• Nie Znaleziono Wyników

Kontekst zmiany – argumenty praktyków za kon- kon-struktywistycznym podejściem

Okres “obiektywistyczny” w historii systemowej terapii ro-dzin przyniósł dużo cennych doświadczeń dla praktyków.

Przyczynił się również do uświadomienia wielu pułapek i ograniczeń skuteczności pracy z rodzinami, istniejących w ówczesnym modelu. Znaczna ich część łączyła się z głębszymi założeniami natury epistemologicznej i funkcjo-nowaniem poznawczym człowieka w ogóle. Wtedy to zwrócono m.in. uwagę na fakt powiązań pomiędzy szczegól-nymi właściwościami naszego sposobu gromadzenia (a raczej budowania) wiedzy o świecie, a utrzymywaniem się pewnych iluzji dotyczących naszych klientów czy pacjentów. Uświa-domienie sobie istnienia tych pułapek poznawczych było ważnym warunkiem wdrażania nowych idei i bardziej efek-tywnych metod pracy.

Do tego problemu nawiązali w swoim artykule dwaj fińscy terapeuci, Ben Furman i Tapani Ahola (1988). Zwrócili oni uwagę, na to, że choć wszyscy mamy świadomość, że pełna i obiektywna znajomość drugiego człowieka czy układu ro-dzinnego jest niemożliwa, to jednak wielu terapeutów czuje, że przynajmniej niektóre z ich pomysłów mają wartość obiektywną, co sprzyja utrzymywaniu się tendencji do kur-czowego trzymania się własnych prawd, tak jakby one były odzwierciedleniem zewnętrznej rzeczywistości. Częściowym powodem takiej sytuacji może być to, że większości psycholo-gicznych przyporządkowań i wyjaśnień dotyczących zacho-wania nie da się obalić. Co więcej, nawet próba rozprawiania o nich jest często przedstawiana jako dowód ich prawdziwo-ści.

W związku z niejednoznacznością reguł mających dowieść słuszności niektórych stwierdzeń, często niemożliwe jest unieważnienie teorii psychologicznej. Nie ma, na przykład, sposobu dowiedzenia, że objaw nie jest spowodowany przez jakiś głębszy problem lub że nie spełnia on jakiejś szczególnej funkcji. Co więcej, istnieje tendencja wyrażająca się tym, że każde przekonanie wytwarza dowód, który je dobrze “po-twierdza”. Aby zilustrować to ostatnie twierdzenie, Furman

i Ahola przedstawili siedem następujących źródeł iluzji stwarzających wrażenie, że nasza wiedza o świecie jest dużo bardziej pewna, niż to ma miejsce w rzeczywistości.

Poszukiwanie potwierdzenia

Nasze pomysły na temat przyczyn ludzkiego zachowania mają wbudowane skrzywienie. Nakłaniają nas one do poszu-kiwania informacji, które potwierdzają wstępne założenia, podczas gdy mimowolnie ignorują te dane, które mogłyby je zakwestionować. Jeśli terapeuta wierzy np., że problem ro-dzinny jest rezultatem “rodzinnego splątania”, ma on ten-dencję do zwracania uwagi na każdy wyczuwalny znak ta-kiego zachowania, jednocześnie przeoczając jakiekolwiek oznaki przeciwnych zachowań. Podobnie jeśli wierzymy, że aktualne trudności jakiejś osoby są spowodowane jej trudnym dzieciństwem, możemy zaniedbywać zwracanie uwagi na wiele radości, których człowiek ten doświadczył w swoim ży-ciu. Wydaje się, że nasze życie jest dość bogate, by dostarczyć przekonywającego materiału potwierdzającego praktycznie każdy rodzaj wyjaśnienia naszego zachowania.

Jakikolwiek fakt nie może dowodzić wszystkiego

Większość z nas skłonnych jest interpretować nowe informa-cje jako dowody tego, w co już wierzymy. Jednostki ludzkie mają nieograniczony talent do interpretowania jakichkolwiek informacji jako dowodów dla przekonań, którym mają służyć.

Na przykład, jeśli mąż sobie umyśli, że żona go nie kocha, cokolwiek by ona zrobiła, może potwierdzać ten pomysł. Może on widzieć jej przeżycia, sposób traktowania zwykłych, do-mowych obowiązków, czy uwagi, jako środki służące ukry-waniu jej prawdziwych uczuć, i stąd – potwierdzające jego podejrzenia. Ale ta tendencja nie jest ograniczona do mę-żowskich podejrzeń. Terapeuci, którzy lubują się w pomysłach na temat przyczyn problemu rodzinnego, często traktują dowolne wypowiedzi członków rodziny jako “dowody”

na podtrzymanie preferowanego przez nich wyjaśnienia.

Dorabianie przyczyn

Chociaż wszyscy wiemy, że korelacja nie jest tym samym co przyczynowość, mamy tendencję do zapominania o tym w sytuacjach klinicznych. Jeśli mamy obserwację X i symptom Y, często postępujemy, jakby X powodowało Y, pomijając inne, równie możliwe do przyjęcia możliwości, takie jak odwrotna zależność, wpływ trzeciego czynnika, bardziej złożone związki czy po prostu przypadkowość.

Wielu terapeutów rodzinnych wierzy, że dysfunkcja ro-dzinna jest powodem jej problemów, w rzeczywistości wła-ściwą może być przeciwna sytuacja. Skąd wiemy, że depresja jest spowodowana raczej przez obniżoną samoocenę niż od-wrotnie?

Terapia rodzinna jest w dużym stopniu oparta na idei podważającej mniemanie, że symptomy są spowodowane przez indywidualną psychopatologię. Zamiast tego zakłada się, że zarówno symptomy, jaki i to, co wygląda jak indywi-dualna psychopatologia mogą być spowodowane przez dys-funkcjonalną interakcję rodzinną. Możliwy jest także inny pogląd dotyczący dysfunkcji rodzinnej, przyjmujący, że za-równo indywidualne symptomy, jak i dysfunkcje rodzinne są spowodowane przez problemy w interakcjach pomiędzy ro-dzinami a systemami pomagającymi.

Czasem uciekamy się do ustalenia powiązania przyczy-nowego, gdy sprawy są zbyt skomplikowane, aby je wyjaśnić w prosty sposób. Przykładem jest przekonanie, że przedłu-żająca się separacja małego dziecka od swej matki może wy-wołać poważne problemy. Alternatywą jest kwestia, czy pro-blemy te są naprawdę spowodowane przez separację, czy też coś jeszcze innego, np. brak odpowiedniej opieki podczas okresu rozstania lub poczucie winy matki po powtórnym spotkaniu się.

Dramat życia stanowią niezliczone zdarzenia zakłócające.

W przypadku tak złożonych zależności, jak relacje rodzinne, możliwych powiązań między niefortunnymi zdarzeniami i ich zakładanymi przyczynami może być nieskończenie wiele.

Możemy na przykład być przekonani, że istnieje przyczynowy związek pomiędzy kłopotami chłopca w szkole i nieustannymi kłótniami jego rodziców lub problemami małżeńskimi i faktem, że małżonkowie się nie kochali, pobierając się itd.

Ale gdy próbujemy poprzeć te domysły przekonywającymi dowodami, okazuje się, że nie mamy wystarczających pod-staw, by tak sądzić. Te pozornie związane z sobą zdarzenia mogły wynikać równie dobrze ze zbiegu okoliczności.

Prowokowane reakcje jako dowody

Nasze przekonania kształtują sposób, w jaki postępujemy z naszymi klientami. Następnie, gdy reagują oni na nas, możemy interpretować ich reakcje jako potwierdzające słuszność naszych przekonań. Terapeuta może być przeko-nany, że jego klient cierpi z powodu dręczącego go zmartwie-nia wynikającego z utraty czegoś dla niego ważnego. Prosi on klienta, by mówił o swoich przykrych uczuciach, ale klient twierdzi, że przeciwnie, utrata nie jest jego problemem. Jeśli terapeuta próbuje nakłonić klienta, by mówił jednak o utra-cie, może go to rozdrażnić. To rozdrażnienie może następnie zostać zinterpretowane przez terapeutę jako dowód potwier-dzający pomysł, że aktualne cierpienie jest ważną kwestią.

Terapeuci są szczególnie narażeni na zniekształcanie in-terpretacji zachowań klientów, gdy mają o nich krytyczne lub pesymistyczne zdanie. Większość ludzi łatwo uzmysławia so-bie, kiedy są krytykowani przez terapeutę. Gdy się to dzieje i, ponadto, jeśli odbierają oni krytyczne uwagi jako niesłuszne, mogą się czuć atakowani i reagować (adekwatnie) przyjmo-waniem postawy obronnej, rozdrażnieniem, rezerwą, po-dejrzliwością, zwiększeniem dystansu, krytyką itd. Takie reakcje łatwo błędnie zinterpretować jako dalsze dowody potwierdzające pierwotne, krytyczne spostrzeżenia.

Samospełniające się przepowiednie

Bardzo często przypuszczenia dotyczące zachowań innych ludzi okazują się prawdziwe w wyniku naszych oddziaływań.

Natarczywe sugerowanie komuś, że jest rozgniewany, może rzeczywiście łatwo wyprowadzić go z równowagi. Podobnie przekonanie, że ludzie zwykle opierają się terapii, może na-stawić terapeutę do stwarzania sytuacji oporu wśród swoich klientów. Również wiara w to, że pewien problem wymaga długoterminowej terapii, może rzeczywiście spowodować, że terapia stanie się długoterminowa. Gdy nasze przepowiednie się spełniły, możemy ulec przekonaniu, że mieliśmy rację od samego początku.

Traktowanie poprawy następującej po leczeniu jako dowodu Jeśli szaman wypędza złego ducha i pacjent czuje się lepiej, staje się to dla niego potwierdzeniem jego przekonania, że złe

duchy były rzeczywiście przyczyną problemu. Podobnie, gdy stosujemy interwencję na podstawie jakiegoś wyjaśnienia i nasi klienci zaczynają się lepiej czuć, jesteśmy skłonni wy-ciągać z tego wniosek, że nasze teoretyczne założenia były poprawne. Nawet jeśli osiągamy sukces w sugerowaniu cze-goś, co okazuje się użyteczne, nie jesteśmy do końca upraw-nieni do wyciągnięcia wniosku, że nasza teoria była właściwa.

Istnieje wiele możliwych do przyjęcia sposobów wyjaśnienia, dlaczego konkretna interpretacja, przewartościowanie, czy interwencja osiągają skutek.

Iluzja jednomyślności

Im więcej ludzi wydaje się zgadzać z czymś, tym bardziej je-steśmy skłonni myśleć, że musi to być prawda. Grupa pracu-jących długo razem terapeutów rodzinnych będzie skłonna przekonywać się nawzajem, że podstawowe dogmaty ich teorii są fundamentalnymi prawami Wszechświata.

W pracy klinicznej jednomyślność pomiędzy terapeutą a klientami również może być źródłem złudzenia, że prawda jest znaleziona. Jako terapeuci, często przedstawiamy nasze wyjaśnienia naszym klientom, a gdy oni się zgadzają z nami, skłania nas to do uwierzenia, że mamy rację.