• Nie Znaleziono Wyników

Kapitan i załoga,

W dokumencie Wyprawa na "Błysku" : powieść (Stron 87-93)

— „Hej! wstawaj! Spuszczamy kotwicę“ — Joe skoczył na równe nogi i osłupiał, zoba­ czywszy otoczenie w jakiem się znalazł. Pod­ czas snu zapomniał o tern co przeżył, dopiero powoli wszystko wróciło do jego świadomo­ ści.

Nad ranem wiatr umilkł. Morze falowało lekko, a ,,Błysk“ płynął spokojnie pod osłoną

87

skalistej wysepki. — Niebo było jasne, powie­ trze przesycone świeżością i rzeźwością po­ ranka, Zmarszczona powierzchnia wody uśmiechała się do słońca, błyszczącego na wschodzie. Na południu leżała wyspa Aleut- raz. Dźwięki trąb, płynące z jej licznych, uwieńczonych chatami wzgórz, witały po­ wstający dzień. W stronie zachodu widać by­ ło Złotą Bramę, łączącą wody Pacyfika z za­ toką San Francisco. Mimo całkowicie rozpię­ tych żagli, jakiś statek ledwie wpełzał do za­ toki, korzystając ze zbliżającego się przypły­ wu.

W idok był cudowny. Joe przetarł ciężkie od snu powieki i zachwycał się, dopóki Lisek nie posłał go' na dziób, by przygotował spusz­ czenie kotwicy.

— „Wyciągnij z pięćdziesiąt sążni łańcu­ cha“ — komenderował. — „ A potem stój i czekaj“ .

Lisek łagodnie skierował statek pod wiatr, odwracając kliwer.

— „Puść liny od kliwra i zabieraj się do spuszczania“ — wołał na Joego.

Chłopiec zaobserwował ten manewr po­ przedniej nocy, mógł więc wykonać go z po­ wodzeniem.

„No! jazda“ . — „Puszczaj kotwicę!“ Uwa­ żaj na obroty! Żywo!“

8S

Łańcuch wyleciał z szaloną szybkością i „B ły s k “ zatrzymał się na miejscu.

Lisek pośpieszył z pomocą towarzyszowi. W e dwóch opuścili grot, zaryfowali go według utartego zwyczaju, mocno związali i podsta­ wili koziołki pod bom.

— „Masz tu wiadro“ — rzekł Lisek do Joe- go, podając mu naczynie.

— „Umyj porządnie pokład — nie bój się wody ani brudu. Szczotka jest tutaj: Niech się wszystko błyszczy. Jak skończysz, obej­ rzyj łódkę, jakoś jej się w nocy szwy rozla­ zły. Pójdę tymczasem przygotować

śniada-• M

me .

W krótce woda zapluskała wesoło na po­ kładzie, a z komina poszedł dym, obiecujący różne smaczne rzeczy.

Joe podnosił od czasu do czasu głowę i za­ chwycał się cudownym porankiem. Każdy normalny, zdrowy chłopiec, cieszyłby się rów­ nie szczerze. Joe nie stanowił wyjątku. Czuł­ by się najzupełniej szczęśliwy, gdyby nie upor­ czywa myśl o kompanji, w jakiej oglądał te cuda. Pamięć o tern i o pijanym Francuzie Pe- te, który wciąż spał w kajucie, psuła mu wra­ żenie chwili. Nie był przyzwyczajony do po­ dobnych rzeczy i wstrząsało nim zetknięcie z ciemną stroną życia.

Nie uczuwał bynajmniej lęku, czego mógłby doświadczyć niejeden chłopiec o słabym cha­

89

rakterze, przeciwnie wzmagało się w nim pragnienie, by pozostać czystym i nie wsty­ dzić się samego siebie.

Obejrzał się i westchnął. Dlaczego ludzie nie chcą być porządni i uczciwi? Jakże żal bę­ dzie mu opuszczać ten cudowny świat. A je­ dnak chcąc pozostać czystym, trzeba uciekać stąd jaknajprędzej. Wypadki ubiegłej nocy zostawiły zbyt silne wrażenie w duszy chłop­ ca,

W takim nastroju został wezwany na śnia­ danie. Skonstatował, że Lisek był równie do­ brym kucharzem jak marynarzem, czego nie omieszkał mu powiedzieć i wykazać.

Śniadanie składało się z zupy mlecznej, befsztyków, smażonych kartofli, pysznego francuskiego chleba z masłem i kawy. Fran­ cuz Pete nie zjawił się na jedzenie, pomimo że Lisek kilkakrotnie probował go obudzić. Kapitan zamruczał coś niezrozumiałego pod nosem, otworzywszy nawpół zaspane oczy i chrapał dalej.

— „Nigdy nie można przewidzieć, kiedy do­ stanie podobnego ataku — rzekł Lisek w for­ mie objaśnienia, gdy Joe skończywszy myć naczynie, — wyszedł na pokład. Nieraz przez cały miesiąc wina do ust nie weźmie, kiedy- indziej nie wytrzyma nawet tygodnia“ .

— „Chodź, będziemy się kąpać“ — rzekł, 90

zmieniając temat rozmowy na bardziej inte­ resujący.

— „Umiesz pływ ać?“ Joe skinął głową.

— „C o tam jest“ — spytał, przygotov/ując się do skoku. Wskazał palcem na osłoniętą zatokę wyspy, gdzie stało kilka dużych gma­

chów i wiele namiotów.

— „T o stacja kwaratannowa“ — odparł Li­ sek. „Z Chin przyjeżdża na statkach dużo lu­ dzi chorych na ospę. Umieszczają ich tutaj dopóki się nie okaże, że są zdrowi i mogą być przewiezieni na ląd. Mówię ci, okropnie tam ostre przepisy, dlatego...“

Plusk! Lisek nie skończył mówić i skoczył za burtę, a Joe za nim.

Gdyby Lisek nie był urwał rozmowy w po­ łowie zdania, Joe uniknąłby w następstwie wielu przykrych chwil.

— „W iesz, c o ? “ — rzekł młody nauczyciel gdy po upływie pół godziny zamierzali wyjść z wody. — „Nałapiemy ryb na obiad i położy­ my się spać. W ten sposób odbijemy sobie wczorajszą niedospaną noc; no co dobrze?“

Wdrapali się na pokład, urządzili wyścigi, w czasie których Joe znów znalazł się za bur­ tą. Gdy się wreszcie wygramolił z wody, Li­ sek przyniósł dwie liny z dużymi hakami mo­ cno obciążone i pudełko solonych sardynek. -— „T o przynęta“ — rzekł. — „Nakładaj ca­

91

łą“ . One tu połkną każdy kąsek, i przynętę i hak i wszystko, taki już mają obyczaj. Kto pierwszy nie złapie ryby, będzie je musiał po­ tem wszystkie oczyścić.

Obciążone liny zanurzyły się w wodzie do ośmiu stóp głębokości.

Zaledwie lina Joego dotknęła dna, poczuł rzucanie się złapanej ryby. Spojrzał na Liska i zobaczył, że ma on również zdobycz nielada. Rozpoczęły się gorączkowe wyścigi, a mokre

liny jak węże wiły się po pokładzie.

Lecz Lisek z Frisco więcej miał doświad­ czenia od towarzysza, jego więc ryba pier­ wsza spadła do kokpitu. W sekundę później Joe wyciągnął trzymetrowego stokfisza. — Chłopiec nie posiadał się z radości. Ryba była wspaniała. Dotychczas nietylko, że nie uło­ wił, lecz nawet nie widział równie wielkiej sztuki.

Wrzucili znów liny do wody i za chwilę wyciągnęli powtórnie takie same okazy. Był to doprawdy królewski sport!

Joe łowiłby chętnie, dopóki nie zabrakłoby ryb w zatoce, Lisek z trudnością namówił go, by przestał nareszcie.

— „Będziemy mieli tego dobrego na trzy obiady“ — rzekł. — „Daj już spokój: Im wię­ cej wyłowisz, tern dłużej będziesz czyścił. Ra­ dzę ci, weź się do nich odrazu. A ja idę spać“ .*

92

ROZDZIAŁ XIL

W dokumencie Wyprawa na "Błysku" : powieść (Stron 87-93)