• Nie Znaleziono Wyników

euro 2012 – zderzenie kultur vs. kibicowska communitas

EURO 2012 i butikowy multikulturalizm

Stanley Fish ukuł pojęcie butikowej wielokulturowości oznaczające po-wierzchowne zainteresowanie i tolerancję dla innych niż nasza własna kultur. Jest to – jak pisał – multikulturalizm – etnicznych restauracji, weekendowych festiwali i pozornego identyikowania się z poglądami in-nego przypominającego wyśmiewane przez Toma Wolfe’a zjawisko radical chic (Fish 1997: 378). Fish wykorzystał stworzoną przez siebie kategorię do analizy różnych ilozoicznych wersji wielokulturowości w kontekście kwestii wolności słowa, zwłaszcza problemu tzw. mowy nienawiści. Jednak metafora butiku, czyli sklepu sprzedającego krótkie serie modnej odzie-ży, biżuterii lub galanterii, na ogół oferującego produkty jednej marki czy jednego projektanta, dość dobrze oddaje charakter spotkania kultur w czasie Euro 2012 – zwłaszcza jeśli chodzi o strefy kibica i kampanie promocyjne nielicznych oicjalnych sponsorów1.

1 W swej komercyjnej odsłonie mistrzostwa Europy w piłce nożnej są doskonałym przykła-dem wydarzenia stanowiącego element globalnego w swej skali procesu „utowarowienia różnicy kulturowej”, który, jak zauważa Wojciech Burszta: jest nowym fenomenem fetyszy-zmu kulturowego: Sprowadza się on do trzech aspektów. Po pierwsze, ludzie, przedmioty i miejsca zostają oderwane od doświadczenia historycznego i kulturowego. Po drugie, tak

Zauważmy, że z mistrzostwami Europy w piłce nożnej wiązano spore nadzieje na promocję Polski. Po pierwsze, działania promocyjne towarzy-szące organizacji turnieju przekonać miały zagranicznych inwestorów, że Polska jest nowoczesnym i atrakcyjnym miejscem do prowadzenia dzia-łalności biznesowej. Po drugie, spodziewano się, że duża liczba zagranicz-nych turystów pozna i zachwyci się bogatą historią i wyjątkową kulturą kraju i jego mieszkańców. Wielu ekspertów, czyli organizatorów i osób odpowiedzialnych za promocję, deklarowało, iż liczy na to, że goście zapo-znają się z kanonicznymi formami reprezentacji polskości oraz ich lokal-nymi odpowiednikami umiejscowiolokal-nymi w szerszym kontekście narodo-wym. Taki, w dużej mierze „wyimaginowany” kibic-turysta, miałby przede wszystkim koncentrować swą uwagę na „ważnych dla Polaków miejscach”

oraz polskiej „Historii, Tradycji i Kulturze” (zob. Majewski 2012: 44–45).

rzeczywistość jednak, o ile nie podważyła tych założeń, to z pewnością w ogromnym stopniu je zweryikowała. Nawet jeśli oicjalna promocja za-chęcała zagranicznych kibiców do tego rodzaju „kulturalnej aktywności”

– większość z nich podkreślała, że kampanie promocyjne Polski w ich kra-jach były praktycznie niewidoczne, a już na miejscu także niespecjalnie zachęcano ich do zwiedzania i odkrywania „kraju Polan” – to praktycznie we wszystkich miastach-organizatorach przestrzenią najbardziej ekspo-nowaną (oprócz stadionów) były „butikowe” strefy kibica.

Jednocześnie, międzynarodowe rozgrywki w piłce nożnej miały stać się również okazją do „spotkania” kultur w bardziej prozaicznym sensie, na co zresztą liczyło wielu Polaków jeszcze przed rozpoczęciem Euro 2012 (zob. Majewski 2012: 44–47). Spodziewali się oni, a czasem wręcz tego oczekiwali, że zagraniczni goście w dużo większym stopniu będą interesować się emblematami kultury popularnej w „polsko-słowiań-skiej” wersji i spontaniczną „weekendową” rozrywką niż zwiedzaniem – po mniej lub bardziej nieprzespanej nocy – galerii, muzeów, kościołów,

„oczyszczone” z oryginalnych sensów stają się dobrami konsumpcyjnymi, które zapewniają wyimaginowany dostęp do kulturowego „innego”. Sprawia to, po trzecie, że dochodzi do reiikacji ludzi, przedmiotów i miejsc, które pełnią funkcję wymiennych obiektów estetycz-nych. W ten oto sposób fetyszyzm egzotyczny podaje sobie rękę z multikulturalizmem buti-kowym (Burszta 2008: 71).

57 euro 2012 – zderzenie kultur vs. kibicowska communitas

zamków oraz miejsc zwycięstwa – lub honorowej porażki – polskiego oręża. Jak pisaliśmy jeszcze w 2011 roku, zdecydowana większość respon-dentów uważała, że tym, co powinniśmy pokazać zagranicznym kibicom podczas turnieju Euro 2012, niekoniecznie musi być – nasz „wyjątkowy w skali globu” – patriotyzm, oiarność i „walka za waszą i naszą wolność”, lecz „fajne” knajpy i restauracje, napitki i imprezy, miła i wesoła atmosfera, dobra regionalna kuchnia, otwartość, a zwłaszcza „typowo polsko-słowiań-ska” gościnność. Analizując tę narrację, można odnieść wrażenie, że w trak-cie EURO 2012 „Polska imprezowa” chce imprezować z „imprezową Euro-pą”. Żadne wielkie idee czy opowieści, którymi należałoby się podzielić z zagranicznymi kibicami, nie wchodzą w grę. Trzeba sprzedawać to, co popularne, co może być dla nich typowo „polskie”, a jednak musi być zaprezentowane w formie atrakcyjnej, czyli butikowo-egzotycznej. Coś, co uznano by na Zachodzie – co wydaje się znaczące w kontekście EURO 2012, zdecydowana większość respondentów wspomina tylko o turystach-przybyszach z Europy Zachodniej – za fajne i łatwe, a zarazem coś, co nie nudzi, co jest wielozmysłowe i nowoczesne (Majewski 2011: 47).

Podczas Euro 2012, zgodnie z przewidywaniami naszych respon-dentów, ze względu na masowy napływ zagranicznych turystów poja-wiła się – wydaje się, że w ogromnym stopniu wykorzystana – szansa na doświadczenie kulturowej różnorodności na skalę na co dzień niespoty-kaną. W sumie do Polski – zwłaszcza do czterech miast-organizatorów – przyjechało kilkaset tysięcy kibiców, przede wszystkim z tych państw, których drużyny grały na polskich stadionach, a więc z Grecji, rosji, Czech, Hiszpanii, Niemiec, Włoch, Chorwacji, Irlandii i Portugalii2.

2 W mieście – konkluduje jeden z autorów dziennika emocjonalnego – można było do-strzec właściwie przedstawicieli chyba wszystkich szesnastu państw biorących udział w tur-nieju, lecz ponadto pojawiali się goście z krajów, których reprezentacje na EURO nie wystę-pują. […] oni również korzystali z możliwości piłkarskiej zabawy. […] rozpoznałem Belgów, Fina, Szwajcarów czy Szkotów. Ci ostatni – starsi panowie w tartanowych spódnicach – swą obecnością wśród innych kibiców europejskich nacji przypominali o istnieniu narodu szkoc-kiego. Dali o osobie znać także kibice o zwielokrotnionej tożsamości narodowej – Cypryj-czyk kibicował Grecji (grecki strój i cypryjska laga), zaś przedstawiciel diaspory rosyjskiej na Łotwie sympatyzował z drużyną Rosji (łotewska koszulka, rosyjska laga). Jednak EURO wykracza swym wpływem poza Europę. W trakcie turnieju spotkałem Urugwajczyka,

Ko-„Spotkanie” to – o czym szerzej w kolejnych partiach tekstu – przybra-ło przede wszystkim wymiar nieformalnych i spontanicznych interak-cji, a ich podstawowym elementem była chęć uczestnictwa we wspólnej zabawie.

Za sprawą mistrzostw Europy w piłce nożnej zagraniczni kibice na cztery tygodnie, z różną częstotliwością, stali się integralną częścią miej-skiego krajobrazu Gdańska, Poznania, Warszawy i Wrocławia, a także in-nych polskich miast: Kibiców zagraniczin-nych można było spotkać – obser-wuje badacz z Warszawy – praktycznie na każdym kroku. Każdego dnia od godzin popołudniowych byli zauważalni wszędzie w obrębie ścisłego centrum Warszawy. […] W większości przypadków kibice obierali tę samą ścieżkę – w stronę Krakowskiego Przedmieścia i Nowego Światu. Bliskość restaura-cji i knajpek zachęcała kibiców międzynarodowych (Warszawa DE opo).

Jednak ich obecność ograniczała się przede wszystkim do centrów miast, a  także okolic stadionów. W przypadku Warszawy rzadko odwiedzali

„nieoczywiste” rejony miasta, takie jak Praga czy położony dalej od

lumbijczyka i Amerykanów. Oni również przywdziali odpowiednie barwy, choć Latynosi za-opatrzyli się także w elementy biało-czerwone, co stało się często praktyką wśród wielu kibi-ców. […] Parafrazując wypowiedź szwajcarskiego prozaika Maxa Frischa, można by rzec, iż zaprosiliśmy kibiców, a przyjechali ludzie. Esencjalizująca wizja robiła z sympatyków EURO nierozróżnialną masę, w której mieliby dominować fanatycy. Krytycy EURO i ci, którzy zwy-czajnie bali się przybyszów, zbyt często widzieli w nich tzw. kiboli. Projektowali tym samym stereotypowy obraz kibica-chuligana na wszystkich sympatyków piłki nożnej, w tym tych, którzy stali się nimi w momencie rozpoczęcia EURO. W swych (nad)interpretacjach nie dostrzegali, iż futbolem (za)interesują się szerokie i zróżnicowane kręgi społeczne. Tymcza-sem do miast-gospodarzy przybyli bowiem przeróżni turyści. Wśród nich dało się zauważyć ludzi starszych, rodziców z dziećmi czy młodych dorosłych, którzy myśleli częściej o dysko-tekach niż rozróbach. Te ostatnie oczywiście miały miejsce, lecz nie powodowały ich całe masy agresywnych najeźdźców, a raczej pojedyncze jednostki. Osobiście widziałem raczej lokalnych chuliganów, niż przyjezdnych wandali. Jednak większość wrocławskich „euro-tu-rystów” to ludzie spokojni, którzy zamiast angażować się w awantury, woleli spędzać czas na zabawie. Tak jak wspomniałem, starsi przybysze, a ci przeważali, woleli restauracje, bary i piwne ogródki. Młodsi zaś wybierali się częściej do klubów tanecznych. Znaleźli się jednak tacy, którzy pragnęli nie tylko pić, palić marihuanę i delektować erotyką, ale też i zwiedzać, nawet hitlerowski obóz zagłady Auschwitz. Niektórzy pragnęli poznać jak najobszerniejszy kawałek Polski (Wrocław DE Mal).

59 euro 2012 – zderzenie kultur vs. kibicowska communitas

centrum Żoliborz. W Trójmieście z kolei – oprócz dni meczowych, kiedy na kilka godzin futbolowym epicentrum stawał się odległy od centrum Gdańska stadion położony w dzielnicy Letnica – można ich było głównie spotkać na starówce, w stre ie kibica oraz w sopockich klubach i na pla-żach znajdujących się w najbliższej okolicy aglomeracji. W Poznaniu zaś – podobnie jak we Wrocławiu – zdominowali oni staromiejski rynek i jego okolice, niechętnie raczej zwiedzając inne części tych miast, chyba że akurat poznali – co zresztą nie należało do przypadków jednostkowych – Polaków, którzy stawali się ich nieformalnymi przewodnikami po swo-im mieście.

Trzeba również podkreślić, że największa liczba zagranicznych kibi-ców pojawiła się przede wszystkim w miastach, w których rozgrywano mecze. Zagraniczni kibice skoncentrowani byli zatem w niewielu wy-branych punktach Polski. Wyjątkiem są takie miasta, jak Toruń, Bydgoszcz i Kraków. Choć nie rozgrywano w nich żadnych meczów, stanowiły do-godną – często zdecydowanie tańszą, a jednocześnie dobrze skomuni-kowaną z miastami-organizatorami – bazę noclegową i „imprezową” dla futbolowych turystów: Widząc dziesiątki lądujących samolotów na pod-krakowskich Balicach – pisze krakowski badacz – wszyscy spodziewali się gorączki kibiców. Po zakwaterowaniu się w swych hotelach, hostelach i innych miejscach noclegowych kibice wtopili się w miasto. Oczywiście na Rynku, ulicy Grodzkiej czy Floriańskiej – czyli na głównej arterii Starego Miasta – nie sposób było nie spotkać grup kibiców w pomarańczowych bar-wach Holandii czy niebieskich włoskich. Często spotkać można było jeżdżą-ce turystycznymi meleksami kilkunastoosobowe grupy kibiców z Irlandii oraz Anglii. Jednak – w panującym zazwyczaj w tym czasie ogromnym tłu-mie przelewającym się przez krakowskie Stare Miasto – wizualnie, pomi-mo rzucających się w oczy strojów, kibice nie dominowali. Obserwacja ta odnosi się jedynie do sfery wizualnej, gdyż w akustycznej to oni wiedli prym. Grupki kibiców chodziły po mieście, śpiewając wniebogłosy swe na-rodowe czy klubowe pieśni. Zagraniczni kibice widoczni byli poza Starym Miastem – szczególnie na Kazimierzu […] oblegane były od wczesnych godzin rannych, niemal do świtu przez grupki poprzebieranych w koloro-we peruki kibiców – gównie z Anglii, Włoch i Irlandii. Od czasu do czasu,

pomiędzy swymi okrzykami i pieśniami krzyczeli oni z właściwym dla siebie akcentem – „Polska biało-czerwoni!”. Przeważnie spotykało się to z aplauzem siedzących lub przechodzących obok nich Polaków, głównie ki-biców, którzy najczęściej chociaż na chwilę dosiadali się do nich (Kraków DE Now).

W trakcie mistrzostw Europy w piłce nożnej już na pierwszy rzut oka dał się zauważyć silny kontrast między barwną, nawet jeżeli po-wierzchowną, różnorodnością kilku dużych ośrodków miejskich, a in-nymi dużymi miastami, nie wspominając o miejscowościach, by tak po-wiedzieć, prowincjonalnych (małych miasteczkach i wsiach). Te drugie stały się bowiem przede wszystkim arenami promocji i (re)konstrukcji narracji popnarodowych, a nie płaszczyzną styku międzykulturowego, dzięki któremu można byłoby wejść w interakcję z „Innym-obcym”, a  przynajmniej – bez pośrednictwa ekranu telewizora czy monitora – przyglądać się jego zachowaniom: Wnętrza lokalowe na czas trwania mi-strzostw – zauważa badaczka z Mińska Mazowieckiego – zamieniły się w potok biało-czerwonych lag, napisów, ulotek, koszulek, serwetek i do-słownie wszystkiego, co mogło nawiązywać do Polski i barw narodowych.

Tylko jeden lokal podjął strategię promocji „inności” i wywiesił lagi wszystkich państw biorących udział w EURO 2012, oczywiście z umiesz-czeniem na piedestale chorągwi naszego kraju. Dokonując rekonesansu antropologicznego, nie zauważyłam specjalnie przygotowanego menu dań w restauracjach mińskich czy nawet w knajpach posiadających strefę kibi-ca, jak gdyby dla przedsiębiorców i właścicieli pubów nie była to kwestia priorytetowa (Mińsk Mazowiecki DE Dmo)3.

3 W podobnym duchu pisze badaczka z Tarnowa: Przestrzeń miejska udekorowana była w barwy narodowe: na niemal każdym bloku i na wielu budynkach użyteczności publicznej wywieszano lagi, kierowcy przytwierdzali do swoich aut małe lagi, popularne były również biało-czerwone pokrowce na lusterka. Dorośli i małe dzieci nosili koszulki polskiej reprezen-tacji. Dekoracje wielu sklepowych wystaw nawiązywały do EURO, przy czym w ponad 90%

dominowały barwy biało-czerwone […] Uderzający był brak obecności barw innych naro-dów biorących udział w rozgrywkach EURO w tarnowskiej przestrzeni miejskiej. Koszulki reprezentacji Portugalii czy Hiszpanii można było policzyć na palcach jednej ręki. […] Mono-kulturowość tarnowskich kibiców była widoczna we wszystkich strefach kibica.

Spoglą-61 euro 2012 – zderzenie kultur vs. kibicowska communitas

Z kolei inna, tym razem tarnowska badaczka, podsumowując swoje obserwacje związane z kulturotwórczą rolą turnieju postrzeganego jako wydarzenie potencjalnie promujące wielokulturowość, pokusiła się o pew-ną generalizację, którą warto przytoczyć in extenso, ponieważ wydaje się bardzo trafna, gdy analizuje się oddziaływanie Euro 2012 na tzw. Polskę prowincjonalną: W raporcie „Miasta w liczbach” przygotowanym w 2009 roku przez Główny Urząd Statystyczny czytamy, że z 897 miast polskich aż 87% stanowią miasta małe (do 20 tysięcy mieszkańców). Miast powyżej 200 tysięcy mieszkańców jest w Polsce 17. Miast-organizatorów było zaś zaledwie cztery. Zgodnie z przyjętą deinicją Tarnów, mający obecnie 114 tysięcy mieszkańców, zaliczany jest do dużych miast. Niemniej w tak du-żym mieście byli widoczni tylko Polacy, z czego można wnioskować, że po-dobnie sytuacja wyglądała w około 90% polskich miast, a pozostają jeszcze wsie (!). Dlatego prowincjonalny dyskurs związany z EURO 2012 można uznać za właściwy większości polskiego społeczeństwa. Cały kraj śledził wydarzenia, jakie miały miejsca w miastach organizujących to piłkarskie święto w Polsce, ale realia życia zaznaczone w przestrzeni publicznej były różne w metropoliach i reszcie kraju. Kolorowe w bardzo dużych miastach i  biało-czerwone w pozostałych (Tarnów DE Jas). Te głosy modyikują nieco dominujący medialny obraz mistrzostw Europy, w którym kilka

dając na nich, odnosiło się wrażenie, że w tym mieście nie ma obcokrajowców. Manifesta-cja polskości była imponująca, podczas meczów reprezentacji narodowej strefa stawała się biało-czerwona. […] Na prowincjonalny (w dosłownym znaczeniu tego słowa) obraz EURO w Tarnowie składa się jeszcze jeden, moim zdaniem najważniejszy, element. Mistrzostwa były całkowicie monokulturowe [podkreślenie – K. J. i P. M.]. Na ulicach widać było jedy-nie kibiców polskiej drużyny, polskie symbole narodowe i dekoracje do nich nawiązujące.

Nie spotkałam żadnej grupy kibiców z innego kraju i w sumie żadnego obcokrajowca (choć ci z pewnością są w Tarnowie, tylko w czasie EURO byli niewidoczni). W menu nie pojawiły się żadne dania z kuchni państw biorących udział w rozgrywkach. Nie widziałam żadnej za-granicznej lagi. Oblegane przez kibiców były tylko mecze polskiej reprezentacji. Po przegra-nej Polski z Czechami, mistrzostwa w Tarnowie wyhamowały, zeszły na dalszy plan (Tarnów DE Jas). Jedyny wyjątek od tego obrazu wprowadzały dzieci: Co ciekawe, na placach zabaw było już nieco bardziej międzynarodowo. Zauważyłam dzieci ubrane w koszulki pił-karzy grających dla Francji, Grecji, Anglii i Hiszpanii. Chłopcy zbierali karty z piłkarzami i prowadzili własne rozgrywki EURO (Tarnów DE Jas).

dużych miast, gdzie rozgrywano mecze piłkarskie, funkcjonowało jako metonimia Polski. Ich uwzględnienie w wieloaspektowej analizie tego wydarzenia pozwala zauważyć, że barwny, różnorodny, kolorowy tłum rozśpiewanych, bawiących się i oglądających mecze wspólnie z tubylca-mi zagranicznych kibiców to dla większości tubylca-mieszkańców kraju jedynie odległa medialna abstrakcja dziejąca się poza ich osobistym doświad-czeniem. Jednocześnie jednak – doświadczenia niektórych badaczy gromadzących materiał w miastach, w których odbywały się mecze – wskazują, że relacje kibiców z tubylcami musiały w części przypadków być ograniczone. Przyczyna tego stanu rzeczy była nad wyraz prozaicz-na: zarówno część mieszkańców miast gospodarzy, jak i pewna liczba przyjezdnych nie znała języka angielskiego, głównego międzynarodo-wego idiomu.

Kontakt kibiców zagranicznych z polską kulturą był więc dość specy-iczny i w pewniej mierze ograniczony. Z jednej strony, spotkali się oni przede wszystkim z mieszkańcami ośrodków wielkomiejskich i na pozio-mie „oicjalnym”, zaplanowanym przez organizatorów mistrzostw, korzy-stali z raczej ubogiej i wystandaryzowanej komercyjnej oferty, głównie alkoholowej, kulinarnej, gadżetowej, a rzadziej kulturalnej. Z drugiej zaś jednak, na poziomie „nieoicjalnym” czy oddolnym zetknęli się z ludźmi, którzy spontanicznie wchodzili z nimi w pozytywnie interpretowane przez obie strony interakcje. Często były one dużo trwalsze niż krótka rozmowa bądź jednorazowe, wspólne wypicie piwa. Z kolei nie do końca legalna i usankcjonowana przez organizatorów marketingowa oferta

„ludyczna” pozwoliła części z nich lepiej poznać gospodarzy i wyjść poza relacje zawierane w strefach kibica: Mimo dochodzących do mnie zewsząd kontestacyjnych głosów, ukazujących mistrzostwa jako interes korporacji, oligarchów czy mężczyzn – konkluduje autorka jednego z warszawskich dzienników emocjonalnych – okazuje się, że przepływ ludności zawsze wyzwala spontaniczną przedsiębiorczość, a wprost proporcjonalnie z liczbą spotkań rośnie wymiana dóbr. W Polsce niezwykle popularne stało się wy-najmowanie mieszkań zagranicznym kibicom. […] Jak grzyby po deszczu wyrosły liczne stragany z pamiątkami, koszulkami, szalikami. Gdy szłam przez zamknięty most Poniatowskiego przed meczem Czechy – Portugalia, przeżyłam wybuch oddolnych inicjatyw handlowych – od sprzedających

bi-63 euro 2012 – zderzenie kultur vs. kibicowska communitas

lety poprzez wymachujących kolorowymi perukami, seksowne dziewczęta sprzedające magnesy na lodówkę, zbierające „na biedne dzieci”, wyrostków z Pragi wciskających przechodniom breloczki, aż po samozwańczych riksza-rzy przewożących spóźnionych kibiców na drugą stronę rzeki w pospiesznie skleconych pojazdach (Warszawa DE Dob).

ograniczone kontakty z kulturą w jej wersji kanonicznej („wysokiej”) wynikały również z priorytetów kibiców odwiedzających Polskę. Przede wszystkim przyjechali tu oglądać mecze i kibicować swojej drużynie, sku-piając się na piłkarskim święcie postrzeganym przez nich jako wydarze-nie o charakterze globalnym, w którym wcale wydarze-nie chodzi o ugruntowaną promocję lokalności. Jednocześnie zaś chcieli oni przede wszystkim spę-dzić miło czas w towarzystwie innych ludzi (nie tylko Polaków, lecz także przedstawicieli innych nacji), popijając przy tym alkohol i dobrze się ba-wiąc. Słowem, kierowały nimi w znacznym stopniu względy rozrywkowe, a nie poznawcze, choć – oczywiście – również w trakcie wspólnej zabawy dochodziło do obalania, a czasem potwierdzania stereotypowych wizji różnych części świata i zamieszkujących je ludzi4. Dobrze podsumował to nastawienie przyjezdnych gdański badacz, któremu udało się jednak na-mówić poznanych irlandzkich kibiców na wycieczkę po Gdańsku – cho-ciaż pierwotnie tego nie planowali: Głównym motywem przyjazdu do

4 Jeśli chodzi o powtarzające się elementy treściowe – zauważa jeden z poznańskich bada-czy – wielu gości z Irlandii prawi mnóstwo komplementów pod adresem Polski i Polaków, ich gościnności i przyjacielskości. Jednak pogłębienie rozmowy ujawnia dość smutny obraz polskich migrantów, których widują na co dzień w kraju. Trudno powiedzieć, czy pomijają ten obrazek celowo, z grzeczności, czy też uświadamiają go sobie po czasie. Polski migrant wyłania się z wielu narracji jako wyalienowany, trzymający się z innymi Polakami łysy osob-nik, umięśniony i groźnie wyglądający, który wszakże „ciężko pracuje”, za co go „szanują”

i  wierzą, że „to dobry człowiek”. W niektórych wywiadach pojawia się niezależnie wątek ostrzeżeń, jakie dają Polacy mieszkający w Irlandii kibicom z tego kraju wybierającym się do Polski (niektórzy z respondentów mają kontakt z Polakami w pracy). Sami Polacy prezentu-ją więc swój kraj jako miejsce niebezpieczne. Co ciekawe, ten wątek pojawia się zwłaszcza w przypadku Gdańska, co zaznaczam, ponieważ właśnie w Gdańsku moi respondenci czuli się mało bezpiecznie. Kiedy już pada temat Polaków w Irlandii, Irlandczycy podkreślają, iż Polacy spotkani w Polsce są inni niż obserwowani przez nich migranci – otwarci, towarzy-scy, zagadujący na ulicy, gościnni (Poznań NT 10 Shm).

Polski była chęć kibicowania swojej drużynie na wielkim, prestiżowym tur-nieju, jakim jest EURO, szczególnie że są to pierwsze mistrzostwa Europy w ich generacji. […] Priorytetem są mecze, obecność na nich, oglądanie, kibicowanie i to temu podporządkowana jest organizacja wyprawy. Na drugim miejscu, niejako opcjonalne jest poznawanie lokalnej kultury, zwie-dzanie. W ich przypadku, gdy był czas między meczami, chcieli go

Polski była chęć kibicowania swojej drużynie na wielkim, prestiżowym tur-nieju, jakim jest EURO, szczególnie że są to pierwsze mistrzostwa Europy w ich generacji. […] Priorytetem są mecze, obecność na nich, oglądanie, kibicowanie i to temu podporządkowana jest organizacja wyprawy. Na drugim miejscu, niejako opcjonalne jest poznawanie lokalnej kultury, zwie-dzanie. W ich przypadku, gdy był czas między meczami, chcieli go