Dajesz?
Albin.
Daję.Gustaw.
A teraz bądź zdrów, (ściskając go) kochaj mnie. (obraca jąc ku drzwiom) Idź sobie. (Albin odchodzi)
(sam)
Tak zatrudnienie dla Klary sposobię. Kocha go, czy nie— pewnie jest ciekawa: Zajmie ją zatćm ta odmienna sprawa, A nim jej dojdzie po zakrętach wielu, Ja krok po kroku zbliżę się do celu.
106
ŚLUBY PANIEŃSKIE. S C E N A I II.Gustaw, Aniela.
A n i e l a (wchodząc ostrożnie). Słyszał Kadost?Gu s t a w .
Nie słyszał.Ani el a
A c h , oddycham przecie!Gu s t aw .
W szystkom naprawił.
A n i e l a .
Ginęłam z bojaźni.
Gus ta w
(biorąc za rękę). Tyle dobroci tak rzadkiej w tym świecie, Tyle dowodów troskliwej przyjaźni, Ileż wdzięczności nie obudzą we mnie?A n i e la .
Cóż uczyniłam wdzięczności godnego?
Gust aw.
Chcesz dobrze czynić.
A ni e l a .
Wszakto tak przyjemnie. G u s t a w .
Masz dziś sposobność.
Ani el a.
Proszę wskazać drogę.
G us t aw .
Kękęm skaleczył. A n i e l a . I bardzo ?Gu s t aw .
Nic złego, Lecz pióra całkiem utrzymać nie mogę.(nieśmiało)
Gdybyś w tym razie zastąpić mnie chciała. A n i e l a .
Pisać? i co?
Gusta w.
108
ŚLUBY PANIEŃSKIE.Ani el a.
L ist! Ach nie!
Gu s t aw .
Dwa słowa.A n i e la .
Dwa— a do k ogo?Gus t aw.
Do mojej Anieli. A n i e l a . C o? takie listy jabym pisać m iała?Gustaw.
I cóż w tćm złego ?A ni e l a .
Daremna namowa.G u s t a w
(żałośnie). Rgkęm skaleczył.Aniela.
To może kto drugi... G u s t a w .
A ch , któż na świecie moje troski dzieli? Komuż się zwierzyć? gdzie błagać usługi, Kiedy przed tobą, daremnie się żalę?
A n i e l a
(chodząc i pół z'płaczem,).Cóż ja mam robie? (po krótkiem milczeniu) To nie pisać wcale.
Gustaw.
Jeszcze, Anielo, w kwiat życia bogata, Znasz tylko roskosz, a nie znasz cierpienia; Jeszcze, szczęśliwa, nie znasz oddalenia! Nie wiesz, że wtedy cały ogrom świata Jeden punkt tylko dla nas w sobie mieści, A tym jest chwila spodziewanej wieści.
AKT CZWARTY.
Nie wiesz ja k wtedy śledcze oko płonie, Jak każdy szelest deck zapiera w łonie, I jaka boleść gdy mija godzina— Z nią wprzód spłacona pociecha jedyna.
A n i e l a . Otóżto m iłość! kochajże tu, proszę!
G u s t a w . Ach kochaj, kochaj; boskie to roskosze!
Aniel a.
Ach n ie !
G u s t a w . Dlaczego ?
A n i e l a .
Nie wiem, lecz się trwożę. G u s t a w .
Trwożysz ?
A n i e l a . Lękam się...
Gus ta w.
Jak dziecie lekarza, K tóry mu jednak życie wrócić m oże.—
A ch , obojętność naturę znieważa: Dusza niezdolna, wybrać, kochać inną, Zimną rachubą każde czucie zaćm i;
Dla niej jest niczem dla drugich być czynną, Dla niej łza niema— ludzie nie są braćmi. Lecz gdy miłością serce moje bije,
Gdy powiem : kocham — wtenczas tylko żyję, Żyję szczęśliwy,
i
w lubym zamęcieŚwiat do podziału pociągam w objęcie.
Ani el a.
110
Gust aw.
Miłość jest jedna...
A ni
ela-Udawań tysiące.
Gus t aw.
W yrzec się światła, bo i ciemność bywa?
A n i e l a .
W yrzec się każą pozory mylące.
Gust aw
(z uczuciem, biorąc ją za rękę). A ch , nie wierz zresztą tej pieszczocie wzroku, Gdy zwolna sunąc, spocznie w twojem oku; Tej drżącej dłon i, kiedy ciebie blizka; Nie wierz głosow i, co się w serce wciska. Lecz własne czucie niech się wiarą stanie: Ta czułość tęskna, to błędne żądanie, A zwłaszcza pociąg nieodmienny losem Równego czucia jest tylko odgłosem .—(na znale niedowierzający Anieli) W ierz m i, są dusze dla siebie stworzone: Niech je w przeciwną los potrąci stronę,
One wbrew losom, w tym lub tamtym świecie, Znajdą, przyciągną ł złączą się przecie. Tak ja k dwóch kwiatów obce sobie wonie, Łączą się w górze, jedna w drugiej tonie.
(Aniela zamyślona; Gustaw po krótkiem milczeniu mówi dalej) I cóżto, powiedz, zaraz w pierwszej chwili
W zbudziło we mnie tę ufność ku tobie ? Co ośmieliło, że zwierzenie robię, Jeśli nie serce, co nigdy nie m yli?
Aniel a.
Gust aw.
Klara naj pierwsza.
A n i e l a .
Zbyt błędne mniemanie.
Gustaw.
Ile mnie złego, tyle jej korzyści. A n i e l a . Komu ? co ? Klarze ? G u s t a w . Radost ją zaślubi. A n i e l a . R adost?—
Gus t aw.
Jak tylko zamiaru nie ziści, Przez zemstę ku mnie z Klarą się ożeni, Mnie wydziedziczy i na zawsze zgubi.
A n i e l a . To być nie może.
G u s t a w
To się nie odmieni. A n i e l a .
Ona nie zechce.
Gus ta w.
To już ułożono. A n i e l a . I wstręt jej szczery....
G u s t a w .
Szczery czy nieszczery, Radost majętny, ojciec Klary chciwy,
Niema co gadać— ja k dwa a dwa cztery— Nie dziś, to jutro będzie jeg o żoną.
112
Ani el a.
A le jej śluby?
Gustaw.
Śluby? — sen prawdziwy! I ty, Anielo, rzuć tę ciemną d ro g ę , Póki czas tobie: a ja przestrzedz mogę. Lecz powiedz szczerze: kiedy polot m yśli, Obraz nam szczęścia czasami zakrćśli, I zdobi błahe, lecz lube utwory
W kwiatów marzenia najczystsze kolory,— Cóż ściąga światło, w całym blasku stawa, Jeśli nie miłość i stała i prawa:
M iłość szlachetnej przewodząca parze Z łona rodziców przed ślubów ołtarze.— Ach, być kochanym wszyscy szczęściem głoszą, Mćm zdaniem kochać jest większą roskoszą. L os kilku istot zrobić swoim losem,
Czuć i żyć tylko drogich dusz odgłosem, Dla dobra innych cenić własne życie, Dla nich poświęcić każde serca bicie, Światem uczynić najmniejszą zagrodę, Tam mieć cel życia i życia nagrodę, I kończąc cicho wytknięte koleje,
Za grób swój jeszcze przeciągnąć nadzieje,— Otóżto szczęścia rzetelne zalety:
I ty, ty wyrzec chcesz się ich , niestety!?
A n i e l a
(z uniesieniem).Nigdy, przenigdy... (miarkując sit— z czułością) Ach, ja nie wiem jeszcze... (znowu z zapałem)
A le chcę pisać, niech się moje zdanie Jednej łzy w świecie przyczyną nie stanie;
AKT CZWARTY. 1 1 3
(ocierając łzę)
Niech w szczęściu drugich własne dziś umieszczę. G u s t a w .
Chcesz pisać? będziesz? O drogi aniele! Jak wiele czynisz, jakżem wdzięczen wiele!
(całuje ją w rękę) O, gdybyś m ogła w mojem sercu czytać!
A n i e l a . Ależ Gustawie!
Gus t aw.
Lecz nie chciej się pytać: W ięcejbym wyrzekł, niż wyrzec potrzeba...
Pióro i papier... (z zachwyceniem, patrząc na nią i trzymając rękę) Dlaczegóż, o Nieba!
Takim sposobem?... Lecz ty mnie zrozumiesz: Umiałaś pojąć i przebaczyć umiesz.
(całuje w rękę i nagle odchodzi) A n i e l a (sama po krótkiem milczeniu).
Nienawidzieć! ta k !— każda plecie, baje, A le nie takto łatwo, jak się zdaje.— Z gniewu w nienawiść droga bardzo blizka, Kiedy dotknęła jaka czynność zdradna, Lecz kiedy czule kto nam rękę ściska, Jak mamę kocham, nie potrafi żadna.
S C E N A IV.
Aniela, Klara. K l a r a . 8 Kto tu b ył? Tom IV.A n i e l a
(unikając odpowiedzi). J a k t o - k t o ?K la r a.
Kto tu był z tobą?
An i e la .
Gustaw przechodził.
K la ra .
Rozwodził swe żale?
A n i e l a .
Trochę.
Kl ara.
Tak długo mówiliście z sobą.
An i e la .
O, jak cię kocham, tak nie długo wcale.
K l a r a ,
I cóż nowego?
Aniela.
Nie dasz temu wiary:
W szak jednćm słowem , chcę się żenić z tobą. K l a r a .
Z e m ną? (skacząc i klaszcząc w ręce) Ototo! ototo mi ra dość! Toż będę dręczyć i męczyć bez miary.
O panie Guciu, będziesz ty miał zadość!