• Nie Znaleziono Wyników

NIEBIESKIE ŚWIATEŁKO

W dokumencie DWAJ BRACIA (Stron 91-94)

Był sobie kiedyś żołnierz. Długie lata służył wiernie swojemu królowi, lecz gdy wojna się skończyła, a żołnierz z powodu wielu ran, które mu zadano, nie mógł dłużej służyć, rzekł do niego król: "Możesz iść do domu, już cię nie potrzebuję. Nie będziesz dostawał dłużej pieniędzy, bo zapłatę dostaje tylko ten, kto mi służy." Żołnierz nie wiedział, z czego ma żyć, odszedł zatroskany, a szedł cały dzień, aż

wieczorem dotarł do lasu. Gdy zapadła ciemność, zobaczył światło. Zbliżył się do niego i trafił do domu.

Mieszkała w nim wiedźma. "Pozwól mi przenocować, daj trochę jeść i pić" rzekł do niej, "Inaczej sczeznę." - "Oho!" odpowiedziała, "A kto daje coś zabłąkanemu żołnierzowi? Lecz okażę ci litość i przyjmę cię, jeśli zrobisz, co każę." - "A czego żądasz?" zapytał żołnierz. "Żebyś mi jutro ogród przekopał." Żołnierz zgodził się, a następnego dnia pracował co sił, lecz do wieczora nie skończył.

"Widzę", rzekła wiedźma, "że nie możesz dzisiaj iść dalej. Zatrzymam cię na jeszcze jedną noc.

Porąbiesz mi jutro furę drwa na kawałki." Żołnierz potrzebował na to całego dnia, a wieczorem, wiedźma złożyła mu ofertę, by został jeszcze jedną noc. "Jutro dostaniesz lekką robotę, za moim domem jest stara wyschnięta studnia. Wpadła mi do niej lampka. Świeci na niebiesko i nigdy nie gaśnie. Musisz mi ją przynieść." Następnego dnia starucha zaprowadziła go do studni i spuściła w koszu na dół. Znalazł niebieskie światełko i dał jej znak, by wciągnęła go do góry. Ciągnęła go też, ale gdy już

był przy brzegu, wyciągnęła rękę by odebrać swą lampkę. "Nie," odpowiedział żołnierz, bo przejrzał jej niecne zamiary, "Nie dam ci światła nim nie stanę obiema nogami na ziemi." Wiedźma wpadła w złość, spuściła go znowu na dół i odeszła. Biedny żołnierz spadł bez szkody na podmokłe dno, a niebieskie światełko wciąż się paliło, lecz w czym mogło pomóc? Zobaczył, że nie ujdzie śmierci. Siedział smutny przez chwilę, przypadkiem chwycił za kieszeń i znalazł tam fajkę wypchaną tabaką. "Będzie to moja ostatnia przyjemność," pomyślał i ją wyjął, odpalił od niebieskiej lampki i zaczął palić. Gdy studnię spowił dym, stanął przed nim nagle mały czarny ludek i zapytał "Panie, co rozkażesz?" "Cóż mi tobie rozkazywać?" odparł żołnierz zupełnie zdziwiony. "Uczynię wszystko, czego zażądasz." -"dobrze," rzekł żołnierz, "najpierw wciągnij mnie z tej studni." Ludek wziął go za rękę i poprowadził przez podziemne przejście, lecz nie zapomniał zabrać niebieskiej lampki. Pokazał mu po drodze skarby, jakie

zgromadziła wiedźma i je schowała, a żołnierz zabrał tyle złota, ile mógł unieść. Gdy byli na górze, rzekł do ludka: "Idź, zwiąż wiedźmę i zaprowadź przed sąd." Nie trwało długo, a przyjechała z wielkim krzykiem, szybko jak wiatr, na dzikim kocie, tak samo szybko wrócił ludek, "Wszystko załatwione"

rzekł, "Wiedźma wisi już na szubienicy - jakie są twoje rozkazy, Panie?" zapytał mały. "Na razie żadne."

Odpowiedział żołnierz, "Możesz iść do domu, ale bądź pod ręką, gdy cię zawołam." - "To zbędne,"

powiedział ludek, " wystarczy, że odpalisz fajkę od niebieskiej lampki, a stanę przed tobą." I po tym zniknął mu z oczu. Żołnierz wrócił do miasta, z którego przyszedł. Poszedł do najlepszej karczmy i kazał sobie szyć piękne stroje., potem kazał oberżyście, by urządził mu pokuj z takich przepychem, jak to tylko możliwe. Gdy wszystko było gotowe, żołnierz się wprowadził, zawołał czarnego ludka i rzekł:

"Służyłem królowi wiernie, lecz on mnie odesłał i zostawił na pastwę głodu. Zemszczę się teraz za to." -

"Co mam czynić?" zapytał mały. "Późno w nocy, gdy królewna będzie leżała w łóżku, przynieś ją tu we śnie. Będzie mi służyć za pokojówkę." Ludek rzekł wtedy: "dla mnie to proste, ale dla ciebie to

niebezpieczna rzecz. Gdy się wyda, możesz źle skończyć." Gdy wybiła dwunasta, otworzyły się drzwi i ludek wniósł królewnę." "Aha, jesteś!" zawołał żołnierz, "żywo do roboty! Idź po miotłę i zamieć izbę."

Gdy skończyła, kazał jej podejść do swojego fotela, wyciągnął nogę i rzekł: "ściągnij mi buty" rzucił je potem królewnie w twarz i musiała je podnieść i czyścić na połysk. Robiła wszystko, co jej rozkazał bez sprzeciwu, niemal z na wpół zamkniętymi oczyma. Z pierwszym pianiem koguta zaniósł ją ludek z powrotem do łóżka w królewskim zamku. Następnego ranka, gdy królewna wstała, poszła do swego ojca i opowiedziała mu o swoim dziwnym śnie. "Niesiono mnie po ulicach szybko jak błyskawica do pokoju żołnierza. Musiałam mu służyć jako dziewka, usługiwać i zajmować się podłą robotą, zamiatać izbę, czyścić buty. To był tylko sen, ale jestem tak zmęczona, jakbym naprawdę to robiła." - "Ten sen mógł być rzeczywistością" rzekł król, "dam ci radę, wypchaj kieszenie grochem i zrób w niej małą dziurkę. Jeśli ktoś po ciebie przyjdzie, groszek wypadnie i zostawi ślad na ulicach." Gdy król to mówił, był przy tym niewidzialny ludek i wszystko słyszał. W nocy, gdy niósł śpiącą królewnę przez ulice, wypadało z jej kieszeni trochę groszku, ale nie zostawił on śladu, bo podstępny ludek rozsypał

przedtem groch na wszystkich ulicach. A królewna musiała aż do pierwszego piania koguta służyć jako dziewka. Król wysłał następnego ranka ludzi, którzy mieli szukać śladu, lecz było to daremne. Na wszystkich ulicach siedziały biedne dzieci, zbierały groch i rzekły: "Dzisiaj w nocy padał groch." -

"Musimy wymyślić coś innego," rzekł król. "Nie zdejmuj z nóg butów, gdy położysz się do łóżka, a zanim stamtąd wrócisz, schowaj jednego.

Już ja go znajdę." Czarny ludek to usłyszał, a gdy żołnierz wieczorem zażądał, by przyniósł mu królewnę, odradzał mu to i rzekł: Na ten podstęp nie znam rady, a gdy tego buta znajdą u ciebie, będzie z tobą źle. "Rób, co mówię," odparł żołnierz. I królewna musiała także trzeciej nocy pracować jako dziewka, lecz zanim ją odniesiono, schowała buta pod łóżkiem. Następnego ranka król kazał szukać buta swej córki. Znaleziono go u żołnierza, a i sam żołnierz, który na prośby małego ludka ruszył przez bramę, został wnet pochwycony i wrzucony do więzienia. W ucieczce zapomniał tego, co było najlepsze: niebieskiej lampki i złota. W kieszeni miał tylko jednego dukata. Stał teraz przed więziennym oknem obciążony łańcuchami, a gdy tak stał, zobaczył jednego ze swoich kamratów.

Zapukał w szybę, a gdy tamten podszedł, rzekł: "Bądź tak dobry i przynieś mi małe zawiniątko, które zostawiłem w karczmie. Dam ci za to dukata." Kamrat pobiegł i przyniósł mu, czego żądał. Gdy tylko żołnierz był znowu sam, zapalił fajkę wzywając czarnego ludka. "Nie trwóż się," rzekł do swego pana,

"idź, gdzie cię poprowadzą, niech robią, co chcą, tylko niebieskiej lampki nie zapominaj." Następnego dnia odbył się sąd nad żołnierzem i choć nie zrobił nic złego, sędzia skazał go na śmierć. Gdy go już wyprowadzono, poprosił króla o ostatnią przysługę." Czego chcesz?" zapytał król. "Żebym w ostatniej drodze mógł zapalić fajkę." - "Możesz wypalić nawet trzy," odpowiedział król, "ale nie myśl, że ci życie daruję." Żołnierz wyciągnął fajkę i zapalił ją od niebieskiej lampki. Gdy parę kłębów dymu wzniosło się w powietrze, stanął przed nim ludek, a w ręku trzymał kija i rzekł. "Czego pragniesz, panie?" - "Bij fałszywych sędziów i ich panów, aż padną na ziemię, nie szczędź i króla, który tak źle się ze mną obszedł." No więc lał ludek jak błyskawica, ciach, ciach, a kogo ledwo tknął kijem, padał na ziemię i nie ważył się drgnąć. Wystraszył się król, zaczął błagać o litość i aby zachować życie, oddał żołnierzowi królestwo i swą córkę za żonę.

BIEDAK I BOGACZ

Przed dawnymi czasy, gdy dobry Bóg sam wśród ludzi bywał, zdarzyło się, że pewnego wieczoru, gdy był zmęczony, zapadła noc, nim znalazł schronienie. Na jego drodze stały przed nim dwa domy, jeden naprzeciwko drugiego, jeden był duży i piękny, a drugi mały i lichy, duży należał do bogacza, a mały do biedaka. Pan Bóg pomyślał sobie tedy, że nie będzie zbyt uciążliwy dla bogatego, jeśli u niego

przenocuje. Bogaty, gdy usłyszał, jak ktoś puka do drzwi, otworzył okno i zapytał obcego,, czego szuka. Pan odpowiedział: "Proszę o nocleg." Bogacz obejrzał wędrownika od głów do stóp, a ponieważ dobry Bóg skromne odzienie nosił i nie wyglądał jak ktoś, kto ma pieniądze, pokiwał głową i rzekł: "Nie mogę was przyjąć, moje izby pełne są ziół i nasienia, a gdybym przyjmował każdego, kto puka do moich drzwi, musiałbym sam kij żebraczy w ręce chwycić. Poszukajcie gdzie indziej noclegu." Po tych słowach zamknął okno i zostawił dobrego Boga jak stał. Odwrócił się więc dobry Bóg doń plecami i poszedł do małego domku naprzeciw. Ledwo zapukał do drzwi, a już biedak je otwierał i prosił

wędrownika do środka. "Zostańcie u mnie przez noc", powiedział, "Już ciemno i nie możecie iść dalej."

Spodobało się to dobremu Bogu i wszedł do niego. żona biedaka podała mu rękę, przywitała go i powiedziała, żeby się rozgościł, że nie mają wiele, ale tym, co mają, z serca się podzielą. Potem postawiła kartofle na ogień, a gdy się gotowały, wydoiła kozę, by do kartofli mieć odrobinę mleka. A gdy nakryto już do stołu, dobry Bóg usiadł i jadł razem z nimi, a licha strawa smakowała mu, bo i twarze przy niej były zadowolone. Po jedzeniu nastał czas spoczynku, żona zawołała w sekrecie męża i rzekła: "Słuchaj, drogi mężu, wyścielimy sobie dzisiaj słomą. by biedny wędrownik mógł położyć się w naszym łóżku i odpocząć. Schodził się cały dzień i pewno jest zmęczony." "Z całego serca chętnie."

odpowiedział, "mu to zaproponuję," poszedł do Boga i prosił go, że jeśliby zechciał, ppołożyłby się w ich łóżku by jego członki porządnie zażyły spoczynku. Doby Bóg nie chciał starym odbierać posłania, lecz nie popuszczali, aż się zgodził i położył się w ich łóżku. Sami wyścielili sobie słomą na ziemi.

następnego ranka wstali za dnia i zgotowali gościowi śniadanie, jakie tylko mogli. Gdy słońce zaczęło świecić przez okienko, dobry Bóg wstał, znów zjadł z nimi i chciał ruszyć swoją drogą. Gdy stał w drzwiach, odwrócił się i rzekł: "Jako że byliście litościwi a pobożnie, życzcie sobie po trzykroć, a będzie wam spełnione." Biedak rzekł tedy; "Cóż nam sobie życzyć jak nie wiecznego błogosławieństwa i byśmy dwoje, jak długo żyjemy, byli zdrowi a chleba naszego powszedniego pod dostatkiem mięli, nie wiem, jakie trzecie życzenie wyrazić." Dobry Bóg rzekł: "Nie chcecie sobie życzyć nowego zamiast starego domu?" - "O tak," powiedział mąż, "gdybyśmy mogli i to dostać, byłoby mi miło." Bóg spełnił więc ich życzenia, zamienił stary dom w nowy, dał im błogosławieństwo i ruszył dalej.

Dzień był już w pełni, gdy wstał bogacz. Położył się w oknie, a naprzeciwko zobaczył nowiutki, czyściutki domek z czerwonej cegły, gdzie przedtem stała stara chałupa. Zrobił wielkie oczy, zawołał swoją żonę i rzekł: "Powiedz mi, co się stało? Wczoraj wieczorem stała tu stara marniutka chałupa, a dziś stoi tu piękny nowy dom. Idźże tam i dowiedz się, co się stało." Kobieta poszła i zapytała biedaka.

Opowiedział jej: "Wczoraj przyszedł wędrownik, szukał schronienia na noc, dziś rano się pożegnał i obiecał spełnić trzy życzenia, wieczne błogosławieństwo, Zdrowie w tym życiu wraz z powszednim chlebem a wreszcie zamiast naszej starej chaty nowy piękny dom." Żona bogacza wróciła prędko do męża i opowiedziała mu, co się zdarzyło. Mąż zaś powiedział: "A niech mnie licho, gdybym tylko wiedział! Obcy był najpierw tutaj i chciał u mnie przenocować, ale go odprawiłem." "Spiesz się," rzekła żona, "siadaj na konia, możesz go jeszcze dogonić, a wtedy nie obieca Ci spełnić trzy życzenia." Bogacz posłuchał dobrej rady, popędził konia i wkrótce dogonił dobrego Boga. Rozmawiał z nim wytwornie i przyjemnie aż wreszcie poprosił, by nie brał mu za złe, że od razu go nie wpuścił, bo podczas gdy szukał klucza do drzwi, doby Bóg już odszedł, lecz kiedy będzie wracał tą drogą, musi wstąpić do niego.

"Tak" rzekł dobry Bóg, "kiedy będę wracał, uczynię to." Wtedy bogacz zapytał, czy także jego życzenia spełni jak sąsiadowi. "Tak," powiedział Bóg, "ale nic dobrego z tego dla ciebie nie wyniknie, więc lepiej będzie, jeśli nic nie będziesz sobie życzył." Bogacz zastanawiał się, czego by tu sobie życzyć, co do szczęścia by mu brakowało, a dobry Bóg rzekł: "Jedź do domu, a Twe trzy życzenia niechaj się spełnią."

Bogacz wreszcie miał, czego chciał, jechał na swym koniu do domu i zaczął myśleć, czego sobie życzyć.

Kiedy tak myślał popuścił cugli, a koń zaczął skakać, jego myśli wytrącać z toru, że aż ich zebrać nie mógł. Poklepał konia po szyi i rzekł: "Uspokój się, Lizo," lecz koń zaczął swe figle na nowo.

Zdenerwował się zatem i zawołał niecierpliwy "A niechby ci kark przetrąciło!" Gdy wymówił te słowa, koń padł martwy na ziemię i ani się ruszył. W ten oto sposób spełniło się pierwsze życzenie. A ponieważ z natury był sknerą, nie chciał zostawić siodła i uprzęży na pastę innym i je odciął, powiesił na plecach i ruszył piechotą. "Zostały ci jeszcze dwa życzenia" pomyślał pocieszając się. Gdy tak powoli szedł przez piachy, słońce stanęło w zenicie i zaczęło buchać gorącem, zrobiło mu się ciepło i ponuro, siodło uciskało mu plecy, ani ciągle jeszcze nie wymyślił, czego ma sobie życzyć. . "gdybym sobie życzył wszystkich skarbów tego świata",

powiedział do siebie, "i tak przychodzi mi jeszcze do głowy to i tamto, lecz chcę obmyślić to tak, by nie pozostało już nic do życzenia." Potem westchnął i rzekł: "tak... gdybym był bawarskim chłopem, to bym wiedział, jak sobie pomóc. Ten najpierw by chciał dużo piwa, po drugie tyle piwa, ile mógłby wypić, po trzecie jelcze beczułkę do tego." Czasami myślał, że już znalazł, ale potem wydawało mu się, że jest wciąż za mało. potem przeszło mu przez myśl, jak dobrze ma jego żona, siedzi sobie w domu w

chłodnej izbie i sobie zajada. Mocno go to złościło i nawet o tym nie wiedząc rzekł: "Chciałbym, żeby w domu siedziała na tym siodle i nie mogła zejść, co bym nie musiał się teraz męczyć i nieść go na plecach." Gdy ostatnie słowo wyszło z ust, siodło znikło z pleców i spostrzegł, że spełniło się jego drugie życzenie. Zrobiło mu się gorąco, zaczął biec by w domu usiąść w swej izbie i spożytkować ostatnie życzenie na coś wielkiego. Gdy jednak doszedł i otworzył drzwi do izby, po środku siedziała jego żona na siodle i nie mogła zejść, lamentowała i krzyczała wniebogłosy. Rzekł tedy: "Uspokój się, dam ci wszelkie bogactwa tego świata, jeno tu siedź." Złajała go jednak niemiłosiernie i rzekła: "Na co mi wszelkie bogactwa tego świata, kiedy w siodle siedzę. Chciałeś bym na nim była, życz sobie teraz bym zeszła." Chciał czy nie musiał wyrazić życzenie, by baba zeszła z siodła, a życzenie wnet się spełniło. Nie miał więc z tego nic, jeno kłopot, trud i wyzwiska, a i straconego konia. Biedacy żyli zaś zadowoleni, cisi i pobożni aż po ich kres.

W dokumencie DWAJ BRACIA (Stron 91-94)