• Nie Znaleziono Wyników

Na szlaku Narbutta – oficer do zadań specjalnych

W dokumencie Wojciech Stypuła „Bartek” [PDF] (Stron 44-53)

Formalnie przydzielony do Zgrupowania Nadniemeńskiego jako oficer oświatowy, „Bartek” wykonywał wiele innych zadań. Dość lakonicznie ujął to rtm. Świda „Lech”, pisząc o Stypule: „Przysłany z Warszawy jako oficer oświatowy, był w moim małym sztabie Zgru­ powania Nadniemeńskiego. Był przez te trzy miesiące do mojego odejścia razem ze mną. Spełniał różne doraźne funkcje. Wszystko co robił, robił z wielkim zapałem. Odznaczał się dużym rozumem i inteligencją, odwagą”. Nie wspomniał jednak o kluczowych zada­ niach, do których wykonywania kierowano „Bartka”, pisząc jedynie, że Stypuła: „lojalnie był przy mnie w najcięższych chwilach. W czasie sądu wojennego miał ogromny żal, że nie powołałem go na obrońcę. Całe trzy miesiące to okres ogromnej przyjaźni. […] To wszystko co mogę powiedzieć o tym bardzo mi drogim człowieku”.

Jest pewne, że Świda nie chciał ani zatajać jakichkolwiek spraw, ani przypisywać sobie zasług Stypuły. Jednak w obliczu zarzutów, jakie mu postawiono, „Lech” konsekwentnie brał na siebie pełną odpowiedzialność za rozmowy z Niemcami.

Funkcja oficera oświatowego skierowanego przez władze Biura Informacji i Propagandy, czyli Wydział VI KG AK, jaką oficjalnie miał pełnić „Bartek”, mogła być formą kamuflażu. Świadczy o tym fakt, że gdy w grudniu 1943 r. do Zgrupowania przybyli ppor. Edward Ozięb­ ło „Ludwik” i pchor. Władysław Bandrowski „Boruta”, wchodzący w skład dwuosobowego patrolu BIP wysłanego z Warszawy, nie na­ wiązali oni kontaktu z ppor. Stypułą, prawdopodobnie nie wiedząc nawet, że oficjalnie jest on oficerem BIP, a i „Bartek” nie szukał z nimi kontaktu. Nie ma także dowodów na wykonywanie przez „Bartka” działań właściwych dla BIP czy dla oficera oświatowego, choć niewątp­ liwie swoją postawą oddziaływał na kolegów i podwładnych. Rów­ nież formalną funkcję adiutanta dowódcy Zgrupowania piastował Stypuła krótko, gdyż wkrótce przejął ją ppor. Kazimierz Bobkowski „Michał” z Baranowicz. Natomiast zadania faktycznie wykonywane przez „Bartka” zdecydowanie można nazwać działaniami specjalnymi.

43

Żołnierze pocztu dowódcy 77 pp AK majora Macieja Kalenkiewicza „Kotwicza” (na koniach) oraz I batalionu 77 pp AK. Por. Wojciech Stypuła „Bartek” w kożuszku oficerskim, na koniu w środku. Nowogródczyzna, zima 1943/44 r.

(z archiwum Wojciecha Banasia)

Stypuła uczestniczył nie tylko w akcjach bojowych, ale także, co ważniejsze, w pertraktacjach zarówno z Sowietami, jak i z Niemca­ mi, które pozwalały choć na chwilę powstrzymać agresywny napór jednych czy drugich na polskich partyzantów. I czynił to zawsze z wielkim zaangażowaniem, głęboko wierząc w słuszność swej walki, a dodatkowo z olbrzymim poczuciem humoru.

Kazimierz Krajewski w książce o Uderzeniowych Batalionach Kadrowych (formacji partyzanckiej utworzonej przez żołnierzy sca­ lonej z AK Konfederacji Narodu, których oddział stanowił III baon 77 pp AK) opisał na podstawie zebranych relacji, jak barwnie „Bartek” potrafił przedstawić nawet codzienną partyzancką rzeczywistość w zwykłym – czy może właśnie dlatego niezwykłym – meldunku.

W przeddzień Wigilii 1943 r. ppor. Zbigniew Łakiński „Grodniak” zaatakował z kilkoma zaledwie partyzantami, wśród których był ppor. Stypuła, konwojowaną przez Niemców kolumnę furmanek. Kiedy okrężną drogą dotarli do miejsca postoju kompanii, gdzie właśnie Komenda Okręgu świętowała razem z partyzantami Wi­ gilię, „Bartek”, jako „specjalista od propagandy”, złożył meldunek komendantowi Okręgu, ppłk. Januszowi Prawdzic­Szlaskiemu „Borsukowi”, czym – jak pisze Krajewski – „zrobił sporą reklamę uczestnikom nie zaplanowanej akcji – tym, którzy na nią [rekla­ mę – przyp. M. S.­C.] zasłużyli, i tym nie zasłużonym”.

Stypuła przebywał najczęściej przy IV batalionie ppor. „Ragne­ ra”, tym bardziej że często był też przy nim cały, niewielki zresztą sztab „Lecha”. Ale jako oficer sztabu Zgrupowania, a później pułku ppor. „Bartek” współpracował ze wszystkimi oddziałami i bata­ lionami wszędzie, gdzie była potrzebna jego obecność. Niekiedy sytuacja wymagała natychmiastowej reakcji, jak np. wtedy, gdy ks. kpt. Mieczysław Suwała „Oro”, kapelan III batalionu 77 pp AK, aresztowany został wraz z ochraniającymi go ułanami podczas wy­ jazdu po komunikanty do swego kolegi, księdza z okolic Juraciszek, i osadzony w areszcie niemieckiej żandarmerii. Stypuła pomógł ppor. „Kowalskiemu”, mającemu za zadanie uwolnienie aresztowa­ nych, nawiązać kontakt z konspiratorami z Lidy, a następnie obaj w asyście Polaków – żołnierzy AK pracujących w policji białoru­ skiej – pojechali dwoma samochodami do Juraciszek i posługując się sfałszowanymi dokumentami, zabrali aresztowanych, rzekomo w celu przeprowadzenia dalszych dochodzeń w Lidzie.

Kiedy pochodzący ze Zdzięcioła kpr. Ksawery Czuczejko „Za­ wierucha”, służący w VIII batalionie „Bohdanka” 77 pp AK, stracił oko w trakcie toczonych w nocy z 6 na 7 czerwca 1944 r. walk o mia­ steczko Wsielub, przewieziono go furmanką do zakonspirowanego szpitalika partyzanckiego w Bielicy. Niezbędna była jednak pomoc kliniczna. Wtedy ppor. „Bartek” wyrobił mu fałszywą historię cho­ roby, w której odnotowano, że jako pracownik niemieckich kolei wschodnich został ranny, gdy pociąg najechał na minę podłożoną

45 przez partyzantów. Dzięki temu „Zawieruchę” przewieziono do Szpi­ tala Okulistycznego im. św. Jakuba w Wilnie, gdzie jawnie i w praw­ dziwie szpitalnych warunkach udzielono mu koniecznej pomocy. Najważniejsze zadania, jakie przypadły do wykonania ppor. „Bart­ kowi”, miały jednak znacznie bardziej niebezpieczny i polityczny charakter. W związku z bezwzględną wojną wypowiedzianą przez Sowietów polskim partyzantom oddziały AK musiały tak lawirować, aby przy jak najmniejszych stratach utrzymać się w terenie i zapew­ nić opiekę polskiej ludności.

Ppor. Stypuła kilkakrotnie nawiązywał kontakty z oddziałami sowieckimi jako parlamentariusz proponujący w imieniu oddziałów AK wspólną walkę z Niemcami, a przynajmniej zawieszenie broni i zaprzestanie wyniszczania przez Sowietów polskiej partyzantki. Dlatego był znany sowieckim dowódcom oraz zwiadowcom, czyli enkawudzistom, i rozpoznawalny na tyle, że większość z nich pod­ czas rozmów czy nawet przypadkowych spotkań zwracała się do niego, używając pseudonimu „Bartek”.

W trakcie wspomnianej już Wigilii w 1943 r. awansowany właśnie do stopnia rotmistrza Świda „Lech” przedstawił komendantowi Okrę­ gu, ppłk. Prawdzic­Szlaskiemu „Borsukowi”, list otrzymany z komen­ dantury niemieckiej w Lidzie. Niemcy proponowali chwilowe zawie­ szenie broni na obszarze działania batalionu ppor. Zajączkowskiego „Ragnera”. Ponieważ regularne ataki Sowietów i mordowanie polskich żołnierzy oraz niszczenie polskich wsi zaopatrujących AK groziły zniszczeniem batalionu „Ragnera”, a później całego Zgrupowania, „Lech” sugerował, aby propozycję rozmów przyjąć, wykorzystując ją

jako fortel wojenny, dzięki któremu oddziały polskie zyskają chwilę wytchnienia i będą mogły odeprzeć ofensywę Sowietów. Chociaż ppłk „Borsuk” wciąż jeszcze łudził się, że prowadzone z jego inicja­ tywy pertraktacje z Sowietami mają szansę powodzenia, to jednak wyraził zgodę na podjęcie rozmów z Niemcami, pod warunkiem, że „Lech” weźmie na siebie odpowiedzialność za tę decyzję.

W dniach 30 grudnia 1943 r. i 4 stycznia 1944 r. w gmachu Gebiets­ komissariat (Zarządu Obszaru) odbyły się dwie rundy pertraktacji

Polaków z przedstawicielami niemieckiej „grupy operacyjnej Mińsk” oraz Feldkommandantur (Komendantury Polowej) w Lidzie. Zachowa­ ły się niemieckie raporty z tych rozmów, zdobyte przez Amerykanów w 1945 r. i przechowywane obecnie w Archiwum Narodowym USA. Stronę niemiecką reprezentowali: Gebietskomissar Lida (Komi­ sarz Obszaru Lidy – niemiecki zarząd cywilno­polityczny) Hahnweg, określony jako dowódca placówki SS Standartenführer (pułkownik) dr Erlinger, przedstawiany czasem także jako Enlinger, dowódca obszaru policji Hauptmann der Polizei (kapitan policji) Hertel, Ober­ sturmführer (porucznik) Hoen z Sicherheitsdienst (Służby Bezpieczeń­ stwa) oraz Oberleutnant (porucznik) von Rimscha z Komendantury Polowej 550­Ic. Dopisek Ic przy przydziale tego ostatniego może su­ gerować, że był to oficer pionu rozpoznania i wywiadu zagranicznego niemieckiej służby wywiadu i kontrwywiadu Abwehry. Natomiast Standartenführer SS zapisywany w opracowaniach jako dr Erlinger, względnie Enlinger, w rzeczywistości nazywał się Erich Ehrlinger i był ówcześnie szefem Einsatzgruppe B, dowódcą SS i policji na środkową Rosję i Białoruś oraz oficerem łącznikowym szefa niemieckiej służby bezpieczeństwa (SD) Ernsta Kaltenbrunnera z dowódcami oddzia­ łów bezpieczeństwa Grupy Armii „Centrum”. Prawdopodobnie w tym czasie rezydując w Mińsku, operował także w Baranowiczach i właśnie w Lidzie. Jak widać, reprezentacja Niemców była bardzo mocna i po­ siadała rozległe kompetencje, zatem zapewne mieli oni spore nadzieje na podpisanie chwilowego zawieszenia broni. Ze względu na pozycję Ehrlingera w niemieckiej hierarchii służbowej rtm. „Lech” mógł w swej relacji podać, że rozmowy prowadzone były z przedstawicielami sztabu „Grupy Operacyjnej »Mińsk« w asyście oficerów miejscowych”.

Naprzeciwko nich stanął jeden Polak, opisany w niemieckim raporcie jako „przedstawiciel dowódcy bandy, inżynier Teofil Le­ pieszinowicz” (czasem zapisywany jako Lepeszynowicz lub Lepie­ szynowicz, a w niektórych opracowaniach odnotowany także jako Lepszinowicz). Był nim ppor. Stypuła „Bartek”, który na potrzeby kontaktów z Niemcami przybrał tożsamość „inż. Teofila Lepeszy­ nowicza”. Głównym rozmówcą ze strony Niemców był dr Ehrlinger.

47 Jak zanotowano w raporcie: „W toku rozmowy Lepeszynowicz przed­ stawił barwną wypowiedź o wydźwięku antybolszewickim. Przedsta­ wił on swoją organizację jako samoobronę przeciwko bezprawiu band bolszewickich”.

Ze wspomnianej notatki wynika, że „Bartek” występował nie jako reprezentant „Lecha”, lecz „Ragnera”, a zatem niższego szczebla dowodzenia, i że określił polski oddział jako formację samoobrony przeciwko bolszewikom, a nie regularny oddział partyzancki AK, choć Niemcy zapewne zdawali sobie sprawę, że to kamuflaż. Uzgod­ niono zawarcie lokalnego rozejmu, gwarantowano Polakom prawo przesyłania rannych i chorych do leczenia w oficjalnych szpitalach, a także dostawę amunicji. Niemcy zdawali sobie sprawę, że Polacy nie będą z nimi współpracować, zatem oczekiwali jedynie, że od­ dział ppor. Zajączkowskiego „Ragnera” nie będzie ich zaczepiał, lecz będzie bronił przed Sowietami swojego terytorium operacyjnego. Ponieważ „Ragner” musiał zaaprobować warunki rozejmu, ustalono, że kolejne rozmowy zostaną przeprowadzone w ciągu ośmiu dni. Z notatki wynika, że Niemcy dostrzegli talent oratorski Stypuły, jak widać przejawiany również w języku niemieckim.

Ppor. Zajączkowski nie odpowiedział na niemieckie propozycje wprost, lecz przesłał Niemcom list, w którym upoważnił „Bartka” do dalszych rozmów. Druga tura pertraktacji odbyła się 4 stycznia 1944 r. Tym razem w rozmowach z „inż. Lepeszynowiczem” nie uczestniczył ani dr Ehrlinger, ani komisarz Hahnweg, obecny był za to jeszcze jeden kapitan niemieckiej policji – Ueck, zaś von Rimscha odno­ towany został w stopniu kapitana, prawdopodobnie więc otrzymał awans. Niemcy wskazali obszar, na którym nie będą ścigać polskiego oddziału, by mógł się bronić przed Sowietami, obiecali Polakom swobodę przewożenia rannych do szpitali oraz dostarczenie broni, amunicji i lekarstw, zgodzili się także, aby Polacy mogli prowadzić pobór ochotników w celu uzupełnienia oddziału. Ehrlinger, które­ mu przekazano ustalenia, wyraził zgodę na żądania strony polskiej. Jak wynika z obu notatek, nie doszło do uzgodnienia współpracy z Niemcami. Natomiast oczekiwane przez Niemców niezaczepianie

ich i skierowanie polskiego wysiłku przeciwko Sowietom od począt­ ku było traktowane przez Polaków jako niezobowiązujące. W okresie obowiązywania „rozejmu”, czyli w styczniu i lutym 1944 r., pod­ oddziały 77 pp AK przeprowadziły kilkanaście akcji przeciwko Niemcom, w tym tak brawurową, jak rozbicie 18 stycznia więzienia w Lidzie. Zniszczono kilka mostów drogowych i zorganizowano parę akcji dywersyjnych na torach kolejowych. Wiele akcji przeprowa­ dzono także, podszywając się pod oddziały sowieckie, aby nie dać Niemcom pretekstu do represji przeciwko polskim partyzantom i wobec ludności polskiej. Okres względnego spokoju od Niemców wykorzystano również do rozbudowy oddziałów Zgrupowania. Do­ datkową, społeczną korzyścią z czasowego rozejmu i rozwoju sytuacji w Lidzkiem było to, że Niemcy na terenie Gebietskommissariat Lida nie zdecydowali się na ogłoszenie przymusowego poboru do Biało­ ruskiej Krajowej Obrony, co jak pisze Krajewski, „uchroniło tysiące ludzi przed służbą w kolaboranckiej formacji”.

Zawarty rozejm lokalny umożliwił polskim oddziałom przetrwa­ nie ciężkiej zimy 1943/1944 r. oraz otrzymanie co najmniej pięciu transportów broni i amunicji. Równocześnie – w przypadkach aresz­ towania żołnierzy AK wskutek sowieckich donosów – ppor. „Bartek” wyjeżdżał do Niemców i powołując się na „rozejm”, doprowadzał do ich uwolnienia, a także do wstrzymywania planowanych przez Niemców pacyfikacji polskich wsi.

Agentura NKWD w niemieckim Gebietskommissariat zdobyła pod koniec stycznia 1944 r. informacje o rozmowach prowadzo­ nych przez „Bartka”, o czym natychmiast zameldowano dowództwu zgrupowania lidzkiego partyzantki sowieckiej, stwierdzając, że zakoń­ czyły się one „bez rezultatów”. Równocześnie poinformowano wspo­ mniane dowództwo, że zostały podjęte „trzecie rozmowy”, o których na razie nic nie wiadomo.

Rzeczywiście, prawdopodobnie 8 lutego 1944 r. doszło do jeszcze jednego spotkania z Niemcami w Lidzie. Tym razem uczestniczył w nim rtm. „Lech”, a ppor. Stypuła asystował mu w roli tłumacza. We­ dług zachowanego w białoruskich archiwach niemieckiego dokumentu

49 „Lech” podpisał z Niemcami jakiś protokół, który jednak nie zachował się, co uniemożliwia ustalenie jego treści. Ponieważ „Lech” nadal był zwolennikiem walki z Niemcami, nie ma podstaw do przypuszczeń, że przekroczył obowiązujące go zasady oficera polskiego. Jednak sam fakt podpisania jakiegokolwiek dokumentu uzgodnionego z Niemcami stał się podstawą najcięższego zarzutu przeciwko „Lechowi”.

Przed sztabem IV batalionu 77 pp AK. W środku (drugi od prawej) na tle otwartych drzwi stoi por. Wojciech Stypuła „Bartek”, pierwszy od lewej ppor. Józef Kuligowski vel Klukiewicz „Gruby Bartek”, pierwszy od prawej ppor. Piotr Szymkowicz „Pietia”.

Wiosna 1944 r. (z archiwum Wojciecha Banasia)

Według dostępnych relacji odejście „Lecha” z Nowogródczyzny nie przerwało lokalnych pertraktacji z Niemcami. Kazimierz Szy­ dłowski, jeden z żołnierzy 1 kompanii dowodzonego przez kpt. Wła­ dysława Żogłę „Zycha” I batalionu 77 pp AK, podaje w swojej relacji,

że gdy po potyczce z Niemcami pod Sucharami, stoczonej 16 maja 1944 r., a zatem w czasie, gdy Zgrupowaniem Nadniemeńskim dowodził już mjr „Kotwicz”, transportowano rannych do szpitala w Niecieczy, kolumnę mijał niemiecki samochód, w którym jechali oficer niemiecki i ppor. Stypuła „Bartek”. A przecież był to już okres regularnych walk z Niemcami i przynajmniej częściowego zmniej­ szenia natężenia starć z Sowietami.

Lokalny rozejm podpisany w Lidzie nie był jedynym zawartym przez AK i Niemców na Nowogródczyźnie. Już wcześniej, na począt­ ku grudnia 1943 r., do podobnego działania zmuszony został po roz­ biciu przez Sowietów batalionu stołpeckiego cichociemny por. Pilch „Góra”, „Dolina”. Pragnąc ratować nielicznych ocalałych żołnierzy oraz ludność polską udzielającą pomocy AK, zawarł on w Iwieńcu umowę z Niemcami, co umożliwiło odbudowę oddziałów i powsta­ nie Zgrupowania Stołpeckiego.

Sami Niemcy po dokonaniu analizy rozejmów zawartych z „Górą” i „Ragnerem” ocenili je jako nieskuteczne i niepożyteczne. W rapor­ cie sporządzonym prawdopodobnie przez analityków SD lub, co bardziej prawdopodobne, Abwehry – ponieważ ocena dokonana została z punktu widzenia interesów Wehrmachtu – napisano o obu polskich batalionach wprost:

Te zdyscyplinowane i dobrze wyszkolone bandy o stosunkowo dużym duchu moralnym stanowią poważne zagrożenie, ponie­ waż korzystają z pomocy miejscowej ludności, a także posia­ dają fanatyczną wolę i temperament połączone z fachowością. Rozpoczną [prawdopodobnie w zamyśle Niemców – po ustaniu rozejmu – przyp. M. S.­C.] walkę z nami z zupełnie innym roz­ machem niż to mogły zrobić bandy sowieckie na tym terenie. […] Po dokładnej analizie tej sytuacji nasuwa się wniosek, że zawarcie porozumienia z polskimi bandami przyniesie Wehr­ machtowi więcej szkody niż tymczasowego pożytku”.

Należy w tym miejscu zwrócić uwagę na jeszcze jeden problem – na szczęście pojawiający się sporadycznie: identyfikacji bohaterów

51 wydarzeń na Nowogródczyźnie lub mylenia ich pseudonimów. Nie­ kiedy „Bartek” przedstawiany jest jako „Gruby Bartek” lub „Duży Bartek”, kiedy indziej zaś postacie „Bartka” i „Grubego Bartka” bywają w relacjach czy wspomnieniach ewidentnie mylone. Prawdopodob­ nie oficerem Zgrupowania Nadniemeńskiego noszącym pseudonim „Gruby Bartek” był ppor. Józef Kuligowski, a według innych źródeł –

ppor. Stanisław Baranowicz vel Józef Klukiewicz, dowódca plutonu w 1 kompanii dowodzonego przez ppor. Jana Borysewicza „Krysię” II batalionu 77 pp AK, a później 2 komp. I baonu 77 pp AK. Możliwe jest, że Stypułę w celu odróżnienia od „Grubego Bartka” określano jako „Dużego Bartka”, jednak jego pseudonim brzmiał „Bartek”.

W dokumencie Wojciech Stypuła „Bartek” [PDF] (Stron 44-53)

Powiązane dokumenty