• Nie Znaleziono Wyników

FRANCISZKA ARMIŃSKIEGO

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1848, T. 2 (Stron 67-123)

ZAŁOŻYCIELA I DYREKTORA

O B S E R W A T O R IU M A S T R O * O B I C I JiB G O W A R S Z A W S K IE G O .

S to so w n ie do wielkich praw przyrodzenia, gdy wszystko prędko niknie pod działaniem silnej ręki czasu, słuszną i pożyteczną jest rzeczą, starać się o przedłużenie pamię­

ci o ludziach, którzy naukową pracą usiłowali przyłożyć się do postępu ludzkości; zwłaszcza, gdy ich imię łączy się z zawsze pożyteczną wiadomością historyczną o oświa­

cie krajowej.

Z tćj wychodząc zasady, postanowiliśmy tutaj skreślić bieg życia przsbieżonego w zawodzie najużyteczniejszym, najpracowitszym, i oraz najskromniejszym, jednego z naj- zasłużeńszych professorów ziemi naszćj.

Franciszek Armiński (*) urodził się dnia 2 paździer­

nika 1 7 8 9 r. w parafii Tymbark w górach Karpackich;

straciwszy w niemowlęctwie rodziców, najpierwsze po­

czątki wychowania odebrał w domu swego wuja.

Czu-(’ ) Szczegóły n in ie jsz e , w yjęte są z w ła sn o ręcz n eg o opisu b ie ­ gu życia ś. p. F . A rm iń sk ieg o .

jąc niejako instynktowo potrzebę oświaty, która opu­

szczonej sierocie miała kiedyś zapewnić znakomite miej­

sce w szacunku społecznym, i będąc jeszcze dzieckiem udał się do K ra k o w a , gdzie wśród najdziwaczniejszych, nawet trudnych do uwierzenia kolei losu, ukończył szko­

ły normalne; a dalćj mogąc już znaleźć utrzymanie z cięż­

kiego grosza, uzbieranego dawaniem lekcyj prywatnych, i gimnazyalne, oraz pićrwszoletnie kursa filozofii i m a­

tematyki. Nie widząc możności wykształcenia się dal­

szego w Krakowie, zostającym naówczas pod rządem austryackim, udał się następnie Armiński do W arszaw y za czasów b. Księztwa W arszaw skiego, gdzie pozostając w domu ś. p. kasztelana Alexandra Linowskiego, kształ­

cił się wróżnycji częściach matematyki, w czćm znalazł pomoc tak w ówczasowćj szkole inżynierów, jako też i w prywatnie branych lekcyach od p. Livet, ówczesnego professora szkoły aplikacyjnej.

Poznawszy tak pracowitym sposobem szerokie pole zakreślone przez naukę, skoro tylko uzbierane z dalszego dawania lekcyj fundusze na to mu pozwoliły, udał się Armiński przy końcu r. 1811 własnym kosztem za gra­

nicę, gdzie postanow ił za główny przedmiot obrać sobie astronomią. Sława imion naukowych europejskich, zwa­

biała wówczas młodzież poświęcającą się umiejętnościom do Paryża; tam tćżto w roku 1 8 1 2 przebywszy Niemcy przybył i Armiński. W śró d wszelkiego rodzaju nauko­

wych ułatw ień stolicy Francyi, prędko rozpoznał on, że chcąc przeniknąć najgłębsze tajniki Uranii, potrzeba roz­

ległego zapasu rozmaitych wiadomości, a w szczególno­

ści wszystkich części m atem aty k i; z usilnością przeto wiek młody znamionującą, z uszczerbkiem nawet swego zdrowia, zaczął pracować w naukach stycznych przygo­

towawczych, oby późnićj korzystnie m ógł zgłębić przed­

miot główny.

Wszystkie jednak powyższe usiłow ania, możeby nie wydały spodziéwanego plonu, gdyby nie pełna ludzko­

ści pomoc naukow a, przez uczonych francuzkich podana młodzieńcowi, którego jedyném prawem do tego była wytrwałość i praca. Często słyszćć można było wyma­

wiane przez Armińskiego ze czcią, obok imienia Mali­

szewskiego, znakomitego jego wówczas w Paryżu opie­

kuna, imiona Delambra i Arago; którzyto ostatni z rzad­

ką uprzejmością prowadzili jego k r o k i, po początkowo ślizkich ścieżkach głębokiej umiejętności. Téjto ich lu­

dzkości, winien swe prędkie wykształcenie się Armiń- ski; podobnie jak jeszcze jeden z pierwszych dzisiejszych astronomów, który niedawno wzruszającym sposobem w tej treści w pismach czasowych oświadczył, że przy­

bywszy bez żadnych poleceń do Paryża dla kształcenia się, znalazł współczucia u uczonych francuzkich, iż tylko wyłącznie temu, winien jest swe dzisiejsze położenie n aukow e (*).

Obznajmiony z zapasem pomocniczych nauk, oddał się Armiński wyłącznie astronomii tak teorycznćj, jak praktycznćj, mając dozwolony i ułatwiony przystęp do wielkiego obserwatoryum paryzkiego; i na tegoto ro ­ dzaju zatrudnieniach, pod okiem znakomitych mężów nauki, zeszedł mu czas od r. 1 8 1 2 do połowy r. 1 8 1 5 .

Teraz już zbliżyła się chwila, w którćj Armiński zbić- rac miał owoce z mozolnéj swojćj pracy. Uczeni astro­

nomowie francuzcy, a później już jego przyjaciele, chcieli (*) Q u e tellet d y re k to r o b se rw a to ry u m a stro n o m ic zn eg o w Bru- xelli, w p iśm ie czasow ém L’In stitu t.

Tom II. Kwiecień 1818.

przyswoić czynność jego narodowi, u którego pobrał wykształcenie, i w tym celu wyrobili mu miejsce dy­

rektora obserwatoryum astronomicznego na wyspie Fran- cuzkićj (Isle de France). Zaiste pochlebneto było w e­

zwanie, dające mu pierwszeństwo wśród tylu młodych zdolności ówczasowej Francyi; jakoż przyjął je i przed udaniem się na nowe swoje przeznaczenie, przez parę miesięcy pobićrał już płacę ze skarbu francuzkiego.

W tymto czasie, w nowo utworzonem królestwie Polskiem, rząd baczną zwrócił uwagę na publiczne oświe­

cenie, a znakomite znaczeniem i światłem osoby wpływa­

jące na to postanowienie, namówiły Armińskiego do zrze­

czenia się w kraju obcym zaszczytnej posady w teraźniej­

szości, i świetnych na przyszłość widoków; jedna z nich z własnych funduszów udzieliła mu zasiłku pieniężnego dla nieprzerywania prac n a u k o w y c h , a wkrótce potem ówczasowa Dyrekcya Edukacyi publicznej w dniu 2 wrze­

śnia 1 8 1 4 r. przesławszy mu zł. 3 0 0 0 na pozostanie jeszcze przez rok w Paryżu i zapewniwszy stosowne miejsce za powrotem do k r a j u , stanowczo go powróciła ziemi rodzinnej, nie bez wewnętrznego z tej okoliczno­

ści najmocniejszego jego zadowolenia.

Opuściwszy Francyą i zwiedziwszy tak angielskie jako tóż i obserwatorya południowej Europy, w 1 8 1 5 r. w r ó ­ cił Armiński do Polski; gdy zaś jeszcze wtedy nie było miejsca odpowiedniego jego usposobieniu; ówczasowy Wydział Oświecenia Narodowego przeznaczył go tymcza­

sowo do dawania matematyki tak w wyższych klassach b. liceum warszawskiego, jako tćż w kollegium ks. Pija­

rów. Po ukończonym zaś r. szkolnym, Kommissya Rzą­

dowa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego od­

dała mu w mającym się urządzić wydziale fdozoficznym

b. u n iw ersy tetu , katedrę astronomii, oraz wezwała go, aby obok istniejącego wydziału prawa i administracyi, natychmiast rozpoczął wykład matematyki dla kandyda­

t ó w , których taż władza zamierzyła dla dalszego kształ­

cenia się naukowego wysłać za granicę. Tu pierwsza nadarzyła mu się sposobność okazania gorliwości; skwa­

pliwie chwyta ją Armiński, podwaja bezpłatnie liczbę go­

dzin na jego wykład przeznaczonych, i tym sposobem ukończą z uczniami cały bieg najważniejszych części ma­

tematyki, którzy wtedy po zdaniu w obec władz rządo­

wych zaszczytnie examinu i następnie dopełnieniu swego wykształcenia, z chlubą piastowali lub jeszcze piastują, ważne obowiązki służby publicznej.

Nauki matematyczne w wydziale filozoficznym urzą­

dzającego się wówczas uniwersytetu warszawskiego, li­

czyły wtedy tylko dwóch professorów, tojest księdza Dąbrowskiego Pijara, i Armińskiego; pierwszy oprócz swych obowiązków w szkołach wojewódzkich, wykładał algebrę wyższą i niższą, geometryą analityczną i początki rachunku różniczkowego; drugi zaś prócz astronomii w 6 godzinach tygodniowo, z własnćj gorliwości w dru­

gich 6 godzinach nauczał wyższego rachunku anality­

cznego, jakoto: różniczkowego (difierencyalnego), całko­

wego (integralnego), różnic (calcul aux differences), nad- różniczkowego czyli waryacyjnego, z zastosowaniem tych­

że do mechaniki niebieskićj, a oprócz tego i trygonome- tryi kulistej. Tymto jedynie sposobem, tą szlachetną gorliwością, początkowy brak professorów wznoszącego się zakładu mógł być zastąpiony, i kształcącej się m ło­

dzieży podana sposobność, ogarnięcia całego ogromu nauki, dla prędszego usposobienia jćj do późniejszego zaradzenia temu niedostatkowi. Przysługa niemała ,

skoro zważymy, Ze pićrwsze kroki w głębokich umieję­

tnościach, bez zręcznych i biegłych przewodników, pra­

wie postawić się nie dadzą.

Począwszy od r. 1 8 1 7 do 1 8 3 0 , nauczał Armiński jako professor uniwersytetu tylko trygonometryi kuli­

stej i astronomii w całćj obszerności.

W iadomo, iż obeznawszy się z astronomią teoryczną i znacznym szeregiem stycznych z nią nauk, jeszcze nie można uważać się za astronoma. Astronomia jako je d n a z nauk przyrodzenia, opićra się na doświadczeniu, i dro­

gą jedynie doświadczenia sprawdzić w nićj można głę­

bokie wypadki rachunku; z drugićj zaś strony, przez pra­

cowite badania, przychodzi się do rozszerzania jćj wznio­

słej dziediiny. Przejęty tą prawdą Armiński, czując cały zaszczyt wykładania tćj umiejętności, i ztąd chcąc swym uczniom najjaśniej okazać wielkie prawa budowy wszech­

świata, n ie tjlk o ż e pierwszy podał rządowi myśl założe­

nia obserwatoryum astronomicznego w W a rsz a w ie, ale i gorliwie starać się zaczął o jćj urzeczywistnienie. Po mozolnych trudach w celu powyższym przedsiębranych, w których zapał młodzieńczy dla dobra nauki, naraził go nieraz na nieprzewidzianą przykrość; niczćm niezrażony, doczekał się nareszcie tćj pociechy, iż oceniono jak nale­

żało jego zachody, wyznaczono fundusz na wybudowanie gmachu obserwatoryum i na zakupienie narzędzi astro­

nomicznych, odpowiednich postępowi nauki. W ygotow a­

nie zaś tak pierwotnego planu budowli (*), jako też i na­

(*) P lan te n n ie został w zu p ełn o ści przyjętym . P orobiono w nim m im o woli A rm iń sk ieg o n a stęp u jące zm iany, które lu b o u m ie jętn o śc i w działaniach praktycznych n ie przeszkadzają, w p ły ­ w ają je d n a k na n iek ształtn o ćć sali obserw acyjnej: i tak, ażeby o b serw ato ry u m tw orzyło k orpus d w óch postaw ionych ju ż poprze­

dnio paw ilonów i b y ło w lin ii ciep larn i o g ro d u b otanicznego;

bycie potrzebnych narzędzi poruczono Armińskiemu, który nie opuszczając swych professorskich obowiązków, sam z niezmierną stratą czasu zajmował się tak dozo­

rem wznoszącćj się budowli, jako tćż i jej wewnętrznym u r z ą d z e n ie m , ażeby celowi sw em u odpowiedziała. Ja k a - to jest praca, ile wymaga mozołu, i ie tak powiemy po­

święcenia, ci tylko dostatecznie ocenić mogą, którzy chuć na małą stopę urządzali jaki zakład naukowy; jakoż sam Armiński w czasie przeznaczonym do spoczynku pro- fessorów, musiał kilkakrotnie wyjeżdżać jużto po mar­

mury pod narzędzia astronomiczne, jużto dla zdjęcia pla­

nów innych obserwatoryów, już tóż nareszcie po spro­

wadzenie zamówionych przez niego w Monachium na­

rzędzi. Nawiasowo nadmienić tu w ypada, że powyższe zlecenia, dopełnił z gorliwością i bez żadnego wynagro­

dzenia.

Wszystkie powyższe prace jakkolwiek znacznego mo­

zołu wymagające, były tylko przedwstępnemi do wielkićj, przy ustawieniu i uregulowaniu narzędzi astronomi­

cznych oczekującej go (*). Rzecz ta tylko ręką znawcy do­

konaną być może, inaczej narzędzia popsute zostaną, lub też cel właściwy stosownego ich ustawienia nie bę-rozkazano now o w znoszącą się b u d o w lę z e tk n ąć o b u k o ń cam i

z tem iż ciep larn iam i; ztąd w ynikło, że pow yższa budow la nie m o­

gła być postaw ioną w k ie ru n k u płaszczyzny po łu d n ik o w ej, i dla tegoto p rzecięcia w środkow ej sali o b serw acy jn ej, k ló re z p o trze ­ b y u m ie jętn o śc i m uszą kon ieczn ie być o tw a rte w k ieru n k u tejże płaszczyzny, lye są p ro sto p ad łe do ścian frontow ych budow li. M i­

m o zdania A rm inskiego, dla lepszego kształtu b u d y n k u , w ysta­

w iono na nim w ieże daleko wyższe, jak w podanym planie wska zano; ztąd pow stały schody m niej w ygodne, śro d ek drzew em w y.

jożony i podw yższony, oraz u tru d n io n e o tw ie ra n ie przecięć.

(*) N iniejsze o d tąd sz c zeg ó ły , c z e rp an e są z a k t b. królew skie­

go w arszaw skiego u n iw e rs y te tu , i ogłoszonych d ru k iem p o sie­

d zeń tegoż u n iw e rs y te tu od r . 1824 do r . 1830.

dzie osiągnięty. Wreszcie inna jest rzecz złożyć narzę­

dzie naukowe małego w ym iaru, a inna wielkie astrono­

miczne, do którego niekiedy oświetlenia, potrzeba czę­

stokroć przebić massę utrzymującego je słupa m arm uro­

wego, a jedno przy tćm uchybienie, psuje i cały ogromny kamień stale osadzony, i zupełnego przerobienia wszyst­

kiego stać się może powodem; ztąd tćż za granicą przy urządzaniu obserwatoryów astronomicznych, mechanicy narzędzia astronomiczne robiący, za bardzo znacznem wynagrodzeniem do powyższćj czynności są używani.

W braku u nas tego rodzaju ludzi, sam Armiński do­

browolnie pracę tę wykonał. Są jeszcze między nami, którzy widzieli w urządzającćm się obserwatoryum, jak Armiński przed ustawieniem narzędzi przy przygotowa­

niu pod nie m armurów, z ujmą zdrowia, po całych dniach pracował jak prosty rzemieślnik, aż wreszcie po długim mozole, doczekał się tej pociechy, że instytut jego staraniem wzniesiony, ujrzał się w r. 1 8 2 5 już na takim stopniu, iż czynności naukowe w nim rozpoczęte być mogły. I tego także dokonał Armiński bez innego wynagrodzenia, nad najmilsze, że zostawia po sobie po­

mnik, który w późne czasy z dziękczynnem wspomnie­

niem przekaże następcom imię jego założyciela.

W następnych Iatath trudnił się Armiński już jako dyrektor nowego zakładu, dalszćm urządzaniem narzędzi tak astronomicznych, jako tćż i meteorologicznych, i spo­

strzeżeniami astronomicznemi, które tak dlp korzyści sa- mój umiejętności, jako tćż i pożytku uczniów b. uni­

wersytetu AIexandrowskiego, a zatem i swoich, były wy- konywanemi. W r. 1 8 2 9 wszystkie narzędzia zostały ustawione i u re g u lo w a n e , spostrzeżenia astronomiczne jako pewne zapisywane, i obserwatoryum stanęło na

sto p ie rów nającej j e z p ierw szem i te g o rodzaju zakładam i w E u ro p ie. P o w y ższy n ajm ozoln iejszy o k res życia A rm iń - sk ieg o , p ok rótce przez nas p rzeb ież o n y , jed n a m u najpię­

kniejsze p ra w o , d o szacunku w szystk ich przyjaciół o ś w ia ­ ty k rajow ej.

W życiu poświęconem pracy naukowej praktycznej, trudno było znaleźć czas stosowny do rozszerzania um ie­

jętności przez piśmienne drukiem jej prawd ogłaszanie;

jednak i tu o ile tylko mógł starał się służyć Armiński oświacie krajowej, dowodem tego są niektóre jego pisma naukowe, drukowane w Rocznikach b. Towarzystwa Kró­

lewskiego Przyjaciół Nauk, którego był członkiem i t. p.

Oprócz powyższych tak mozolnych zatrudnień, uży­

wany był Armiński i do innych ważnych prac rządowych.

W skutku wezwania lj. ministra Przychodów i S karbu, w czasie feryj uniwersytetu w r. 1 8 2 8 i 1 8 2 9 , oznaczył on położenie geograficzne niektórych miejsc b. woje­

wództwa sandomierskiego w dobrach górniczych, a m ia­

nowicie najwyższego w Polsce, czyli góry zwanej Ł ysi­

cą (*): urządził obserwatoryum astronomiczne w b. kon­

wikcie ks. Pijarów na Żoliborzu, wpływał do wszelkich deputacyj z jego przedmiotem związek mających i t. p.

Tyle i lak pożytecznych zatrudnień, zwróciło na niego powszechną uwagę. Uniwersytet Alexandrowski zaszczy­

cił go stopniem doktora filozofii, a wiekopomnej pamię­

ci cesarz Alexander, orderem ś. Stanisława klassy. IV.

Po roku 1 8 3 0 pełnił Armiński obowiązki dyrektora obserw atoryum aż do dnia swojej śmierci; i z tegoto

(*) Zobacz pism o: P a m iętn ik S a n d o m iersk i, czyli S ta ro ży tn o ści P olski, w yd aw an e przez T om asza U jazdow skiego, W arszaw a r.

1830, to m 2, s tr. 427, gdzie A rm iń sk i cel sw ojej p racy i je j w y p ad ­ ki o b sz e rn ie j opisuje.

czasu spostrzeżenia astronomiczne jeżeli kiedy będą d ru ­ kiem ogłoszone, jak to było jego zamiarem, dowiodą, że w ścisłości nie ustępują pracom w té n u e obserwatoryum wprzódy wykonanym i znanym już uczonemu światu (*).

Oprócz tego w tym okresie nie pełniąc już obowiązków professorskich i mając wiecéj chwil wolnych, zajmował się przedmiotami naukowemi piśmiennemi, które jeszcze drukiem nie są ogłoszone.

Dotąd zastanawialiśmy sie nad zaszczytnie przebieżo- ną drogą naukową założyciela warszawskiego obserwa­

toryum; dla dokończeniu naszego obrazu, pare słów o ży­

ciu jego domowém nie będzie tu zbyteczném. Nie dzie­

limy wcale zdania, że o zgasłych albo nic się nie mówi, albo ich tylko chwalić wypada: bo głównym warunkiem historyi, chociażby i w najmniejszym jej zarysie, je st praw da; zaszczytne zaś wspomnienie tą drogą zmarłemu oddane, je st dopiéro największą nagrodą jego pamięci uczynioną. Wreszcie Armiński dopiéro co ubył zpośród nas, i zbyt wiele pozostaje znających go, aby w razie p o ­ trzeby, piszący przez poezyą śmiał ubarwić rzeczywi­

stość. Do sądu wiec ogólnego odwołujemy sie, utrzy­

mując, że Armiński był jednym, z najgodniejszych ludzi, a charakter jego prosty, otwartość, szczćrość, niczćm nie­

wzruszona prawość, jednały mu powszechny szacunek.

Pomnąc na krótkość życia ludzkiego, żył ze wszystkiemi w zgodzie, i nigdy podła ‘zawiść lub nikczemna złośli­

wość życia jego nie splamiła; z pominieniem względów n aw et na własne w id o k i, szedł zawsze drogą prawdy, a święta jéj pochodnia, wszędzie, nawet w obec

wyso-('I O znaczenie położenia geograficznego o b se rw a to ry u m w a r­

szaw skiego, um ieszczone w p iśm ie francuzkiém : C o n n aissan ce d es T em p s p o u r l’a n 1846, p. 30—32.

kich osób, zawsze jego słowa oświecała; ztąd tćż docze­

kała się jego pamięć tćj najsłodszej nagrody, że w uzna­

niu jego prawości nie ma zdań różnorodnych.

Dotknięty od niejakiego czasu ciężką chorobą serca, w śród najokropniejszych bólów przewidując swój zgon, przygotował się do niego jak przystało na człowieka, którego religia nie była w samych tylko słowach. Bez obawy patrzał na zbliżającą się chwilę przejścia, bo głę­

boka nauka już mu oddawna odkryła, że za grobem musi być lepiej, zważając juk w wszechświecie wszystko j e s t cudownie urządzone. Wyprzedził więc nns tam, do­

kąd wszyscy szybko zdążamy, opuszczając ziemię w dniu 1 4 stycznia 1 8 4 8 r. Pochowany w pieczarach Powąz­

kowskich.

Na tę więc przeto bolesną dla nas stratę, na grób j e ­ dnego z najzasłużeńszych oświacie krajowej mężów, rzu­

camy należną mu gałązkę wawrzynu.

Józef Bełza.

Tom II. Kwiecień 1848.

10

B U D N I K .

O B R A ZE K

P R Z E Z

(Ciąg dalszy).

VII.

Z r a n a w ię c , jedną ze ścieszek leśnych posunął się ze strzelbą na ramieniu Maciej, za którym dążył w tropy Burek głodny, z podkulonym ogonem i jeszcze bardziej wpadłemi boki, ale uszyma najeżonemi i głową do góry.

D ru g ą drożyną puścił się ku miasteczku, rezydencyi urzę­

dowej pana Pomocnika stary Bartosz, wiodący konie żydowskie.

Pomimo nędznćj jego odzieży i zmęczonych rysów tw arzy, zastanawiającato jeszcze była postać. Niepo- chylony wiekiem, niezwalczony n ędzą, nieupokorzony swym sta n e m , zdawał się raczćj przebranym w sierak dawnych lat w ojakiem , nie ubogim puszczy poleskićj mieszkańcem. Męztwo i siła malowały się na obliczu pogodnćm, którego czoło tylko przeciął na dwoje fałd

poprzeczny, świadczący o długich myślach i głębokich cierpieniach. F a łd ten prawie zawsze ciemniejący na czole, jak cięcie szabli malował się wśród ły se j, poły­

skującej głowy; ale szablą tą nie ludzka władała ręk a—

prawica losu nią raniła...

Ułamaną po drodze w pączkach i kwiecie leszczyny gałęzią, popędzane konie dość żw aw e i m ło d e , biegły ściskając się i wyprzedzając, często zwężającą bardzo drożyną. On zadumany patrzał nie widząc przed siebie, czasem tylko pogładził wąsa i westchnął p o n u ro , jakby w przestankach ugniatającej go myśli.

Dobrze znając wszystkie drożyny le ś n e , machinalnie kierował się wśród nich, choć mnóstwo porosłych d ar­

nią, wykręcały się wśród z a ro ś li: to szersze, to w ę ż s z e , to prawie nieznaczne, tak zawieszone młodemi przeszło- rocznemi wypustkami bujno rosnących krzewów. Prze­

bywszy gąszcze otaczające c h a t ę , łąkę co je dzieliła od przerzedzonego już lasu i większćj drogi, potćm świćże trzebieże, borem małym zbliżał się już ku miasteczku, ukazującemu się w oddaleniu za dłu g ą grzązką i topie- listą groblą.

W t ć m drogą ku niemu ujrzał pędzącą bryczkę osta- wioną słomą, u której dyszla ogromny kołatał dzwonek znak niechybny jadącego urzędnika. Za bryczką tą kon­

no, leciało dwóch ludzi, poprawując w biegu to czapek’

spadających, to rozwianych pół sukmany.

— Stój! stój! — rozległ się nagle krzyk, i przed Bar­

tosza skoczył mały, czerwony jak ry d z , trądem jak m u­

chomor okryty, 7. oczkami drobnemi jak dwie atram en­

tu k ro p le , łysy jak a r b u z , ospowaty jak czerstwy chle- ba k a w ałek , pan Pomocnik, racząc swą własną ręką chwycić za cugle kon a , na którym siedział budnik.

— Trzymaj! łapaj!— dodał zapalając się i przywołując ludzi, widząc że koń zlękniony do ro w u się szarpnął.

Konni natychmiast zastąpili Bartoszowi drogę. Stary nie mógł pojąć coto się z nim działo.

— Czego łapaj? albo uciekam?— odezwał się spokoj­

nie,— czego chcecie?

— A! udajesz ty mnie fu niewinnego! Nie nadm iesz (wyrażenie właściwe) nie! postoj! Ja cię nauczę złodzie­

ju jakiś, rakalio! Ja cię nauczę! — wrzeszczał pijany P o ­ mocnik w paroxyzmie gniewu.

Stnry Bartosz zarumienił się, a raczej oblał krw ią, tak, że białka oczu w jednej chwili nią zaszły.

— Sluchajno p a n — zaw ołał— czy pan wićsz co g a ­ dasz? za co mnie łajesz?

— Za co? ja ci pokażę pytać o przyczynę! Ciekawy?

patrzajcie! W iązać mi zaraz tego złodzieja.

— Mnie! mnie! — I stary gwałtow nie rzucił się na worku na którym siedział— M nie?

— Nu! tak, ciebie złodzieju jeden! Tak, nie rozpra­

wiaj mi! Wiązać go!

— Ależ powiedz mi pan i wytłumacz co to ma znaczyć?

— Ja nie na to tu jestem aby ci tolkować trutniu!

W ytłum aczę ci inaczej w stanowej kwaterze. Hej wią­

zać go!

zać go!

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1848, T. 2 (Stron 67-123)

Powiązane dokumenty