Dobra rada
141 które jój na skroń spadały, i szukała wźrokiem
to Zośki, to Józka; to znowu wodząc błędne spojrzenie po Agniószce i Wojciechu, słowa przeruówid nie mogła. Po chwilce zaś odezwała się do Wojciecha:
—- Jakżeby się to stad miało, mój gospoda- rzu, abyście Józka z moją Zośką żenili, kiedy Zośka nic nie ma majątku i jest uboga, jakiój drugiój w całój naszdj wsi nióma. Z czegóźby- ście ją brali i cóżby ona wam do domu przyniosła ?
— Niech nam przyniesie (rzecze Wojciech) nczciwośc i pracę, bo dzięki Bogu nic więcój nie potrzebujemy i cldeba nąm nie braknie.
— Kiedy taka wasza woła (rzeknie Regina), a najprzód kiedy takie zrządzenie Boskie, to Dlech się i tak stanie wedle myśli waszój, a Zośki Wam nie odmawiam, jeżli sama będzie chciała.
Zośka klęcząc oparła głowę o łoże matki
| °czów nie wzniosła i nic nie odpowiadała. Gdy J- zaś poczciwa Agniószka zmuszała do odpo
wiedzi, rzekła:
Gdzie mi się tdź chce teraz o chłopie myśled, kiedy matka są chorzy i o śmierci gadają. Niech Js. nigdy chłopa nie mam, byle mi matusia
wy-z Mrowiała.
1 Dobra córko! (przerwie Agnićszka).
~~ Poczciwa dziewucha (pomruknął Wojciech).
~~ Moja Zośko! (rzecze Regina) na mnie ty
nie uważaj, tylko sama na siebie, bo ja dzisiaj
% j§ a jutro mnie nióma, a chciałabym przed śmiercią wiedzieć, że nie pójdziesz na potóra- czkę, ale że się tobą dobry człowiek opiekować będzie. Jestto wielkie szczęście od Pana Boga, żeś się upodobała takiemu ojcu, który jest naj
poczciwszy między gospodarzami, jakim jest W oj
ciech, a także iż cię ukochał parobek, jakiego na całym świecie poszukad. Choćbym więc dzi
siaj miała umierać, tobym wam w chwili skonu błogosławiła i konałabym spokojnie. Powiedz * więc, czy chcesz Józka, czy go nie chcesz? aby Wojciech słyszeli!
— Juźcid — kiedy nakazujecie matusiu (rze
cze Zośka), tobym go chętnie chciała i mam ku niemu serce, bylebyście wy mi wyzdrowieli i ucie
szyli się naszą zgodą.
Kiedy się to działo, słychać było turkot wozu koło cmentarza. Był-to Józek wracający z powiatowym lekarzem; ale że wóz pod samą chałupkę Reginy dojechać nie mógł, do którój tylko prowadziła ściószka — przeto wysiadł pan doktór z Józkiem opodal i zaprowadził go Józek do chorój. Lekarz wypytawszy się o początek cho
roby, znalazł gwałtowne rozlanie żółci, które przy wycieńczonych znpełnie siłach, niechybny ąągrażało śmiercią. Nie powiedział tego chorój, ale mniemając, że Wojciech jest jój krewnym?
wyprowadził go do sieni i otwarciój już wróżbę hskiego skonu zwiastował. Wojciech słuchając
®karza, łzy połykał, a powróciwszy do łoża cho- r4b rzekł jój:
' Przyjęliście dzisiaj Pana Jezusa do serca waszego i jesteście gotowi młynarko, na tę św.
podróż — więc nióma wam co taić, żeście bardzo jepscy, i daj Boże, abyście się jeszcze z tój tuemocy podźwignęli. Pan doktór nie chce was
^aprózno męczyć lekami, ale polódcie się Panu
°gu, a może was jeszcze pokrzepi.
Zośka słysząc to, głośno zapłakała. Józek 8tał przy drzwiach z biczem w ręku i zimny P°t lał mu się z czoła, a stara Agniószka, jedna P otom n a, chociaż równie z drugimi bolejąca, tak się odezwała:
, — • We wszystkióm wola Boska, tak w życiu Jako i w śmierci. Bóg może z grobu dźwignąć a może tóź i najtęższego chłopa przewrócić, jakby mu noSl kosą podciął. Może wy, Regino, jeszcze
§dziecie czepić waszą córkę, i Bóg was z tój choroby wyratuje, a może tóź i dzisiaj życia okonacie. Dlatego dopókiście przy zdrowych p y sia c h , to przy świadku Wielmożnym Doktorze . Przy nas pobłogosławcie dzieciom i zrękujcie lch na przyszłe małżeństwo.
„ ¡rŁ£dj
joa, stanął jak słup i ijie wiedział, czy sie ma
144
posunąć, czy dopióro prosić o Zośkę. Ale W oj
ciech wziąwszy go za rękaw od sukmany, po- szarpnął naprzód mówiąc: „A uklęknijźe
Józek
z Zośką, przy łóżku matki, aby wam pobłogo
sławiła.“ Matka wyciągnąwszy obie chude ręce i złożywszy je na głowach dwojga młodych lu
dzi, wyrzekła owe Sakramentalne, rodzicielskie błogosławieństwo: „Niechaj was Złóg błogosławi, jako ja was matka błogosławię.“
Lekarz w zadumieniu założywszy ręce, pa' trzył z rozrzewnieniem na ten akt uroczysty) potóm łzy ciągle z oczów ocierał, i serdecznie pożegnawszy chorą, jakieś lóki do trzeźwienia i ocierania zostawił i wyszedł. Wybiegła za nim Agniószka chcąc go zapłacić, wybiegł i Wojciech) kładąc mu w rękę piśniądze, lecz doktór przyjąć nie chciał i rozrzewniony poszedł ku plebanii) gdzie go z księdzem proboszczem ścisła przyjaźń łączyła,
Twarz rozjaśniona Reginy zdawała się wró
żyć polepszenie zdrowia. Okiem oźywionóm 1 pełnóm macierzyńskiój miłości, to na Józka, to na Zośkę spoglądała, a dobywając sił ostatnich) wzniosła się na łożu, aby pocałunkiem dosi§' gnać nóg Zbawiciela ukrzyżowanego, który w obrazku przylepiony był na ścianie. Siły jS wszakże zdradziły, bo padła na łoże i z żalem spojrzała się na Agnićszkę chcąc wyrazić,
już i tój na ziemi pociechy mieć nie może. Agnió- szka pospieszyła odlepić obrazek i złożyła go na Ustach Reginy, która ręce i nogi Chrystusa Pana Ucałowawszy, na piersiach sobie go położyła.
W godzinę potćm wyszedł Wojciech z Jó
zkiem do domu, obiecując przyjść niebawem, a zo
stała tylko przy chorśj poczciwa Agnićszka i Zo-
^ka. Gdy chora pragnęła i o wodę się dopraszała, Zośka wyszła do sieni przynieść świóżój wody z konewki, kiedy ktoś zpoza drzwi podrzucił do sieni papićrek, w którym były one 8 reńskich skradzione za owego prosiaka. Zośka wybiegła Przed dom — ale już nikogo nie było, tylko do
strzegła, jak się późniój koło Piotrowego płotu ktoś chyłkiem przesuwał. Czy to był Piotr lub kto inny, z pewnością twierdzić nie można i lepiój 8l§ może nie domyślać.
Chora coraz częstszych dostawała mdłości, 1 zimny pot czoło jój oblćwał. Zośka nacierała ją troskliwie lćkami przez doktora zostawionemi;
Agniószka posługiwała, ile tego widziała potrze-ale choroba nagłe robiła postępy.
Już kilka godzin po południu,... słońce chyli Sl§ ku zachodowi; już pastórze spędzają bydełko 2 Pola, wróbelki chronią się pod strzechę i ludek Pracowity ściąga się na wieczerzę po dziennćm
^ polu utrudzeniu, kiedy Wojciech i Józek wcho-z§ do chaty Reginy. Wojciech znawca, który H 5
10
146
niejednemu umierającemu ostatnie oddawał po*
sługi, spojrzał się z ukosa na twarz Reginy, i czoło zmarszczył. Pochylił się ku Agnieszce i zapytał;
czy nie ma równianój słomy, aby na nią chorą do skonania złoźyd. Agnieszka odpowiedziała mu z cicha, iź nic w domu nióma prócz strzechy na chacie. Ależ i słomy nie było potrzeba. Regina przywołała Zośkę mówiąc, źe ją w piersi uziębia.
Zośka chcąc ją zagrzaó, głowę swą na jój piersiach złożyła. Wojciech się zbliżył i martwą ręką krzy^
jój na piersiach położył, a lekkie odetchnienie by' ło jedynym przedziałem między życiem a śmiercią Reginy i jedynym znakiem skonu. Agnićszka po
spieszyła zamknąć? jój powieki, a Zośka domnie- mywając się po ogólnym ruchu, źe się spełniła wola Boża i źe się poczęło w tój chwili jój siero*
ctwo, jęk boleści wydała i martwe ciało matki ca
łując i uściskując, chciałaby w nie przelaó krew swoję, życie swoje i duszę, ale stało się. Zógar w niebie wybił godzinę śmierci, a anioł Boski wier- ną sługę przed tron Najwyższego zawiódł.
X VII.