzień, Ze choćby nawet zabójca lub zbrodzień,

Przyszedł na ucztę do domu swych wTogów, Niezapytany wyjść mógłby z ich progów'. Lecz z własnej woli gość odkrył swTe miano: Jakób Fitz-Jakób z Snow'dunu go zwarto; Dziedzic skał nagich i pastwisk obfitych, Krwią przodków' jego i mieczem nabytych. Broniąc ich wlaści ojciec poległ w boju;

On sam , — Bóg widział, ja k pragnął pokoju, — Za młodu jednak był nie raz zmuszony,

Użyć oręża dla praw' swych obrony. Dziś z rana w Lorda Moraja orszaku,

PIEŚŃ PIERWSZA. 53 Goniąc za zwierzem na rączym rumaku,

Prześcignął strzelców i trudem znużony, Stracił tó r, konia, i zbłądził w te strony.

XXX.

Mówiąc to , wzajem myślał pokryjomu, Wybadać imię i stan panów domu. Starsza matrona ze słów i z pozoru, Widać że znała ton miasta i dworu; Helena, chociaż w wesołej źrenicy,

Jaśniał swobodny wdzięk wiejskiej dziewicy, Z rysów, j e j , z mowy, z postaci, z ruszenia, Znać było cechę wyższego plemienia; — Bo gdzieżby w gminie znalazł w owym czasie, Umysł i duszę jaka w niej być zda się? Lecz ile razy gość zręcznemi słowy, Zwracał ku temu tok zwykłej rozmowy; W net Pani domu, twmrzą obojętną Zdała się karcić ciekawość natrętną, Lub ją Helena z przekornym uśmiechem, W żart obracając, przerwała z pospiechem: — „Jesteśmy W różki! w tych górach i borach

„ Zyjem nie wiedząc o miastach i dworach, „Latam y z wiatrem, po wodzie żeglujem, „Błędnych rycerzy spojrzeniem czarujem, „L ub im przy dźwięku arf ręką nietkniętych ,, Nócim, by uśpić, rym pieśni zaklętych! “ — Rzekła, wtem arfa w niewidomej ręce

Zabrzmiała wtórząc góralskiej piosence 10).

XXXI.

P i e ś ń .

„Spij żołnierzu! spij po znojach; Spij snem cichym snów spokojnych; Nie myśl, nie ró j, o krwi, bojach, Dniach nużących, nocach zbrojnych. Tu rój Sylfów nam znajomych Bawić będzie wzrok twój senny: Tu dźwięk arf ich niewidomych, Uśpi w sercu smutek dzienny. Spij żołnierzu! spij po znojach, Przestań marzyć o krw i, bojach;

PIEŚŃ PIERWSZA. 57 Spij, zapomnij w snach spokojnych

Dni nużących, nocy zbrojnych.“

„N ie usłyszysz w tej ustroni

r

Śród czarownych wód i lasów, Rżenia koni, szczęku broni, Huku bębnów, trąb hałasów; Chyba słowik lub skowronki Zabrzmią fletem nad doliną, Chyba z bagna między łąki Bąb zabębni między trzciną. Innych dźwięków, trąb ni broni, Nie zna echo tej ustroni;

Nic nie przerwie lubych wczasów Śród czarownych wód i lasów. “

XXXII.

Umilkła chwilę •— i dając znak ręką, Ze gościa dalszą chce uczcić piosenką, W zrok wzniosła w górę, i płonąc jak róża, Z brzmieniem stron arfy ton śpiewu przedłuża,

Nim wnet myśl wiążąc z poprzednią osnową, Z natchnienia śpiewać zaczęła na nowo.

„ Spij myśliwcze! spij po łowach! Sen ci zwahi piosnka naszaą Spij nie m arząc, że w dąbrowach Już ci trąba dzień ogłasza. Jeleń skrył się w swem ustroniu, Psy twe wierne śpią przy nodze: Przestań tęsknić po swym koniu, Po obłędnej spocznij drodze! S pij, zapomnij o złych łowach, O obłędach, o parowach, Niech nagrodzi wdzięk marzenia Stratę konia i jelenia.“ —

XXXIII.

Ledwie się skromna skończyła wieczerza, Obiedwie damy żegnały Rycerza.

W sali mu łoże usłano z nawięzi Wonnego wrzosu i młodych gałęzi,

PIEŚŃ PIERWSZA. 5 9

Znajdował pokój i -wczas pożądany. Lecz próżno świeżość gałęzi i wonie Kwitnących wrzosów chłodziły mu skronie; Próżno Heleny śpiew łechtał mu uszy, Nie uspokoił ni myśli, ni duszy... Coraz je dziksze trapiły marzenia, Obrazy trudów, nieszczęść, udręczenia, To raz koń pod nim upada gdzieś w borze, To się łódź jego pogrąża w jeziorze; A on ni stąpić, ni pływać nie może. To z wrogiem niby tocząc bój uparty, Widzi swą klęskę i sztandar wydarty: To znów — o niechby na wieki przepadło To najstraszniejsze ze wszystkich widziadło! — Stają mu w oczach dni pierwszej młodości, Szczerej przyjaźni, i śmiałej ufności; Znowu się duszą podziela na poły Z odmienionemi dawno przyjacioły. W szyscy gromadą do koła się zbiegli, Zimni, zdradzieccy, lub w grobach polegli; W zrok ich tak tkliwy, dłoń ściskać tak skora, Jakby z nim ledwo rozstali się wczora.

Z trwogą sam przez sen zapytał się nie raz, Co sen, co prawda, czy dawniej, czy teraz ? Czy widmem była ich śmierć lub niewiara, Czy to co widzi je st tylko snu mara?

XXXIV.

W końcu, z Heleną błądząc między gajem, Miłośnie, zda się, rozmawiał z nią wzajem; Lica jej płoną, lecz usta się śmieją,

Słucha z westchnieniem, on błaga z nadzieją; W tem gdy chce ścisnąć miękką dłoń dziewicy, Uczuł żelaznej zimno rękawicy.

W miejscu j e j , męzkie stanęło widziadło, W błyszczącym hełmie, z przyłbicą zapadłą; Zmienia się, rośnie w postawę olbrzyma; Olbrzym hełm podniósł i błysnął oczyma; Twarz jego groźna, ponure wejrzenie, Straszny, — a jednak podobny Helenie. — Zbudził się Rycerz, — i z dreszczem przestrachu,

Powiązane dokumenty