• Nie Znaleziono Wyników

Przyczyny, sposoby przeciwdziałania i konsekwencje małżeńskiej niewierności

Kiedy on szuka przyjemności poza domem?

Primo: niewłaściwy wybór

Z

asadniczej przyczyny zdrady małżeńskiej należałoby upatry-wać już w samej istocie dziewiętnastowiecznego małżeństwa ziemiańskiego, mającego charakter układu familijno-mająt-kowego, ekonomicznego kontraktu, źródła posiadania legalnego potom-stwa1. Sakramentalna miłość, braterstwo dusz, harmonia charakterów, a nawet dopasowanie wieku2, nierzadko nie odgrywały ważniejszej roli. Zdarzało się, że rodziny aranżowały związki małżeńskie, w zupełności nie licząc się ze skłonnościami przyszłych małżonków3. Niekiedy nie mogło być mowy nie tylko o miłości, ale wręcz o przyjaźni czy choćby sympatii.

Mają pieniądze wspólne, połączone węzłem małżeńskim, bo za pieniądze przysięgli, a dusze i ciała wolne zostały, więc siebie nawet nie krępują, pani sobie, pan sobie żyje (...) Widzimy jak ludzie stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, stają się towa-rem, materią, jakby w handlu jakim; jak oni kupują siebie za pieniądze i jak za te pieniądze zdradzają siebie swobodnie4.

1 Powieściowy bohater – książę Leon Holszański, zanim zdołał wyzwolić się z kasto-wych konwenansów i pojąć za żonę ubogą szlachciankę – Gabrielę, dowodził, iż w świecie arystokracji małżeństwo „jest związkiem dwojga imion sobie równych lub dwojga fortun. Miłość jest prerogatywą plebsu”. M. Rodziewiczówna, Błękitni, Warszawa 1989, s. 36.

2 W środowisku ziemiańskim dziewczęta wydawano przeważnie za mąż w wieku sie-demnastu-dwudziestu lat, niekiedy jeszcze wcześniej, nieraz za wdowców nawet o kilka-dziesiąt lat starszych. M. Stawiak–Ososińska, Ponętna, uległa, akuratna...: ideał i wize-runek kobiety polskiej pierwszej połowy XIX wieku: (w świetle ówczesnych poradników), Kraków 2009, s. 26.

3 Tadeusz Boy-Żeleński w przedmowie do Balzakowskiej „Fizjologii małżeństwa” ironi-zował: „to dwaj rejenci flirtują i gruchają z sobą, dochodzą do porozumienia, po czym rzuca się sobie w objęcia dwoje obcych ludzi, aby szli razem przez życie”. H. Balzac, Fizjologia małżeństwa, [w:] Komedia ludzka, t. XX, Warszawa 1963, s. 11.

Tymczasem to właśnie miłość wydawała się najpewniejszym gwaran-tem domowego szczęścia, bez idących w ślad za nią życzliwości, serdecz-ności, dobroci, małżeństwo, we właściwym znaczeniu tego słowa, nie miało racji bytu:

Niepodobna żeby osoby szczęśliwie z sobą długo żyły, których połączenie nastąpiło w skutku (...), nikczemnego interesu, dumy i egoizmu, (...) namowy i przymusu ze strony rodziców lub krewnych5.

Publicysta, autor cyklu artykułów poświęconych kwestii małżeńskiej, Ignacy Zenowicz przestrzegał:

gdzie miłości nie ma (...) i dostatki wielkie i wioski liczne i posagi tysiączne i miliono-we, znikną rychło a zostanie nędza w sercu6.

W trudniejszej sytuacji znajdowała się niewątpliwie płeć piękna, w przypadku której strach przed staropanieństwem i presja rodziny wiodły prosto w ramiona niekochanych mężczyzn7. Inaczej panowie, mieli możliwość dokonania wyboru, ale i tu oświadczyny nierzadko były wymu-szone, nie zawsze zgodne z ich wolą. Oto jak hrabia Światosław Pompaliń-ski przekonywał niezdecydowanego bratanka – Mścisława do małżeństwa ze szpetną, acz bajecznie bogatą księżniczką:

Czyż myślisz pojąć za żonę boginię piękności? (...) Bogiń tych znajdzie się zawsze dosyć za pieniądze; najsmaczniejszy zaś kąsek nie jest nigdy dość smacznym, aby się nie przejadł, gdy go mamy zawsze8.

Przywołajmy przykład Zygmunta Krasińskiego, który by spełnić ocze-kiwania władczego ojca, zdecydował się ożenić z niekochaną Elizą Branic-ką, przez to unieszczęśliwiając i siebie i przyszłą małżonkę9. Wymuszo-ny ślub nie stanął poecie na przeszkodzie w kontynuowaniu przez lata

5 B. Rosenblum, Kobieta, miłość i małżeństwo pod względem moralnym, fizycznym, dyetetyczno-lekarskim, Warszawa 1844, s. 165.; F. Almasy, Ogólne uwagi nad miłością, małżeństwem i domowym szczęściem jako zwierciadło przestrzegające w smutnych zda-rzeniach życia ludzkiego, Lwów 1848, s. 30.

6 I. Zenowicz, Rodzina. Ideał małżeństwa, „Rodzina”, 1866, nr 9, s. 131.

7 „Strach ówczesnych matek, aby córki przypadkiem nie pozostały w domu przy rodzi-cach, był wręcz nieopisany. Bardzo wiele młodych panien, które nie miały szans dobrego zamążpójścia, szło do klasztoru, aby tylko nie słyszeć (...) wiecznie powtarzającego się epitetu „stara panna””. M. Samozwaniec, Maria i Magdalena, Kraków 1978, s. 94.; „Kwe-stia wydania córek za mąż jest dla (...) matki sprawą numer jeden. Nie ma gorszej sytuacji jak zostać starą panną!”. J. Fedorowicz, J. Konopińska, Marianna i róże. Życie codzienne w Wielkopolsce w latach 1889–1914 w tradycji rodzinnej, Poznań 1995, s. 245.

8 E. Orzeszkowa, Pompalińscy, Warszawa 1950, s. 32.

9 W liście do przyjaciela – Adama Sołtana Zygmunt Krasiński wyznał: „Nieożeniony nie mam żadnej wartości w jego [ojca] oczach, zatem zapewne mnie znienawidzi lub zobojęt-nieje względem mnie”. Z. Krasiński, Listy. Wybór, oprac. Z. Sudolski, Wrocław 1997, s. 207.

romansu z Delfiną z Komarów Potocką10. Niekonwencjonalnie, książę Adam Jerzy Czartoryski nie uległ usilnym naleganiom matki i zamiast z Zofią Matuszewiczówną związał się z Anną Sapieżanką. Jednakże nawet i ten, dobiegający pięćdziesiątego roku życia, szanowany mąż stanu zapowiadał, że bez uzyskania matczynego przyzwolenia, nie oświadczy się wybranej kobiecie. Jeżeli mężczyzna nie dokonał samodzielnego wybo-ru, zgodnego z własnym upodobaniem, czy to z głosem serca, czy też z głosem rozsądku, zwiększał ryzyko nieszczęśliwego pożycia małżeń-skiego, a co za tym idzie już chyba z góry zakładał, że narzuconej żonie nie dochowa obiecanej wierności11. Jan Nepomucen Kamiński pisał:

Tam gdzie miłość idzie w swaty, Gdzie do ślubu wiedzie cnota, Wierność zawsze strzeże chaty, A przed zdradą zamknie wrota. Lecz gdzie tego nie ma stróża, Gdzie w kochaniu przymus czynią, Tam przebywa kara Boża,

Tam niezgoda gospodynią12.

Załóżmy jednakże, iż potencjalny bohater naszych rozważań pełen nadziei stanął na ślubnym kobiercu z istotą wymarzoną, kobietą, która potrafiła go ująć, oczarować. Cóż mogłoby odmienić jego stosunek do niej jako do żony, dlaczegóż miałby poza domem szukać szczęśliwości?

Gdy czar prysnął...

Autorzy dziewiętnastowiecznych poradników za najczęstszą przyczy-nę niewierności mężów zgodnie uznawali problem zaniedbanego, niesta-rannego wyglądu małżonek13. Powszechną tendencją stawała się doko-nująca się wkrótce po ślubie niekorzystna przemiana, w wyniku której panna szykowna, ubrana dotąd z największą elegancją, poruszająca się z imponującym wdziękiem, dobierająca czarujący ton głosu i urzekającą

10 Ślub miał miejsce w Dreźnie 26 VII 1843 r. 28 VII Krasiński pisał do księcia Jerzego Lubomirskiego: „Jak to wszystko się zrobiło, nie wiem – poszedłem i wróciłem z kościoła jak pies przez hyclów prowadzon”. Tamże, s. 341.

11 Andrzej Sanicki z powieści „Wrzos” z woli swego ojca ożenił się ze zubożałą, aczkol-wiek pełną cnót, ziemianką – Kazią. Już w chwili oświadczyn nie pozostawił dziewczynie najmniejszych złudzeń, wyznając, że kocha rozwódkę Celinę i nawet po ślubie zamierza u niej bywać. Kazia przyjęła warunki narzeczonego, byle tylko ulżyć ciężkiemu położeniu własnej rodziny. M. Rodziewiczówna, Wrzos, Warszawa 1989.

12 M. Kamiński, Kobieta, miłość i małżeństwo, czyli zbiór zdań, myśli i epigramatów najsławniejszych pisarzy, poetów i filozofów, o kobiecie, dziewicy, mężatce, przyjaciółce, oraz o miłości i małżeństwie, Warszawa 1873, s. 68.

mimikę twarzy, ku zdumieniu niemile zaskoczonego męża, przeistaczała się w wiecznie zabieganą żonę, mającą czelność paradować po domu we wczorajszej sukni, nieznajdującą czasu na właściwą płci pięknej toaletę i pielęgnację urody.

Przydeptane pantofle – zamiast zgrabnego bucika, bajowy kaftan albo gruba chust-ka zamiast zręcznej bluzki14.

W rezultacie tej przedziwnej metamorfozy, mąż nie poznawał w zaślu-bionej kobiecie dawniej uwielbianej narzeczonej, jedynie okazjonalnie: wizyty gości, rewizyty, bankiety, bale, w cudowny sposób przywraca-ły jego wybrance niegdysiejszą, czarowną postać. Te krótkie chwile nie zawsze wystarczały, by ożywić stłumione uczucie, nie zawsze też potrafiły skutecznie zatrzeć niekorzystne wrażenie wywołane codziennym, nieeste-tycznym widokiem małżonki. Tymczasem świat pełen był olśniewających kobiet brylujących na salonach, a u ich boku mężczyzna – wzrokowiec z łatwością i bez większych skrupułów zapominał o czekającej w domu żonie. Hrabina Eliza de Celnart była święcie przekonana, że:

Opuszczenie, niewierność, na które uskarża się tyle małżonek, pochodzą często z ich zapomnienia o sobie (...) Okazujesz się zawsze przyzwoicie, starannie, pod ujmującą postacią twojemu narzeczonemu, który cię ciągle uwielbia, a zaniedbana stajesz w oczach męża, którego posiadanie i przyzwyczajenie zobojętniają coraz bardziej15.

Dlaczego panie, wychodząc za mąż, działały na własną niekorzyść, czym nagle spowodowany był brak staranności o tak ważną dotąd powierzchowność? Wskażmy dwa kluczowe powody powyższego stanu rzeczy. Po pierwsze, ślub w tradycyjnej świadomości ziemianek, szcze-gólnie wywodzących się z mniej zamożnych domów, pojmowany był jako najważniejszy cel życia, punkt kulminacyjny sensu kobiecej egzystencji. Zdobycie upragnionego mężczyzny traktowane było w kategorii wielkiego sukcesu, po którym wolno było spocząć na laurach, wszakże nie pozosta-wało już nic do zrobienia16. W większości kobiety po prostu nie widziały potrzeby ciągłego podobania się małżonkowi, żyły w złudnym przeświad-czeniu, że raz wyznanej miłości, szeptanych do ucha przysiąg wieczy-stej wierności, nic nie będzie w stanie im odebrać. Po drugie, ziemiance

14 C. Plater-Zyberkówna, Na progu małżeństwa, Warszawa 1918, s. 336.

15 E. Celnart, Manualik damski, czyli sposób odbywania paryskiej gotowalni obejmują-cy najpewniejsze a nieszkodzące sposoby zachowania piękności, naprawienia wad natury bez nadwyrężania zdrowia, sztukę ubierania się przyzwoicie we wszystkich okoliczno-ściach i sposób podobania się, Wrocław 1848, s. 2.

-żonie, gdyby nawet nie wyznawała wyżej nakreślonej filozofii, po prostu brakowało czasu, aby zasiąść przed lustrem, dobrać modną suknię czy gustowną fryzurę. Jedynie wyjątkowe okazje, przykładowo okres karna-wału, pozwalały jej z większą pieczołowitością poświęcić się własnej osobie. Oczywiście, na uciekający czas nie mogły narzekać damy z elity, dysponujące służbą, pomocą rezydentów, miały komfort trwonienia cennych godzin przy toaletce (gotowalni)17. Poza tym otaczający je dobro-byt sprawiał, że mogły sobie pozwolić na częste powiększanie garderoby o najnowsze, wiodące w modzie kreacje.Natomiast przedstawicielki mniej zamożnych kręgów ziemiańskich, wraz z wyjściem za mąż, przejmowały szereg obowiązków związanych z prowadzeniem domu, a wkrótce także z wychowaniem dzieci18. Zamążpójście drastycznie zmieniało ich sytu-ację, pociągając za sobą ograniczenie dotychczasowej panieńskiej swobo-dy19, a wraz z nim konieczność rezygnacji z ulubionych zajęć, w tym ze strojenia się, upiększania.

Salonowa lalka bądź kura domestica

Brak odpowiedniego wykształcenia małżonki to drugi z najczęściej wskazywanych czynników sprzyjających mężowskiej niewierności. Kobie-ta bezmyślna, płocha trzpiotka, Kobie-tak zwana salonowa lalka, której całe zainteresowanie skupiało się na balach, rautach, sukniach, miłosnych podbojach, była w stanie usidlić mężczyznę, nawet przekonać do małżeń-stwa, ale jako żona nie potrafiła długo cieszyć się jego względami. Prędzej czy później, gdy pierwsze zauroczenie przeminęło, małżonek ze zgrozą odkrywał, że nie znajduje z własną żoną szerszej płaszczyzny porozumie-nia, że nie może ze swą drugą połową podzielić się sprawami tyczącymi gospodarstwa, rodziny, o kwestiach polityki, nauki czy filozofii w ogóle już nawet nie wspominając. Bolesne rozczarowanie stało się udziałem hrabie-go Konrada Kalinieckiehrabie-go – bohatera powieści Emmy Jeleńskiej „Kobieto,

17 W zamożnej rodzinie ziemiańskiej kobiecie pozostawiano rolę pani domu, jej króle-stwem był salon. Przypisywano jej jedynie obowiązki towarzyskie. S. Kowalska-Glikman, Kobiety w procesie przemian społecznych w Królestwie Polskim w XIX wieku, [w:] Kobieta i społeczeństwo na ziemiach polskich w XIX w., t. I, red. A. Szwarc, A. Żarnowska, War-szawa 1990, s. 11.

18 Przypadało im w udziale wychowanie synów przynajmniej do lat ośmiu, córek do zamążpójścia, zwykle także nauczanie początkowe dzieci. Tamże, s. 37. Zdarzały się rodziny bezdzietne lub z jednym dzieckiem, ale dominował model rodziny wielodzietnej, wychowującej nieraz nawet do dziesięciorga dzieci. D. Rzepniewska, Rodzina ziemiań-ska..., s. 160-161.

19 Zwłaszcza ziemianki prowadzące tzw. gospodarstwo kobiece były najbardziej obcią-żone. Taż, Pojmowanie czasu wolnego w kręgach ziemiańskich, [w:] Kobieta i kultura czasu wolnego, t. VII, red. A. Szwarc, A. Żarnowska, Warszawa 2001, s. 49.

puchu marny...”. Oczarowany zwodniczym pięknem młodziutkiej, pełnej uroku Loli, uczynił z niej swoją małżonkę, skazując się na życie u boku rozkapryszonego dziecka, kobiety-motyla, goniącej wciąż za nową rozryw-ką, obojętnej na wszelkie wyższe ideały, niezdolnej do głębszych uczuć. W rozbawionej żonie odnalazł wyłącznie kochankę, nigdy zaś przyja-ciółkę, towarzyszkę, powierniczkę20. Zarysowany przypadek salonowych lalek dotyczyłby raczej kobiet z elity, przy czym byłby krańcowy. Rzeczy-wiście zdarzały się wśród nich beztroskie królowe salonów, bez trudu potrafiące odnaleźć się na tanecznym parkiecie, gubiące się za to w prozie życia. To właśnie one padały ofiarą ostrza poradnikowej krytyki:

Mąż niezrozumiany w swych myślach, celach, pracach, badaniach, przez nieoświe-coną, lekką i płochą żonę, nie znajdując w niej współczucia, pomocy, otuchy, opusz-cza dom, poza nim szukając rozrywki. (...) złe nie leży w wykształceniu kobiet, lecz właśnie w ich niewiadomości; nie dawszy nigdy gruntownych umysłowych i moral-nych zalet kobiecie, orzeczono a priori, że tymi nigdy nie przywiąże męża, nigdy jego i siebie nie uszczęśliwi i odtąd starano się rozwinąć w niej wdzięki, talenta, to co przyciąga – ale na chwilę21.

W większości jednak damy z arystokracji odgrywały przecież niebaga-telną rolę w życiu społeczno-kulturalnym, prowadziły salony artystyczne, uprawiały mecenat, wobec czego obok walorów towarzyskich, wyposa-żano je również w przyzwoitą znajomość literatury, historii, sztuki oraz języków obcych, na czele z francuskim22.

Inaczej, wykształcenie mniej zamożnej ziemianki pozostawało prze-ważnie zaniedbane. Stefania Kowalska-Glikman owo zaniedbanie tłuma-czyła specyficznymi warunkami życia na wsi, gdzie z jednej strony o lepsze wykształcenie było trudniej niż w mieście, z drugiej zaś wysu-wano wobec kobiet odrębne wymagania23. Nauka gotowania, robienia przetworów, przechowywania żywności, szycia bielizny, czy haftowa-nia, zazwyczaj zastępowała zdobywanie gruntownej wiedzy. W rezultacie wiadomości przekazywane w procesie domowej edukacji sprowadzały się

20 E. Jeleńska, Kobieto, puchu marny..., Warszawa 1909, s. 126-127.

21 A. Dzieduszycka z Jełowickich, Kilka myśli o wychowaniu i wykształceniu niewiast naszych, Warszawa 1874, s. 48. „Z biegiem czasu mężczyźni doskonalą się wielostronnie, kobiety nie robią postępu, (...), wkrótce przychodzi chwila, w której mężczyźni spostrze-gając niższość kobiet, której w znacznej części byli przyczyną, zaczynają niemi pomiatać, pogardzać, znudzeni i przesyceni ich jednostajną prostotą, szukają rozrywki u niewiast, które niezwiązane przepisami surowymi rodzinnego życia, mniemają się zdobić w rozmaite wdzięki, schlebiające i łechcące zepsuty i wybredny smak mężczyzn”. Tamże, s. 170.

22 Niemało było w tej sferze kobiet wyróżniających się wszechstronnym oczytaniem, inteligencją. S. Kowalska-Glikman, dz. cyt., s. 39.

do umiejętności czytania, pisania, rachowania, znajomości katechizmu, elementów narodowej historii i geografii, podstawy rysunku i muzyki. W tym przypadku nie mielibyśmy już do czynienia z modelem salonowej lalki, lecz tak zwanej kury domowej – żony, której horyzonty myślowe sprowadzały się do spraw gospodarczych, rodzinnych, bo przecież gospo-darstwo i rodzina były jej całym życiem. Ponownie sięgając do powieścio-wego dorobku Emmy Jeleńskiej, przywołajmy postać Eweliny – bez resz-ty zaangażowanej w sprawy domowe, zamkniętej na życie poza obrębem czterech ścian. I ta bohaterka zrujnowała szczęście małżeńskiego poży-cia, nie potrafiąc w porę zrozumieć, że żona powinna żyć z mężem – nie tylko ciałem i chlebem, lecz umysłem i duszą24. Nieco lepiej przedstawiało się wykształcenie dziewcząt wysłanych na prywatne pensje żeńskie czy umieszczonych w szkołach przyklasztornych25. Rzetelniejsze wykształce-nie było tu z kolei zdobywane kosztem należytego wdrożenia w obowiąz-ki przyszłej żony i matobowiąz-ki. Jawi się wobec tego pytanie, czy mężowie, mając możliwość wyboru, woleliby małżonkę gospodarną czy wykształ-coną? Otóż najlepiej, gdyby przy należytym wykształceniu, żona dyspo-nowała jednocześnie umiejętnościami gospodarskimi26. Jednak biada jej, jeśli cały swój czas poświęcając albo dla salonu albo dla domowej biega-niny, zaniedbała zajęcia umysłowe. Kiedy mąż nie znajdował w małżonce duchowego pokarmu, nie mógł dzielić z nią swych myśli, spostrzeżeń, przekonań, w efekcie niewykształcona połowica stawała się dla niego ciężarem, albo w najlepszym wypadku wyłącznie zabawką, matką dzieci, sługą, kucharką27. Przestawała budzić jego szacunek, a zatem pozwalał sobie bezkarnie nie dochowywać jej zaprzysiężonej wierności. Zdawało mu się wszakże, iż ślubował kobiecie rozumnej, nie salonowej lalce ani kurze domowej.

Brak domowego ogniska

W świetle literatury poradnikowej, ziemianie jako mężowie byli nad wyraz wymagający, a zatem myliłby się ktoś, kto by uznał, iż żona, która do perfekcji opanowała tajniki sztuki podobania się małżonkowi,

24 E. Jeleńska, Matka, Warszawa 1922, s. 126.

25 S. Kowalska-Glikman, dz. cyt., s. 41.; A. Winiarz, Kształcenie i wychowanie dziew-cząt w Księstwie Warszawskim i Królestwie Polskim (1807-1905), [w:] Kobieta i edukacja na ziemiach polskich w XIX i XX wieku, t. II, cz. II, red. A. Szwarc, A. Żarnowska, Warszawa 1992, s. 5-11.

26 J. Szujski, O różnicy wychowania chłopców i dziewcząt, „Niewiasta. Pismo poświęco-ne płci piękpoświęco-nej”, 1860, nr 12, s. 1-2.

dysponująca ponadto odpowied-nim wykształceniem, mogła czuć się bezpieczną, pewną jego wier-ności28. Otóż sama uroda, szyk, seksapil, nawet erudycja i oczy-tanie nie wystarczały dla zacho-wania stałości mężowskiego uczucia. Wielce istotny element stanowiło stworzenie domowe-go ogniska, bezpiecznej przy-stani, w której po całodniowych trudach, zmaganiach z przeciw-nościami, mąż znajdowałby ukoje-nie, ciszę, spokój, serdeczność, miłość, ciepło i zrozumienie. Żeby wstąpić na wyższy stopień wznio-słych wartości i na ich gruncie wybudować dom z prawdziwe-go zdarzenia, niezbędnym było na początek zatroszczenie się o prozaiczne, ale jakże ważne obowiązki domowe. Niestety nie wszystkie ziemianki potrafiły sprostać tym oczekiwaniom, należycie wywiązywać się z roli żon i matek. Winę za taki stan rzeczy ponosiło nieprawidłowe wychowanie, którego reformy usilnie domagali się autorzy poradników i publicyści. Przede wszystkim od dziecka dziewczętom wpajano fałszywą wizję małżeństwa, karmiono je wyidealizowaną mrzonką, zgodnie z którą zmiana stanu cywilnego oznaczałaby wyzwolenie spod rodzicielskiej władzy, teoretycznie przejście pod władzę męża, a w praktyce pozyska-nie spełniającego rozmaite kaprysy rozkochanego „pozyska-niewolnika”29. Małżeń-stwo, w duchu takiego przekonania, otwierałoby drzwi do większej

swobo-28 „Aby pozyskać serce, utrzymać go wiecznie, Samej tylko urodzie ufać niebezpiecznie, (...) Jakkolwiek jesteś piękną, nie dość na tej chwale, Wdzięczna twarz może zwabić, nie przywiąże stale, Mąż i dzieci przy tobie spędzając wiek złoty,

Będą liczyć nie wdzięki, ale twoje cnoty”. K. Jaxa-Marcinkowski, Upominek dla mło-dzieży płci obojga, Warszawa 1819, s. 2.

29 „Trudy są dla mężczyzny, który dosyć szczęśliwy, iż jest ich niewolnikiem. Chcą same korzystać, same używać; żądają wszystkiego, a nic za to nie czynią”. O obchodzeniu się kobiet z mężczyznami. Dodatek potrzebny do dzieła pod tytułem: Eliza, czyli wzór kobiet, b.m.w., 1802, s. 90.

dy, przejawiającej się choćby w możliwości noszenia zastrzeżonych dotąd dla mężatek sukien30.

Myślą zwykle przy zawieraniu małżeństwa o urządzaniu salonów, o podróżach poślubnych, o bywaniu u wód i oddawaniu wizyt, ale nie o tym, że mają stać się zacnymi matkami przyszłej rodziny31.

Tak „drobny szczegół”, jak ogromny zakres wiążących się z wyjściem za mąż powinności, zazwyczaj był starannie omijany, by przypadkiem nie zrazić panien do stanu małżeńskiego. Tym większe, a zarazem boleśniej-sze okazywało się późniejboleśniej-sze rozczarowanie, gdy zamiast wyśnionej bajki, kobietę czekała szarość życia:

Wmówiono w ciebie, że jesteś kwiatem, cukierkiem, ptaszkiem i że dom mężowski będzie dla ciebie rodzajem wazonu z odświeżaną codziennie wodą, bombonierki złoconym papierem oklejonej, albo klatki błyszczącej z dostatkiem prosa i cukru; wmówiono w ciebie, że życie całe prześnisz, prześmiejesz i  przeświergoczesz. Tymczasem przeznaczenie skazało cię na dźwiganie największych ciężarów, uczy-niło cię pracownicą, mającą najmniej wytchnienia, a najwięcej obowiązków32.

Co gorsze, nie zawsze matki zatroszczyły się o wystarczające przygoto-wanie córek do wykonywania mających im stale towarzyszyć jako żonom

Powiązane dokumenty