• Nie Znaleziono Wyników

Prze strzeń przeżywana Strna d la

W dokumencie Współrzędne czasu i miejsc (Stron 76-200)

Dla całej twó r czo ści li te ra c kiej Jo sefa Strna dla (1912–1986) chara ktery sty cz -ne jest to, że mo że my dla niej wska zać po do b ny plan. Jest nim ro dzin ny krajo braz Wołosz czy z ny, któ ry jest in ten sy w nie post rze ga ny, wyjątkowy i sta le atra kcy j ny.

Jego przy b li ża nie jest rea li zo wa ne wraz z emo cjo na l nym opi sem do świa d cze nia wy ra żo nym w pro stych ob ra zach, na sy conych wie j ski mi re a liami i ba zujących na we wnę trz nej re fle ksji oj czy z ny prywatnej. Wa ż nym mie j s cem sta je się dom ro -dzinny w Tro ja no vicach, beskidzka po siadłość pod Radhoštem i wzgó rzem Mjaší.

Po do b nie jak przy roda przez wie ki rządzi się swy mi we wnę trz ny mi, ar che ty po wymi prawa mi, tak i Strna del wra ca do swo ich gór, zna j du je swo je ko rze nie w ta m -te j szych mi to twó r czych opo wie ściach, sta rając się przy okazji okre ślić miejsce człowie ka w świe cie. Ich nad zwy cza j ność spo czy wa w tym, że co raz bar dziej zy-skują na fo r mie po ety c kiej, od wołującej się za rów no do początków świa do mo ści, jak rów nież do snu i ima gi na cji. Za pre zen towa ny przez Strna dla ob raz wołoskie -go pe j zażu nie sie w so bie harmo nię i spo kój, cha ra kte ryzu je się ukie runkowa niem ku gó rze, kro cze niem pod gó rę i spo j rze niem na chmu ry. Powie dze nie, że „každý člověk nosí v sobě svět”, stało się cre do au to ra. Świat Strna dla jest wy cinkiem kon kre t ne go krajo brazu, wzmo c nio nym przez tra dy cję, zwy czaj i świa do mość społeczną. Pię k no zna j du je m.in. na łące pełnej brzę cze nia owa dów, wi dzi je w źdźbłach trawy, w krza kach dzi kiej ró ży i jarzę bi ny, w dzie wię ć si le, go ryczce, wil czo m le czu, w ro ślinach, któ re sa mo rzu t nie po ra stają wzgó rze i któ re są zwią-za ne rów nież z gro ba mi przo d ków oraz z ro dową przeszłością.

Ślady pamięci

To pos miejsca w prozie Strnadla jest w du żej mie rze kształto wa ny przez ob ra -zy, któ re nie są je dy nie sta tycznymi opisami kon kre t nych miejsc, ale sta no wią świat ru chu i dy na mi ki. Jo sef Strna del, podo b nie jak je go brat, An tonín Strnadel (1910–1975), ma larz, post rze ga prze de wszy stkim wi zu a l nie, do ce nia per fe kcyj-ną grę światła i cie nia. Wy sta r czy, że przyjrzy się dokład nie te mu, co go ota cza i już wszy stko zapisuje w swojej pa mię ci. Wi dok z ok na do mu ba b ci z cza sów dzieci ń stwa za dzi wia mi kro dotknię cia mi, są to wspo mnie nia ob da rzone szcze -gólnym cza rem. Cza sa mi ma my wra że nie, że au tor słucha we wnę trz ne go głosu, w du szy odtwarza ob raz do mu, je go wyjątkowej at mo s fery i za pachów, przy wołuje pejzaż Be skidów jak wyłaniający się ob raz na fo to gra fii i je dynie słowem re

-je stru -je to, co przez wie le lat ży cia za cho wał w so bie, nie za le ż nie od te go, jak długo mie sz kał w Br nie, Pra dze czy za gra nicą. In nym ra zem zaś ob ra zo we sce ny oddziałują jak se k wen cja filmowa, migną w pa mię ci, po ja wią się we śnie i na ty ch -miast zni kają. Po wro ty do dzie ci ń stwa do dają mu jed nak siły, pogłębiają świadomość pe w no ści, że chodzi o nie po wta rzalną współprzy na le ż ność, o dom ro dzin ny, o dom, któ ry jest pod stawą je go sfe ry emo cjo na l nej. Ob ra zy i sce ny są związa ne rów nież z to ż sa mo ścią na rra cyjną Strnadla i fun kcjo nują w połącze niu z pro ce sa mi o cha ra kte rze ciągłym i nie ciągłym. Tworzą coś, co jest głębo kim śladem pa -mię ci, co człowieka prze ra sta swoją wyjątko wo ścią i uni wer sali z mem, a co Strna- del ja ko pi sarz po tra fi w nie po wta rzal ny spo sób prze kształcić w tekst li te ra cki.

„Člověk se musí vra cet, aby mohl žít teď, ve svém čase” – mó wi Strna del w pó ź -nym wy bo rze te kstów wspo mnie nio wych i publi cy sty cz nych pt. Hadí mléko (1986).

Powroty do krajo bra zu i lu dzi, któ rych poznał, po sia dają swoją mo ty wa cję.

Nie kie dy łączy je wspo mnie nie, in nym ra zem wia ra w to, że przy ro da ży je z czło-wie kiem w ta je mni czej wspól no cie, że lo sy człoczło-wie ka i na przykład drze wa są ze sobą tak po wiąza ne, że ja k by wbi jają się mię dzy sie bie kli nem. Nie ma zna cze nia, czy związek ten wyni ka z wy ob ra ź ni, z tra dy cji bal ladowej, czy też opie ra się na rze czy wi s tych do świa d cze niach, w po szcze gó l nych losach za wsze jest wy ra ża ny za po mocą me ta fory czasu. Toczące się wy da rze nia niosą w so bie przeszłość, mają stru ktu rę wa r stwową, do której zo sta je dołączona tera ź nie j szość. Strna del oży wia ideę wie cz ne go ży cio daj ne go źródła światła, w ten spo sób wbrew wszystkie mu odczuwamy od na wialną ra dość z co raz to no wych do świa d czeń, wraz z au to -rem po dzie lamy ciągłą po trzebę obe cno ści pię k na.

Połączenie czasu zew nę trz ne go i wew nę trz ne go

W twó r czości ar ty sty cz nej Josefa Strna dla zna j du je my ta k że od zwier cied le -nie in ne go wy da rze nia, ja kim był wy jazd z do mu do Br na na stu dia, a na stę p -nie do Pra gi. Jed nak najsi l niej prze ma wiającym ob ra zem jest au ten ty cz ne do świa d cze nie are szto wa nia z dnia 17 li sto pa da 1939 roku i osa dze nie w obozie kon cen tra cyjnym w Sach sen ha u sen nie da le ko Ora nien burga w ra mach „re e du ka cji” stu den -tów. Do cho dzi tu do kon fron tacji zie mi ro dzin nej z zagra nicą, człowie cze ń stwa z brutalną siłą (Noc je vlak, který je de domů, Noc v patách, Li sto pa d ky). Ne ga cja pro wa dzi go jed nak ta k że do po zna nia lu dz kiej soli da r no ści. Do świadczywszy ży cia w ogra ni czonej, za mkniętej prze strze ni w ciągłym lęku i strachu, zro zu miał, co to zna czy żyć jak za szczu te zwie rzę. Prze żył, po nie waż ko chał ży cie i po tra fił cie szyć się z przy ro dy, z ka wałka nie ba nad głową, lo tu pta ków, z ko ry drzew, ze wspo mnień o górach, łąkach i polach:

Čas nikdy z kořenů nevyvrátíš.

Jeho chuť poznáš, teprve až když mine (Li sto pa d ky 1970: 79)

W tym okre sie twórczości Strna dla wy stę pu je za rów no czas ko s mi cz ny (pod -kreślony przez cy kli cz ność przy ro dy), jak rów nież czas zewnętrzny, fi zy cz ny, me cha ni cz ny, do którego mo że my zostać prze nie sie ni (w opo wia da niu Odpočítaný čas). Jed nak na dal ważny jest czas we wnę trz ny, wypełniany z włas nej po -trzeby. Czas ten jest pro gre sy w ny, twórczy i żywy. Ma my wra że nie, że Strna del kie ru je się ideą, iż czas ne ga tywny trze ba prze zwy cię żyć cza sem we wnę trz nym, przy czym czas we wnętrzny mo że być urze czy wist nio ny je dy nie przez mit lub po -ezję. W obo zie re cytuje ra zem z ró wieś ni ka mi ulu bione wiesze, np. Františka Hrubína, i cze r pie z nich wraz z powrotami do dzie ci ń stwa ży cioda j ne siły. Czas sta je się w je go twó r czo ści fe no me nem eg zy sten cjalnym, za je go po mocą de fi niu -je ży cie i śmierć, ale nie sie on w so bie rów nież coś, co opie ra się na po wro tach i marzeniach, co da je nie zli czone mo ż li wo ści, urze czywi st nia ne i ilu zo ryczne.

Połącze nie czasu ze w nę trz nego i we wnę trz nego, zda rzeń rea li sty cz nych i senne go ma rze nia, na bie ra u Strna dla cha ra kteru in tym nego i za wie ra w so bie mo ż li wość ge ne ro wa nia siły. Miłość do zie mi ro dzin nej i do mu ro dzin ne go przeni ka do je go fi lo zo fii ży ciowej, a pię k no do mi nu je w całej twórczości. Wraz z dąże niem do za cho wa nia rodu pro wadzi go to do prze ko na nia, że prze trwa nie i kon ty nu a cja są mo ż li we. W utwo rze Hořká tráva słyszymy wy zna nie:

Člověk se ztratí z hrobu, ze země, přejde do trávy, do stromů, do listí, do větru, do krajiny, do hvězd (Strnadel 1979: 43),

któ re prze ni ka do ty tułów je go książek i roz działów, będących mi mo wol ny mi me -ta forami, po nie waż odwołują się do lu do wych nazw ziół rosnących na łąkach (Sto li stky, Zimozelení). Wszy stko po wta rza się cy kli cz nie, dla te go so s ny i mo -drze wie Strna dla da lej rosną w Gru ni po wo li i kołyszą na wietrze swoimi smuk-łymi ciałami, w tra wie wie czór da lej wa bi ko chan ków, a ich ciał szu kają ama ran ty.

Pozycja gatunku

Roz wa żając kwe stie ga tun ko we w twó r czo ści Strna d la, na le ży stwier dzić, że sto su je on Ba ch tinowską „pa mięć ga tun ku”. Być może ma to związek z na tu ralną zdo l nością au to ra do słucha nia i pro wa dze nia dia lo gu z oso ba mi, które spotykał.

Po tra fi ści śle połączyć ob ra zy wołoskie go pejzażu z ludźmi, któ rzy tam mie sz kają, po tra fi cze r pać z przeszłości, która sta je się za ro d kiem przyszłości. W uni katowy spo sób łączy akty mo wy z po zo stałymi czę ścia mi tekstów, prze ka zy wa -nych ust nie, któ re wyłaniają się jak ob ra zy na szkle. Wszy stko ma u nie go swoją wa r tość i nie ma zna cze nia, czy chodzi o świat wi dzia ny przez ze r wa ne źdźbło tra wy, z któ re go ro bi się pętelkę, a po tem zaszkli się ją śliną jak dzie cko, czy o pa no

ra mę całych Be ski dów. Te ch ni ka Str nad la przy po mi na nie kie dy zmien ność mo -tywów w pio senkach lu do wych. To o nich na pi sał kie dyś, że niosą w so bie za pach kwitnących pól ko ni czy ny, dzi kich jabłoni, słone cz nych miedz, sko szo nych łąk i za ora nych pól, brzę cze nie pszczół z uli ro so chatych lip, jest w nich wio senny po -wiew, który czo chra po la gę stego zie lonego ży ta, le t ni od dech krajo bra zu sta wów ry b nych, szum wiatru. Opo wiadają nam o świe cie, którego działanie wy zna cza słońce, gdzie wszy stko się powtarza, dla te go po mo c ni ki, które kie dyś po kry wały okrągłymi skó rza ny mi li ste cz ka mi połowę mie dzy, je sz cze nie za nikły i nie zginą, do pó ki słoń ce bę dzie na nie świe cić przy naj mniej co ja kiś czas (Strna del 1979:

70).

Pod wzglę dem stru ktu ry motywów na tu ra l ne ob ra zy i sce ny od po wia dają pro -ste mu, skro mne mu ży ciu, w któ rym ty l ko po zo r nie niewie le się dzie je, rządzi nim ra czej kon ty nu a cja. Ma my wra że nie, ja ko by Strna del wszy stko gro ma dził w so -bie, po zwa lał temu dojrzewać i do pie ro z per spekty wy cza su nie któ re ele men ty pa mię ci roz ja ś niają się, a na stę p nie znajdują wy raz w wy po wie dzi ar ty sty cz nej.

Spo sób myślenia Strna d la o cza sie i spo sób je go po da nia jest po do b ny do śla du, o któ rym wie lo kro t nie wspo mi na fran cu ski fi lo zof, Pa ul Ri co e ur (2007, 2012).

Wszystko to dopie ro opo wiedziane i pod da ne trans fo r macji zna ko wej na bie ra głęb sze go, nie mal egzy sten cja l nego zna cze nia. Śla dy oży wiają przeszłość, któ ra zo -stałaby zapomniana, roz wi jają wy ob ra ź nię i stają się nie zwy kle aktu alne. Idea i los jed no stki, fikcja i zda rzenie nie są od sie bie zby t nio od da lo ne, dla te go re kon -stru k cja pa mię ci sta je się u Strna dla czymś odra dzającym.

Twó r czość Strna dla obe j mu je głów nie epi kę, cho ciaż in spi ra cję cze r pie on za -rów no z ust nej po ezji lu do wej, jak też z twó r czo ści pie ś niowej, któ ra wchłonęła ele men ty dra ma tu (np. wę dro w ne wołoskie pa sterskie sztu ki bożonaro dze niowe).

W je go te kstach kon se k wen cja genologiczna nie jest de cy dująca. Po szcze gó l ne ele men ty ga tunkowe krzyżują się w te k ście, cza sem sta no wią punkt wyj ścia (Ko -le da je ve vánoce, nechť si po ní chodí, kdo chce), kie dy in dziej do da tek. Te ksty nie muszą być wy ra ź nie okre ślo ne ga tunkowo. Ta k że w utwo rach prozato r skich pie ś nio wość wy stę pu je w ró ż nych kon te kstach. Nie kie dy pieśń jest włożo na w usta śpie wa ka (akty w ne go ucze st ni ka), któ ry śpiewem wy ra ża ra dość z jasnego nieba i czystego, rze ś kiego po wie trza, z do bre go na stro ju czy przy je mnych od-czuć. We wspo mnie nio wej re fle ksji pod ty tułem Královna zlatých polí (Hořká tráva) mo że my łatwo wy ob ra zić so bie pa stu sz ka, któ ry śpie wa głoś no tak długo, do pó ki nie za bo li go od te go gardło, śpie wa, do pó ki ma ocho tę i dopó ki nie za -śpie wa wszy stkich pio se nek. A wraz z nim -śpie wają pta ki, tro chę da lej w wio s ce śpie wają rów nież pa stu sz kowie, ka ż dy swoją pieśń. Śpie wają, jak chcą, i nikt na nich nie krzy czy, aby mi l czeli, dla te go że jest to ich zie mia ro dzin na. W wy po wie dziach li ry cz nych, któ re nie po sia dają w so bie po ten cjału dra maty cz ne go, za cie ka wia nas zaś pod sta wa ar che ty po wa, pa mięć sen so ry cz na, któ ra sta le bu dzi ży

-cie. Zdo l ność przy po m nienia so bie re a li stycznego szcze gółu, za po mocą którego au tor tematyzu je czas (wte dy i te raz), no si w so bie po ten cjał ale gory cz no ści i du a -lizm czasowy.

„Mowa śladu” połączona z mi ni fa bułą i napełniona etosem

Bele try sty cz ne te ksty dla dzie ci i twó r czość dla do rosłych cha ra kte ry zuje te -matyza cja cza so wa lu dz kie go ży cia, a wszy stko to inte sy fi ku je za rów no fi zy cz na in ter ak cja, jak też ich fun k cja społecz na. Ka ż da zmia na jest do strze ga l na na tle sta bi l no ści, w rze czy wi stym świecie dzie je się tak mię dzy co dziennością a wy da -rze niami, ro zu mianymi ja ko wyj ście z cie nia. Oczy wi stość za cho wa nia lu dzi, współży cie z krajo bra zem i pra wa mi na tu ry, co dzienne wy ko ny wa nie obo wiąz-ków i działań, któ re wy ni kają z naj prostszych przy czyn, sta no wią isto tę ży cia.

Ciągle coś się po ja wia i zni ka, umie ra, od cho dzi, ale ży cie to czy się da lej, po nie -waż to, co mi nęło, jest ukry te w ży ciu i jest tym, co nastąpi (Strna del 1966: 128).

W utwo rze Černá slza czę sto po ja wia się mo tyw spo t ka nia i po że g na nia:

[…] člověk umře, žal je rozlit na všechny strany, ale déšť dní a let ho spláchne a bolest utiší. Jen trochu vzpomínek zůstane, ale ty se zase ztratí s námi. Život však trvá dál... Svět zůstane krásný.

„Mo wa śladu” Strna dla ma z jed nej stro ny swo je real ne źródło w wy po wie dzi lu do wej, z dru giej zaś ba zu je na oni ry cz nych wy ob ra że niach lub mi ty cz nych źródłach, któ re są opa r te na po do bieństwach mię dzy ży ciem i ar che ty pem. Po wta -rzają się tu mo ty wy zie mi, wo dy, og nia i po wie trza, na stę pują po so bie dzień i noc, prze pla tają się do zna nia zmysłowe (szcze gó l nie wi zu a l ne, do ty ko we, słucho we

„Mo wa śladu” Strna dla ma z jed nej stro ny swo je real ne źródło w wy po wie dzi lu do wej, z dru giej zaś ba zu je na oni ry cz nych wy ob ra że niach lub mi ty cz nych źródłach, któ re są opa r te na po do bieństwach mię dzy ży ciem i ar che ty pem. Po wta -rzają się tu mo ty wy zie mi, wo dy, og nia i po wie trza, na stę pują po so bie dzień i noc, prze pla tają się do zna nia zmysłowe (szcze gó l nie wi zu a l ne, do ty ko we, słucho we

W dokumencie Współrzędne czasu i miejsc (Stron 76-200)

Powiązane dokumenty