• Nie Znaleziono Wyników

Już powyżej widzieliśmy, że Mickiewicz w czasie wyprawy swej do Włoch w r. 1848 sam nazywał się n a m i e s t n i k i e m i n a c z e l n y m p r z e w o d n i ­ k i e m, że w imię słowiaństwa pisał iastrukcye i roz kazy i że po powrocie do Paryża, a zatem w «hwili, kiedy o płonności swych nadzieji, pokładanych w wy­ padki włoskie, musiał być przekonany, odwoływał się do swoich obowiązków vjako p r z e w o d n i k a n a r o d o w e g o " — dowodów aż nadto, jak wysokie o swojem posłannictwie w swoim czasie miał wy­ obrażenie.

Ale jest oprócz tego cały szereg innych świa deetw, stwierdzających, że wysokie takie pojęcie nie było uczuciem przypadkowem, może wytworzonem dopiero pod wpływem Towianizmu, ale stałem i nieod- stępnem jego przekonaniem. Nie wszystkie te świa­

dectwa mają równą wartość dowodową, wszystkie atoli razem wzięte głęboko nam dozwalają zajrzeć do tajników jego duszy.

redakto-rów „Pielgrzyma1' pod dniem 2. Czerwca 1833 (a więc kilka miesięcy po ukazaniu się III. cz. Dziadów) pisze poeta o wrażeniu, jakiego doznał przed domem panny Lenormand, sławnej podówczas wróżbiarki paryzkiej :

„Słyszałem o niej dziw y; ciekawość mnie zdjęła poradzić się tej baby. Przyznam ei się,

0 dwie tylko rzeczy chciałem zapytać : j a k p r ę d k o będę n a c z e l n y m w o d z e m 1 kiedy E u r o p a p o d ł u g m e g o p l a n u ukonstytuuje się, tudzież kogo z nas . . . “ Mocno trzeba żałować, że aie znamy więcej z tego listu jak ten urywek. Pokazałoby się wtedy prawdo • podobnie, czy mamy do czynienia z jakowymś żartem poety, czy też z myślą poważną. Przypuśćmy, że żart (do czego nas atoli sposób wyrażenia bynajmniej nie zniewala) to i w takim razie nie będzie on dla nas bez wartości. Kto o podobnych sprawach żartuje, tego umysł bez wątpienia nadzwykle się niemi zaprząta. Ale cały przedmiot w ogóle mało się nadaje do żartów tego rodzaju a to tem mniej, jeśli chodzi o człowieka, jak Mickiewicz.

* * *

Następnie pod datą 22. Czerwca 1833 pisze poeta artykuł do „Pielgrzyma Polskiego11 zatytułowany : „O przyszłym wielkim człowieku-1 i tak się o nim wyraża :

„ . . . Było to powszechnem narodowem narzekaniem, że nie znaleźliśmy w rewolueyi człowieka, któryby wolę mas odgadnął i ocze­ kiwaniom ich zadoayć uczynił. O takiego czło­ wieka Polska wołała, wygląda go dotąd i w przyszłości przeczuwa. Ten przyszły

wielki człowiek, spodziewany M e s y a s z n a ­ r o d o w y , zkąd przyjdzie ? po czem go poznać ? nie ma na to zgody. Rodacy wystawiają go sobie w różnych kształtach, z różnemi atrybu­ tami. Wszystkim pokazuje się naturalnie z mieczem w rę k u ; ale mu jedni przydają gilotynę, inni drzewo genealogiczne, inni zwój protokułów.

Tern uczuciem narodowego oczekiwania przejęty J. U. Niemcewicz ma nadzieję, żc nas nowy jakiś Pizystrat, Kromwell, Cezar lub Napoleon uratuje.

Ale w historyi narodów nic się nie powta­ rza, nic nowego nie dzieje się po dawnemu staremi środkami. . . .

Tyle można z pewnością przepowiedzieć, że nasz przyszły wielki człowiek Wojownik do ż a d n e g o z d a w n y c h n i e b ę d z i e

p o d o b n y .

Pierwszym warunkiem przyszłego wielkiego człowieka musi być ta szlachetność charakteru, ta serderczność, ta dobroduszność, która K o- ś e i u s z c e i W a s h i n g t o n o w i zjednała miłość spółczesnyeh i szacunek potomnych." Pogląd, jaki tu poeta rozwija co do „przyszłego wielkiego człowieka", co do „spodziewanego Mesyasza narodowego", z różnych względów a mianowicie dla tego godzien uwagi, że znacznie ścieśnia zakres, w którym szukać należy tego męża-wskrzesiciela. O sobie samym wprawdzie poeta nie mówi. Mimo woli atoli owa „szlachetność charakteru", owa „ser­ deczność i dobroduszność", jaką kładzie za pierwszy

warunek swego człowieka przyszłościowego, zwraca myśl naszą ku niemu. Niezaprzeczonym bowiem jest faktem, że przymioty te rzeczywiście w Wysokiem wydoskonaleniu sam posiadał. Wójcicki w swojem wspomnieniu pośmiertnem powiada:

„Nie łatwo się zdarza napotkać tw arz tak ruchomą, tak wyraźnie odbijającą wszystkie m y śli. .. podniesienie duszy i chłopską prostotę, pokorę i zapał, zachwycenie i rozrzewnienie prawdziwe. “

Odyniec pisze do Wójcickiego :

„Dobroć, tkliwość, prostota cechowały tego wielkiego człowieka — większego stokroć w sobie, niż nawet w pismach swoich.“

Z równem uwielbieniem mówi o nim Zygmunt Krasiński :

„Mickiewicz jako człowiek jest jeszcze piękniejszym, niż jako poeta. On jeden szczerze mówi, on jeden wie, co poświęcenie .. . zespolił geniusz poetycki z dziecięcą nieomal prostotą, pojętą w najpiękniejszem znaczeniu wyrazu.“ Stefan Witwicki*) nawet w chwili największego rozżalenia przeciw poecie bez ogródki w yznaje:

„Nikogo w życiu nie znałem, za którego słowo mógłbym śmielszem sumieniem ręczyć: w mnóstwie przedziwnych przymiotów miał także Mickiewicz przymiot jak największej prawdomówności. . . który sam jeden mógłby już dowodzić pięknej jego i wzniosłej duszy." Wreszcie Klaudya Potocka, rodem Działyńska,

wzór szlachetnej kobiety i Polki, towarzysząca wraz z Mickiewiczem zgonowi Stefana Garczyńskiego, w li­ ście do Odyńca tak się o wieszczu w y raża:

,.Z podziwieniem, ze łzami na niego patrzę; wyższy jest od nas wszystkich sercem, cnotą, duszą, jak jest geniuszem naj wyższym od wybranych. “

Tak tedy i w tym przypadku poeta, uważając za pierwszy warunek zbawcy narodu ową szlachetność charakteru, ową serdeczośó i dobrodusznośó, jaką po­ siadali Kościuszko i Waszyngton, sam siebie jak najtrafniej odrysował. Może mimo wiedzy. Bo to było właśnie znamieniem jego ; uczucie i rozumowanie zlewały się z sobą w jedną wynikłość duchową, która natychmiast w wyobraźni jego tak plastyczne przybie­ rała kształty, że przeniesienie jej do rzeczywistości

stawało mu się wewnętrzną potrzebą.

* * *

Mija lat dziesięć — i znów poeta kreśli obraz swego męża, tych samych dobierając kolorów, tylko w dosadniejszem ubarwieniu, z starań niejszem wykoń­ czeniem wszystkich jego rysów. Na lekcyi z 30. Kwie­ tnia 1844, rozwodząc się obszerniej nad „człowiekiem, przeznaczonym prowadzić dalej dzieło Syna Człowie­ czego w epoce teraźniejszej “, tak się odzywa do słuchaczów swoich :

„Człowiek ten będzie powinien mieć żarli­ wość apostołów, poświęcenie się męczenników, prostotę mnichów, śmiałość rewolucyonistów 93-go roku, męztwo miezachwiane i piorunującą odwagę żołnierzy wielkiej armii francuzkiej a geniusz ich wodza. Oto są rysy człowieka

ideału naszej epoki; oto czem trzeba być, żeby ośmielić się Francuzom i Polakom rz e c :

„za mną** !

Zbyteczną byłoby rzeczą, dowodzić w szczególności, o ile się ten obraz da zastosować do p o ety : niech sobie czytelnik z dźwięków własnej duszy sam da na to zapytanie odpowiedź. Kto się atoli należycie za­ słuchać potrafi w melodyą ognistej tej duszy i zrozu­ mieć tryumfalną miarę je] brzmienia, ten w owym mężu „przeznaczonym prowadzić dalej dzieło Syna Człowieczego “ tych samych dosłyszy się dźwięków, jakiemi odbrzmiewała dusza poety.

Ale nasuwa się jeszcze uwaga, z innych względów ważna. Wiadomo, że właśnie w tych ostatnich lekcyach kursu literatury słowiańskiej, do których należy także lekcya co dopiero wspomniana, upatrywano różne wskazówki, mające się rzekomo odnosić do Towiańskiego jako do męża wskrzesiciela, o czem jeszcze poniżej będzie mowa. Kzecz tedy jasna, że gdyby Mickiewicz w owej chwili za tego człowieka przeznaczenia był uważał Towiańskiego, w takim razie do odwizerunko- wania męża tego słuchaczom swoim byłby bez wątpie­ nia dobrał rysów wcale innych, jakich u żjł rzeczy­ wiście, a których ż a d n ą m i a r ą d o T o w i a ń ­ s k i e g o z a s t o s o w a ć n i e m o ż n a . Z wszy­ stkich przymiotów, jakiemi darzy poeta swego męża, Towiański posiadał co najwyżej może „poświęcenie się męczenników” i „prostotę mnichów*, ale brakło mu zgoła „żarliwości apostołów**, „śmiałości rewolucyonistów 93 go roku,** „niezachwianego męztwa i piorunującej odwagi żołnierzy wielkiej armii francuzkiej** a tem bardziej „geniuszu ich wodza.** Był on raczej lękliwy,

nie ufający naw et siłom własnym, od wszelkich publi­ cznych występów i tłumnych zebrań usilnie stroniący, wreszcie daleki od genialności, a więc człowiekiem, żadnego z odrysowanym mężem przeznaczenia nie po­ kazującym podobieństwa. Mickiewicz więe na lekcyi tej z 80. Kwietnia 1844 nie mógł mieć, więc nie miał na myśli Towiańskieg*. A w prostem następstw ie: jeżeli nie na tej, więc też na żadnej innej — ani ry ­

chlejszej, ani późniejszej

* *

*

Dwa lata wprzódy, 3 Maja 1842 r., przemówił poeta na posiedzeniu „Towarzystwa historyczno-lite­ rackiego." „Dziennik Narodowy11 z 7. Maja ogłosił to przemówienie drukiem nadmieniając, że zbiera je w treść, nie umiejąc atoli oddać go „ani w nierozerwanej całości, ani we właściwym blasku wyrażeń Miejce, jakie się tyczy naszego przedmiotu, brzmi według tego sprawo­ zdania jak następuje:

Przyszedł czas zmartwychwstania oj­ czyzny Powtórzę wam z apostołem mówiącym do żydów : „czekaliście Mesyasza a M e s y a s z b y ł m i ę d z y w a m i " ! . , . D o w i e ' s z c z ó w n a l e ż y p r z o d k o w a ć b r a c i o m , w s k a z y w a ć n a r o d o w i d r o g ę ; ale dziś nie dość na tem, trzeba przeczucie w czyn zamienić, tak wyrobić swego ducha, żeby jego natchnienie było czynem. Odtąd ujrzycie mnie zawsze tam, gdzie w a s p r o w a d z i ć b ę d ę , p i e r ś w ł a s n ą n a d s t a w i a j ą c . Przyszedł czas, że natchnienie musi być czynem a czyn natchnieniem, bo w dziele Bożem, jak w piorunie

uderzenie jest '<j‘dno : między błyskawicą a ciosem nie masz rozdziału.*1

Cały ten ustęp sam z siebie silnie przemawia do przekonania. Nadmienić chyba wypada, że i wówczas poeta już znał Towiańskiego blizko rak, czyli mówiąc dokładnie od 17. Lipca 1841 r., a więc już wtedy stał pod jego wpływem. Mimo to w przemówieniu swojem nawet nie wspomina Towiańskiego, za to tern wyraźniej mówi • sobie i przodownictwie swojem.

* * *

Na lekcyi z 20. Marca 1843 poeta o owym wy­ marzonym swym mężu wskrzesicielu tak się w y raża:

„Nie będzie tu od rzeczy przytoczyć kilka wierszy samegoż de M aistra. . , otóż co on m ów i:

„ „Czekajcie, aż umiejętność i religia, sku­ tkiem naturalnego powinowactwa między sobą, połączą się w jednym człowieku. Nie będziemy zapewne czekali długo na niego ; może już on i jest na świecie (na początku tego stulecia.) To położy koniec wiekowi XVIII-mu, trwającemu dotąd jeszcze. Miejsce geniuszu może zastąpić duch objawiciel. . . “ “

„Nie mamy za złe tym, co podobnie jak de Maistre wyciągając ręce ku przyszłości wspa­ niałej, uznają trudność usiłowań pojedyńczych. Ale kiedy kto w jakikolwiek sposób zabiera się tworzyć n o w e z j e d n o c z e n i e , a nade- wszystko n o w y k o ś c i ó ł , co nie jest niczem, ja k poczynaniem nowej epoki, niech odczyta sobie piękne karty de Maistra, gdzie on mówi o

spo-dziewanym geniuszu i duchu objawicieln, a po­ tem niech zapyta sam siebie przed Bogiem r j e s t e m ż e t o j a tym człowiekiem genial­

nym, tym objawicielem ?

Słowa te z pewnym przyciskiem postawione są na sam koniec lekcyi. Nikt nie jest zmuszony przy­

puścić, jakoby Mickiewicz końcowym tym zwrotem w słuchaczach swoich był chciał obudzić przekonanie, że on sam jest „tym człowiekiem genialnym i tym objawicielem.“ Jednakowoż wyrażenie jego o „tw o­ rzeniu nowego z j e d n o c z e n i a a nadewszystko nowego k o ś c i o ł a “ z pomiędzy wszystkich obecnych zapewne do nikogo nie mogło mieć rzeczywistego za­ stosowania, jak do niego. Wiemy bowiem, że już w r. 1884 wspólnie z Antonim Góreckim, Stefanem Witwickim, Cezarem Platerem, Ignacem Domejką, braćmi Bohdanem i Józefem Zaleskimi i Bohdanem Jańskim założył stowarzyszenie „Braci Zjednoczonych1'. Obowązkiem braci było „modlić się codziennie za siebie, za ojczyznę i bliźnich, za przyjaciół i nieprzyjaciół, przykazania Pańskie słowy i uczynki wypełniać, przy­ kładem swym do tego rodaków zachęcać i na drodze tej wspólną siłą utrzymywać. Z pism zaś Hieronima Kaysiewieza*) dowiadujemy się, że również i zakon Zmartwychwstańców zawdzięczał swe powstanie Mic­ kiewiczowi. Kaysiewicz powiada, że : .było to niejako podjęcie myśli bardzo religijnie wtedy usposobionego Mickiewicza, który patrząc na niepłodne zabiegi i

ro-*) Pisma O. H i s r . K a y s i e w i e z a tom I I I : „Pamiętnik o początkach Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego11. Berlin—

'boty emigracyjne, pow tarzał; Na nic się to wszystko ■zdało — trzeba dla Polski zakonu! “

Wszystkie te i tym podobne dążności w zasadzie polegały na jego stósunkn do kościoła. Był mu urzą­ dzeniem za nadto ziemskiem, nadto ludzkiem, za mało Boskiem i Chrystusowem, Otóż jak się wyraża o tym .kościele na lekcyi z 28. Maja 1844:

„Or, 1’histoire et les faits vous prouvent que depuis des siecles 1’E g l i s e n e c o n d u i t p l u s aujj c i e l ; elle n‘y entre pas e l l e- ni e m e. Depuis des siecles elle n’a laisse voir dans ses actions aucun element, qui ne fut eon- nu des eufants de la terre, rien qui ne pourrait etre trouve hors de l ’Eglise.“

Rzeczywiście sam marzył o założeniu nowego kościoła. Co najmniej zaś zwrot ów końcowy jaskrawe rzuca światło na pojęcie mesyanizmu przez poetę. Każdy winien się badać, czy nie jest owym człowiekiem genialnym, owym objawicielem, każdy nim być może. A jeśli tak, wtedy najbliższe musiał do tego mieć prawo ten, do którego się dały zastosować podane warunki, bo był .założycielem nowych zjednoczeń* i „zabierał się do utworzenia nowego kościoła" a co najważniejsza i najpewniejsza : był rzeczywiście „czło­ wiekiem genialnym."

* * *

Na lekcyi z 22. Grrudnia 1843, która była 'p ier­ wszą lekcyą roku czwartego i ostatniego, tak się poeta odzywa do swoich słuchaczów:

„Teraz porzucamy sprawy wyłączne i inte- resa miejscowe Słowiańszczyzny, przystępujemy

do drugiej części naszego kursu, zabieramy się wypełnić obowiązek najistotniejszy, najświętszy, n i e z b ę d n y d l a te go, kto się odważa stawać jako o r g a n o g r o m n y c h l u d ó w .

Z jakimże dowodem mam wystąpić, któryby był głównym i zawierał treść wszystkich innych ?

Dowód ten przynoszę w samym sobie, w mojej osobie, w mojej duszy, w mojem sumieniu. . . Czy czujecie, że każde moje słowo jest wydobyte z mego wnętrza ? Skoro duch wasz odpowie wam, że tak, wtedy będziecie obowiązani natężyć całą waszą uwagę, ja zaś użyję wszystkich sposobów, żeby ją wzbudzać i utrzymywać. Chociażby mi przyszło obrazić nawyknienia moich słuchaczów, chociażbym wreszcie musiał na gwałt krzyczeć, będę krzyczał. Krzyki te nie będą mojemi własnemi: j a o s o b i s t o ś ć m o j ą p o ś w i ę c i ł e m n a o f i a r ę ; w y­ dzierają się one z g ł ę b i d u c h a w i e l k i e g o l u d u.“

Było to jakoby zagajeniem nowego półrocza.

* *

*

Lekcya z 19. Marca 1844 kończy się ową pa­ miętną w dziejach mesyanizmu sceną, która może ostatecznie się przyczyniła do odjęcia Mickiewiczowi katedry słowiańskiej dekretem 12. Kwietnia 1844. U Wrotnowskiego (IY. 124. 125.) kończy się to prze­ mówienie i opis połączonej z niem sceny jak następuje:

„ O jakże! czyliżbym ja mógł kiedykolwiek tak mówić, jak teraz mówię ? czyliżbym miał moc, wystawiać się na wszystkie pociski obra­ żonej dumy ludzi systemowych, g d y b y m

n i e c z u ł s i ę o p a r t y m n a s i l ę n a d ­ l u d z k i e j ? . Nie jestem doktorem, nie moja rzecz wykładać wam tajemnice nowego objawienia, jestem tylko j e d n ą z i s k i e r r z u c o n y c h p r z e z o g n i s k o i kto zechce śledzić, zkąd wyszła, może łatwiej dojdzie do T e g o , który jest drogą, i prawdą i żywotem.

To wam powiedzieć było mojem powołaniem. Radość, jakiej doświadczyłem i jaka nigdy nie będzie mi odjęta, radość jaką uczułem ztąd, żem został powołany wam to powiedzieć, będzie radością całego mojego żywota i w s z y s t k i c h m o i c h ż y w o t ó w , a jako nie mówię, opiera­ jąc się na powadze żadnej książki, jako nie wykładam wam żadnego systemu, staję przed wami w obliczu Nieba żywym świadkiem no­ wego objawienia i śmiem tych wszystkich z po­ między Polaków i Francuzów tu obecnych, którzy je znają, wezwać, aby mi odpowiedzieli żywym głosem: czy jest to objawienie, taklubnie?"

(Wezwani powstają i podnosząc ręce odpo­ wiadają : „ ta k !“)

Ci z pomiędzy P«laków i Francuzów, którzy widzieli to objawienie wcielone, którzy widzieli i poznali, że ich Mistrz jest na ziemi, niech odpowiadają : tak czy nie ?

(Wezwani powstają i odpowiadają „ ta k !') A teraz, bracia moi, służba moja przed Bogiem i przed wami spełniona, Oby ta chwila wlała w was całą tę radość i wszystkie te nie-

ogranitzone nadzieje, jakich jestem pełen." Z tego przemówienia wynika przedewszystkiem, że zapowiadany tyle razy mesyasz wedle zdania poety

już był na ziemi i o b c o w a ł m i ę d z y s ł u c h a ­ c z a m i jego. Ale może mimo wszelkie nieprawdopodo­ bieństwo miał w tym przypadku na myśli nie siebie, tylko Towiańskiego ?

Przyznać trzeba, że słowa przytoczone, zarówno jak przeważna część wszystkich wygłoszeń tyczących się tego osobistego mesyasza, są nieco ciemne i dwu­ znaczne. Aleć na początku mówi poeta wyraźnie 0 sobie samym, zaręczając, że czuje się „opartym na sile nadludzkiej" i że jest „jedną z iskier rzuconych przez ognisko." „Kto zechce śledzić lotu tej iskry, może łatwiej dojdzie do Tego, który jest drogą, żywotem i prawdą." Zapewne nikt nie będzie przy- puszał, że tem ogniskiem czyli Tym, który jest drogą 1 prawdą i żywotem, miał być Towiański. Mowa raczej o owem ostatecznem źródle wszech rzeczy, o ognisku i źródle Boskiem. Skoro więc w tym pierwszym ustępie nie miał wykładający na myśli Towiańskiego, czyż jest przyczyna, upatrywać go w bezpośredniem dalszem rozwinięciu myśli ?

Scena opisana miała miejsce na lekcyi z 19. Marca 1844. Kilka tygodni zaś później, na lekcyi [z 30. Kwietnia, poeta postać „człowieka przeznaczonego prowadzić dalej dzieło Syna Człowieczego" tak kreśli, że rysów tych przenigdy w Towiańskim nawet odszu­ kiwać, a tem mniej odnaleść nie można. Gdyby więc poeta na lekcyi (z kolei 10-tej roku czwartego) z 19. Marca był miał na myśli Towiańskiego, wtedy na lekcyi (z kolei 12-tej) z 20. Kwietnia nie byłby mógł temuż samemu mężowi przyszłości przysądzać przy­ miotów, jakie z całą naturą Towiańskiego s t a ł y w r a ż ą c e j s p r z e c z n o ś c i .

Przeważy szalę przekonania świadectwo Stefana Witwickiego, jednego z najuczciwszych przeciwników Mickiewicza, czyli wyrażając się dokładniej, jego kie­ runku mesyanistycznego. Na samym końcu swego pisemka, już powtórnie wspomnianego, umieszcza Wi- twicki dosłowny następny dopisek :

„P. S. Już było pismo to ułożone w druku, kiedy przypadła ostatnia tego kwartału lekcya P. Mickiewicza, na której, dopuszczając się publicznej i niesłychanej sceny, o g ł o s i ł s i ę j a k n a j w y r a ź n i e j a p o s t o ł e m N o ­ w e g o o b j a w i e n i a , nowego słowa wcielo­ nego i odwołał się do świadectwa innych To- wiańczyków tamże obecnych, — ci wszyscy natychmiast go wielokrotnemu okrzyki za tego apostoła uznali i wyciągnąwszy ręce, złożyli mu w obec zdumiałej publiczności jakąś niby przysięgę na wierność. P. Mickiewicz mówił tam także, że to apostolstwo stało się dla niego radością c a ł e g o ż y c i a , w s z y s t k i c h ż y c i ó w (de toute ma vie, de toutes mes vies), że każdy człowiek może zostać Chrystusem za dwa, za trzy tysiące lat itp .“

Oczywista, że Witwicki tu nie o innej mówi lekcyi, jak właśnie o będącej w mowie z 19. Marca 1844. W ostatniej chwili i pod pierwszem. świeżem wrażeniem, jakie wywarła owa lekcya na słuchaczach, z wido­ cznym pośpiechem rzuca na papier ten dopisek, a że druk pisemka już był ukończony, każe go drukować na osobnej kartce i załączać jako dodatek. Nie powiada wprawdzie Witwicki, czy sam był na owej lekcyi ■obecny, ale mniejsza o to ; w każdym razie dowiadujemy

się przez niego, jakiego wrażenia doznali obecni i jakie z sobą wynieśli. Wrażenie zaś żywego słowa, jak widzimy, było to, że Mickiewicz s a m s i e b i e ogłosił „apostołem nowego objawienia“ a nie Towiań- skiego. Okoliczność ta obok tylu innych dowodów musi być przekonywającą.

Zbiór poglądów swoich mesyanistycznych wydany w r. 1845 pod tytułem „L’eglise officielle et le Mes- sianisme“ rodzielił poeta na dwie części, z których część druga osobno zatytułow ana: „L’eglise et le Messie" poprzedzona jest przedmową, nie od Mickie wieża, ale od trzech Francuzów : Charles Bouvier, Emil Bournier i Theodore Fouquere, Paris, ce 17 mai 1845, którzy oświadczają w przypisku:

„Au nom de tous nos freres et amis, trois de nous seulement ont signe cette preface, qui est notre commune declaration de foi.“

Odezwa ta skierowana wyłącznie do Francuzów była bez wątpienia pisana na życzenie Mickiewicza a tu i owdzie, mianowicie w swem zakończeniu, wi­ docznie przez niego samego jest redagowana. Otóż najgłówniejsze myśli tego osobliwego oświadczenia:

„ . . . C’est par un proscrit, enfant de la Pologne, que cet appel a ete fait. Mais qnr importe ici la nationalite de 1’homme, qui a parle ? . . . N’est ce pas le fils d’un pauvre charpentier qui, il-y a dix huit cents ans, apporta a la terre l’Evangile ? . . .

E t si nous parlons ainsi, Fest parce que nous nous proclamons les temoins vivants dir YERBE de l’epoque, c’est parce que nous avons parlć a CELUI, dont la mission est de continuer

et d’acłiever l’oeuvre confiee a Napoleon: de sauver les peuples et le monde entier Comme Franęais nons avons reconnu celui q u i s e u l a u j o u r d’h u i e s t a s s e z g r a n d , a s s e z p u i s s a n t , pour regenerer la* France, pour accomplir l’oeuvre de Dieu.

Prononcees librement au milieu du College de France les paroles d’Adam Mickiewicz s’adressaient non seulement aux auditeurs du cours, mais arissi Urbi et orbi — a la ville et au monde. Au fond de chaque ame franęaise ces paroles de vie, nous le savons, ont retenti comme un appel souverain, auąuel les nationa- lites et les peuples sont maintenant sommes de repondre.

. . .Freres, amis, vous tous qui sentez battre dans votre poitrine un coeur de Franęais, vous qui tressaillez interieurement pour tout ce qui est vrai, pour tout ce qui est grand et s a in t.. .

Powiązane dokumenty