• Nie Znaleziono Wyników

P.: Podczas gdy „Museum Futures” rozpatruje tak zwaną open culture i losy domeny publicznej, inne twoje projekty podchodzą do tych pojęć

W dokumencie Zeszyty Artystyczne nr 21 (Stron 138-143)

bardziej taktycznie.

M.L.: Miałam ponownie okazję pracować z Moderną przy okazji wystawy zbiorowej „Modernautställningen 2010”. Mój projekt „How Public is the

Public Museum?” (2010) zajmuje się zagadnieniami własności intelektualnej, ekonomii i daru w odniesieniu do mechanizmów rozpowszechniania, obejmu-jących takie formy, jak: plakat, katalog wystawy i logotyp muzeum. Zaprasza-jąc wszystkich uczestniczących artystów, pisarzy, fotografików i projektantów do zastanowienia się nad reprodukcją ich prac w katalogu bez zastosowania praw autorskich, zachęciłam ich do wyraźnej deklaracji dotyczącej wymia-ny w zakresie twórczości. Udzielenie darmowego dostępu do swojej pracy zmienia nastawienie i być może zmniejsza obawę przed bezprawnym narusze-niem. Na skutek tej prośby katalog wyszedł z licencją Creative Commons i był

pierwszą w historii tego rodzaju publikacją wydaną przez Modernę.

Wraz z rozdawaniem dwustronnego plakatu z wizerunkiem Roberta Rau-schenberga, którego charakter pisma wykorzystany został przez muzeum w jego logo, daję odwiedzającemu szansę wyrażenia poparcia licencji Cre-ative Commons oraz uwolnienia przedmiotu i obrazu do domeny publicz-nej. Podczas gdy na jednej stronie widnieje logo ze znakiem „CC”, druga przypomina nam o jego obecnym statusie jednostki chronionej prawami autorskimi. Dwustronny plakat pozwala na to, by aktywnie uczestniczyć

w tych rozważaniach oraz decydować, że odwiedzający i właściciel przeka-zywanego przedmiotu zyskują prawa. Podobne przypomnienie widnieje na fasadzie budynku muzeum, na której umieszczono logo. Dodając znak praw autorskich, chciałam zwrócić publiczną uwagę na fakt, że chociaż Rauschen-berg w bezinteresownym geście udostępnił swoje pismo, aby zabezpieczyć wyłączne prawa do niego, musiało ono zostać wycofane ze wolnego obiegu i zablokowane w praktyce znaku towarowego.

Podobny w duchu jest również projekt, dzięki któremu się poznałyśmy w Center for Curatorial Studies w Bard College, „Women’s Audio Archi-ve” (2010) – tematyczne archiwum cyfrowe (www.womensaudioarchive. org) rozmów i wydarzeń nagranych przeze mnie w latach 80. ubiegłego wieku w Londynie i w innych miejscach. Praca jest wciąż kontynuowana, gdyż obecnie negocjuję ze wszystkimi autorami, których głosy zostały wła-śnie poddane obróbce cyfrowej, aby uzyskać ich zgodę na darmowe udo-stępnienie tych nagrań w ramach domeny publicznej i wspólnoty wiedzy (ang. knowledge commons).

Wszystkie te projekty stanowią wkład w dyskusję na temat utworzenia cul-tural commons, której treści można za darmo wielokrotnie wykorzystywać i są chronione przed sprywatyzowaniem. Nadrzędnym pragnieniem jest stworzenie i utrzymanie wyraźnej alternatywy wobec istniejących obecnie restrykcyjnych procedur, stworzonych raczej w interesie czerpania zysków z bogactwa idei niż w interesie ich autorów. Porządkowana wiedza i eks-presja jako coś zasadniczo wspólnego, dostępnego jako źródło przyszłej twórczości – zarówno semiotycznie i w ujęciu rzeczywistym, materialnie i niematerialnie – wydaje się stanowić ważną podstawę praktyki artystycznej. L.P.: Wiele z moich projektów kuratorskich z ostatnich kilku lat również próbowało mierzyć się z podobnymi problemami. Czuję, że coraz waż-niejsze staje się uwidocznienie tego, jak splecione zostały relacje pomiędzy gospodarką i ideami – szczególnie, gdy nasza szerzej rozumiana ekonomia tak bardzo oparta jest obecnie na wiedzy i informacji w formie towaru. Ale jeszcze ważniejsze jest nazwanie, zbadanie i okazjonalne przeciwdziałanie problematycznym konfiguracjom relacji społeczno-politycznych pojawiają-cych się wraz z tymi uwarunkowaniami.

Jednym z przykładów jest moja niedawna współpraca z amerykańskim artystą Davidem Horvitzem i magistrantami sztuk pięknych rocznika 2010 w Bard College nad projektem „Like the English Language, Formulae of Newtonian Physics, the Works of Shakespeare and Patents Over Powered Flight” (2010). Tytuł pochodzi z hasła Wikipedii, dotyczącego domeny publicznej i zawiera spis niesamowitych rzeczy, które są zwolnione z wła-sności prywatnej.

Horvitz zapytał mnie, czy nie chciałabym współpracować nad projektem do-tyczącym własności intelektualnej, wiedząc, że od dłuższego czasu o czymś takim myślałam. Co ciekawe, wiele z jego prac dotyczy pojęcia dystrybucji i daru, często obejmując, rewidując czy ujawniając logikę, którą obnażyła w szczególności kultura sieciowa. Napisaliśmy list do całego rocznika ma-gistrantów tego kierunku (na którym studiował sam Horvitz), wyjaśniając, dlaczego może się okazać ważne uwzględnienie bezinteresowności w obsza-rze sztuki oraz jak ich praca jako profesjonalnych artystów będzie uwikłana w kwestie dotyczące własności intelektualnej, własności ogólnej i wartości, o których nigdy nie mówiono bezpośrednio w kontekście ich edukacji. Po-prosiliśmy ich również o zastanowienie się nad związkami pomiędzy dzie-łami sztuki, ideami, mieniem i kulturą. Ostatecznie zgodzili się uwolnić do domeny publicznej 25 swoich prac, co oznacza, że zrzekli się wszelkiej prawnej własności i praw autorskich do tych prac po to, aby mogły one stać się przedmiotami publicznymi, a nie prywatnymi.

M.L.: W innym wypadku potrzeba 70 lat na to, aby dzieła te stały się częścią domeny publicznej. Przez 300 lat ochrona praw autorskich wydłużyła się z 14 lat w 1710 roku do 70 lat obecnie. Czy to oznacza, że to, co teraz tworzymy, ma większą wartość? Jak wytwarza się wartość? W jaki sposób proces i napór tego wydłużenia odnosi się do komercyjnej eksploatacji? L.P.: Jednym z moich ulubionych aspektów pracy nad tym projektem było redagowanie i rozpowszechnianie pirackiego PDF-u, gromadzącego

ki wybór tekstów na temat własności intelektualnej i domeny publicznej, na które się natknęłam i opracowałam podczas moich prywatnych badań, a teraz miałam okazję się nimi podzielić.

Zaczynając od tego, zaczęłam bardzo się interesować i badać historię pirackich książek. Fascynującym było uzmysłowienie sobie tego, jak daleko sięga tradycja ich tworzenia i dystrybucji, nie mówiąc o liczbie jaskrawych podobieństw, jakie możemy dostrzec w debatach, które toczyły się wie-le wieków temu wraz z pojawieniem się szerokiego zastosowania rucho-mych mechanicznych czcionek i prasy drukarskiej, a tymi, które towarzyszą Internetowi i technologiom reprodukcji cyfrowej, jakimi dysponujemy dzisiaj. Na początku XVIII wieku istniał silny ruch populistyczny

argu-mentujący, że pirackie wydawanie książek służy interesowi publicznemu – praktycznie odzwierciedla to dzisiejsze dyskusje na temat wymiany plików peer-to-peer.

M.L.: Jest taki świetny cytat z Matthew Stadlera: Publikacja nie jest two-rzeniem książek, ale twotwo-rzeniem publiczności, dla której książki te mają znaczenie. Nie istnieje publiczność wcześniejsza. Publiczność tworzona jest

poprzez rozmyślne, zamierzone działania: rozpowszechnianie tekstów, dys-kusje i zgromadzenia w przestrzeni publicznej oraz utrzymywanie powiązanej cyfrowej wspólnoty. Tworzą one wspólną przestrzeń rozmowy – przestrzeń publiczną, która powołuje publiczność do istnienia. Tym jest publikacja w swoim najpełniejszym znaczeniu. Pogląd ten głęboko ze mną współgra, szczególnie w kontekście naszych rozmów w ciągu ostatnich kilku miesięcy oraz chęci upublicznienia naszych idei.

L.P.: Interesuje mnie szczególnie coś, co Stadler tu sugeruje: że obecnie samo

W dokumencie Zeszyty Artystyczne nr 21 (Stron 138-143)