• Nie Znaleziono Wyników

Gdy E. S u e s s ustalił w r. 1885 zarysy swej teorji „horstów“

wraz z peryferycznemi zapadliskami, z ich schodowatem zapadaniem zfleksurami z „wiszącemi“ skrzydłami itd. rozpoczęło się odkrywanie coraz większej ilości horstów we wszystkich stronach świata. Wtedy to powstała również i teza T e i s s e y r e g o o „horście podolskim“.

„Wedle S u e s s a płyta podolska urwana na uskoku ku Pokuciu następnie zanurza się pod Kapatami“ [1, 13] „Paleozoikum Podola otaczają zewsząd stoczystości powierzchni paleozoicznej, które przy­

pominają fleksury a może po części uskoki“ [1, 16]. Fleksury te okazały się „dachowaterni antyklinami“ epirogenicznemi. Następnie jednakże, mimo niebywałego postępu badań i wzrostu ilości obser- wacyj, coraz bardziej szczegółowych i dokładnych ilość „horstów“

rozpoczęła szybko spadać. Coraz częściej widzimy rysunki jak „po­

winien“ horst wyglągać, a coraz rzadziej, jak on w rzeczywistości wygląda. Okazało się, że wiele zjawisk poczytywanych dawniej za „horstowe“ w istocie nie odpowiada warunkom istnienia tej formy tektonicznej. Jest to los wszystkich generalizacyj, gdzie to materjał obserwacyjny popiera tylko prawdopodobieństwo, iż ta czy inna generalizacja znajdzie zastosowanie w danym wypadku.

Widzieliśmy, iż u T e i s s e y r e g o zrąb budowy czystego horstu w sensie pierwotnym wobec faktów stwierdzonych przez T e i s ­ s e y r e g o powolnych pochyłów nie mógł się utrzymać. Bo kon­

cesja na rzecz purytanizmu horstowego „pochyłości przypominają fleksury“, osłabiona jeszcze przez „a może poczęści uskoki“ —

— 193 —

gdy istnienie tych uskoków nie zostało stwierdzone, inwentarza obserwacyj rzeczywistych nie zmienia. Ustylizowanie brzegów

„horstu“ podolskiego antyklinami dachowatemi w miejsce postu­

lowanych zdecydowanych fleksur mit „geschleppen Flugel“ — było pierwszem zachwianiem tezy iż Podole jest horstem. Był to nie­

wątpliwy etap postępu. Dalsze, bardziej szczegółowe i prowa­

dzone nowoczesnemi metodami badania Z i e r h o f f e r a i Z y c h a wykazały, iż teza antyklin dachowatych również nie da się tu utrzymać. Mamy tu do czynienia z oryginalną płaską formą wy- sadu o charakterze antyklinalnym i fałdowym, którego szczegóły i całość harmonizują z otoczeniem zarówno w przestrzeni jak i w czasie.

Jeżeli mimo wszystko T e i s s e y r e pisze w r. 1932: „Udo­

wodnione na Podolu transkarpackie kierownice epirogeniczne. . . “ [24, 7] i „Nie istnieją w myśl tektoniki płynnej czyli poprostu bezpodłożowej zapadliska, które ten horst obejmują... zaprzecza się istnieniu horstów...“ [24, 7], to znajduję w tych powiedzeniach wiele nieścisłości. Wyżej bowiem wykazałem, że sam T e i s s e y r e uważał swe tezy za zapytania przedwstępne niezbędne dla zorjen- towania się co do potrzeb dalszych badań [5, 4]. Jeżeli nawet w swych późniejszych pracach wzbogaca T e i s s e y r e swój ma- terjał obserwacyjny [7, 10] umacniając w ten sposób swe pier­

wotne założenia, to nie należy jednak zapominać, że Z i e r h o f f e r i Z y c h obalając tezy T e i s s e y r e g o , uczynili to z uwzględnie­

niem całości materjału T e i s s e y r e g o . Nieścisłe jest również twierdzenie, że „zaprzecza się istnieniu horstów“, gdyż zaprzecza się tylko istnieniu „horstu“ podolskiego.

Sprawę „tektoniki płynnej“ T e i s s e y r e g o omówię poniżej.

Tu muszę poświęcić kilka słów sprawie owych „zapadlisk“.

W r. 1930 ogłosiłem na ten temat pewien wywód 0 ( T e i s s e y r e napisałby: „U nas przemilczano“), który odnosił się do Alfoldu, który jednakże mutatis mutandis w zastosowaniu do „zapadliska“

przedkarpackiego brzmiałby w sposób następujący. Załóżmy, że z a p a d l i s k i e m nazwiemy tylko taki obszar, co do którego mamy dane, iż najpierw leżał wyżej, następnie zaś opadł w położenie niższe od poprzedniego. Dzisiejsza powierzchnia niżu podkarpac­

kiego, jeszcze w trzeciorzędzie młodszym leżała — (przyjmijmy dowolnie 100 m.) poniżej poziomu morza. Obecnie leży ona —

*) Bulletin Ac. Pol. sc. A. 1930.

Rocznik Pol. Tow. Geol. VIII. 13

194 —

weźmy okrągło — 250 m powyżej poziomu morza. Dotychczas nie wiadomo mi o żadnych takich danych, na podstawie których możnaby twierdzić, iż dzisiejsza powierzchnia niżu Podkarpackiego leżała kiedykolwiek wyżej niż dziś. Otóż obszar podkarpacki wedle powyższego założenia nie jest zapadliskiem. Na z ywa ni e obszaru, 0 k t ó r y m j edyni e wi a d o mo iż się p o d n i ó s ł okoł o 350 m a za k t ó r e g o o b n i ż e n i e m si ę ni c ni e ś w i a d c z y — z a p a ­ d l i s k i e m, u w a ż a m za n i e l o g i c z n e . Można go określić jako taki, który podwyższał się mniej, czy powolniej niż obszary przyległe podniesione w tym samym czasie wyżej od niego i trzebaby szukać dlań nazwy innej, — gdyby taka już nie istniała. Na określenie tej formy t ekt oni cznej istnieje już nazwa pł aski ej synkliny, a raczej w tym wypadku pł aski ego s ynkl i nor j um w odróżnieniu od formy płasko wypukłej, która nazywa się antykliną lub antykli- norjum zależnie od szczegółów budowy wewnętrznej.

W zakończeniu rozdziału o Podolu muszę omówić pewne ogólne ujęcia i założenia T e i s s e y r e g o , który pisze: [24, 2]

„Założenie, że fałdy lądotwórcze muszą zawsze posiadać sklepienie walcowe o promieniu olbrzymim ustaliło się na sposób apriory- rystyczny“ i „Odporność dostatecznie znaczna zawsze powinna iść w parze z dachowatem spiętrzeniem fałdów nadzwyczaj płasko rozłożystych, a nie z walcowatem spaczeniem płyty pierwotnej“.

„Badania nie liczą się z tem, że tarcze sztywne powinny reagować na napór'boczny nie przez fałdowanie ale raczej załamaniami...

fałdami dachowatemi i towarzyszącemi dyslokacjami“. [24, 5].

Co do cytatu pierwszego, zauważę chyba tyle, że wszelki aprioryzm z walcowatym włącznie uważam tu, przy badaniach naukowych, nietylko za zbędny, ale wprost za szkodliwy, lecz ponieważ w omówionym przedmiocie odtworzenie formy tekto­

nicznej opiera się na kilkuset pomiarach, zastrzeżenie takie nie znajduje żadnego zastosowania. W dalszych zaś widzę źródło znacznego nieporozumienia. Albowiem T e i s s e y r e pisze jak p o ­ wi nny wyglądać płaskie spaczenia, jak wyglądać nie p o wi n n y 1 jak p o wi n n y reagować tarcze sztywne na napór boczny, gdy mnie zajmuje wyłącznie sprawa jak one wygl ądaj ą, jak tarcza reaguj e. Z wywodów tego rozdziału wynika, że owe „antykliny“, o ile wogóle istnieją, nie trzymają się przepisów T e i s s e y r e g o , czego ja jestem tylko świadkiem, zobowiązanym kanonami nauki do bezstronności. Stąd uważam się za upoważnionego do zastrze­

żenia się przeciw temu, by T e i s s e y r e winę nieporozumienia

— 195 —

między jego wytycznemi a stanem faktycznym stwierdzonym z wy­

maganą ścisłością, mnie przypisywał. Gdybym chciał podać przy­

kład rozwiązywania problemu naukowego a priori ratione quam

€xperientia, długo musiałbym szukać lepszego niż zacytowane wyżej zdania T e i s s e y r e g o . T e i s s e y r e nie widzi aprioryzmu swoich hipotez podolskich, wyżej omówionych, nie widzi też, że w prostym stwierdzeniu faktów przez Z y c h a , Z i e r h o f f e r a i: mnie niema nawet sposobności do aprioryzmu. W ten sposób nie­

dopatrzenie się aprioryzmu u siebie, prowadzi do niemożności od­

różnienia aprioryzmu od indukcji u drugich. I w jednym i w drugim wypadku jest to błąd metodyczny.

Oto, dlaczego zgodziłem się na początku ustępu o antyklinach dachowatych na twierdzenie T e i s s e y r e g o , iż rozbieżność między jego poglądami a krytyką wynika z przyczyny nieodpowiedniej

metody badań.

B. KARPATY.

Praca około poznania budowy Karpat postępuje od r. 1918 o wiele raźniej niż przedtem. Bierze w niej bowiem udział o wiele więcej geologów niż dawniej i są oni z tem zagadnieniem zwią­

zani zawodowo. Głownem ich zadaniem jest opracowanie mapy geologicznej tego obszaru. Zdjęcie mapowe składa się z dobrej diagnozy zjawisk w terenie i ścisłej ich rejestracji w mapie. Mam tu oczywiście na myśli geologów fachowych, opanowujących tech­

nikę tej pracy, dla której główną receptą jest objektywizm w ana­

lizie i ścisłość w nanoszeniu na mapę. W ten sposób, przy uzu­

pełnieniu i opracowywaniu materjałów paleontologicznych postępuje konsekwentnie ustalanie jednostek stratygraficznych i tektonicznych, ich stosunków facjalnych i materjałów paleogeograficznych — je­

dynie właściwą drogą indukcyjną. Również drogą indukcyjną a z odrzuceniem jakiegokolwiek dogmatyzmu wyrastają z tych materjałów zarysy ogólne budowy tego łańcucha.

1. Stratygraf ja.

Ustalanie pojęć wieku względnego poziomów karpackich od­

bywało się powoli i szło drogą, którą można nazwać naturalną.

Po pierwsze ustalano następstwo skał starszych i młodszych w po­

szczególnych przekrojach, następnie przez porównanie wszystkich znanych przekrojów między sobą i na podstawie analogji ze sto­

13

*

— 196 —

sunkami innych, znanych już okolic, dochodziło się do generali- zacji. Po drugie, poszukiwano skamielin przewodnich i na ich podstawie związywano stratygrafję lokalną mniej lub więcej pewnie z podziałami konwencjonalnemi. Na tern polu dochodziło często do konfliktów, wynikłych ze znacznej zmienności facjalnej naszego fliszu i powtarzań się typów petrograficznych w różnych pozio­

mach. Doszło jednakże do pewnych ustaleń tak, że dziś, gdy mowa o głównych członach podziału stratygraficznego, to mamy jeden tylko, gotowy w rysach zasadniczych schemat stratygraficzny, obo­

wiązujący za zgodą ogólną na obszarze całych naszych Karpat, będący dorobkiem kilku pokoleń badaczy. Poważna ilość oddziałów tego schematu jest już dzisiaj należycie paleontologicznie ugrun­

towana. Z tem wszystkiem oczywista musi się liczyć każdy, kto chce tu wprowadzać jakieś dalej idące zmiany. T e i s s e y r e no­

menklaturę stratygraficzną fliszu, ustaloną na podstawie żmudnych, długoletnich i wszechstronnych badań nazywa „niewłaściwą i nie­

konsekwentną“ [18, 262]. Przypatrzmy się jego wywodom.

T e i s s e y r e wymaga bezwzględnego stosowania zasady, wedle której nazwy miejscowe pokładów odnoszą się do ich facji petro­

graficznej. W tym celu proponuje skreślenie piaskowca ciężko- wickiego, jest on bowiem pleonazmem nazwy piaskowca jamneń- skiego tej samej facji. [13, 120], W Borysławiu „nazwę warstw niby — szypockich zastosować wypada jak nad Trotuszem w Moł- dawji do kompleksu złożonego głównie z cienkich płyt rogowco­

wych i graniczącego z warstwami popielskiemi“ [18, 261]. Owa

„niewłaściwa i niekonsekwentna“ nomenklatura stratygraficzna fliszu... jest powodem, że ani warstw niby szypockich ani też piaskowca kliwskiego w tej części Karpat dotychczas nie rozróż­

niano“ [18, 262]. Na całym obszarze Karpat panuje prawo, że facja „wydmowa“ fliszu z jednej, zaś solonośna z drugiej strony, różnią się obszarami największego swego rozwoju, ale mimo to sąsiadują ze sobą stale pod względem rozprzestrzenienia tak geogra­

ficznego, jak i stratygraficznego“ [18,263, 24, 13 i in..]

Nie podejmuję się podać przyczynę, która skłoniła T e i s ­ s e y r e g o do twierdzenia, że piaskowiec ciężkowicki jest tej samej facji co jamneński, gdy sam T e i s s e y r e tego nie czyni. Wspomnę tylko, że po pracach Z e r n d t a A), S m u l i k o w s k i e g o 2) Kreut za

x) Bulletin Ac. sc. Cracov. A. 1924.

2) Kosmos 1925.

— 197 —

i G a w ł a 1) powyższa teza T e i s s e y r e g o niema najmniejszych szans utrzymania się. Ale i dawniej, wydaje mi się, że dość ściśle określiłem stratygraficzny i geograficzny związek facji ciężkowic- kiej z facją śląską kredy2), gdy facja jamneńska najwyższej kredy jest właściwością obszaru facjalnego inoceramowego. Mówimy zatem o najwyższej kredzie istebniańskiej facji śląskiej i o dolnym eocenie ciężkowickim tejże facji, podobnie jak mówimy o piaskow­

cach jamneńskich, i warstwach bakulitowych facji inoceramowej kredy górnej, jak o piaskowcach wygodzkich i pasieczniańskich dolnego eocenu tejże facji. Mięszanie piaskowca jamneńskiego z ciężkowickim może być co najwyżej wspomnieniem z czasów walki o „Mittlere Gruppe“, o czem nawet w historji rzadko się wspomina.

Łatwo sobie wyobrazić, jakby rzekomo właściwie i konse­

kwentnie wyglądała nietylko nomenklatura ale i sama stratygrafja naszego fliszu w okolicy Borysławia, gdybyśmy poszli za wskaza­

niem T e i s s e y r e g o i dziś już ściśle skamieniałościami i poło­

żeniem na całym obszarze występowania określone górnoeoceń- skie łupki menilitowe i warstwy krośnieńskie (=polanickie) na­

zwali warstwami „niby-szypockiemi“ i „kliwskiemi“. Warstwy szypockie, były wedle P a u l a eocenem, gdy wedle M a c o v e i 3) są barremem (=wierzowskim), czego już o łupkach menilitowych w żaden sposób nie można utrzymywać, zaś z „warstwami kliw­

skiemi“, byłoby jeszcze znacznie gorzej. Okazałoby się bowiem, że w Kliwie, pod Delatynem, od której pochodzi nazwa piaskow­

ców kliwskich, niema wcale warstw kliwskich, ( = krośnieńskie,

= polanickie) a w warstwach kliwskich niema znów piaskowców kliwskich, od których nazwa pochodzi. Z trudnością tą uporał się T i e t z e już w r. 18894) kreując nazwę warstw krośnieńskich, mimo iż był to ten sam autor, który razem z P a u l e m w r. 1877 ustalił nazwę piaskowców kliwskich. Sam T e i s s e y r e natknął się na tę trudność w r. 1911 pisząc o „warstwach z Żabiego“:

„Jest to osobliwsza znana poniekąd z prac Z u b e r a i innych facies piętra menilitowego przeważnie petrograficznie zbliżona do formacji solonośnej ale bez gipsu i bez typowych piaskowców kliwskich“

[14, 6]. Przy znajomości stratygrafji Karpat Zachodnich łatwo było

*) Mémoires Assoc. Karpat. 1925.

2) Prace geograf. Romera 1921.

s) Guide des excurs Assoc. Carpat. 1927, str. 70.

4) Jahrbuch d. Geoh Reichs-Anst.

— 198 —

wybrnąć z tej trudności, gdyż chodzi tu o warstwy krośnieńskie.

Przypomina to jednak podolskie określenia tego autora „facies gipsowa bez gipsu“ lub „lejki krasowe przeważnie w wapieniu litotamniowym albo w gipsie“.

Sprawa facji „wydmowej“ i solonośnej paleogeńskiej (warstw krośnieńskich) fliszu nasuwa również kilka refleksyj. Wedle naj­

nowszych badań (1932) F i l i p e s c a 1), których wyniki są zresztą zgodne z opisem warstw polanickich ( = krośnieńskich) z okolic Borysławia podanym przez K r e u t z a i G a w ł a 2) pogląd Mra- z e c a i T e i s s e y r e g o o wydmowym charakterze warstw „kliw^

skich“ (recte krośnieńskich) nie da się utrzymać. Są to typowe morskie diastroficzne utwory z podmorską sylifikacją i zjawiskami epigenji z igłami gąbek, okrzemkami i radiolarjami, zawierające u nas bogatą faunę morską opisaną przez R o g a 1 ę 8). W ten sposób odpada i „prawo" panujące rzekomo na obszarze całych Karpat sąsiadowania nieistniejącej facji „wydmowej“ z facją so- lonośną.

Go do tej ostatniej, nasuwają się tu również poważne zastrze­

żenia. Wedle badań paleontologicznych R o g a l i i B ö h m a 4) warstwy krośnieńskie karpackiej grupy średniej obejmują tylko dolny i średni oligocen (lattorfian-rupelian) nic zaś nie wskazuje na obecność tu akwitanu. Natomiast grupa wschodnia brzeżna i przedgórze tejże posiada utwory solonośne, które wedle Bu j a ł - s k i e g o 5) można odnieść co najwyżej do akwitanu w częściach najstarszych. Ja osobiście byłem świadkiem przewiercania w Bit- kowie kilkumetrowych pokładów soli w warstwach leżących

béz-

pośrednio ponad nazywanemi dziś polanickiemi górnemi. Zgadzają się te fakty i poglądy z opinją K r e j c i - G r a f a 6) : „Wir halten daher mit M r a z e c an einem ungefähr aquitanen Alter der ru­

mänischen Salzlagerstätten fest“, gdy warstwy „kliwskie“ (recte krośnieńskie) uważa ten autor zgodnie z przytoczonemi wyżej wy­

nikami naszych badaczy za bezpośrednio starsze od akwitanu. Tak wygląda, objektywnie biorąc, sprawa warstw krośnieńskich i for­

macji solonośnej karpackiej. Opinja T e i s s e y r e g o przytoczona

x) C.-R. Séances SGF. 1932, 4, str. 51.

2) 1. c. Mém. Assoc. Carp. 1925.

3) Tamże.

4) Pamiętnik I. Zjazdu Geol.-naft. 1929. Lwów 1930.

5) Sprawozdania P. 1. G. VI. 1930.

0) Die rumänischen Erdöllagerstätten 1929, str. 11.

— 199 —

wyżej i następująca [24, 13]: „Wytyczne tych dociekań tworzą, jak wiadomo, warstwy krośnieńskie jako utwór, jak sądziłem, ba- tymetrycznie przejściowy pomiędzy formacją solną a fliszem...“

i „Z budowy przedmurza wynika, że te pojawy (formacji solnej) w okolicy Babiej Góry i Żywca wkraczają w obszar Karpat fli­

szowych przecież wzdłuż linji Zawichost— Kurdwanów— Banów“

i „Moda tektoniki płynnej (?) wkracza znowu i w te problemy tektoniki par excellence podłożowej na swój sposób, zawsze po­

mijając fakty udowodnione w literaturze miejscowej, a zatem znowu polskiej“ — znajduje wyjaśnienie w tem, że T e i s s e y r e — jak wykazałem wyżej — nie uwzględnia ani literatury polskiej ani nowszej rumuńskiej, poczytuje swoje dawne, mylne przypuszczenia za fakty udowodnione, co jest metodycznie błędnem. W okolicy Babiej Góry niema wcale warstw krośnieńskich, podobnie, jak w okolicy Banowa, solanki zaś występują w Karpatach w licznych miejscach i wszystkich poziomach geologicznych, nie są zaś by­

najmniej związane wyłącznie z warstwami krośnieńskiemi, które są zgodnie przez wszystkich badaczy dotychczasowych poczyty­

wane za najautentyczniejszy flisz, a więc uważanie ich za utwór przejściowy między fliszem a formacją solonośną niema za sobą realnych podstaw. Tem samem odpadają i wszystkie inne wnioski T e i s s e y r e g o na tem przypuszczeniu oparte.

W poprzednim rozdziale zostało wykazane, że „linja Zawi­

chost— Kurdwanów— Banów“ nie istnieje w sensie T e i s s e y r e g o . Przypuśćmy jednak na chwilę, iż jest ona czemś realnem. W każ­

dym razie, w myśl założeń T e i s s e y r e g o jako związana inte­

gralnie z przedmurzem Karpat i z ich podłożem, musiałaby mieć w sobie znamię niezmienności położenia geograficznego. Innemi słowy, jej przebieg w stosunku do długości i szerokości geogra­

ficznej byłby wartością stałą. W przeciwieństwie do tego pozo­

staje flisz magurski okolic Banowa, nasunięty conajmniej o 30 km w dzisiejsze położenie. Jak wykazały wiercenia w Gbelech, leży on tu na fliszu odmiennej facji, wykazującym również silne sfał- dowanie. Do podłoża głębszego wiercenia nie dotarły. Ponieważ flisz Banowa jest nasunięty, jego stosunki facjalne wraz z jego rzekomemi „pojawami eokarpackiej formacji solnej“ były zależne oczywiście nie od dzisiejszego położenia na linji Kurdwanów—

Banów, czyli od jego złoża drugorzędnego, jako płaszczowiny, lecz od położenia pi er wot nego basenu sedymentacyjnego, który leżał niewątpliwie poza obrębem tej „linji“. Otóż, zapewne nie można

200

zmusić T e i s s e y r e g o , by się z temi faktami liczył, niemniej jednak ci, którzy uważają, iż trzeba się z niemi liczyć, postępują naukowo poprawnie, mimo przeciwnej opinji Teisseyrego [24,13].

Dążność wprowadzenia nieustalonych lub też niewłaściwie postawionych pojęć i terminów obcych do naszej stratygrafji kar­

packiej, w miejsce ściślejszych, historycznie uzasadnionych i pa­

leontologicznie ugruntowanych pojęć naszych, nie jest metodycznie polecenia godna.

2. Tektonika.

a) P ł a s z c z o w i n y w K a r p a t a c h i m e t o d y i c h o d t w a r z a n i a .

Teorja płaszczowinowa w dzisiejszem znaczeniu zdobywa sobie prawo powszechnego obywatelstwa dopiero po międzynaro­

dowym Kongresie w r. 1903, czego oddźwięki znajdujemy w naszych Karpatach w znanych pracach L i m a n o w s k i e g o i U h l i g a . Późniejsze nasze prace na tem polu aż po dzień dzisiejszy mają zakres terytorjalnie zacieśniony, o ile nie są prostem zestawieniem danych z literatury pewnego większego obszaru. Strona meto­

dyczna rekonstrukcji płaszczowin została u nas od samego po­

czątku dobrze postawiona przez L i m a n o w s k i e g o , który w roz­

licznych dyskusjach publicznych i prywatnych kładł należyty nacisk na geometryczne, „intersekcyjne“ ujmowanie tych zjawisk. To też mniej było u nas i jest nieporozumień metodycznych na tem polu niż gdzie indziej. Konieczność przestrzennego, trójwymiarowego określania każdej jednostki tektonicznej z dokładną mapową i pro­

filową ilustracją stosunków facjalnych i strukturalnych została u nas szybko przyswojona. Nie doszło tu do wybujałego gdzie­

niegdzie „ultranapizmu“ tak, że proste wymienienie: płaszczowina taka a taka, bez określenia terytorjalnego w trzech wymiarach, było u nas słusznie uważane za anachronizm i jako taki traktowane.

Obecnie u nas, podobnie jak i gdzie indziej, nie tylko jed­

nostki tektoniczne rzędu wyższego, jak płaszczowiny i ich zespoły ale i szczegóły tektoniczne odkrywa się przez zdjęcie terenu, uwzględniające stratygrafję, stosunki facjalne i powierzchnie gra­

niczne dających się wydzielić kompleksów, oznaczając te ostatnie zgodnie z zasadami przestrzennego określania form. I jest to dziś jedyna metoda naukowa rejestrowania tych zjawisk, która daje

201

wyniki ścisłe, niemożliwe do osiągnięcia żadną inną drogą. Jest oczywistem, że wszelkie, dawniejsze zestawienia, oparte najczęściej na materjale nieraz niewystarczającym, fragmentarycznym, nieraz nawet błędnie lub tendencyjnie zgromadzonym albo przedstawio­

nym, lub na analogjach z okolic dalszych, mających wartość przypuszczeń lub domysłów — doznają w miarę postępu dokład­

niejszych zdjęć, uzupełnień lub modyfikacyj, a nawet skreśleń, co jest naturalnym losem tego rodzaju przeglądów. Z powyższych moich słów wynika, że to co się U nas w Karpatach w dziedzinie kartografji, stratygrafji i tektoniki dzieje, uważam w zarysach ogól­

nych za poprawne, zgodne z wymaganiami metody naukowej.

Inaczej na tę sprawę zapatruje się T e i s s e y r e skoro na zjazdach naftowych (1928— 1929) daje temu niedwuznacznie wy­

raz, a nawet uważał za niezbędne „zmobilizować w pewnem nie- mieckiem wydawnictwie — sfery zagraniczne“ (wyrażenia T e i s ­ s e y r e g o [24, 17] o mej obronie przeciw jego zarzutom). Pisze on w „Petroleum“ (Berlin und Wien 1929 str. 932): „Es mag eine sachliche Kritik nicht genug scharf sein, gegentiber der Macht und Steifheit der Mode, zwar wo dieselbe die Art und Weise der wissenschaftlichen Forschung wohl zum Nachteile der letzteren beeinflusst“. To najostrzejsze chyba z możliwych, ferowane przez Berlin i Wiedeń potępienie w zestawieniu z moim, nieco wyżej wyrażonym poglądem, wcale optymistycznym, wymaga przedysku­

towania całej sprawy także i z mej strony.

T e i s s e y r e jest zdania, że: „ M e t o d ą t y s i ą c k i l o m e - t r o w ą trzeba umieć dociec, gdzie i jakich zaburzeń tektonicznych n a- leży szukać. Inaczej nie widzi się płaszczowin,fleksur, uskoków itd.

tam, gdzie one całkiem wyjątkowo leżą, jak na dłoni, odkryte po części na stokach gór i dolin“ [18, 243]. „Dotychczas po naj­

większej części zapoznawano korzyści, które przynosić może po­

równawcze studjum tektoniczne systematycznie przeprowadzone w różnych okolicach, dobranych na ten cel zgodnie z mało jeszcze znanemi prawami, które rządzą tektonicznym ustrojem skorupy ziemskiej“ [18, 242]. „...owocem badań prawie półwiekowych jest nietylko rekonstrukcja różnych płaszczowin, jak się zwykło po dawnemu określać wynik ostateczny zdjęć geologicznych i jak go przedstawia w ramach swych prac Stacja geologiczna w Bory­

sławiu, ale na tle badań półwiekowych w Polsce południowej za­

rysowuje się mało znany w tektonice pasm fałdowych fakt, że przed- .murze ł a ń c u c h ó w górskich nast ręcza ws k a z ó wk i dl a rekon­

202

strukcj i g ł ę b o k i c h p l a n ó w ich p o d ł o ż a “ [19, 89], „prastare dyslokacje... mogłyby się wyrażać potomnemi ruchami także na po­

wierzchni pokrywy fałdowej Karpat“ [19, 99]. „Kluczem tektoniki głębokiej Karpat będą zatem różne miejscowe szczegóły potomne, zazwyczaj niepozorne, pomijane, zaliczane do kategorji t. zw. „Przy­

padków“ bez znaczenia. One muszą pozostawać nietylko na

padków“ bez znaczenia. One muszą pozostawać nietylko na

Powiązane dokumenty