I znowu dwanaście lat minęło.
Dwanaście lat, na pozór jednostajnych—a je dnak i te sprowadzały coraz to nowe zmiany, ni by coraz inne konstellacje na widnokręgu naszych niewiast.
Kiedy mowa o ««zmianach», każdy pewnie zapyta przedewszystkiem, czy też Ajdar bardzo się odmienił od wielkiego dnia, w którym go polano Chrzestną wodą?
Ach! Jeśli prawdę mam powiedzieć, Ajdar bar dzo mało się odmienił...
— 190 —
Przyjął obrządek chrzestny «z przyjemno ścią», bo widział w nim religijne oczyszczenie, i co więcej, «sekret» na zdobycie przywiązania Ludmiły — uważał go zresztą za rzecz nieszkodli wą, a może nawet i korzystną, ale nie myślał by najmniej krępować się nim na przyszłość.
Jeszcze w pierwszym roku, mógł na pozór ujść za Chrześcjanina. Czasem odprawiał wspól ne modlitwy z Ludmiłą, dawał sute jałmużny dla Brata Kremończyka, i zapomogi dla biednych niewolników, a już co najsurowiej zachowywał, to posty; był to dla niego jakby jeden zabobon wię cej; nieśmiał jeść mięsa w Piątek, jak nieśmiał no ża włożyć w ogień, ani się oprzeć na biczu, ani stąpić na próg pomieszkania; były to wszystko rzeczy, mogące według niego przynieść jakieś nieszczęście, i z tej tylko przyczyny pilnie ich się wystrzegał.
A le kiedy po roku, zdechł mu koń ukochany, kiedy w jednym z Ułusów bydło mu wypadło, Aj- dar zrażony, zaczął się opuszczać w modlitwach i postach, i niedługo Ludmiła spostrzegła że po staremu wraca do Szamanów, przy których — jak twierdził—lepiej mu się wiodło.
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
W jednym tylko względzie trzymał się upor czywie zasady Clirześcjańskiej, to w jednożeństwie; tu zakaz wypadał mu na rękę, pozwalał mu się pozbyć żon starszych, dawno uprzykrzonych. Wprawdzie już i przedtem zaniedbywał je mocno, ale jeszcze sobie szukał niejakich wymówek, i od czasu do czasu odwiedzał je na chwilę, wykłamu- jąc się i wykręcając prawdziwie po Tatarsku. Przed samym Chrztem dopiero, bardzo poważnie oświad czył, że nowa wiara niepozwala mu zachować wię cej małżonek nad jedną, i to tę co wyznaje ową wiarę.
Chcąc jednak tamtym los osłodzić, pozostawił każdą w Ułusie w którym dotąd gospodarowała, i mienia swego im nie skąpił, tylko już ich ani na wiedzał, ani chciał widzieć na oczy.
Opuszczone, rozmaicie zniosły swoją dolę. Kaszląca Ałuta niewiele się troszczyła o mał żonka. Zajęta swojem g'asnącem zdrowiem, prze płacała Szamanów aby ją leczyli i pocieszali wró żbami, włóczyła się z krainy do krainy szukając cieplejszego słońca, szczególniej zaś unikała wszel kich stosunków ze Dworem, ażeby przypadkiem
nie zobaczyć drugiego Chaana. A le co komu prze
— 1 9 2 —
łowach, Cesarz Mangu znalazł się pod jej koczowi- skiem, a będąc od upału spragniony, z jednym tylko towarzyszem sokolnikiem, wstąpił do na miotu, i prosił o kubek mleka. Ałuta niewiedząc kogo wita, przyjęła go ze wschodnią gościnnością. Na wyjściu dopiero, sokolnik zdradził tajemnicę przed jedną z jej służebnych. — Ałuta od tej chwili wpadła w czarny, niepokonany smutek, i czy z te go smutku, czy z przewidzenia Szamańskiego, rzeczywiście wkrótce zamarła.
Zutta z początku mocno się oburzyła odstęp stwem Ajdara. A le że go nigdy bardzo nie ko chała, że była przytem wielce wyniosła, nikt nie spostrzegł po niej boleści ni żalu. — Zajęła się za wzięcie gospodarstwem, chowem bydła, groma dzeniem rozmaitych bogactw, bawiła się sprasza niem Tolholosów i licznych gości, i mimo lat już więcej niż dojrzałych, wiodła żywot wesoły, ani racząc wspomnieć o niewiernym.
Jedna tylko Biga niemogła się pocieszyć. B i ga była jeszcze bardzo ładna, przebiegła, i — po wiedzmy prawdę — ogniście rozkochana w Ajda- rze, nietylko z miłości, ale i z przekory, z obrażo nej dumy niewieściej. Gryzła ją niemoc jej wdzię ków — bodło srogie upokorzenie — szarpała żółta zazdrość. — Niemogąc wytrzymać w naznaczonym
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
sobie Ułusie, który jej się wydawał więzieniem, kilka razy najechała dawnego małżonka, obiegła go szturmem zalotności, nakłuła Ludmiłę do żywe go. Zawsze jednak Ajdar dosyć twardo kazał jej odjeżdżać, i Biga odjeżdżała z niepojętą pokorą, bo na jego widok cały jej hart upadał, słowa jej na ustach zamierały. — Wróciwszy do Ułusu, znowu trawiła dnie i noce na pochmurnem rozmyśla niu, — nad czem? Czy nad sposobami jakiemi by można odzyskać Ajdara? Czy tylko nad jaką zemstą? Nikt niewiedział — ale ktokolwiek zszedł ją w takiej chwili, ten przeląkł się jej czarnego wzroku.
Ludmiła tymczasem pozostawała samowła dną panią myśli i serca Ajdara.
Nie twierdzimy bynajmniej aby Ajdar zacho wywał tę wierność idealną, nieposzlakowaną, o ja kiej ówczesna Europa lubiła śpiewać przez usta Trubadurów; podobne pojęcie nie mogło zmieścić się w głowie Azjaty, niemogło kwitnąć w kraju pełnym niewolnic; uśmiech rzucony niewolnicy, nie. liczył się tam za niewierność.
Zapewnie wiec i Ajdar musiał po świecie roz rzucać przelotne uśmiechy, zwłaszcza podczas dłu gich wojennych wypraw, na których teraz, cza sem i rok cały spędzał po-za. domem.
— 194 —
Tak, —ale zawsze wracał do Ludmiły. A co więcej, wracał coraz przywiązańszy, coraz wię kszą czcią dla niej przejęty.
Niemógł sam dobrze zrozumieć, dla czego ta kobieta wydawała mu się jakby z lepszej gliny ulepiona, jaśniejszy świat z sobą nosząca?
W koło jej osoby zawsze panowała jakaś dzi wna schludność—w jej mieszkaniach było zawsze nietylko piękniej ale i porządniej niż w innych, — a porządek ma w sobie rodzaj magji, która zdu miewa i mimowiednie przyciąga tych, co niemogą zrozumieć jakim cudem go się utrzymuje?
A dopieroż jej obejście pańskie! Jej rozmowa rozumna i przykuwająca! Inne niewiasty, chciwe błyskotek i łakotek, wyglądały przy niej dziecin nie, a co gorzej, gminnie.
Nakoniec —zjawisko najdziwniejsze —mogące ujść za rodzaj czaru — piękność Ludmiły ciągle rosła.
Azjatki starzeją się nierównie wcześniej niż Europejki. Teraz, po dwudziestu czterech latach niewoli, branka ukończywszy czterdziesty rok ży cia, wchodziła w ostatni ale najpyszniejszy rozkwit swojej urody. Z lekkiej Djanny, rozrosła się na wspaniałą Junonę. Zycie koczownicze zdawało się dla niej stworzonem. Jak niegdyś, w pierwszej młodości u ojca, tak i tu, ciągły pobyt na otwar łem powietrzu, wieczny ruch, długie łowy, cudo wnie utrzymywały jej zdrowie i rzeźwość. Nic niemogło jej zmęczyć, ni dziki rumak, ni obsza
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
ry stepu—nic jej nie szkodziło, ni wicher ni słoń ce — zawsze bijąca blaskiem cery olśniewającej, świeżością rumieńców i ust purpurowych, zdawała się istotnie jak bogini, wyższą nad ciosy żywiołów i czasu.
Zupełnie inaczej niewola podziałała na E l żbietę. Gruba odzież, gruba strawa, życie siedzą ce, nad pracą złamane, szybko wyniszczyły tę obłoczną istotę. Postawa jej niegdyś wiotka, sta ła się chudą i kańczastą. Lica przejrzyste, nie- mogły znieść skwarów ani huraganów pustyni, za- więdły i pomarszczyły się przed czasem. Elżbieta kończąca czterdziesty piąty rok życia, skulona i zasuszona, wyglądała tak zagadkowo, że nikt nie- wiedział czy jej dać lat trzydzieści czy sześćdzie siąt?
A le nie martwiła się wcale utratą piękności. Owszem, w głębi duszy dziękowała niebu, mó wiąc sobie po cichu:
— Wie Pan Bóg co robi. Ludmile zachował a nawet przymnożył wdzięków, bo wiedział że jej będą potrzebne do ugłaskania i nawrócenia męża. Mnie zeszpecił, i niemógł większej łaski mi w y świadczyć—wysłuchał moją najgorętszą prośbę...
Istotnie, ta przedwczesna starość, obroniła E l żbietę od największych niebezpieczeństw niewoli.
— 196 —
A mogły grozić ze stron wielu, zwłaszcza z na miętnych oczów Kałgi, co był panem jej życia i śmierci. Na szczęście, wysłuchanie jej modłów przyszło w samą porę; nim K ałg a dorósł, nim wrócił z pierwszej wyprawy, już Elżbieta była tak zmieniona, że młodzieńcowi nawet nie przeszło przez głowę, aby jego niańka mogła była jaśnieć kiedyś między pięknościami.
I oto przeszła nad przepaścią, spowinięta w szarą pomrokę, co uczyniła ją dla ludzi jakby niewidzialną.
Szkoda tylko, że tracąc urodę, straciła i zdro wie. Nie chorowała ciężko, ale ciągle; według znanego wyrażenia, była «jak skrzypiące drzewo.» Wiecznie ją cóś bolało, zwłaszcza oczy; mało kto jednak o tern wiedział; anielska cierpliwość wstrzymywała skargi na jej ustach. Zresztą, któżby się troszczył o skargę biednej niewolnicy?
Ach, owszem! B y ł któś, co się troszczył i gryzł nieustannie, to ta «kochana Ludka», więcej cier piąca nad zdrowiem przyjaciółki niżeli ona sama. Jakież to przynajmniej szczęście, że mogła ją nie- jakiem staraniem otaczać, i chociaż czasem lepiej pożywić lub odziać! Elżbieta nieraz uśmiechała się, mówiąc:
— I chorować warto, aby tak być pieszczoną. Biblioteka Cyfrowa UJK