• Nie Znaleziono Wyników

PRZED POWSTANIEM OKRĘGU

W dokumencie Dzieje dzielnicy śląskiej "Sokoła" (Stron 46-64)

K

ażdego, kto zainteresował się dziejami Sokoła na Górnym Śląsku, uderzyć musiało, że założenie Sokoła we Wrocławiu

■ wyprzedziło o rok powstanie gniazda w Bytomiu. Godzi się więc spytać, czy był to tylko prosty przypadek, czy też świadome działanie. Niektórzy ludzie lubiący efektowne odruchy łączą po­

wstanie Sokoła we Wrocławiu z odbywającym się tam w lecie 1894 r.

VIII zjazdem ogólnym niemieckich gimnastyków (turnerów) i ra- dziby w tym widzieć tylko odruch Polaków wrocławskich. Skądinąd wszakże wiemy, że nie był to odruch, lecz dobrze przygotowane działanie, przy którym zużyto oczywiście i tę sposobność.

Pamiętać więc trzeba, że w roku 1894 czczono setną rocznicę insurekcji kościuszkowskiej, że zużytkowując odbywającą się w tym roku wystawę krajową we Lwowie urządzono II Zlot Sokoli we Lwowie i oczywiście musiano zauważyć, że wśród krain polskich, w których gniazda sokole mogły powstawać, brak było Górnego Śląska. Naokół jego granic istniały już one: w Poznańskim naj­

bliższe w Ostrowie i Pleszewie, w Małopolsce w Krakowie i Wado­

wicach, na Cieszyńskim w Cieszynie, a nawet od lat 5 w stolicy państwa niemieckiego w Berlinie, powstał już Związek Sokołów w Wielkopolsce, a na Górnym Śląsku jakby nie odczuwano braku tego niezbędnego organu w życiu narodowym, jakim jest wycho­

wanie fizyczne, albo, mówiąc terminologią Romanowicza, hasło siły i zdrowia.

Próby wszakże z Poznańskiego i Cieszyńskiego kazały przewi­

dywać silny opór władz pruskich przeciw przeszczepieniu idei sokolej na Śląsk, trzeba było zrobić przedtem doświadczenie na terenie prowincji śląskiej w miejscowości, któraby nie budziła podej­

rzeń we władzach pruskich, a mogła stanowić niejako precedens.

Spojrzenie działaczy, zajmujących się tą sprawą, padło na Wroc­

ław. Studiowała tam dość licznie młodzież z Poznańskiego, wśród młodzieży śląskiej byli także uświadomieni Polacy, a wreszcie

*

osiadło dość wielu kupców i rzemieślników Polaków. Studenci z Poznańskiego skupiali się w korporacji C o n c o r d i a , założonej w r. 1891, Ślązacy, głównie teolodzy, w T o w a r z y s t w i e N a u k o ­ wym A k a d e m i k ó w G ó r n o ś l ą z a k ó w , założonym w r. 1892, które stało się jakby wylęgarnią księży uświadomionych narodowo,

# a pozostawało w kartelu z Concordia. Towarzystwo to posiadało zasobną bibliotekę przeważnie z darów i sporo czasopism. Niezależ­

nie od tych jawnych organizacyj studenckich działał konspiracyjnie Z et, a więc było skąd brać ludzi do działania w Sokole, a co więcej wychować przyszłych organizatorów i działaczy w gniazdach górno­

śląskich, gdy członkowie choćby nieliczni osiądą na Górnym Śląsku.

t Podnieta wyszła z Krakowa. Dokładnie przebieg wydarzeń przedstawia J a n J a k u b K o w a l c z y k w artykule: Ideały w życiu praktycznym Sokolstwa (Sokół na Śląsku 1936, str. 107): „W mie­

siącach wiosennych 1895 r. przyjechał do Wrocławia naczelny redaktor krakowskiej ,Nowej Reformy', d r B o r o ń s k i . Zetknął się z kilku starszymi obywatelami tamtejszej kolonii polskiej i także z kilku studentami uniwersytetu, do których i ja miałem szczęście należeć. Przyniósł do nas wezwanie Sokolstwa galicyjskiego, byśmy założyli we Wrocławiu gniazdo sokole. Dał nam wszelkie ku temu wskazówki, kładąc szczególnie nacisk na potrzebę łączenia w tej organizacji wszystkich bez wyjątku sfer miejscowej Polonii, gdyż Sokół — tak nas pouczał — to jedyna w Polsce i Słowiańszczyźnie organizacja, która nie zna różnicy stanów, dopuszcza w swe szeregi , wszystkie sfery społeczne, słowem jest organizacją na wskroś demo­

kratyczną. Boroński jako emisariusz Sokolstwa małopolskiego wszczepił w nas Ideał Demokratyczny. Jako wzór do naśladowania wskazał nam prócz Sokolstwa małopolskiego także coraz liczniej w owym czasie organizowane gniazda sokole w Wielkopolsce...

Ideał demokratyczny, wskazany i nakazany nam przez redaktora

| Borońskiego, ziściliśmy w naszym gnieździe jak najsumienniej.

W skład jego bowiem weszli przedstawiciele wszystkich stanów:

szlachta, synowie mieszczańscy, chłopscy i robotniczy, przemy­

słowcy, kupcy, rzemieślnicy i robotnicy, studenci uniwersyteccy, czeladnicy rzemieślniczy i pomocnicy kupieccy, słowem wszystko, co czuło w owym czasie po polsku, a interesowało się życiem narodo­

wym, skupiało się w Sokole wrocławskim."

Nie wiem, czy jest to pomyłka druku, czy pamięć zawiodła sen.

Kowalczyka, ale faktem jest, że Sokół we Wrocławiu powstał dnia 47

21 lipca 1894 r., a więc i przyjazd Borońskiego musiał nastąpić wiosną 1894 r. U kolebki Sokoła wrocławskiego stał wszakże nie tylko Kraków i Związek wielkopolski Sokołów, jakąś rolę odegrało także sokolstwo czeskie, bo kiedy obchodzono piętnastą rocznicę istnienia gniazda, w sprawozdaniu z tej uroczystości znajdujemy taki ustęp: „Między licznymi telegramami prywatnymi, gniazd za­

proszonych, Wydziału Związku i Wydawnictwa ,Sokoła' — ogólny poklask znalazły dwa listy pewnego gniazda czeskiego, z którym dawne nas łączą węzły przyjaźni i odnośnego okręgu." (Sokół 1909, str. 192.)

Członków na pierwszym zebraniu było 43, w ciągu następnego półrocza przybywało ich i ubywało kilkunastu, tak, że ogółem do dnia 1 lutego 1895 r. wpisano 62, liczono zaś dnia 1 lutego człon­

ków 51. Prezesem był fabrykant M a r i a n H u b i ń s k i , naczelni­

kiem jego buchalter P a w e ł H a r k i e w i c z , a pomagał mu akademik Górnoślązak E m a n u e l Twór z.

Próba stosunku z władzami pruskimi wypadła niezbyt pomyśl­

nie. Gniazdo wrocławskie zwróciło się do Magistratu we Wrocławiu o wyznaczenie mu godzin na ćwiczenia w miejskiej sali gimna­

stycznej, powołując się na to, że do towarzystwa należą obywatele pruscy, płacący podatki, a więc posiadający równe prawa do urzą­

dzeń publicznych jak towarzystwa gimnastyczne niemieckie. Przy­

puszczać można było, że we Wrocławiu, leżącym w krainie już niemieckiej, władze miejskie będą liberalniejsze niż np. w Poznań­

skim i jeżeli same będą rozstrzygać, podanie choćby częściowo uwzględnią. Miałoby to pewne znaczenie w dalszym rozwoju Sokoła na Śląsku. Widocznie jednak istniały już pouczenia „z góry" i na­

stroje niemieckie odbiegły daleko od entuzjazmu, z jakim w r. 1868 witały stowarzyszenia gimnastyczne niemieckie na stacjach śląskich wycieczkę Sokoła lwowskiego do Poznania. Odpowiedziano gniazdu wrocławskiemu najpierw poradą, aby członkowie zapisali się do Turnvereinu, co zapewne byłoby z korzyścią dla tego stowarzy­

szenia niemieckiego, skoro zjazd wrocławski w r. 1894 wypadł marnie, a pod pewnymi względami kompromitująco. Na dalsze nalegania udzielił magistrat wrocławski drugiej, dłuższej odpo­

wiedzi, której sens streszczał się w uzasadnieniu odmowy tym, iż Sokół zamierza „pielęgnować uczucie narodowe, które stoi zasadni­

czo w przeciwieństwie do ogólnej idei państwowej". Było to jasne 48

t

stwierdzenie, że uczucia narodowe polskie w jakiejkolwiek pojawia­

jące się formie nie dadzą się pogodzić z pruską racją stanu.

Wydział Sokoła wydzierżawił wobec tego salkę gimnastyczną prywatną, zaopatrzoną nieźle w sprzęt gimnastyczny, na piątki od godziny 9 do 11 wieczorem i rozpoczął w niej ćwiczenia regularne, na które uczęszczało ogółem 34 członków, na jednej zaś lekcji bywało przeciętnie po 14. Obok tego odbyto w ciągu pierwszego półrocza istnienia 7 zebrań członków i 1 wycieczkę. Założono także bibliotekę wyłącznie z darów, liczącą po 6 miesiącach 85 książek.

Strona finansowa przedstawiała się następująco: wpisowe wynosiło 1 mk, wkładka 50 fen miesięcznie, zebrano zaś za 6 miesięcy 198,20 mk, wydano 126,87 mk, nadto na fundusz sztandarowy uskładano 53,13 mk. Z tych cyfr wynika, że składki uiszczano regularnie, skoro po odtrąceniu 62 mk na wpisowe wypada prze, ciętnie na miesiąc 23 mk, czyli suma wkładek od 46 członków, było ich zaś, jak widzieliśmy, początkowo 43, po pół roku zaś istnienia 51. Dnia 6 grudnia 1894 przystąpiło gniazdo do Związku sokolego w Poznaniu, w zlocie okręgowym w Ostrowie, jako wcześ­

niejszym, udziału nie wzięło. Dnia 3 lutego 1895 r. urządziło wieczornicę sokolą w sali Loży, która się udała. Rozdano na niej publiczności kartki z orłem polskim i mottem Ludwika Wolskiego:

„W nas i przez nas Polska żyje, nasze dłonie, a nie czyje, mogą zgubić ją. Czołem Ojczyźnie, szponem wrogowi!" Napis ten wy­

wołał polemikę z redakcją Przewodnika Gimnastycznego, która wo­

lałaby zamiast wyrazu z g u b i ć — zbawi ć . (Przew. Gimn. 1895, str. 47 i 58.) W następnych latach nacisk policyjny wzmógł się, przeszkadzano wieczornicom i zebraniom towarzyskim, wyrówny­

wa jąc pod tym względem postępowanie we Wrocławiu z metodami na Górnym Śląsku. Gniazdo wszakże rozwijało się nadal.

Stosunki z Krakowem nie ustały w następnych latach i na zlocie ogólnym w dniach 28 i 29 czerwca 1896 r. w Krakowie poświęcono tam obok sztandaru związkowego i krakowskiego także sztandar gniazda wrocławskiego. W Związku sokolim w państwie niemiec­

kim odgrywał Sokół wrocławski poważną rolę, skoro w Wydziale związkowym w 1901-4 był znany już nam Paweł Harkiewicz II za­

stępcą prezesa, a w roku 1899 należał do grona nauczycielskiego na kursie dla naczelników w Poznaniu.

Na Górnym Śląsku ruch sokoli zaczął się w następnym roku.

Oddziałał przykład Wrocławia i Poznańskiego i to jest sprawa

Dzieje ,,Sokola" 4

49

*

bezsporna, ale czy nie było także wpływu małopolskiego i to idącego nie z głównych miast, lecz z małej wioski, oto pytanie, na które może przyszłe badania rzucą jakieś światło, choć w to można powątpiewać. Jest to historia dość niezwykła i prawdopodobnie zupełnie samorzutna. Oto w kwietniu 1895 r. chłopi w nadgra­

nicznej wiosce J e l e n i u w powiecie chrzanowskim zawiązali po wystaraniu się o zatwierdzenie statutu pierwsze gniazdo włościań­

skie. Głównym działaczem był pierwszy prezes tej placówki, wójt Antoni Lipka, ćwiczyli zaś pod kierownictwem naczelnika Jana Filipowicza w ogrodzie lub szopie Lipki. Nie otaczano ich ze strony władz sokolich zbytnią opieką, możnaby raczej stwierdzić coś przeciwnego, Sokół ten jednak wytrwał dość długo, przynależąc

do roku 1902 do Związku małopolskiego, a widnieje jeszcze jako • pozazwiązkowy na mapie w Pamiętniku IV Zlotu w r. 1903. Drugie

gniazdo włościańskie powstało w 5 miesięcy później w rodzinnej miejscowości Jana Kasprowicza w S z y m b o r z u na Kujawach i również po pewnym czasie zanikło.

Sądzę, że przykład Jelenia musiał na Śląsk oddziałać choćby

tylko jako pokazowy dowód, że Sokół nie jest jedynie dla inteli- , gencji lub mieszczan, lecz dla wszystkich warstw narodu polskiego;

Jeżeli nie miał wpływu na powstanie gniazd w większych miastach,;

to przynajmniej dla powstania gniazd w Brzezince i Kosztowach, położonych po drugiej stronie granicy o jakąś milę zaledwie, przyjąć go należy zwłaszcza, jeżeli weźmiemy pod uwagę datę powstania pierwotnego gniazda w Mysłowicach 1903 i w Kosztowach 1905.

Dnia 13 p a ż d z i e r n i k a 1 8 9 5 .r . założono pierwsze gniazdo na Górnym Śląsku w By t o mi u . Twórcą gniazda był Poznańczyk J ó z e f T u c h o l s k i , który zebrał około 20 ochotników na przyszłych sokołów. Prezesem wybrano S t a n i s ł a w a S z t y k o w s k i e g o , za­

łożyciela zaś Tucholskiego naczelnikiem. Skład gniazda był po­

dobny do gniazd w Poznańskim: kupcy i rzemieślnicy w przeważnej , części. Nowym tworem zaopiekowała się nader gorliwie policja,

zwłaszcza, że już z końcem roku 1895 wiadomo było, iż przygoto­

wuje się następną placówkę w Katowicach. Jeżeli nawet z punktu widzenia pruskiej racji stanu trudno jest czasem zrozumieć politykę tego państwa wobec Polaków, to tym bardziej niepojęte są jej drogi w stosunku do Sokoła. Powtarzając raz jeszcze zastrzeżenie o war­

tości wszelkich przypuszczeń, owego gdyby w historii, trudno prze­

cież obronić się wrażeniu, że władze pruskie robiły wszystko, co 50

»■

mogły, wbrew oczywistej logice, aby z najdrobniejszych wydarzeń kuć oręż nie dla siebie, lecz właśnie dla tej idei, którą chciały zwalczyć, dla idei polskiej. Bo wyobraźmy sobie, na chwilę choćby, następstwa względności władz wobec powstających gniazd sokolich;

zapewne powstawałyby szybciej, ale niewątpliwie ich cała działal­

ność poszłaby w kierunku głównego celu statutowego, a nawet w pewnych wypadkach dałaby się zużytkować do stępienia ostrza patriotycznego o celach wybiegających poza granice państwa pru­

skiego. Historia gniazd małopolskich, gdyby ją władze pruskie przestudiowały bez uprzedzeń i obawy, wskazywała na cały szereg możliwości.

Wydział Związku Sokołów polskich w państwie niemieckim wy­

szedł jakby naprzeciw takiej polityce rządu, wydając w roku 1897 dwa oświadczenia, w których odgradzał sokolstwo związkowe od wszelkich poczynań, wykraczających w dziedzinę polityki poza gimnastyką. Nie zdało się to na nic i na Zjeździe delegatów dnia 26 marca 1905 r. w Poznaniu powzięto jednogłośnie następującą uchwałę: „ G ł ó w n y m n a s z y m c e l e m j e s t u p r a w i a n i e ć w i ­ c z e ń c i e l e s n y c h ; p o n i e w a ż j e d n a k w ł a d z e p o l i c y j n e z a c h o w a n i e m s i ę s wy m wobec n a s w i e l u g n i a z d o m s y ­ s t e m a t y c z n e z a j m o w a n i e si ę g i m n a s t y k ą w p r o s t u n i e ­ m o ż l i w i a j ą , p r z e t o z m u s z e n i j e s t e ś m y cel n a s z r o z s z e ­ r z y ć na b u d z e n i e w ś r ó d c z ł o n k ó w n a s z y c h T o w a r z y s t w j a k w ś r ó d l u d u n a r o d o w e j oś wi a t y . "

Ale nad wszelkimi krokami państwa pruskiego wobec Polaków zaciążyła przemożnie obawa, wytwarzająca zbytnią przezorność i niecierpliwość w chęci stłumienia ruchu polskiego jak najszybciej i najprędzej. Dziwna to była obawa potężnego państwa militarnego o 60 niemal milionach mieszkańców, wspomaganego przez sojusz­

nika 50 milionowego i mogącego liczyć na poparcie pod tym względem stumilionowej przeszło Rosji przeciw rozdartemu na trzy zabory narodowi o dwudziestu kilku wówczas milionach, nie posia­

dającemu ani własnego silnego przemysłu ani własnego handlu, tylko niczym niepokonaną chęć życia , i w obłokach jeszcze przeby­

wającą, a według ludzkich przewidywań nierychło mającą się urze­

czywistnić ideę niepodległości. Pod pozorami wszakże lekceważenia Prusy żywiły trwogę przed polskością, a punktem, w którym ją odczuwały najwrażliwiej, był Górny Śląsk. Przyczyny tej trwogi tkwiły zapewne w poczuciu niepewności posiadania ziem polskich,

51

(■

w świadomości, że droga, na której do nich doszły, prowadzi także w odwrotnym kierunku, w zawodności dotychczasowych środków, którymi te kilka milionów Polaków w zaborze pruskim chciano i próbowano dorywczo skłonić do rozpłynięcia się w niemczyźnie, w niejasnym i tłumionym przypuszczeniu, że ma się do czynienia z jakąś siłą wyższą od siebie, w niezrozumieniu wreszcie duszy polskiej, wobec której wszystkie miary dobre dla oceny duszy niemieckiej zawodziły bezapelacyjnie. Ci Górnoślązacy, których czasem triumfalnie okrzykiwano za rdzennych Prusaków o odręb­

nym tylko, niewiadomo w jaki sposób wkorzenionym w nich na­

rzeczu niby polskim, w chwilach rzadkiej szczerości wydawali się dopiero tym, czym byli naprawdę, Polakami, niczym istotnym nie różniącymi się od swych współbraci z Poznańskiego, Pomorza, Kongresówki i Małopolski.

Jeżeli strach lokalnej drobnej biurokracji mógł mieć nie bez udziału jej umysłowości wielkie oczy, przeceniające każdy drobiazg w życiu jednego powiatu, to na wyżynach administracji, w stolicy państwa należało się zdobyć na trzeźwość i poskromienie zapędów małych urzędniczków, zaniepokojonych czy to o swoje zasługi, czy o poszanowanie panującej narodowości, objawami, które wszędzie indziej wydałyby się raczej śmieszne niż groźne. Tej trzeźwej oceny wypadków nie było i być nie mogło z dwu powodów głównych, pomijając inne mniej może ważne. Oba tkwiły głęboko w umysło­

wości niemieckiej. Jednym była skłonność do przemyśliwania zjawisk życia z przysłowiową gruntownością niemiecką, która w końcu zawsze wymalować musiała przysłowiowego również diabła na ścianie; drugim radykalizm środków, opierający się o zasadę, że cios jest najlepszą obroną. Przyśpieszało to nie tylko przebieg procesów, które w innych warunkach trwałyby o wiele dłużej, lecz także doraźnie wyolbrzymiało znaczenie objawów, przeciw którym wyruszano w pole z taką potęgą, i budziło w umy­

słach szerokich warstw ludowych przekonanie, że coś o wiele większego kryje się za niepozornym wyglądem zewnętrznym zwal­

czanych objawów, a w następstwie tego ciekawość, żeby się z tym zetknąć osobiście, wreszcie zaś wspólność prześladowań i cierpień łączyła skuteczniej coraz liczniejsze zastępy niżby to zdołali zrobić najzdolniejsi kierownicy ruchu. Ze stanowiska polskiego, dziś zwłaszcza, gdy najgorsze ciosy są poza nami i zacierają się cza­

sami w pamięci, można dziękować Opatrzności, że stworzyła nam 52

z zaboru pruskiego twardą szkołę życia i wyhodowała w niej naj­

trzeźwiejszy gatunek nowożytnego Polaka, ale niemniej zrozumieć nam trzeba, że inaczej często przedstawiało się to oczom współ­

czesnych, którzy z trudnością mogli pogodzić się z myślą, że w państwie cywilizowanym i konstytucyjnym prawo przestaje obo­

wiązywać wobec Polaków.

Po tych uwagach zrozumialsze może stanie się postępowanie władz pruskich wobec gniazda bytomskiego i innych górnośląskich.

W ich przekonaniu nie kilka dziesiątek polskich kupców i rzemieśl­

ników łączyło się po to, żeby uprawiać gimnastykę i pośpiewać polskie pieśni, to nie było urwanie niemczyźnie kilkunastu czy kilku­

dziesięciu turnerów, — to były pierwsze kadry armii polskiej o nie­

wiadomej liczebności i zamiarach, której mundury i czerwone gary- baldówki wskazywały na łączność z jakimiś groźnymi dla przyszło­

ści Niemiec zastępami.

Trzeba było więc pruskim urzędnikom walczyć z tym niebezpie­

czeństwem i walczyli, jak się dało: „prawem i lewem“, szpiego­

stwem, natrętną asystą, wtrącaniem się w najdrobniejsze szczegóły potrzebnie i niepotrzebnie, postrachem i szerzeniem przesadnych wiadomości, walczono w ostatecznym wyniku bezskutecznie. Odpa­

dali słabsi, zostawali silni i skupiali obok siebie coraz bardziej zdecydowanych na wszystko zwolenników. Osięgano różnymi spo­

sobami jeden cel, że sokoli ćwiczyli mało i doraźnie, cel niewątpliwie zamierzony, ale dopomagano także do celu niezamierzonego, że działalność swoją przenosili na inne dziedziny i stawali się coraz gorliwszymi Polakami, doskonalił się ty p w i a r u s a , doświadczo­

nego w walce z policją, bijącego ją często środkami, których nie wymyśliłby pozostawiony w spokoju.

Głównym zapaśnikiem po stronie pruskiej był w tej walce komisarz M ae d l e r i jego pomocnik Korda. Najniewinniejszym jeszcze sposobem, jaki wymyślił dla utrudnienia działalności Soko­

łowi bytomskiemu, było obchodzenie restauratorów i namawianie ich, aby za wypożyczenie sali żądali niemożliwej sumy (50 mk), którą nawet restaurator uznał za wygórowaną i zażądał 30 mk, a zgodził się na 15. Potem zaczęto restauratorów odstraszać od wynajęcia sali groźbą odmowy zezwoleń na zabawy, aż wreszcie gniazdo przeniosło się na Rozbark, lecz i tam zastosowano te same środki. Doprowadzono do przerwania ćwiczeń, gdyż niezamożnych druhów nie stać było na budowę choćby szopy. Wcześnie także

zastosowano system rewizyj tak w lokalu gniazda jak u poszcze­

gólnych druhów dnia 13 i 14 grudnia 1896, oraz wytaczanie pro­

cesów w tym celu, aby na podstawie wyroku sądowego ogłosić

„Sokoła“ za towarzystwo polityczne. Ponieważ D o m b e k jako prezes nie zgłosił 2 druhów z Brzezinki tamtejszemu urzędowi, lecz tylko policji w Bytomiu, został przez Sąd ławniczy w Bytomiu dnia 21 grudnia 1896 r. skazany na 30 mk grzywny, a Sokół uznany za towarzystwo polityczne, co umotywowano wyjazdami do Krakowa i Wrocławia, otrzymaniem zaproszenia na zlot do Poznania, obec­

nością na rocznicy gniazda „wielkopolskich agitatorów" ( K o r a ­ s z e ws k i z Opola, Okulicz z Katowic, Łukasik z Bytomia), uży­

waniem wyłącznym języka polskiego, brakiem łączności z turnerami i t. p. Łączy się to z procesem Lewandowskich, o którym niżej;

Bytom chciał pokazać się bardziej pruski niż sąd ławniczy w Kato­

wicach. Istotnym powodem była obawa przed wzrostem gniazda, albowiem z 25 członków w październiku 1895 urosło ono w styczniu 1896 r. uo 56, w tym zaś 34 ćwiczących. To wszystko nie złamało druhów bytomskich; co słabsi odpadli, reszta wytrwała. Dopiero w r. 1898 udało

się

zdobyć salę na 1 godzinę w tygodniu. Drugim prezesem gniazda od 5 stycznia 1896 r. był P a w e ł Do mb e k , trzecim od 1898 r. najwytrwalszy może J ó z e f P i e t r z y k o w s k i .

Gniazdo w K a t o w i c a c h powstało 15 m a r c a 1 8 9 6 r. w mie­

szkaniu A l e k s a n d r a L e w a n d o w s k i e g o , gdyż restaurator od­

mówił w ostatniej chwili wynajętej poprzednio sali. Zebrani w liczbie 20 wybrali prezesem Aleksandra Lewandowskiego kupca, naczelnikiem W a c ł a w a O k u li cza. Następne zebranie rozwiązał Maedler, potem na kilka miesięcy uzyskano salkę u restauratora Heinzego na dzisiejszej ul. 3-go Maja, lecz ją utracono i innej nie zdołano już zdobyć, tak, że w roku 1897 musiano czynność Sokoła zawiesić. Wpłynął na to zapewne i proces Lewandowskich: prezesa i jego bratanka Teodora o mundury sokole, w których wyruszyli na uroczystość rocznicy gniazda bytomskiego 27 września 1896 r.

Widokiem ich poczuli się obrażeni zastępca burmistrza katowic­

kiego Kosch, geometra v. Collas i redaktor Berger, żyd, a następnie znalazł się jeszcze jeden świadek obrazy uczuć niemieckich, konku­

rent Lewandowskiego, żydowski kupiec Singer. Obraza polegała nie tylko na ubraniu się w mundur sokoli, lecz także na tym, że tacy zwykli ludzie (so gewohnliche Menschen) ośmielili się pokazać w poczekalni 2-giej. klasy na dworcu bytomskim. Sąd ławniczy * 5 4

*

w Katowicach 26 października 1896 r. uwolnił oskarżonych od winy i kary, lecz prokurator Pieper apelował wyżej, w drugiej instancji w Bytomiu zasadzono ich na grzywnę po 30 mk lub 5 dni więzienia, a w apelacji we Wrocławiu zniesiono wyrok bytomski na Aleksandra Lewandowskiego, zatwierdzono zaś na Teodora. Le­

wandowski był rodem z Pomorza. Z przebiegu tego procesu zasłu­

gują na uwagę dwa fakty: 1) że już prokurator Pieper w odwołaniu wystąpił z twierdzeniem, iż Sokół jest towarzystwem politycznym, co miało dla władz pruskich niemałe znaczenie dla walki z nim i zostało wreszcie ustalone w r. 1902 w procesie Sokoła inowroc­

ławskiego; 2) że władze wydały zakaz noszenia mundurów sokolich.

Był to wielki cios dla niezamożnych druhów tym bardziej, że

Był to wielki cios dla niezamożnych druhów tym bardziej, że

W dokumencie Dzieje dzielnicy śląskiej "Sokoła" (Stron 46-64)

Powiązane dokumenty