• Nie Znaleziono Wyników

Relacje ofiar, ich rodzin oraz świadków Nr 113

W dokumencie „OPERACJA POLSKA” NKWD 1937–1938 (Stron 158-162)

Lata 30. XX w. – Relacja Bronisława Kurjaty z Nowogrodu Wołyńskiego, dotycząca warunków życia na zsyłce w Kazachstanie

Najwięcej trudności przesiedleńcy doznali chłodną zimą w pierwszym roku życia w Kazachstanie. Brak mieszkań, które należało budować własnoręcznie, brak obór dla bydła i żywności dla przesiedleńców, a nawet zwykłej wody do picia oraz odpowiedniej zimowej odzieży spowodował poważne ludzkie ofiary i gwałtowne zmniejszenie pogłowia przywiezionego bydła. Ludzie marzli, głodowali, bardzo często nie otrzymywali żadnej pomocy lekarskiej. W tym czasie zmarło bardzo dużo dzieci, które przyjechały z Polesia, gdzie zimy były sto-sunkowo łagodne, a tutaj nie mogły przystosować się do przejmującego chłodu w stepie.

Ludzie byli przygnębieni. Cała władza należała do pracowników NKWD – komendantów. […] Nierzadko los człowieka zależał od stosunku komendantów do niego. Oni byli naszymi sędziami, naszym Bogiem, cho-ciaż obok istniała władza partyjna, komsomolska, kierownicy przesiedlonych kołchozów. Za odwiedzanie bez pozwolenia krewnych w sąsiedniej wiosce po 10 lat więzienia każdy otrzymali moi znajomi Michał Bagiński ze wsi Perwiznia i Józef Rudnicki ze wsi Adamowe.

Wiele trudności spowodował brak elementarnych zasobów na miejscu. W kolejnych latach zebrano dobry urodzaj ziarna, ale nie było pomieszczeń do jego przetrzymywania, z tego powodu przepadało. Władza faktycz-nie mało troszczyła się o życie przesiedleńców, a miejscowi kierownicy faktycz-nie mieli ani praw, ani dostatecznych materialnych zasobów do poważnej pomocy.

Źródło: Relacja Bronisława Kurjaty [w:] H. Stroński, Represje stalinizmu wobec ludności polskiej…, s. 198.

Nr 114

1935 lub później – Relacja Franciszka Rudzińskiego, dotycząca pobytu na zsyłce w Kazachstanie po rozwiązaniu Marchlewszczyzny

[…] Zawieźli nas na zupełnie puste miejsce na dzikim brzegu rzeki Iszymu – lewym dopływie Irtyszu. Tutaj był zakopany słup z tablicą „Punkt nr 13”, czyli miejsce przyszłego naszego osiedlenia.

Oficer ogłosił przybyszom: „Od dzisiaj wszyscy, od niemowlęcia do staruszka, jesteście specposiedleńcami i wasze wszystkie prawa ogranicza władza speckomendantury. Budujcie sobie sami mieszkania, siejcie chleb i żyjcie wiecznie. A kto odważy się samowolnie opuścić miejsce swojego osiedlenia i uda się do innego, będzie uważany za uciekiniera i podlega uwięzieniu do lat trzech”. Mając piętnaście lat, zostałem specposiedleńcem.

Byłem skazany na dwa lata kolonii. Wyrok odbyłem – i straciłem rodziców. Ojciec też spędził trzy lata w wię-zieniu, nasze więzi rodzinne zostały rozerwane na wieki. […]

Znak specposiedleńca mocno przylgnął do mnie na długie lata. Byliśmy pozbawieni praw wyborczych, prawa zdobywania oświaty w szkołach średnich i na wyższych uczelniach, uzyskania zawodu „przemysłowego”

itd. Przeżyliśmy te ciężkie lata wszystkim biedom na złość. […] Dusza boli z powodu krzywdy wyrządzonej mi w młodych latach przez reżim totalitarny. Rodzice moi nie byli ani kułakami, ani nawet średniakami. Oni – – zwykłe niepiśmienne biedactwo, niezwiązane z polityką czy nacjonalistycznymi poglądami.

Źródło: „Słowo Polissia”, 18 II 1992 [w:] Stroński H., Koniec eksperymentu…, s. 215.

Wybór źródeł

Nr 115

1936–1937 – Relacja Jadwigi Ostrowskiej z Gródka Podolskiego (Ukraińska SRS, dziś: obwód chmielnicki, Ukraina), dotycząca pobytu na zsyłce na Ukrainie zachodniej, złożona 20 czerwca 2005 r.

Urodziłam się w Gródku w 1920 r., w rodzinie osiadłej w tej miejscowości. Mój tato miał na imię Franci-szek, mama Anna z domu Ptasznik. […] Szczególnie religijną osobą był mój dziadziuś Jan Janowicz Ptasznik.

Codziennie chodził do kościoła, gdzie przed poranną mszą św. o godz. dziewiątej rano prowadził różaniec. […]

W 1936 r. całą naszą rodzinę wysiedlili wraz z setkami innych mieszkańców Gródka. […] Zesłali nas do wsi Krugła w rejonie mustkowskim, w obwodzie donieckim. W sumie w trzynaście osób zamieszkaliśmy w niewiel-kim pomieszczeniu o wymiarach sześć na cztery metry. Zabrano nam dokumenty i zabroniono nam wyjeżdżać poza rejon. Dziadek z babcią spali na piecu, dzieci na dwóch łóżkach, a dorośli gdzie popadnie.

Przeżyliśmy jakoś zimę, pracując w kołchozie, ale wiosna 1937 r. zaczęła się dla nas tragicznie. Najpierw został aresztowany i zniknął bez śladu nasz ojciec. Jak go zabierali, to mnie w domu nie było. […] Dziadka zabrali nocą. Pod nasza chałupę podjechał czornyj woron. Dziadek ciężko chory leżał na piecu. Funkcjonariuszy GPU to nie zraziło. Chwycili dziadka za ręce i nogi i jak trupa wrzucili do samochodu i pojechali. Ani ojca, ani dziadka nigdy więcej nie zobaczyłyśmy. […] Miałam co prawda tylko 17 lat, ale mama uważała, że muszę wziąć na siebie obowiązki gospodarza i głowy rodziny. […] Musiałam pracować jako kucharka, gotująca jedzenie dla traktorzystów od rana do późnego wieczora. Musiałam wyrobić dwie normy, żeby mama mogła nie pracować i opiekować się młodszym rodzeństwem. Często musiałam nocować na polach przy polowej kuchni. Na szczę-ście traktorzyści traktowali mnie jak dziecko i opiekowali się mną. Nic złego z ich strony nigdy mnie nie spotkało.

Jak trochę okrzepliśmy, napisaliśmy jednak z mamą listy do władz, by wyjaśniły, co się stało z dziadkiem i ojcem. Nikt nie chciał udzielić nam informacji, co się z nimi stało. Dopiero nieoficjalnie dowiedziałam się, że ojciec został rozstrzelany na trzeci dzień po aresztowaniu. Co stało się z dziadkiem, nikt mi nie potra-fił powiedzieć. Nie figurował w żadnych dokumentach. Podejrzewam, że zmarł tuż po aresztowaniu jeszcze w cziornym woronie i funkcjonariusze najzwyczajniej wyrzucili jego ciało na stepie i nie odnotowali tego faktu w dokumentach. Formalnie i dziadek nigdy nie został aresztowany i formalnie nie istniał. […]

Źródło: Dzieci operacji polskiej…, s. 105–107.

Relacje ofiar, ich rodzin oraz świadków

„OPERACJA POLSKA” NKWD 1937–1938

Nr 116

1937 – Relacja Jana Sinickiego, mieszkającego w 1937 r. we wsi Czarny Bór (Ukraińska SRS, dziś: Ukraina) […]Oddział NKWD otoczył naszą wieś w nocy i od wczesnego ranka rozpoczęła się intensywna praca selek-cyjna. Całą ludność wsi podzielono na trzy grupy: pierwsza – mężczyźni (których na podstawie doraźnych sądów „trójki” w większości natychmiast rozstrzeliwano w pobliskim lasku), druga – kobiety z małymi dziećmi (kierowano ich na wysiedlenie do obwodu kokczetowskiego w Kazachstanie) i trzecia – dzieci powyżej 10 lat (kierowano je do tzw. dietdomów – sierocińców) – w celu wychowania na oddanych władzy radzieckiej patriotów ZSRR i całkowitego izolowania od jakichkolwiek związków z polskością. […]

Źródło: Relacja Jana Sinickiego, z archiwum Mikołaja Iwanowa [w:] M. Iwanow, Pierwszy naród ukarany…, s. 372.

Nr 117

Relacja Haliny Gruszkowskiej ze wsi Gorodnica w rejonie niemirowskim, dotycząca zbrodni w Winnicy (Ukraińska SRS, dziś: Ukraina), złożona 3 lipca 1943 r.

W październiku mojego ojca, rolnika Piotra Gruszkowskiego, 65 lat, aresztowali enkawudyści w Bracławiu.

Tłumaczyli mojej matce, że tata jest „wrogiem narodu”. Wiem, że mój ojciec, który nawet nie skończył szkoły podstawowej, nigdy nie zajmował się polityką. Przez dwa tygodnie ojca trzymano w Bracławiu, potem zabrano do Winnicy. Moja mama codziennie chodziła do bracławskiego NKWD, żeby cokolwiek dowiedzieć się o ojcu.

Funkcjonariusze powiedzieli jej, że tatę wysłano do Winnicy.

Od dnia aresztu więcej o nim nie słyszeliśmy. Także całkiem nic nie wiadomo o innych dziesięciu osobach z naszej wsi, których aresztowano razem z naszym ojcem. Przeczytałam w gazetach, że w Winnicy rozko-pano zbiorowe mogiły, a potem od jednej sąsiadki dowiedziałam się, że ona znalazła tam ubranie swego męża. Dlatego pojechałam do tego miasta i spośród innych ubrań poznałam czapkę ojca. Teraz wiem, że jego zamordowali enkawudyści.

Źródło: J. Wójcicki przy współpracy z I. Płachotniukiem i S. Reńcą, Winnicki Centralny Cmentarz im. Gorkiego – podolski „Katyń”, „Słowo Polskie”, 13 I 2013.

Wybór źródeł

Nr 118

1938 – Relacja Katarzyny Gorlewskiej ze Żmerynki, dotycząca zbrodni w Winnicy (Ukraińska SRS, dziś: Ukraina), złożona 1 lipca 1943 r.

Wśród wykopanych rzeczy w byłym ogrodzie NKWD rozpoznałam odzież mojego męża: wyhaftowaną koszulę oraz marynarkę z futrzanym kołnierzem. Mój mąż Dymitr Gorlewski, urodzony w 1888 r., pracował jako maszynista na dworcu kolejowym.

Aresztowali go 13 maja 1938 r. w Żmerynce. Po otrzymaniu wezwania do NKWD mój mąż poszedł tam i nigdy więcej nie wrócił. Następnego dnia enkawudyści przeszukali dom, ale nic nie znaleźli. Przyczyną aresztu stało się oskarżenie męża o to, że jest on „wrogiem narodu”. Ale tata nigdy nie zajmował się polityką. Po trzech miesiącach przed aresztem nawet dostał nagrodę za swoja staranną pracę…

Po dwóch tygodniach męża zabrano ze Żmerynki do Winnicy. Jeździłam często do niego, przywoziłam ubranie, ale żadnego razu go nie widziałam. Kiedyś jednego razu znów wróciłam, powiedziano mi, że męża zabrano do Kijowa. Pojechałam za nim, ale w Kijowie mnie też powiadomiono, że męża zesłano do Sybiru.

Wtedy zrozumiałam, ze on powinien leżeć wśród zabitych na byłym terytorium NKWD w Winnicy.

1 maja 1937 r. [prawdopodobnie 1938 r.] w Żmerynce aresztowano 60 osób w wieku od 35 do 50 lat, ślad po nich zaginął.

Źródło: J. Wójcicki przy współpracy z I. Płachotniukiem i S. Reńcą, Winnicki Centralny Cmentarz…

Nr 119

1935–1937 – Relacja Darki Bieleckiej z okolic Szarogrodu, dotycząca zbrodni w Winnicy (Ukraińska SRS, dziś:

Ukraina), złożona 1 lipca 1943 r.

Mego męża Leonida Bieleckiego, 35 lat, aresztowano 24 września 1937 r. Wieczorem przeszukano dom i skonfiskowano ornaty, książki, dokumenty.

Mąż ukończył duchowne seminarium na Wołyniu i do 1935 r. pracował we wsi Pelewa. W 1935 r. cerkiew w Pelewie zamknięto i męża zobowiązano do zostawienia wszystkiego i wyjazdu. Przyjechaliśmy do wsi Grebla, gdzie mąż zaczął pracować jako drwal. Kiedy po niego przyszli, jeden z enkawudystów powiedział tak: „I tak już za długo ten pies żyje”.

Najpierw mego męża wsadzono do aresztu, potem za dwa tygodnie przewieziono go do Winnicy. Kiedy dostarczałam mu przesyłkę, nigdy nie pozwolili mi, bym się z nim spotkała. Za miesiąc dowiedziałam się, że męża zesłano. – Dokąd, kiedy? – więcej niczego nie powiedzieli. Napisałam prośbę do Moskwy i za pół roku otrzymałam zawiadomienie o tym, że męża zesłano do Sybiru.

Przeczytawszy w gazecie o zbiorowych mogiłach w Winnicy, przyjechałam tam dlatego, żeby odszukać rzeczy, które należały do mojego męża. Odnalazłam jego ubranie, które sama mu uszyłam. Myślę, że mojego męża zabito, a nie zesłano.

Źródło: J. Wójcicki przy współpracy z I. Płachotniukiem i S. Reńcą, Winnicki Centralny Cmentarz…

Relacje ofiar, ich rodzin oraz świadków

W dokumencie „OPERACJA POLSKA” NKWD 1937–1938 (Stron 158-162)