• Nie Znaleziono Wyników

marzeniodajni” Dominika Sobola

arzeniodajnia ... jak jadłodajnia. Bo z niedosytu marzeń umiera dusza, jak z braku jadła ciało. Ale jedzenie to nie to samo, co konsumowanie.

Jedzenie, to odżywianie, konieczne do codziennego odżywania. W Uniwer-sum KonUniwer-sumpcji chodzi o połykanie i wydalanie, jedno i drugie jak najszyb-sze, by zwolnić miejsce na kolejny kęs gotowej i zapakowanej w plastik kar-my. W wielkich supersamach, udających nazwą „galerie”, można kupić wszy-stko. Wszystko, oprócz marzeń. Toteż Poeta omija składy gotowizny i poszu-kuje niezbędnej dla siebie strawy gdzie indziej – na zapomnianym i zaplu-skwionym przystanku autobusowym:

autobusy jeżdżą przez nasze zadupie jak na lekarstwo. wobec takiego stanu rzeczy zaadaptowaliśmy budynek do innych celów.

ćpuny miejskie nazwałyby go lecznicą bądź wytchnieniem, my wolimy określenie marzeniodajnia

(przystanek autobusowy)

Gdy w Księdze Kultury główny tekst staje się miałki, czczy, a pomimo to ciężkostrawny, posiadający konsystencję pulpy (ukłony dla Kuby Woje-wódzkiego za „pulp kulturę”), pożywnych treści trzeba szukać już tylko na marginesach. Udaje się to jednak tylko tym, którzy jak Dominik Sobol mają czelność żyć po swojemu, zamiast tuczących hamburgerów wybierających ze-schniętą i nadpleśniałą skórkę prawdziwego chleba.

poświęciłem się przeżywaniu na swój sposób

po dominikowemu uszanujcie to

nie pokazujcie palcem

radykałowie od siedmiu boleści

[nie płonę na świeczniku]

M

Jadwiga Mizińska 96

Przeżywanie po dominkowo sobolowemu, to szukanie pereł po śmie-tnikach, a życia – na cmentarzach. Wbrew dzisiejszemu kultowi młodości, kultowi sukcesu, kultowi użycia (mnóstwo kultów zastąpiło Kulturę),

nie-modny Poeta zwraca się ku najstarszemu, a zignorowanemu i wykpionemu Kultowi Przodków. Policzyłam! Z 15 wierszy skła-dających się na pierwszą część tomiku, na-zwaną „nie pokorność?”, aż 8 odnosi się do staruszków, i to w dodatku dawno zmar-łych. Wygląda to jak zaduszkowe wypo-minki, tyle że trwające dłużej niż jeden w roku Dzień Zmarłych. Posłuchajmy więc samej litanii tytułów: Prababcia Eufemia, Nad grobem dziadka Jana, Stypa, Nad gro-bem dziadka Antka, Święta Góra, Umiera-nie dziadków, Nad grobem dziadka Jana (II), Pradziadek Dionizy …

Dominikowa młodość, zamiast kiero-wać wzrok w przód i do góry, odwraca się ku przeszłości. Lecz nie tej mu najbliższej – z „rodzinnego zdjęcia”, ale jakby zza ple-ców rodziple-ców ku pokoleniu dziadków i pradziadków.

Poeta wyłącza się z tłumu biegunów, tak zapędzonych, że nie mających czasu spytać: dokąd i po co ten pęd? Staje on nie tylko po to, by się chwilę za stanowić, lecz by móc spokojnie obrócić głowę do tyłu, przeczuwając być może, iż to co najważniejsze już było. Mgła, czad, smog, jaki nas otacza, łudzące „wszystko jedno”, tak go widać zbrzydziły, że tęskni do takiego świa-ta, w którym „nie wszystko było dozwolone”. Gdy jedno było wyłącznie jedy-nym, a pojedynczy człowiek samym sobą, nie do pomylenia z nikim sklono-wanym – podług sztancy. Jak wzywani po imieniu – niektórzy aż dwukrotnie – Eufemia, Antoni, Jan. Od tętniącego pośpiechem miasta Poeta woli cmen-tarze. Coraz mniej wspólnoty ma z rówieśnikami, mniej niż ze zmarłymi przodkami:

coraz więcej nas łączy… i już się nie boję

(nad grobem dziadka Jana II)

Tym łącznikiem miedzy nimi, którzy w grobie, a ich wnukiem, który nad ich grobami, jest nadzieja na dowiedzenie się od nich jak żyć? Oni to wiedzieli, ich życie było proste, jednak pełne życiowej mądrości. Stąd prośba do jednego z nich:

Święta pamięć… 97 przyśnij mi się

chociaż raz może być dzisiaj

brakuje mi drogowskazu dokąd zmierzać

(nad grobem dziadka Antka)

Dzisiejszy świat dorosłych ma dla młodych jedną tylko radę: róbta, co chceta. Zupełna swoboda. Całkowita wolność staje się jednak chaosem, a co najwyżej wolnością „spadania w różnych kierunkach”. Dominik Sobol już wie ... zna cenę takiej wolności, upadania. Nikt mu w porę nie doradził, co warto chcieć, i czego warto nie chcieć? Zasmakowawszy zakazanych, za-zwyczaj zatrutych owoców, doprasza się o wskazówki i drogowskazy:

rozmowa ze zmarłymi jest swego rodzaju błaganiem o wskazówkę

Wskazywanie nie jest ani zniewalaniem, ani nawet pouczaniem. Drogo-wskazy mówią jedynie: jeśli skręcisz w lewo, dojdziesz tam, a jeśli w prawo, to ówdzie. Teraz wybieraj sam. Dominik oczekuje podpowiedzi, w którą pójść stronę, by natrafić na coś naprawdę ważnego, wartościowego, istotnego, a nie tylko modnego, czy wygodnego. Pragnie wolności przywiązywania się do czegoś takiego, co uchroni go od zmarnowania życia. Istotnego. Tym sa-mym wolności od spadania, a zarazem wolności do wznoszenia się ku takie-mu niebu, które nie zabija, jak to się przydarzyło pradziadkowi Dionizetakie-mu.

To zmarli, którzy już wszystko mają za sobą, odległe ogniwa wspólne-go łańcucha, mogą mu pomóc odnaleźć zagubiony klucz do prawdziwewspólne-go skarbca. Znaleźć go bowiem można nie w przestrzeni zmakdonaldyzowanej, jednorodnej i przeraźliwie nudnej, ale w ubiegłym czasie.

Słowem, które otwiera Dominikowy Sezam, okazuje się PAMIĘĆ.

Podpatrzył je u sąsiadki z naprzeciwka:

opiera się na kijach wystruganych przez świętej pamięci męża

stwierdza zgon

zdrapuje dziewięcioletniego futrzaka z asfaltu

modli się trzykrotnie w kierunku cerkwi powtarzając głośno

Hospodi pomiłuj

(sąsiadka z naprzeciwka)

Jadwiga Mizińska 98

Pamięć przeszłości, uwaga dla starości – żywego jeszcze muzeum ta-kiego świata, gdzie Bóg ma w opiece nie tylko ludzi, ale psy, koty i wszelkie stworzenie, to tęsknota do tego, by każde życie warte było miłości i opłaka-nia – gdy się kończy. Do przeciwieństwa miałkości i bylejakości. Również bylejakości miłości, mylonej tak często z seksem:

masz przynajmniej namiastkę miłości

czułości związku

nie przeklinasz z powodu pustki a to już coś

[masz przynajmniej]

Poeta puka do kolejnych drzwi z lękiem, że znowu odpowie mu owa pustka. Albo „baranie dyktatury”. Albo udzielającego „korepetycji pozbawia-nia złudzeń”. Miota się między nadziemnym światem żywych trupów, i tym podziemnym, przemawiającym doń w snach głosami przodków. I tak, jeden po drugim mijają mu „dni pismaka”. Na szczęście Dominik, wnuk Jana, An-toniego, prawnuk Eufemii i Dionizego, ma –pewno po nich– poczucie humoru:

kolejny wers kolejne wersy

kolejna chwila przyjemności

(dzień pismaka)

… także przyjemności dla czytelnika, który nie znudzi się wędrując z Poetą, już to na pusty przystanek autobusowy, już to na cmentarz, już to na Świętą Górę. I wielkich zaskoczeń nieoczekiwanym mistrzostwem, takiego jak to haiku:

W gronie znakomitych poetów Podlasia przywitajmy Dominika Sobo-la z Terespolu n/ Bugiem. Już nie musimy się smucić z Henrykiem Koza-kiem „Balladą o przemijaniu”. Ci co przeminęli, nie przestają być potrzebni tym, co dopiero nadchodzą.

Dominik Sobol, Marzeniodajnia, Biała Podlaska 2014, Miejska Biblioteka Publiczna, Towarzystwo Miłośników Podlasia s. 96

99

Powiązane dokumenty