• Nie Znaleziono Wyników

O ile prywatna własność dóbr materialnych prowadzi z reguły do konkurencji

W dokumencie Prawo autorskie w czasach zmiany (Stron 57-60)

i jej sprzyja, o tyle własność intelektualna prowadzi do powstania trwałych mo-nopoli, ograniczając konkurencję i współpracę. Większość przełomowych

wynalaz-ków w historii ludzkości miała raczej charakter zbiorowy niż indywidualny. Fakt ten przesłaniany jest przez przypisywanie sobie autorstwa wynalazków przez tych, którzy jako pierwsi je opatentowali, hamując przy tym dalszy proces twórczej zmiany i koope-racji. Był to między innymi przypadek Jamesa Watta, który bynajmniej nie był jedy-nym człowiekiem pracującym nad silnikiem parowym w drugiej połowie XVIII wieku. Dzięki wsparciu bogatego przyjaciela, przemysłowca Matthew Boultona, zdołał jednak nie tylko opatentować swój silnik, ale i uzyskać od parlamentu zgodę na przedłużenie patentu aż do roku 1800. W powstałej sytuacji, w latach 1768–1800 inni wynalazcy, jak William Bull, Richard Trevithick czy Arthur Woolf, nie byli w stanie wprowadzić do projektu maszyny parowej znaczących usprawnień. O ironio, sam Watt nie mógł tego uczynić, gdyż mechanizm napędowy o kluczowym znaczeniu dla wydajności silnika Watta opatentowany został przez Jamesa Pickarda.

Ciekawy przykład niejednoznacznej roli prawa patentowego stanowi historia wynale-zienia radia. Wprawdzie za wynalazcę tego urządzenia uchodzi dziś powszechnie Gu-glielmo Marconi, bogaty włoski arystokrata o wielu koneksjach w kołach londyńskiej finansjery, ale mniej więcej w tym samym czasie podobne urządzenia stworzyli też inni wynalazcy: brytyjski fizyk Oliver Lodge, Rosjanin Alexander Popov czy geniusz Niko-la TesNiko-la, który zmarł w biedzie. Amerykański urząd patentowy niesprawiedliwie uznał w 1904 roku roszczenie patentowe Marconiego cofając je na rzecz Tesli dopiero w roku 1943, a więc długo po śmierci wybitnego Serba. Trzeba też dodać, że podobnie jak wcześniej Watt, Marconi dokonał jedynie udanej syntezy istniejących już pomysłów. Fale Hertza były już znane, a głośne eksperymenty inżynieryjne o podobnym charak-terze prowadził choćby Ernest Rutherford. Wynalazki jednoczesne są w historii raczej regułą niż wyjątkiem, gdyż na danym etapie rozwoju naukowo-technicznego ludzie dostrzegają zwykle podobne możliwości wykorzystania wspólnie posiadanej wiedzy. Okoliczność ta sugerowałaby więc stwarzanie warunków współpracy między wynalaz-cami i zapobieganie monopolom, aby nowe pomysły mogły stać się punktami wyjścia społecznych procesów twórczych.

Ekonomiści wciąż debatują w kwestii opłacalności patentów. Tradycję popierania monopoli intelektualnych zapoczątkował Joseph Schumpeter, opowiadając się za tak zwaną twórczą destrukcją. Według niego, na danym etapie rozwoju technologicznego monopol intelektualny danego producenta pozwala mu dominować na rynku, ale trwa to krótko, gdyż dzięki konkurencji pojawiają się całkowicie nowe i lepsze pomysły na produkty wypierające dawnych monopolistów i ustanawiające nowych. Teoria Schum-petera mówi w istocie, że monopol sprzyja innowacji, o ile istnieje konkurencja między innowatorami. Historia nie potwierdziła jednak nadziei austriackiego ekonomisty. Jak widać na przykładach Watta i Marconiego, monopole raczej sprzyjają walce o zyski z patentów niż twórczej konkurencji. Ponadto, monopole okazują się niezwykle trwa-łe. Jak wynika z badań wybitnego amerykańskiego specjalisty od marketingu Davi-da Aakera, w ciągu kilkudziesięciu lat lista najpopularniejszych marek prawie się nie zmienia. Jak piszą obrońcy wolności intelektualnej Michele Boldrin i David Levine, „możemy jedynie zawdzięczać szczęściu lub ówczesnemu sądownictwu, że Apple i IBM nie mogły w latach siedemdziesiątych opatentować komputera osobistego i jego głównych komponentów”.

3. Własność intelektualna oparta jest na innym mechanizmie społecznym niż kla-syczna  własność  materialna. Ta ostatnia wyklucza wszystkich „niewłaścicieli”, po

to, aby właściciel miał swobodę sprawowania władztwa nad swą rzeczą, tymczasem własność intelektualna tego wykluczenia nie wymaga. Otóż fakt, że ktoś korzysta z tek-stów należących do tak zwanej domeny publicznej, w niczym nie zmniejsza możliwo-ści skorzystania z nich przez kogoś innego, nie zmniejsza więc społecznej użytecznomożliwo-ści tych dóbr (jak to się dzieje z dobrami materialnymi, np. samochodem). Przeciwnie,

im więcej ludzi korzysta z użytecznych informacji, tym większa korzyść ogólna. Je-dynym dobrem, które ulega zmniejszeniu, są zyski, jakie monopol może przyno-sić właścicielowi. Monopol polega tu, zauważmy, na wyłączności praw do sprzedaży i udostępniania dóbr, jest monopolem rozporządzania dobrem. Jako taki zasadniczo ogranicza konkurencję, rywalizację o lepsze zaspokojenie interesów klienta. Wyraźnie widoczny kontrast między korzyściami płynącymi z własności rzeczy materialnych, która wzmacnia poczucie bezpieczeństwa oraz cnoty pracowitości i dbałości o klienta, a własnością intelektualną, która ogranicza dostępność społecznie użytecznych dóbr i ogranicza konkurencję, stał się inspiracją szerokiego ruchu na rzecz zahamowania ekspansji dyskursu własnościowego. Chodzi tu o taki sposób myślenia o własności, który właściciela uważa za jedyną osobę kompetentną do rozporządzania dobrem, jego posiadania i używania, a wszelkie ograniczenia traktuje jako ostateczność.

Spektakularne protesty użytkowników Internetu, czy książka profesora Harwardu La-wrence’a Lessiga pt. „Free Culture” z 2004 roku stanowiły w istocie kontynuację walki od dawna prowadzonej przez czytelników, słuchaczy, telewidzów, internautów, czyli krótko – konsumentów idei. Z drugiej strony, nazywanie monopolu intelektualnego „własnością”, jak też mity genialnego wynalazcy czy romantycznego pisarza, to typo-we narzędzia w walce prowadzonej przez producentów: twórców, wydawców, filmow-ców. Ostateczny kształt własności intelektualnej nie jest niczym innym jak wynikiem tej walki, w której producenci mają finansową i organizacyjną przewagę. W odróżnie-niu od własności przedmiotów materialnych, interes właściciela nie jest tu jednak nigdy jasno zdefiniowany, jest raczej wymuszany, wywalczany, negocjowany.

Własność staje się polem walki interesów grupowych, którą raz po raz podgrzewają przypadki jaskrawego sprzeniewierzania się właścicieli interesowi publicznemu. Jest tak nie tylko w przypadku własności intelektualnej, ale także wtedy, gdy pod pozorami własności materialnej kryje się władztwo nad ideą artystyczną czy dobrem kulturo-wym. Jakże inaczej ocenić sytuację, w której ekscentryczny milioner używa obrazu Rembrandta jako tarczy do gry w strzałki, Rockefeller każe zdemontować genialny fresk Diego Rivery, a pewna amerykańska firma każe zburzyć biurowiec zaprojektowa-ny przez Franka Lloyda Wright’a, by wygospodarować miejsce na parking? Gdy nie-mądrzy właściciele dzieł sztuki niszczą dziedzictwo ludzkości, burzy się w nas krew. Ale czy słusznie? Jeśli właściciel obrazu Rembrandta nie ma prawa go zniszczyć, to czy miałby je sam Rembrandt? Czy Franz Kafka miał prawo żądać od Maxa Broda, by ten spalił wszystkie jego dzieła? Problem prawa właściciela do zniszczenia rzeczy (ius abutendi), postawiony już przez kapłana indywidualistycznej koncepcji własności Johna Locke’a, nadal nie jest rozstrzygnięty. Być może wymaga czegoś więcej niż odniesienia do indywidualnych i zbiorowych interesów, a mianowicie wiary religijnej, którą niewątpliwie posiadał Locke. Niszczyć może tylko Bóg – twierdził Locke – a nie człowiek.

4. Ponieważ własność intelektualna z wymienionych już wyżej powodów nie może 

W dokumencie Prawo autorskie w czasach zmiany (Stron 57-60)