i.
Charakter reform
społecznych.
Reformy a nie rewolucya, stopniowe, nieustanne ulepszenia społecznego porządku a nie gwałtowne prze wroty, wywołujące równie gwałtowną reakcyą,—oto ha
sło, którekażdyprawdziwy zwolennik postępu, każdy istotnie demokratyczny umysł wypisuje na swoim sztan
darze.
Socyalizmgardziwprawdzie reformami i jak gracz hazardowny stawia cały los społeczeństwa na kartę.
Uważa on, iż ustrójfabryczno-przemysłowegogospodar stwa nie da się pogodzić zdobrobytem wszystkichuczest ników społeczeństwa, a w istnieniu indywidualizmu widzi pierwiastek sprzeczny zzasadątowarzyskiejspój
ni,ku której zmierza. Dlatego też nie można sięspo dziewać, ażeby w sprawie reform społecznych, podejmo wanych w duchu demokratycznym, socyalizm podał nam pomocniczą rękę. Przeciwnie, woli się on usunąćna awentyńskie wzgórze i oczekiwać, aż mumanna spadnie z nieba. Pesymizm i ironiczne naigrawaniasię—oto jedynaoznaka,oznaka ujemna, jego współdziałania.
Taka postawa socyalizmu nie może nas zadziwiać, gdy się zastanowimy, jakie dwa pierwiastki składają socyalistyczną falangę. Jest tam na dole masa bez- kształna, ciemna o aspiracyach silnych do dobrobytu, ale niezdająca sobie najmniejszej sprawy, jakby go osiągnąć mogła, jakie praktyczne środki do niego pro
wadzą;u góryzaś znajduje się grono hałaśliwych ener- gumenów, teoretyków, posługujących się rewolucyjną, czczą, ale szumuobrzmiącą frazeologią, zamydlających oczy swej bezwiednej armii. Ci przywódzcy socya- lizmu niepytają o fakty, o rzeczywistość, ale rzuca ją niby bomby zapalne gotowe formułki. Sto razy
fałsz im wykazano i storazy powracają do takowych.
Dla czego? dla tego poprostu, że bez nich stra
ciliby racyą bytu, przestaliby być apostołami i proro kami. Zawód socyalisty staje się nieraz korzystnym zawodem.
Nie możemy się tedy spodziewać współdziałania socyalistów wsprawę reform społecznych, gdyż jed
ni nie potrafią, a drudzy nie chcą brać w nich udzia łu. Więcej nawet: można być przygotowanym, że socyaliści dołożą wszelkich starań, ażeby podkopać, osłabić wpływ i znaczenie takowych. Ta propa
ganda rewolucyjna tamować będzie nieraz i parali
żować sprawęreform, przedstawiającjąjakonicnie zna
czący drobiazg, jak krople wobec oceanu, jak bezuży
teczną pracę Danaid. Wiemy już z doświadzenia, z ja ką pogardąsocyalizmtraktuje stowarzyszeniarobotni
cze, nawet stowarzyszenia produkcyjne. Zadanie re
formatorskie będzie tedy utrudnione nakażdym kroku właśnie ze strony tych, którychdobro ma na celu.
Gdy się to niekorzystne stanowisko zgóry rozwa ży i weźmie w rachunek, do jednego tylko dojść siębę dzie musiało wniosku, mianowicie, że należy podwoić usiłowań i energii i nie zrazić się nagromadzonemi trudnościami. Stronnictwo postępowe, liberalne,jądro irdzeń narodu,stoi wprawdzie osamotnione wobec te
goprzedsięwzięcia, ale właśnie to przeświadczenie do dać mupowinno animuszu. Żywioły zachowawcze — beali possidentes są z natury rzeczy przeciwnikami wszelkiego ruchu naprzód: widzą, comogą stracić, nie wiedzą, co mogą zyskać. Leży w ich charakterze za mykać oczy na niebezpieczeństwo, co jeszcze zagórą, zaprzeczać jego istnienia iodwlekać, dopókisięda, naj
ważniejsze nawet reformy. W każdym postępowym umyśle widzą rowolucyonistę, widząnieprzyjaciela, co czyha na ich dotychczasoweprzywileje, na ich majątek, na ich bytjako klasy społecznej.
Wszystkie żywioły, składające inteligencyą naro
dową, majątedyprzed sobą podwójny obowiązek: naj przód wpoić w niższe warstwy społeczeństwa prze świadczenie, że są ich sojusznikami w dziele emancypa-cyi stopniowej, apotem zawezwaćdo niego masę zacho
wawczą kraju. Ta druga część zadania jest nawetgwał towniejszą, gdyż proletaryat nie obietnicami, nie pro-
gramatami, ale czynem samymprzekonany dopiero zo
stanie, że w obecnym ustroju społecznym może sięro zwijać w pomyślnych warunkach. Potrzebuje totedy czasu. Współdziałanie zaś wszystkichzachowawczych warstw narodu, arystokracyi rodu ipieniędzy, ducho
wieństwa, przemysłowców, kupców etc.jest niezbędną potrzebą przeprowadzenianajmniejszych nawetreform społecznych. Związek ścisły wszystkich osobników, którzy dzierżąw swern ręku kapitał z tymi, którzy są przedstawicielami inteligencyi narodowej, będziejedy
nie w stanie wytknąć drogę włąściwą stopniowym ulepszeniom, jakich oczekują klasy robotnicze. Inicya- tywa wyjść musiz pośród tych, którzy zdają sobie spra wę z potrzeb chwili bieżącej iz grożących jej kata
strof.
Bez wątpienia rząd, jako organ wykonawczy pań
stwowego ustroju, ma swoje specyalne zadanie w tym przedmiocie. Mieliśmy już wyżej sposobność na tako we wskazać. Prawodawcze jego projekty wtedy jed
nak tylko są w stanie skrystalizować się w reformy praktyczne, gdy społeczeństwo jest do nich należy
cie przygotowane i gdy jego przedstawiciele stawią władzę w konieczności wykonania takowych. Socya- liści oczekują od rząduzwiastowania nowej ewangelii ekonomicznej, my ograniczamy się do skromniejszego daleko wymagania. Gdy społeczeństwo uzna potrzebę tej lub owej reformy ekonomiczno-społecznej, wtedy do pieropaństwo przychodzi ze swojąsankcyą.
• Działanie na opinią publiczną, przygotowywanie prądu reformatorskiego, rozświetlanie ciemnych stron problematu, oczyszczanie go z naleciałości
sofistycz-nych, walka z rutyną—oto co jest w oczach naszych podwaliną, pierwszym krokiem obywatelskiego działa
nia chwili obecnej.
Byłoby błędem odwoływać się do filantropijnych uczuć, do miłosierdzia chrześciańskiego, do humanitar nego sentymentalizmu. Bezwątpienia tego rodzaju czynnikispołeczne mająswoję wagę inie myślimy ich lekceważyć. Ale jeżeli chcemy dotrzeć do samej głębi natury ludzkiej, jeżeli chcemy zaprządz wszystkie ży
wioły towarzyskie do wspólnej pracy reorganizacyjnej, należy się odwołać do ich osobistego interesu. Skoro klasy zachowawcze społeczeństwa nabiorą przekona nia, że masy robotnicze posiadają nie tylko chęć, ale i możność wymuszenia nanich rozległych ustępstw, że odwlekanie ad feliciora temporawszystkichreform nie powstrzyma ale przyspieszy uragan rewolucyjny, że hydra demagogii anarchicznej wymagać będzie co raz większych reform, w takim razie zrozumieją, że nie pozostaje im nic innego do zrobienia, jak wziąść w swoję rękę ster reform i uczynić przesilenie eko nomiczne jak najmniej dla siebie dotkliwem. Nie są dzimy, ażeby trzeba było daleko szukać tego upioru rewolucyjnego. Mamy go w świeżej pamięci ikażde społeczeństwo— niestety — majuż obecnie martyro
logią agitatorów i policzyć możeofiary, rozpaczaćmoże nad ruinami, jakie aspiracye ^ocyalizmu dotąd wywo
łały w jego łonie. Niepodobna zażegnać niebezpie
czeństwa, niepodobna stłumić gwałtowną represyą desideratów warstw niższych, niepodobna nakoniec przekonać je, żesię mylą, że pragną rzeczy niewłaści
wych, że lepiejby im było pozostać w dotychczaso
wych stosunkach: byłoby to samo, co chcieć grobelką, wzniesioną dziecinnemi rękoma, powstrzymaćrozhuka
ne fale oceanu. Jakkolwiek opłakiwać można bieg wypadków, którynas doprowadził do stanu, w jakim się znajdujemy, żale te platoniczne doniczego nie pro wadzą. Niema innego wyjścia:albo bez oporu staniemy się pastwą demagogii, albo też znajdziemy praktyczny modus vivendi z takową. Nawet ci, co widzą w tej ostatniej decyzyi zło, przyznać muszą, żenie może iść w porównaniez pierwszem.
Czy przeznajdonioślejsze jednak ustępstwa, przez uajrozleglej sze reformy uda sięnam rozbroićsocyalizm, zadowolnić wymagania klas robotniczych, czy demokra
tyczne zasady, rozsiadające sięzwycięzko w organiz mie spółczesnym, nie prowadzą za sobą jako nieu
niknione następstwo —socyalizmu?oto pytanie, które stawiane bywa nieraziw dobrej wierze. Nie można za przeczyć, że gdyby takie skeptyczne zapatrywanie dało się usprawiedliwić i oprzeć na faktach, gdyby się na nie w potakujący sposób odpowiedzieć musiało, wy-trąconoby nam zrąk najskuteczniejszy oręż do wal
ki z błędem: wiarę w jej potrzebę. Bliższe zasta nowienie jednak rozwiejewszelką niepewność pod tym względem inie tylko nie osłabi, ale spotęguje nasze siły.
Istnieje zasadnicza^-óżnica pomiędzy ustępstwami, czynionemi socyalizmowi, a reformami społecznemi.
Gdybyśmy istotnie, dla ułagodzenia smokaanarchicz nego, rzucali mu z kolei jedne po drugich ustępstwa, gdybyśmy dzisiaj zagwarantowali minimum zarobku, jutro znieśli spadkobranie w prostej linii, pojutrze
zadekretowalipodatek od dochodu taki, iżby zrujnował własność, gdybyśmy czynili takie itym podobne ustęp stwa, istotnie nie mogłoby być mowy o oporze prze ciwko socyalistycznym teoryom, ale własnowolnie roz
poczęlibyśmy tę słynną, likwidacyą społeczną, której widmo złowrogiewisi przed nami oddawna.
Na szczęście jednak reformy społeczne, które ma my na widoku, nie są bynajmniej tego charakteru.
Nie stają one na chwiejnym gruncie zwodniczych abstrakcyj, ale inmedias resrzeczywistości; nie chcą obalać ekonomiczno-społecznego organizmu takiego, jaki się ukształtował historycznie, ale przeciwnie wlać weń nowe żywotne soki. Socyałiści chcą zburzyć gmach społeczny i obiecują nam wybudować nowy;
my ograniczamy się do ulepszenia,odrestaurowania ist niejącego. Za ciasno nam u biesiadniczego stołu, więc nowe dodajemy skrzydła. Przyznajemy, że są wadliwe strony w ustroju ekonomicznym, że można pod wszystkimi względami ulepszyć los milionówjedno stek i chcemy przedsięwziąść te reformy. Ani rodziny, ani kapitału, ani własności nie myślimy niweczyć;
anarchia nie jest naszym ideałem; broń Boże! Czy niąc los klasy robotniczej nie tylko znośnym, ale ła
twym, dając jej wszystkie moralne, umysłowe i ma-teryalne narzędzia do swobodnego używania owoców ich pracy, czynimy z nich użytecznych członków spo łeczeństwa, odbieramyim pohop dorewolucyjnychza machów, robimyz nich zachowawców istniejącego po
rządku rzeczy.
Równie bezzasadnem jest drugie przypuszczenie, mianowicie, że demokratyczne instytucye nowoczesne
Socyalizm. 8
muszą wnieunikniony sposób doprowadzić nasdo so-cyalizmu, że pomiędzy nimi istniejełańcuchowy stosu nek przyczyny do skutku. Reakcyjna szkoła Stalila wypowiedziała dawno już tę opinią; w zwyciężki spo
sób odparł jąTocqueville, wykazując zasadnicze różni
ce, jakie istniejąpomiędzydemokracyą, która daje jed
nostce szeroką sferę działania, a socyałizmem, który sprowadzają do roli bezwiednego atomu. Idemokracya i socyalizm wprawdzie opierają się na równości, ale gdy demokracya żąda równości praw i równości swo bód dla wszystkich osobników, socyalizm wprowadza ją dosfery rzeczowej,tam, gdzie jest do osiągnięcianie
podobną bez zniesienia indywidualnej swobody, bez zhańbienia jej tyranią.
Nie tylko tedy niema pomiędzy demokratyczne-mi instytucyami, które już posiadają lub do których zdążają wszystkie społeczeństwa, a socyałizmem bez
pośredniego związku, aleistniejenawet jawnasprzecz
ność. Istotnie można jeszcze poniekąd zrozumieć so-cyalistyczne aspiracye w takim ustroju państwowym, gdzie tyrania samowładzcy, gdzieoligarchiczne przywi leje jednostek zacierają pojęcia sprawiedliwości, słu
szności, wywołują protestacye ukrzywdzonych ichao tyczny zamęt interesów i praw. Ale w społeczeń
stwach demokratycznieuorganizowanych, gdzie insty- tucye publiczne są wyrazem powszechnej woli, gdzie tok spraw odbywa się jawnie i poddany jest bezus tannemu nadzorowi opinii, socyalizm może stanąć w szranki, ale ograniczyć się musi do sformułowania swegowyznaniawiary i do legalnej propagandy.
Jest wprawdzie inna demokracya, demokracya cezarów albo jakobinów i nie mamy zamiaru zaprze
czać jej pokrewieństwa z socyalizmem. W historyi a nawet w dziejach dnia wczorajszego i dzisiejszego widzieliśmy samozwańczych władzców, którzy usiłowali daćpurpurze cezarówdemokratyczną podszewkęi stroili do socyalizmu umizgi; widzieliśmy również rewolucyj
ny jakobinizm,zagarniającywładzę prawodawczą iwy konawczą, fałszujący sprężynypublicznego życia i osła
niający swoję tyranią kłamliwą maską demokratycz
nych zasad iwolipowszechnej. Ale nie potrzebujemy zapewne dowodzić, że te chorobliwe wybuchy niemogą trwale zgangrenować społeczeństwa, że przemijający ichbyt nie jest w stanie dać im dość siły do narzucenia nawet najbardziej zteroryzowanemu społeczeństwu so-cyalistycznych dziwolągów. Niema się prawa czynić tej demokracyi, która jest ostateczną formą cywilizo wanychspołeczeństw, odpowiedzialną za grzechyi ten-dencyetamtej, co jątylko przedrzeźnia i jej imienia na
dużywa.
Jeżeli jednak demokratyczny ustrój społeczeństw nie jest bynajmniej przedsionkiem do socyalizmu, to łatwo zrozumieć, dla czegow łonie wygórowanej eywi-lizacyi kiełkuje jego zaród. Gdy zniesione zostały wszystkie szranki i zapory,sprzeciwiające się dawnej równości obywatelskiej, gdy wszystkie warstwy spo łeczne używają jednakowych prawiswobód, gdyzbli żone do siebie zostały w sposób, ojakimprzedszere giem wynalazków nowoczesnych imarzyć było nie wol
no, leży nadłoni, że myśl o dobrobycie, o zamożności, oużywaniu rozkoszy życiowych powstała w głowie mi
lionów, rozpaliłaich wyobraźnieiżółcią napoiłaserca, skoro się im wydało, iź jest niemożliwym, ażeby te
dobra społeczne stałysięich udziałem.
Nie mamy innego środka do wprowadzeniawczyn harmonii społecznej, tak bardzo obecnie zakłóconej, jak wziąść się bezzwłocznie do reformwykonalnych imoż liwych. Powinny one obejmować wszystkie objawy, wszystkie formy życia i bytu warstw robotniczych;
powinny sięgnąćaż dojch głębi, ażebynie tylko złago
dzić zło, ale je wyplenić doszczętu; powinnybyć prze
prowadzone spokojnie, stopniowo, logicznie,ażeby nie zakłócić istniejących stosunków i nie pokrzywdzić legalnie istniejącychinteresów; powinny nakoniecbyć podjęte w duchu sprawiedliwości, bezfaworyzowania jednych warstw z uszczerbkiem drugich.
Programat szeroki'wyczerpujący, wykonanie stop
niowe, duch istotniehumanitarny — oto cechy reform społecznych,które będą w stanie pokonać i ubezwładnić porywysocyalizmu.
II.