• Nie Znaleziono Wyników

KROMKA L1TIJIACKA

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1863, T. 3 (Stron 147-165)

Biblioteka 'Ossolińskich. Poczet nowy. Tom drugi. Lwów,

1863, str. 463. »

D r u g i tom B iblioteki O ssolińskich, odznaczający się , ta k jak p oprzedni, wyborem a rty k u łó w , m iędzy k tó rem i są p rac e zaszcz y t lite ra tu rz e naszćj przynoszące, zaw iera w sobie, oprócz k ro n ik i Z a k ła d u , z k tó rć j pewne szczegóły do w iadom ości lite ra c k ic h p rzy d ać się m o g ą , p rzedm ioty odniesione do czterech działów : histo ry i, lite ra tu ry , um iejętności i k ry ty k i. Co do tego podziału, zrobim y tylko u w ag ę, iż gdy k ry ty k a sam a p rz ez się nie stanow i sp ecy aln o ści, p rz e to k ry ty czn e p ra c e , ze względu na ich p rz e d ­ m iot, tem bezpieczniej do jednego z trz e c h poprzednich działów zaliczyćby m o żn a , iż p ra c e specyalne w pow yższych d z iałach zam ieszczane nie w y łąc zają wcale k rytycznego lub naw et p o le­

micznego sposobu tra k to w a n ia rzeczy. N a zaletę redakcyjnego planu zauw ażyć należy, iż każdy tom stanow i oddzielna cało ść, w k tó re j każdy a rty k u ł, choćby najobszerniejszy, w zu p ełn o ści się m ieści; tym sposobem , w ychodzące dw a razy n a ro k pism o, będąc zarazem peryodycznem i zbiorow ein, może się rozpow szech­

nić d ro g ą handlu k sięg arsk ieg o , niezależnie od p re n u m e ra ty , k tó ra z powodu z b y t odległych term inów w yjścia pojedynczych tomów, nigdy nie będzie odpow iednią w arto ści pism a i nie zapew ni mu ta k ie g o rozpow szechnienia na ja k ie zasługuje.

R ozpoczyna ten tom opow iadanie h istoryczne K a ro la S z a j­

nochy o H ieronim ie i E lżbiecie R adziejow skich, gdzie na p o d sta ­ wie w iarogodnych ź ró d e ł, a głów nie, o p ie ra ją c się n a P a m ię tn i­

kach A lbrychta R ad ziw iłła , któ ry ch o ry g in a ł łaciń sk i znajdujący się w B ibliotece O ssolińskich znacznie się różni od znanego p rz e

-K R O N I -K A L I T E R A C -K A . 145

k ład u i na nie wydanym jeszcze D yaryuszu S ta n isła w a O św iecim a, Szajnocha z psychologiczni} ścisłością ro zb iera c h a ra k te r H ie ro ­ nim a ^R adziejow skiego i w ykazuje dowodnie, ż e , zanim zd ra jc ą zo stał, by,ł ju ż człow iekiem chciwym, nikczem nym , in tr y g i d o ra ­ biającym się znaczenia i wpływ u. Przeciw nie, trzecia żona R a ­ dziejow skiego E lżb ieta S łuszczanka, prim o roto K azanow ska, z którą. R adziejow ski o żen ił się tylko dla zagarnięcia jej m ajątk u , była to, w edług św iadectw , k o b iela d obrej sław y, uczciwych i skrom nych obyczajów, k tó rą niesłusznie, a poczęści z winy nięża, o m iłosne stosunki z Janem K azim ierzem podejrzyw ają.

To o b w in ie n ie 'w z ię ło swój po cząte k z p rzejęteg o p rzez k ró la listu R adziejow skiego do M aryi L u d w ik i, gdzie ten oszczerca, prag n ący p rzez denuncyacye p o zy sk ać sobie względy królow ćj.

ro z p isa ł s i ę , ja k nam blizki św iadek zdarzenia Stanisław O św ię­

cim opow iada „o nikczem ności k ró lew sk iej, o niesposobności jego i nieum iejętności w regim entow aniu w ojska, o radach lekkich i niestatecznych i o wielu innych rz e c z a c h , sław ę i rep u tacy ą k ró lew sk ą ty k ających. W spom niał i żonę swoją z w ielką ku nićj dylfidencyą i uskarżaniem się na nią o pryw atne z królem , ja k o i inszemi pewnemi u dw oru osobam i korrespondeneye i p o ro zu ­ m ienia na szkodę m ałżeństw a i m ałżo n k a”. Owa niegodziw a w zm ianka o żonie była tylko potw orczym dw uznacznikiem . M ogła z niej i k rólow a i ca ła dalsza publiczność najobelżyw sze snuć podejrzenia; lecz w gruncie m ia ła ona, w edług w szelkiego praw do­

podobieństw a, m yśl in n ą : o sk a rż a ła żonę nie tyle o m iłostki, ile raczćj o p ro ste in try g i gabinetow e. Pisze bowiem R adziejow ski o pryw atnych żony „z królem , ja k o i inszemi pew nem i u dworu osobam i korrespondcncyach i porozum ieniach”, w czem niepodo- bua przecież u p atrzy ć porozum ień m iłosnych, rom ansów skrom nej p rzez ta k dłu g ie la ta kobiety z królem i wielu innemi panam , dworu. N a d to , dowodzi S zajnocha iż od la t p rz eszło 14 znaną b y ła te ra ź n ie jsza p o d k a n d e rz y n a R adziejow ska z codziennego pożycia Janow i K azim ierzow i. P rzez cały ten p rzeciąg czasu p a trz y ł m iody królew icz obojętnie na m łodą i p ięk n ą m arszał- kow ą nadw orną (K azanow ską), żadnym a żadnym krokiem nie dając powodu do p o d ejrzeń o skłonność dla niej, a dopiero pod­

starzaw szy s ię , królem zostaw szy, g ło śn ą z wdzięków i rozum u żonę pojąwszy, w ta k ubłogosław ionem stadle z nią żyjąc, m iałby n a ra z zakochać się w znacznie już sta rsz ć j, m niej nadobnej, po raz drugi zam ężnćj podkanclerzynie. R aczej więc o ja k ie ś

1 t y

Tom III. Lipiec 1863. '

gabinetow e z królem i inuem i urzęd n ik am i porozum ienia, nie zg a ­ dzające się z widokam i królow ej, ch ciał R adziejow ski o skarżyć ż o n ę , w czćm nieszczęśliw a podejrzliw ość królow ćj i s k o ra do ta k ic h zm yśleń w yobraźnia gaw iedzi u ro iły sobie z łatw o ścią sp raw ę se rc o w ą , niezn an ą zg o ła żadnem u św iadkow i spółczesne- mu. W ystaw iw szy w praw dziw szem św ietle p ostacie R adzie­

jow skiego i R a d z ie jo w sk ie j, słusznie te ż i co do J a n a K a ­ zim ierza uw aża S z a jn o ch a, iż c h a ra k te r tego k ró la p ełen je s t najdziw aczniejszych sprzeczności, a ca łe jego życie u d erza naj- sprzeczniejszem i zm ianam i i zaw iera k ilk a n a d e r różnćj w artości epok. „N ie zw aża n a to, mówi dalej Szajnocha, świeżo w W a r­

szawie wydany „O braz historyczny” naszego k ró la i znaczną mu w tem krzyw dę w yrządza. Z ebraw szy bowiem z p rzeró żn y ch ź ró d e ł i czasów sam e praw ie niepochlebne rysy obrazu, ze sta w ił je a u to r w jak ió m ś ciemnem, ryczałtow ym , lnartw ćm skupieniu, nie dającćm żadnego w yobrażenia o różnobarw ności n a s tę p u ją ­ cych po sobie kolei i przem ian życia. Tym czasem , m iędzy Janem K azim ierzem w pierw szych k ilk u la ta ch po koronacyi a Janem K azim ierzem w la tach po B erestec zk u i dalszych, cóż za n ie z m ie r-, nie w ielka różnica, acz nie tru d n a do dostrzeżenia. J a n K azim ierz w pierw szych latach panow ania by [ królem rządnym , czynnym, śm ia­

łym , szczęśliw ym . D opiero w zbronione królow i p rzez szlach tę dopom ożenie do ścigania rozbitych n ie p rzy jació ł i odpow iedniego skończenia tem c a łe j wojny zniechęciło serce k rólew skie, a dalsze sk u tk i zaw ichrzenia b eresteck ieg o , dalsza wojna ze stra sz n ą k lę ­ sk ą b a to w s k ą , całk o w ite w reszcie odstępstw o narodu w wojnie szw ed zk ićj do reszty z ła m a ły króla. M iał 011 je d n a k swoje chwile św ietn iejsze, a jeżeli wolnym wyborem n a tro n wyniesiony, nie z n ala zł dobrym chęciom swoim p o p a rc ia i u p a d ł Wspólnie z n a ­ rodem , czemuż w ogólnem dziś ocenieniu tam toczesnych grzechów i cnót nie przyznać żadnego pro m y k a zasłu g i królow i nieszczę­

śliwemu, k tó ry ta k św ietnie i pracow icie ro z p o c z ą ł rządy, a u m arł nie (ja k w owym O brazie historycznym ) ośm dziesięcioletnim s ta r ­ cem w rozkoszach, lecz w 63 ro k u życia ze sm u tk u n a w iadom ość 0 wzięciu K am ieńca p rz e z Turków’, ta k spokojnie zniesionćm p rze z c a łą konfederacyą g o łą b s k ą .”

Nie w dając się w k ry ty k ę źró d eł z k tó ry ch c z e rp a ł S zaj­

n o c h a , zaprzeczyć nie m ożna iż opow iadanie o R adziejow skim , (od s tr. 1 do 110) odznaczające się, ta k ja k inne jeg o p race historyczne, rz a d k ą rów now agą ro zsąd k u i im aginacyi, erudycyi 1 uczucia, tchnie nadto ja k ą ś przekonyw ającą w y traw n o ścią sądu

LITERACK A. 1 4 7

m oralnego i politycznego, k tó rem u sam sposób z ap atry w a n ia się a u to ra na dzieje i życic pow agę nadaje. Nie kusi się Szajnocha na h istoryczne niespodzianki i w y n alazk i, głów nie inu idzie 0 ośw iecenie przedm iotu ta k ie , żeby szczegóły sanie p rz e d sta w iły się czytelnikow i w w łaściw ej pro p o rcy i i z kolorytem n atu raln y m , a jeżeli uznaje za potrzebne, p rzy jęte i pow tarzające się sądy prostow ać lub uzupełnić, p rz y stęp u je do n:e~o z dowodam i w r ę ­ ku i ze sk ru p u la tn o śc ią cechującą d o b rą w i a r ę i szczerość p rz e ­ konania. W cale zaś nie hołduje S zajnocha i nie sp rzy ja, ja k to 1 z tój o statn iej jego p racy w idać, owemu popędow i n iek tó iy ch pisarzy do traw estacyi h isto ry czn ej, do skw apliw ego k o rzy stan ia z ja k ic h k o lw ie k , często podrzędnej w arto ści lub źle z ciągiem dziejów zestaw ionych szczegółów , by zasłużone osobistości poni­

żyć, a niegodne rehabilitow ać.

W acław P o to ck i i jego A rg e n id a , studyum do lite ra tu ry i rzeczy narodow ych X V II wieku (str. 111— 19t>). P od tym ty tu - łeln p. Ludw ik N ab ielak , k tó reg o nazw isko, acz daw no ju ż nie spotykane, dziejom naszej lite r a tu r y nie je s t obce, d a ł kry ty czn y ro zb ió r poem atu nie tyle przełożonego, ile p rzero b io n eg o z ła c iń ­ skiej powieści prozą: A rgenis, k tó re j au to rem je s t J a n B arclay, z rodziny szkockiej we F ran cy i urodzony i wychowany. W spom - niona pow ieść po raz pierw szy w ydana w P a ry ż u 1621 r ., je st alleg o ry ą polityczną^ odnoszącą się do czasów wojny domowćj p o p rzed zającej w stąpienie n a tro n francuzki H en ry k a IV. Ju ż więc w czasie w yjścia A rgenidy p rzed m io t nie b y ł w spółczesnym i pomimo niezaprzeczonego ta le n tu a u to ra nie m ógł obudzać żywego z a ję c ia ; oprócz tego, w samym pom yśle tk w iła pew na w ada°estetyczna, o sła b ia ją c a poetyczne znaczenie utw oru, m ian o ­ wicie b r a k praw dy estetycznej. A llegoryą w yłącza w szelkie z łu ­ dzen ie; czy teln ik p rze z ie ra ją c y alluzye nie p rzen iesie się całą duszą w św iat poety, sk o ro te n św iat nie tchnie życiem rzeczy- w iste m , ale je s t tylko sym bolicznym w izerunkiem życia. N ie­

w dzięcznego więc chw ycił się p rzed m io tu W acław P otocki, i ize czywiście, gdyby mu szło tylko o tłum aczenie A rgenidy, nie mo żnaby tego inaczćj nazw ać ja k m arnotraw stw em talen tu . o i w ta k niekorzystnych w aru n k ach rodzim y ta le n t naszego P^c y um iał zachow ać oryginalność. Ł aciń sk i te k s t A rg e n u y s uży mu tylko aa ram y, k tó re ro z sz e rz a i z ap ełn ia w edług u p odobania w suw ając w nie liczne ustęp y i obrazy z rzeczam i krajow em i zw iązek m ające. Są to po w iększćj części ustępy refleksyjne i m oralizujące, albo sa ty ry obyczajowe i polityczne, godne uw agi

nietylko ze w zględu na energiczne i obrazow e w ysłowienie, na w ersyfikacyą śm iały i d o b rze w yrobioną, ale jeszcze bard zićj ze względu na św iadectw o ja k ie dają o pojęciach, zasad ach i oby­

czajach w spółczesnej W acław ow i P otockiem u epoki. D aw niejsza lite ra tu ra n a s z a , ja k słusznie mówi p. N a b ie la k , nie je s t wcale b o g ata w zab y tk i p a m ię tn ik o w e ; a ja k ż e to rzecz w ażna mieć obrazy z życia ta k poruszonego, ja k było życie publiczne w Polsce za J a n a K azim ierza i to obrazy piórem W acław a Potockiego k r e ­ ślone. Być może że p. N ab ielak przecenia nieco w arto ść A rge- nidy, k tó re j zdaniem naszem nie można staw iać na rów ni z W ojną O kocim ską tegoż a u to ra ; w każdym razie je d n a k p. Nabielakow i należy się uznanie zasłu g i i wdzięczność, za wydobycie z zapom ­ nienia utw oru w swoim czasie bardzo cenionego i zasługującego n a bliższe poznanie. Przytoczym y p ró b k ę stylu i pojęć W acław a Potockiego. P rzy p isu jąc pogorszony sta n spraw y publicznej d łu ­ giem u pokojow i i z b y tk o m , ta k dalej m ów i, zw racając mowę do króla:

Więc ji śli niebo, z któretn tr u J n o się nam siepae, Nie z gruntu nas zagubić, tylko clicąc przetrzepać, Zdarzy postawić w porcie uciszonym nawę;

Wyżeń z niej wszystkie zbytki, choćby dać nu strawę.

P rz e d t fm za naszych przodków i starych żołnierzów, Co przy sukni baraniej, rysich się kolnierzów Nie wstydali, lwem serca, lub do pojedynki) Lub do szyku odziane: broń Boże! na szynku Wiuo komu przedawać, kroin jednej apteki, I tylko do kościoła, i na same leki.. . Dziś niechaj syn koronny mocno temu wierzy, Ze chociaż Die szynluije i łokciem nie mierzy, Jeśli nie będzio wojny w miodem leci i służył, Ani odda na co się rodzący zadłużył,

Szlachcicom być nie może i szczycić się herbem, Nie synem bywszy matce lecz podłym pasierbem.

Cudowna wolność! łokcia bronią im i kwarty, A do wszystkiego złego gościniec otwarty!

Niech tylko przez uczciwe blizny będzio w krzesła Przystę p, a kogo cnota i godność wyniesla, Niech się żaden nie waży honoru napierać, Aż się pierwej za matlię nauczy umierać...

Od W acław a Potockiego przejdziem y do K aro la B alińskie­

go, a u to ra poem atu pod napisem : M ęczeństw o Zbaw iciela, z k tó ­ rego 7 ustępów : 1. Zbaw iciel w O grójcu, 2. Z drada, 3. Pojm anie,

■1. Zabiegi wrogów, 5. Jeru zalem , ij. Annasz, 7. Sąd K aiiasza,

LITRRACKA. 1 4 9

w rozbieranym p rzez nas tom ie B iblioteki O ssolińskich (od str.

197 do 2i)6) znajdujem y. P o eta z wieku XVIFgo i p o eta z w ie­

ku X lX go dobrze obok siebie sta ć m ogą. Są to n atu ry sym pa­

ty c zn e , je d n a i d ru g a d o p ełn iające się wzajem na podstaw ie wspólnych uczuć i dążeń, a pod względem p oetyckiego ducha i talen tu , w ostatnim swoim utw orze B aliński ta k wysoko s ta ­ n ą ł, iż postaw ienie go obok W acław a P otockiego tem u o sta tn ie ­ mu nie ubliży. D la obeznanych z ostatnim o kresem dziejów naszej poezyi je s tto po części niespodzianka, nie dawno bowiem wydany p rz e k ła d d ram atu K alderona: Kochankowie nieba, m ógł raczej służyć za w skazów kę kieru n k u pojęć B alińskiego, ja k za m iarę jego talentu, a daw niejsze jeg o poezye m iały niew ątpliw ie w artość raczej okolicznościow ą ja k rzeczywistą.. Tym czasem , w poem acie o M ęczeństw ie Zbaw iciela ta k ą widzimy d o jrz ało ść talen tu , ta k ą m iarę i nam ysł w układzie, ta k n atu raln e i ja k b y jasnow idzące ożywienie przedm iotu, ta k i w reszcie w dzięk stylu, iż nie waham y się zaliczyć ten poem at, sk o ro do końca rów nie pom yślnie doprow adzonym zostanie ja k zo sta ł zaczęty, do z n a ­ kom itszych ozdób naszej lite ra tu ry .

Ściśle biorąc, w ybór przedm iotu m ógłby ulegać zarzutom : zdaw ałoby się, iż przedm iot czci nie łatw o może być zarazem m ate- ry ałem dla fantazyi tw órczej, chybaby przypuścić w czytelnikach w ielką pierw otnych wieków w iarę, albo tć ż przeciw nie usposobie­

nie zu p ełn ie indyferentyczne, p o sz u k u jąc e sam ych tylko a rty sty c z ­ nych w rażeń . O prócz tego, zadanie je s t utrudnione w ym aganem natężeniem ducha, jed n o sta jn ie utrzym anem w śród całego szeregu w rażeń w yw ołanych ruchem obrazów i p rzenośni, a nadto, p o trz e ­ bą ścisłego zaw arcia się w g ran icach tradycyi, k tó rć j te x t literaln y dopuszcza tylko poetyczną p a ra fra zę , a i tę czyni zbyteczną, chyba że j ą szczególne zalety w spierają. S koro je d n ak m a­

larstw o i m uzyka b iorą n ieraz za przedm iot tajem nice religii chrześciań sk iej, nie m ożna się dziwić że i poezya do tego sam e­

go się poryw a, chociaż, przy w ielkich naw et usiłow aniach, sk u ­ te k nie zawsze odpow iada w yekspensow anym n a podobne p rz e d ­ sięw zięcie siłom ducha, ja k tego mamy p rz y k ła d znakom ity na Messyad/.ie K lo p szto k a, utw orze ta k dzisiaj zapom nianym , pomimo w ielkiej potęgi pom ysłu i w ykonania. Nie wiemy czy poem at B alińskiego będzie szczęśliw szy, to je d n a k pew na, że czyta się z pewnym u rokiem , że zachow ując prop o rcy c pow ieści ludzkiej, łag o d n ie i nieustannie pociąga m yśl i podnosi ducha czytelnika. Mimowolnie nasuw ałoby się porów nanie z P rz e n a j­

św iętszą rodziną B. Z aleskiego, ale u tw ó r B alińskiego innćj je s t n a tu ry , pozornie innićj arty sty czn y , w rzeczyw istości zaś w iększe go polotu i znaczenia. P rzytoczym y, praw dziw ie n a tra f, k ilk a wiers/.y z ustęp u Igo, gdzie p o eta opisuje pokusy, ja k ie sz a ta n s ta ­ w iał Zbaw icielow i w ciągu m odlitw y Jeg o w Ogrojcu:

Wszys tkie następnych wieków szkarady

©o końca dziejów, do końca świata, '/j Indzkiem obliczom najbrzydsze gady Przed Zbawiciela szatan wymiata.

„Objąłem, wola, czasów krawędzie, Takim był człowiek i jest i będzie” . W blasku sz a ta ń s k ic h ODych p ło m ie n i

W p r z e s tr z e n i światów, wieków p r z e s tr z e n i, Prz ez niezliczonych zbrodni ciemnicę Dostrzegł Pan wreszcie swoją winnicę.

Ciężą ku ziemi gr> na jej święte, T ak pelue! jednak jakby nietknięte!

A sok niebiański co sam z nieb płyuio, Nie w serca wsiąka ale w pustynię.

Bo tuż w około pustynia, stepy, Piaski spalone od skwaru słońca, A po tych stepach ciągnie tłum ślepy, Tłum niezliczony, zd a się bez końca.

A wszyscy, wszyscy szukają zdroju, Bo choć zgłodniali, bardziej niż chleba D usze ich spiekłe pragną napoju.

Dziwna ślepota wszystko «postrzega, Oczy ma jasne i wszystko widzi, Prócz tego tylko czego jej trzeba!

Z winnicy Pańskiej służba wybieg», Wejści-i wskazuje, napój ogłasza, I calem sercem wzywa, zaprasza, A tłum się na nią złości, i szydzi I kamionuje! i w strasznym śmiechu, I)a!ój w gwałtow nym dąży pośpioebu, Aż wycieńczony w sk w arnej tęsknicy Pada i kona, kro k od winnicy!

Spalony skwarem, w okropnym znoju, Ginie z pragnienia o kro k od zdroju!

T ak św ietnie rep rezen to w an y w tym tom ie B iblioteki d ział lite ra tu ry zakończa P in d a ra O da O lim pijska I, p ięk n ie p rz e ło ­ żona p r z e # W iernikow skiego, poczćm n a stę p u je z d z ia łu um ie­

ję tn o ści ro zp raw a d ra . W ojciecha U rb ań sk ieg o , pod wspólnym z ro zp raw ą w I tom ie um ieszczoną ty tu łe m ogólnym : Zdobycze f iz y k i nowoczesnej, ro z b ie ra jąc a ta k nazw ane perpełnum mobile czyli

M T E K A C K A . 1 5 1

wieczyste rucho, ta k bowiem, za św iadectw em au to ra , spolszczył ten w yraz P io tr K ochanow ski. Po szczegółow ym wywodzie p r a ­ wa H e lm h o lz a o zachow aniu siły, i uwagach nad s iłą czyli p racą n agrom adzoną (k tó rą nie wiemy czy tra tn ie p. U rbański nazyw a p ra c ą n a sp iż o n ą , emmagasinée), a u to r p rz y ta c z a m niem any p e ­ wnego A m erykanina w ynalazek, k tó ry p rzed k ilk u n astu laty n a ­ ro b ił wiele h a ła su w E u ro p ie. P ro je k t jego był n astępujący:

W iadom o, że przy goreniu wodoru w czystym tlenie pow staje znaczn a ilość ciepła. T ćm ciepłem m ożna utrzym yw ać w ruchu m a łą m aszynę parow ą, k tó ra d o starczy siły m echanicznej, m o­

gącej obracać p rz y rząd elektrom agnetyczny, a elektryczne s tr u ­ m ienie tego p rzy rząd u ro z k ła d a ć będ ą wodę na je j pierw iastki:

tlen i w odor. S k o ro się zaś te dwa gazy ustaw icznie z wody w yw iązują, nie zab rak n ie m a te ry a łu palnego do zam ienienia wo­

dy w p a rę w ysokiej spręży sto ści, a tćm sam em do ciągłego u trz y ­ m yw ania m achiny parow ej w ruchu. T a zaś, p o ru sz a ją c dalej m agnesy, wywoływać będzie w d ru ta c h należycie zam kniętych strum ienie elek try czn e, k tó re , przez cią g łą elek tro lizę wody czyli ro z k ła d je j n a tlen i wodor, nie p rz e sta n ą zasilać paliw em m a­

szynę p a ro w ą, i ta k dalej bez końca. A ż e , za w łożeniem k a ­ w a łk a k red y lub w apna niegaszonego w p łom ień g orejącego wo­

doru, w czystym tlenie rozw ija się św iatło (D rum monda) praw ie ta k jasne ja k słońce, więc m ożna tym sposobem m ićć tak że za­

razem i w sp an iałe ośw ietlenie. P om ysł A m eryka nina dosyć był pozorny, ale nie m ógł się o stać w obec udow odnionego ju ż dzi­

siaj tw ierdzenia, że w ca łej naw et n atu rze, ja k o cało ść uw ażanej, w ieczyste rucho nie istnieje. O stateczne ro zstrzygnienie w tej arcyw ażnćj i wielce ciekaw ej spraw ie, stanow iące epokę w p o stę ­ p ach fizyki now oczesnéj, n a stą p iło dopiero około połow y bieżą­

cego stolecia i jeszcze naw et do sz k ó ł się nie p rze d arło . P rz y ­ toczyw szy praw o K a rn o ta o przem ianie c iep ła w p racę m echa­

niczną ty lk o p rzy różnicy te m p e ra tu ry , p. U rbański rozw ija n astęp n ie tw ierdzenie K lauzyusza o rzek ające rów now ażność cie­

p lik a i pracy, o b jaśn ia wnioski R ed ten b ach era i Ihom sona ty ­ czące się żywćj siły św ia tła słonecznego i ruchu eteru , a w koń­

cu n astęp u jącą, bez w ątpienia wielce ciekaw ą zam ieszcza uw a­

gę: „Z n ając praw o K a rn o ta i praw o stateczności czyli zachow a­

n ia siły, m etam orfozującćj się ciągle ta k rozm aicie w p rzeb ie­

gu zjaw isk fizykalnych, chemicznych, m echanicznych i fizyolo- gicznych, musimy dziś nazw ę „wieczyste rucho’ odmówić sam ej naw et w ielkiéj n atu rz e, ja k o całości św iata, k tó ry p rzez nie na

wieczysty spoczynek je s t skazany. Zaiste! podziw iać należy b y stro ść um ysłu Thom sona, k tó ry z lite r m ałego, daw nićj już znanego zrów nania m atem atycznego, o rz ek ająceg o tylko zw iązek m iędzy ciepłem , o b ję to śc ią i ciśnieniem ciał, u m ia ł wyczytać w niosek ta k w ielkiej doniosłości i na podstaw ie śc isłćj nauki o g ło sił w yrok śm ierci dla całego św iata!”

Z kolei nie możemy pom inąć bez wzm ianki znany już zk ąd -

Z kolei nie możemy pom inąć bez wzm ianki znany już zk ąd -

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1863, T. 3 (Stron 147-165)

Powiązane dokumenty