• Nie Znaleziono Wyników

Wy pr aw a n a We z u w iu s z. NEAPOL. - M ONTECASSINO.

wycieczce, któ rą o p isa ć zam ierzam , nie w szyscy koledzy m ieli szczęście b ra ć udział, sądzę tedy, iż nie zaw adzi um ieścić jej krótki c h o ć b y opis, za ró w n o dla tych, którzy się tam kiedyś w y b ra ć zam ierzają, jak i dla byłych kolegiastów , którzy w ciągu sw y ch stu d y ó w m ieli sp o so b n o ść zw iedzić te sław ne m iejsca.

P ierw szy m b o w iem m oże dostarczyć w skazów ek, jak się n a­

leży urządzić, b y przy sprzyjających okolicznościach o d b y ć ją z ja k najw iększym dla um ysłu i serca pożytkiem , d ru g im zaś p rz y p o m n i d o z n a n e w ów czas p rz y g o d y i w rażenia, a tak ro ­ zerw ie w śró d p rac y w w innicy P ańskiej.

U roczystość św. Januarego, p rzy p a d ają ca 19 w rześnia, a w ięc w po rze ro k u d o w ycieczek p o W łoszech, — m ożna p o ­ w iedzieć — n ajdogodniejszej — n astręcza d o b rą sp o so b n o ść k ażdem u, k tó iy zm uszony jest p rzep ęd zać w akacye w A lbano.

K tóżby b o w iem nie zechciał n a w łasne oczy zobaczyć cudu, o któ ry m się tyle daw niej słyszało? W iad o m o , iż w d n iu tym corocznie w kościele k ated raln y m św. Ja n u a re g o w N eapolu, w p rzytom ności kilku tysięcy p o b o żn y c h i ciekaw ych, skrze­

p ła krew te g o św. M ęczennika, b isk u p a B enew entu ż czasów, D yoklecyana, p rze ch o w y w an a w b o g a to . o p raw n ej am pułce,

162

-zbliżona d o g ło w y św ięfego, p o p ew n y m dłuższym lu b k ró t­

szym czasie, ku p ow szechnem u zdziw ieniu zaczyna się bu rzy ć i przechodzi w stan płynny. C u d trw a przez całą oktaw ę.

K ażdego d n ia p rzed p o łu d n ie m d o g. 11, k apłan p o d a je ją w iernym d o p o ca ło w an ia i w ted y każdy w idzi, iż je st płynną.

P o ośm iu d n iach krzepnie zn o w u i tak pozostaje aż d o p ie r­

wszej so b o ty m aja, w którym to d n iu p o w tarza się cu d w kościele św. Klary, d o k ą d p ro ce sy o n aln ie przenoszą św. R e­

likwie. N ie m niejszej w ag i jest ta okoliczność, że dyrekcya kolei w Rzymie, zap ew n e n a p ro śb ę p. B artolo L ongo, o którym niżej obszerniejsza będzie w zm ianka, zniża znacznie cenę b iletu d o V alle di P o m p ei i pozw ala zatrzym ać się z p o w ro tem w d w óch, d o w o ln ie o b ran y c h m iejscach. W skutek te g o przeszkoda m ateryalna, o któ rą najczęściej rozbijają się najpiękniejsze n aw e t plany, w ielce m aleje.

Z aopatrzyw szy się w p ielg rzy m ie b ilety d o V alle di P o m ­ pei w „A genzia in ternazionale v ia g g i" (C orso U m b e rto I.

N. 218), o g o d zin ie 11. w n o cy u d aliśm y się n a dw orzec kolejow y, by, korzystając z praw a, „q u i p rio r te m p o re, p o tio r iure", zająć lepsze m iejsce w pociąg u , k tó ry m iał opu ścić Rzym o g. 11,55, ale, jak zwykle, o p ó źn ił się znacznie, g łó ­ w nie d la b ard z o w ielkiej liczby pielgrzym ów . W zięliśm y b ilety trzeciej klasy, a le radzę d o p ła cić siedm lirów i jechać dru g ą, g d y ż w ted y w o ln o w racać pospiesznym , przez co zyskuje się n a czasie. U sadow iw szy się przy lew em okn ie — z k tó reg o w e d łu g B aedeckera m iały b y ć piękniejsze w idoki, o d m ó w i­

liśm y „itinerarium " by u p ro sić so b ie p o m o c św. A n io łó w i zap ew n ić op iek ę M atki Boskiej R óżańcow ej, której nazajutrz m ieliśm y się p o k ło n ić w jej u k o c h a n y m p rzybytku. G d y w szyscy zajęli m iejsca, lo k o m o ty w y dały znak przeraźliw ym św istem , że w reszcie o p u śc im y Rzym, k tóry przez d łu g i czas jeszcze się ukazyw ał, a g d y n am zniknął z oczu, ciem ności n o cn e zakryły wszystko. O d czasu d o czasu tylko, — n a w z g ó ­ rzach A peninów , m ig o tały św iatła, znaki ro zrzu c o n y ch p o nich m iasteczek i zam ków .

R ozm aw ialiśm y w esoło o czekających n as now

ościach 163 ościach

-Trzej siedzący z n am i W łosi przysłuchiw ali się ciekaw ie przez dłuższy czas, w reszcie je d e n z d o b y ł się n a o d w a g ę i zapytał, jaki to język. K azaliśm y m u zgadyw ać; b ie d a k w yliczył d o sy ć znaczną liczbę, ale o naszym p e w n o n ig d y nie słyszał. W y ­ w iązała się ro zm o w a o naszej ojczyźnie i o różnicach języ­

kow ych, a następ stw em jej b y ło to, iż n am o d tą d w ielką o k a ­ zyw ali grzeczność. D zień, k tó re g o pierw sze brzaski rozprószyły ciem n o ść n ie b a rd z o p o g o d n ie się zapow iadał. N a u w a g ę je d n e g o z naszych, w szyscy zw ró ciliśm y oczy ku o k n u b y zo ­ baczyć w iecznie dym iący W ezuw iusz, k tó ry stał w o d d ali p o sę p n y ale spo k o jm y , n a p ró ż n o w y glądaliśm y o g n iste g o w y ­ b u c h u . S tajem y n a jed n ej z m niejszych stacyj, w tem o tw ierają się d rzw i naszeg o p rzedziału i jakiś silny m ęższczyzna, d o ­ w iedziaw szy się o d naszych, wyżej w sp o m n ia n y ch tow arzyszów pod ró ży , — żeśm y P olacy, w nadziei w ielkich zysków w siadł, a g d y p o c ią g ru szy ł w yjął z zaw iniątka m a n d o lin ę i przy jej w tó rze silnym , ch o ć o ch ry p ły m głosem , z a śp ie w ał:

„ O b ella N apoli, su o lo b e a to

„ O v e so rrid ere, v olle il creato

„ T u sei 1’im pero, d ell'alleg ria

„ S an ta Lucia, S an ta L ucia

p o cz em z talerzykiem o b sz ed ł w szystkich, b y z e b ra ć kilka so ld ó w . N a następnej stacyi w ysiadł, b y p o d o b n y m s p o s o ­ b e m w rócić.

O g. 8 stajem y w N eap o lu , g d z ie trze b a się przesiąść d o in n e g o p o ciąg u . P o łąc ze n ie d o P o m p e i m ia ło b y ć b ez­

p o śred n ie , ale w sk u tek w ielkiej liczby pielgrzym ów , nie sta r­

czyło w ozów . N aczekaliśm y się niem ało, zanim się nam u d ało znaleść m iejsce w p rzedziale d ru g iej klasy, co zaw dzięczyć m u sim y o w y m trzem tow arzyszom . Z N ea p o lu d o P o m p e i jed zie się g o d zin ę. Z e stacyi spieszym y d o bazyliki M atki B o ­ skiej R óżańcow ej, odleg łej zaled w ie o 5 m in u t d ro g i o d dw orca.

T u k u w ielkiej rad o śc i natrafiam y n a braciszka zakonu św.

D o m in ik a z C zech p o ch o d z ąc eg o , k tó ry dow iedziaw szy się żeśm y P olacy, przyjął n as b a rd z o serdecznie i zap ro w ad ził d o

164

-zakrystyi. Z p o w o d u wielkiej liczby kapłanów , przybyłych n a to św ięte m iejsce, d o stęp d o ołtarza nie b y ł łatw y. O d p ra ­ w iw szy M szę św. i poleciw szy M atce N ajśw . siebie i w szy­

stkich n am dro g ich , poszliśm y d o p o b lisk ieg o hotelu, b y p o ­ krzepiw szy dusze, posilić i znużone ciała, zwłaszcza, że ju ż b y ło p o łu d n ie, a d n ia p o p rz e d n ie g o S uchedniow a sobota.

P o o b iedzie chcieliśm y zw iedzić sław ne p o m p ejań sk ie w ykopaliska. N ie w iedząc, że d ro g a dobra, a k w ad ran s w y ­ starczy, b y się do nich dostać, u legliśm y n a m o w o m n arz u ca­

jąceg o się d orożkarza i w siedliśm y d o pow ozu. W poło w ie d ro g i dorożkarz staje i ośw iadcza, że z p o w o d u rocznicy zab o ru Rzymu, przypadającej jak w iad o m o w ów , sm utnej pam ięci dzień 20 w rześnia, p ra w d o p o d o b n ie w ejście będzie w zb ro n io ­ ne. W iedział p ew n o do b rze o tem , ale chodziło m u o za­

robek. P rzypuszczenie przeszło w rzeczyw istość, albow iem rząd w ło s k i, chcąc zm usić w szystkich d o o b c h o d u tej pam iątki, zam yka w ten dzień w szystkie pu b liczn e m uzea, trzeba w ięc tę okoliczność p rzy u k ła d an iu p la n u w ziąć w rach u b ę, b y u n ik n ą ć p o d o b n e g o zaw odu. G d y śm y czynili w ym ów ki n a ­ szem u dorożkarzow i, zjawili się inni, p ro p o n u ją c y n am w y ­ cieczkę n a W ezuw iusz. P o n iew aż n ie pozostaw ało n am nic in n e g o d o zrobienia, jak czekać do d ru g ie g o d n ia w P om pei, zgodziliśm y się, zw łaszcza że, p o d o ść d łu g ic h ta rg a ch zeszło n a 6 L. o d osoby.

W siad am y tedy d o p o w o zu i jedziem y do m iasteczka S. Anastąsia, skąd m ieliśm y n a k oniach dalszą o d b y w a ć d r o ­ gę. O b aw ialiśm y się, że nas znów chcą oszukać, g d y ż przed 15 d niam i w y b u ch zalał to r kolejow y, ale n e szczęście ludzie ci okazali się d o ść sum ienni. P o p ó łg o d zin n ej jeździe stajem y przed nie b ardzo zachęcającym d o m em za je zd n y m ,g d zie cz ek a ły o sio d łan e rum aki. W łaściciel te g o d o m u , — pow ażnej tuszy, częstow ał nas w inem ; g d y je d n a k każdy w n as dziękow ał, po d ał szklankę naszem u p rzew o d n ik o w i m r u c z ą c : „coto za dziw ni ludzie, nie chcą p ić w ina, za k tó re się n ic n ie p ła c i/' jak te słow a ro zu m ieć należało, d o w iem y się p ó ź n ie j! Z o sta ­ wiw szy b rew iarze i deszczochrony p o d o p ie k ę te g o ,,p o c z c i­

- 165

w ca" d o sia d am y b ac h m a tó w i w d ro g ę . P ocieszn y m u siał b y ć w id o k tej kaw aleryi w su ta n n ac h , tem w ięcej, że u o g o n a k ażd eg o k o n ia uczep ił się chłopak, m ający m u d o d a w a ć sił ustaw icznym krzykiem i kijem . Z początku d ro g a b y ła w y ­ g o d n a ; p o o b u jej stro n a c h obfite w g ro n a w innice, kon ie szły do b rze, ks. W ró b el, ja k o dzielny jeździec w yp rzed zał w szystkich. W p ó ł d ro g i stoi g o sp o d a , g d zie trze b a zm ęczo­

n y m szkapom p o zw o lić odp o cząć. Z a d o w ó d zaś ja k tam tejsi W łosi g o śc in n ie p rzy jm u ją cu d zo ziem có w , niech p osłuży fakt n astępujący: zaled w ieśm y zsiedli z koni, jakaś w łoszka, w y n ió ­ słszy w ina, zapraszała d o picia; g d y n ik t z nas n ie przyjął, w ręczyła szklankę, n ie p y ta jąc o nasze p o zw o lo n ie, p rze w o ­ dnik o w i, a resztę z b u te lk ą ch ło p ak o m , którzy z okrzykiem :

„alia v o stra salute" w ysuszyli ją w o k am g n ien iu . Z ap łaciw szy za w ino, k tó reg o śm y nie kosztow ali, w sia d am y zn ó w n a koń i ru sza m y n ap rz ó d . P rz ed oczym a stoi n am W ezu w iu sz w całym sw ym g ro źn y m m ajestacie. Ścieżka, co raz w ięcej strom a, w ije się w śró d p o k ła d ó w skam ieniałej lawy. K ażdy trzym ał się ja k m ó g ł n a sw ym w ierzchow cu, ch o ć nie b ez strachu, że zleci w ra z z siodłem , któ re się w ciąż zsuw ało. W n ie w ielkiej o d le g ło śc i d o strze g am y g ro m a d k ę m ęższczyzn z p o w ro z a m i- w rękach, a jeszcze w yżej d w ó ch karab in ieró w . N o w e za­

g ad k i! M im o w o li zadrżałem n a m yśl, że to m oże resztki g r a ­ sujących tu d aw n ie j b an d y tó w , b ęd ą cy c h w zm o w ie z n aszym i p rze w o d n ik am i. T ym czasem k o n ie zm ęczone zaczęły ustaw ać, ale p ę d z o n e przez nielitościw ych p o g an iac zy d o w lo k ły się d o n a z n ac zo n e g o m iejsca. O b a w y okazały się b ez p o d sta w n e, w n et b o w ie m m o g łe m się p rze k o n ać, że to n ie rozbójnicy, ale, g rzeczni i uczy n n i W łosi ofiarujący sw ą p o m o c tym , którzy o w łasn y ch siłach n ie potrafią się w sp in a ć p o z b y t stro m y m stoku, n a w ierzchołek g ó ry . D w aj Francuzi, tow arzysze w y­

cieczki starsi w iekiem , w idząc, iż n ie p o d o ła ją sam i, przyjęli ich u sługi. M ieliśm y tu sp o so b n o ść p o d ziw iać p raktyczność W ło ch ó w . Je d e n b o w iem , zadzierzgnąw szy p o w ró z n a trzym a­

n ą o b u rą c z przez F ra n cu z a laskę — ciągnął, a d ru g i z tyłu po p y ch a ł, ja k b y w óz ciężko naład o w an y . Inni znów , n a noszach

- 166 —

lu b ram io n ach w e dw ójkę, nieśli ich m ałżonki. D rapaliśm y się sam i, ale trzeb a się b yło nie m ało napocić; zanim d o ta r ­ liśm y d o w zgórza, n a k tórem stali ow i zag ad k o w i stróże p u ­ b licznego bezpieczeństw a. S p ra w a w n et się w yjaśniła. O to, g o n ią cy ostatkam i rząd w ło sk i, stw ierdziw szy n a sobie, iż kradzione nie tuczy, zastaw ia tu ’ ła p k ę n a kieszenie turystów . P rzejście k u k raterow i trze b a op łacić trzem a liram i i łap ó w k ą d la przew odnika. D ro g a o d tą d m niej spadzista, ale m a się wrażenie, że się stą p a p o sk o ru p ie p okryw ającej przepaść, g o to w ą każdej chw ili o tw orzyć sw ą paszczę i p o c h ło n ą ć śm iał­

ków . C o kilka k ro k ó w spo ty k am y otw ory, z któ ry ch w y d o ­ by w a się dym gorący. W p obliżu krateru, zatrzym aliśm y się n a kilka m inut, b y podziw iać cudnie, w blasku zachodzącego słońca, m alujący się krajobraz. W dali n a m o rzu sterczą wyspy:

Ischia i C aprea, na b rze g ach zaś ro zsian e m iasta: S orrento, P uzzuoli, C astellam are i inne. M ożna też b y ło p o k rzep ić się w in em za d w a franki, przyczem zn ó w p rze w o d n ik „alia n ostra salute" w yp ró żn ił butelkę. U pew niw szy się, iż żad n e nie grozi niebezpieczeństw o, g d y ż każdorazow y w y b u ch oznajm ia na kilka g o d zin przed tem silny łoskot, ruszam y od w ażn ie nap rzó d . Im bliżej o tw oru, tem silniej czujem y sw ąd siarki, a dreszcz p rzejm u je kości n a myśl, iż m im o w szystkiego w y b u ch m ó g łb y n iesp o d zian ie nastąpić; ciekaw ość je d n a k bierze g ó rę, — sta­

je m y tu ż przy kraterze.

N ag le ó w olbrzym , ja k b y rozg n iew an y , iż śm ieliśm y stan ąć n a je g o d u m n e j głow ie, zagrzm iał lekko i w yrzucił w iększe kłęby d uszącego dym u, ty ó re i nas ogarnęły. P rzerażo n y ta- kiem przyjęciem nie m iałem w cale o ch o ty dłużej tam pozostać i cofnąłem się natychm iast. Inni koledzy, śm ielszej natury, p o ­ zostali przez chw ilę i zabrali z so b ą kaw ałki skam ieniałej lawy.

Z aled w ie o chłonęliśm y z n a d e r silnego w rażenia, d w aj w y ­ d rw ig ro sz e ośw iadczyli nam , iż p ó jd ą zam aczać w law ie d a n e przez nas soldy. P o chw ili w rócili, ale żądali za każdy k a­

w ałek je d n e g o franka. W p ra w d z ie so ld w y g ląd a ł ja k p rzy p ie­

czony, ale m ożna b yło b ard z o w ątp ić czy to te sam e, któ reśm y dali, p ra w d o p o d o b n ie m ieli ju ż p rzy g o to w a n e o d daw na.

- 167 —

P o w ró t b y ł b ard z o ła ttfy i zabaw ny. K ażdy z n as ro b ią c o g ro m n e su sy i grzę zn ąc p o k o lan a w m iałkim , przez W e ­ zuw iusz w y rzu co n y m popiele, zsuw ał się n a dół. P o pięciu m uiejw ięcej m inutach, znaleźliśm y się przy naszych k oniach k tó re g ło d n e czekały u p o d n ó ż a góry. T ym czasem sło ń ce za­

to n ę ło w falach T y rh e ń sk ie g o m orza, spieszyliśm y tedy, b y ja k najprędzej d o sta ć się d o o w e g o d o m u zajezdnego, w k tó ­ ry m zostaw iliśm y nasze rzeczy. W szedłszy tam , znaleźliśm y w in o w szklankach, g o sp o d a rz zn ó w zapraszał d o picia, a g d y ­ śm y i tą razą podziękow ali, zażądał zap łaty , m ów iąc, żeśm y je kazali dać. D la un ik n ięcia w iękrzych n iep rzy jem n o ści p ła ­ cim y, za b ie ra m y naszą walizkę, w siad am y d o czekającego n as p o w o z u i jed ziem y d o h o te lu szw ajcarskiego, przytykającego d o p o m p e jań sk ich w ykopalisk, g d zie za 5 L. o trzy m u jem y w ieczerzę, w y g o d n e p o k o je n a n o c i śniadanie.

N a stę p n e g o d n ia z ra n a pospieszyliśm y d o bazyliki M.

B. R óżańcow ej, b y o d p ra w ić M szę św- szkoda tylko, żeśm y się n ie w yb rali w cześniej, g d y ż o g. 7 ołtarz g łó w n y już b y ł zajęty. P o śm iadaniu, o płaciw szy w stęp i taksę d w a franki na g o d z in ę ża p rze w o d n ik a u rzę d o w e g o , poszliśm y zw iedzać ow e sła w n e w ykopaliska. N ie b ę d ę o p isy w ał szczegółow o w szyst­

kiego, cośm y widzieli, g d y ż n a to ram y naszeg o ro czn ik a nie pozw alają, p o w iem tylko, iż m iasto to, k tó re Seneka, T ac y t i L iw iusz n azyw ają „p ięknem i kw itnącem , d la je g o p o ło ż en ia n a tu ra ln e g o i rozw in ięteg o h an d lu , zasypanie n ag le i zup ełn ie w 79 r. p rze d staw ia się dzisiaj, m im o ruiny, oczom w idza takiem , jak iem b y ło w chw ili katastrofy. Jest też w skutek te g o w ia ry g o d n y m św iadkiem , jak w y g ląd a ł św iat p o g ań sk i w cza­

sach, w których chrześcijaństw o m iało zd o b y w a ć n a d nim p an o w an ie. M n ó stw o szczegółów p rzen iesio n o d o m u zeu m n a ro d o w e g o w N eap o lu , gdyż, jak nam o p o w ia d a n o , ta k są b ez w sty d n e i obrażające m oralność, iż n aw e t W łosi, nie b ard z o p o d tym w zględem sk ru p u latn i, uznali za k o nieczne u m ieścić je w o so b n ej sali, d o której n ie w puszczają n ik o g o b ez szcze­

g ó ln e g o pozw olenia. Je d n a k i z teg o , co zostaw io n o m ożna się przekonać, iż nie b ez przyczyny sp o tk a ł je straszny los,

- 168

deszczem ognistym , zniszczonej S odom y. F orum , am fiteatr, bazyliki, łaźnie, d o m y pryw atne, d o stę p n e dziś d o o statn ieg o zakątka; p alestry d la m łodzieży, gro b o w ce, b ram y ozdobne, fontanny, statuy, freski i m ozaiki d o b rze zachow ane, w szystko to p rzy p o m in a d a w n ą — o d o śm n astu przeszło w ieków za­

g rze b an ą w ielkość. Niestety! m im o najstaranniejszych po szu ­ kiw ań, n ie n atrafio n o d o tą d n a ślad w y zn aw có w jezu saC h ry stu sa.

P rzy um ow ie, p rzew o d n ik zaręczał, iż w d w ó ch godzinach zobaczym y w szystko dok ład n ie, tym czasem , w d o b rze zro ­ zum ianym intereresie, tak oprow adzał, że d la zw iedzenia n ajw a­

żniejszych rzeczy, trze b a było d o d a ć jeszcze g o d zin ę. Z m ę ­ czeni trzy g o d z in n em chodzeniem , pełni pow ażnych m yśli, o znikom ości d ó b r te g o św iata, opuszczam y p o g ań sk ie cm en ­ tarzysko i spieszym y d o n o w eg o chrześcijańskiego P om pei, b y tam o d etch n ą ć sw obodniej p o d o p iek u ń czem i skrzydłam i K rólow ej R óżańca św.

Jakże silnie o d b ija tu kontrast, m iędzy życiem a śm iercią, starą a n o w ą sztuką, cyw ilizacyą d aw n ą a dzisiejszą, chrześci­

jaństw em a p ogaństw em , g d y się ujrzy te rażące przeciw ieństw a, n a je d n y m o b o k siebie zestaw ione g runcie. M im ow ali serce i dusza w znoszą sie k u B ogu, w ielbiąc. Je g o spraw ied liw o ść ale i b ezgraniczne m iłosierdzie.

P rz ed 25 m niej w ięcej laty, V alle di P o m p ei b y ło p raw ie n ieznaną m iejscow ością. O d czasu d o czasu przypędzali tu sw e trzo d y u b o d zy pasterze, ciem ni i zab o b o n n i, a w o k o ­ licach graso w ali rozbójnicy tak, iż p o d ró żn y n ie b y ł p ew n y m ien ia i życia. M iejsce to je d n a k sp o d o b a ło się B ogu szcze­

g ólniej uprzyw ilejow ać, a g d zie n ie g d y ś kw itnął kult bez­

w stydnej W enery, m iała ro zbrzm iew ać chw ała K rólow ej N ieba.

Jak zw ykle tak i tym razem , d o , p rze p ro w ad z en ia sw ych z a ­ m iarów , użył narzędzia n a p o zó r najm niej o d p o w ie d n ie g o . Jest niem p. B artolo L ongo, sław ny ad w o k a t w łoski, p rzed 32 laty, jak sam z p o k o rą w yznaje n ie d o w iarek i m a te ry a lista , dziś znany szeroko i daleko, jako szczery katolik, o d d a n y całko­

w icie pracy o koło rozszerzenia n ab o ż e ń stw a ró żań co w eg o i uczynkom m iłosierdzia. Dzięki je g o zap o b ieg liw o ści w

dzi-— 169

-kietn tem pustk o w iu , tu ż p rz y w ykopaliskach p o g ań sk ieg o P o m p ei, stanęło, n o w e m iasto, liczące dziś przeszło 4000 m ie ­ szkańców . W szystko g r u p u je się o koło w sp an iałe g o kościoła, k tó re g o b u d o w ę rozp o częto w r. 1876 a u k o ń cz o n o d o p ie ro w 1901 r. W ty m też ro k u , w yjęty z p o d juryzdykcyi b isk u p a Noli, otrzy m ał ty tu ł bazyliki papieskiej. C u d o w n y o b raz M atki Boskiej R óżańcow ej, u k o ro n o w a n y w r. 1887, lśniący o d złota i d ro g ic h kam ieni, u m ieszczony jest w w ielkim ołtarzu.

U stó p jeg o , w nied ziele i św ięta zobaczysz tysiące ro z m o d lo ­ n ych p ie lg rz y m ó w , proszących o ró żn e łaski lu b dziękujących za d o z n a n e cuda. O b o k artystycznie w y k o n an y c h k o lu m n z m a rm u ru i bro n zu , i b ard z o p ięk n y ch fresków , zasłu g u ją na uw ag ę, przedew szystkiem o g ro m n e o rg a n y o 2200 piszczałkach, p o ru sza n e m a ch in ą d y n a m o — elektryczną. Ich h arm o n ijn e dźw ięki, n aślad u jące znak o m icie w szystkie in stru m e n ty m u ­ zyczne i g ło sy ludzkie, przyczyniają się n ie m ało d o p o d n ie -- sien ia n abożeństw a. M ieliśm y też szczęście zw ied zić w zo ro w o urzą d zo n e zakłady, w ychow aw cze p. B. L ongo, z k tó ry ch je d e n m ieści w so b ie 150 osierociałych dziewcząt, d ru g i o k o ło 100 sy n ó w w ięźniów . O d y się rozw aży, z ja k w ielkiem i tru d n o ­ ściam i walczyć, ile przeszkód zw yciężyć m usiał, ó w m ąź p ra ­ w dziw ie opatrznościow y, to n ie p o d o b n a n ie p o d ziw iać je g o żelaznej w oli i w ytrw ałości, a tem w ięcej n ie w idzieć w tem w szystkiem , w yraźn eg o p alca Bożego. Bliższe a b ard z o ciekaw e szczegóły, znajdzie czytelnik w w yd an ej przez sa m eg o p. B.

L on g o , książeczce p. t „S toria del S an tu a rio di P o m p ei," któ rą rad zę przeczytać k ażdem u p rze d w yjazdem n a to św ięte m iej­

sce, g d y ż w ted y dalek o w iększy d la swej du szy o d n ie sie p o ­ żytek. N iechaj też nikt n ie z a n ie d b a o d w ied z ić i p o zn ać o so ­ biście p. B. L on g o , k tó ry m ieszka n ap rz eciw bazyliki, a przyj­

m u je w szystkich b ard z o grzecznie.

Z ao p a trze n i w obrazki i fotografie M. B. Różańcow ej, m edaliki, ko ro n k i i książeczki p am iątk o w e raz jeszcze w stą­

piliśm y d o kościoła, b y p o że g n ać k ró lo w ą R óżańca św. w jej u k o c h a n y m przybytku, z k tó reg o tyle łask n a św iat cały ro z­

lew a. P oleciw szy g o rą c o jej przem ożnej opiece, siebie i w

szyst-— 170 szyst-—

kich n am d ro g ich , opuszczam y, nie b ez żalu, to m iłe ustronie, b y po sp ieszy ć n a d w o rz ec kolejow y. N atłok b y ł o g ro m n y . Z tru d n o śc ią d o stałem się d o urzędnika, który m iał przy b ić p ie ­ częć n a nasze bilety i zaznaczyć, że się chcem y zatrzym ać w N eapolu. O k o ło 2 g. p o p o łu d n iu , nadszedł, jak zw ykle sp ó ­ źniony, pociąg. W szystko rzuciło się d o w ozów , b y zająć jakie takie m iejsce, g d y ż o w y b o rze nie m o g ło b y ć m ow y. D łu g o jeszcze m o g liśm y sp o g lą d a ć n a stare i n o w e P o m p ei, tudzież na W ezuw iusz, k tó reg o w id o k aż d o N e a p o lu n am towaszyszył.

N eap o l! Któż nie m arzył o tem , b y .kiedyś zobaczyć to najw iękrze w e W łoszech tyle w p iosnkach, i u nas śpiew anych, sław io n e m iasto, na które, jak m ó w ią „kaw ał nieba, spadło."

„V edi N ap o li e p o i m u o ri" p o w tarz a W ło ch i uw aża sobie za obow iązek, ja k T u re k M ekkę ch o ć raz w życiu odw iedzić, ten o sław iony raj ziem ski. P rz y g o to w an i p rzez „B aedackera," który

•tam tejszym d o ro źk a żo m n ie zb y t c h lu b n e w y d aje św iadectw o, nie bez o b a w y o p u szczam y d w o rz ec kolejow y. N a szczęście sp o ty k am y cz ło w ie k a z napisem n a czap ce: „H o te l S chach- m eyer" d o k tó re g o w łaśnie, w e d łu g ra d y p o p rze d n ik ó w , m ie ­ liśm y zam iar zajechać. H otel ten, nie d ro g i (6 L n e dobę) a w y g o d n y , leży dziś nie przy „S trada N a rd o n n e s" jak to p o d a ją p rzew odniki, ale przy „Via C h iac ato m o n e " tu ż n ad m orzem , n a k tó re w sp an iały roztacza się w idok. Z ająw szy p o ­ ko je n a II piętrze, p o sk ro n m y m posiłku, w yszliśm y zw iedzać o sobliw ości m iasta. N atrę tó w w szelkiego rodzaju nie brakło, b y się o d nich uw olnić, rozm aw ialiśm y z so b ą p o w łosku, a śro d e k ten okazał się b a rd z o skutecznym . Z w iedziw szy o lb rzy ­ m i kościół św. Franciszka z P ao lo , pospieszyliśm y d o portu,

b y się przypatrzyć, stojącym w n im n a kotw icach o krętom . N astęp n e g o dnia, o d praw iw szy M szę św., w p o bliskim kościółku, koleją elektryczną jedziem y d o k ated ry św. J a n u a ­ rego, b y zobaczyć cud, o którym n a początkn b y ła w zm ianka.

U całow aw szy krew i poleciw szy się o p ie ce te g o św. M ęczen­

nika, d o k tó reg o m ieszkańcy N ea p o lu w ielk ie m ają n a b o ż eń ­ stw o, zaw dzięczają M u bo w iem k ilkatrotne c u d o w n e ocalenie m iasta o d zarazy i zalew u przez W ezuw iusz, pospieszyliśm y

— 171

-d o m uzeum n aro -d o w eg o . T u m ieliśm y zn aleść o sobliw ości p rze w iezio n e z P o m p ei, i H erk u lan u m , ale w sk u te k ro b ó t, o k o ło n a p ra w y i odśw ieżen ia sal, tylk o p a rte r b y ł otw arty. O p ró c z lic z n y c h , zn an y ch z m u zeó w rzym skich, p o p ie rsi sław nych m ężów , b o żk ó w i b o g iń m o ż n a b y ło p o d ziw iać m ozaiki i u m ieszczo n e tu sk rom niejsze freski pom pejańskie. N a u w ag ę z a słu g u je też sław n a g ru p a m a rm u ro w a zn a n a p. n., Byk fa- rnezyjski (t. zw. o d w łaściciela) d łu ta A p o llo n iu sza i T au ri-

-d o m uzeum n aro -d o w eg o . T u m ieliśm y zn aleść o sobliw ości p rze w iezio n e z P o m p ei, i H erk u lan u m , ale w sk u te k ro b ó t, o k o ło n a p ra w y i odśw ieżen ia sal, tylk o p a rte r b y ł otw arty. O p ró c z lic z n y c h , zn an y ch z m u zeó w rzym skich, p o p ie rsi sław nych m ężów , b o żk ó w i b o g iń m o ż n a b y ło p o d ziw iać m ozaiki i u m ieszczo n e tu sk rom niejsze freski pom pejańskie. N a u w ag ę z a słu g u je też sław n a g ru p a m a rm u ro w a zn a n a p. n., Byk fa- rnezyjski (t. zw. o d w łaściciela) d łu ta A p o llo n iu sza i T au ri-

Powiązane dokumenty