• Nie Znaleziono Wyników

B

ył Polakiem i Żydem. Nazywał się właściwie Henryk Goldszmit. Był wybitnym, charyzmatycznym pedagogiem i teoretykiem wychowania, pisarzem i działaczem społecznym.

135

Z wykształcenia był lekarzem. Od 1911 roku do końca swoich dni zajmował się Domem Sierot w Warszawie: najpierw był jego współtwórcą, a potem współpracownikiem. W latach 1919–1926 współpracował z sierocińcem Nasz Dom w Pruszkowie, a od 1927 roku – w Warszawie na Bielanach.

Janusz Korczak był twórcą oryginalnego sytemu wychowa-nia w internacie, w którym zasadniczą wolę odgrywały prowo-kacje, pobudzające dzieci do samodzielnego myślenia i działa-nia. Kładł nacisk na społeczną aktywność wychowanków. Jego system stawiał wysokie wymagania wychowawcom, żądał od nich przede wszystkim okazywania dziecku miłości. Korczak uważał, że wychowawca, który nie kocha dzieci, powinien zmienić zawód.

Doktor Korczak prowadził szeroką działalność społecz-no-dydaktyczną. Wykładał w Wolnej Wszechnicy Polskiej i Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej. Był kuratorem sądu dla nieletnich. Swoje poglądy na temat pedagogiki propa-gował między innymi w pogadankach radiowych i w licznych czasopismach. Był autorem wielu książek dla dzieci, a także z zakresu pedagogiki. Oto kilka tytułów jego powieści oraz prac naukowych: Król Maciuś Pierwszy, Król Maciuś na bezludnej wyspie, Bankructwo małego Deka, Prawo dziecka do szacunku, Prawidła życia, Pedagogika dla dzieci i dorosłych, Pedagogika żartobliwa.

Janusz Korczak czuł się Polakiem. W czasie wojny i oku-pacji nosił wytarty mundur polskiego lekarza wojskowego.

Włożył go w dniu, w którym Niemcy wkroczyli do Warszawy.

Zginął w hitlerowskim obozie zagłady w Treblince. Towarzy-szył dobrowolnie swoim wychowankom, wywiezionym z war-szawskiego getta do obozu. Był głęboko przekonany, że wycho-wawca musi być wiarygodny, nie może swoich podopiecznych opuszczać w potrzebie. Pchnięty do wagonu trzymał za ręce dzieci, które mu ufały.

Ksiądz Jan Twardowski uważał Janusza Korczaka za święte-go. W swoich wspomnieniach (Ludzie, których spotkałem – Bia-łystok 2001) ze spotkań z ciekawymi, oryginalnymi i wybitny-mi ludźwybitny-mi, ks. J. Twardowski tak określa wielkiego pedagoga, szkicując jego duchową sylwetkę. Pisze też o swojej fascynacji doktorem, którego poglądy na temat wychowania poznał za po-średnictwem koleżanki ze studiów, Gabrieli Sandberg.

Dzieci były w życiu doktora Korczaka najważniejsze. Przed pierwszą wojną światową objął dyrekcję Domu Sierot dla dzie-ci żydowskich przy ul. Krochmalnej, następnie współtworzył sierociniec Nasz Dom. Współpracował z Maryną Falską. Nasz Dom był sierocińcem dla polskich dzieci z przedmieść Warsza-wy. Placówkę prowadzono zgodnie z metodą doktora Korczaka.

Ksiądz J. Twardowski wspomina, że w skład zarządu Towarzy-stwa Nasz Dom wchodziła Aleksandra Piłsudska, druga żona marszałka Józefa Piłsudskiego.

Ksiądz Jan Twardowski nazwał Janusza Korczaka w kazaniu wygłoszonym podczas Mszy świętej w jego intencji „bezdziet-nym ojcem niezliczonej ilości cudzych dzieci”. Przytoczył na poparcie swojego twierdzenia pewien charakterystyczny epi-zod z życia doktora. Janusz Korczak, jako lekarz po wybuchu pierwszej wojny światowej został zmobilizowany. W grudniu 1915 roku przyjechał do Kijowa. Dostał wtedy trzy dni urlopu.

W ciągu tych trzech dni zajmował się dziećmi z domu wycho-wawczego, założonego przez Polski Komitet Pomocy Ofiarom Wojny. Utworzył samorząd dziecięcy, zorganizował gazetkę, do której zdążył napisać artykuł wstępny.

Ksiądz J. Twardowski osobiście spotkał Janusza Korcza-ka. Oto relacja księdza-poety: „Szedłem z moją koleżanką na ulicę Krochmalną pełen różnorodnych oczekiwań. Znałem jego książki, a także jego głos dzięki pogadankom radiowym,

„gadaninkom“, jak je określał. Kiedy więc zobaczyłem

same-137

go Janusza Korczaka, byłem bardzo zdziwiony. Uderzył mnie smutek bijący z jego twarzy. Zwykle wychowawca dzieci jest człowiekiem pogodnym, a nawet wesołym, jak św. Jan Bosco.

Dziecko wywołuje uśmiech, skłania do radości. Janusz Korczak był człowiekiem smutnym, a jednocześnie bardzo kochanym przez dzieci. Przypuszczam, że przewidywał tragedię swojego narodu i żydowskich dzieci. Tak go zapamiętałem: lekko po-chylonego, z małą siwiejącą bródką i smutnymi szaroniebie-skimi oczami”.

Zdaniem księdza J. Twardowskiego trudno mówić o meto-dzie wychowawczej Korczaka. Doktor wiedział, że każde meto-dziecko jest inne, podchodził więc do wszystkich indywidualnie. Wie-dział, że mały człowiek doskonale odróżnia prawdę od fałszu, trzeba więc się go pozbyć w obcowaniu z dzieckiem, trzeba być szczerym i autentycznym. Należy kochać dzieci, co u Korczaka było samo przez się zrozumiałe, należy zawsze mieć dla nich czas. Korczak nie stronił od wychowanków trudnych. Dziecko jest dzieckiem i ma prawo cieszyć się swym dzieciństwem. Nie jest ono dorosłym in spe, ale właśnie sobą, z całą swoją inno-ścią, własnymi problemami, smutkami i radościami. Ksiądz J. Twardowski powiedział pięknie i trafnie: „Korczak był jed-nym z owych mędrców, którzy porzucili swoje zajęcia i poszli pokłonić się Dzieciątku”.

Janusz Korczak był Żydem, wydaje się jednak, że żył wszyst-kimi wyznaniami. Miał żywy stosunek do Boga i Biblii. W Trzech wyprawach Herszka napisał: „Była wojna. Tytus spalił świątynię.

Był pożar. Paliły się książki Boga, ale tylko papier się palił, litery pofrunęły i żyją.”

Żegnając kiedyś opuszczających sierociniec wychowanków, którzy startowali w samodzielne życie, Korczak powiedział:

„Nie dajemy wam Boga, bo sami musieliście Go odszukać we własnej duszy w samotnym trudzie. Nie dajemy wam ojczyzny, bo musicie odnaleźć ją własną pracą swego serca i myśli. Nie

dajemy wam miłości dla ludzi – bo nie ma miłości bez przeba-czenia, a przebaczenie to wielki mozół i trud, którego trzeba się podjąć. Dajemy wam tęsknotę za lepszym życiem, którego nie ma, a które kiedyś będzie. Może ta tęsknota doprowadzi was do Boga, ojczyzny i miłości”.

Ze wspomnień Marii Czapskiej, siostry Józefa Czapskie-go, można się dowiedzieć, że gdy Korczak przebywał w get-cie warszawskim, prosił o przesłanie mu Mszału Rzymskiego, polsko-łacińskiego, ponieważ chciał mieć przy sobie modlitwy i teksty liturgiczne z ksiąg Starego Testamentu. Nie przyjął chrztu, mimo to mógł stanowić doskonały wzór również dla chrześcijan. Należy z całą pewnością do grona świętych bez aureoli.

139

ZE WSPOMNIEŃ

Czesław Juźwik