• Nie Znaleziono Wyników

Narodziny goryczy

W dokumencie Od traumy do zaufania (Stron 21-33)

Mój ojciec… wyszedł i zostawił mnie, ale BÓG mnie przygarnął.

– Psalm 27,10

Czy kiedykolwiek miałeś wrażenie, że życie jest jedną wielką sprzecznością?

Ja wiem, że tak czułam.

Nie potrafię powiedzieć, ile razy śpiewałam tę starą piosenkę Jezus mnie kocha, wiem to na pewno – wciąż i wciąż, i wciąż. Nawet wtedy, gdy nosiłam na swoim ciele świeże ślady wykorzystania seksualnego przez mojego ojca, śpiewałam pieśni o Panu. To, moi przyjaciele, jest wielka sprzeczność w życiu – śpiewać o byciu kochanym, nosząc jednocześnie ślady wykorzystywania.

Tak, to mocne stwierdzenie, ale to była moja rzeczywistość.

Nie pamiętam czasu w moim życiu, w którym nie wiedziała-bym, kim jest Jezus, i nie wierzyła, że Biblia jest Słowem Bożym.

22 Od traumy do zaufania

Przyjęłam Jezusa do swojego serca jako siedmioletnia dziew-czynka i większość niedzielnych popołudni w okresie dojrzewa-nia spędzałam na zgadywankach z Pismem Świętym, a przez całe lato przebywałam w wakacyjnej szkole biblijnej i na obozie kościelnym. Śpiewałam w chórze i w każdą środę jadłam kolację w kościele. Nigdy nie było wątpliwości co do tego, czy mama i jej pięcioro dzieci będą na szkółce niedzielnej lub na nabożeństwie.

Byliśmy tam.

Moje najwcześniejsze wspomnienia to głębokie połączenie nie-winności z przerażeniem. Niewinnie potrzebowałam taty, żeby mnie przytulił lub pocałował – co prawie zawsze prowadziło do horroru molestowania. Podchodziłam do niego z dziecięcej po-trzeby miłości i czułości, a byłam wykorzystywana. Bycie młodą, potrzebującą i bezbronną czyniło mnie łatwą ofiarą.

Kiedy słyszałam, jak mój tata porusza się po domu wcześnie rano, zastygałam w przerażającym napięciu. Zawsze gwizdał, gdy zbliżał się do mojego pokoju. Miałam wrażenie, jakby nawet moje myśli się naprężały i zaciskały, a ja przygotowywałam moje ciało na kolejne spotkanie ze złem.

Mój umysł stał się moim schronem.

Biegłam do niego za każdym razem, gdy słyszałam, że ojciec się zbliża. Jak upolowana ofiara sparaliżowana oczekiwaniem na całkowitą bezsilność, leżałam nieruchomo i posłusznie. Moje mentalne mięśnie były często trenowane, a ich udawana siła da-wała mi tymczasowe miejsce ucieczki.

Nienawidziłam siebie – takiej potrzebującej, bezbronnej i otwar-tej; nienawidziłam siebie tak łatwowiernej, naiwnej i głupiej, wciąż zbliżającej się do mojego ojca. Odbierałam też zawstydzające

Rozdział pierwszy Zniszczona niewinność 23 wiadomości od oskarżyciela, który mówił: „Co jest w tobie takiego, co sprawia, że dorosły mężczyzna robi takie rzeczy?”. Diabeł nie omieszkał zawsze pospieszyć z piekielną odpowiedzią: „Musisz mieć jakąś szczególną władzę nad ludźmi”.

W uwodzeniu nie chodzi ostatecznie o seks czy piękno, a o wła-dzę i kontrolę. Szepcze ono: „Mogę sprawić, że zrobisz to, co chcę”.

To zapoczątkowało rozwój mojej bardzo głębokiej i sprzecznej dynamiki relacji z mężczyznami: zazdrościłam im pozycji władzy i jednocześnie pragnęłam ich aprobaty. W końcu zdałam sobie sprawę, że odnosi się to nie tylko do mężczyzn, ale do wszystkich sprawujących jakiś autorytet.

Czy czujesz, jak sprzeczna i złożona jest trauma?

Pamiętam subtelne sposoby, jakich mój tata używał, by sprawo-wać tę ukrytą kontrolę nade mną jako młodą dziewczyną, nawet kiedy siedzieliśmy na sofie w naszym pokoju. Inni członkowie rodziny byli z nami, a jednak on manewrował tak sprawnie, że ludzkie oko nie było w stanie niczego zauważyć. Odczuwałam obrzydzenie, ale byłam wewnętrznie sparaliżowana.

Kiedy odwiedziłam dom mojego dzieciństwa jako osoba doro-sła, byłam zdumiona, jakie małe były w nim odległości między pokojami. Wszystko wydawało się o wiele większe, kiedy byłam mała – ale kiedy przyjechałam w odwiedziny, wszystko zdawało się być takie ciasne.

Jak mógł to robić, kiedy moja matka i pozostałe rodzeństwo byli tak blisko? Zastanawiam się, skąd wiedział, że będę milczeć?

Często ludzie pytali mnie, jak sprawca może być tak odważny, by robić takie rzeczy, gdy inni są w pobliżu. Czy nie boi się, że ktoś coś powie? Dobrze jest pamiętać, że ta rzecz – ten wyko-rzystujący, uwodzicielski duch – żywi się dominacją i kontrolą.

Wszystko opiera na milczeniu ofiary. Jest to demoniczna śmiałość, która rodzi zastraszenie i bezsilność u swoich ofiar. Jest drapieżna i czuje się zupełnie bezpiecznie, manewrując w ukryciu i ciszy,

24 Od traumy do zaufania

kradnąc twoje bezpieczeństwo i ochronę. Jeśli nigdy nie byłeś w takiej sytuacji, wiem, że trudno jest zrozumieć, dlaczego nie krzyczałam, nie uciekałam, nie zgłosiłam tego – a jednak jestem pewna, że każda czytająca to ofiara rozumie dominujące poczucie uciszenia, które nade mną zapanowało.

Pamiętam, jak krzyczałam wniebogłosy w swoim pokoju, jedno-cześnie uważając, żeby nie wydać żadnego dźwięku. Wiedziałam bowiem, że jeśli wydobędzie się ze mnie prawdziwy krzyk, ktoś przybiegnie. Jakie pytanie z pewnością by zadali? „Co się stało?”

A jeśli nie mogłabym im odpowiedzieć, jaki był sens krzyczeć?

Więc co robiłam?

Otwierałam drzwi mojego pokoju i wychodziłam, jak gdyby nic się nie stało.

Taki był mój sposób działania i radzenia sobie – prowadziłam dwa zupełnie różne życia. Jedno życie publiczne, a drugie pry-watne; ofiara przemocy seksualnej o czwartej rano, klasowy klaun o ósmej. Można by pomyśleć, że skoro przez tyle czasu wszystko mentalnie sobie poukładałam we właściwym miejscu, powin-nam być niezwykle samoświadoma i świetnie wiedzieć, jak się czuję. Myślę jednak, że moja zdolność do oceny tego, co się dzieje, została „stępiona”, podczas gdy moje umiejętności przetrwania wyostrzały się. Hartowałam się wewnętrznie, żeby móc się bro-nić. Nauczyłam się manewrować i przetrwać, ale nie rozwijać się zdrowo i właściwie. Stałam się bardziej świadoma innych i tego, co czują i czego chcą, niż tego, co ja czuję lub czego oczekuję. Bycie zobowiązaną do spełniania potrzeb mojego taty nie zostawiało zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad tym, co tak naprawdę działo się we mnie.

Rozdział pierwszy Zniszczona niewinność 25 Czy kiedykolwiek wpadłeś w pułapkę tego sposobu myślenia?

Uczenia się, jak przetrwać – niezależnie od tego, czym była lub jest twoja trauma – nie zdając sobie sprawy z tego, jak twoja samowystarczalność sprawia, że twoja trauma powtarza się w nieustannych cyklach? To z pewnością nie oznacza, że ty czy ja jesteśmy odpowiedzialni za to, co się nam przytrafiło, ale próba radzenia sobie z tym wszystkim na własną rękę jest aspektem utrwalania naszej traumy, którego wielu z nas nie zauważa. Życie w trybie przetrwania (w stanie, w którym zamiast żyć, usiłujemy przetrwać) może spowodować najbardziej beznadziejne i bolesne okresy w obszarze naszej osobistej traumy. Wiem, bo doświadczy-łam tego. Może ty też. Nasze fałszywe postrzeganie rzeczywistości i niezdolność do mierzenia się z powagą okoliczności podtrzymują w nas najbardziej autodestrukcyjne tendencje do uległości, które rodzą się z naszej niezależności.

Wiele razy wmawiałam sobie, że mój tata był święty, a moja mama była wściekłą zrzędą. Stworzyłam sobie historię – narrację samoobrony – o tym, jaki był wspaniały, i opowiadałam o tym innym. To uchroniło mnie przed koniecznością stawienia czoła rozdzierającej, bolesnej prawdzie, że ojciec bardziej dbał o siebie niż o mnie. Ten schemat wciąż się powtarzał.

Ironią losu było to, że mój tata miał swoje wspaniałe strony. To sprawiało, że tortura związana z jego wielokrotnym odrzucaniem mnie była szczególnie dotkliwa. Gdyby przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu był po prostu potworem, o wiele łatwiej byłoby dosłownie spróbować go uderzyć. Ale po-nieważ pod wieloma względami był tym spokojniejszym, łatwiej-szym do rozmów rodzicem, mój wewnętrzny konflikt narastał.

Na przykład kiedy potrzebowałam jakichś osobistych rzeczy ze sklepu, on je dla mnie kupował bez pytania czy wywoływania we mnie wstydu. To wtedy, kiedy wchodził do łazienki, gdy bra-łam prysznic, i zaglądał za zasłonę, czubra-łam się bezwartościowa,

26 Od traumy do zaufania

obnażona i zdezorientowana. W jednej chwili był wspaniały, a w następnej obracał tę wspaniałość na swoją korzyść. Był cu-downy i niegodziwy.

Nieważne, gdzie byliśmy – zawsze potrafił znaleźć czas, żeby mnie wykorzystać

i wstrząsnąć mną do głębi.

Chciałam krzyczeć i być jednocześnie kochana. Czy znalazłeś się kiedyś w takim potrzasku? Jest to coś, co może u wielu z nas spowodować poszukiwanie i zadowalanie się chorymi, dysfunk-cyjnymi związkami. Być może tak jak ja byłeś przekonany, że miłość i wykorzystywanie idą ze sobą w parze. Z powodu tego perwersyjnego związku z moim ojcem poważnie wątpiłam, że mogę mieć jedno bez drugiego.

Podczas gdy aktywnie angażowałam się w ten zdemoralizowany i toksyczny paradygmat miłości, rozwijałam nienawiść do swojego ciała za to, że zdradziło mnie, reagując na bodźce, mimo że czułam obrzydzenie – kolejny przypadek sprzecznych emocji. Nic dziw-nego, że wolałam je zablokować niż ich doświadczać. I wiedziałam, że na pewnym poziomie moje ciało zostało stworzone przez Boga, by reagować w dany sposób, kiedy jest dotykane w określonych miejscach w określonym czasie, ale czy Bóg chciał, żeby to się stało z moim ojcem, gdy miałam pięć lat? Nie! Włącznik światła został przyciśnięty przez niewłaściwą osobę w niewłaściwym czasie. Miłość została obudzona i rozbudzona przed czasem, a to, co skrzywione i nienormalne, zawsze już miało dominować jako norma.

Z wiekiem stopniowo coraz bardziej opierałam się wykorzy-stywaniu. Z pewnością zaczęłam też bardziej opierać się Bogu,

Rozdział pierwszy Zniszczona niewinność 27 mimo że byłam typowym dzieckiem wychowanym w kościele.

W mojej duszy wciąż narastały konflikty i zamieszanie. Despe-racko starałam się zdobyć kontrolę nad natłokiem moich myśli i uczuć. Chciałam je wszystkie usadzić na miejscu. Nie musiałam długo czekać, aż towarzysze zamieszania – zdezorientowane my-ślenie, rozczarowanie, uraza, krytyka i bunt – zaczęły we mnie pobrzmiewać jako coś oczywistego.

Na zewnątrz byłam inna niż w środku. To stało się dla mnie sposobem na życie – udawanie przed ludźmi kogoś, kim w mojej prywatnej rzeczywistości wcale nie byłam. Ten dwoisty aspekt moich umiejętności przetrwania jako osoby zadowalającej innych, klasowego klauna, psotnicy i nienawidzącej siebie, zamkniętej w sobie dziewczyny sprawiał, że nieustannie dostosowywałam się do rzeczy, których nie mogłam zmienić. Powoli narastała we mnie odraza do tej głębokiej sprzeczności, jaką w sobie nosiłam.

Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mam wybór.

Potężny głos, który w tych dziecięcych latach przejmował nade mną kontrolę, żłobił we mnie coraz to głębsze emocjonalne kole-iny, wyryte nieustannym powtarzaniem: „Nic nie możesz z tym zrobić”. Zastraszenie i bezsilność zamykały drzwi do resztek trzeź-wego myślenia, jakie mogłabym z siebie wykrzesać. Wszystko się rozmywało i krwawiło, a ja nie potrafiłam powiedzieć, gdzie zaczynałam się ja, a gdzie kończył się mój ojciec.

Nie mogłam sprawić, żeby przestał – ale zdecydowałam, że jeśli nie mogę go kontrolować, będę kontrolować swój ból.

28 Od traumy do zaufania

Wpatrywałam się w lustro, by uodpornić się na ból. Jeśli za-czynałam płakać, zmuszałam się, żeby nie płakać. Jeśli coś mnie swędziało, ćwiczyłam swoją wolę, żeby tego nie drapać. Brałam pasek i biłam się, myśląc, że poprzez to pokażę bólowi, kto tu rzą-dzi. Hartowałam się z wielką determinacją, składając samej sobie przysięgę, że nigdy nie dam się przytłoczyć bólowi. Umacniałam się, by móc się bronić. Patrzyłam w to lustro i powtarzałam sobie, że nikt nigdy nie będzie w stanie mnie ponownie skrzywdzić.

Kiedy frustracja narastała, powtarzałam to jak ochronną mantrę.

Te słowa były jak mistyczna formuła, jak zaklęcie, które na siebie rzucałam. Nie wiedziałam, że w taki sposób zapraszałam samo piekło, by było moim obrońcą w tej gorzkiej i gniewnej ignorancji.

Demon, który zadomowił się w moich doświadczeniach w dzie-ciństwie, wkraczał do akcji, potajemnie budując kwaterę dowo-dzenia, opartą o składane przeze mnie przysięgi, podczas gdy ja gorączkowo walczyłam, aby samodzielnie sobie z tym wszystkim poradzić.

Myślałam, że sprawuję kontrolę nad moim ciałem, które zda-wało się zdradzać mnie na każdym kroku – ale paradoks polegał na tym, że można mnie było zdobyć za bardzo niewielką cenę.

W tym samym czasie inne ważne związki otwierały mnie na zdradę i upokarzający wstyd. Chociaż innym mogły wydawać się one szczenięcą miłością lub zwykłym rytuałem przejścia do dorosłego związku, to jednak dotykały one dobrze zakorzenionych prawd i przekonań w mojej psychice. Z coraz większą intensyw-nością utwierdzałam się w przeświadczeniu, że nigdy nie będę nikim innym, jak tylko drugorzędną, niegodną miłości osobą i śmiechu wartym pakunkiem, który można przekazywać sobie bezkarnie z rąk do rąk.

Nielojalność i rażące lekceważenie ze strony tych, o których my-ślałam, że mnie kochają, były widoczne jak na dłoni i demonstro-wane przed moimi rówieśnikami. Słyszałam to wszystko bardzo

Rozdział pierwszy Zniszczona niewinność 29 głośno i wyraźnie: „Nie jesteś wystarczająco dobra. Zawsze bę-dziesz osobą drugiej kategorii. Nikt nie może cię naprawdę kochać.

Twoje życie to wielki żart. Coś jest z tobą nie tak”.

Moje złamane serce i wstyd rosły w siłę. Polegając na swoich próbach radzenia sobie, zaczęłam oddawać się innym uzależniają-cym zachowaniom. Miałam szesnaście lat. Kiedy jedna marka pa-pierosów przyprawiała mnie o mdłości, nie rzucałam palenia – po prostu zmieniałam markę. Kiedy otwierałam z trzaskiem puszkę piwa Miller, nie miałam pojęcia, że chwytam się linii wysokiego napięcia, które będzie mnie kontrolować przez lata. Byłam tylko dziewczyną, która chciała dobrze się bawić i zaznać trochę uko-jenia. Jak niewinnie wygląda piekło, kiedy przychodzi z sierpem w ręku, by zżąć to, co przez lata zasiewało w wielkiej tajemnicy.

Piekło żywiło się moim mrocznym przekonaniem, że wszystko zależy ode mnie.

W pewnym stopniu byłam świadoma alkoholizmu mojego ojca, jak również innych członków dalszej rodziny, ale jeszcze nie połą-czyłam kropek i nie słyszałam o przekleństwach pokoleniowych.

Picie stało się moim stałym towarzyszem. Moje uzależnienie od troski o samą siebie i radzenia sobie samej pozwalało mojemu wewnętrznemu demonowi coraz bardziej się zakorzenić i lepiej ukrywać z każdym dniem. Im bardziej polegałam na moich wła-snych siłach, tym większy obszar mojej duszy zajęty był demo-niczną kryjówką.

Przez wszystkie lata w liceum piłam, jednocześnie śpiewając w specjalnej grupie w kościele. Byłam liderem w grupie młodzie-żowej, a jednocześnie urządzałam huczne imprezy w domu pa-stora podczas jego nieobecności. Byłam ulubienicą klasy w szkole

30 Od traumy do zaufania

i ulubienicą mojego taty w domu. Sprzeczności zdawały się nie mieć końca. Żyłam, wyczekując dnia, w którym mogłabym wresz-cie stamtąd zwiać.

W czasach liceum marzyłam o dniu, w którym wyjadę na studia, będę samodzielna i odpowiedzialna za siebie. Byłam pewna, że to będą dobre czasy. Czasy, w których nikt nie będzie na mnie gwizdał w akcie taniego podrywu, bez zaciskania szczęki w ocze-kiwaniu na niechciane zaloty, czas brania prysznica w spokoju i robienia tego, na co, do cholery, mam ochotę.

Moje ciągłe unikanie Boga pozwoliło, by chwasty gorzkiej udręki i niezadowolenia rozpleniły się w całym moim życiu. Nie ma-jąc pojęcia, jak poradzić sobie z tym, w czym żyłam, zasadniczo ignorowałam to (i Boga), mając nadzieję na lepsze dni, kiedy już opuszczę dom rodzinny. Problem z tym planem polegał na tym, że chwasty tak po prostu nie usychają – one po prostu się rozsiewają.

Moje chwasty były jak osty: jedne z najbardziej upartych. Te osty, chwasty goryczy, z każdym dniem coraz bardziej mi dokuczały.

Jeśli nie wytępisz ostów na wczesnym etapie, możesz potrzebować lat, aby się ich pozbyć.

Kiedy lata w liceum dobiegły końca, zostałam wreszcie stu-dentką pierwszego roku na uniwersytecie. Stawałam się coraz bardziej zatwardziała i uparta w stosunku do rodziny i Boga. My-ślałam, że pójście na studia pozwoli mi uciec od nieszczęść mojego dzieciństwa.

Jedynym problemem było to, że zabrałam ze sobą samą siebie i rozpoczęłam długą podróż ciągłego znęcania się nad samą sobą...

Chociaż oddalona wiele kilometrów od mojego ojca, wciąż czułam, jak krwawy atrament tatuażu traumy,

jaki pozostał mi po tej toksycznej relacji, sączy się do wszystkich obszarów mojego życia.

Rozdział pierwszy Zniszczona niewinność 31 Im więcej alkoholu wypijałam, tym bardziej wysychała moja dusza. Okazało się, że stwarza to doskonałe warunki rozwoju dla zakorzenionego we mnie zgorzknienia. Im bardziej wysuszony jest oset, tym więcej zostawia po sobie gorzkich nasion. Nie można nawet wyrzucać ostów na kompost używany później do nawoże-nia, ponieważ uporczywość tego chwastu sprawi, że będzie się rozprzestrzeniać. System korzeniowy ostów sięga głęboko w glebę i rozrasta się szeroko. Osty muszą być zwalczane u korzeni, jeśli chcemy pozbyć się ich na dobre.

Ważne jest, abyś to raczej ty wywierał presję na ostach, niż żeby to one wywierały presję na tobie. Wymaga to żarliwego i sumien-nego zajęcia się korzeniem. Oset rozwija się w pełnym słońcu, więc kiedy żar życia spada na ciebie bez litości, stwarzasz mu optymalne warunki przetrwania i rozkwitu. W Liście do Hebraj-czyków 12 czytamy: „Bacząc, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej, żeby jakiś gorzki korzeń rosnący w górę, nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu”.

Istnieją metody, żeby pozornie trzymać oset pod kontrolą, i są również sposoby na jego całkowite wyplenienie. Chciałam, aby ten oset, korzeń mojej goryczy, został wysadzony w powietrze, wypleniony i zniszczony. Ale nadal pozwalałam mu utrzymywać się przy życiu i wykonywać brudną robotę, która zanieczyszczała i dławiła moją nadzieję. Starałam się jedynie utrzymać go pod kontrolą, rozprawiając się z nowymi roślinami, gdy tylko się po-jawiały, ale korzeń gorzkiej udręki nadal rozrastał się coraz dalej i głębiej – dotykając różnych obszarów mojego życia bez mojej świadomej zgody.

Chwasty nie proszą o pozwolenie na rozrost…

One wkraczają bez pytania i zajmują cały dostępny teren.

Wierzyłam, że Bóg troszczy się tylko o to, jak rzeczy wyglądają, a nie o to, jakie są naprawdę. I w tym aspekcie trauma mojego oddzielenia od Boga stawała się coraz bardziej oczywista.

Dopiero kilka lat później, mając dwadzieścia cztery lata, stojąc u progu małżeństwa, zaczęłam z kimś dogłębnie rozmawiać o tych sprawach. W swoim pijackim upojeniu uważałam, że mój przyszły mąż ma prawo wiedzieć, na co się pisze, więc pewnego wieczoru wszystko z siebie przed nim wyrzuciłam. Wydaje mi się, że aby chronić samą siebie, przygotowywałam się z góry na odrzucenie.

Czułam, że to nie fair, że musiałby walczyć z nieznanym wrogiem.

Jeśli miałby walczyć, przynajmniej powinien znać jego imię. My-ślałam też, że wybierając mojego męża, wybrałam kogoś, kto nigdy nie zaryzykowałby opowiedzenia się w swoim życiu za Jezusem.

Och, jakże się myliłam.

33 ĆWICZENIE

W dokumencie Od traumy do zaufania (Stron 21-33)

Powiązane dokumenty