• Nie Znaleziono Wyników

Antropologia w Polsce od dawna znajduje się na marginesie życia publicznego, zde-cydowanie ustępując pola socjologii, psychologii czy kulturoznawstwu i wydaje się, że zwiększenie roli dyscypliny w debacie publicznej stanowi najbardziej palące zadanie. Nielicznym antropologom udaje się zwrócić uwagę na swoją pracę (warto wymienić tu nazwiska choćby A. Kościańskiej, K. Pobłockiego, T. Rakowskiego czy A. Stanisz), ale są oni w swoich działaniach niejako osamotnieni, gdyż w tym za-kresie nie są prowadzone właściwie żadne działania o charakterze systemowym, chociaż z całą pewnością na uwagę zasługuje tutaj upublicznienie w ostatnim czasie przez polskie środowisko etnologów i antropologów polskich Manifestu etnologów i antropologów polskich przeciw dyskryminacji (Poznań, 23 listopada 2016), a wcześniej Stanowiska Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego w sprawie przejawów ksenofobii i nietole-rancji w Polsce (Lwów, 25 września 2015).

Pomimo tego, że od dwóch dziesięcioleci antropologia w Polsce (nie wspomi-nając o reszcie świata) stanowi dyscyplinę par excellence społeczną, Komitet Nauk Etnologicznych PAN nie podjął żadnych działań mających na celu zmianę pozycji antropologii, która w ramach obecnej systematyki obszarów, dziedzin i dyscyplin naukowych w Polsce przynależy do dziedziny nauk historycznych. Problem ten może jawić się jako czysto formalny, jednakże nie pozostaje on bez wpływu na finanso-wanie badań antropologicznych przez Narodowe Centrum Nauki. Z kolei fizyczne umiejscowienie Instytutów, Katedr i Zakładów Etnologii i Antropologii Kulturowej w obrębie Wydziałów Historycznych nie sprzyja codziennemu przepływowi myśli naukowej między antropologami i choćby socjologami, a także narzuca poważne ograniczenia na proces dydaktyczny.

grzegorz godlewski grzegorzgodlewski@o2.pl Instytut Kultury Polskiej Uniwersytet Warszawski

Na początku chcę zaznaczyć, że nie jestem antropologiem, etnologiem ani etnogra-fem – nie zdobyłem profesjonalnego wykształcenia w tych dziedzinach, nie mam też za sobą doświadczenia badań terenowych. Wiedzę antropologiczną uważam natomiast za podstawową w badaniach teoretycznych i wykorzystuję do konstru-owania antropologicznej teorii kultury. Występując z tych pozycji, żywię nadzieję, że refleksje na temat stanu nauk antropologicznych formułowane nie z ich wnętrza, tylko z pewnego dystansu, mogą mieć jakąś wartość.

Zacznę od stwierdzenia, że od co najmniej trzech dekad antropologia ulega głębokim i daleko idącym przekształceniom, których następstw – nie mówiąc już o ostatecznych efektach – nie sposób jednoznacznie oszacować. Jedne z tych zmian wynikają ze szczególnych wyzwań, przed którymi stanęła antropologia (i antropo-lodzy); inne mają swoje źródło w ogólniejszych procesach rzutujących na kondycję nauki w ogóle, choć głównie nauk społecznych i humanistycznych.

Wśród tendencji ogólniejszych na plan pierwszy wysuwa się rozhermetyzowanie granic między dyscyplinami naukowymi. Nie chodzi już tylko o podejście inter- czy transdyscyplinarne; granice dyscyplin stają się przepuszczalne, a tym samym nie tylko ich ścisłe strzeżenie, lecz nawet respektowanie straciło na znaczeniu. Ale nie prowadzi to do całkowitego zatarcia tożsamości dyscyplin – inaczej się ją jednak definiuje. W szczególności badania antropologiczne od dłuższego czasu rozwijają się w przestrzeni wypełnionej przez wiele innych kierunków badania kultury – czasem jeszcze zachowujących status dyscypliny, ale częściej już do tego nie pretendują-cych. Wyznacznikiem takich „niezdyscyplinowanych” orientacji (przybierających postać różnego rodzaju „studiów nad…”) jest zwykle sam wybór obszaru dociekań, penetrowanego przy użyciu wszelkich dogodnych podejść, metod i narzędzi, bez względu na to, skąd są czerpane. Jeśli w tej konstelacji kierunków antropologia zachowuje odrębność – a moim zdaniem zachowuje i zachowywać powinna – to jej wyróżnikiem pozostają dwie właściwości: orientacja na Inność i Innego oraz opieranie się na badaniach terenowych, uznawanych, jak to określił James Clifford, za „praktykę dyscyplinującą”.

Na tak ramowo czy raczej brzegowo zakreślonym polu badań antropologicznych coraz mniejszą rolę odgrywają nadrzędne regulacje teoretyczne. Choć antropologia niemal od początku była nauką wieloparadygmatyczną, to w obrębie równolegle funkcjonujących paradygmatów siła ortodoksji bywała potężna. Zaczęła słabnąć, gdy zaczęto sobie zdawać sprawę, że model paradygmatyczny – dyktujący „zstępujący” porządek poznania, zgodnie z którym ogólna teoria wyznacza nie tylko metody i cele badań, ale również sposób definiowania tego, co może stać się ich przedmiotem – prowadzi do poważnych ograniczeń i zniekształceń poznawanej rzeczywistości. Podejście systemowe pozostawia poza swoim zasięgiem w szczególności to, co składa się na realne życie kultury – co jest udziałem, jak mawiał Victor Turner, „żywych ludzi”. Porządek „zstępujący” jest więc coraz częściej zastępowany przez porządek „wstępujący”, zgodnie z którym badacze, rezygnując ze wsparcia teorii paradygma-tycznych, w pierwszym kroku otwierają się na wyzwania poznawcze samej rze-czywistości kulturowej i dopiero po rozpoznaniu napotkanych zadań konstruują swoje stanowisko badawcze ze składników dobranych stosownie do ich specyfiki, nie zaś z uwagi na jakąkolwiek ortodoksję teoretyczną czy dyscyplinarną.

To oczywiście tylko generalny wektor, reorientujący porządek dociekań. „Zwrot ku rzeczywistości”, otwarcie na płynące z niej impulsy nie wyczerpuje kontrpara-dygmatycznej strategii poznania, która – jeśli nie ma prowadzić do rozproszenia i bezładu – musi kierować się wektorami bardziej konkretnymi. Najbardziej prze-konującą, moim zdaniem, propozycję w tym względzie przedstawił Victor Turner, który uznał, że perspektywę „żywych ludzi” najlepiej reprezentuje wymiar do-świadczenia kulturowego. Jego koncepcja antropologii dodo-świadczenia – traktowanej nie jako dział antropologii, tylko jako nowa jej postać, wyzwolona z ograniczeń podejścia systemowego – pozostała jednak otwartym projektem, niezrealizowanym również przez tych, którzy próbowali podjąć jego ideę. Rzecz w tym, że choć dość powszechnie uznaje się, że bez uwzględnienia wymiaru doświadczenia – jak pisał Clifford Geertz – „każda analiza kulturowa wydaje się unosić kilka stóp nad ziemią”, to wymiar ten pozostaje w znacznej mierze niedostępny z zewnątrz i w związku z tym w niewielkim stopniu poddaje się operacjonalizacji badawczej.

Spośród różnych inicjatyw, które próbują zbliżyć się do sfery doświadczenia, mając przy tym na uwadze względną dostępność wskazanego przedmiotu badań, za najbardziej wydajne poznawczo i obiecujące uważam dwa kierunki. Pierwszy to zwrot ku badaniu praktyk kulturowych, zwłaszcza w tych realizacjach, które

odwołują się do ujęcia praktyk przez Pierre’a Bourdieu – ujęcia radykalnego, stawia-jącego przed badaczami poważne wyzwania, jednak nawiązustawia-jącego bliski kontakt z „kulturą żywą”, z obszarem „świata przeżywanego”. Ta ostatnia kategoria przy-wołuje drugi kierunek, który wydaje się spełniać wymogi postparadygmatycznej, antysystemowej formuły antropologii: to fenomenologia, a raczej inspiracje fenome-nologiczne w badaniach kultury. Chodzi tu, rzecz jasna, nie o bezpośrednią aplikację fenomenologicznego stanowiska filozoficznego, tylko o takie jego przekształcenie, by pozwalało docierać do tego, jak świat Innych jawi się im samym (nie zaś bada-czowi czy innemu uniwersalizowanemu podmiotowi). Przyjmując perspektywę zadań stających obecnie przed antropologią, można by te dwa kierunki uznać za komplementarne: to, jak doświadczenie kulturowe ujawnia się i po części udostęp-nia poprzez praktyki, zyskuje uzupełnienie w tym, jak postrzeganie świata przez podmiot kształtuje się i manifestuje poprzez jego działania.

Oba te kierunki, ujmowane oddzielnie czy w zespoleniu, nie proponują goto-wych metodologii ani nie oferują łatwego dostępu do tego, co chcą badać, choć nie są to trudności tak fundamentalne jak te, które powstają przy próbach badania doświadczenia. Trudności te wydają mi się jednak dowodem – i miarą – trafności wyboru drogi. Minęły bowiem czasy, gdy panowało przekonanie, że metody po-znania wykształcone w nauce zachodniej oferują antropologom sposoby i środki rozpoznawania wszelkich postaci Inności kulturowej. Świadectwem tego są właśnie wskazane kierunki badań – zorientowane na praktyki i zorientowane fenomenolo-gicznie – które łączy wyraźne odejście od postawy dominacji poznawczej w stosunku do przedmiotu badań, wyrastające między innymi z poważnego potraktowania znanej skądinąd prawdy, że cechą szczególną antropologii jako nauki jest to, że jej przedmiotem są inne podmioty. Stąd – choć również z innych, bardziej szczegóło-wych powodów – bierze się rekomendowane w obu tych kierunkach nastawienie na towarzyszenie badanym, opierające się na zawieszeniu wcześniejszych założeń poznawczych (w szczególności o charakterze paradygmatycznym) i przyjęciu po-stawy „uczonej niewiedzy”.

Strategia „towarzyszenia” ma tu jeszcze inne zastosowanie – tym razem w sto-sunku do teorii. Otóż zakwestionowanie nadrzędnej roli teorii systemowych nie oznacza, że teoria w jakiejkolwiek postaci traci w badaniach antropologicznych rację bytu. Uważam, że myśl teoretyczna zachowuje wagę, pozostając niezbędnym składnikiem podejścia naukowego, tyle że zmienia się jej funkcja. Wyrzekając się

roszczeń paradygmatycznych, powinna teraz raczej towarzyszyć praktykom ba-dawczym, sprawując ciągłą kontrolę prawomocności badań w miarę ich konkre-tyzowania się i rozwijania. Być może w tej funkcji jej rola staje nawet większa niż dotąd, a z pewnością większa staje się jej odpowiedzialność.

Na koniec jeszcze dwie uwagi – tym razem już tylko na prawach sygnału. Po pierwsze, przezwyciężanie podejścia systemowego winno opierać się na świado-mości, że jego głównym źródłem jest zachodni tekstocentryzm, będące przejawem zaawansowanej piśmienności „nachylenie tekstowe”. Stąd przedsięwzięcia aspi-rujące do przekroczenia tego podejścia nie mogą poprzestawać na tradycyjnych tekstowych formach wyrażania i przedstawiania osiąganych w nowy sposób re-zultatów. Odpowiednikiem kontrparadygmatycznego podejścia poznawczego jest kontrtekstowość, „pisanie inaczej”. Choć na gruncie polskiej antropologii takich prób nie ma jeszcze za wiele, to w obliczu potęgującego się kryzysu klasycznych – a więc tekstowych – postaci reprezentacji poszukiwanie nowych sposobów pisania będzie z pewnością przybierać na sile.

I druga uwaga – dotycząca zaangażowania antropologii. Ostatnimi czasy to gorący temat, przedmiot żywych debat, w których głos zwolenników tak czy inaczej rozumianego zaangażowania staje się coraz donośniejszy. W tej kwestii zachowuję daleko idący sceptycyzm. Nikt dotąd nie podważył skutecznie poglądu, że nauka konstytuowana jest przez ideał poznania bezinteresownego i możliwie wiarygod-nego. A skoro już sama obecność badacza zmienia stan badanych, to co dopiero jego czynne działanie w obrębie ich środowiska, wraz z nimi czy na ich rzecz. Nikt nie odmawia antropologom prawa do takich działań, również wykorzystujących wiedzę zdobytą podczas prowadzonych badań, ale działania te powinny być podejmowane poza samym postępowaniem badawczym, bo inaczej wiedza ta będzie naznaczona pozanaukowymi intencjami badacza i przez nie zniekształcona.

katarzyna kaniowska katarzyna.kaniowska@uni.lodz.pl

Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytet Łódzki

co to jest etnografia/etnologia/antropologia

1.

(jej miejsce wśród innych dyscyplin, cele, metody)?

Wszystkie pytania ankiety dotyczą właściwie jednego problemu, tj. samoidenty-fikacji dyscypliny. W moim przekonaniu odpowiedź na te pytania powinna być poprzedzona dwiema uwagami o zasadniczym znaczeniu. Po pierwsze – użyty w pytaniach zapis „etnografia / etnologia / antropologia kulturowa” jest odzwier-ciedleniem założenia, że nasza dyscyplina ma trzy nazwy, których wolno używać zamiennie. Po drugie – zakłada się tu także, że o charakterystyce dyscypliny prze-sądzać ma zdanie tych, którzy ją uprawiają. Uważam, że już same te milczące zało-żenia są znamienne i dobrze określają kłopoty z definiowaniem dziedziny nauki, jaką studiowaliśmy i jaką uprawiamy.

Użycie trzech terminów do określenia jednej dyscypliny jest świadectwem tego, jak trudno jej samej zakreślić swój obszar przedmiotowy i metodologiczną specyfikę. Być może dlatego w ankiecie znalazła się podpowiedź, by definiować tę dziedzinę nauki poprzez wskazanie „jej miejsca wśród innych dyscyplin, celów i metod”. Wydaje się jednak, że taki sposób określania dyscypliny jest pewną ucieczką przed analizą znaczeń używanych jej nazw. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że etnografia, etnologia i antropologia kulturowa to osobne dziedziny naukowej refleksji i praktyki. Współ-cześnie słusznie zakładamy, że ich zakresy zachodzą na siebie; że wiedza i metody wypracowane przez każdą z nich służą analizom i badaniom pozostałych. Jednakże nie oznacza to, że stosowanie trzech terminów jako nazwy jednej dyscypliny lub też traktowanie ich jako synonimów czy nazw bliskoznacznych jest uprawnione. Sądzę, że kłopoty z nazwą naszej dyscypliny wynikają z jej historii oraz z zawsze obecnego (tak w przeszłości, jak i teraz) przeświadczenia o potencjale poznawczym znacznie większym od innych nauk o kulturze.

Z historii dziedziny wynika, że antropologia kulturowa wywodzi się z etnografii i etnologii. Bez nich nie miałaby tego metodologicznego i teoretycznego zaplecza, które ukształtowało współczesną antropologię. Z pewnością zaplecze to rzeczy-wiście daje antropologii większe możliwości interpretacji badanych zjawisk. Ale

zapytana o to, kim jestem nigdy nie powiedziałabym etnografem / etnologiem / antropologiem kultury. Myślę, że ścisły związek pomiędzy etnografią, etnologią i antropologią kultury raczej zakreśla horyzont poznawczy; daje możliwości, a nie jest koniecznością.

Ciekawe byłoby zanalizowanie związków pomiędzy kompetencjami każdej z tych nauk. To znaczy – etnografia daje mi jako antropologowi narzędzia i wiedzę, które niewątpliwie pozwalają szerzej i rzetelniej interpretować i diagnozować badane przeze mnie zjawiska, podobnie etnologia. O ile etnografia jest mi w antropologii najczęściej niezbędna do udokumentowania prowadzonych analiz, to etnologiczne badania niekoniecznie. Zatem można utrzymywać, że – w jakimś sensie – etno-grafia i etnologia pełnią funkcję służebną wobec antropologii kultury. Zachowując swą autonomię, poszerzają możliwości antropologii. Co znaczące, relacja pomiędzy wszystkimi tymi dziedzinami jest taka, że ze wszystkich trzech tylko etnogra-fia nie potrzebuje pozostałych; etnologia i antropologia bez etnografii są nie do pomyślenia. Jednak ta ścisła zależność nie uprawnia do stosowania trójczłonowej nazwy dyscypliny. Uważam, że spopularyzowanie takiej nazwy przyczyniłoby się do jeszcze większych kłopotów z identyfikacją dyscypliny w odbiorze społecznym. I tak jest z tym problem.

Założenie, iż charakterystyka dyscypliny będzie trafna i pełna (tj. wyraźnie nakreśli pole zainteresowań, cele badawcze i metodologiczną specyfikę) wtedy, gdy sporządzą ją ci, którzy ją uprawiają, jest oczywiście uzasadnione. Ale trzeba pamię-tać, że antropologia została zawłaszczona przez dziedziny pokrewne i wobec tego w jej identyfikacji warto byłoby uwzględnić wyobrażenia i praktyki podejmowane poza środowiskiem antropologów. W wielu programach studiów humanistycznych antropologia jest wykładanym przedmiotem i wielu nie-antropologów z wykształ-cenia uważa się za antropologów.

Zastanawiam się, czy ten fakt ma za swą przyczynę nie dość wyrazistą samo-identyfikację polskich antropologów, czy też jest to konsekwencja procesów nieunik-nionego mieszania się dyscyplin. To pierwsze znajduje potwierdzenie w trwających wiele lat dyskusjach o tożsamości antropologii. Dziś wprawdzie debata ta przycichła i – jak się zdaje – zainteresowanie antropologów zwróciło się w kierunku badań sub-dyscyplinarnych, ale sprawa definiowania własnej dyscypliny nadal jest problemem, czego dowodem jest rozpisanie niniejszej ankiety. To drugie zaś, czyli zapożyczanie metodologicznych perspektyw i wspólnota pewnych celów poznawczych, stało się

współcześnie cechą powszechną humanistyki i nauk społecznych. Antropologia od dawna (by nie powiedzieć – zawsze) korzystała z koncepcji teoretycznych i metodo-logicznych wypracowanych przez inne dyscypliny lub przejmowała i adaptowała na swój użytek intelektualne nurty europejskiej i amerykańskiej myśli filozoficznej czy społecznej. Od dawna też widoczny jest ruch odwrotny – inne dziedziny nauki badające zjawiska kulturowe i społeczne sięgnęły do koncepcji i praktyki antropo-logii. W moim przekonaniu jest to proces charakterystyczny dla współczesnej wizji nauki. Nie tak dawno postulowana interdyscyplinarność poznania naukowego stała się dziś standardem, co zaowocowało nie tylko łączeniem doświadczeń i działań różnych dyscyplin, ale też dało początek idei transdyscyplinarności, której próby we współczesnej humanistyce są już podejmowane. Otwartość antropologii na inne nauki uznawana wcześniej za wyjątkowy przymiot wyróżniający ją spośród innych nauk o kulturze – choć pozostaje jej cechą – nie jest już tak wyjątkowa.

Dziś jedyną, jak sądzę, rzeczywistą antropologii wartością, która pozwala utrzy-mać jej tożsamość, w grupie dyscyplin o takich samych lub daleko podobnych celach poznawczych i obszarze zainteresowań, jest metoda etnograficznych badań tereno-wych. Za cechę stanowiącą o tożsamości antropologii i różniącą ją od innych nauk uznaję również trwale w antropologii deklarowany przedmiot badań, jakim jest człowiek i jego kultura. Takie określenie przedmiotu pozwala na szersze i odmienne niż gdzie indziej rozpatrywanie kultury, bowiem w badanach i analizach antropolo-gicznych patrzymy na nią jako na dziedzinę ludzkich doświadczeń. Doświadczenie jest – w moim przekonaniu – kluczową kategorią we wszelkich interpretacjach antropologicznych. Tym samym można by powiedzieć, powtarzając za wieloma mistrzami antropologii, że antropologia jest nauką opisującą i tłumaczącą wielość i różnorodność sposobów rozumienia i przeżywania świata przez ludzi.

Jakie miejsce zajmuje w etnografii / etnologii / antropologii

Powiązane dokumenty