• Nie Znaleziono Wyników

Rozdział dla spirytystów i magnetyzerów

W dokumencie Branki w jassyrze. T. 4 (Stron 23-37)

Nic nowego pod słońcem. Osiemnastemu wiekowi zdawało się, że z Mezmeryzmem odkrył świat zupełnie nowy. Ameryce dziewiętnastego wieku, wydaje się że pierwsza stworzyła cudo­ wne «mediunTy-» Dzisiejsi Spirytyści, marzą po cichu o wielkiem wszech-światowem stowarzy­ szeniu, coby zawładnęło umysłami, ludami, pań­ stwami, i za pośrednictwem swych «adeptów», oddało zarząd rodu ludzkiego—Duchom.

A marzą nieśmiało, niedowierzająco. Uwa­ żają swój zamiar za utopję, możebną chyba w ja­ kiejś oddalonej przyszłości.

Tymczasem, niech się obejrzą w przeszłość. Ta utopja była już próbowana, i — wypró­ bowana.

Nie mówimy tu o Hierofantach Egipskich, ani o Pitjach i Sybillach, ani o dziwach Średnio­

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

— 16 —

wiecznej Magji, bo to wszystko były przejawy dorywcze, lękliwie ukrywane pod zasłoną taje­ mnic, nie wpływające jawnie ani stale na rządy narodów.

Mówimy, o tern potężnem stowarzyszeniu magnetyzerów, czy hypnotyzerów, czy mediu- mów, słowem tych Arcy-spirytystów, którzy przez długie lata, i to z odkrytem czołem, rządzili całą północną Azją, a któremi byli — Szamanie.

Dziś nawet, pomimo głębokiego swojego upadku, Szamanie jeszcze przechowali mnóstwo sekretów, o jakich się nie śniło Ameryce ani Europie.

I tak,— znają własności pewnych grzybów po których zjedzeniu wyśniwa się przyszłość.

Znają pewien sposób ustawiania zwierciadeł, który sprawia, że osoba siedząca przed niemi, widzi tam rzeczy niebywałe i niewytłumaczone.

Wirujących deszczułek, pukających lasek, używali już od całych wieków, jako najzwyklej­ szych narzędzi do wróżenia.

I takich «sekretów» posiadają bez końca. A już w niczem nie są bieglejsi, jak w zna­ jomości magnetyzmu.

— 17 —

Xiążek o nim nie piszą, w teorje się nie ba­ wią, ale badają go praktycznie, na samych so­ bie, wytrwale, niezmordowanie. To też doszli do skutków, zupełnie dla nas niepojętych.

Szaman umie, kiedy tylko zechce, przecho­ dzić w stan jasnowidztwa.

I nawet nie potrzebuje pomocy magnetyze- ra. Wprowadza się w ten stan własnowolnie, przez jakiś taniec osobliwszy, po którym zapada nagle w sen.

Tak uśpiony, daje odpowiedzi na czynione sobie zapytania.

I jest to w całem znaczeniu tego słowa, prawdziwe jasno-widzenie.

Opisy wszystkich podróżników świadczą je ­ dnogłośnie, że przepowiednie Szamanów się speł­ niają— że środki przez nich doradzane, leczą — że ich opowiadania o rzeczach i osobach odda­ lonych, okazują się zgoclnemi z rzeczywistością. Wprawdzie, każdy podróżnik przytacza tyl­ ko jeden albo dwa przykłady, i niemylność ich przypisuje zazwyczaj szczęśliwemu trafowi, ale tych «szczęśliwych trafów^» można zebrać tyle, że w końcu czytelnik pyta ze zdumieniem:

— Cóż to za jakieś dziwne szczęście, które tak nieustannie się powtarza?

Branki w jassyrze. I Y . 2

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

18

-A przychodzą też czytającemu do myśli, i różne inne zapytania.

— Gdzie Szamanie zdobyli swój skarbiec ta­ jemnic?

— Zlcąd przynieśli te szczątki jakiejś olbrzy­ miej, zatraconej nauki?

W ieść daleka szepce, że z pod gór Hima­ lajskich, z owej «kolebki narodów», gdzie wszyst­ kie podania umieszczają Eden, gdzie wyrosło «drzewo wiadomości dobrego i złego.»

Rajskie zeń owoce, tak słodkie jak i gorz­ kie, ludy rozniosły kolejno po wszystkich krań­ cach ziemi, ale szypułki tych owoców odnaj­ dują się zawsze na pierwotnym gruńcie, w ser­ cu Azji.

Szamanie sami, symbolicznie stwierdzają wieść o tej wędrówce, kiedy od niepamiętnych czasów aż do dni dzisiejszych, odprawia się u nich coroczna ofiara dla Duchów południa, ja­ koby rzewne przypomnienie utraconej ojczyzny, utraconego raju.

Musiało to się stać bardzo dawno.

— 19 —

Grecy ciągnący z Alexandrem Wielkim, już rozróżniali w Indjach dwa rodzaje mędrców: Gimnosofistów, albo nieodzianych, przezwisko na­ dawane Braminom,— i Samanejczyków, albo pa­

nujących nad sobą, przydomek zaprawdę najpięk­

niejszy dla mędrca.

Braminowie, długą pracą, posiedli wiedzę i władzę. Ale wiedzę zostawili wyłącznie dla siebie —a władzą, resztę ludzkości zamurowali w kasty.

Samanejczycy, przechowujący jeszcze wtedy nieskażone pojęcia pierwszych czasów, podnieśli wielki wykrzyk ducha, w obronie skrępowanego społeczeństwa.

Jedna ich część, śmielsza czy szczęśliwsza, pozostała w Indjach, gdzie rozwinąwszy się na­ stępnie w Buddyzm, do tej chwili jeszcze wal­ czy z Braminizmem.

Druga część, gnana zapewnie strasznem ja- kiemś prześladowaniem, wyszła za góry, aż na daleką północ, a tam znalazłszy ciemne, ubogie, plemiona Mongołów i wielu innych pokrewnych im ludności, zapanowała nad wszystkiemi, pod niezmienioną prawie nazwą Samanejczyków — Szamanów.

To wychodźtwo z Indji, musiało—powtarza­ my — zajść w czasach niezmiernie odległych,

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

— 20 —

jeszcze przed ukształtowaniem się między niemi jakiejkolwiek hierachji, bo w Szamąnizmie niema jej ani śladu.

Żadnych tam stopni— żadnych święceń— ża­ dnej wyłączności.

Kobiety na równi z mężczyznami pełnią to kapłaństwo.

K to tylko chce, zostaje Szamanem lub Sza- manką.

Poczuwszy bodziec powołania, wybrana isto­ ta idzie w najgłębsze lasy, i tam oddaje się ja­ kimś tajemniczym ćwiczeniom, których żaden Europejczyk jeszcze dotąd nie zbadał.

(W iadomo tylko, że między wielu innemi warunkami, nakazane jest i «schwytanie w y­ dry.» — Czyżby futro tego zwierzątka posiadało jakieś własności magnetyczne?)

Po kilku latach takiego zaprzepaszczenia się w puszczy, samotnicy i samotnice wychodzą z niej zupełnie inni, jacyś straszni, na wpół zdzi­ czali, ale obdarzeni nadprzyrodzonemi władzami.

Wprawdzie próba ta, nie zawsze doprowa­ dza do celu. Zdarza się—i to bardzo często— że człowiek co chciał zostać Szamanem, nie po­ siada potrzebnych usposobień ani do somnambu- lizmu, ani do «podwójnego wzroku», ani do ża­ dnych innych, pożądanych mu zjawisk. Wtedy, z rozpaczy, z gniewu, niechcąc uchodzić w oczach

rzeszy za upośledzonego, rzuca się na kuglar- stwa. I wówczas jednak jeszcze zdobywa sobie często powodzenie, bo rzesza, dawno przekonana, dawno do czci nawykła, wszystko już przyjmuje z dobrą wiarą.

Tak, —są Szamanie fałszywi, sztuczkami za­ stępujący sztukę,—ale to nie dowód aby wszyscy mieli być takiemi.

Owszem: każda rzecz podrobiona, pokazuje najlepiej, że musiał najprzód istnieć jakiś wzór prawdziwy, i to bardzo cenny, kiedy warto by­ ło go podrabiać.

Za wielką starożytnością Szamanizmu, prze­ mawia i niezmierna prostota jego zasad, przypo­ minająca pojęcia czasów patryjarchalnych.

Nakazywał on wiarę w jednego tylko Bo­ ga, Stworzyciela wszech-rzeczy, i uznawał istnie­ nie wielu Duchów pośrednich.

Bogu, nie śmiano stawiać świątyń — ani składać ofiar— ani wyobrażać Go pod żadną po­ stacią—ani nawet nadawać Mu imienia, oprócz allegorycznej nazwy Tangri, która dosłownie

oznaczała niebo.

Duchy, nosiły ogólną nazwę Ongonów, a każ­ dy z nich miał jeszcze swoje osobne imię.

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

Ongonom składano błagalne ofiary, bo te istoty, choć niższe i stworzone, mogły ludziom wielce pomagać lub szkodzić.

Jak widzimy, Szamanizm nie spadł do bał­ wochwalstwa, nie przeszedł w potworność wie- lobóstwa, — i on jednak z czasem się przerodził, a nawet i wyrodził, ale to na drodze zupełnie odmiennej, wyróżniającej go z pomiędzy wszyst­ kich innych zbłąkań umysłu ludzkiego.

Szamanie głosili, że za pomocą swoich cu­ downych uśpień, połączonych z tysiącem innych obrzędów i zaklęć, umieją wchodzić w stosunki z Ongonami, a wtedy mogą wyjednywać u nich dla każdego łaskę lub niełaskę.

Takie obietnice były upajające. A gdy jesz­ cze dłaższy czas okazał, że prawie nigdy nie za­ wodzą, ludzie rzucili się do Szamanów, jako do pośredników między dwoma światami. Rzucili się tłumnie, namiętnie, bez pamięci. Każdy chciał cóś otrzymać. Każdy chciał wiedzieć swoją przy­ szłość. Nieśmiano już nic postanawiać ani czy­ nić, bez porady u Duchów podsłuchanej.

Powoli, wszystko przeszło w ręce Szama­ nów. Zawładnęli, nietylko rządzonemi ale i rzą- dzącemi. Potrafili wszystkim natchnąć zarówne posłuszeństwo, zwierzęcą niemal odwagę, i bez­ graniczną wiarę w swoje szczęście. A ż dźwi­

— 23 —

gnięta nagle tern pchaniem na oślep, Mongol- szczyzna dosięgła takich szczytów potęgi, do ja­ kich najoświeceńsze narody nie doszły.

Chwała więc tryumfów Mongolskich, po naj­ większej części należy się Szamanom.

I oto ujrzano, widowisko jedyne w dziejach, usprawiedliwiające poniekąd zachodnią powiast­ kę o «Tatarskich czarach.»

Większą częścią świata rządzili Mongoło­ wie—Mongołami rządzili Szamanie—Szamanami rządziły Duchy.

Tak została urzeczywistnioną utopja Spiry- tystów.

Jakież wydała owoce?

W edług zeznania całej ziemi—najopłakańsze. Jakoś pod rządami Duchów, zaczęło być na świecie jeszcze gorzej, niż pod rządami najgor­ szych ludzi.

Mord—rabunek — ciemnota —i pustynia.

Dla czego to?

A! Tu leży wielka nauka, jaką historja wy­ pisała na przestrogę dla wszelkich rodzajów Spi­ rytyzmu.

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

Szamanie popełnili błąd,—jeden— ale nieobli- czony w następstwa.

Zamiast badać wolę wielkiego Tangri, ba­ dali wolę Duchów pośrednich.

A zapomnieli, czy też nie chcieli pamiętać, że duchy są rozmaitej moralnej wartości.

Narazili się więc na zależność, na duchową niewolę u jakichś istot zagadkowych, których nieznali pochodzenia, zasad ani celów.

Takie niebezpieczeństwo grozi każdemu czło­ wiekowi, co sztucznemi środkami chce wtargnąć w świat nadprzyrodzony.

Wtargnąć można, — ale czy się godzi bez wyraźnego upoważnienia ztamtąd?

I nawet czy się opłaci?

Jeżeli dobre siły same chcą nas nawiedzić, o! wtedy zawsze znajdą do nas drogę, potrafią nam się objawić na tysiąc sposobów, (i to nie­ szkodliwych dla rozumu, nie zagrażających spo- kojności sumienia,) bo przychodzą nie z własnej fantazji, ale z wyższego nakazu, w jakimś celu poważnym.

A i wtedy jeszcze, jakże dusza powinna ostrożnie je witać! Jakże powinna surowo pró­

bować, czy ci posłańcy są rzeczywiście posłańca­ mi, a nadewszystko, czyjemi?

Ale jeżeli człowiek, przez czczą tylko cie­ kawość, albo przez chciwość na korzyści ziem­ skie, wdziera się gwałtem do sfery, która nie- próżno jeszcze jest przed nim zamknięta, jeżeli między duchy wchodzi niepowołany, wtedy sa­ mochcąc się naraża na różne niespodzianki, któ­ rych doniosłości nawet przewidzieć nie może.

A najprzód, prawdopodobnie czeka go przy­ jęcie, jakie zwykle czeka «nieproszonych g o ­ ści » oberwie tam niejeden szwank duchowy...

Co gorzej: wszystkie złote bramy, zastanie zamkniętemi. Jeżeli jakie się przed nim uchylą, to chyba jakieś drzwi podrzędne.

Bo między duchami jak i między ludźmi, dobre towarzystwa są wybredne; ta wybredność właśnie czyni je wyborowemi. Trudno się do nich dostać.

Do złych, zawsze łatwo. Same ciągną — sarnę werbują każdego co się nawinie—aby w y­ zyskać, oszukać, i — rzucić.

I tu znów jak między ludźmi: im duch gor­ szy, tern lepiej oszukuje.

Niechcemy twierdzić ażeby Szamanie trafiali zawsze na same złe duchy, ale trafiali na różne,

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

— 26

-a w nierozw-ażnej pokorze, wszystkim byli ró­ wno ulegli.

I znalazła się na świecie religja bez żadnej moralności.

Bo tam, nie to było dobrem, co samo z sie­ bie jest dobrem, ale to co się Duchom podo­ bało.

A Duchy, jak na nieszczęście, różniły się w zdaniach.

Co się podobało Duchowi z Bajkału, mogło się niepodobać Duchowi z Irtyszu, i tym podobnie, bez końca.

Badanie tych różnych «upodobań», stało się nieustannem zajęciem, głównym obowiązkiem Szamanów. Praca zaprawdę olbrzymia, bo Du­ chów były tysiące, miljony; posiadała je każda woda i góra, każda miejscowość i czynność. Wszystkim się przypodobać, żadnego nie obra­ zić, to istotnie sztuka nad sztukami, dyploma­ cja trudniejsza niżeli wszystkie ludzkie.

Można pojąć, jaki chaos wyobrażeń powstał z tylu odmiennych i sprzecznych sobie nakazów. Na miejsce owej pierwotnej, prostej wiary, stanę­ ły tysiące zabobonów, tysiące doświadczeń, prze­ chowywanych starannie, jako recepty na szczęście. Bo teraz, o to już tylko pytano, co może «poszczęścić?»

Granica między złem a dobrem nikła. Zmie­ niało się nawet zupełnie ich znaczenie; dobre, nie było równoznacznikiem cnoty, alę powo­

— 27 —

dzenia, — złe, nie oznaczało występku, ale nie- pomyślność.

Do takich to zasad, a raczej braku zasad, nieznacznie doszli Szamanie. Tak wychowali wier­ ne sobie plemiona.

I zaczęło się dziać w duszach, jak w pań­ stwie źle zbudowanem, gdzie rządzi, nie prawo, lecz najwyuzdańsza samowola zwierzchników.

To też Mongołowie przywykli do zapatry­ wania się na Duchy i na Szamanów jak na przedajnych urzędników, których można sobie ujmować pokłonem i datkiem.

I trzeba przyznać, że Duchy dawały się prze­ kupywać; pełnemi dłońmi sypnęły im szczęście; niema w dziejach przykładu, równie szalonego a niezasłużonego powodzenia.

A le takie też to było i szczęście! Praw7dzi- wie «doczesne», to jest ograniczone do czasu, i to do krótkiego;— szczęście fałszywe, bo zostawiają­ ce po sobie, niesmak, zepsucie i powszechną nie­ nawiść.

Nie uszczęśliwili więc Szamanie swoich wy- chowańców. Zatracili w nich jasne pojęcie su­ mienia, i za to już samo, wszystkie prawie grze­ chy Mongolizmu, przed sądem potomności, spa­ dają na ich własne sumienie.

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

— 28 —

Przed sądem boskim jednak, może oni oka­ żą się jeszcze mniej winnemi, niż ci którzy by chcieli dzisiaj, na tenże sam sposób zawładnąć duszami.

Co można wpół wybaczyć poganom, szuka­ jącym dopiero dróg do światła, to byłoby grze­ chem nigdy niedarowanym, grzechem «przeciw­ ko Duchowi Świętemu», w społeczeństwie Chrze- ścjańskiem, tam gdzie już przed dziewiętnastu witkami, padły z ust proroczych te słowa:

«Nolite om ni spiritui credere, sed probate spiritus, si ex Deo sint.»

Słowa, które największy z naszych wiesz­ czów przekuł na marmurowy dwuwiersz:

«Nie w każdego wierzaj Ducha, «Lecz doświadczaj czy jest z Boga.»

W dokumencie Branki w jassyrze. T. 4 (Stron 23-37)

Powiązane dokumenty