• Nie Znaleziono Wyników

Moje Pokolenie

W dokumencie Rys – powiedzmy, że – historyczny (Stron 120-126)

Temat tyle trudny, co bardzo mi bliski. Wyjątkowo długo zastanawiałem się, jak mógłbym zdefiniować swoje pokolenie i jak chciałbym o nim opowiedzieć. Szukałem czegoś, co je wyróżnia na tle innych, a jednocześnie nie chciałem odbiegać za bardzo od rzeczy ważnych i nie było to łatwe zadanie.

Żyjemy w świecie cyfrowym, gdzie coraz mniej miejsca zostaje na powolne, dojrzewające w nas decyzje. Oczekuje się od nas prawie natychmiastowego działania i rzuca się na nasze barki bardzo wiele kwestii z przeróżnych dziedzin, często takich, które zajmują nam tylko niepotrzebnie głowę. Bardzo wcześnie stawia się wobec nas oczekiwania, nawet kiedy my sami nie mamy wobec siebie jeszcze żadnych. Z jednej strony niepisany nigdzie obowiązek bycia w sieci, z drugiej natomiast wrzuca się nas w trybiki machiny edukacji, gdzie mało zostaje miejsca dla nas samych jako jednostek indywidualnych.

Wszyscy znamy cel tej „zabawy”. Realizujemy go skrupulatnie. Zmierzamy w jego kierunku, jesteśmy w tym świetni. Przecież idziemy na konkretny kierunek studiów, podejmujemy te, a nie inne decyzję, ale tak naprawdę w niesamowitym natłoku bodźców, jaki spada obecnie na „nas”, ciężko jest zauważyć to, czego naprawdę po-trzebujemy i tak naprawdę chcemy. Często te decyzje są obowiązkiem społecznym, podobnie jak w przypadku bycia w sieci. Idziemy jakimś utartym szlakiem, z którego nie bardzo chcemy zejść. Może się boimy? Prawie nikt nie ma odwagi świadomie i z pełną premedytacją np. nie pójść na studia tylko po to, żeby dać sobie czas. To oczywiście przykład, chodzi mi jednak o sam fakt, że wszyscy chcemy za wszelką cenę uczestniczyć w tym wyścigu o „coś” – o coś, co prawdopodobnie nigdy nie nadejdzie lub też nie będzie warte straty takiej ilości czasu. Gdybyśmy jednak chcieli jeszcze raz zdefiniować swoje własne potrzeby i cele. Co wtedy? Czy nie jest jeszcze za późno?

Moje pokolenie ma przed sobą bardzo trudny okres. Wszyscy znamy drogę, widzimy, jak idą inni, lecz czy nie warto byłoby się zastanowić, gdzie moglibyśmy my sami postawić sobie własną linię mety?

Idę do toalety

Katarzyna Prus

0. nie ma, fałsz; zamarzam, kiedy na koncie zauważam, że było, gdy jest już na mi-nusie; zerowy sukces, jednak szans wciąż wiele; w zerówkach mi do twarzy, lecz przez minusy widzę lepiej

1. jest jeden Bóg, mówili mi na katechezie; kto pierwszy, ten wygrywa, formuła jeden, pała w dzienniczku, pierwsza komunia, w sumie raz nie zaszkodzi, raz nie zawsze, żeby mi to był ostatni raz raz (no dalej, weź się pośpiesz)

2. gdzie masz swoją parę? ze mnie już uszła mimo uszu; dwója; uciekam, ale bilet w dwie strony poproszę, nim wstanie dzień, raz, dwa, mam i ja; przewiń to na prawą stronę, takich przewinień mam wiele

3. gonisz ty, do trzech razy sztuka (to nie sztuka, to tylko kawał); pamiętaj: trójbój się Boga; nie mam zamiaru mierzyć siły, tętno wystarczy, więc trzymaj się i na trzy skaczemy do -ego świata

4. cztery pory roku, posłucham później, tylko nie o tej porze; w czterech ścianach czterech pokoi, siadam na swoje i czytam litery; zataczam kółka w cztery strony świa-ta, tylko byle nie na czworakach; a imię moje takie samo jak nazwisko – nieznajome 5. jestem piątym kołem, bez fortuny, lecz jakoś się to toczy, nie ma lekko, i koniom też nie jest lżej; kopać nie muszę, zdrowie też niczego sobie, five o’clock teleexpress;

spadam, piona; fifty-fifty, fiu, fiu

6. celujący też czasem trafiony, więc niech topi się w sławie jak ser; totolotka trzeba skreślić, jest cumulus i kłębią się myśli; nie potrzebuję już głowy, by żyć w chmurze;

padam z nóg w mililitrach na metr sześcienny

7. odpocznij za siedmioma górami; niedziela; tak zrobię – 7 życzeń pomnożę przez 7 żyć, nie umierać; nie podzielam zdania, uwagi zostawiam dla siebie

8. szukam ósmego cudu, jednak nie chcę cudować, bo może już był nad Wisłą i miód, i mleko; wciąż płynie mi ślina; ucieknę

Malwina Kolwaska 10 lipca

Idę do toalety

dać – grosik będę dłużna, dobrze?

Katarzyna Psuj

My, czyli urodzeni w latach 90., albo bardziej ja, która myślę, że tacy jesteśmy „my”

Nasi rodzice. Ludzie urodzeni w czasach Polski Ludowej. Kolejki po mięso, którego zabraknie, alkohol, Solidarność, brak wszystkiego, dobra zabawa. Reszta to sklepy uginające się pod ciężarem towarów, PROMOCJE!, telezakupy, Disco Relax przed mszą, praca, pieniądze, coraz więcej rzeczy. I my – dzieci. To ich młodość.

Jacy jesteśmy? Zalani informacjami (które nie wiadomo, czy są potrzebne, bo obiek-tywizm nie istnieje), zalani wciąż powracającym oldschoolem. Mamy duży wybór, wszystko jest stylizowane na coś sprzed czegoś. Religia. Niby jest, ale to też kwestia stylu życia. Wszystko możemy wybrać, ale nie wiemy, czemu akurat to. Próbujemy sobie coś wyjaśniać, tworzyć poczucie bezpieczeństwa, wybierając jakieś filozofie, określone zbiory zasad, ale średnio jesteśmy do nich przekonani. Polityka. LGBT/KNP? A różnie.

Nasi rodzice też musieli się opowiedzieć…

Przejedliśmy się tym, co dla naszych rodziców było powiewem współczesności, cywili-zacji i wolności. Nachalne reklamy, wszędobylskie promocje/okazje/skandale męczą, nie kuszą już, przejadły się. Kolejną naszą cechą jest internetowy ekshibicjonizm, potrzeba dzielenia się ze światem każdym ułamkiem ze swojego życia, oczywiście przedstawionego w melodramatycznej lub musicalowo-radosnej formie. Facebook, Instagram, Twitter itp., itd. Niby anonimowości teraz już nie ma, skoro każdy się rozbiera w Internecie, ale to tylko tworzone świadomie lub w sposób przypadkowy kreacje. Nasze internetowe alter ego.

Nasze obawy. Przyszłość, praca i co dalej? My w opozycji do świata, świat obok nas, my poza światem. Coś gdzieś się dzieje, ktoś coś powiedział w telewizji, w drugiej powiedzieli, że źle powiedział. Każdy z naręczem swoich racjonalnych argumentów.

Każdy ma rację i nikt jej nie ma. I ja w tym piekło-niebie. A przecież trzeba wybrać, to nie jest wcale łatwe, boje się, że może zamykać oczy/zawężać horyzonty, ale gdzieś zwykle się idzie, więc idziemy/wybieramy.

w tym samym momencie. Ciężko nawet usiąść spokojnie, a jeszcze gorzej wyjechać gdzieś, gdzie nie ma Internetu, niby fajnie, ale strach, że będzie trzeba nadrabiać

„świat”, ale się wyjeżdża, no i się nadrabia…

Czego my możemy chcieć? Chyba odnaleźć się w „świecie możliwości”. Znaleźć tzw.

punkt zaczepienia. Może też trochę zmieniać „rzeczywistość” zastaną, ale z większym zrozumieniem/większą wiedzą (i chyba trochę się zmieniło? Ale nie wartościujmy).

Nie jestem pewna, czemu służą moje „wypociny”, ale jeśli ktoś chce wiedzieć, co myślę teraz, tj. 11.01.2015, mając lat dwadzieścia, to jest to właśnie to, co powyżej tego akapitu. Pewnie napisałabym więcej, ale trochę męczący temat. Niekoniecznie jest to manifest pokolenia, choć pytając znajomych, dowiedziałam się, że chyba myślą w miarę podobnie, więc może trochę jest. Dobra, już przestaję się tłumaczyć.

Eryk Rozdolski

W dokumencie Rys – powiedzmy, że – historyczny (Stron 120-126)