• Nie Znaleziono Wyników

Jeszcze roczniki niewoli

W dokumencie Branki w jassyrze. T. 5 (Stron 193-200)

I znowu dwanaście lat minęło.

Dwanaście lat, na pozór jednostajnych—a je­ dnak i te sprowadzały coraz to nowe zmiany, ni­ by coraz inne konstellacje na widnokręgu naszych niewiast.

Kiedy mowa o ««zmianach», każdy pewnie zapyta przedewszystkiem, czy też Ajdar bardzo się odmienił od wielkiego dnia, w którym go polano Chrzestną wodą?

Ach! Jeśli prawdę mam powiedzieć, Ajdar bar­ dzo mało się odmienił...

190

Przyjął obrządek chrzestny «z przyjemno­ ścią», bo widział w nim religijne oczyszczenie, i co więcej, «sekret» na zdobycie przywiązania Ludmiły — uważał go zresztą za rzecz nieszkodli­ wą, a może nawet i korzystną, ale nie myślał by­ najmniej krępować się nim na przyszłość.

Jeszcze w pierwszym roku, mógł na pozór ujść za Chrześcjanina. Czasem odprawiał wspól­ ne modlitwy z Ludmiłą, dawał sute jałmużny dla Brata Kremończyka, i zapomogi dla biednych niewolników, a już co najsurowiej zachowywał, to posty; był to dla niego jakby jeden zabobon wię­ cej; nieśmiał jeść mięsa w Piątek, jak nieśmiał no­ ża włożyć w ogień, ani się oprzeć na biczu, ani stąpić na próg pomieszkania; były to wszystko rzeczy, mogące według niego przynieść jakieś nieszczęście, i z tej tylko przyczyny pilnie ich się wystrzegał.

A le kiedy po roku, zdechł mu koń ukochany, kiedy w jednym z Ułusów bydło mu wypadło, Aj- dar zrażony, zaczął się opuszczać w modlitwach i postach, i niedługo Ludmiła spostrzegła że po staremu wraca do Szamanów, przy których — jak twierdził—lepiej mu się wiodło.

Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl

W jednym tylko względzie trzymał się upor­ czywie zasady Clirześcjańskiej, to w jednożeństwie; tu zakaz wypadał mu na rękę, pozwalał mu się pozbyć żon starszych, dawno uprzykrzonych. Wprawdzie już i przedtem zaniedbywał je mocno, ale jeszcze sobie szukał niejakich wymówek, i od czasu do czasu odwiedzał je na chwilę, wykłamu- jąc się i wykręcając prawdziwie po Tatarsku. Przed samym Chrztem dopiero, bardzo poważnie oświad­ czył, że nowa wiara niepozwala mu zachować wię­ cej małżonek nad jedną, i to tę co wyznaje ową wiarę.

Chcąc jednak tamtym los osłodzić, pozostawił każdą w Ułusie w którym dotąd gospodarowała, i mienia swego im nie skąpił, tylko już ich ani na­ wiedzał, ani chciał widzieć na oczy.

Opuszczone, rozmaicie zniosły swoją dolę. Kaszląca Ałuta niewiele się troszczyła o mał­ żonka. Zajęta swojem g'asnącem zdrowiem, prze­ płacała Szamanów aby ją leczyli i pocieszali wró­ żbami, włóczyła się z krainy do krainy szukając cieplejszego słońca, szczególniej zaś unikała wszel­ kich stosunków ze Dworem, ażeby przypadkiem

nie zobaczyć drugiego Chaana. A le co komu prze­

1 9 2

łowach, Cesarz Mangu znalazł się pod jej koczowi- skiem, a będąc od upału spragniony, z jednym tylko towarzyszem sokolnikiem, wstąpił do na­ miotu, i prosił o kubek mleka. Ałuta niewiedząc kogo wita, przyjęła go ze wschodnią gościnnością. Na wyjściu dopiero, sokolnik zdradził tajemnicę przed jedną z jej służebnych. — Ałuta od tej chwili wpadła w czarny, niepokonany smutek, i czy z te­ go smutku, czy z przewidzenia Szamańskiego, rzeczywiście wkrótce zamarła.

Zutta z początku mocno się oburzyła odstęp­ stwem Ajdara. A le że go nigdy bardzo nie ko­ chała, że była przytem wielce wyniosła, nikt nie spostrzegł po niej boleści ni żalu. — Zajęła się za­ wzięcie gospodarstwem, chowem bydła, groma­ dzeniem rozmaitych bogactw, bawiła się sprasza­ niem Tolholosów i licznych gości, i mimo lat już więcej niż dojrzałych, wiodła żywot wesoły, ani racząc wspomnieć o niewiernym.

Jedna tylko Biga niemogła się pocieszyć. B i­ ga była jeszcze bardzo ładna, przebiegła, i — po­ wiedzmy prawdę — ogniście rozkochana w Ajda- rze, nietylko z miłości, ale i z przekory, z obrażo­ nej dumy niewieściej. Gryzła ją niemoc jej wdzię­ ków — bodło srogie upokorzenie — szarpała żółta zazdrość. — Niemogąc wytrzymać w naznaczonym

Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl

sobie Ułusie, który jej się wydawał więzieniem, kilka razy najechała dawnego małżonka, obiegła go szturmem zalotności, nakłuła Ludmiłę do żywe­ go. Zawsze jednak Ajdar dosyć twardo kazał jej odjeżdżać, i Biga odjeżdżała z niepojętą pokorą, bo na jego widok cały jej hart upadał, słowa jej na ustach zamierały. — Wróciwszy do Ułusu, znowu trawiła dnie i noce na pochmurnem rozmyśla­ niu, — nad czem? Czy nad sposobami jakiemi by można odzyskać Ajdara? Czy tylko nad jaką zemstą? Nikt niewiedział — ale ktokolwiek zszedł ją w takiej chwili, ten przeląkł się jej czarnego wzroku.

Ludmiła tymczasem pozostawała samowła­ dną panią myśli i serca Ajdara.

Nie twierdzimy bynajmniej aby Ajdar zacho­ wywał tę wierność idealną, nieposzlakowaną, o ja­ kiej ówczesna Europa lubiła śpiewać przez usta Trubadurów; podobne pojęcie nie mogło zmieścić się w głowie Azjaty, niemogło kwitnąć w kraju pełnym niewolnic; uśmiech rzucony niewolnicy, nie. liczył się tam za niewierność.

Zapewnie wiec i Ajdar musiał po świecie roz­ rzucać przelotne uśmiechy, zwłaszcza podczas dłu­ gich wojennych wypraw, na których teraz, cza­ sem i rok cały spędzał po-za. domem.

194

Tak, —ale zawsze wracał do Ludmiły. A co więcej, wracał coraz przywiązańszy, coraz wię­ kszą czcią dla niej przejęty.

Niemógł sam dobrze zrozumieć, dla czego ta kobieta wydawała mu się jakby z lepszej gliny ulepiona, jaśniejszy świat z sobą nosząca?

W koło jej osoby zawsze panowała jakaś dzi­ wna schludność—w jej mieszkaniach było zawsze nietylko piękniej ale i porządniej niż w innych, — a porządek ma w sobie rodzaj magji, która zdu­ miewa i mimowiednie przyciąga tych, co niemogą zrozumieć jakim cudem go się utrzymuje?

A dopieroż jej obejście pańskie! Jej rozmowa rozumna i przykuwająca! Inne niewiasty, chciwe błyskotek i łakotek, wyglądały przy niej dziecin­ nie, a co gorzej, gminnie.

Nakoniec —zjawisko najdziwniejsze —mogące ujść za rodzaj czaru — piękność Ludmiły ciągle rosła.

Azjatki starzeją się nierównie wcześniej niż Europejki. Teraz, po dwudziestu czterech latach niewoli, branka ukończywszy czterdziesty rok ży­ cia, wchodziła w ostatni ale najpyszniejszy rozkwit swojej urody. Z lekkiej Djanny, rozrosła się na wspaniałą Junonę. Zycie koczownicze zdawało się dla niej stworzonem. Jak niegdyś, w pierwszej młodości u ojca, tak i tu, ciągły pobyt na otwar­ łem powietrzu, wieczny ruch, długie łowy, cudo­ wnie utrzymywały jej zdrowie i rzeźwość. Nic niemogło jej zmęczyć, ni dziki rumak, ni obsza­

Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl

ry stepu—nic jej nie szkodziło, ni wicher ni słoń­ ce — zawsze bijąca blaskiem cery olśniewającej, świeżością rumieńców i ust purpurowych, zdawała się istotnie jak bogini, wyższą nad ciosy żywiołów i czasu.

Zupełnie inaczej niewola podziałała na E l­ żbietę. Gruba odzież, gruba strawa, życie siedzą­ ce, nad pracą złamane, szybko wyniszczyły tę obłoczną istotę. Postawa jej niegdyś wiotka, sta­ ła się chudą i kańczastą. Lica przejrzyste, nie- mogły znieść skwarów ani huraganów pustyni, za- więdły i pomarszczyły się przed czasem. Elżbieta kończąca czterdziesty piąty rok życia, skulona i zasuszona, wyglądała tak zagadkowo, że nikt nie- wiedział czy jej dać lat trzydzieści czy sześćdzie­ siąt?

A le nie martwiła się wcale utratą piękności. Owszem, w głębi duszy dziękowała niebu, mó­ wiąc sobie po cichu:

— Wie Pan Bóg co robi. Ludmile zachował a nawet przymnożył wdzięków, bo wiedział że jej będą potrzebne do ugłaskania i nawrócenia męża. Mnie zeszpecił, i niemógł większej łaski mi w y­ świadczyć—wysłuchał moją najgorętszą prośbę...

Istotnie, ta przedwczesna starość, obroniła E l­ żbietę od największych niebezpieczeństw niewoli.

196

A mogły grozić ze stron wielu, zwłaszcza z na­ miętnych oczów Kałgi, co był panem jej życia i śmierci. Na szczęście, wysłuchanie jej modłów przyszło w samą porę; nim K ałg a dorósł, nim wrócił z pierwszej wyprawy, już Elżbieta była tak zmieniona, że młodzieńcowi nawet nie przeszło przez głowę, aby jego niańka mogła była jaśnieć kiedyś między pięknościami.

I oto przeszła nad przepaścią, spowinięta w szarą pomrokę, co uczyniła ją dla ludzi jakby niewidzialną.

Szkoda tylko, że tracąc urodę, straciła i zdro­ wie. Nie chorowała ciężko, ale ciągle; według znanego wyrażenia, była «jak skrzypiące drzewo.» Wiecznie ją cóś bolało, zwłaszcza oczy; mało kto jednak o tern wiedział; anielska cierpliwość wstrzymywała skargi na jej ustach. Zresztą, któżby się troszczył o skargę biednej niewolnicy?

Ach, owszem! B y ł któś, co się troszczył i gryzł nieustannie, to ta «kochana Ludka», więcej cier­ piąca nad zdrowiem przyjaciółki niżeli ona sama. Jakież to przynajmniej szczęście, że mogła ją nie- jakiem staraniem otaczać, i chociaż czasem lepiej pożywić lub odziać! Elżbieta nieraz uśmiechała się, mówiąc:

— I chorować warto, aby tak być pieszczoną. Biblioteka Cyfrowa UJK

W dokumencie Branki w jassyrze. T. 5 (Stron 193-200)

Powiązane dokumenty