• Nie Znaleziono Wyników

I jak to robić?

W dokumencie i CZYTAMY ODKRYWAMY (Stron 37-41)

Czytaniu towarzyszą dwa potężne mity.

Jeden, że czytanie jest elitarne, wyjątkowe, ci którzy czytają są jakoś inni od tych, którzy nie czytają – lepsi, wrażliwsi, a w łagodniejszej wersji: są humanistami i gdzie tam do nich takim na przykład sportowcom. Bo przecież czytaniu towarzyszą jakieś szczególne umiejętności, cechy

Czytanie: Dlaczego warto zakładać kluby czytelnicze w szkole?

37

i pokłady wrażliwości. To nieprawda. Książki są przecież bardzo różne i nie trzeba od razu się rozsypywać psychicznie przy Dostojewskim, żeby powiedzieć o sobie „lubię czytać”.

Drugi mit jest taki, że czytanie to samotność. Marek Hłasko napisał kiedyś urocze zdanie na temat kontaktu z tekstem: pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka. Znam wiele osób, które odnoszą to także do aktu czytania i zżymają się nawet na śmieszną facebookową zabawę w 10 ulubionych książek, czy 10 książek, które zmieniły ci życie, twierdząc, że to czytanie jest zbyt intymne na takie rzeczy. Być może dla niektórych z nas tak jest, ale nie dla wszystkich i nie za-wsze. Poza tym, czy ci samotnicy się trochę nie snobują?

Kluby czytelnicze zadają kłam obu mitom.

Od niemal trzech lat prowadzę taki klub, dla młodzieży i dorosłych i z własnego doświadczenia wiem, że chodzi tu o swobodny, bezpretensjonalny kontakt z książkami, a także o spotkanie i wspólne rozmowy bardzo różnych ludzi z bardzo różnym podejściem do czytania.

Humanistek i informatyków, maturzystów i emerytowanych bibliotekarek, studentów i księgo-wych. Tych, którzy kochają sam kontakt ze słowem pisanym i tych, dla których słowo pisane jest jedynie nośnikiem zdarzeń i emocji. Dla których fabuła to niekoniecznie struktura do rozszyfro-wania (czy to lingwistycznego, czy hermeneutycznego), lecz po prostu kolejna historia. Tu nie potrzeba wiele wiedzy humanistycznej, tu wystarczy humanistyczna (czyli ludzka!) ciekawość.

Niektóre osoby w książkach interesuje po prostu życie. Niektóre przychodzą rozmawiać o bo-haterach i heroinach literackich tak, jak inni plotkują o znajomych (a dlaczego nie?).

Jeszcze inne widzą tam ilustrację teorii czy poglądów – politycznych, społecznych, psycholo-gicznych, z którymi zgadzają się, bądź nie. Które je irytują, bądź zachwycają. Z których mogą skorzystać. Też dobrze. Takich nie interesują często niuanse językowe, czy rytm.

W przeciwieństwie do innych, którzy z kolei rytm lubią, bo lubią na przykład muzykę i taniec.

Albo praktykują jogę. Znam takich (sama do nich należę) dla których lektura Murakamiego jest jak praktyka jogi – najważniejszy jest rytm i obrazowanie. Fajnie się o tym „gada”, naprawdę.

„Gada”, bo czasem nie trzeba głęboko „analizować”. Nie zawsze. Ale analizuje się też wyśmien-cie, jeśli przyjdzie taka energia.

Bo „na klubie” rządzi energia, nie program, nie ramy interpretacji. Chyba, że je narzucisz. Też można. Trochę dyscypliny nie zaszkodzi.

Chyba zgodzimy się, że wszystkie powyższe odczytywania (praktyki czytania) są słuszne, po-prawne i równoważne.

Dlaczego nie pozwolić na nie dzieciom?

Dlaczego nie pokazać, że w czytaniu nie ma nic elitarnego, trudnego, wyjątkowego (w sno-bistycznym sensie tego słowa)? Że to po prostu taka przyjemność – a nawet większa, bo in-telektualnie pobudzająca, a to dopiero przyjemne! – jak oglądanie filmików na youtube, czy przeglądane facebooka? Że książki mogą dać w gruncie rzeczy to samo co facebook – czyli zaspokojenie ciekawości świata (o której Paul Tough w książce „Nauka siły woli i ciekawości świata” pisze jako o gwarantce życiowego sukcesu) oraz potrzeby kontaktu ze znajomymi. Tymi,

38

Szkoła z Klasą 2.0: Czytamy i odkrywamy

z którymi się przyjaźnimy, których lubimy, a nie tylko „humanistami” zapisanymi na kółko litera-ckie. Że przy okazji rozmowy o książkach można rozmawiać o różnych sprawach, wyczytać tam siebie, własne relacje (z rodzicami, ukochanymi, przyjaciółmi), całe światy relacji?

Że czytanie nie musi być dla tych, co lubią polski i historię (bo ci co lubią fizykę, niech zajmą się komputerami, a ci co lubią wf, niech sobie pograją w piłkę, czy coś takiego). Bo czytanie w ogóle nie musi kojarzyć się z polskim! Ani z analizą i interpretacją wykorzystaną na egzaminie gimna-zjalnym czy maturze. Więcej.

Klubu czytelniczego wcale nie musi prowadzić polonistka.

Uczysz wf-u, czy biologii i lubisz czytać? Wspaniale. Lubisz kontakt z młodzieżą i ciekawi cię, co młodzi myślą o świecie? Super! Jesteś Tą Osobą. To Ty powinnaś to robić, to Ty powinieneś prowadzić klub!

Zaproś do niego także polonistkę, jeśli się lubicie i dogadujecie. Dobrze byłoby mieć w klubie bibliotekarkę, ale także wf-stę i pana konserwatora, jeśli lubią czytać. A może siostra któregoś ucznia albo absolwentka waszej szkoły sprzed lat też chciałaby chodzić?

Klub to społeczność.

To sposób na tworzenie więzi społecznych. Brzmi mało literacko? A skąd! O literaturze w kon-tekście społecznej więzi pisał wielki polski polonista Przemysław Czapliński i to pisał całkiem niedawno.

Spotykajcie się, czytajcie i rozmawiajcie. Kłóćcie się. Wymieniajcie poglądy, poznawajcie się nawzajem – poprzez to, co lubicie i co was drażni. Mówcie, dlaczego tak jest. Niewiele więcej tu potrzeba, a jak wiele można zyskać! Czytanie może i jest intymne, ale rozmowa o nim już nie-koniecznie, i właśnie ta rozmowa jest ważna w klubach. Spotkanie z Innym. Nie tylko z Innym, czyli tekstem (jak u Gadamera czy Barthesa), a także Innym Człowiekiem (jak u Levinasa, a także i na przekór Levinasowi czy Barthesowi).

Wiek także nie ma tak wielkiego znaczenia. O tym, że rozmawiać można na przestrzeni pokoleń nikt nie wie lepiej od nas – nauczycieli i nauczycielek. Zatem do dzieła:

» Sprawmy, by czytanie nie było fajną czynnością, a nie snobizmem

» By było przyjemnością, a nie katorgą. By nie kojarzyło się do końca życia z bolesnym odli-czaniem stron „W pustyni i w puszczy” (bo przyznajmy, lektura tego dzieła – tak formatująca przecież, tak nastawiająca do czytania w ogóle, bo tak wczesna! – do tego najczęściej się sprowadza. Chcemy tego, czy nie).

» Sprawmy, by dzieciaki nie musiały kłamać na facebooku, wśród 10 ulubionych książek wy-mieniając Prousta i Prusa w kolejności wg epok literackich.

» Uczmy dzieci i młodzież tworzenia więzi społecznych.

» Oduczajmy się stereotypów (pani woźna może być tak samo fajną partnerką do rozmowy o książce jak pan od historii).

Czytanie: Dlaczego warto zakładać kluby czytelnicze w szkole?

39

» Polecajmy sobie nawzajem l e k t u r y, czyli coś do czytania. Słowo „lektura” niech nie nasu-wa od razu epitetu „szkolna”, czy „do egzaminu”.

» Czytajmy na nowo lektury szkolne i te do egzaminu, rozmawiając o tym, o czym na polskim się nie zdąża i znajdujmy im nowe nieliterackie konteksty. (Na przykład „Cierpienia młodego Wertera” kojarzą się z modną ostatnio krytyką „romantycznej miłości” na rzecz budowania

„dojrzałej relacji” i tzw. „zarządzania relacją”. Sporo o tym pisały „Wysokie Obcasy”, a temat jest ważny dla dojrzewających ludzi, nie tylko dziewcząt!, i my, dorośli, też często wolimy czytać reportaże niż Goethego. Nie ma co się wstydzić. Można to połączyć).

» Rozmawiajmy z dzieciakami o tym, co je naprawdę interesuje i rozmawiajmy o tym mądrze.

Czytajmy popularne wśród gimnazjalistek kryminały i sagi typu „Zmierzch”. Nuda? Bzdura?

No, niekoniecznie, skoro wciąga tyle osób. Coś w tym musi być, co nam powie wiele nowego o naszych podopiecznych.

» Uczmy się wspólnie, że bezstresowe i bezramowe „gadanie” o książkach dla przyjemności jest interpretacją tak samo jak ćwiczenie analizy i interpretacji „do egzaminu” na polskim.

O „Zmierzchu” też można rozmawiać mądrze.

» Rozwijajmy się! Rozmowa o kryminale nauczy wiele osób bezstresowo, ale mądrze rozma-wiać o bardziej skomplikowanej lekturze.

» Pamiętajmy, na rozmawianiu nie musi się skończyć. Może ktoś będzie miał ochotę pisać? Na przykład recenzje? One mogą być punktem wyjścia kolejnej rozmowy. Albo znajdzie się jakaś szalona poetka, która przerobi fragmenty publicystycznego poradnika o „dojrzałej” miłości w miłosny wiersz? Tak też można się bawić. Wszystko można.

» I na koniec, pamiętajmy: nigdy nie jest za wcześnie.

Dowód? Nigdy nie zapomnę dwóch zdarzeń z moich praktyk nauczycielskich. Oba miały miej-sce w podstawówce.

Pierwsze: Dzieci miały ułożyć zdania z rozsypanych słów. Jedna dziewczynka ułożyła coś zdu-miewającego: „pies szczeka fałszując”. Co sądzicie? Ja byłam zauroczona. To przecież poezja.

Jestem pewna, że gdyby nauczycielka miała na to czas, to też by była zauroczona. I by powie-działa, że to przecież poezja, że to Peiper, to Majakowski. Ale czasu nie ma. A co jest? Jest chwila uwagi, trochę śmiechu, poprawka i dalej, nowe zdanie. Wcale mnie to nie dziwi, takie zdanie prowokuje zaraz podobne, ale bezsensowne i robi się zabawa zamiast lekcji. Czyli zamiast lekcji na temat, który akurat był przewidziany. Zabawy na lekcjach bowiem są przewidziane, ale tylko te na temat i tylko te przewidziane. Trudno, żeby było inaczej. Ze smutkiem pomyślałam, że na zabawę, o którą chodzi, ta dziewczynka będzie czekać do 3. klasy liceum, do dadaizmu.

Na klubie nie byłoby sprawy. Nam łatwiej i słuszniej poddać się chwili. (To zresztą kolejny plus, nie musicie się tak pieczołowicie przygotowywać, jak do lekcji, ramy są pootwierane, cele są rozproszone, i zawsze któryś z nich zostanie spełniony, nie ma innego wyjścia).

Druga anegdota też jest z klasy 5. Praktyki. Omawialiśmy jakiś wiersz, którego nie pamiętam.

Ważne, że pojawił się wers o podartych rajstopach (a może podkolanówkach?) i coś o stłuczo-nym kolanie. Może wciąż to jest w którymś z podręczników do klasy 5? Nieistotne. Bo to nie

40

Szkoła z Klasą 2.0: Czytamy i odkrywamy

bohater tego wiersza, lecz uczeń jest moim bohaterem lirycznym, a to, co powiedział – poezją.

„Dziura w kolanie jak wielka dziura w sercu”, powiedział, a ja dziurę w sercu mam do dziś, bo musiałam zrobić podsumowanie i podyktować notatkę i jeszcze powiedzieć o przydawce, czy czymś podobnym, a zaraz był dzwonek. Wiem – gdybym pracowała w tej szkole, a nie była jed-norazowo na praktykach, miałabym jeszcze czas do tego wrócić. Na polskim lub nie, przy okazji tego samego wiersza lub nie. Może bym wróciła, może nie. Nie wiem.

W każdym razie ten „skaleczony” wiersz, wiersz „ z dziurą” każe mi myśleć o dziurawej ogra-niczonej i ograogra-niczonej interpretacji na polskim i swobodnej, rozproszonej interpretacji, o jaką chodzi. O tym, że swobodna rozmowa bez ograniczeń, rozmowa o tekście, która nigdzie się nie kończy jest tym, czego brakuje. Że dzieciaki maja niesamowitą wyobraźnię lingwistyczną („pies”) i emocjonalną („serce”). Że na klubie można to doskonale rozwijać. Świetnie się przy tym bawiąc, a jednocześnie wykonując doskonałą pracę wychowawczą i pedagogiczną.

Dlatego warto zakładać kluby i nigdy nie jest na to za wcześnie. Ale też nigdy nie jest za późno.

Marta Konarzewska

W dokumencie i CZYTAMY ODKRYWAMY (Stron 37-41)

Powiązane dokumenty