• Nie Znaleziono Wyników

Pisaliśmy w poprzedniej części o zróżnicowaniu polskich ruchów miejskich pod kątem ich

„relacji” do „boomu” budowlanego minionej dekady.

Do tej linii podziału dochodzi też szereg podziałów związanych ze specyfiką poszczególnych miast. O ile w Poznaniu zieleń była katalizatorem, który przyczynił się do wyklucia się ruchów miejskich, o tyle we Wrocławiu – mieście, w którym po 1945 roku nastąpiła niemal całkowita wymiana lud-ności – taką sprawą był stosunek do dziedzictwa poniemieckiego i kwestie kultury miejskiej. Stąd nazwa najważniejszego wrocławskiego ruchu

miej-skiego – Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia, które nawiązu-je do organizacji o tej samej nazwie (tyle że w języku niemieckim), która funkcjonowała tam przed wojną. W Łodzi kwestią palącą był m.in. stosunek do dziedzictwa materialnego miasta przemysłowego – gdyż agresywna po-lityka inwestorów była tak prowadzona – nie kosztem terenów zieleni, lecz starych fabryk. Inicjatywą, która obudziła w Łodzi ruchy miejskie, były tak zwana partyzantka miejska uprawiana przez inicjatywę Grupa Pewnych Osób. Organizowali oni spontaniczne akcje sadzenia zieleni, usuwania nie-legalnych reklam i plakatów, społecznego sprzątania cmentarzy.

W Katowicach sprawą, która połączyła grupki mieszkańców i aktywistów, było dziedzictwo architektury modernistycznej oraz akcja przeciwko zburzeniu brutalistycznego budynku dworca głównego w Katowicach, a także (niele-galne, gdyż PKP nigdy nie odpowiedziało na pismo z prośbą o zgodę) czysz-czenie dworca Katowice Ligota, które dały początek stowarzyszeniu Napraw Sobie Miasto. W Krakowie istotne były kwestie zamykania przez magistrat domów kultury oraz walka ze smogiem. Działacze związani z kulturą dość szybko zrozumieli, że ten „wycinek” miejskiej rzeczywistości jest powiązany z innymi aspektami funkcjonowania miasta (chociażby budżetem) i zaczęli się nimi również zajmować, powołując w 2013 roku ogólnomiejską koalicję i w ten sposób wychodząc, podobnie jak to było w Poznaniu, na szersze fo-rum działalności. W Warszawie z kolei ruchy miejskie są dość rozproszone.

To tutaj silne są ruchy na rzecz eksmitowanych lokatorów, ale też tutaj funk-cjonuje Stowarzyszenie Integracji Stołecznej Komunikacji (SISKOM), które ujawniło się najpierw jako komitet na rzecz budowy obwodnic. Spora część tzw. aktywistów miejskich gromadzi się również wokół klubokawiarni, z których Chłodna 25, założona w grudniu 2004 roku, była prekursorem.

Określając się jako „osiedlowa świetlica”, Chłodna udostępniała swoją przestrzeń (znajdującą się w piwnicy – u „góry” sprzedawano napoje oraz alkohol) każ-demu, kto tego chciał. Odbywały się tam między innymi koncerty muzyki al-ternatywnej, spotkania o teatrze prowadzone przez księdza, opowieści o po-dróżach i pokazy zdjęć studentów geografii, debaty oksfordzkie z udziałem polityków z każdej strony sceny politycznej czy też dyskusje z okolicznymi mieszkańcami dotyczące rewitalizacji dzielnicy. W efekcie, jak pisali Woj-ciech Kacperski i Joanna Kusiak, „Chłodna jako pierwsza wytworzyła w prze-strzeni publicznej model otwartej, zaangażowanej neutralności”. A jej głów-ną wartością było to, co nazywamy „miastopoglądem”, czyli „zaangażowa-nie w życie społeczne i kulturowe, bez względu na wybór nurtu artystycznego czy pozycji politycznej”. Taka „zadaszona przestrzeń publiczna” stała się niezwykle ważna dla warszawskich ruchów miejskich działających w sferze kultury. Wreszcie, środowisko „kawiarnianych” ruchów miejskich stoi obok rozlicznych organizacji reprezentujących grupy mieszkańców, takich jak Stowarzyszenie Sąsiedzkie Włochy, powołane w 2002 roku, którego dzia-łania to głównie walka z „chaosem przestrzennym” oraz niekontrolowaną zabudową deweloperską tej dzielnicy, miasta-ogrodu.

2.3

Powyższe przykłady pokazują ogromne zróżnicowanie między największymi miastami w Polsce – a przecież do tego dochodzi różnica między obecnymi stolicami województw a miastami średnimi i mniejszymi. Jedną z takich kwestii (a jest ich sporo i niestety nie możemy temu poświęcić zbyt wiele miejsca tutaj) jest sprawa „drenażu mózgów” z miast mniejszych na rzecz największych centrów regionalnych – w dużym miastach nie ma problemu braku młodych ludzi. A zatem mamy do czynienia z ogromną różnorodnością kwestii miejskich nawet w obrębie tylko jednego kraju. Tym niemniej można powiedzieć, iż to zróżnicowanie nie jest zwyczajnym, to znaczy przypadko-wym chaosem, lecz że stoi za nim pewna logika. Owo zróżnicowanie wynika z tego, jak „wytwarzana” jest przestrzeń we współczesnej Polsce. Jak pisali-śmy wcześniej, rok 2004 był pod wieloma względami bardziej przełomowy niż rok 1989 jeśli chodzi o to, jak działają współczesne polskie miasta. W pew-nym skrócie można powiedzieć, że istnieją dwa sposoby na zbudowanie cze-goś we współczesnej Polsce. Jak pokazuje Tablica 2, można to zrobić albo poprzez miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego albo przez tak zwane warunki zabudowy zwane też „wuzetkami”. Szczegółowe różnice dotyczące obu procedur zostaną omówione w następnych rozdziałach, tutaj warto zauważyć, że polskie miasta są bardzo mocno zróżnicowane, jeśli cho-dzi o te dwie ścieżki. O ile w miastach takich, jak Wrocław czy Gdańsk, więk-szość powierzchni miasta jest pokryta miejscowymi planami, o tyle w mia-stach takich, jak Kraków czy Łódź tylko znikoma część ma takie plany (a ob-szary pokryte tymi planami znajdują się często na obrzeżach miast i dotyczą terenów mniej istotnych niż na przykład tereny śródmieścia). Szczegółowy obraz tego zróżnicowania pokazuje Tablica 3.

To, że tylko 15 procent powierzchni polskich gmin jest pokryta miejscowymi planami, często jest postrzegane jako efekt opieszałości urzędników. Nie jest to stan w żadnym stopniu naturalny – jest to skutek działania stricte politycznego oraz efekt splotu szeregu interesów oraz działań grup nacisku.

W zależności od lokalnego kontekstu i tego, jak silna jest lokalna władza, innymi słowy – w zależności od tego, czy władza jest w stanie wygenerować to, co nazywa się „koalicją na rzecz wzrostu” (growth coalition), zago-spodarowanie przestrzeni realizowane jest albo jedną, albo drugą ścieżką.

We Wrocławiu oraz Gdańsku prezydenci miasta mają za sobą duże popar-cie – zarówno Rady Miasta, jak i mediów, oraz sporej części mieszkańców.

Jednocześnie skala inwestycji w tych miastach jest porównywalnie więk-sza niż na przykład w Łodzi. Dlatego prezydent i elity miejskie są w stanie uchwalać miejscowe plany bez większego oporu. Z puntu widzenia inwe-stora są one lepszym rozwiązaniem (przy założeniu, że są opracowywane

„pod niego”), gdyż pozwalają na realizacje większych i bardziej złożonych inwestycji. Władze Gdańska same mówią, że Gdańsk to jest „fabryka pla-nów”. Natomiast w miastach, w których władza nie ma tak silnego poparcia – w Łodzi czy Katowicach, gdzie nie ma zintegrowanego środowiska pro-inwestycyjnego, o wiele łatwiej jest zabezpieczyć interes deweloperów po-przez wydawanie im warunków zabudowy.

Zabudowany przez dewelopera brzeg Warty, wyłączający dostęp do rzeki z przestrzeni publicznej (fot. Lech Mergler)

Źródło: Mojapolis.pl

Źródło: Mojapolis.pl

Tablica 3. liczba wydanych decyzji o warunkach zabudowy Tablica 2. dwie Ścieżki „wyTwarzania PrzesTrzeni” w Polsce

Tablica 4. Powierzchnia MiasT PokryTa MiejscowyMi PlanaMi zagosPodarowania PrzesTrzennego