• Nie Znaleziono Wyników

II.

Marcella-Eufrozyna.

Urodziła się w Rzymie r. 116 po Chrystusie.

Jyf^ARCELLA-Eufrozvna była córką jedyną Apo-lodora, jednego z najsławniejszych budowniczych owego czasu, w których tak obfity był wiek Trajana. Natura hojnie zlała dary na młodą Rzymiankę, której życie opisać tutaj zamyślam.

W dwunastu latach tak postawajejjak i u kształ­ cenie umysłowe były jakby u dziewicy 18-letniej.— Długie prześliczne złotawego koloruwłosy, w pier­ ścienie po szyi i ramionach toczące się, oczy wielkie błękitne, pełne słodyczy i ognia, czarują­

ca wdziękiem postawa, pełna wspaniałości i nado-bności, a czarująca gracyą; jednem słowem,

Cud. Dzieci. 2

wszystkie jej przymioty składały najdoskonalszą całość.

Nieraz malarze i snycerze, czatowali na chwilę, w którejby mogli obaczyć cudną tę dziewicę;

a pod różnemi pozorami wchodząc w te towa­

rzystwa, w których się ona znajdowała, usiłowali uchwycić w pamięci rysy, które w takiej har­ monii skojarzone, rzadko można widzić wjednej osobie.

Nieraz najusilniej prosili matki o pozwolenie malowania portretów, lub wymodelowania dłólem biustu tego zachwycającego obrazu, w celu ozdo­ bienia nim ołtarzy i świątyń wznoszonych pierw­ szym Olimpu boginiom.

Lecz na cóż się mamy tak rozszerzać nad przymiotami, które tylko ślepego losu są darem?

Dla czego uwielbiać piękność, którą najmniejsza choroba w jednym momencie zniszczyć może?

Nierzadko zdarza się, że te znikome, atak zazdro­

szczone powaby, ceną tysiąca przykrości i zmar­

twieńprzezposiadającychsą okupione.Już to tysiące razy powiedziano, jednak powtarzać tego nieprze-staniemy, gdyż przymioty serca nieskończenie szacowniejsze.

Z tej właśnie strony Marcella, nieskończenie wyższą była; taką bowiem w obcowaniu miała słodycz i łagodność charakteru, laką żywość u- mysłu, wesołość i przyjemność humoru, grze­ czność i znalezienie się, że powszechnie, najwię­

cej nawet wymagającym osobom podobać się po­ trafiła. Gdyby więc nawet nie była obdarzoną pięknością przez hojną naturę; to jej szlachetne przymioty serca czyniłyby ją najmilszą z towa­ rzyszek.

W dziesiątym roku życia, Marcella tak gładko po grecku jak i po łacinie czytała i pisała, naj­ lepsze kawałki z Homera, Wirgiliusza, Biona i Owidiusza, z> takim czuciem deklamowała, że wprawiała w zachwycenie słuchających.

Z najlepszych mówców i najsławniejszych hi­ storyków wypisy robiła; zawsze w wyrazach do­ branych i najwłaściwszych tłómaczyła się, a w brzmieniu jej głosu taka była słodycz i har­ monia, że najpospolitsze rzeczy nabierały pewnej ważności.

Nie dość jest (łómaczyć * się jasno, trzeba u- mieć myśli swoje malować najwłaściwszemi cie-

2

*

niami, trzeba im nadać siłę i ubarwić pięknemi kolory.

Córka Apolodora posiadała właśnie ten rzadki, osobliwie u naszych kobiet przymiot, których wychowanie kończy się pospolicie na szczebiotaniu po francuzku i brząkaniu na fortepianie.

Marcella przyuczona rozważać, analizować to co ma pisać, przez ciągłe ćwiczenia i pracę, styl swój pięknem życiem krasiła, nadając mu nowy wdzięk przez zwięzłość, a mianowicie przez czy­ tanie najsławniejszych pisarzy. A ponieważ do­ kładnie hisloryę, jeografię i mitologię znała, więcej też powagi pismom swoim nadać umiała, które lubo jeszcze młodocianne, niemniej jednak ciekawe i nauczające były, a przez przypisy i uwagi właściwie przystosowane, stały się użyte­

czne, i nie jednemu doświadczonemu wyrówny­ wały pióru.

O ileż nauka przyśpiesza rozwijanie się ro­ zumu, uprzedza lata, poprawia obyczaje, i mło­ dzież, która chce z niej korzystać, zdolną czyni!

Najmniejsza flaszka wymówiona lub napisana przez Marcellę, z przyjemnością słuchaną i czy­ taną była: dowcip jej bowiem nowego dodawał

wdzięku; rozkoszą była i ozdobą towarzystw, do których uczęszczała. Lecz nauka Marcelli nie na literaturze tylko ograniczała się; kształciła się ona jeszcze w malarstwie iarchitekturze, do której szczególniejszą okazywała zdatność; i siniało mo­

żna powiedzieć, że w tej sztuce z ojcem, od którego wzięła pierwsze początki, walczyć mo­

gła. On nawet w najtrudniejszych planach za­

sięgał jej rady.

Lecz cóż za szkoda, że przy tak wielkiej nau­

ce, piękności i talentach , młoda ta dziewica smutną jednę posiadała wadę, a która cień rzu­

cała na jej piękne przymioty. Wadą tą była skłonność do przedrwiwania i szydzenia, i pra­ wie nigdy nie opuszczała sposobności ukłucia żar­ cikiem, chociażby nawet cokolwiek ubliżają­ cym. A lubo była z przyrody dobrą i szlachetną, daleką od lego ażeby komu szkodzić lub jaką przykrość Sprawić, często jednakże przez pło- chość, chęć zabawienia się i rozśmieszenia przy­

tomnych, szydercze a nawet złośliwe rzucała żar­ ciki. Jeden z najsławniejszych pisarzy starożytno­

ści mówi: docinek i żarcik, nieraz drogo przy­

chodzi nam opłacić.

2**

Ucinek także Marcelli zgubił ją i jej ojca Ap-polodora.

Sławny (en budowniczy, miał nieszczęście roz­ gniewać na siebie Adryana, wprzódy, niżeli ten na tron cesarski wstąpił. Powód do tego był następujący: Trajan cesarz ówczesny, kazał po­ dług planu Appolodora budować ogromny most na Dunaju, o którym nawet, w historyi jego życia jest wzmianka. Adryan, który uchodzić chciał za biegłego we wszystkich sztukach, wspa­

niały ten pomnik najokropniej skrytykował i po­

tem jak tylko został cesarzem, przez niegodną zazdrość obalić kazał. Im zaś krytyka jego była niesprawiedliwszą, z tern większym popierał ją uporem. Rozgniewany niesprawiedliwą i stronną naganą, Appolodor nie mógł się wstrzymać od okazania cesarzowi, jak jego zdanie lekce ważył.

Adryan, który równie chciał uchodzić za bie­

głego malarza, jak za architekta, poświęcał dnie całe na malowanie arbuzów, melonów, ogór­

ków i t. p.

—«Idż książe» — rzekł mu dnia pewnego Ap­

polodor z szyderczym uśmiechem, «idź malować

swoje dynie i ogórki, to zaś czem się my tru-dnimy, zupełnie nieprzystoi tobie».

Urażony tym, jakkolwiek słusznym, jednakże za nadto śmiałym przycinkiem, Adryan, poty swobodnie nie odetchnął, do póki nie potrafił ska­

zać Appolodora na wygnanie z Rzymu.

W kilka lal po tym wypadku Adryan cesa­ rzem został. Trzeba mu oddać sprawiedliwość że bardzo wielu pięknemi gmachami ozdobił sto­ licę świata, a pomiędzy innemi, kazał postawić jak najwspanialszą świątynię Wenerze. Gdy gmach ten ukończony został, Adryan szukał wszelkich sposobów upokorzenia wygnanego artysty, chociaż przeciwnie powinien był podziwiaćjego szlachetną śmiałość i czcić jego talenta. Chcąc mu tedy dać uczuć, że Rzym zupełnie bez niego obejść się może, posłał mu plan nowej budowy, który sam w dobrej wierze, ósmym cudem świata nazwał.

Uciśniony ciężarem swego nieszczęścia i żadnej na rysunek nie dając uwagi, Appolodor oddał go swej córce, mówiąc: «Masz Marcello dzieło na­ szego malarza ogórków#.

Na pierwszy rzut oka, Marcella znaczny błąd spostrzegła, i klaskając w dłonie z radością, rze-

kła do ojca: <>Ach uważaj tylko ojcze ua statuę Wenery w głębi kościoła siedzącą, w pro- porcyi wysokości kościoła jest ona o trzecią część wyższa, i gdyby przypadkiem,,—śmiejąc się do­ dała «bogiui wstać się podobało, nieomylnieby so­ bie stłukła głowę o sklepienie,,.

Uwaga ta nader była sprawiedliwą, a błąd ten, lubo tak był widoczny, najbieglejszych znawców oka uniknął.

Apolodor uczuł radość, której pokryć nie był w stanie.

«Ach łatwiej jest, powtarzał po wiele razy—wy­ malować dynię, niżeli most na Dunaju postawić.

Nie chciał on bez wątpienia opuścić sposobno­

ści wyrzucenia Adryanowi niesprawiedliwości i nieumiejętności jego. Odesłał mu plan przysłany i przyłączył uwagi swoje względem widocznego błędu, przez trzynastoletnie dziecko odkrytego.

Im bardziej uwagi młodej Marcelli na prawdzie gruntowały się, tym większym gniewem Adryan został zapalony.— Dla naprawienia zaś popełnio­

nego błędu, zrujnować sklepienie kościoła, i po­ dnieść go wyżej potrzeba było.

Często niebezpieczną jest rzeczą zranić miłość

własną ludzi,— Podżegany przez żądze zemsty Adryan, wywrzeć się jej nie opóźnił sposobem niegodnym. Pięć ledwo tygodni po tym upłynęło wypadku, gdy pod nieusprawiedliwionym pozorem spisku, sprowadzić kazał do Rzymu i oddał pod sąd, zanadto prawdomównego krytyka, a sędzio­ wie po większej części mu zaprzedani, bez ża­ dnego dowodu wyrok śmierci wydali. Ten niecny wyrok został wykonany bez zwłoki na forum.

Marcella-Eufrozyna uwielbiała swojego ojca, a

gdy się o okropnym wyroku dowiedziała, który ją pozbawiał najlepszego przyjaciela, nauczyciela ijedynej opieki, żalem niepodobnym do wyraże­ nia, owładniętą została.—Z boleści tej do naj­ straszniejszej przeszła rozpaczy: powzięła zamiar utopić sztylet w sercu Adryana.

Młoda ta rzymianka posiadała charakter stały i godny pięknych wieków rzeczypospolitej; ale nie widząc żadnej sposobności, w którejby mogła zbliżyć się do swego nieprzyjaciela, liczną zawsze otoczonego strażą, wyrzekła się swego niebez­ piecznego zamiaru.

Odtąd dla świata nieprzystępna i niepocieszona po poniesionej stracie, nie myśląc tylko o ojcu i

jego śmierć opłakując, zdawało jej się, że dłużej bez niego żyć nie może; śmierć więc samej sobie zadać postanowiła.

Przed uskutecznieniem jednak tego okropnego zamysłu, czułe te i pełne uszanowaniadlarodziców dziecię, chciało jeszcze na ziemi pamięć swej miło­ ści zostawić, i zupełnie podług swojego planu i ry­

sunku, pomnik miłości dziecinnej wystawiła ścię­

temu ojcu.

Była to z białego marmuru wzniesiona kopuła, wpośród niej widać było statuę Apolodora oto­ czonego wszyslkiemi swej sztuki godłami: bogi­ ni nieśmiertelności, koroną głowęjego wieńczyła.

Obok tej figury był grób z porfiru, który ota­ czały plączące geniusze; śmierć przelatująca, końcem swej kosy podnosiła kamień grobu, do którego się Eufrozyna, pomimo usiłowań za­

płakanej matki, rzuca za ojcem.

Gdy pomnik tenjuż ukończony został, Marcella całe dnie przy nim przesiadywała, oddając się czarnej rozpaczy; ale czułe starania matki i przyjaciół potrafiły jej wybić z głowy bezbożną myśl samobójstwa. Ono bowiem jest zawsze grze­

chem, w jakimkolwiekby było popełnione celu,

a serce szlachetne, wyższe zawsze być powinno nad cierpienia.

Czułość Marcelli-Eufrozyny stała się jednakże przyczyną jej przedwczesnego zgonu: całe dnie przepędzała przy grobie swego ojca, płacząc i rozpamiętując jego dla niej czułości i starania ro­ dzicielskie; a wyrzut, że swoim żartem, może choć w części była przyczyną jego śmierci, nie opuszczał ją ani na chwilę, lecz dręczył ją jak okropne widmo. Nareszcie osłabiona ciągłym smutkiem i wycieńczona żalem, widocznie nikła.

Nareszcie pewność że wkrótce się połączy z oj­

cem, napawała ją dawno niedoświadczoną radością.

W parę miesięcy po śmierci Appolodora, mając lat trzynaście i miesięcy pięć, z powszechnym żalem całego Rzymu umarła, nieszczęsnego ojca nieszczęśliwa córka.

III.

Powiązane dokumenty