Oto orzeszek do zgryzienia dla naszych pociesznych wykwintniś i wykwintnisiów, którzy lamentują, że reportaże nie są ,,czy
stą“ literaturą i że rozważanie spraw życio
wych i społecznych nie jest godne pióra pi
sarza. Moje reportaże sądowe, mimo po
chlebne dowody uznania jakie mnie za nie spotykały, wywołały zgorszone skrzywienie wykwintnych warg i wysokie niezadowole
nie wytwornych mózgów naszych nieżywych i obeschniętych „krytyków“ . Trudno, mu
szę się bronić, ale nie argumentami, bo te jeszcze u nas nikogo nie przekonały, ale cu
dzym autorytetem, i to takim, że do reszty zmartwiejecie, moi panowie. Więc — Fran
cja (to już coś), Paryż (to jeszcze więcej), w Paryżu wyborne wydawnictwo Nouvelle Revue Française (tak!). W Nouvelle
Re-215
vue Française — sam André Gide. Cze
góż wam więcej trzeba? Gide — bóstwo intelektualistów, pisarzy, krytyków i pede- rastów. I otóż ten Gide prowadzi wr N.R.
F . kronikę ,,faits divers“, kolekcjonuje, zbiera różne dziwne, niewytłumaczone wy
padki, zadziwiające fakty, zagadkowe samo
bójstwa, niepojęte zbrodnie. Niektóre z nich opatruje komentarzem, jak łatwo sobie wy
obrazić — niezwykle interesującym i wnikli
wym, inne podaje na surowo, niech mówią same za siebie. Są to wycinki z gazet, wy
jątki z aktów' oskarżenia, listy osób prywat
nych. Dokumenty. Jest to niejako muzeum osobliwości świata przestępczego, choć mię
dzy jedną a drugą zbrodnią Gide potrafi nagle zająć się np. zastanawiającą kwestją ciekawości u zwierząt. Tak oto wszystko, może zmusić do myślenia pisarza, wszystko pod wpływem jego magicznego spojrzenia staje się literaturą. Zbiór tych osobliwości wyszedł w kolekcji p. t. Ne Jugez P as (Nie Sądźcie), też pod redakcją Gide‘a.
Tak, panowie nadwiślańscy pur-sang-lite- raci, — Gide‘a. W kolekcji tej znajdujemy suchy rzeczowy opis wypadków, a zwłaszcza zbiór dokumentów dotyczących tej przera
216
żającej dewiacji psychiki ludzkiej jaką jest zbrodnia. Wiele się można z tego nauczyć, wiele razy zdumieć i zamyśleć.
A więc słynna Sprawą Redureau. Pięt
nastoletni chłopiec, parobek u zamożnego fermera, usłyszawszy ostre słowno od gospo
darza, zabija go w szopie, a potem idzie do izby i morduje sześć osób z jego rodziny, zupełnie niewiadomo dlaczego. Najciekaw'- sze wr tern wszystkiem że chłopiec nie przed
stawiał żadnych objawAw degeneracji: zdrów, dobrze rozwinięty fizycznie i umysłowo, z ogólnie szanowanej rodziny, uczciwy, praco
wity, łubiany. Dlaczego? Otóż to właśnie.
Albo druga sprawa, której analiza zajmu
je cały tom tego wydawnictwa (przekład z angielskiego). W Indjach dwa małżeństwm angielskie na dość wysokich stanowiskach urzędniczych. Mąż z pierwszej pary, Clark, zakochuje się w żonie z pary drugie] — pani Fullam. Następuje eksplozja obustronnej namiętności u tych ludzi mających koło czterdziestki, obarczonych, każde, kilkorgiem dzieci. Z miłości rodzi się plan zbrodni — zgładzić tamtych dwoje: tamtego męża i tam
tą żonę. Aby uniknąć skandalu rozwodo
wego, wybierają podwójne morderstwo. Clark 217
przesyła pani Fullam drobne dozy arszeni- ku, a ona wsypuje je mężowi do jedzenia.
Znamy dokładnie cały przebieg zbrodni dzię
ki temu, że pani Fullam była nieposkromio
ną grafomanką epistołarną. Pisała setki listów do swego kochanka, w których zda
wała relację ze wszystkiego, on jej te listy zwracał. Chowali je z niepojętym pietyzmem do kasetki, która stała pod łóżkiem, i ta ka
setka zupełnie przypadkiem wpadła w ręce policji i zgubiła oboje. Listy te są chyba najbardziej wstrząsającym dokumentem, ja ki zdarza się czytać, i to właśnie przez zu
pełny brak ponurości. Straszliwy proces po
wolnego konania nieszczęśliwego człowieka, opis wszystkich podstępów, aby mu wrsypać proszek do jedzenia, opisane są wesoło, po
godnie, z poczuciem humoru, niemal z wdzię
kiem. Ta kobieta o ptasim mózgu, zresztą dość dowcipna i inteligentna, ani na chwilę nie przestaje być rozkoszna, nie przestaje wdzięczyć się do kochanka i szczebiotać.
Dopiero przy końcu zaczyna się trochę de
nerwować i robi słodkie wymówki ukocha- nemu, że proszek działa zbyt powoli, prosi o lepszy. Biedny Fullam miał jakąś orga
niczną odporność na truciznę, to eż cała 218
operacja trwała długo, póki wreszcie Clark zastrzykiem nie przyspieszył dzieła miłej mał
żonki. Ta dobra gospodyni, czuła matka, kobieta tłuściutka i lubiąca tańczyć, bucha
jąca zmysłową namiętnością dla kochanka i z tak dziewczęcą pogodą patrząca na strasz
liwe męki ojca swoich dzieci, to widok mro
żący krew w żyłach. A biedna pani Clark odpierająca sprytnie nieustanne zamachy mę
ża na jej życie, czekająca z rezygnacją śmier
ci, nie myśląca jednak o rozwodzie, póki syn nie dostanie posady, córka nie wyjdzie zamąż, — czyż to nie obraz tej zdumiewa
jącej Anglji przedwojennej, w której prze
łamanie konwenansu było trudniejsze od zbrodni, a bojażń tego o shocking niejedno
krotnie prowadziła do bohaterstwa ? Dziwne to są sprawy i potęgują do którejś potęgi przerażającą dziwność świata.
Nie wstydźmy się, że nas to interesuje, obchodzi, pasjonuje. Nie wiemy co nas czeka jutro, nie wiemy co może spotkać naszych najbliższych, nie rozumiemy tylu rzeczy, jesteśmy ciągle otoczeni nieznanem. To nasze prawo wczuwać się, wmyślać się, rozumieć.
'Wszelka katastrofa jest niejako skondenso
waniem, skonstruowaniem niepojętego i roz
cieńczonego świata, daje nam namacalny obraz tego co zawsze widzimy w postaci niezrozumiałych rozsianych fragmentów. Po
jąć jej przyczyny i skutki, czy to nie może czasem znaczyć — uniknąć?
f i
Biblioteka Główna UMK 3 0 0 0 4 6 3 5 8 6 9 7