XXIII. ŚWIATŁO W MROKU
XXVI. OBLĘŻENIE
Wraz z czworgiem najwyższych kapłanek Elea stała na obszernym, kryształowym balkonie. Znajdował się on poza zasięgiem katapult na jednej z najwyższych wież Świątyni Światła. Przybyłe z wojskiem Malgun machiny oblężnicze, kolejny cykl snu prowadziły zmasowany ostrzał kryształo-wych zabudowań.
– Najnowszy raport – syknęła Elea z głową tradycyjnie skrytą w obszernym kapturze.
Jedna z najwyższych kapłanek zabrała głos:
– Po przybyciu posiłków siły Malgun wzrosły do ponad dwudziestu tysięcy żołnierzy. Posiadają na stanie siedemna-ście katapult, które zdążyły wyrządzić znaczne szkody.
– Pożary?
– Wszystkie błyskawicznie ugaszono.
– Ostatni szturm?
– Odparty bez trudu tak jak poprzednie.
– Myślą, że jedyna droga do świątyni prowadzi przez most? – uśmiechnęła się drwiąco Elea. – Naiwni głupcy…
– Niestety wróg podjął już także inne środki… – ode-zwała się ostrożnie, wypowiadająca się uprzednio najwyższa kapłanka.
– Mów.
– Żołnierze z Malgun budują tratwy. – Kobieta wskazał na ogołocony z drzew fragment lasu.
– Dobrze… Kiedy wsiądą na te swoje tratwy, kontrataku-jemy. Wszystkie jednostki na pozycjach?
– Tak.
– Więc czas na przedsmak zapowiadającego się wido-wiska… Przyprowadźcie najwyższą kapłankę, którą zdema-skowałyśmy jako perfidną zdrajczynię…
Niebawem na parkiet kryształowego balkonu wprowa-dzono skrępowaną kobietę ubraną w tradycyjny strój z Kró-lestwa Malgun – luźne wielobarwne szaty.
Elea odezwała się drwiąco do więźniarki, wskazując na odległy, okazały namiot we wrogim obozie.
– Jak widzisz twoja kuzynka, Umbria, zdecydowała się złożyć nam zbrojną wizytę. Ty zaś, jeżeli rzeczywiście twier-dzisz, że jest to okrutny akt napaści, proszę, daj temu wyraz.
Przemów tej szalonej władczyni do resztek jej rozumu.
– Ale jak…? – zapytała przerażona kobieta, a w oczach stanęły jej wielkie zły.
– Po prostu wrzeszcz. Przekonaj swoich pobratymców wykrzyczanymi słowami, aby odstąpili od oblężenia.
Skrępowana kobieta podeszła do barierki i drżącym głosem krzyknęła:
– Zaklinam cię, Umbrio! Błagam! Odjedź! Czeka cię tutaj tylko śmierć! Błagam!
– Głośniej…
– Błagam! – wydarł się kobieta i się rozpłakała.
– Ostatnia szansa…
Związana najwyższa kapłanka zaczęła się trząść i łkać coraz bardziej. Nie mogła wydusić z siebie z żadnego słowa.
Te, jakby więzły jej w gardle.
– Dość tego cyrku – syknęła najwyższa z dziewięciu i wy-konała prosty gest do przybyłych z więźniarką strażniczek. Te pochwyciły skrępowaną kapłankę i bez ceregieli przerzuciły ją za balustradę.
Elea popatrzyła za spadająca kobietą aż ta uderzyła w most, wprost w kotłowisko leżących tam żołnierskich trupów.
Chwilę potem w obozie Malgun rozległo się donośne bicie w bębny. Przed mostem ustawiła się kolejna grupa sztur-mowa zaopatrzona w taran. Z kolei po bokach wodowano tratwy, na które wchodzili schowani za tarczami wojownicy.
– Nareszcie… – warknęła Elea.
Gdy taran po raz pierwszy uderzył w bramę, a tratwy zna-lazły się na jeziorze, najwyższa z dziewięciu oznajmiła zło-wrogo:
– Niech serce Kryształowej Świątyni zajaśnieje morder-czym światłem sprawiedliwości.
Na tę komendę jedna za strażniczek zniknęła za drzwiami balkonu.
Elea spokojnie obserwowała szturm przeprowadzany w gradzie spadających strzał i włóczni. Aż w pewnym mo-mencie w całym gmachu świątynne kryształy rozjarzyły się nieśmiałym światłem.
W tej chwili skończył się ostrzał wroga, po czym wszystkie zakonniczki przesłoniły oczy dłońmi. I nagle cała Świątynia Światła zalśniła tak oślepiającym blaskiem niczym sam rdzeń świetlistego słońca. Elea, która także przesłoniła oczy wie-działa, że każdy, kto tego nie uczynił, właśnie stracił wzrok.
Wkrótce oszałamiająca jasność, której źródłem był naj-niższy poziom Świątyni Światła, ustąpiła. Obrończynie
po-nownie spojrzały na pole bitwy i ukazał im się widok kom-pletnie zdezorientowanego wroga.
Nie było to jednak kres niespodzianek jakie Elea zgotowała najeźdźcom. Intensywny rozbłysk stanowił bowiem także sy-gnał do ataku. Zarówno dla kilkunastu tysięcy zbrojnych za-konniczek, które przez dżunglę udały się na tyły wroga, jak i przede wszystkim dla kilkuset varekai. Te ostatnie rzuciły się raptownie na oślepione zastępy żołnierzy Malgun i doko-nywały wśród nich niewyobrażalnej masakry.
Elea obserwowała w uniesieniu, jak cała wroga machina wojenna ulegała całkowitej destrukcji. Wojska Malgun do-słownie pożerał chaos w ich szeregach i atakujący je nie-widzialny wróg. Kiedy z tropikalnych lasów wyłoniły się w końcu zakonne włócznie, dzierżącym je kobietom nie po-zostało nic innego, jak dobijać konających przeciwników.
Niedługi czas potem Elea kroczyła dostojnie po polu bitwy. Zaściełało je blisko dwadzieścia tysięcy żołnierskich trupów w tym poległa królowa Umbria.
Wokół miejsca potyczki ustawiły się w równych szeregach za-konne oddziały, które nie poniosły praktycznie strat. Tu i ówdzie zbiły się w grupki varekai widoczne jedynie z tego powodu, że niemal całe pokryte były czerwoną krwią swoich ofiar.
Naraz do Elei podbiegła zakonniczka i wręczyła jej list.
Najwyższa z dziewięciu z satysfakcją przeczytała o bezape-lacyjnym triumfie Zakonu w bitwie pod cesarską stolicą. Na-stępnie wsunęła list w usta królowej Umbrii, której odciętą głowę niesiono demonstracyjnie na kryształowej tacy. Elea uśmiechnęła się znacząco i w geście zwycięstwa uniosła ręce do góry. Triumfowała i to na każdym froncie.