• Nie Znaleziono Wyników

Największym zadaniem, jakie sobie stawiał, a w pewnym sen-sie i obsesją Kisen-siela było opisanie rzeczywistości Polski Ludowej.

Wierzył, że pomimo przeszkód jest to możliwe. Pisał na przy-kład w jednej ze swoich powieści, Wszystko inaczej:

Wciąż obserwuję komunizm i wciąż o nim piszę.

– Dlaczego? Bo to jest temat fascynujący, przesłonił sobą wszystko inne, oderwać się odeń nie sposób, skoro tak sku-tecznie i efektownie przemienił życie w absurd. Kto pamięta dobrze inne życie – a ja pamiętam – ten nie pozbędzie się obej-mującej całą psychikę negatywnej fascynacji1.

„Prawie całe dojrzałe życie umysłowe poświęcił Kisiel analizom i interpretacjom tej dziwacznej formacji politycznej, ekonomicz-nej i intelektualekonomicz-nej”2. Stefan Kisielewski był człowiekiem o nie-bywałym wręcz słuchu społeczno-polityczno-ekonomicznym.

Już w latach osiemdziesiątych pełnił rolę instytucji narodowej.

Stało się tak nie tylko dlatego, że był jednym z najsłynniejszych twórców felietonów, ale przede wszystkim dlatego, że zaczęły one funkcjonować jako swoista kronika PRL–u. Choć zbierając teksty do wydań książkowych, starał się Kisiel odrzucać te felietony, które były, według niego, zbyt głęboko zanurzone w PRL -ow-skiej aktualności, to i tak czytanych po latach takich tekstów jak

1 S. Kisielewski: Wszystko inaczej. Warszawa, Oficyna Wydawnicza

„Interim”, 1991, s. 234.

2 W. Jurasz: Praktyka czystego rozumu. „Więź” 1992, nr 10.

Odezwa przedziwna czy Rozmowy duchów, sprostowania i here-zje bez objaśniających przypisów nie sposób dziś rozszyfrować.

Kto ze współczesnych czytelników pamięta, kim był pan Albi-nowski, Korotyński czy Horodyński3? Stefan Kisielewski przez lata, rozglądając się wokół siebie, zdawał sobie sprawę, że niewielu autorów będzie mogło lub będzie chciało dać świadectwo praw-dzie o nadwiślańskiej wersji ludowego państwa. Wiedział, że nie można się spodziewać rzetelnej analizy historii współczesnej ze strony władz reżimowych, nie miał też specjalnego zaufania do znajomości przedmiotu przez ośrodki emigracyjne. Postanowił wziąć na swoje barki misję opisania PRL-u.

– Gdyby tak wydać felietony i zrobić do nich przypisy…

– To byłaby historia Polski. – odpowiedział Paweł Hertz4. To dzięki tej fascynacji komunizmem powiększało się grono czytelników miniaturowego organu prasowego Kisiela; to dzięki niej czytelnicy zaczynali lekturę tekstów „Tygodnika Powszech-nego” od ostatniej strony; dzięki niej zdobywał uczniów wśród tych, którzy wizerunku „normalnego świata” mogli się jedynie nauczyć ze słowa pisanego. Oczywiście trzeba pamiętać, iż dzi-siaj dostajemy felietony Kisiela w postaci dzieł zebranych i tym samym otwiera się przed nami całe spektrum rozważań autora Sprzysiężenia nad meandrami życia polityczno-społecznego tamtych lat, ale przeciętny czytelnik, nawet jeśli jakimś zrzą-dzeniem losu kupił „Tygodnik Powszechny”5, mógł poznać jedy-nie ten opis rzeczywistości, który przeszedł przez cenzorskie sito.

Mamy więc dziś do czynienia z dwoma obrazami tamtej

rzeczy-3 Wymienieni panowie są bohaterami felietonu Odwilżowe remanenty tudzież wesołków zabawy. W: S. Kisielewski: Lata pozłacane, lata szare. Kra-ków, Znak, 1989, s. 605–610.

4 Interesowała go gra tego świata. (Rozmowa z Pawłem Hertzem). W: Kisiel.

Joanna Pruszyńska rozmawia…, s. 83.

5 Przez wiele lat kupienie „Tygodnika Powszechnego” w  kiosku grani-czyło z cudem. Pisze o tym jeden z czytelników: „Prenumerata »Tygodnika Powszechnego« była w PRL wyznacznikiem jakości życia (podobno zapisy-wano ją w testamencie)”. Zob. J. Lewandowski: Wieczny kisielizm. „Wprost”

2001, nr 39.

wistości, które oczywiście nie różnią się ogólnym przesłaniem, a jedynie metodą opisu (wykorzystanie języka ezopowego) i, co za tym idzie, stopniem natężenia krytyki ustroju. Bez wątpie-nia jednak czytane razem dają pełny obraz PRL-u widzianego oczami Kisiela i, co równie ważne, składają się na cenny dla kolejnych pokoleń pewnego rodzaju dokument.

Felietony Stefana Kisielewskiego właściwie „rodzą” się jedno-cześnie z narodzinami nowej władzy, toteż chronologiczna lek-tura przeprowadzi nas kolejno przez okres walki o umocnienie się władzy ludowej, czas stalinizmu, rozbudzeniem nadziei, jakie niosła odwilż popaździernikowa, potem zanurzymy się w czas

„naszej małej stabilizacji”, wreszcie będziemy świadkami utwo-rzenia się opozycji demokratycznej i powolnego upadku systemu.

Dzięki tak dużej rozpiętości czasowej felietony, pozornie ulotne, po latach układają się w całościowy obraz przemian historycz-nych i rzeczywistości politycznej w Polsce. Spróbujmy w tym miejscu przyjrzeć się temu obrazowi minionej epoki, wskazać jego najważniejsze elementy.

Często przypisuje się Kisielowi rolę kronikarza, więc pierw-sze pytanie, jakie się nasuwa to: Czy chodziło Kisielowi o fak-tograficzne opisanie rzeczywistości tamtych lat? Nie wydaje się, aby taki zamysł przyświecał autorowi Sprzysiężenia, choć niewątpliwie udało mu się jakby „po drodze” czy „przy okazji”

uchwycić niemało symptomatycznych wydarzeń. Dowiemy się więc, że w 1948 roku „w związku ze zbliżającym się referendum ludowym, propaganda jednomyślności szaleje” (LP, s.  21), że w 1952 roku „ulgowych biletów do kin nie można już kupować indywidualnie, lecz za pośrednictwem Związku” (LP, s.  129), albo że w  warszawskim „Ekspresie Wieczornym” z  dnia 10 lutego br. [1965 – dop. M.W.] ukazała się notatka pod tytułem Kary dla leniwych muzykantów w  lokalach dancingowych (SR, s. 293). Nie stanowią one jednak nigdy rdzenia felietonu, rzadko nawet pojawiają się jako pretekst dla rozpoczęcia rozważań;

by je zgromadzić, trzeba z całej tekstowej materii mozolnie je wyławiać.

Znacznie bardziej intersujące jest to, że udało się Kisielowi wydobyć z otaczającej rzeczywistości jej okruchy i opisać w taki sposób, że lektura felietonów wprowadza czytelnika w dziś już

trudno uchwytną atmosferę tamtych lat. Są to więc okruchy z  pozoru mało znaczące, ale dotykające codzienności funkcjo-nowania, jak chociażby wizyta w restauracji:

Wchodzę, salka nawet przyzwoita, tyle że zimno, ale nie szko-dzi, bo wszyscy siedzą w płaszczach. Długo studiuje kartę i układam sobie efektowne menu z trzech dań. Wreszcie przy-chodzi kelnerka: zanim zdążę otworzyć usta, oświadcza mi, że jest tylko „rzymska” i „mielony”. Wybieram pieczeń rzymską, ale okazuje się być […] zwykłym klopsem z ubitą masą ciem-nych kartofli, w dodatku zimnym, żeby snadź nie zapomniano, że to jeszcze zima.

LP, s. 617

Opisując absurdy systemu, dobrze wiedział, że tym, co ludzie niechybnie zapomną najszybciej, są nuda, szarość i głupota, Opi-sał to życie nadzwyczaj barwnie, z właściwą sobie swadą i humo-rem. Pisał zabawnie o  sprawach niezabawnych. Nie budował finezyjnych i skomplikowanych konstrukcji logicznych, zawsze dążył wprost do sedna. Najpoważniejsze rzeczy przeplatał żar-tem, najogólniejsze maksymy wysnuwał z błahych spraw. Takim realiom poświęcał Kisiel sporo miejsca, mając świadomość, iż być może nikt poza nim o  takich drobiazgach jak kotlet nie napisze. Ponadto ukazywanie tej rzeczywistości w groteskowej formie miało uświadamiać czytelnikom ówczesnym, że „gburo-wata” pani kelnerka czy zimny obiad popijany zimną herbatą nie jest w cywilizowanym świecie normą i nie należy o tym zapomi-nać, a tym bardziej się przyzwyczajać. Dla równowagi możemy znaleźć w felietonach także zupełnie inne „obrazki rodzajowe”.

Kiedy tylko dostrzegał w szarości jakąś barwę, jakąś sytuację bądź zachowanie, które nie mieściło się w odgórnie zaordyno-wanej normie, za to świadczyło o najzwyklejszej normalności europejskiego kraju, wprost dzielił się swoją radością:

Ale za to wieczorem na brukowane kocimi łbami rynki pol-skich miasteczek wylega prawdziwy skarb naszej epoki: mło-dzież. Dziewczęta z końskimi ogonami á la Marina Vlady i chłopcy, swojska odmiana Gerarda Philipe. Nucą Padam, padam, Mulin Rouge lub tango z Pożegnań i zatrzymują się

przed kinem, gdzie Rri fi fi /…/ W tajemnicy wam powiem: nie jest to może młodzież najmądrzejsza, ale dobrze jest – jak jest.

LP, s. 209

Chciał być Stefan Kisielewski tłumaczem PRL-owskiego świata. To dość często powtarzana metafora, której autorem jest Ryszard Kapuściński, a która mogłaby z powodzeniem posłużyć do oddania intencji Kisielowego felietonopisania. Zmieniająca się rzeczywistość pod wpływem implantowanego ustroju była niewątpliwie dla Kisiela czymś obcym, wręcz egzotycznym. Tłu-maczenie i w tym przypadku polegało więc na wyborze takich elementów rzeczywistości, których przy opisie można odwołać się do znaków kultury znajomej, oswojonej – normalnej.

W tym miejscu warto przez chwilę zatrzymać się nad użytą przeze mnie w opisie Kisielowych felietonów kategorią „normal-ności”. To bardzo ważna i niezwykle często przez autora Sprzy-siężenia przywoływana kategoria. Jak twierdzi Małgorzata Szpa-kowska, jest ona kluczowa dla Cieni w pieczarze, ale wydaje się taka dla całej twórczości Stefana Kisielewskiego6. Cóż to za kate-goria i jakich wartości jest nośnikiem?

Trzeba zacząć od stwierdzenia, że „nienormalne” dla Stefana Kisielewskiego jest właściwie wszystko, co wynika z  narzuco-nego nowego ustroju. Wspomniana badaczka stworzyła nawet listę absurdów, które występują w omawianej przez nią powieści.

Bez wątpienia da się je przetransponować w całości na twórczość felietonistyczną Kisiela:

Mamy tam nonsensy rzeczowe i nonsensy propagandowe;

mamy nieuzasadnione zakręty, zaskakujące decyzje i wypo-wiedzi polityków, które w strukturze głębokiej znaczą coś dokładnie przeciwnego niż w powierzchniowej; mamy absurdy gospodarcze i społeczne; absurdy funkcjonowania świadomo-ści i zwykłe absurdy językowe7.

6 M. Szpakowska: Kisielewski, powieści dla dorosłych. W: Literatura źle obecna: (rekonesans). Materiały z konferencji naukowej Instytutu Badań Lite-rackich PAN, 27 X–30 X 1981. Kraków, Wydawnictwo „X”, 1986, s. 97.

7 Ibidem, s. 95.

Jeżeli zdarza się coś normalnego, to jedynie przez przypadek, bądź na przekór. W przeciwieństwie do Dzienników, felietoni-stykę przenika wszechobecne, ulubione i po wielokroć powta-rzane porównanie funkcjonowania w  tym systemie do „życia w domu wariatów”. W takiej rzeczywistości nic nie jest takie, jak być powinno. To absurd goniący absurd i pomieszanie pojęć.

Z okna tego domu raz po raz wychylał się autor felietonów, krzy-cząc głośno: „Ja chcę być NORMALNY, ja nie dam się zwariować, ja nie zwariowałem” (LP, s. 679). Przeciwstawienie świata nor-malnego i nienornor-malnego jest narysowane grubą kreską. To nie jedyne uproszczenie, jakim się Kisiel posługuje, celem ukazania nieprzystawalności nowego, sztucznie kreowanego ładu świata do podstawowych ludzkich, humanistycznych wartości.

Cóż w takim razie jest normalnością? Wzorce normalności są jedynie dwa. Otóż wszystko to, autor Sprzysiężenia pamięta sprzed wprowadzenia nowego systemu: inne stosunki, inne formy postępowania, inna obyczajowość, inne normy rozumo-wania, a więc de facto cała przedwojenna rzeczywistość. Oczy-wiście pokolenie, którego data urodzenia pozbawiła owej per-spektywy i tegoż doświadczenia, nie ma pojęcia, na czym polega

„nienormalność” dzisiejsza i ku tej generacji nauczanie Kisiela jest zwrócone.

Drugi natomiast wzorzec to, czasem przesadnie gloryfiko-wana i  dość stereotypowo postrzegana, cywilizacja Zachodu.

Porównania do zwyczajnego życia na Zachodzie Europy poja-wiają się bardzo często i nie tylko w tych felietonach, w których Kisiel zdaje czytelnikowi relacje z  odbytych podróży, między innymi do Francji, Belgii czy Holandii. Zachód jest pokazany w felietonach przede wszystkim jako kontrapunkt dla artykułów z oficjalnej prasy8, których zawartość z lubością autor Sprzysięże-nia od czasu do czasu przytaczał, jak choćby w felietonie zaty-tułowanym Mieszczaństwo po latach:

Jerzy Krzysztoń martwi się ogromnie, że „Jak się przyjrzymy temu, co się dzieje na Zachodzie, to widzimy nadmiar,

prze-8 O perspektywie „normalności” w publicystyce Kisiela pisał także Michał Szyszka (Droga Klerka…), celnie wskazując, iż Kisiel jest prawdopodobnie autorem pierwszej relacji z hipermarketu.

syt, przejedzenie i niezdolność wyboru, chociażby dlatego, że wszystkiego jest o wiele za dużo do skonsumowania […]”

(poważnie się ten Krzysztoń martwi – nieprawdaż – i to o cudze sprawy, altruista!).

LP, s. 269

Konsumpcja i  mieszczański tryb życia, którego Kisiel na łamach felietonów jest entuzjastą, nie służy jako ilustracja tego, w co ludzie na Zachodzie opływają i jak się za żelazną kurtyną żyje. Kisiel, w okresach przychylności władzy, paszport dostawał, więc trudno go podejrzewać, by zauważał tam jedynie pozy-tywne aspekty życia. W felietonach chodziło mu raczej o to, by pokazać nie co tam jest, ale czego w zgrzebnym socjalizmie nie ma. Taką rolę pełni, z dzisiejszej perspektywy, nieco zabawna opowieść, okraszona właściwym dla Kisiela entuzjazmem, rela-cjonująca wyprawę do hipermarketu:

[…] wysiada się z samochodu, bierze metalowy wózek i popy-chając go przed sobą jeździ się po olbrzymiej hali wybiera-jąc produkty […]. A sam towar? Dziesiątki gatunków mięsa, specjalnie przygotowanego i paczkowanego, wiele rodzajów masła(!), serów, wina, wódki, chleby i ciastka, sosy, musztardy, owoce, jarzyny, przeróżne substancje gospodarcze, pasty, kremy – czego dusza zapragnie.

LP, s. 404

Co charakterystyczne dla Kisiela, ta sama konsumpcja, już nie jako ilustracja normalnego, społecznego funkcjonowania, a  jako zamiennik świadomego „życia ideowego”, nie znajdzie u niego poważania9.

Opisywanie codziennej, zgrzebnej codzienności PRL-u  nie było jednak główną pasją Kisiela i w felietonach ono nie domi-nuje. To, co raczej nie stanowi o ich nieprzemijalnej wartości, ale za to może być bardzo interesującym materiałem dla póź-nego wnuka – historyka bądź politologa – to opisanie mecha-nizmów funkcjonowania socjalizmu w  nadwiślańskiej wersji.

9 Por. S. Kisielewski: Nie jestem warszawiakiem. „Tygodnik Powszechny”

1972, nr 9.

Zastanawiający wydaje się fakt, że kiedy Kisiel zaczynał pisać swoje felietony, nie mógł w żadnej mierze przewidzieć ani dłu-gości trwania systemu, ani tego, w jakim kierunku nasza histo-ria będzie zmierzać, a więc sens tych wydarzeń nie mógł mu być dany od samego początku, a jednak mamy wrażenie, czytając felietony nawet z tych pierwszych cykli, że dostatecznie potrafił połączyć wiedzę o samej naturze systemu i rozumienie naszej, polskiej specyfiki, by trafnie uchwycić właśnie zasadnicze kwe-stie i ogólne mechanizmy. Dostrzegał Kisiel przede wszystkim wszechogarniające tę rzeczywistość zakłamanie, absurdalność funkcjonowania socjalistycznej gospodarki czy konsekwencje narzuconych siłą zmian kulturowych.

Zwracanie uwagi czytelników na różnorodne aspekty przeni-kającego rzeczywistość kłamstwa było idee-fixe Kisiela. Widział, jak fałsz dewastuje literaturę i historię, politykę i ekonomię czy moralność. Bardzo wcześnie doszedł Kisiel do przekonania, które mu towarzyszyło przez cały okres PRL-u, a mianowicie, że życie ówczesne polega przede wszystkim na udawaniu. Już w 1949 roku, w słynnym felietonie Sprawa głośnika, pisał:

Dyskusja miała przebieg poważny i rzeczowy, usiłował tylko (zresztą na próżno) zakłócić ją ów dysponent uszkodzonego rzekomo głośnika, wydając z jego pomocą nieartykułowane i nieskoordynowane dźwięki, będące zniekształconą, jak twierdził, transmisją jego poglądów. Rzecz prosta, wykrętne to tłumaczenie nie zostało uwzględnione ani włączone do pro-tokołu obrad, które potoczyły się w zaplanowanym i uchwalo-nym kręgu tematyczi uchwalo-nym.

LP, s. 77

W tym samym roku poświęcił też Kisiel felieton „wypędzo-nej przez ludzi Nagiej Prawdzie” (LP, s. 128). Dostrzegał autor Cieni w pieczarze cały repertuar działań przeciwko wartościom:

rozmywanie czy odwracanie ich sensu, zastępowanie jednych wartości drugimi. Próbował ten aksjologiczny zamęt „Pola-kom, mieszkańcom kraju Wielkiej Przygody – moralnej” (LP, s. 167) porządkować. Kisiel literat „wielkie kłamstwo” obserwo-wał przede wszystkim w języku. Pisał: „Słowotwórstwo

kształ-tuje myśli – mówił o tym niedawno profesor Tatarkiewicz. Kto używa nowej łaciny, ten nie będzie myślał po starogrecku”10.

Już pod koniec lat sześćdziesiątych Stefan Kisielewski zdawał sobie sprawę, że językiem oficjalnym zawładnęła niepodzielnie nowomowa. W 1967 roku opublikował w „Tygodniku Powszech-nym” felieton, którego pokaźny fragment stanowi wykaz słówek pisanych, jak to autor określił, „skondensowanym preparatem słownym czyli dziennikarską nowomową” (LP, s. 370). Pisał:

Żywotne interesy (czy są nieżywotne?). Spontaniczny entu-zjazm (czy jest niespontaniczny?), Głęboki humanizm (A co z płytkim?), Brutalna agresja (jaka mamy inną?). Odrażające zbrodnie (są zatem i nieodrażające?). Bezwstydne kłamstwo (czy wstydliwe jest lepsze?).

LP, s. 370

Chciał zaszczepić w  czytelniku podejrzliwość, nieufność wobec możliwych zafałszowań, jakie wynikają z ideologicznie podporządkowanego użycia poszczególnych słów. W  innym felietonie zaś lektura „Życia Literackiego”, a  w  szczególności artykułów, jednego z „ulubionych” swoich oponentów, Włady-sława Machejka, natchnęła go do takiego oto komentarza:

Idea mowy zastępczej, operującej umownymi znakami i sym-bolami, mowy stanowiącej kondensację szyfrów, tudzież myślowych hieroglifów, idea pozy myślowej, wcielonej w nowo-mowę stoi na pewno również u źródeł współczesnej poezji.

LP, s. 414

Warto zwrócić uwagę na fakt, iż teksty te pisał Stefan Kisie-lewski już w latach siedemdziesiątych. Nie analizował zjawiska nowomowy z  pozycji językoznawcy, znacznie bardziej pochła-niał go społeczny styl funkcjonowania tego zjawiska w Polsce.

Znał Orwella, często go cytował, nierzadko odczytywał prze-słanie płynące z  jego książek jako pesymistyczne proroctwa.

Duże znaczenie przywiązywał do zmiany tradycyjnej treści słów, sam mocno zakorzeniony w swoim, tradycyjnym języku, pisał,

10 S. Kisielewski: O nowej łacinie. „Tygodnik Powszechny” 1974, nr 44.

myślał i mówił tak, by pojęcia, których używał, były zrozumiałe dla odbiorcy. Magdalena Bondkowska sądzi, że

demaskatorskie nastawienie Kisiela do języka jest wyrazem tej samej postawy, którą widać u poetów Nowej Fali i która była reakcją na nowomowę, na frazes propagandy i języka ofi-cjalnego11.

Dlatego drugą ważną cechą Kisielowego języka jest realiza-cja Norwidowego cytatu: „Odpowiednie dać rzeczy słowo!”12. W swoich felietonach próbował Kisiel „odzyskać” „staromowę”, przypomnieć właściwy sens słów. Właściwy, czyli często po pro-stu słownikowy, niezafałszowany przez propagandę.

mój Szanowny Oponent profesor Edward Lipiński pieści się ciągle ze słowem „socjalizm”, strzegąc się jednak dokładnego określenia, na czym ów socjalizm w realizacji, w polityce i gospodarce dokładnie ma polegać.

LP, s. 628

albo w tym samym felietonie:

Ale oto dowiedziałem się […] że, nie jadamy już chleba, bułek, makaronu, lecz konsumujemy PRZETWORY ZBOŻOWE.

Nie NOWOTWORY językowe, lecz właśnie PRZETWORY (potwory) zbożowe!

LP, s. 628

Dla Kisiela tworzenie przez władzę nowego języka to nic

11 M. Bondkowska: Struktura językowa felietonu dekady 1968–1978. War-szawa, Wydawnictwo Naukowe Semper, 2005, s. 59. O tym, że język Kisiela jest w jakimś stopniu odrębny, zaświadczają powstałe studia językoznawcze dotyczące felietonów autora Rzeczy małych. Badania, o których mowa, doty-czą głównie realizacji funkcji perswazyjnej i  metatekstowej w  felietonach, por.: J.  Pluskota: Metatekst w  tekstach felietonów Stefana Kisielewskiego.

„Poznańskie Studia Polonistyczne. Seria Językoznawcza XXV”. Poznań 1998;

J. Pluskota: Kilka uwag o języku polemik w felietonach Stefana Kisielewskiego.

„Poznańskie Studia Polonistyczne. Seria Językoznawcza XXVII”. Poznań 2000.

12 C.K. Norwid: Za wstęp (ogólniki). W: Idem: Vade-mecum. Wrocław, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1999, s. 14.

innego jak tylko zakłamywanie rzeczywistości. Miał świado-mość nie tylko performatywności języka („kto ma słowo, ten ma czyn, kto włada mową, ten włada życiem”, LP, s. 373), lecz także, nie bez racji, wróżył spustoszenia, jakie w umysłach znacznej części społeczeństwa ów nowy język może spowodować; jak trudno będzie powrócić do wspólnego systemu pojęć i  jedno-znacznego ich rozumienia.

Odzyskiwanie słów, które z racji swojego znaczenia całkowi-cie uległy wymazaniu ze słownika, jakim posługiwali się apo-logeci nowego ustroju bądź zupełnie zmieniły znak wartości, polegało w felietonach Kisiela także na ustawicznym ich powta-rzaniu: „Tygodnik” jest więc PRYWATNY, ludzie mogą czegoś dokonać „na prywatny rachunek czy weksel”, Kisiel lubi i czę-sto pisze o PRYWACIARZACH. Jest zawsze zwolennikiem pry-watnej inicjatywy, prywatnych sklepików. Do takich najczęściej

„odkłamywanych” słów należą, poza już wspomnianym socja-lizmem, także kapitalizm, oczywiście słowo prawda, a  także:

patriotyzm, liberalizm, ingerencja, współistnienie, kryzys, itd.

Można by ich zapisać pewnie całą stronę, uwagę zwraca fakt, iż niezwykle celnie odnajdywał Kisiel sztandarowe sformułowa-nia, jakimi szafowała choćby codzienna prasa. Autor felietonów dokonywał jakby przełożenia, przetłumaczenia obrazu rzeczy-wistości tej sztucznej, nieprzystającej do życia na język zrozu-miały i w sposób logiczny. Pisanie niezwykle prostym językiem, o  podstawowych sprawach, w  dodatku z  użyciem słów w  ich podstawowym znaczeniu, było wyjątkowym jak na owe czasy sposobem „zagrania cenzurze na nosie”. Czytelnicy, na co dzień karmieni oficjalnym żargonem, już sam język Kisiela przyjmo-wali jak pewną dawkę tlenu w  pozbawionej tego pierwiastka atmosferze.

Użycie prostego języka i  jasnych, dobitnych sformułowań, patrząc z dzisiejszej perspektywy, też wyróżniało Kisielowe felie-tony, i ich styl był kontrapunktem dla języka oficjalnego. Zda-rzało się, że Kisiel wtrącał do tekstu fragment owej mowy-trawy, jak na przykład w jednym z felietonów, w którym cytował przy-wołanego już przed chwilą Władysława Machejka:

Udział literatów i artystów we froncie ideologii trzeba rozsze-rzyć. Tylko partia marksistowska i postępowi literaci, artyści mają tak bardzo wspólny, tak nieprzejednany stosunek do budowy nonkonformistycznego świata na czele z nonkonfor-mistycznym człowiekiem.

LP, s. 277

Po czym myśl taką skutecznie dekonstruował:

Hm. W dumnych tych słowach kryje się zapewne „myśl pikna”, bieda tylko, że nie wiem jaka, bo kryje się nader skutecznie

Hm. W dumnych tych słowach kryje się zapewne „myśl pikna”, bieda tylko, że nie wiem jaka, bo kryje się nader skutecznie

Powiązane dokumenty