• Nie Znaleziono Wyników

Przemówienie sztokholmskie

Profesorowi Lechowi Ludorowskiemu Alfred Bernhard Nobel, zmarły w roku 1896 szwedzki przemysłowiec i wybitny chemik, wszedł do historii kultury Europy jako wynalazca dy-namitu i jednocześnie człowiek, który w przewidywaniu nieszczęść, jakie może sprowadzić na ludzkość to śmiercionośne odkrycie, na mocy testa-mentu ufundował swoistą rekompensatę w postaci dorocznych nagród, przyznawanych za najwybitniejsze osiągnięcia w naukach przyrodni-czych i literaturze. W roku 1900 założono szwedzko-norweską Fundację Nobla z siedzibą w Sztokholmie, której zadaniem stała się realizacja pośmiertnej woli niefortunnego wynalazcy. Nagroda, przyznawana przez członków Szwedzkiej Akademii Nauk, uznawana jest za najbardziej pre-stiżowe wyróżnienie na świecie.

Henryk Sienkiewicz otrzymał ją 10 grudnia 1905 roku.

Instytucja nagrody międzynarodowej nie miała w nowożytnej Europie precedensu. Niewątpliwie fakt jej uchwalenia wiązał się z innymi inicjaty-wami, które zmieniały oblicze Starego Kontynentu i zapoczątkowały nowy etap tworzenia europejskiej wspólnoty. Od początku wieku dziewiętnaste-go wyraziście ujawniły się dwie tendencje, które powoli zmieniały dotych-czasowy obraz świata. Jedna z nich, wynikająca z nadziei, wiązanych z ha-słami francuskiej rewolucji, przyczyniła się do społecznych przeobrażeń i zniszczenia porządków feudalnych. Postępujący rozpad struktur hierar-chicznych wzmocnił tworzenie się więzi narodowych – wzrosło poczucie wspólnoty wśród ludzi mówiących tym samym językiem, zamieszkujących te same obszary, wyznających tę samą religię, przywiązanych do lokalnych tradycji. Od początku stulecia idea narodu – znana już wcześniej w dzie-jach Europy, ale rozmaicie rozumiana – stała się ideą naczelną i podstawą nowego porządkowania rzeczywistości. W Polsce naród przestał być jedy-nie „narodem szlacheckim”, choć wykładnia taka była jeszcze ciągle żywa w pamięci potomków warstw uprzywilejowanych – naród coraz wyraźniej

–M122M–

zaczęły tworzyć także inne stany, w tym lud, gmin i pospólstwo. Na ile ta transformacja była przemianą rzeczywistą, a na ile abstrakcją, lansowaną przez elity wykształcone na oświeceniowych ideałach, trudno dzisiaj do-kładnie oceniać – może jednak warto w tym kontekście wziąć pod uwa-gę fakt, że znakomici pisarze drugiej połowy stulecia, zwani orientacyjnie twórcami okresu pozytywizmu, bardzo wyraziście prowadzili kampanię na rzecz uświadamiania tych warstw społecznych, którym problem przyna-leżności był uprzednio mało znany lub wręcz obojętny. Tendencja do roz-budzania narodowej świadomości i tożsamości była w pozbawionej prawa do samostanowienia Polsce szczególnie żywa; łączono ją między innymi z hasłami pracy u podstaw i pracy organicznej. Należy jednak silnie pod-kreślić, że nasz kraj nie był wyjątkiem w tym zakresie. Trwające przez cały wiek dziewiętnasty krwawe wojny na Bałkanach, dążenie do uzyska-nia autonomii politycznej w ramach starych struktur państwowych – na przykład w monarchii austrio-węgierskiej, w Szkocji i Irlandii – to tylko sygnały procesów, które nasiliły się w Europie wskutek zachwiania syste-mu stanowego i potrzeby wprowadzenia nowego porządku. Ten porządek, fundowany na idei etnicznej wspólnoty, a jednocześnie na idei odrodzenia narodowego, okazał się przydatny w kształtowaniu nowej mapy Europy oraz w świadomym budowaniu narodowych kultur.

Tendencje do kształtowania odrębności narodowej i utożsamiania jej z koniecznością budowania własnego suwerennego państwa nie wyma-gały już dodatkowych motywacji. Ale jednocześnie właśnie druga po-łowa dziewiętnastego stulecia zaczęła obfitować w sygnały wskazujące na potrzebę budowy struktur ponadnarodowych. W roku 1867 w Paryżu ogromnym powodzeniem cieszyła się Wystawa Powszechna, na której demonstrowano dorobek różnych kultur świata i wskazywano na długo-trwałość i wspólnotę europejskich tradycji. Wzniesiona z okazji kolejnej wystawy w latach 1887–1889 na paryskich Polach Marsowych wieża Eiffla, mająca ponad 300 m wysokości i ciężar około 7 tys. ton, stała się symbolem nowoczesnej myśli inżynieryjnej, a rozwijający się już od lat trzydziestych system kolei żelaznych nie tylko szybko usprawniał komu-nikację na wszystkich kontynentach, ale i przyczyniał się do postępującej standaryzacji wyrobów technicznych.

Dzieląca się na narody Europa zaczęła jednocześnie coraz bardziej jed-noczyć się pod wpływem nowych i atrakcyjnych wynalazków. Szacunek

dla kultury duchowej i odrębności obyczajów nie zawsze łatwo było pogodzić z koniecznością ustosunkowania się do wymuszanych przez rozwój techniki nowych standardów cywilizacyjnych. Niejednokrotnie wartości niesione przez każdy z tych systemów prowadziły do konfliktu.

W Polsce sytuacja była szczególnie trudna, ponieważ formalna przyna-leżność polityczna do państw zaborczych nakazywała sprzeciw wobec wszelkich nowinek jako wprowadzanych przez wroga i godzących w pa-mięć o polskiej tradycji. Tym bardziej, że nowinki te często wymuszały rezygnację z wygodnych i oczywistych przyzwyczajeń. Wystarczy choć-by przypomnieć anegdotę o próbie doprowadzenia linii kolejowej do Nieświeża. Mimo wykonania wszelkich prac torowych i zakupu salonki pociąg nie ruszył, ponieważ książę Radziwiłł, który hucznie podejmował gości z okazji tego wydarzenia i nie liczył się z upływającym czasem, uznał za niedopuszczalne i obraźliwe, by lokomotywa na niego gwiz-dała. Pośpiech obowiązywał rzemieślnika, gdy ten musiał terminowo wykonać zamówienie, ale nie magnata, ponieważ uchybiał jego godno-ści. Anegdota ta zresztą krążyła w wielu wersjach i przypisywana była nie tylko Radziwiłłowi. Sarmacki indywidualizm niełatwo było pogo-dzić z wymogami cywilizacyjnego uniwersalizmu. Ostatecznie, z braku innych możliwości, szlachta powoli oswajała się z utratą przywilejów i przynależnością do tego samego narodu, co inne, wcześniej pogardza-ne stany. Tym bardziej, że tworzopogardza-ne w wieku dziewiętnastym nowe pol-skie mity zaczęły dotyczyć także kultury chłoppol-skiej. Ta z jednej strony okazała się romantyczną skarbnicą przechowującą narodowe wartości, z drugiej natomiast mogła stać się realnym zagrożeniem dla każdego, kto nie dostrzeże w chłopie człowieka. Mit racławicki i mit rabacyjny, świetnie zrekonstruowane przed laty przez Franciszka Ziejkę1, w prostej linii prowadziły do eksponowania znaczenia chłopskiej siły w wypowie-dzi Gospodarza z Wesela:

bardzo wiele, wiele z Piasta;

chłop potęgą jest, i basta2.

1 F. Ziejka: W kręgu mitów polskich. Kraków 1977.

2 S. Wyspiański: Wesele. Wstęp i komentarz I. sikora. Wrocław 1989, akt I, sc. 24.

–M124M–

Z kolei fascynacja ludu szlachecką przeszłością, wyrażająca się mię-dzy innymi zachwytem dla Sienkiewiczowskiej Trylogii pokazuje, że sar-matyzm w kulturze polskiej był formacją, która nie obejmowała jedynie średniej i drobnej szlachty.

Żywotność tej tradycji, jawnie podtrzymywana przez pisarstwo Henryka Sienkiewicza, u progu dwudziestego wieku zaczęła pozostawać w sprzeczności z tendencjami wynikającymi z rozwoju cywilizacyjnego zachodniej Europy. Dość wyraziste pretensje formułowali z tego wła-śnie względu pod adresem Sienkiewicza Stanisław Brzozowski i Wacław Nałkowski. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że ich spostrzeże-nia, aczkolwiek niewątpliwie słuszne, miały małą wartość praktyczną.

Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku w Polsce pozba-wionej niepodległości ważniejsze było kształtowanie świadomości naro-dowej niż otwarcie na europejski uniwersalizm. A może raczej ostenta-cja w zakresie lansowania wartości ponadnarodowych byłaby, mówiąc językiem pana Zagłoby, posunięciem „mało politycznym”. Przyrodzony dowcip pana Sienkiewiczowy wyraźnie sugerował, by czytelnikowi dać to, do czego ten tęskni i czego potrzebuje, a nie koniecznie to, co być może powinien dostawać. W końcu dziewiętnastego wieku potrzebował on „pokrzepienia serca”, na początku dwudziestego – dowodu na to, że otrzymał pokrzepienie w najlepszym gatunku. Takim dowodem stała się Nagroda Nobla.

Nagroda, którą – jak podkreśla Lech Ludorowski – przyznano mistrzo-wi na całość dorobku, a nie tylko za Quo vadis, niewątplimistrzo-wie wzmocniła prestiż Polski w świecie i dowiodła słuszności wybranej przez pisarza drogi twórczej. Czy jednak sam pisarz był oczywistym orędownikiem wartości, które eksponował w swoich dziełach? Czy wątpliwości, jakie formułowali pod jego adresem krytycy i które niewątpliwie go bolały, nie były także jego udziałem? Sienkiewicz miał niewątpliwie ogromną samoświadomość – tak jako twórca „czasów niepoetyckich”, jak i Polak przywiązany do rodzimych tradycji. Ale był także niekwestionowanym Europejczykiem, może jednym z niewielu, których w dziewiętnastym wieku wydał nasz naród.

I ten jego eurosarmatyzm ujawnił się między innymi w przemówieniu sztokholskim, choć – jak na Sienkiewicza przystało – ujawnił się w spo-sób subtelny i wyrafinowany. Do Sztokholmu wyjeżdżał pisarz niemal

potajemnie, a krótką, ale znaczącą mowę dziękczynną wygłosił po łaci-nie. Jej tekst został opublikowany po polsku dopiero w kilkanaście dni później. Przypomnijmy:

Ci, którzy mają prawo ubiegać się o nagrodę ustanowioną przez szlachetnego filantropa, nie należą do ludzi jednego szczepu i nie są mieszkańcami jednego kraju. Wszystkie nagrody świata idą w zawody o tę nagrodę, w osobach swoich poetów i pisarzów. Dlate go też wyso-ki areopag, który tę nagrodę przyznaje, i dostojny monarcha, który ją wręcza, wieńczą nie tylko poetę, ale zarazem i naród, którego synem jest ów poeta.

Stwierdzają oni tym samym, że ów naród wybitny bierze udział w pracy powszechnej, że praca jego jest płodna, a życie potrzebne dla dobra ludzkości.

Jednakże zaszczyt ten, cenny dla wszystkich, o ileż jeszcze cen-niejszym być musi dla syna Polski!... Głoszono ją umarłą, a oto jeden z tysiącznych dowodów, że ona żyje!... Głoszono ją niezdolną do my-ślenia i pracy, a oto dowód, że działa!... Głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać!...

Komuż nie przyjdą na myśl słowa Galileusza: E pur si muove!..., skoro uznana jest wobec całego świata potęga jej pracy, a jedno z jej dzieł uwieńczone.

Więc za to uwieńczenie – nie mojej osoby, albowiem gleba pol-ska jest żyzna i nie brak pisarzów, którzy mnie przewyższają – ale za to uwieńczenie polskiej pracy i polskiej siły twórczej wam, panowie członkowie Akademii, którzy jesteście najwyższym wyrazem myśli i uczuć waszego szlachetnego narodu, składam, jako Polak, najszczer-sze i najgorętnajszczer-sze dzięki3.

Jest w tym krótkim wystąpieniu kilka ważnych sygnałów, świadczą-cych o tym, że pisarz doskonale orientował się w aktualnych problemach euro pejskich, między innymi w znaczeniu problematyki narodowej dla kształ towania się nowego oblicza kontynentu. Posłużył się przy tym mało jesz cze wówczas spopularyzowanym pojęciem „szczepu” w znaczeniu

antro-3 H. sienkieWicZ: [Przemówienie] w Sztokholmie na uroczystości rozdawnictwa nagród imienia Nobla. W: Idem: Dzieła. Red. J. krZyżanoWski. T. 40. Warszawa 1951, s. 140.

–M126M–

pologicznym, co zresztą znalazło swoje odbicie w pierwodruku, w którym

„szczep” zamieniono na „szereg”. Błąd ten powtarzano do roku 1931, kie-dy to Józef Birkenmajer ogłosił w „Ruchu Literackim” odnaleziony przez siebie brulion przemówienia i poprawił pomyłkę wydawców „Tygodnika Mód i Powieści”. Przytoczona przez Juliana Krzyżanowskiego wzmianka na temat tej korektury skłoniła mnie do poszukania oryginalnej publika-cji Birkenmajera, która, jak się okazało, zawiera wiele szczegółowych uwag edytorskich ważnych dla należytego poznania losów przemówienia sztok-holmskiego4.

Wygłoszone niemal piętnaście lat przez traktatem wersalskim prze-mówienie sztokholmskie pojęcia wspólnoty nie traktuje wyłącznie w ka-tegoriach plemiennych. Sienkiewicz odwołuje się do „dobra ludzkości”, do „pracy powszechnej”; ma też świadomość, że jest różnica między

„przynależnością do jednego szczepu” a „zamieszkiwaniem jednego kra-ju”. To niezwykle przecież wyważone i precyzyjnie obmyślane przemó-wienie jest bliższe językowi współczesnej dyplomacji niż retoryce usta-leń dyplomatycznych z początków ubiegłego stulecia. Nie brak w nim akcentów romantycznych – „Naród, którego synem jest ów poeta”, to nie tylko pogłos pieśni powstańczych („niechaj Polska zna, jakich sy-nów ma”) – to także odwołanie do całej tradycji Matki – Ojczyzny, do idei patriotycznego obowiązku, a nade wszystko do narodowej dumy.

Stanowią one ważne elementy konstrukcji tego przemówienia. Niemniej ważny jest ujawniony w przemówieniu stosunek pisarza do samej in-stytucji nagrody. Przede wszystkim jej fundator jest „filantropem”. Nie jest uczonym, nie jest wynalazcą, ale tym, który, zgodnie z etymologią słowa – „kocha ludzi”. Właśnie taka postawa skłoniła Alfreda Nobla do przekazania majątku na cele naukowe i kulturalne, ale przekazania go w formie dorocznych nagród wręczanych najlepszym. Sienkiewicz ma świadomość, że nagroda może być dowodem uznania i rekompensa-tą trudu, że w dziejach Europy przyznawano ją za męstwo, za zwycię-stwo per fas et nefas, czasem za zdradę. Nagroda z reguły wiązała się ze współzawodnictwem i wymagała pokonania innych. Dodatkiem do niej często bywała zazdrość. Towarzyszyły jej dyskusje nad

sprawiedliwo-4 J. Birkenmajer: Sztokholmskie przemówienie Sienkiewicza. „Ruch Literacki” 1931, nr 9, s. 277.

ścią i niesprawiedliwością werdyktu. Jest paradoksem historii, że w roku 1905, a więc w tym samym, w którym Sienkiewicz odbierał nagrodę nobla, pojawił się pierwodruk dramatu Cypriana Kamila norwida, pt.

Cezar i Kleopatra. Dramatu, który napisany niemal w tym samym czasie, w którym Sienkiewicz pisał Na marne, a który przez ponad trzydzieści lat nie ujrzał światła dziennego. Jest tam znamienna wypowiedź Kleopatry:

Królowa-świata na to jest, by był ktoś możny niedania nic w nagrodę znakomitych usług.

Inaczej bowiem wszystkie razem szczeble nagród nie zbiegałyby w oną, która jest największa, A jest największą, albowiem wolną od zazdrości!5

norwid pozostaje w kręgu romantycznej idei „sztuki dla sztuki”, w myśl której nagroda uwłacza artyście, prowokuje za to ludzką za-zdrość. Zwłaszcza nagroda przyznawana nielicznym przez kaprys wład-cy – często za wątpliwe przysługi, czasem tylko za wybitne zasługi.

Sienkiewicz rozumie, że zazdrość może nagrodzie nobla towarzy-szyć, rozumie też jej znaczenie i nowy europejski wymiar. Sam dostrze-ga w niej okazję „uwieńczenia polskiej pracy i polskiej siły twórczej”.

Zatem dziękując za to uwieńczenie, podkreśla, że „gleba polska jest żyzna i nie brak pisarzów, którzy [go] przewyższają”. W krótkiej mo-wie pojęcie mo-wieńczenia pojawia się czterokrotnie. Sienkiewicz wypo-wiada je w niespełna rok po zakończeniu trzecich nowożytnych igrzysk olimpijskich, które odbyły się w St. Louis. Od roku 1896, od olimpiady w Atenach świat zdążył się już na nowo oswoić z ideą lauru olimpijskie-go, z idą szlachetnego współzawodnictwa, z ideą walki na osiągnięcia, walki, w której zwyciężają najlepsi. A jednocześnie olimpiada to powrót do źródeł europejskiej tradycji, do szlachetnego agonu, swoisty powrót do początków czasu. In illo tempore wszystko było lepsze i czystsze.

nieprzypadkowo nagrodę tę przyznaje „wysoki areopag”, a wręcza „do-stojny monarcha”. Twórca Quo vadis nie nawiązuje tu do tradycji rzym-skich, wraca do Grecji i najszczytniejszego jej ideału – kalokagatii. Kalós kaí agathós – „piękny i dobry” to ideał starogreckiego wychowania,

dzię-5 C.K. Norwid: Cezar i Kleopatra. W: idem: Pisma wybrane. T. 3: Dramaty. Wybrał i oprac. J.W. Gomulicki. Warszawa 1968, akt III, w. 673–677.

–M128M–

ki któremu jednostka mogła osiągnąć doskonałość. Jego podstawą była harmonia ducha i ciała, wyrażona w sprawności intelektualnej i wytrzy-małości fizycznej oraz zaletach moralnych. Sienkiewicz wykorzystuje ten ideał, dopatrując się harmonii w witalności i pracy całego narodu oraz intelektualnych i artystycznych talentach jego przedstawicieli, podejmu-jących trud dla powszechnego dobra. Wieńcząc „syna narodu”, członko-wie szwedzkiej Akademii

[...] stwierdzają [...] tym samym, że ów naród wybitny bierze udział w pracy powszechnej, że jest to praca płodna, a życie potrzebne dla dobra ludzkości.

Godne uwagi jest to połączenie odwiecznych wartości europejskiej kultury z próbą neutralizowania nowych zagrożeń europejskiej cywiliza-cji – wszak za nazwiskiem Nobla kryło się widmo złowrogiego wynalaz-ku. Towarzyszy im duma z przynależności do „wybitnego narodu”; uzna-nie własnego sukcesu za sukces kraju, który wymazano z mapy Europy;

przyjęcie za oczywisty faktu, że „ziemia polska jest żyzna i nie brak w niej pisarzów”. Nagroda jest więc zwycięstwem Polski i „uwieńczeniem pol-skiej pracy i polpol-skiej siły twórczej” w sytuacji, gdy „wszystkie nagrody świata idą w zawody o tę nagrodę, w osobach swoich poetów i pisarzów”.

Poczucie godności i przekora, płynące z tych słów, satysfakcja z sukce-su, ale i z pokonania współzawodników, świadomość bycia Polakiem i Europejczykiem, indywidualistą i uniwersalistą – pozwalają widzieć w Sienkiewiczu eurosarmatę. Światowej sławy pisarz, bywalec salonów, Europejczyk z wykształcenia i aspiracji, a jednocześnie Polak, który do-skonale rozumiał wartość narodowych przyzwyczajeń, Sienkiewicz, jak rzadko kto, potrafił identyfikować się z niewygasłymi ideałami i podsy-cać ich żar. Potrafił także ustosunkować się do nowych prądów i prze-widzieć, że cywilizacyjne zdobycze mogą w przyszłości osłabić jedno-znaczną wartość tego, co wyłącznie narodowe. Uniwersalistyczne wątki w jego twórczości wyraźnie wskazują na identyfikowanie się pisarza z tradycją europejską. Z tradycją przede wszystkim estetyczną, artystycz-ną i literacką, z tradycją moralartystycz-ną, ale także systemem wartości otwartym na zmianę, wynikającą ze zrozumienia wartości tego, co nowe i dyna-miczne. Nie darmo tak istotne konstrukcyjnie miejsce w przemówieniu

sztokholmskim mają słowa Galileusza: E pur (o) si muove!... „A jed-nak się kręci...”. Notabene Słownik wyrazów obcych pod redakcją Jana Tokarskiego, wydany w Warszawie w roku 1971, podaje wersję Eppur si muove, natomiast Henryk Markiewicz w Skrzydlatych słowach – E pur si muove, czyli tę, którą przyjął w Dziełach Julian Krzyżanowski. W ję-zyku włoskim eppure znaczy ‘jednak’. Prawidłowo słynne powiedzenie brzmiałaby więc Eppure si muove. Żeby tę kwestię rozstrzygnąć osta-tecznie, należałoby odwołać się do gramatyki historycznej i prześledzić ewentualne zmiany w pisowni tego jednego wyrazu.

Przekora zawarta w Galileuszowym eppure okazuje się więc głęb-sza, niż można by sądzić. To wielowariantowe jednakże, w przemó-wieniu Sienkiewicza odniesione do Polski, która ożywa wbrew progno-zom i logice historii, staje się semantycznym ekwiwalentem Mazurka Dąbrowskiego. Galileuszowe „A jednak się kręci!...” to przecież inny-mi słowy wyrażone przesłanie: „jeszcze Polska nie zginęła!”. Przesłanie tym cenniejsze, że zrozumiałe nie tylko dla Polaków i nie tylko w na-szym narodzie budzące skojarzenia pełne emocji i optymizmu. W ustach Sienkiewicza przesłanie już nie tylko na miarę nadziei, ale także na miarę efektu i oczywistego sukcesu.

Ta umiejętność przekładania nie tyle słowa na słowo, ile sensu na sens, sensu partykularnego na uniwersalny i odwrotnie – sprawia, że metaforyka użyta przez pisarza staje się czytelna nie tylko w wymiarze kontekstualnym, lokalnym, ale także europejskim i światowym. Nie rezy-gnując z własnych przekonań, z własnych tradycji i narodowej godności nasz czołowy literat potrafił przemówić do świata językiem sensów zbu-dowanych z aluzji do najważniejszych idei wspólnej europejskiej kultury.

Najbardziej znane(?) przemówienie