TYTUSA SZCZENIOWSKJEGO
PRZYGOTOWANIA DO NAUKI DZIEJÓW POWSZECHNYCH IH JSTO RJI ROZWINIĘCIA SIĘ UMYSŁU I DUCHA
LUDZKIEGO.
R z a d k a u nas książka dobra poważniejszej treści, jeżeli więc pokaże się cośkolwiek odpowiadającego chociażby nie wszystkim warunkom dobrej książki, przyjąć to wy
pada z chętnem uczuciem, jako owoc dobrych dążeń pi
szącego, dziś zwłaszcza, kiedy piśmiennictwo stało się rzeczą podrzędną przy pracach obowiązkowych. We wstępie do dziełka, które rozebrać zamierzam, a raczej skreślić nad twim myśli i uwagi swoje, p. Tytus Szcze- niowski, znany już w Athenaeum, dawszy pojęcie jakie sobie uroił o historji, mówi: „postanowiłem wykreślić ogólne postępy człowieczeństwa dla tych,którzyby chcie
li wpatrzyć się w tę naukę“ (str. 10). Dalej przyrzekłszy nam, że rozmaitość przedstawiającą się przy powierzcho
wnym poglądzie na historją zespoli duchem w jedno, za
czyna od skreślenia kilku szkiców do całego obrazą, a
w tych szkicach widać niewprawną rękę, ogólność (du vague), której nie cierpi nasz język, ani sposób widzenia rzeczy szezero-polski, bo nie można utworzyć sobie j a snego pojęcia z kilku urywków związanych ledwie nicią chronologii; przekonywa się o tern każdy, kto przeczyta wstęp od str. 10 do 16 włącznie. Ten szkic dziejów koń
czy autor uwagą: „Zachwycą się może następne poko
lenia nad wielkością nowożytnych wydarzeń, nad wszyst- kiemi zdobyczami nauki, a szczególniej przemysłu; lecz to, co będzie na zawsze piętnem najcblubniejszćm obe
cnych wieków, jest odkrycie stosunku ducha powszechne
go świata, z czynami człowieka, jest to poznane, i prze
świadczone w sobie uczucie tego nieśmiertelnego, i je dy
nego pierwiastku, snującego się od stworzenia przez wszystkie odnogi, i myśli działań ludzkich, a tym samym nadającego jedność skończoną, i logiczną całej historji.“
To jest prawda dziś powszechnie uznana, i płodna we wnioski, ale autor wydobywszy j ą na jaw z kopalni my
śli, nieoczyścił jćj, bo następujące jego twierdzenia (str.
17, 18 i nast.) pokazują spaczone jego pojęcie o historji.
Rzecz tę potrzebującą rozszerzenia się, i zasadniejszego rozbioru, zaraz obszerniej przebiegnę, bo co już przeszło w tło przekonania Europy, nie powinno być obce dla po
jedynczych osób, jeżeli one pragną postępować na równi z postępującą oświatą.
... „uważani w odosobnionćm znaczeniu, doskonali są i wielcy są dawni dziejopisowie, ale razem dalecy od po
jęcia historji powszechnej... i filozofia historji staroży
tnych, w obrębie ich grodów, i ojczyzn wylęgła, nie jest filozofią ludzkości całej.“ Myśl nieoznaczona, i niepra
wdziwa. Nieoznaczona, bo autor niepowiedział: co ro
zumie przez dawnych autorów? czy tylko starożytnych Greków i Rzymian? czy wszystkich, aż do najnowszej
naszej oświaty? Jeżeli starożytnych, już Herodot zapa
trywał się z ciekawością na ludy nie greckie, uważając je za całkujące Greków w dziejach, i to właśnie stanowi
sko jego rzuca na tok rozwinięcia dziejów przezeń opi
sanych, wdzięk niepojętej prostoty, która się niezmiernie podoba. Jeżeli jednak czytelnik ze mną nie zgodzi się na Herodota (bo charakter tej historyczności nie wszędzie w nim postrzedz można), przytoczę nieprzełamany do
wód, Tacyta. Ten wielki historyk, pojmował historję po
wszechną, z całą mocą przeświadczenia nowożytnego hi
storyka, — dość zwrócić uwagę na epokę jego życia, i jego historję. Na jakićmże stanowisku było życie i uzna
nie się Rzymian za czasów Tacyta? Stanowisko straszne dla ludzkości, bo rzeczywiste, i duchowa jego istota ro
zerwane były. Moralny upadek, i poniżenie przejawiają
ce się w rozwiązłości obyczajów posuniętej do najwyż
szego stopnia, odjęły wartość życia politycznemu pań
stwa, i chlubne miano obywatela rzymskiego, nic nie znaczyło, skoro togi przywdzieli niewolnicy, służący pa
nom w rozpuście, i niegdyś w łańcuchy okuci zbrodnia
rze. Religia strącona ze swojej wysokości, spadła do najgrubszego synkretyzmu, bo miasto świata, chciało mieć religię całego świata, zebrawszy w jednym Panteo
nie wszystkie bogi. Zdaje się (mówi jeden z uczonych komentatorów Tacyta), że te bogi dały sobie rendez-vous do zobaczenia się w Rzymie, dla spólnej obrony przeciw- . ko Chrystjanizmowi.
Przedniejsze osoby już nie schylały czoła przed po
sągami bez znaczenia, ale niezadowolone ściekiem prze
sądów Wschodu i Zachodu, w zaświecili rozważającego życia-pociechy szukały, a w tamtoczesnych systemach filozofii na pozór sprzecznych (fil. Epikura i Stoików) był cel spoiny, zobojętnienie ducha na rzeczywistość, która
męczyła duch ludzki. Duch ten uchylony od rzeczywiste
go życia, zniewolony szukać w solne ochrony, czuł tro
skę, tęsknotę, żal serdeczny chociaż czasem niedbał o poprawę, w przekonaniu, że dla pogodzenia się z rzeczy
wistością, dość mieć w sobie jej świadomość. Na popar
cie tego twierdzenia, niech czytelnik zastanowi się nad dwoma wielkiemi obrazami. Salustjusza, i pamięta, że są owocem myśli człowieka wylanego na występki, które (jako autor) potępia. Znakomici filologowie, obdarzeni filozoficznym poglądem na starożytność, czynią uwago, ze satyra Rzymska była środkiem pogodzenia się ludzi wyższych nad świat (chociaż nurzających się w jeo-o ze
psuciu) z tymże światem. Człowiek zbyt słaby, a by° wal
czyć zbrodnię lub występki, szukał pociechy w oburze
niu się za nie, niby usprawiedliwiając się, że niedobro
wolnie ma udział w rozwiązłości świata (Perseusz, i Ju- we.ia is). lacyt podobny do Satyryków, kiedy piórem w gorzkiej żółci maezanem kreśICzbrodnie Rzymu, łączy charakter wielkiego historyka, bo go przepełnia idea, że kara i zniszczenie jego narodu, zesłane są dla rozbicia nie
godnych naczyń rozwinięcia historji.
lak więc na zwaliuach Rzymu, wznosi się szczytna, majestatyczna idea duchowości, wiara w odwieczną spra
wiedliwość, nagrodę, i karę; ta wiara godzi z rzeczywi
stością Tacyta, i daje mu spokój, ale naród rzymski spa
raliżowany rozwolnieniem obyczajów, i zbrodniami, nie może dojść do tej wiary, i spokoju.
Naród rzymski musi upaść bo go opuściła moralność, dusza narodu, i jak ciało umiera po wyjściu duszy; ale w duszę historyka weszła moralność, jako w naczynie wybrane. Stąd jego wzniesienie się na stanowisko histo
ryka powszechnego ludzkości, bo uznanie ludzkości żyło w nim, i z rozkoszą zapatrywał się na świat Germanów.
Głęboko pojął Tacyt zesłanie nowego młodzieńczego, ognistego ludu, który miał dopełnić przeznaczenia Opa
trzności nad jego ojczyzną, a p. Szczeniowski niebacznie ptoćhćm zdaniem, zaprzeczył mu pojęcia liistorji powsze
chnej.
Jeżeli autor w powyższej myśli obejmował nazwę da- wnk/cli dzrejopisów Wszystkich, aż do przejawu najno
wszej oświaty, popełnił błąd jeszcze większy, bo więcej jeszcze indywiduów potępił. Rzecz podobna do prawdy, że p. Szczeniowski tak pojmował dawnych bo mówi (str.
19), że „długo ta zdobycz ducha (zapatrywanie się na jedność historycznego rozwinięcia) przez ducha, niepo- znaną była od ogółu, a inoże nawet od samych zdobyw
ców,“ i zaczyna od Rossueta i Vico. A wszakże pamię
tać trzeba, że w elementarnyo'h nawet książkach, został u starożytności charakter przyznawania jedności rodza
jowi ludzkiemu, i antorowie zaczynają od stworzenia pierwszego człowieka. A cóż mówić o genialnym, świę
tym dla nas życiem, i nauką Augustynie? którego dzie
ło: De civitate Dei, jest filozofią liistorji w epoce, w któ
rej trzeba było dla utworzenia sobie pojęcia podobnego o liistorji, prawdziwie boskiego geniuszu.
Tak więc jakkolwiek sobie wytłomaezymy rozebraną myśl autora, zawsze ta będzie nieprawdziwa. Dowio
dłem jej nieprawdziwości własną bronią autora, przyta
czając mu historyków, którzy w starożytności pojmowali historję powszechną, mógłbym dowieść tego z innych źródeł, ale to byłoby zbytecznie.
Niech p. Szczeniowski rzuci okiem na list Śgo Pawła do Rzymian, i zapyta siebie, co znaczy wiersz 29 w roz
dziale 3. An Judaeorum Deus tantum nonne et Gentium?
Immo et gentium. Mędrcy chrześciańscy wielkimi byli
filozofami, kto ich cenić nie umie, nie zasługuje na kry
tykę, jeszcze się uczyć powinien.
Dlaczego p. Szczeniowski przytoczył po Bossuecie t y l ko jednego Vico, rzecz nie do wytłumaczenia. Wszakże na równi z nim znalazłoby się wielu mężów, a jeżeli au
tor chciał na niego zwrócić szczególniejszą uwagę, trze
ba było coś wspomnieć o samem dziele, ale nie o tein że Neapolitański Vico długo nieznany, i pyłem nieuwagi ludzkiej zawalony, tak jak przez wieki pod lawą utajone były skarby podziemnych miast jego ojczyzny. Pomija
jąc to, że okoliczność ta jest drobiazgowa, zwracamy uwagę czytelnika, że dzieło Principii di scienza nuova di Giambattista Vico, napisane jest sucho, tak że z przykro
ścią czytać się daje, winą zatem było więcej samego Vi
co niż świata, że go nie czytano. Nie jestto uwaga mo
ja, ale utalentowanego Proflessora Uniwersytetu wPawii (V Monti), który w rozprawie Della necessila dell’ elo- quenza mówi: Donde viene che la Scienza nuova del Vi
co, opera maravigliosa, ha si pochi lettorj? Non altronde di corte, che dallo stile. La scienza nuova é come la mon- tagna di Golconda vita di scogli ć gravida di diamanti. —- W samej rzeczy trudno długo czytać to dzieło bo nim nas ożywi nowy pomysł, piękne pojęcie, i czystość po
glądu autora, musimy przebywać z nim ciernistę pole erudycji suchej, często niepotrzebnej. Pan Szczeniowski zapomniał, że jego dzieło wyszło 1842 r., a pisząc w tym roku dzieło filozoficzne o historji, nie można pominąć Sze- linga, Hegla, ani Cieszkowskiego, a nawet wspomniećby należało ich poprzedników Lessynga, Herdera, Kanta.
(Str. 1 7 ) ... „Dotąd historja była świetną budową zło
żoną z wielkich głazów, które wagą swą i porządkiem tylko pojone były... u myśl ciemna przenośnia bowiem
niestosownie użyta, wikła wyobrażenie jasne, jakie au
tor chciał dać czytelnikowi. Zdaje się, że rozumiał pod nazwij, wielkich głazów wypadki znakomitsze, ale cóż dziś znaczy w liistorji znakom ity wypadek? nie jestto wyraz ogołocony ze znaczenia przez ogień krytyki, albo raczej używany w znaczeniu warunkowćm, i względućm.
Wiadomo, że Voltaire dowiódł, iż niema liistorji,’opiera
j ąc się na tćj skrzywionej zasadzie w dziele Essais sur les moeurs et l’esprit des nations. Jeżeli p. Szezeniowski pod wyrzeczeniem: z wielkich głazów, co innego rozu
miał, niech raczy objaśnić, bo go trudno rozumieć ina
czej.
Na str. 24 przyszedł autor z rozumowania swojego, do wniosku, żc doskonalenie się, jest Wielką myślą liistorji, nie oznaczywszy jasno rozumie przez doskonalenie. Od str. 24 zaczyna przebiegać llist. Starożytną z pochodnią filozofii, ale ta pochodnia, często tak się ciemno pali, że przedmiotów rozróżnić dobrze przy jej świetle nie można.
Ta k, w liistorji starożytnej nie zwrócono uwagi na żywioł ciemny czyli jeograficzny, który tak ważną gra rolę przed Cbrystjanizmem, że mając dany warunek zie
m ny, można zeń wiele rysów charakterem mieszkańców odznaczyć, dość w sp om n ieć na E gipt, Indję, i Grecję, aby uczuć różnicę charakteru rozwiniętego przez wpływ kli
matu. Czy liż morza nie związały ludzi ze sobą'?, nie ro- złączyłyż ich góry? a charakter górzystego przyrodze
nia, nie odbiłże na religiacb Wschodu? Kasty nawet są ’ koniecznym wypływem wschodniego klimatu, który kuje ludzi w formy religijne i polityczne, odrywając ich myśl od rzeczywistego życia, a tćm samem uobojętniając sprę
żystość woli. Autor niesłusznie samemu teokratyzmowi przypisuje potanianie narodów na kasty (str. 25); niesłu
sznie także twierdzi, jakoby bóstwa Wschodnie
przed-stawiały po większśj części siły n atury (str. 32). Lite
ratura i filozofia np. Indyjska* pokazuje nam wysoki sto
pień rozwinięcia, któregobyśmy nigdy przypuścić nie mo
gli w narodach idących wprost za popędem naturalnego instynktu. Korzystając z gotowych materjalów zebra
nych p. Tówarzystwo Azyatyckie rzućmy okiem np. na religię Buddy, i Bramy. W Chinach religia przedstawia (wyrażając się językiem filozoficznym dla krótkości) dru
gi moment rozwinięcia, t.j. przedmioty świata niezwiąza- ne ze sobą, są bóstwem np. niebo, ziemia. Indjanin za
palną fantazją ogarnął wszystko, i utopił wszystko w je
dności, którą wyraża Brama, w którym niknie cała ro
zmaitość świ ata, jak pojedyncze pojęcia w oderwanej idei. Nad tę abstrakcyjną myśl jedności przedmiotów, Buddyzm wzniósł się jeszcze, bo Budda pochłonąwszy całą rozmaitość widomych i niewidomych rzeczy, nie tyl
ko je do jedności przywodzi, ale niszczy je. Tym pomy
słem nicości wyraża się myśl, że abstrakcyjne prawo j e
dności świata, urzeczywistnia się tylko w głowie czło
wieka, ale nieurzeczy wistnia się w świccie. To jest trze
ci moment rozwinięcia się dogmatycznego wschodnich religii. P. Szczeniowski nie widzi tego postępu kiedy są
dzi, że bóstwa przedstawiały siły natury, np. w Chinach.
I bóstwa i siły natury na Wschodzie, są to głoski poje
dyncze, których znaczenie poznać trzeba, aby czytać myśl Wschodu. Brak uwagi na klimatyczny wpływ Gre
c j i sprawił, żc autor walkom krajowców z przychodnia
mi, przypisał rozdrobienie Grecji na mnóstwo plemion, a świadomości Greków osady ich w Azji, Grecji Wielkiej, i Afryce. Grecy, a mianowicie Jonowie i Eolowie, przyci
śnięci zewnętrzną siłą przychodniów, lub brakiem wyży
wienia, opuszczali macierzyste miasta, i zakładali osady, a te osady dopiero przyczyniły się do rozwinięcia sił
wta-snych matki Ojczyzny, i ludów niegreckicli, z któremi byli w zetknięciu, i odróżniali je zawsze od siebie (bar
barzyńcy).
Wniosek więc będzie przeciwny mz Autor wyrzekł (na str. 30), to jest Grecy nie pojmowali siły związków rozległych, ale ją pojęli po rozwinięciu się osad założo
nych na brzegach Azji, Grecji W. i Afryki.
Na pochwałę p. Szczeniowskiego powiedzieć można, że ściśle przeprowadził spójne ogniwa dziejowe, a mia
nowicie ukazał potrzebę rządu despotycznego na wscho
dzie, dla połączenia wielkich mass w całości, konieczność Grecji dla połączenia Wschodu z Europą; Macedonii, dla ukrzcpicnia tego związku; Rzymu nakoniec, dla spojenia północy z południem, wschodu z zachodem. W szczegó
łach tylko mało widać oczytania, i oswojenia się z no- wem stanowiskiem historycznych wiadomości w Europie.
Tak np. na str. 43 pisze autor: „Rz ym, stek hultajstwa Włoskiego, został nakoniec stolicą świata....“ i dalej na str. 44 „gdy po raz pierwszy Romulus lemieszem okre
ślał swoje miasto nieśmiertelne... u Rzecz dziwna, jak można pisać podobne brednie po przejawie Niebuhr’a, a
któż wierzy Liwiuszowi: że był jaki Romulus na ¿wiecie?
Nic powinien był autor zapominać, że chce rzucić świa
tło na drogę, którą przebiegać będziemy (str. 10), a sam chodzi w ciemnościach. Nie dalekobyśmy zaszli w bada
niu pierwotnych dziejów Rzymu, a tern bardziej w ucze
niu się prawa Rzymskiego, wierząc w stek hultajstwa Włoskiego, albo pierwszych królów rzymskich. Podobnie mylne jest twierdzenie autora (str. 49) o sektach filozo
ficznych, i o wpływie filozofii, uważanej za coś odrębne
go ed życia (str. 50, 51). Nigdy myślenie nie wywiera zbyt gwałtownego wpływu na życie, bo myśl prawdzi
wa jest owocem prawego życia, zła zasada zaś płynie
z życia zepsutego, skąd wapory zgnite wchodzą w sferę myślenia. Największe, i najszkodliwsze błędy w myśle
niu, powstały w czasie największego zepsucia. Osłabio
ny organizm towarzystwa, zrodzi! w konwulsyjnym pa
roksyzmie rewolucję Francuzką, a pisma ówczesnych fi
lozofów, były tylko jednćm ze źródeł przejawy ogólnego osłabienia. Życie, nie myślenie jest zasługą człowieka, życie nic myślenie, uszlachetnia społeczeństwo; bo my
ślenie jest częścią życia, a życie normalnie rozwijające 6ię, nie pozwala skrzywić się myśleniu. Wspomniałem wyżej, że sekty filozoficzne u Rzymian powstały tylko dla zaspokojenia potrzeb społecznego życia, czyn był niedokładny, myśl więc nawet genialna Tacyta, nic mo
gła go sprostować, można bowiem prostować zboczenia pojedynczego człowieka siłą zewnętrzną; ale narody ży
j ą własnem życiem, nie nauką pożyczaną od mędrców.
Mędrcy od ludów się uczą, i tylko o tyle posunąć je mo
gą w rozwinięciu, ile się od nich nauczyli, i o ile sami się tą organiczną siłą rozwiną, a nie zewnętrznemi, sztuczncmi, obcerni tej sile żywiołami. — Piękny obraz Chrysfjanizmu, łączącego bezwarunkowo dwie stronnice żywota ludzkiego: duch i czyn, przedstawia autor na str. 56 i następnych. Nie będę tu powtarzał, ale życzył
bym czytelnikowi przeczytać ten cały ustęp, przedsta
wiający na kilkunastu stronnicach przejście od historji starożytnych do średnich; pokazuje on niepowierzchowną znajomość i zdolność młodego badacza,do historycznych śledzeń. Cieszymy się pochlebną nadzieją: że p. Szcze
rbowski pracować będzie w rozpoczętym zawodzie z za
szczytem, i pożytkiem dla kraju tein większym, że dla dziejów ojczystych potrzeba nam szczególniej rozjaśnie
nie organicznego rozwijania się całej Europy, a mianowi
cie ludów osiadłych na zwaliskach Państwa Rzymskiego,
a p. Szczeniowski pokazał w przygotowaniach więcej znajomości dziejów nowych, niż epoki starożytnej do clirześciańskiej. W pierwszych postrzegać się daje wię
cej wykończenia, i rzadko usterkę spotkać można, chyba w spekulacyjnych przypuszczeniach, które dziś w histo- rji nie mają miejsca; już dziś w uznaniu większej części uczonych spoczywa przeświadczenie, że Historja ma odwieczne prawa jak natura fizyczna. Konieczna wola Boga, cudownie harmonizuje się z wolą człowieka. Autor zaś żałuje np. ze stratą do cywilizacji jest opanowanie Carogrodu przez Turków, i że jaki naród północny nie objął wschodniego państwa (str. 79); lepiejby było mówi dalej (str. 93) gdyby zamiast Mahometa Ces. Carogrodz
kie nauczyło wiary azjatyckie ludy. Te i tym podobne twierdzenia pokazują nieznajomość, czyli raczej nie wpra
wę do pragmatycznego wykładu bistorji; historyk 19 wieku nic bada co by było, ale co jest, dlaczego jest, i dlaczego być musi? Inaczej będzie podobny do owego eunucha w Kassydzie Derara, który mówił marząc o nie
bieskich migdałach:
0 gdybym tęczę miał zamiast cybuka, Wulkan za lulkę, i dąb za hajduka;
Urżnąłbym równe dwa tęczy końce, Na jednym końcu wulkanbym wprawił,
N a d r u g i m z a m i a s t b u r s z t y n u — s ł o ń c e ,
W tyle za sobą dąb bym postawił;
1 siedział sobie jak Nuszyrwan jaki, Z góry na ziemskie poglądając żaki...
Obrobienie perjodu reformy słabsze, niż innych czę- s ci przychodowych od średnich dziejów, do nowych. Myl
na zasada wyższości myślenia nad życie sprawiła, że au
tor przypisuje reformie skutki, których ona niewywarła, np. że Anglia rozszerzyła konstytucję, to sprawiła nic