Nic nowego pod słońcem. Osiemnastemu wiekowi zdawało się, że z Mezmeryzmem odkrył świat zupełnie nowy. Ameryce dziewiętnastego wieku, wydaje się że pierwsza stworzyła cudo wne «mediunTy-» Dzisiejsi Spirytyści, marzą po cichu o wielkiem wszech-światowem stowarzy szeniu, coby zawładnęło umysłami, ludami, pań stwami, i za pośrednictwem swych «adeptów», oddało zarząd rodu ludzkiego—Duchom.
A marzą nieśmiało, niedowierzająco. Uwa żają swój zamiar za utopję, możebną chyba w ja kiejś oddalonej przyszłości.
Tymczasem, niech się obejrzą w przeszłość. Ta utopja była już próbowana, i — wypró bowana.
Nie mówimy tu o Hierofantach Egipskich, ani o Pitjach i Sybillach, ani o dziwach Średnio
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
— 16 —
wiecznej Magji, bo to wszystko były przejawy dorywcze, lękliwie ukrywane pod zasłoną taje mnic, nie wpływające jawnie ani stale na rządy narodów.
Mówimy, o tern potężnem stowarzyszeniu magnetyzerów, czy hypnotyzerów, czy mediu- mów, słowem tych Arcy-spirytystów, którzy przez długie lata, i to z odkrytem czołem, rządzili całą północną Azją, a któremi byli — Szamanie.
Dziś nawet, pomimo głębokiego swojego upadku, Szamanie jeszcze przechowali mnóstwo sekretów, o jakich się nie śniło Ameryce ani Europie.
I tak,— znają własności pewnych grzybów po których zjedzeniu wyśniwa się przyszłość.
Znają pewien sposób ustawiania zwierciadeł, który sprawia, że osoba siedząca przed niemi, widzi tam rzeczy niebywałe i niewytłumaczone.
Wirujących deszczułek, pukających lasek, używali już od całych wieków, jako najzwyklej szych narzędzi do wróżenia.
I takich «sekretów» posiadają bez końca. A już w niczem nie są bieglejsi, jak w zna jomości magnetyzmu.
— 17 —
Xiążek o nim nie piszą, w teorje się nie ba wią, ale badają go praktycznie, na samych so bie, wytrwale, niezmordowanie. To też doszli do skutków, zupełnie dla nas niepojętych.
Szaman umie, kiedy tylko zechce, przecho dzić w stan jasnowidztwa.
I nawet nie potrzebuje pomocy magnetyze- ra. Wprowadza się w ten stan własnowolnie, przez jakiś taniec osobliwszy, po którym zapada nagle w sen.
Tak uśpiony, daje odpowiedzi na czynione sobie zapytania.
I jest to w całem znaczeniu tego słowa, prawdziwe jasno-widzenie.
Opisy wszystkich podróżników świadczą je dnogłośnie, że przepowiednie Szamanów się speł niają— że środki przez nich doradzane, leczą — że ich opowiadania o rzeczach i osobach odda lonych, okazują się zgoclnemi z rzeczywistością. Wprawdzie, każdy podróżnik przytacza tyl ko jeden albo dwa przykłady, i niemylność ich przypisuje zazwyczaj szczęśliwemu trafowi, ale tych «szczęśliwych trafów^» można zebrać tyle, że w końcu czytelnik pyta ze zdumieniem:
— Cóż to za jakieś dziwne szczęście, które tak nieustannie się powtarza?
Branki w jassyrze. I Y . 2
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
18
-A przychodzą też czytającemu do myśli, i różne inne zapytania.
— Gdzie Szamanie zdobyli swój skarbiec ta jemnic?
— Zlcąd przynieśli te szczątki jakiejś olbrzy miej, zatraconej nauki?
W ieść daleka szepce, że z pod gór Hima lajskich, z owej «kolebki narodów», gdzie wszyst kie podania umieszczają Eden, gdzie wyrosło «drzewo wiadomości dobrego i złego.»
Rajskie zeń owoce, tak słodkie jak i gorz kie, ludy rozniosły kolejno po wszystkich krań cach ziemi, ale szypułki tych owoców odnaj dują się zawsze na pierwotnym gruńcie, w ser cu Azji.
Szamanie sami, symbolicznie stwierdzają wieść o tej wędrówce, kiedy od niepamiętnych czasów aż do dni dzisiejszych, odprawia się u nich coroczna ofiara dla Duchów południa, ja koby rzewne przypomnienie utraconej ojczyzny, utraconego raju.
Musiało to się stać bardzo dawno.
— 19 —
Grecy ciągnący z Alexandrem Wielkim, już rozróżniali w Indjach dwa rodzaje mędrców: Gimnosofistów, albo nieodzianych, przezwisko na dawane Braminom,— i Samanejczyków, albo pa
nujących nad sobą, przydomek zaprawdę najpięk
niejszy dla mędrca.
Braminowie, długą pracą, posiedli wiedzę i władzę. Ale wiedzę zostawili wyłącznie dla siebie —a władzą, resztę ludzkości zamurowali w kasty.
Samanejczycy, przechowujący jeszcze wtedy nieskażone pojęcia pierwszych czasów, podnieśli wielki wykrzyk ducha, w obronie skrępowanego społeczeństwa.
Jedna ich część, śmielsza czy szczęśliwsza, pozostała w Indjach, gdzie rozwinąwszy się na stępnie w Buddyzm, do tej chwili jeszcze wal czy z Braminizmem.
Druga część, gnana zapewnie strasznem ja- kiemś prześladowaniem, wyszła za góry, aż na daleką północ, a tam znalazłszy ciemne, ubogie, plemiona Mongołów i wielu innych pokrewnych im ludności, zapanowała nad wszystkiemi, pod niezmienioną prawie nazwą Samanejczyków — Szamanów.
To wychodźtwo z Indji, musiało—powtarza my — zajść w czasach niezmiernie odległych,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
— 20 —
jeszcze przed ukształtowaniem się między niemi jakiejkolwiek hierachji, bo w Szamąnizmie niema jej ani śladu.
Żadnych tam stopni— żadnych święceń— ża dnej wyłączności.
Kobiety na równi z mężczyznami pełnią to kapłaństwo.
K to tylko chce, zostaje Szamanem lub Sza- manką.
Poczuwszy bodziec powołania, wybrana isto ta idzie w najgłębsze lasy, i tam oddaje się ja kimś tajemniczym ćwiczeniom, których żaden Europejczyk jeszcze dotąd nie zbadał.
(W iadomo tylko, że między wielu innemi warunkami, nakazane jest i «schwytanie w y dry.» — Czyżby futro tego zwierzątka posiadało jakieś własności magnetyczne?)
Po kilku latach takiego zaprzepaszczenia się w puszczy, samotnicy i samotnice wychodzą z niej zupełnie inni, jacyś straszni, na wpół zdzi czali, ale obdarzeni nadprzyrodzonemi władzami.
Wprawdzie próba ta, nie zawsze doprowa dza do celu. Zdarza się—i to bardzo często— że człowiek co chciał zostać Szamanem, nie po siada potrzebnych usposobień ani do somnambu- lizmu, ani do «podwójnego wzroku», ani do ża dnych innych, pożądanych mu zjawisk. Wtedy, z rozpaczy, z gniewu, niechcąc uchodzić w oczach
rzeszy za upośledzonego, rzuca się na kuglar- stwa. I wówczas jednak jeszcze zdobywa sobie często powodzenie, bo rzesza, dawno przekonana, dawno do czci nawykła, wszystko już przyjmuje z dobrą wiarą.
Tak, —są Szamanie fałszywi, sztuczkami za stępujący sztukę,—ale to nie dowód aby wszyscy mieli być takiemi.
Owszem: każda rzecz podrobiona, pokazuje najlepiej, że musiał najprzód istnieć jakiś wzór prawdziwy, i to bardzo cenny, kiedy warto by ło go podrabiać.
Za wielką starożytnością Szamanizmu, prze mawia i niezmierna prostota jego zasad, przypo minająca pojęcia czasów patryjarchalnych.
Nakazywał on wiarę w jednego tylko Bo ga, Stworzyciela wszech-rzeczy, i uznawał istnie nie wielu Duchów pośrednich.
Bogu, nie śmiano stawiać świątyń — ani składać ofiar— ani wyobrażać Go pod żadną po stacią—ani nawet nadawać Mu imienia, oprócz allegorycznej nazwy Tangri, która dosłownie
oznaczała niebo.
Duchy, nosiły ogólną nazwę Ongonów, a każ dy z nich miał jeszcze swoje osobne imię.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Ongonom składano błagalne ofiary, bo te istoty, choć niższe i stworzone, mogły ludziom wielce pomagać lub szkodzić.
Jak widzimy, Szamanizm nie spadł do bał wochwalstwa, nie przeszedł w potworność wie- lobóstwa, — i on jednak z czasem się przerodził, a nawet i wyrodził, ale to na drodze zupełnie odmiennej, wyróżniającej go z pomiędzy wszyst kich innych zbłąkań umysłu ludzkiego.
Szamanie głosili, że za pomocą swoich cu downych uśpień, połączonych z tysiącem innych obrzędów i zaklęć, umieją wchodzić w stosunki z Ongonami, a wtedy mogą wyjednywać u nich dla każdego łaskę lub niełaskę.
Takie obietnice były upajające. A gdy jesz cze dłaższy czas okazał, że prawie nigdy nie za wodzą, ludzie rzucili się do Szamanów, jako do pośredników między dwoma światami. Rzucili się tłumnie, namiętnie, bez pamięci. Każdy chciał cóś otrzymać. Każdy chciał wiedzieć swoją przy szłość. Nieśmiano już nic postanawiać ani czy nić, bez porady u Duchów podsłuchanej.
Powoli, wszystko przeszło w ręce Szama nów. Zawładnęli, nietylko rządzonemi ale i rzą- dzącemi. Potrafili wszystkim natchnąć zarówne posłuszeństwo, zwierzęcą niemal odwagę, i bez graniczną wiarę w swoje szczęście. A ż dźwi
— 23 —
gnięta nagle tern pchaniem na oślep, Mongol- szczyzna dosięgła takich szczytów potęgi, do ja kich najoświeceńsze narody nie doszły.
Chwała więc tryumfów Mongolskich, po naj większej części należy się Szamanom.
I oto ujrzano, widowisko jedyne w dziejach, usprawiedliwiające poniekąd zachodnią powiast kę o «Tatarskich czarach.»
Większą częścią świata rządzili Mongoło wie—Mongołami rządzili Szamanie—Szamanami rządziły Duchy.
Tak została urzeczywistnioną utopja Spiry- tystów.
Jakież wydała owoce?
W edług zeznania całej ziemi—najopłakańsze. Jakoś pod rządami Duchów, zaczęło być na świecie jeszcze gorzej, niż pod rządami najgor szych ludzi.
Mord—rabunek — ciemnota —i pustynia.
Dla czego to?
A! Tu leży wielka nauka, jaką historja wy pisała na przestrogę dla wszelkich rodzajów Spi rytyzmu.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Szamanie popełnili błąd,—jeden— ale nieobli- czony w następstwa.
Zamiast badać wolę wielkiego Tangri, ba dali wolę Duchów pośrednich.
A zapomnieli, czy też nie chcieli pamiętać, że duchy są rozmaitej moralnej wartości.
Narazili się więc na zależność, na duchową niewolę u jakichś istot zagadkowych, których nieznali pochodzenia, zasad ani celów.
Takie niebezpieczeństwo grozi każdemu czło wiekowi, co sztucznemi środkami chce wtargnąć w świat nadprzyrodzony.
Wtargnąć można, — ale czy się godzi bez wyraźnego upoważnienia ztamtąd?
I nawet czy się opłaci?
Jeżeli dobre siły same chcą nas nawiedzić, o! wtedy zawsze znajdą do nas drogę, potrafią nam się objawić na tysiąc sposobów, (i to nie szkodliwych dla rozumu, nie zagrażających spo- kojności sumienia,) bo przychodzą nie z własnej fantazji, ale z wyższego nakazu, w jakimś celu poważnym.
A i wtedy jeszcze, jakże dusza powinna ostrożnie je witać! Jakże powinna surowo pró
bować, czy ci posłańcy są rzeczywiście posłańca mi, a nadewszystko, czyjemi?
Ale jeżeli człowiek, przez czczą tylko cie kawość, albo przez chciwość na korzyści ziem skie, wdziera się gwałtem do sfery, która nie- próżno jeszcze jest przed nim zamknięta, jeżeli między duchy wchodzi niepowołany, wtedy sa mochcąc się naraża na różne niespodzianki, któ rych doniosłości nawet przewidzieć nie może.
A najprzód, prawdopodobnie czeka go przy jęcie, jakie zwykle czeka «nieproszonych g o ści » oberwie tam niejeden szwank duchowy...
Co gorzej: wszystkie złote bramy, zastanie zamkniętemi. Jeżeli jakie się przed nim uchylą, to chyba jakieś drzwi podrzędne.
Bo między duchami jak i między ludźmi, dobre towarzystwa są wybredne; ta wybredność właśnie czyni je wyborowemi. Trudno się do nich dostać.
Do złych, zawsze łatwo. Same ciągną — sarnę werbują każdego co się nawinie—aby w y zyskać, oszukać, i — rzucić.
I tu znów jak między ludźmi: im duch gor szy, tern lepiej oszukuje.
Niechcemy twierdzić ażeby Szamanie trafiali zawsze na same złe duchy, ale trafiali na różne,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
— 26
-a w nierozw-ażnej pokorze, wszystkim byli ró wno ulegli.
I znalazła się na świecie religja bez żadnej moralności.
Bo tam, nie to było dobrem, co samo z sie bie jest dobrem, ale to co się Duchom podo bało.
A Duchy, jak na nieszczęście, różniły się w zdaniach.
Co się podobało Duchowi z Bajkału, mogło się niepodobać Duchowi z Irtyszu, i tym podobnie, bez końca.
Badanie tych różnych «upodobań», stało się nieustannem zajęciem, głównym obowiązkiem Szamanów. Praca zaprawdę olbrzymia, bo Du chów były tysiące, miljony; posiadała je każda woda i góra, każda miejscowość i czynność. Wszystkim się przypodobać, żadnego nie obra zić, to istotnie sztuka nad sztukami, dyploma cja trudniejsza niżeli wszystkie ludzkie.
Można pojąć, jaki chaos wyobrażeń powstał z tylu odmiennych i sprzecznych sobie nakazów. Na miejsce owej pierwotnej, prostej wiary, stanę ły tysiące zabobonów, tysiące doświadczeń, prze chowywanych starannie, jako recepty na szczęście. Bo teraz, o to już tylko pytano, co może «poszczęścić?»
Granica między złem a dobrem nikła. Zmie niało się nawet zupełnie ich znaczenie; dobre, nie było równoznacznikiem cnoty, alę powo
— 27 —
dzenia, — złe, nie oznaczało występku, ale nie- pomyślność.
Do takich to zasad, a raczej braku zasad, nieznacznie doszli Szamanie. Tak wychowali wier ne sobie plemiona.
I zaczęło się dziać w duszach, jak w pań stwie źle zbudowanem, gdzie rządzi, nie prawo, lecz najwyuzdańsza samowola zwierzchników.
To też Mongołowie przywykli do zapatry wania się na Duchy i na Szamanów jak na przedajnych urzędników, których można sobie ujmować pokłonem i datkiem.
I trzeba przyznać, że Duchy dawały się prze kupywać; pełnemi dłońmi sypnęły im szczęście; niema w dziejach przykładu, równie szalonego a niezasłużonego powodzenia.
A le takie też to było i szczęście! Praw7dzi- wie «doczesne», to jest ograniczone do czasu, i to do krótkiego;— szczęście fałszywe, bo zostawiają ce po sobie, niesmak, zepsucie i powszechną nie nawiść.
Nie uszczęśliwili więc Szamanie swoich wy- chowańców. Zatracili w nich jasne pojęcie su mienia, i za to już samo, wszystkie prawie grze chy Mongolizmu, przed sądem potomności, spa dają na ich własne sumienie.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
— 28 —
Przed sądem boskim jednak, może oni oka żą się jeszcze mniej winnemi, niż ci którzy by chcieli dzisiaj, na tenże sam sposób zawładnąć duszami.
Co można wpół wybaczyć poganom, szuka jącym dopiero dróg do światła, to byłoby grze chem nigdy niedarowanym, grzechem «przeciw ko Duchowi Świętemu», w społeczeństwie Chrze- ścjańskiem, tam gdzie już przed dziewiętnastu witkami, padły z ust proroczych te słowa:
«Nolite om ni spiritui credere, sed probate spiritus, si ex Deo sint.»
Słowa, które największy z naszych wiesz czów przekuł na marmurowy dwuwiersz:
«Nie w każdego wierzaj Ducha, «Lecz doświadczaj czy jest z Boga.»