• Nie Znaleziono Wyników

O POWSTANIU ROKU 1830

W dokumencie Pisma. T. 2 (Stron 83-195)

z powodu dzieła Barzykowskiego ’).

Ktoby napisał sumienną, dokładną w świetle politycznej prawdy pojętą historyę powstania z r. 1830, oddałby Ojczy­ źnie największą może usługę, na jak ą obywatel i miłośnik Ojczyzny zdobyć się może. Materyałów nie brak, dziś nawet względy dla osób nie istnieją; idzie tylko o to, aby przyro­ dzone a gwałtowne uczucia serca nie tłumiły zdrowego po­ glądu rozumu i nie przeczyły nauce czerpanej z doświadcze­ nia i historyi.

Niedawno, bo zaledwie rok temu, wydrukowała księ­ garnia Żupańskiego w Poznaniu historyę Powstania Listopa­ dowego, spisaną przez Stanisława Barzykowskiego, posła i członka Rządu narodowego. Czy obecne pokolenie wzięło tę książkę do ręki skwapliwie, nie wiem; dla nielicznych współ­ czesnych świadków zdawała się ciekawą i upragnioną. Pisał ją człowiek zacny, do spraw krajowych jako zaufany w oby­ watelstwie wiele używany, a ja k z tytułu widać, bliski wy­ padków ówczesnych i tajnych onych sprężyn świadek. Nie rad biorę się do sprawozdania; nawet niełatwo przeczytać trzy grube, bito zadrukowane tomy: ale choć młody podów­ czas, patrzałem na wypadki trzeźwo i spokojnie, niektórych

78 P A W E Ł P O P I E L .

spraw byłem bliskim, powiedzieć moje o tej książce zdanie uważam za obowiązek obywatelski. Nie bardzo jednak wiem w tej chwili, ja k potrafię streścić mój sąd czy rozbiór i uni­ knąć zbytniej polemiki z autorem, który w życiu publicznem bronił zasad tak zwanych konserwatywnych; odwołuje się do nich, mówiąc o ludziach i wypadkach, a co chwila bierze za podstawę do swoich sądów najsprzeczniejsze i najróżnoro­ dniejsze zasady.

Spotykamy taki dualizm u ludzi, którzy nie wyrobiwszy sobie na drodze nauki albo historycznej obserwacyi zasad politycznych, posiłkują się utartemi formułami, albo ulegają uczuciu. Barzykowski wychował się wpośród walki, która to­ czyła się w Polsce, ja k wszędzie na gruncie teoryi liberalno- konstytucyjnej; później we Francyi patrzał na chwilowe jej panowanie za Ludwika Filipa, niemal bezwiednie formu- łom tym został wiernym, można powiedzieć, że nic nie za­ pomniał, niczego się nie nauczył, choć z dziwną niekonse- kwencyą zacne jego, moralne usposobienie naprowadza na uznanie i wypowiedzenie prawd pierwszorzędnych, które je ­ dnak zrównoważyć nie mogą nagromadzonych błędów.

Surowy ten sąd odnosi się głównie do wstrętnej histo­ rycznej części, która poprzedza, powtarzaniem faktów znanych, sam wybuch powstania. Kreśląc obraz polityczny Europy, wdał się nie w swoją rzecz, powtarza znane ogólniki, nie podnosząc się zgoła do tych wyższych sfer umysłowych, w których rodzą się i rozwiązują najtrudniejsze zagadki, lu­ dzkości, i do tych zasad, które ostatecznie czy ludzie chcą albo nie, światem rządzą.

W polemikę ogólno-polityczną z autorem wdawać się nie myślę, zawieleby to zajęło czasu i miejsca, wreszcie od­ powiedziały mu i odpowiadają wypadki, ale muszę sprosto­ wać rozpowszechnione, a przez niego lepiej jeszcze ugrunto­ wane błędy.

Powstanie Listopadowe, opromienione koroną chwały i zasługi, było, że wyrażę się łagodnie, ciężkiem względem Ojczyzny przestępstwem.

R O Z B IO R Y K S IĄ Ż E K . 79 Filozofowie, publicyści i teologowie rozbierali i rozbie­ rać będą pytanie, czy i kiedy ze stanowiska moralnego naród podbity albo uciemiężony ma prawo powstania i czynnego oporu. Mojem zdaniem, najsubtelniejsze badania nie doprowa­ dzą do żadnego praktycznego rezultatu, bo wchodzi tu w grę tyle wypadków, odcieni, okoliczności, że najsumienniejszy człowiek na razie wedle nich kierować się w danej nie potrafi chwili. Powoływany tu na świadectwo św. Tomasz, niewiele pomoże, bo on stawia tylko zasadę, a tu głównie idzie o za­ stosowanie. Zastosowanie to odnosi się do dwóch momentów: 1) Czy nie nastało biegiem lat, wspólnemi interesami, złago dzeniem antagonizmów takie zlanie, albo nawet zaabsorbowa­ nie narodowości, że wyszukiwanie w przeszłości praw urojo­ nych, byłoby tylko rozdarciem tego, co czas zrobił jednością. 2) Czy, i to najważniejsze, tak obrachowano środki, tak obrana chwila, aby rozsądnie, politycznie spodziewać się mo­ żna zwycięstwa. — W sprawach tego świata nawet zupełnie uprawnionych, skutek rozstrzyga o zasługach tych, co je roz­ poczęli. Dla pośpiechu pomijam zarzuty, które łatwo można tu robić, jakoby to było bałwochwalstwo powodzenia; bo Opatrzność dała po to ludziom rozsądek, który dla narodów zwie się zdrową polityką, aby nim się kierując, gotowały sobie przyszłość. Filozofia nie potępi tego poglądu, tern mniej teologia, która pomiędzy cnotami głównemi zamieściła roz­ tropność. Z tej wychodząc teoryi, a jest jedynie prawdziwą, poświęcać lekkomyślnie obecne położenie względnie szezęśliwe, a przez to rozumiem możność wyrobienia żywiołów przy­ szłości, bez prawdopodobieństwa powodzenia, jest, nie chcę powiedzieć moralną, ale polityczną zbrodnią względem kraju.

O przyczynach upadku Polski i możności onej rozbioru tyle pisano i dobrze, w dawniejszych i ostatnich czasach, że powtarzać tego nie potrzeba, ale należy uważać i uznać, że były złożonej natury, że jedne leżały w charakterze, drugie w geograficznem położeniu i historycznym rozwoju narodu. Ze nie byliśmy bez winy, że za tę winę odpowiada głównie kierująca i wszystko absorbująca klasa narodu, to wiemy

8 0 P A W E Ł P O P I E L .

i przyznajemy; ale może nie zdajemy sobie dosyć sprawy z konieczności odbycia szkoły nietylko cierpienia, ale i po­ litycznej organizacji, któraby zrobiła z nas c i a ł o ż j rw o t n e . Sejm czteroletni z najwspanialszemi aspiracyami próbował tego napróżno; nie było materyału, a ten co był, zużyty, spróchniały, nie dał się galwanizować frazeologią Roussa i Ma- blego. Ktobjr dobrze dzieje porozbiorowe uważał, znalazłbj- w nich coś opatrznego.

Po sromotnym, imieniem i usiłowaniem Kościuszki opro­ mienionym upadku, bierze Rosya Podole i Litwę, zachowu­ jąc im całą prawodawczą organizacyę. Prusy cywilizują i organizują zachód; jedna Austrya, sama zdezorganizowana przez Józefa II, roztacza społecznie Galicyę. Duch rycerski, który bądź co bądź podupadł, budzi się świetnie w Napoleoń­ skiej, jałowej zkądinąd epoce i z wawrzynem dobija stanowiska w Królestwie Kongresowem. Czy Aleksander wiedziony szla- chetnem natchnieniem, czy z przymusu politycznego utworzył Królestwo Polskie, o to rozprawiać się tu nie będę, choć nie jest konięcznem przeczyć podniosłemu uczuciu, które mimo memoryałów genialnego Pozzo di Borgo, patiyotycznego Karamzina i śmiałych przycinków pani Uwarow (o tem wszystkiem autor nic nie wie), Królestwo Kongresowe powo­ łało do życia. Królestwo to, kiedy równocześnie w zabranych krajach panował Statut litewski, a kszałciło Wilno, Krze­ mieniec, Bazylianie; kiedy Poznańskie kwitnęło pod łago- dnem, napół polskiem namiestnikowstwem Radziwiłła, kiedy w Galicy i gubernator książę Lobkowitz goił rany, przez po­ przednią zadane biurokracyę, miało wszystkie warunki, aby utrzymać narodowe, a wyrobić organiczne żywioły. — Wol­ ność sumienia, o ile jej nie krępowały wolnomularskie za­ chody; wychowanie w języku, w duchu i kierunku narodo­ wym; wojsko wyćwiczone i nauczone, ja k żadne w Europie, administraeyę, w której ani jeden Rosjranin nie zasiadł, są­ downictwo z kodeksem Napoleońskim, sejm i wolna dysku- sjra. Prawda, orzeł biały na łonie dwugłownego — prawda, brat cesarza wojskiem dowodził — prawda. Nowosilcow

po-R O Z B IO po-R Y K S IĄ Ż E K . 81 dejrzliwem okiem śledził prądy opinii kraju; młodzież czuła się przygnębioną, a wiem to z osobistego doświadczenia; wolność druku, której nadużywano, ograniczoną; wolność po­ selska na legalnej niby drodze pogwałconą.

Należało ważyć na szali wielkie korzyści i z natury położenia wypływające niedogodności; kraj to rozumiał, cier­ pliwie znosił, a mogę poświadczyć, bo choć bardzo młody, ale obyły w sferach wyższych, doskonale pamiętam usposo­ bienie ogółu.

Barzykowski ustawnie przyznaje się do stronnictwa i za­ sad konserwatywnych, powstaje na Lelewela, Mochnackiego, klubistów itp., ale dla braku zasad wyrobionych odzywa się w nim ustawnie wspomniany już dualizm, który bałamuci sąd jego własny i czytelnika.

Pomijając płytki sąd autora o wpływie na wychowanie publiczne i stanowisko duchowieństwa, ministra oświecenia Stanisława Potockiego, pomijając zupełną nieznajomość sto­ sunków ówczesnych, kiedy do czasu jego rządów odnosi od­ rodzenia życia duchowego, które on pietyzmem nazywa, to trudno zrozumieć tego k o n s e r w a t y s t ę , który podnosi do zasługi działanie kaliskiego stronnictwa w sejmie, a spisku w wojsku i społeczeństwie. Chcąc te czasy i ludzi sądzić, trzeba widzieć jasno, czy miały być etapami, szkołą, czy spełnieniem natychmiastowem ostatecznych życzeń i celów narodu. Szkoła liberalno-konstytucyjna panowała we Francyi, na jej modłę ukształtowano konstytucyę 1815 r., ztąd wnio­ sek, że reprezentacya Królestwa powinna domagać się wszyst­ kich następności, jakie wysnuwała z teoryi reprezentacyjnej Francya. W zarodzie rządów parlamentarnych, tak ja k były poj­ mowane na kontynencie, leżał zaród rozstroju, który wszędzie doprowadzał do zaburzeń. Wiedzieli to dobrze liberaliści francuscy, którzy od razu pozbyć się chcieli Burbonów i kró- lewskości, a z logiczną konsekweneyą prowadzili swe za­ miary aż do dni lipcowych. Nie inaczej szło u nas, chociaż najwytrawniejsi i wypróbowani patryoci, ja k Staszyc, Mo­ stowski, Matusiewicz, Koźmian, Badeni; nieskazitelni

8 2 P A W E Ł P O P I E L .

stratorowie, ja k Rembieliński, Piwnicki, Radoszew.ski. Deboli, napominali i wstrzymywali zapędy. Nie pomogło to ani Nie- mojewskim, ani Kicińskiemu, który w K r o n i c e i O r l e b i a- ł y m tłómaczył czy udawał dziennikarstwo francuskie. Sprawa była z monarchą łagodnym i idealistą, który własne chciał ratować dzieło. — Aby mieć wyobrażenie, jak i wiał wiatr jeszcze w roku 20-tym, przypominam, że Aleksander jadąc na sejm, wstąpił na obiad do Kicińskiego, aby tym dowodem zaufania, zmodyfikować jego opozycyę. — Kierunek, który Izby i publicystyka głosiły jawnie, towarzystwa tajne w prądach podziemnych krzewiły. — I tutaj Barzykowski rozczula się i unosi. — Prawdę mówiąc, jest nad czem się rozczulić, bo kiedy z poświęceniem, w najszlachetniejszym celu rzuca się człowiek w przepaść, to choć drugich za sobą ciągnie, współ­ czuciu oprzeć się nie można. Wolnemularstwo bardzo roz- krzewione, podniosło urok tajemnicy i wielkich spraw, któ­ rych każdy dotykać się mniemał; miłość Ojczyzny po Sejmie czteroletnim, Kościuszkowskiem powstaniu, legionach i woj­ nach Napoleońskich potęgowała się w miarę oddalenia aż do ideału. Wolnemularstwo dawało formę gotową, a samo do ogromnych, a skutecznie dążąc celów, mogło dać otuchę miejscowym usiłowaniom. W takiem położeniu, wśród takich wpływów, zawsze znajdą się ludzie, którzy obdarzeni wię­ kszą energią charakteru, wezmą inicjatywę i pociągną równie exaltowanych a słabszej woli. Jeżeli cel wskazany odpowiada szlachetnym uczuciom, a nawet obowiązkom człowieka, jeżeli do tego niebezpieczeństwo idealizuje działanie, to w zapal­ nym ja k nasz charakterze, kiedy każdy rodzi się i umiera ze stanowczą wolą spełnienia choćby najtrudniejszej dla Oj­ czyzny ofiary, łatwo wciągnąć nietylko młodych i niedoświad­ czonych; wówczas, kiedy znamy psychologiczne zjawiska, że człowiek sam siebie, krążąc w jednem kole do odurzenia doprowadzić potrafi, wskazując sobie i drugim fata morgana pełne uroku i nadziei. Pamiętam na Saskim placu tę izbę, w której odbywał się sąd wojenny nad Łukasińskim — (jeżeli się nie mylę, z czarnym silnym zarostem, a Dobrogojski

R O Z B IO R Y K S IĄ Ż E K . 83 łysy) — pamiętam wyraz energii i rezygnacyi bohaterskiej tego człowieka; uchylam głowę przed poświęceniem, a od­ czuwam męczarnie, ale niewątpliwie wpłynął ten spisek na usposobienie cesarza Aleksandra, podniósł podejrzliwość W. Księcia, zwiększył wpływ Nowosilcowa i utorował mu drogę do Wilna.

W pamiętniku, który człowiek letni zostawił nie dla szerszej publiczności, ale dla dzieci, czytam pod r. 1825 na­ stępujący ustęp:

„Nie skończy się nigdy polemika o wartość tych czasów i ludzi, którzy w nich działali. Jedni uznając tylko nieprze­ dawnione prawa narodu do niepodległości, nie przestaną uzna­ wać zasługi tych, co stawali niby bezwzględnie po stronie narodowej, bezustanku potrzebnie albo niepotrzebnie, czyniąc rządowi ówczesnemu opozycyę. Drudzy, oceniając niezmierne polityczne środki, które naród znajdował w ówczesnych sto­ sunkach do przygotowania i wyrobienia warunków przyszło­ ści, potępiać będą próżność i lekkomyślność, które nie umiały zrozumieć, czern była i czem być była powinna epoka Kró­ lestwa konstytucyjnego. Było dowodem niesłychanej niewy- trawności politycznej chcieć stosować cały niewypróbowa- nych jeszcze form konstytucyjnych mechanizm, do parla­ mentarnego życia w naszym kraju. Francya wolna i po­ tężna, próbowała a nie mogła trafić na właściwy użycia go sposób; nie mogła zaś głównie dlatego, że było stronnictwo zdolne, silne, liczne, dla którego parlamentaryzm był tylko środkiem rozstroju obecnego porządku. Czy tosamo nie po­ wtarzało się pod innemi formami w Warszawie? Czy próżna chęć naśladowania Francuzów nie działała na wielu w kraju? Czy chwała deputowanych, Manuel, Benjamin Constant, Foy, nie oddziaływała na Biernackich, Niemojowskich itp.? Kiedy liberaliści francuscy chcieli doprowadzić i doprowadzili do starcia z Burbonami, to pytanie, czy Kaliszanie mieli tensam zamiar. Może i nie: ale ludzie próżni zamiast wyprowadzić z konstytucyi praktyczne korzyści, negacyjne tylko umieli zająć stanowisko, wystarczające dla ich miłości własnej, bo

84 P A W E Ł P O P I E L .

poklaskiem nagradzane, szkodliwe dla kraju. Ludzie ci ani jednej praktycznej, użytecznej nie podnieśli myśli, a wyko­ nanie niektórych nawet koniecznych, uniemożliwili. Wystar­ czało im głośne między swymi odzywanie, a w nagrodzie opinia, że są dobrze myślący. Być może, że sami nie spisko­ wali, ale gotowali w usposobieniach młodzieży, w wojsku grunt do spisku. Tern bardziej godni kaźni, że kiedy przy­ szedł 1830 r., nie okazali zdolności, ani tej silnej decyzyi, która szale losu przeważa, a na której zwykle retorom zbywa. Znaleźli odrazu poparcie w dzienikarstwie, które zaczęło po­ wstawać, a miało główny organ w K r o n i c e i O r l e b i a ­ ł y m, które wydawał Bruno Kiciński“.

„Dzienniki te naśladowały formą, rodzajem polemiki słynną wówczas w Paryżu Minerwę, a niepowściągliwością wywołały cenzurę. Naprzeciwko tych ludzi stało stronictwo rządowe złożone z urzędników, którzy niegdyś zajmowali stanowiska polity­ czne jako najbardziej wypróbowani patryoci: Matuszewicz, Mostowski, Staszyc, Badeni, Kożmian, Potocki itd., nie two­ rzyło to stronnictwa, jakbyśm y dziś powiedzieli konserwaty­ wnego, zasady te nie były się jeszcze wyrobiły; poprostn kierując się prostym rozsądkiem, uważali, co możebne, a co nie, niewątliwie zaś górowali wytrawnością i politycznym poglądem nad Kaliszanami, choć przypatrzywszy się im zbli- ska, nie śmiem powiedzieć, żeby mieli to wyrobione poczucie, które później w nas młodszych powstawało; że polityczne położenie Królestwa utworzonego Kongresem wiedeńskim, było dlatego tak cennem, że dawało sposobność wyrobienia warunków przyszłości. Zasady zwolna powstają i zwolna zdobywają sferę.“

„W kraju do szpiku przez anarchię zniszczonym, przez rozbiory i następne obce rządy zatomizowanym, zkąd mógł powstać zaród zdrowej prawa publicznego nauki? Rewolu­ cyjne zasady zaatakowali pierwsi w korzeniu De Maistre i Bonald. Wiednie czy bezwiednie, przyznając albo przecząc, winna im ludzkość europejska, a później Hallerowi, Bnrkemu, G-enzowi, systematyczne przeciwstawienie nauki zdrowej,

kon-R O Z B IO kon-R Y K S IĄ Ż E K . 85 traktu społecznego nienaturalnym błędom. Wówczas w cieniu nieliczne powstawały kółka, wyznające naukę, która spo­ łeczność osadzała na właściwym fundamencie, tak, aby drzewo, zapuściwszy korzenie w grunt zdrowy, organicznie gałęzie ku niebu wznosiło. Te przekonania coraz więcej przej­ mowały ludzi i ci właśnie nie tracąc wiary w byt Ojczyzny niepodległej, chcieli pracować na gruncie przez konstytucyę danym, aby jej zapewnić to zdrowie, te siły moralne, bez których życie tak pojedynka, ja k narodu niepodobne. Ci lu­ dzie byli przeciwni spiskom. Takiej szkoły nie było wówczas i niema jej dzisiaj, któraby zrzekła się przyszłości dla Pol­ ski, ale była taka, która nie chciała zużywać sił w walce samobójczej, i która nie wierzy, aby naród mógł żyć, póki do tego warunków sobie nie wyrobił. Rozumieli nadto ci ludzie, że społeczność żadna kwitnąć nie może bez zasad moralnych, sformułowanych prawdziwie tylko w katolickim Kościele; że przeto osłabioną w wyższych i średnich war­ stwach wiarę, należało umocnić, niemal przywrócić, a utrzy­ mać w ludzie.“

Krótki ten sąd śmiałem przeciwstawić rozległym Barzy- kowskiego wywodom, — a posłuży on także umysłowi zdro­ wemu, aby ocenie spisek r. 1825 i jego następności.

Bobrzyński, który ani widział ani czytał tyle, co Ba- rzykowski, tym dziwnym zmysłem, który go zawodzi tylko, kiedy mu zdrowy pogląd tamuje zakorzenione uprzedzenie, sądzi epokę i jej czynniki daleko zdrowiej, ja k Barzykow- ski, rozumie dobrze wartość spisków; kiedy jednak przy­ chodzi do Sądu sejmowego, równie trudno mu ferować wyrok, jak senatorom r. 1828. Zręcznym bardzo zwrotem robi ów­ czesny rząd, Radę administracyjną, odpowiedzialną za do­ puszczenie nielegalnych spisków i nielegalnego śledztwa, ale zapomina, że ona była bezwładną. Kiedy zaś mimochodem zbył ocenienie postępowania Sejmu sądowego, a Barzykow- ski pod niebiosa go wynosi, muszę moje powiedzieć zdanie.

Kie potrzebuję odwoływać się do sławnego rekwizyto- ryum Wyczechowskiego, aby powiedzieć, że oskarżeni byli

86 P A W E L P O P I E L .

wobec prawa winni. — Polska przyjęła Królestwo kongreso­ we i konstytucyę; nie rozprawiając wówczas o prawach nie- przedawnionych, przyjęła ją jako dobrodziejstwo, korzystała ze samorządu języka, nauki, swobody i względnej niezależności.

Jak w każdym kontrakcie było choć tajne: do ut facias. Co miała dać za to Polska? wierność Monarsze. — Ale mówi Barzykowski k. 82: Mikołaj od koronacyi gwałcił konstytu­ cyę. Tak nie jest. Mikołaj właśnie od chwili koronacyi konstytucyi nie gwałcił; odroczył ją aż do ukończenia Sądu sejmowego, aby dalszem prowadzeniem procedury niekonsty­ tucyjnej, przysiędze swej kłamu nie zadawał. — Spisek po­ przedził o wiele koronacyę. — Cóż mieli robić senatorowie? Słuszne badania komitetu śledczego odrzucili, a jednak po­ wtórne badanie dostarczyło dosyć m ateryału: Es ist die

Frucht der bösen T h a t, dass Sie fortzeugend Böses muss gebähren. Takie straszne niesprawiedliwości, ja k rozbiór Pol­

ski, to, co go poprzedziło i następowało po nim, „rozwiązują sumienia.“ Trudno dopatrzyć się właściwej drogi tam, gdzie obowiązek prawny walczy z uczuciem sprawiedliwości. W ta­ kich ciężkich położeniach rozstrzygać powinien i wzgląd i rozum polityczny; tu rozstrzygnęło uczucie i parcie opinii. Ztąd dwa następstwa w yroku: zachwiał zaufanie cesarza w skuteczność instytucyi Królestwa; uświęcił prawo i zasługę samozwańczych i tajemnych robót; dlatego nietylko nie ustały, ale pod rozmaitą krzewiły się formą. Neguje wprawdzie Ba­ rzykowski spisek koronacyjny, bo oczywiście nie znał jego szczegółów. Spisek ten studencki, którego główny aktor dotąd żyje, policya wyśledziła; Lubecki zręcznym obrotem, kiedy mu wyznano sprawę, dochodzenie w zarodzie przytłumił. Do najwyższego stopnia rozgorączkowana podczas trwania Sądu opinia, uspokajała się zwolna; koronacya zajmowała i łagodziła umysły, a wkrótce Sejm pierwszy za Mikołaja miał rozpocząć obrady. Zycie umysłowe, ekonomiczne i polityczne Królestwa, świetnie się objawiło. — Dobrobyt podnosił się, dzięki zaprowadzeniu Towarzystwa kredytowego, Banku, roz­ wojowi przemysłu, bo trudno było szukać zdzierstwa, o

ja-R O Z B IO ja-R Y K S IĄ Ż E K . "87

kiem na k. 113 Barzykowski wspomina. Minister niepospo­ lity, otoczony gronem zdolnej młodzieży, który działał nietylko na sprawy, ale co bardzo ważne i na wyobraźnię, wywołał ruch dający poczucie państwowego bytu. — Henryk Łubień­ ski, Ludwik Jelski, Łęski, Michałowski, Tys, Leon Sapieha, pracowali z zapałem w biórach i fabrykach; Wolicki jeździł do Anglii, Małachowski do Indyj, aby drogi handlowe rozpo­ znać; i nie wiem, czy stolica Polski kiedy takiem cieszyła się życiem, które barwiła i podnosiła do ideału literatura, nauka i poezya. Po S o n e t a c h , W a l l e n r o d i O d a do m ł o d o ś c i , drukowane w Petersburgu; po L i ś c i e do K r y ­ t y k ó w W a r s z a w s k i c h dogorywała walka z klassykami; takie było usposobienie kraju i stolicy; którą po raz ostatni uświetniło niezrównane urokiem społeczeństwo zgromadzone na Sejm 1830 r.

Małżeństwo jest tak dalece główną społeczeństwa pod­ stawą, że bywa atakowane i bronione z równą namiętnością. Dlatego dyskusya kodeksowa w r. 1801 i 1819 we Francyi. obecna w ciele prawodawczem tego upadającego narodu, są tak gwałtowne. Tradycya rozwodów była u nas zdawna stra­ szną ; kodeksowe prawo w Rzeczypospolitej Krakowskiej ułatwiało nadużycia, Józefińskie w Królestwie bałamuciło może bardziej jeszcze sumienia.

Poważne obywatelstwo, stan mieszczański, niezepsuty lud prosty, że pominę duchowieństwo, czuli potrzebę uregu­ lowania tego prawa; i kiedy Barzykowski na k. 173 mówi: że kraj był zadowolniony tem prawodawstwem i zmiany nie żądał, to przemawia imieniem sfer, w których żył, adwoka­ tów, pseudoliberałów, ex-masonów itp.

Jestto dziś zwyczajem wobec regimentu, jak i od lat 20

W dokumencie Pisma. T. 2 (Stron 83-195)

Powiązane dokumenty