• Nie Znaleziono Wyników

Ksiądz biskup Ludwik Łgtowski

Niedawno, dopiero kilka miesięcy tem u, wielka panowała radość w murack K rakow a, bo zasłużony i wielce poważany biskup, ksiądz Ludwik Ł ętow ski, odprawiał sekundycyę czyli mszę pięćdziesięcioletnią na pam iątkę, iż mu Bóg dozwolił przeżyć szczęśliwie lat pięćdziesiąt w stanie kapłańskim . Po zwykłej uroczystości w kościele, weselił się ksiądz biskup z zaproszonymi gośćmi w swoim domu, w którym nie pomi­

nął także ubogich i stu zaprosił do hojnie zastawionego stołu.

Lecz jak że smutno zrobiło się na dniu 25. sierpnia b. r.

w starożytnym grodzie! K arty poprzebowe doniosły wieść sm utną, że wielki dostojnik kościoła zakończył doczesny żywot.

Tłum y ludzi spieszyły oglądać m artwe zw łoki, by przy nich pomodlić się za czcigodną jego duszę. W czarno obitym pokoju leżał szanowny jubilat w m iedzianej, po wierzchu

wy-— 114

złacanej trumnie, z śrebrzystą infułą na głow ie, wr ornacie złotem tkanym , w białych atłasow ych, również wyzłacanych trzew ikach; na rękach miał fioletowe rękawiczki trzym ając krzyż złoty. W około trumny gorzały świece — na prost był utworzony ołtarzyk z wizerunkiem Zbawiciela P an a, przy którym odmawiał modlitwy kapłan a opodal klęczały zakon­

nice i szeptali pacierze pobożni w ierni, wpatrując się pilnie w m iłą, mało co zmienioną tw arz dostojnego staruszka.

Kto byl przy trumnie a znał życie tego znakomitego m ęża, ten pewnie pomyślał sobie, że mało je st lu d zi, któ- rzyby łaską Bożą i pracą własną tak wysoko stanęli w na­

rodzie ; pomyślał so b ie, że mało ta k ic h , którychby tak dziwnie w życiu prowadziła opatrzność Boża! Bo posłuchajcie cokol­

wiek o życiu jego!

Urodził się dnia 15. września 1786 r. we wsi T arna- waczce w ziemi przem yskiej, w owym prawie czasie, kiedy niezadługo Polska rozebraną być miała. Dzieckiem będąc okazywał niepospolitą dobroć serca i w wysokim stopniu reli­

gijne usposobienie. Od wszystkich w domu był bardzo ko­

chanym , tembardziej jeszcze, że się uczył wyśmienicie. Od­

dano go później do szkoły wojskowej gwardyi galicyjskiej w W iedniu, gdzie się uczył wyższych rachunków i teg o , co do stanu wojskowego je st potrzebnem.

Jednakże w roku 1809 opuścił Wiedeń i w stąpił do pułku dragonów udając się na wojnę. Miał wtenczas lat dwadzieścia i kilka. Po skończonej wojnie przybyw a on do K ra k o w a , zastaje tu polskie wojsko pod dowództwem księcia Józefa Poniatow skiego, wstępuje więc w jego szeregi i w prze­

ciągu jednego roku zostaje kapitanem. Jeździ po k raju , zbiera plany, wymierza drogi, r z e k i .... W roku 1812 od­

bywa, wielką kam panię, av W ilnie dostaje się do niewoli, którą mu drugi raz przeryw a służbę wojskową. W roku 1814 przybył do W arszaw y i po kongresie wiedeńskim w stąpił do sztabu W. Księcia Konstantego w czasie nowo ogłoszonego królestwa polskiego. W szelakoż po dwóch latach nowej służby obrzydza sobie stan wojskowy, a uczuwszy w sobie

młodociane usposobienie religijne, występuje z szeregów, jedzie do K ielc, przedstawia się księdzu biskupowi Wojciechowi G órskiem u, który znał jego rodziteów, i prosi o przyjęcie do seminaryum.

Ksiądz biskup słysząc nieraz o Łętowskim jako dzielnym i światowym oficerze, zadziwił się mocno i mówi do n ieg o :

— Rozumiałem, że jegomość przyjechał po dyspenzę od zapowiedzi a jegomość na księdza?

Łętowski powtórzył jeszcze raz życzenie swoje i był przyjętym do nowicyatu. Szlachetnem postępowaniem i wzo­

rową pracą i tu znowu zjednał sobie szacunek nie tylko u ko­

legów ale i u przełożonych swoich i po roku wyświęconym był na księdza. Mając wielkie u wszystkich zaufanie jeździ do W arszaw y w klasztornej spraw ie; w roku zostaje probo­

szczem w K ońskich, niezadługo w Stobnicy, ztamtąd wnet go bierze do siebie krakowski biskup W oronicz, robi go aseso­

rem w konsystorzu, komisarzem biskupim do klasztoru PP.

Franciszkanek w Krakowie. Następnie zostaje członkiem k o ­ mitetu budowy pomnika dla K ościuszki, deputowanym na sejm W arszaw ski; niebawem w ykłada nauki duchowne w sem ina­

ryum kieleekiem a w cztery lata zostaje m arszałkiem sejm iku powiatów stobnickiego i szydłow skiego, otrzymuje stopień k a ­ nonika w katedrze krakow skiej. W tym czasie osiada w K ra ­ kowie, pełni swoje obowiązki a zaszczyty coraz nowe sypią się rok po roku ja k z rękawa. Zostaje senatorem Rzeczy po­

spolitej krakow skiej, doktorem świętej teologii, prezesem szpi- talów krakow skich dla w ojskow ości, prezesem domu roboczego,, kustoszem katedralnym , prezesem towarzystwa dobroczynności, zarządcą szkółek okręgow ych, zastępcą komisarza rządowego nad wszystkiemi zakładam i naukow em i, członkiem towarzy­

stw a naukowego krakow skiego. Otrzymuje rozmaite oznaki za swoje z a słu g i; zostaje kawalerem orderów W ielkiego krzyża św. Stanisław a, korony żelaznej II. klasy i wielu innych — za czyny polityczne i cywilne.

W roku 1841 zostaje administratorem jeneralnym dyece- zyi k rak o w sk iej, wikaryuszem apostolskim a w cztery lata

*

115

- 116

wyświęca się na biskupa jopejskiego Niebawem zostaje dzie­

kanem katedry krakow skiej , prezesem komitetu sierotek płci żeńskiej i dostępuje wielu innych tytułów.

Pomimo takich godności, jak ie piastow ał, był zawsze uprzejmy, skromny, przystępny i wszędzie zapobiegliwy. Nie­

raz mogłeś sam ego, pojedynczo ubranego staruszka widzieć na plantacyach ja k się przechadzał a zawsze był z miłym uśmiechem na ustach, zawsze zamyślony, bo niejedna mądra książka wyszła z jego głowy. Nie zrażał on się ogromem pracy, jakiej wymagały rozliczne jego urzędow ania, ale w chwilach sposobnych zastanawiał się nad dziejami naszemi, nad pamiątkami miasta Krakowa i pisał mądre księgi. W szę­

dzie w nich język piękny, bo to mówca i kaznodzieja był wielki. Oprócz wielu drobnych jego książek najznakomitsze s ą : Katalog biskupów, prałatów i kanoników krakowskich, 4 tom y; potem ogromna k sięg a: Katedra na W awelu, w której opisuje wszystkie ciekawe rzeczy o kościele na zamku.

T a k to własną a żelazną pracą i wytrwałością doszedł ksiądz biskup Łętow ski do takiej wysokiej nauki i do takich wielkich godności.

O pismacli jego tak pisze jeden uczony:

— Nic jedno zdanie i sąd o dziejach zapisany w księ- gach biskupa Łętow skiego, rozbierać będą późniejsze czasy, biorąc naukę dla siebie, a wtedy jeszcze, gdy pastorał już rozsypie się w trumnie w martwej ręce zacnego k a p ła n a , to co mądrego zrobił i napisał, potomnym świecić będzie.

Kochał ojczyznę swoję gorącem sercem, służył jej ocho­

czo czynem, słowem i piórem a nadto wspierał ubogich, do­

pomagał im cichaczem a ja k dbał o nieszczęśliw ych, dowodzi czyn piękny, gdy w 1853 r. założył ochronkę dla zaniedba­

nych dzieci z przedmieścia Kazim ierza pod wezwaniem św.

Elżbiety. Lecz gorąca miłość bliźniego i gorliwość w chwale bożej były dlań pobudką do piękniejszego czynu. W 1853 r.

zakupił pustki niegdyś kościoła śś. Szymona i Judy na K le ­ p a m i przy K rakow ie, założył z nich i uposażył zakon Sióstr

- 117

-miłosierdzia z nowicjatem. Co więcej zdziałał, widział on sam i Bóg w niebiesiech.

i akicli cichych cnót kapłanem chlubił się Kraków, czcił go w ysoko, to też każdy, kto stanął przy trumnie czcigodnego nieboszczyka żałował zgonu je g o , chociaż 82 lat przeżył na świecie a przeszło 50 pracował gorliwie w winnicy pańskiej.

I któżby był pom yślał, źe te n , który dzierzył pałasz, w tak późnym wieku z pastorałem w ręku umierać b ę d z ie ? ..

O! dziwne je st kierownictwo Opatrzności Bożej! Kiedy na dniu 27. sierpnia dzwony stolicy razem z sławnym Zy­

gmuntem na W awelu żałobnym ozwały się głosem , tysiące ludzi zaległy plac przy z a m k u , bo w tern miejscu mieszkał ksiądz biskup. W ystąpiły wszystkie cechy z chorągwiami, wszystkie klasztory m ęzk ie, niektóre ż eń sk ie , wszystkie bractw a, zakłady ubogich, ochronki obojej p łc i, księża świeccy miejscowi i okoliczni pod naczelnictwem W. księdza kanonika Scypiona, a i ludu wiejskiego nie brakowało z okolicy Krakowa.

Trum nę niesiono z ulicy kanonnej ulicą grodzką na zamek do katedry, gdzie ją złożono na wyzłacanym katafalku. Roz­

poczęły się w ilije, potem msze święte jedna za drugą od pół do dziewiątej do jedynastej godziny przed południem, mowa pogrzebowa i inne ceremonie pod przewodnictwem księdza biskupa G ałeckiego, nakoniec przeniesiono zwłoki nad otwór grobów biskupich w katedrze; ksiądz biskup je pobłogosławił i tamże zostały złożone tym czasow o, ponieważ m ają być prze­

niesione do klasztoru założyciela.

T ak przeżył i zakończył znakomite a nauczające życie ksiądz Ludw ik Ogończyk z Łętowa Łętowski', żołnierz, pro­

fesor, senator, biskup, mówca i pisarz! Uczmy się z życia jego pracy i wytrw ałości, szlachetności iy miłości bliźniego i módlmy się za czcigodną duszę je g o , która po tylu zasługach poszła po nagrodę do niebieskiego Pana. Oby nam Bóg po­

zwolił więcej mieć takich biskupów i takich znakomitych ludzi, którzyby służyli kościołowi, nauce a krajowi byli pociechą!

r t

Śmierć tego wielkiego męża je st stratą dla kościoła, nauki i całego narodu.

Pokój popiołom jego!

J ó zef s Bochni.

118

P o w r ó t z o d p u s tu .

Poszedł Stach na odpust do blizkiego sio ła , Zeszedł się z kum am i, nie wszedł do k o śc io ła : Lecz trafił do karczmy, gdzie pełno gaw ied zi, Zaraz się więc b rata, do wieczora siedzi.

Pije gorza P z y s k o , przytem mówi w iele , 1 zapomniał b ied ak, że 011 nie w kościele.

W końcu przecie skrucha tak go ow ładnęła, Że mu głowę silnie do ziem i nagięła.

Przewraca się S ta sz ek , głową bije szczerze, I pod nosem mruczy niby to p acierze—

W reszcie zniknął z karczmy, szedł i wpadł do chrustu, I aż rano p oznał, że wraca z odpustu.

Cały poplamiony, cały podrapany, A bucików nie ma i nowej sukmany.

W yśm iał go też sąsiad, gdy go szukał w chruście:

S zczęść ci B o że, S tachu ! po takim odpuście!...

Kto jak S ta s z e k , b racia, po odpustach ch od zi, Ten nie tylko duszy, ale zdrowiu szkodzi.

Tego każdy człowiek w yszydzi, w yśm ieje, Z tego korzystają z pewnością złodzieje.

Kiedy chcesz się m odlić, idź jak człowiek prawy, A le na odpuście nie szukaj zabaw y;

Tylko lenie bracia drogie chw ile trwonią - Chodzą do kaplicy, gdzie kieliszkiem dzwonią.

Józef z Bochni.

119

Morze.

Ziemia je st piękna, a jej najw iększą pięknością jest morze. Kto się wspaniałym górom , powabnym dolinom , zie­

lonym lasom i kwiecistym łąkom , strachem przejm ującym pa­

rowom i śmiejącym się niw om , do sytości n a p a trz y ł, a stanie nad m orzem , tego zdumiewa i orzeźwia widok tej kołyszącej się, dziwnej w wzbieraniu i opadaniu, niezmierzonej wód pła­

szczyzny, która w zaledwie dojrzanej oddali przypiera do nie­

bios sklepienia, i w niem się niejako rozpływ a, a złudzonemu tem widowiskiem o k u , zdaje s ię , że nie trudno byłoby nie- tylko dostać się na w ynurzające się niejako z głębi toń mor­

skich słońce, na księżyc i gwiazdy, ale nawet ująćj e rękami.

K to tylko choćby i największe rz e k i, staw y i jeziora w idział, ten jeszcze nie pojmie w rażenia, jak ie widok morza na zdumionym wędrowcu wywiera. R zeka, staw i jezioro mają widoczne brzegi i granice; na wybrzeżu, zaś morskiem rodzi się w nas myśl niczem nieograniczonej nieskończoności. Rzeki są często mętne, błotniste; ze stawu w ybłyska dno je g o ; jeziora są to rozlegle i głębokie staw y ; morze tylko zap rze jest czyste i ja sn e , są to św ięte, pierw otne^ niezm iennie w o d y od c h w ili w której z w o li W sz e c h m o c n e g o ’ Aiows^afy:

. . , . . . . . biix-!D(is(n ow oir

m c ich m e zam ąci m e s k a la , pom im o n a m esio ń eg p p rzez , , . , ,. v \ \ ł ń i i ma, o sio m śu z sL ). , r z e k i k a łu , pom im o str a sz liw y c h burz olb rzy m ie m io ta jący ch

- , . ’ . , . . . . / n1 > , mmuJbł bd oi no m i o t u ' « » / . ta le w sp ien io n y ch b ąłw ąh ąch . W s z e lk ie n a n iesio n e. rzeJkńmi

. . . . , , ..r-ar ś o ’.),,. m o u o n loisb p im u iY siy;. o m o siob u n ie c z y sto śc i i b io tą ,'p r ę d k o op adają w g łę b ja c b m o r z a , .w ,p o - , , . ..„-lorn Hiouiiniąay i lu-tiiifiiofasw ;ia iw j;is o 'osatoiniim b lizu j e g o b rze g ó w , a t a k n ie zm ie rzo n e s ą j e g o p r z e p u ś c ie , 'ze

.osdmmd m dsou tn bu m r.b m w oob p ,. Boysoraa btnBjłfiioYSiH dotąd żadna, j e s z c z e o ło w ia n k a o sta te czn eg o n ie d o sia g n e la

t ijijainp oh Biipśilds ..'.•idom o/go/źyk liusuouLZł , * ajn. drutu lĄefąlowego .niepodobna

‘uridoboa ; oaolno m nim .w mu s Się .własnym wprzódy, nie zerwały ta nmiumaosau m oadiann dni , my 11 osi igo dna' dosięgną. . . ^

iobacmfaoią oq 1 m mlone aTdotJ

wanej w niczerń swobodzie i potędze, bywa od czasu do

czasu ciche, łagodne, powolne, cierpliwe. Wyrównywa wtedy swoje ponuro poorane oblicze, na jasne zwierściadło błyszczące ja k gwiazdeczki uśmiechającego się dziecięcia; ig ra z pochy- loncmi nad jego brzegiem kw iatam i, a jaskółka swobodnie nad niem ugania się za muchami; rośliny morskie występują z głębi, i w promieniach słonecznych roznosząc wonie, rozta­

czają swoje różnobarwne kwiaty, a stęskniony wzrok ciekawie upatruje pluskania srebrem i złotem lśniących wodnego pań­

stwa mieszkańców. Wtem nagle nieogarniony wód przestwór podnosi s ię , wzdym a, a silniejszy, ogromniejszy bałwan zalewa suchy piasek, i w coraz to większych falach, rozpływa się po b rzeg ach , a po sześciu godzinach wznosi się woda na kilka sążni w y so k o , i w milowych przestrzeniach pokrywa sobą płaskie w ybrzeże, i daleko w ląd wszelkie statki zapędza.

Oniemiały prawie z zdumienia wędrownik, poraź pierwszy patrzy na biegnące w czasie wezbrania fale morskie na przy ­ ległe brzegi. Nagle jakby złamany w swej sile O cean , staje niby zagłębiony w myślach, i wygładza swoje zwierciadlane oblicze. T eraz znowu zdaje się, jakby raptownie wyschnąć m iało, albo zapaść się w niezgłębionych przepaściach; falc usuwają się spiesznie od brzegów, piasek coraz 'to hardziej odsłania się zdumionemu oku, i tak przez następne 6 godzin dalej i dalej usuwa się, dopóki nie dójdzie do dawnego a naj­

głębszego stan o w isk a, aby znow u grę wzrastających fali na nowo rozpocząć.

Czyliż morze ma właściwe sobie życie, i na podobieństwo wężów pierścienie fal zatacza? Czyliż się wznosi i opada ja k uderzenie skrzydłem dzielnego orła? Cóż je s t przyczyną szcze­

gólniejszego zjaw iska wzbieraniem i opadaniem morza zwanego?

Przyciąganie księżyca, odpowiadają nam uczeni badacze.

K uleczka żywego s r e b r a , zbliżona do drugiej , zlewa się z nią w jedną c ało ść ; podobnież dwie krople wody na zaku­

rzonym , lub tłustością przesiąkłym stole , blisko siebie leżące, przyciągają się do siebie i łączą się z sobą. Krople deszczu zawieszają się na szybach o k ien , bo szkło przyciąga do siebie kropelki wody; ale wielkie krople ściekają po prostopadłej

- 1 2 0

-szybie, bo je i ziemia przyciąga. Dlatego i deszcz spada z chmur na ziem ię; ona bowiem z przyczyny swego ogromu i wielkiej masy wrszystko gwałtownie do siebie porywa. K a ­ mień pionowo w powietrze rzucony spada na po w ró t, czyli ziemia silnie go do siebie przyciąga. Jeżeli zaś kamień ze szczytu wysokiej wieży na dół spuścimy, to on prostopadle spadnie na ziemię; rzucony zaś poziomo z wysokiego m iejsca, biegnie ku ziemi w oblączastym kierunku. Spadające ciała w pierwszej sekundzie 15 stóp ubiegają, w drugiej 30, w trzeciej 45 stóp, i w tym stosunku w każdej sekundzie, coraz to prędzej do ziemi pospieszają. Są jeszcze inne ro­

dzaje przyciągania się ciał między sobą: i tak magnes przy­

ciąga żelazo, a potarta laska lak u , drobne okrawki papieru.

Przyciąganie się ciał wzajem ne, jest powszechnom prawem natury, tak więc ziemia nie tylko wypuszczony z rą k kamień, ale i mniejsze meteory (zjawiska nadpowietrzne), znacznie do niej zbliżone, a nawet i księżyc na 50 tysięcy mil od kuli naszej odległy, silnie do siebie przyciąga.

Ciała przyciągają się wzajem nie, dlatego i księżyc ziemię, a słońce, ziemię i księżyc i wszystkie płanety przygarnia ku sobie. Na mocy tej ogólnej własności ciał, i obieg księżyca około z ie m i, i tejże około sło ń c a , i wszelki ruch ciał nie­

bieskich , dają się w ytłum aczyć, i ich drogi tak dokładnie wy­

rachow ać, że uczeni w umiejętności, o ciałach niebieskich, na wiele łat wprzódy te ruchy oznaczyć i wszystkie n. p. zaćmienia słońca i księżyca przepowiedzieć i w kalendarzu jako rzecz nieomylną ogłaszać umieją.

Uczeni ci bystrego rozumu mężowie doszli, że wybieranie i opadanie morza, stosujące się do ruchów księżyca, są także skutkiem siły przyciągającej. W czasie obrotu ziemi księżyc część ziemi ku sobie zwróconej, a zatem b liż sz e j, silniej do siebie przyciąga, niżeli je j stronę przeciw ległą; lekkie powie­

trze towarzyszy mu wrt.edy, i tym sposobem sprawna szczególny rodzaj prądu powietrznego, wody naówezas morskie wynoszą się cokolwiek ku niemu, i w ten sposób powstaje ze strony stanowuska k sięży ca, przypływ', a ze strony przeciwnej ziem i,

1 2 1

-— 122

opadanie morza. Ten codzienny ruch Oceanu , wielce jest uży­

teczny, poruszona bowiem woda staje się świeższa niż w sto- jącem bagnie. Największe jednak korzyści odnosi żegluga- T a okazuje się w wielkich nadmorskich m iastach , a szcze­

gólniej w Londynie. Przez to olbrzymie miasto o stu tysią­

cach domów, a trzech milionach mieszkańców, płynie Tamiza mała aż po to miasto rzek a, dla łodzi tylko przydatna; a łe ju ż od połowy tej stolicy ku dołowi na 10 mil od morza Tam iza coraz to b a rd z ie j, staje się szersza i głębsza, i największe unosi okręty. To samo już uczyniłoby Londyn wielkiem mia­

stem nadmorskiem, koryto bowiem rzeki od tego miejsca po­

cząwszy, na równej prawie z morzem stojąc w ysokości, wy­

borny stanowi kanał. Przybieranie i ubywanie m o rza, aż do tego miejsca swój wpływ w yw ierające, największe spraw iają dogodności.

Przybyt pędzi przez 6 godzin wodę morską do r z e k i, wznosi ją gw ałtow nie, i prze do samego Londynu; wtedy okręty z szybkością truchtem idącego konia płyną z morza w górę ku m iastu; poczem znowu przez drugie 6 godzin od­

bywa się opadanie wody. Cokolwiek prędzej niż się wznosiła, odpływa teraz woda do dawnych fal swoich, a wydalające się okręty płyną łatwo i bezpiecznie bez żagli i wioseł do morza.

To działanie odbywa się codziennie dwa razy, przybyt w pro­

wadza jedne okręty do portów, a odpływ zabiera drugie za sobą, a tak przeszło 30 tysięcy okrętów po tej drodze coro­

cznie od ujścia Tam izy ma z całym światem stosunki handlowe.

Niektórzy utrzym ują, że morze odgranicza k raje i ludy od siebie; było to rzeczywiście niegdyś tam , gdzie nadbrzeżni mieszkańcy nie śmieli go jeszcze opływać; ale teraz morze je st gładkim utorowanym gościńcem, po którym tysiące okrę­

tów, wzbieraniem i opadaniem , wiatrem i parą gnane , stano­

wią ruchome niejako mosty, w szystkie kraje i ludy łączące, do zawiązywania coraz to ściślejszych za

W ielkie jeszcze dobrodziejstwo w y ś w ^ j l y ^ j ^ d ^ p ^ ^ ł f ^ e , i to nie tylko samym mieszkańcom wybrzeży- z morza albowiem

wznoszą sio pary wodne, z których pow stają chmury, a te wiatrami w dalekie kraje pędzone, udzielają nam obficie do­

broczynnego deszczu, a z nim urodzaj wszędzie na ziemi roz­

pleniają , przyczyniając się skutecznie do wzrostu roślin i utrzymania życia ludzkiego.

Wawrzyniec Cz. naucz, z B r z.