• Nie Znaleziono Wyników

95 krwi bywa częstą przyczyną niemożności dalszej pracy przy

m m pod wptijwem alkoholu

95 krwi bywa częstą przyczyną niemożności dalszej pracy przy

wysiłkach tego rodzaju.

Po stronie zatrucia, uwagę naszą zwracają głównie kwasy, uwalniane przy pracy. Biochemja mięśni poucza nas, że powstają tu w większej ilości trzy kwasy: mleczny, fosforowy i węglowy. Przy szybkiem tempie i znacznej intensywności pracy, oraz przy słabym dostępie tlenu, nagromadzenie zwła­

szcza pierwszego z tych kwasów może poważnie utrudnić pra­

widłowy przebieg dalszego wysiłku. Mimo to ani brak tlenu, ani teorja zatrucia kw. mlecznym, doniedawna dosyć głośne, nie ostały się jako tłumaczenie główne naszych zjawisk. O. B a n g (lab. L i n d h a r d a) jest skłonny tłumaczyć wzmożoną zawar­

tością kw. mlecznego we krwi tylko pewne objawy zmęczenia po wysiłkach krótkotrwałych.

L a g r a n g e pierwszy zwrócił uwagę na inne jeszcze źró­

dło zatrucia mięśnia czynnego. Są to produkty rozpadu białka, zwłaszcza zaś kwas moczowy i jego sole. Nie odgrywają one, coprawda, wybitniejszej roli w zmęczeniu pracą, do której dany organizm miał czas się przystosować. Działanie ich wszakże wchodzi na widownię, ilekroć jakaś grupa mięśni przystępuje do pracy po dłuższej bezczynności (np. pierwsza gra, wycieczka, czy lekcja gimnastyki w sezonie). Znajdujemy je wtedy w mo­

czu jako osad, znikający przy ogrzaniu (łatwiejsza rozpuszczal­

ność w wyższej tem peraturze). Drugim stałym objawem jest ból mięśni zmęczonych. Trzecim — gorączka, występująca w ra ­ zach intensywniej szego zmęczenia większych grup mięśniowych.

Tłumaczymy ją jako wynik działania krwi, przeładowanej pro­

duktami rozpadu białka, na ośrodek regulacji ciepła. Przy odpo­

czynku wszystko to znika w przeciągu paru dni, zwłaszcza gdy pomożemy łagodnem mięsieniem. Praktycy wiedzą, że z tą chwilą trzeba trening podjąć na nowo, gdyż po zbyt długiej przerwie grozi wystąpienie powtórne całego zespołu objawów.

Zdarza się to u t. zw. sportowców niedzielnych, pogrążonych np. w sedenterji biurowej cały tydzień, a oddanych nasilonym ćwiczeniom ciała w dni świąteczne.

Skąd bierze się u tych ludzi rozpad białka? Tego dokładnie nie wiemy. Jedni zwracają uwagę na możliwość zbyt małego zapasu glikogenu w mięśniu niezaprawnym, który też wykony­

wałby część swej pracy na koszt własnego białka. Inni wskazują

na zmiany w krążeniu (rozszerzenie sieci włosowatej przy zwę­

żonych tętniczkach i przenikanie osocza krwi nazewnątrz).

Jeszcze inni wreszcie obwiniają mechaniczne uszkodzenia włó­

kien mięsnych (za słabych w stosunku do narzuconego im wy­

siłku). Rzecz wymaga kontroli najnowszemi metodami badań.

Nie brakło też poszukiwań za specyficzną trucizną, mającą tłumaczyć zmęczenie tak mięśnia, jak innych organów ustroju.

Niemiecki badacz W e i c h a r d t sądził, z początkiem bieżą­

cego stulecia, że wykrył taką substancję, podobną zewszechmiar do toksyn wytwarzanych przez bakterje chorobotwórcze. Nazwał ją też kenotoksyną, zaś swoiste przeciwciało, które zdawało się dawać odporność na zmęczenie — anty kenotoksyną. Teorja ta, głośna w ciągu szeregu lat, nie ostała się jednak wobec licznych badań kontrolnych innych uczonych, tak, że dziś należy już tylko do historji pomyłek naukowych.

Pomijamy sporo pomniejszych teoryj. Z tego, co się rzekło, wynika wszakże jasno, że niepodobna dziś przypisywać zmęcze­

nia brakowi czy nadmiarowi jakiejś jedynej substancji. Mamy szereg rodzajów zmęczenia i dla każdego z nich nieco inne a cza­

sem zgoła inne znachodzimy (lub znajdziemy) tłumaczenie.

A oto jeszcze jedno z nich, tym razem nie z pomocą chemji, lecz fizyczne. Wspomniane już wyżej eksperymenty M. N i e l ­ s e n a (lab. L i n d h a r d a ) dowiodły świeżo, iż ważnym czyn­

nikiem ograniczającym trwanie nasilonej pracy, jest przegrza­

nie wskutek nadmiaru ciepła wytworzonego przez mięśnie czynne.

W niektórych z tych eksperymentów osobnik badany był bardzo bliski udaru cieplnego; ciepłotę 39,7° wytrzymywał i pe­

dałował nadal przez 40 minut tylko dlatego, że specjalnemi urządzeniami wentylacyjnemi utrzymano ciepłotę powietrza, jego ruch i wilgotność na odpowiednim poziomie.

W sumie tedy, z czynników stwierdzonych eksperymental­

nie najlepszemi metodami, możemy dziś uważać za przyczyny zmęczenia: wyczerpanie zapasów g l i k o g e n u , obniżenie po­

ziomu c u k r u we krwi, oraz p r z e c i e p l e n i e dla wysił­

ków trwałych, a nadmiar k w a s u m l e c z n e g o dla wy­

siłków chwilowych. Lecz na tern napewno nie koniec i lata naj­

bliższe przyniosą w tej dziedzinie prawdopodobnie niejedną nowość.

P r z e m ęc z e n ie w u k ła d zie ru ch o w y m ; Jeżeli lekceważymy objawy zmęczenia i zniewalamy do dalszej pracy mięsień niedostatecznie odnowiony, w organie tym powstaje stan za­

palny podobny do tego, jaki znamy pod nazwą reumatyzmu mięśniowego. Wyczuwamy w nim większe lub mniejsze part je włókien stwardniałe i bolesne. Siła skurczu ulega zmniej­

szeniu. W dalszym przebiegu ten proces prowadzi do zaniku włókien mięsnych: wartość funkcyjna przemęczonego narządu spada bardzo nisko. Znamy takie stany jako następstwo jedno­

stronnej pracy zawodowej. W klasie robotniczej nowoczesna specjalizacja pracy fabrycznej bardzo sprzyja powstawaniu tych cierpień, gdyż skazuje pracownika na ograniczanie się do wykonywania latami, po całych dniach, jedynego ruchu, zależ­

nego od niewielkiej grupy mięśni (i od jeszcze mniejszego zespołu komórek nerwowych). W niewiele lepszem położeniu bywają niektóre zawody intelektualne i artystyczne. Objawy powyższe (w kombinacji z przemęczeniem nerwowem) prawie zawsze wchodzą w obraz t. zw. kurczu pisarzy, czy pianistów, lub skrzypków.

Prócz samych włókien mięsnych, a często przed niemi, ule­

gają przemęczeniu pochewki ścięgniste — organ, zmniejszający tarcie przy każdym ruchu ścięgna, lecz też, podczas nadmiernej pracy, narażony na drażniące działanie tego tarcia i stany za­

palne ostre i przewlekłe. Co więcej, w samemże ścięgnie, lub w mięśniu nawet, powstają nierzadko zwapnienia lub skostnie­

nia, widoczne przy prześwietlaniu roentgenowskiem.

W s t a w a c h stwierdzono zmiany polegające na nieprzy- stawaniu powierzchni stawowych, na ubytkach chrząstek, na ich odłączeniu od kości, na stanach zapalnych i degeneracyj- nych. Torebki stawowe i więzy ulegają rozciągnięciu (z roz­

luźnieniem stawu), okazują zwapnienia i skostnienia. Nawet k o ś c i (zwykle w sąsiedztwie przemęczanych stawów) nie po­

zostają bez zboczeń od normy. Zauważono w nich procesy cho­

robowe, dające zrazu nieprawidłowe bujanie tkanki, później zaś jej zanik (rozrzedzenie, osteoporosis).

Doniedawna panowało w świecie lekarskim przekonanie, że opisane i im podobne cierpienia bywają przeważnie następstwem pracy zawodowej, sportowi zaś co najwyżej przypisywano zmia­

ny, wywołane urazami przy nieszczęśliwych wypadkach. Dopiero

świeże badania berlińskiego chirurga W. B a e t z n e r a dały obfity m aterjał dowodowy, który posłużył do postawienia w stan oskarżenia sportu zawodniczego. Uczony ten stwierdził na sze­

regu obserwacyj, popartych zdjęciami roentgenowskiemi, że za­

sada maksymalnych wyników (rekordów, mistrzostw) w spor­

cie nowoczesnym staje się zgubną dla układu ruchowego wyko­

nawców. Prowadzi bowiem do przekroczenia fizjologicznych granic (tak co do siły, jak obszerności i trw ania), jakie obo­

wiązują dla poszczególnych ruchów i na które organa ruchu są zbudowane — możnaby rzec, obliczone. W oszczędnem gospodar­

stwie naszego ustroju wysiłek maksymalny jest przewidziany jako rzadki wyjątek. Sport zawodniczy czyni zeń, przeciw na­

turze, chleb codzienny znacznej części młodzieży. W rezultacie uzyskuje wprawdzie podziwiane przez bezmyślny tłum wyczyny, lecz kosztem wczesnego inwalidztwa wielu swych adeptów.

Ciągłe przekraczanie wspomnianych granic fizjologicznych mści się nawet na jednostkach najodporniejszych — na t. zw. elicie sportowej. Trzeba bowiem wiedzieć, że B a e t z n e r - otrzymał znaczną część swych zdjęć na uczestnikach Olimp jady am ster­

damskiej (1928), więc na kwiecie młodzieży sportowej świata.

Rzecz to jeszcze świeża i wymaga sprawdzenia na większym m aterjale. Dotąd, poza kilku badaczami niemieckimi, potwier­

dził wyniki B. w Czechosłowacji H o r a , u nas B ę t k o w s k i . Z najsilniejszą natom iast krytyką wystąpił K n o 11 (Ham burg).

I ten wszakże przyznał teoretyczne uzasadnienie tych zmian, stwierdzając tylko znacznie mniejszą ich częstość w swoim ma­

terjale, którą tłumaczy szczególnie ostrym treningiem grup ba­

danych przez B., a również możliwością włączenia przezeń do m aterjału pewnej ilości następstw urazów ostrych. Tu trzeba zauważyć, że dla wniosków praktycznych jest rzeczą drugo­

rzędną, czy sportowiec cierpi wskutek urazu chronicznego (jak twierdzi B.), czy też częstych urazów ostrych, z których sobie nawet nie zdaje sprawy.

ZMĘCZENIE UKŁADU NERWOWEGO. Jak już wspomi­

naliśmy, przy ruchach dowolnych człowieka praca mięśni jest tak nierozerwalnie spojona z wysiłkiem szeregu organów ner­

wowych, że i objawy zmęczenia w mięśniach nie dają się ściśle oddzielić od analogicznych zjawisk w zakończeniach nerwów,

w rdzeniu, czy mózgu. Zmęczenie komórek zwojowych przed­

stawia jedyny przykład normalnego zmęczenia, dającego się wykazać histologicznie. U zwierząt zmęczonych bowiem znale­

ziono wyraźne zmiany struktury w protoplazmie tych komórek.

Dzisiejszy stan wiedzy nie pozwala niestety na wysnucie stąd wniosków co do istoty tego zjawiska.

Jesteśmy więc nadal w stadjum przypuszczeń, wśród któ­

rych, podobnież jak w mięśniach, wyczerpanie i zatrucie zajm ują najpocześniejsze miejsca. Znacznie mniej jednak, niż tam, wiemy o przemianach chemicznych w tkance czynnej. Badania lat ostatnich czynią wszakże coraz bliższą prawdy hipotezę, że te procesy i tu odbywają się głównie na koszt węglowodanów, a jednym z ważniejszych ich wyników jest również pro­

dukcja kwasu mlecznego. Jeżeli w ten sposób wydaje się nam dziś prawdopodobnem pokrewieństwo, a może i częściowa bodaj identyczność chemizmu zmęczenia komórek nerwowych i mię­

snych, trzeba też zauważyć, że i źródło zmęczenia nerwowego w pewnej mierze znajdziemy w mięśniach. Zwiększenie stężenia jonów wodorowych we krwi, spowodowane przemianą m aterji w mięśniu, jest bezwątpienia czynnikiem nużącym także wobec komórki nerwowej.

Ta jedność zmęczenia nerwowo-mięśniowego, do której się w ten sposób zbliżamy, nie jest bezwzględna. W obu układach niewielkie stopnie zmęczenia mogą pozostać zlokalizowanemi.

Większe przemiany wszakże rychło uogólniają się. Nasilona i długotrwała praca mięśni obniża dyspozycję do pracy umysło­

wej i naodwrót. Ta teza, ustalona już dzięki eksperymentom ergograficznym M o s s o’a i jego uczniów, obaliła panujące dawniej przekonanie o bezwzględnym antagonizmie zmęczenia fizycznego i umysłowego, czyli o możności poszukiwania w jed­

nym z tych rodzajów pracy absolutnego odpoczynku po drugim.

Okres masowych badań zmęczenia umysłowego w szkołach, za­

inaugurowany w ostatnich latach zeszłego stulecia przez G r i e s b a c h a i innych, prowadził zrazu do dość jednostron­

nego rozwiązania tej kwestj i. Znaleziono (w szkołach niemiec­

kich) wysokie stopnie zmęczenia umysłowego po lekcjach gimna­

styki i zaliczono ją na tej podstawie do jednej grupy z n ajb ar­

dziej męczącemi przedmiotami, jak matematyka i języki staro­

żytne. Od tego czasu jednak zmieniły się gruntownie metody

nauczania ćwiczeń fizycznych (także w Niemczech), czyniąc lekcję gimnastyki znacznie mniej męczącą. Nadto wydoskona­

lono metody badań nad zmęczeniem umysłowem. To też nie­

dawne pomiary berlińskich psychologów (H. S i p p e 1, E.

K r a u s e i i.) dały znów gruntowną rewizję poglądów, umie­

szczając gimnastykę wśród najmniej męczących przedmiotów;

podobnież u nas badania O. D e w o s s e r ó w n y (K raków ).

To nam daje prawo do pozostania przy zwyczaju odbywania gimnastyki między innemi lekcjami w ciągu przedpołudnia. Inna rzecz co do gier i sportów, wywołujących wybitne zmęczenie ogólne. Dla nich miejscem właściwem w rozkładzie zajęć będą i nadal popołudnia.

Ten problem jeszcze bezwątpienia będzie długo przedmio­

tem badań, które zapewne wyjaśnią sporo szczegółów. Dziś można tylko powiedzieć ogólnie, że lekka praca fizyczna może być względnym odpoczynkiem po pracy umysłowej i naodwrót.

Nie przyznamy wszakże tej roli większemu wysiłkowi jednego, czy drugiego rodzaju.

P r z e m ęc z e n ie n erw o w e. Jak wiadomo, tkanka nerwowa jest szczególnie wrażliwa na zatrucia. Nic zatem dziwnego, że już dawno T i s s i e , M o s s o i inni obserwowali ostre zaburzenia nerwowe i umysłowe w następstwie nasilonej pracy mięśni.

Człowiek bardzo zmęczony bywa drażliwym, wybuchowym, przy­

krym dla otoczenia. Większe stopnie zmęczenia są szczególnie szkodliwe dla osobników o dziedzicznej skłonności do chorób ner­

wowych. Dlatego sport zawodniczy daje u nich nie poprawę, lecz przeciwnie, przyśpieszenie rozwoju cierpienia nerwowego.

Pod nazwą p r z e t r e n o w a n i a znany jest w świecie sportowym zespół objawów przeważnie nerwowych, występują­

cych dość często na tle nieracjonalnego przebiegu zaprawy: zbyt szybkiego stopniowania nasileń, braku odpowiednich odpoczyn­

ków i t. p. Przetrenowany osobnik traci na wadze w okresie, w którym już tego nie można odnieść do początkowego zaniku tkanki tłuszczowej. Jego stan psychiczny cechuje przygnębienie i drażliwość. Wreszcie tak bardzo mu potrzebna odnowa maleje jeszcze wskutek bezsenności. Do najważniejszych obowiązków tak nauczyciela czy trenera, jak lekarza szkolnego lub sporto­

wego, należy wczesne wykrycie tych objawów i natychmiastowa przerwa zaprawy u osobnika przemęczonego.

100

ZMĘCZENIE UKŁADU ODDECHOWEGO. Mówiąc po­

wyżej o współdziałaniu tego układu z pracą mięśniową, wska­

zaliśmy na wzmożenie częstości oddechów i ich pogłębienie, jako wynik samoregulacyj, wiążących te dwie czynności — oraz na dość dokładną równoległość wentylacji płuc z ilością wykonanej pracy. Wiemy wszakże z codziennego doświadczenia, że ta samo- regulacja ma pewne granice. Samopoczucie mówi nam, że to właśnie najczęściej przez „duszność“, niemożność uregulowania funkcji oddechowej, przerywamy bieg, czy zwalniamy kroku.

A analiza gazów daje temu wyraz, wykazując iloraz oddechowy (C 0 2 : 0 2) większy od 1.

Co o tern mówi nauka? Czy, jakby się to nasuwało tytułem najprostszego tłumaczenia, chodzi tu o objaw zmęczenia mięśni oddechowych? Zjawisko okazuje się daleko bardziej złożonem.

Między innemi, hipoteza zmęczenia mięśni oddechowych nie zdoła wyjaśnić objawu, dobrze znanego w świecie sportowym pod nazwą second wind. Biegacz, który przetrw ał pierwszy atak duszności, w pewien czas potem doznaje uczucia „lekkości“

w płucach, dozwalającego mu przyśpieszyć ruch. Dziś tak du­

szność, jak następującą po niej lekkość (przedmiotowo stwier­

dzono tu m. i. spadek częstości oddechów) tłumaczymy zespołem objawów, dotyczących mechanicznej oraz chemicznej strony od­

dechu i krążenia. A więc w pierwszym przypadku znany nam już moment zasadniczy, t. j. zwiększenie stężenia jonów wodo­

rowych krwi, wywołuje, jak wiadomo, sama praca mięśni. Lecz w rozmiarach mniejszych lub większych utrzym ują je inne czynniki: sprawność płuc, serca i naczyń, skład morfotyczny i chemiczny krwi, koordynacja ruchów w myśl ekonomji wy­

siłku (sprawność układu nerwowego) i t. p. Objawami temi bę­

dziemy się jeszcze zajmować później, analizując istotę zaprawy (treningu). Powtórna lekkość (second wind) będzie znów pole­

gać na względnym spadku stężenia jonów wodorowych, wywo­

łanym, jak się zdaje, zupełnem (lub prawie zupełnem) wyrów­

naniem zapotrzebowań chemicznych naszego ustroju, spowodo­

wanych pracą, czyli innemi słowy, na sprawności znanych nam samoregulacyj.

Ale istnieją też objawy zmęczenia układu oddechowego. Do nich zaliczamy r o z d ę c i e p ł u c , wykazane przez badania fizjologa wiedeńskiego D u r i g a i innych, jako wynik nasilonej

P ia se c k i, Z a ry s te o r ji w y ch o w an ia fizycznego. 8

i długotrwałej pracy, a ustępujące stopniowo w dniach spoczynku.

Jest to prawdopodobnie następstwo niewłaściwego mechanizmu oddechowego przy wysiłku. Sportowiec, zamiast zyskiwać na sprawności oddechowej przez powiększenie swej pojemności ży­

ciowej, drogą pogłębienia wdechów i wydechów (a więc wzrostu powietrza uzupełniającego i zapasowego), wzmaga wymiary swych płuc głównie przez powiększenie nieprzydatnej, a nawet szkodliwej części zawartości tego organu: powietrza zalegają­

cego. Brak nam dziś danych na to, czy i o ile to rozdęcie płuc może przejść w stan patologiczny. W szczególności zaś, czy częste powtarzanie rozdęcia w ciągu lat nie przyczynia się do powsta­

nia r o z e d m y p ł u c . To poważne cierpienie, polegające na zwiększeniu wymiarów zewnętrznych płuc przy równoczesnem zmniejszeniu ich powierzchni oddechowej (zanik pewnej części przegród międzypęcherzykowych) i na upośledzeniu sprężystości tkanki płucnej, występuje u ludzi ponad 40 lat wieku. Za główną przyczynę podaje się długotrwałe katary oskrzelowe. Część autorów obwinia też zajęcia zawodowe (dźwiganie ciężarów, gra na instrumentach dętych). Analogja z niektóremi działami sportu dość bliska, lecz, jak dotąd, tylko odosobnione przypadki ją stwierdzają (p. niżej, rozdz. X II).

ZMĘCZENIE UKŁADU KRĄŻENIA. Mięsień sercowy jest bezwątpienia jednym z najsprawniejszych organów naszego ciała. Mimo to, według dzisiejszego stanu naszych wiadomości, serce łatwiej się męczy, niż np. mięśnie oddechowe, a objawy duszności przy wysiłkach poczęści przyjdzie nam odnieść do sła­

bych skurczów serca, jak już zaznaczyliśmy. Do tejże przyczyny odnosimy też większość przypadków zasłabnięcia wśród nasilo­

nych ćwiczeń fizycznych.

Czy możemy odczytać zmęczenie serca w takich objawach, jak właściwości tętna, ciśnienie krwi, wymiary serca i t. p.?

Otóż nie ulega kwestji, że te szczegóły rzucają pewne światło na stan omawianego przez nas organu. Zacznijmy od c z ę s t o ś c i t ę t n a . Szereg najpoważniejszych fizjologów zgadza się na to, by określić tętno około 150 na minutę jako wartość graniczną, powyżej której praca serca wydaje się mniej celową. Twierdze­

nie to wynika z rozważań nad trwaniem poszczególnych faz pracy serca. Przypomnijmy sobie, że w spoczynku faza skurczu

ł

zajm uje zaledwo L/3 czasu, potrzebnego na całkowitą ewolucję tego narządu. W miarę przyśpieszania tętna, czas rozkurczu wciąż się skraca, a przy wspomnianej częstości dochodzi do wy­

równania obu faz. Przy częstościach większych proces skracania rozkurczu postępuje dalej, wskutek czego serce nie ma czasu na­

pełnić się należycie krw ią i wydajność jego pracy maleje. To też częstości takie (sięgające nieraz do 200 i wyżej) zdarzają się w warunkach normalnych tylko przy krańcowych wysiłkach o krótkiem trwaniu. W bliskim okresie odpoczynku po pracy może wówczas nastąpić zupełna odnowa nietylko mięśni szkiele­

towych, lecz i mięśnia sercowego. A trzeba dodać, że jeśli do­

piero co stwierdziliśmy przy takim wysiłku zmniejszoną wydaj­

ność serca, musi ona się też odbić niekorzystnie na napełnieniu naczyń wieńcowych i odżywieniu, oraz zaopatrzeniu w tlen wła­

snej muskulatury tego organu.

Zostając przy tym samym przykładzie, musimy uważać za objaw zupełnie naturalny, że nadmiernie przyśpieszone tętno będzie też m a i e, wobec słabego wypełnienia krwią tętnic.

Lecz poza tern często znajdziemy i trzeci jeszcze objaw: n i e - m i a r o w o ś ć (arytm ję). Ta występuje tu prawie wyłącznie w postaci t. zw. skurczów dodatkowych ( extr asy stole) , wsta­

wionych między skurcze prawidłowe. Bliższe badania (z pomocą kardjografu lub przynajmniej osłuchu serca) bywają tu po­

trzebne, bo zdarza się, że skurcz dodatkowy jest za słaby, by fala tętna mogła dojść np. do tętnicy sprychowej. Na sfigmo- gramach występuje też wyraźniejszy d y k r o t y z m , jako wy­

raz zmniejszonego napięcia tętnic.

Przechodząc do w y m i a r ó w s e r c a , zaznaczymy, że zmęczenie wyrazi się tu najczęściej w ich powiększeniu nietylko rozkurczowem (które wyżej uznaliśmy jako celowe w dość sze­

rokich granicach), lecz i skurczowem. Dzieje się to wówczas, gdy mięsień sercowy nie ma dość siły, by opróżnić komory przy skurczu. Pewna część krwi zalega więc w sercu bez­

użytecznie.

P r z e m ęc z e n ie se r c a . Przystępujem y teraz do najważniej­

szego, lecz zarazem pełnego trudności zagadnienia. Gdzie jest granica między normalnem, przemijającem bez złych następstw zmęczeniem tego narządu, a zmęczeniem szkodliwem, czyli prze­

męczeniem? Znając dobrze tę granicę, wiedzielibyśmy zarazem,

8 *

ł

jak się ustrzec stanów patologicznych. Niestety, dziś jeszcze dość nam daleko do tego stanu wiedzy.

To, co znamy dobrze, są to wyraźne i niewątpliwe zmiany chorobowe serca, posiadające niemniej pewny związek przyczy­

nowy z nadmiarem pracy mięśniowej. Rozróżniamy ich dwa: są to zarazem dwa stad ja przemęczenia. Pierwsze z nich zbadano dokładniej dopiero podczas wojny światowej, gdy wystąpiło w takiej masie u przemęczonych fizycznie i moralnie żołnierzy, że otrzymało nazwę jednostronną „serca żołnierskiego“ (sol- dier’s heart). Nie jest ono wszakże rzadkie i u ciężko pracują­

cego robotnika lub sportowca. To też w literaturze lekarskiej ustaliła się dla tej jednostki chorobowej nazwa ogólniejsza:

p o d r a ż n i e n i e s e r c a . A oto najważniejsze objawy.

Pacjent już w spoczynku wykazuje nadmiernie wysokie liczby częstości tętna. Liczby te w zrastają jeszcze przy małym nawet wysiłku. Ulega też opóźnieniu czas, potrzebny na powrót do nor­

malnej (spoczynkowej) ilości tętna po pracy. Ostatni z tych objawów bierze za punkt w yj­

ścia t. z. próba M a r t i ­

ścia t. z. próba M a r t i ­

Powiązane dokumenty