• Nie Znaleziono Wyników

ROZDZIAŁ XVIII

W dokumencie Ę GA DZIEJÓW ARAKEL Z TEBRYZU KSI (Stron 159-199)

O mukacie wynoszącej sto tumanów, którą ukarał szach katolikosa Melchizedecha

Powiedzieliśmy już, że katolikos Dawid udał się na dwór sza- cha i doniósł na katolikosa Melchizedecha, i szach rozgniewał się na Melchizedecha, i złożył go ze stolca patriarszego, i ze- słał do Ispahanu. Katolikos Dawid zaś pozostał tam, w obozie, przy dworze szacha, a przebywał tam również Amirguna chan, pan i wielkorządca całego gawaru ararackiego i świętego Ecz- miadzynu.

I pewnego razu wydał szach ucztę, i zasiadł przy stole świą- tecznym; a stali przed nim wszyscy nachararowie i wielmoże jego, i obecni byli przy tej uroczystości Amirguna chan i kato- likos Dawid. Szach przemówił łaskawie do katolikosa Dawida i powiedział: „Obdarzyliśmy ciebie władzą katolikosa w Ecz- miadzynie, udaj się tam, miej siedzibę w Eczmiadzynie i rządź katolikosatem." A Dawid zwrócił się do szacha z prośbą:

„Władco i królu mój, wstaw się za mną przed chanem, wstaw się za mną przed chanem." Wtedy zwrócił się szach do Amir- guny chana i polecił mu katolikosa Dawida mówiąc, by oka- zał należną opiekę temu oto kalifowi i ojcu naszemu. I Amir- guna chan, skłoniwszy się do pasa i rękę położywszy na gło- wie swej, odrzekł na słowa szacha: „Na głowie mej będzie miał miejsce dla odpoczynku swego." 1

A póki przebywał szach w Gruzji, przebywali tam też katoli- kos i Amirguna chan; a gdy wyjechał stamtąd szach i udał się do Persji, Amirguna chan i katolikos Dawid powrócili do Ery- wania: chan do swojego chanatu, katolikos do swego katolikosa- tu. I póki przebywał szach w prowincji Atyrpatakan oraz w po- bliskich miastach i okręgach, honorował wielce katolikosa i był z nim łaskaw Amirguna chan, gdyż się lękał szacha, ale gdy się

tamten oddalił, strach opuścił serce chana i począł on trakto- wać Dawida srogo; i nie okazywał mu szacunku ani z nim nie rozmawiał, a gdy przemawiał, to przemawiał wyniośle, ponie- waż nie życzył sobie, by zasiadał Dawid w Eczmiadzynie, wolał bowiem Melchizedecha. Dlatego też posępnie nosił się chan i z niechęcią rozmawiał z Dawidem. Powiadano nawet, że pró- bował kiedyś potajemnie go zgładzić. I jeszcze powiadano, że jakoby przyczyną tej niezgody były tajne i ukryte knowania katolikosa Melchizedecha, gdyż mimo iż przebywał on w Ispa- hanie, nie przestawał pisać do chana listów i pism z wyrazami przyjaźni, i posyłał mu je w tajemnicy. A nadto, gdy piasto- wał godność katolikosa, był Melchizedech w stosunku do wiel- możów i żołnierzy, i ich zauszników bardziej szczodry i nie żałujący pieniędzy oraz innych przedmiotów niż Dawid;

i dlatego chan, i wszyscy inni przenosili Melchizedecha nad Dawida.

A wtedy gdy osmański sardar imieniem Okuz Ahmat pasza najechał na twierdzę erywańską *, szach, aby wspomóc twier- dzę, przybył do Erywania i stanął w Górach Garnijskich. I gdy sardar powrócił z Erywania do Erzerumu, szach wciąż przeby- wał w okręgach górskich, a katolikos Dawid, bojąc się wciąż, by nie powziął chan tajemnego zamiaru zgładzenia go, w roz- paczy i strachu, bez wiedzy chana ponownie udał się do szacha i stanął przed jego obliczem. I gdy spytał szach Dawida, jak się miewa, powiedział Dawid w narzeczu obcoplemiennym:

„Patszahum, Zankiczajan mana ir iczum su wermailar" **

(„Królu mój, nie dano mi nawet garści wody z rzeki Zangi"), gdyż tak nazywano wielką rzekę w Erywaniu, biegnącą poni- żej twierdzy: Zangi-czaj. I ze skargi tej zrozumiał szach, że to Amirguna chan nie daje Dawidowi spokoju; zrozumiał też to, że nie uznaje chan Dawida za przyczyną Melchizedecha. Dla- tego nie rozgniewał się szach na chana, a nawet okazał mu swą łaskawość, ale zapałał wielkim gniewem na katolikosa

Melchi-* W istocie wyprawą turecką (1616) dowodził ówczesny wielki wezyr Mehmed pasza o przydomku Okuz („Wół") —

**Zdanie tureckie o cechach fonetycznych zbliżonych do dialektów azerbejdżańskich —

zedecha, gdyż dowiedział się jeszcze, że tamten, przebywając w Ispahanie na wolności, rządzi ludem, jak przystoi katoliko- sowi, bez zezwolenia szacha. I dlatego rozkazał szach zebrać żołnierzy i posłać ich do Ispahanu, aby pojmali katolikosa Mel- chizedecha i przyprowadzili go skutego przed jego oblicze.

I natychmiast wysłano jednego ze sług królewskich, imieniem Czarkaz Ibrahim, który po przybyciu do miasta Ispahanu nie znalazł tam katolikosa Melchizedecha, gdyż tamten udał się do gawaru gandimańskiego. I Czarkaz Ibrahim również udał się do Gandimanu i znalazł katolikosa we wsi Katak. A pojmaw- szy go i zakuwszy w łańcuchy, przywiózł go do Ispahanur a stamtąd do szacha, który w tym czasie przybył do Wajoc- dzoru, to znaczy Jegegnadzoru. I tam do obozu królewskiego- przywiózł Czarkaz Ibrahim katolikosa Melchizedecha i przy- prowadził go do szacha. Ale szach nie uczynił sądu nad Mel- chizedechem, tylko pozostawiając go w łańcuchach, wyruszył z Wajocdzoru i pośpieszył do Nachiczewanu.

Do tego czasu, do chwili przybycia katolikosa Melchizedecha, katolikos Dawid znajdował się w obozie królewskim, ale gdy zobaczył, że szach, nie zważając na Melchizedecha, pozostawił go w łańcuchach, pomyślał w sercu swoim, iż owo niezważanie potrwać może jeszcze przez wiele dni, i zamierzył dlatego zrzec się godności katolikosa i udać się do Ispahanu. I stanął przed obliczem szacha, i prosił o zezwolenie, by mógł się udać do Ispahanu. I szach zezwolił mu na to, i katolikos Dawid udał się do Ispahanu, i zamieszkał tam w samotności, gdyż nadał mu szach dla potrzeb jego wioskę Fryngikan w okręgu Dżylachor, aby żył z dochodów z tej wioski i modlił się o zachowanie króla przy życiu; tak więc udał się on do Ispahanu i tam zamieszkał.

A katolikos Melchizedech zakuty w łańcuchy pozostał w obo- zie królewskim.

A szach, gdy wyruszył z Nachiczewanu, skierował się do miasteczka Agulisu i tam właśnie skazał na śmierć męczeńską kapłana tera Andreasa i uwięził wardapeta Mowsesa i warda- peta Pogosa, i spętać nakazał ich obu, i domagał się od nich grzywny, i otrzymał trzysta tumanów, a gdy zapłacili grzywnę, puszczemi zostali wolno.

I tak samo jak po zatrzymaniu wardapetów Mowsesa i Po- gosa otrzymał szach trzysta tumanów, tak samo, zatrzymawszy katolikosa Melchizedecha, zażądał on od niego trzystu tuma- nów grzywny z powodu trzech uczynków jego. Po pierwsze, z powodu relikwii świętej dziewicy Hripsime, które Frankowie wywieźli za zezwoleniem Melchizedecha, a wielu wtedy mó- wiło, że zezwolenia tego udzielił Melchizedech za pieniądze otrzymane od Franków. Po drugie, z powodu powrotu z wiel- kiego surgunu, za to, że nie pytając szacha o zgodę wrócił, i przybywszy do Eczmiadzynu, rządził katolikosatem — a to również bez zezwolenia szacha. A po trzecie: gdy szach pozba- wił Melchizedecha godności katolikosa i posiał go do Ispahanu, to myślał, że znajduje się on w więzieniu, lecz Melchizedech przebywał na wolności i zarządzał katolikosatem — tak samo bez zezwolenia szacha. I za te wszystkie przewinienia kazał szach pojmać Melchizedecha i chciał go zabić, lecz że wstawił się za nim Amirguna chan, ułaskawił go szach i pozostawił przy życiu, ale zażądał trzystu tumanów grzywny: i dlatego trzymał skutego w żelaza, aby zapłacił grzywnę, a potem ten, oddaliw- szy się gdziekolwiek, uspokoił się wreszcie, pozbawiony władzy katolikosa.

I gdy wyruszył z Agulisu, skierował się szach do Dangi.

A poczynając od Ispahanu aż do tego miejsca katolikos Mel- chizedech w łańcuchach wędrował wraz z wojskiem królew- skim. I w miejscu tym po dwakroć i po trzykroć pisał i wrę- czał szachowi arzy, w których opowiadał o męce swojej, a pi- sał tak: „Znajduję się w takim okropnym stanie, że proszę władcę, by skrócił tę mękę, czy to zabijając mnie, czy to ułaska- wiając." I szach odpowiadał mu przez Spandiara bega: „Ani go nie zabiję, ani nie puszczę wolno, ale będę tak trzymał w że- lazach, dopóki lubo sam skona i w ten się sposób uwolni, lubo da, według mego żądania, trzysta tumanów i wyjdzie na wol- ność."

A w tym czasie mężowie znaczni oraz doradcy, którzy prze- bywali przy dworze monarszym — i obcoplemieńcy, tacy jak Spandiar beg, Ugurłu beg i wielu innych, i wielmoże chrześci- jańscy, tacy jak chodzą Nazar, chodzą Sultanum, Mirweli,

me-lik Hajkaz i wielu innych — powiedzieli katome-likosowi Melchi- zedechowi: „Nie masz innego wyjścia, musisz dać pieniądze i w ten sposób się ocalisz."

A zatem w rozdziale tym mowa jest o stu tumanach mukaty, i do tego miejsca opowieść moja jeden miała tok i dlatego pisaliśmy bez wahania, ale odtąd opowieść ta dzieli się na dwa wątki i dwoistość owa dodaje nam pracy. A ponieważ nie mie- liśmy możności wyjaśnić, który z tych dwóch wątków bardziej jest prawdziwy, uznaliśmy, iż zapisać musimy obydwa. Nie- którzy z opowiadających, a tych właśnie była większa liczba, powiadali, że jakoby katolikos Melchizedech, mocując się z ka- tolikosem Dawidem, wstręty czynił mu bez ustanku i był mu we wszystkim przeciwny, i próbował przechwycić władzę, nie dając mu spokoju i pokoju. I jakoby dlatego Melchizedech za- myślił obciążyć siebie tak ciężkim podatkiem, aby z powodu tego ciężaru katolikos Dawid przestał być pierwszym na stolcu władyką, przestał się rządzić, podburzać i siać zamęt, i odszedł;

gdyż dopiero gdy odejdzie, Melchizedech będzie mógł sam bez żadnych przeszkód zarządzać katolikosatem. I dlatego napisał Melchizedech prośbę do szacha: „Jeśli w łaskowości swej oka- że nam litość władca i po rozpatrzeniu sprawy obdarzy nas władzą katolikosa, będziemy mu z roku na rok wypłacać do dy- wanu monarszego po sto tumanów rocznie na wynagrodzenie dla sług królewskich." I zobaczył szach w tym wielką dla siebie dogodność, i dlatego przychylił się łaskawie do propozycji Mel- chizedecha, przystał na nią i spełnił też prośbę jego: dał mu władzę katolikosa wraz z zapisanym i potwierdzonym pieczęcią rozkazaniem królewskim. I Melchizedech, objeżdżając kraj wszystek, rządził jako katolikos całą ludnością pochodzenia or- miańskiego, katolikos Dawid pozostał zaś z boku; i nienawidząc go, zaprzestał z nim walki, i niczym zwierz w klatce zamknię- ty, czekał i marzył o dogodnej okazji.

Tak więc powiedzieliśmy już, że opowieść nasza dzieli się na dwa wątki, i to, cośmy napisali, to właśnie jeden z nich; tak opowiadali nam pewni ludzie, i było ich nader wielu.

Lecz inni opowiadający mówili, jakoby szach ukarał Melchi- zedecha grzywną wynoszącą trzysta tumanów, Melchizedech

zaś nie mógł jej zapłacić, a nie widząc żadnego wyjścia, zmu- szony został, chcąc nie chcąc, zgodzić się na wypłatę i dlatego napisał i wysłał do szacha pismo według takiego wzoru: „Roz- kazał Wasz Królewski Majestat, abym zapłacił trzysta tuma- nów, i zobowiązałem się dać trzysta tumanów, lecz płacić będę przez trzy lata; corocznie będę w ciągu trzech lat płacić po sto tumanów, aż spłacę dług do reszty, gdyż w ciągu jednego roku nie jestem w stanie tyle zapłacić." A szach wziął to pismo ka- tolikosa Melchizedecha i uwolnił go z zamknięcia. I dał mu swój rozkaz, i władzę katolikosa. Ale w głównym daftarze mo- narszego dywanu zapisał szach nie tak, jak zostało powiedzia- ne w piśmie katolikosa, że oto dam trzysta tumanów i ani gro- sza więcej, lecz w taki sposób: „Katolikos Melchizedech zażą- dał urzędu katolikosa w Eczmiadzynie i przyrzekł wpłacać rocznie po trzysta tumanów mukaty do monarszego dywanu, i dlatego obdarzyliśmy go władzą katolikosa, aby zarządzał ka- tolikosatem." I nikt nie wiedział, że szach tak to zapisał, ani katolikos, ani żaden z Ormian. A kiedy się dowiedzieli, to już nikt w niczym nie mógł tu pomóc, gdyż zniszczyć rozkaz tak wszechwładnie rządzącego króla czy też wykreślić z królew- skiego i dywańskiego daftaru to, co zostało tam zapisane, było niemożliwością.

I to właśnie jest wyłożenie wtórego wątku, o którym opo- wiedzieli mi niektórzy ludzie; co się zaś ciebie tyczy, musisz wybierać, które się tobie bardziej z tych dwu opowiadań po- doba lub które bardziej odpowiada wyobrażeniom twoim.

Zatem tak czy inaczej tylko to jest dokładne i pewne, że ka- tolikosa Melchizedecha ukarano mukatą wynoszącą sto tuma- nów, które miał spłacać z roku na rok. I za jego to przyczyną spadła na świętą stolicę eczmiadzyńską owa mukatą i w tak ciężką wpadliśmy niewolę.

I było to dla świętego stolca eczmiadzyńskiego brzemię nie- sprawiedliwe, bezzasadne i ciężkie, jarzmo nie do zrzucenia, niewola nie do zniesienia; wszystkich Ormian, duchownych czy świeckich, przyprawiająca o rozpacz bezmierną i żal nie- ukojony.

A katolikos Melchizedech po zwolnieniu go z ciemnicy i ob- darzeniu władzą katolikosa wielkie czynił wysiłki, by się wy- wiązać z przyrzeczonego podatku i próbował go zapłacić. I za- czął objeżdżać Ormian z kwestą, zbierając pieniądze, i udał się najpierw do Tyflisu, a stamtąd do Tebryzu, a stamtąd do Ispa- hanu.

I gdy się skończył rok, udowodnił szach, że nie zapomniał o niczym, tylko wciąż ma to w pamięci, gdyż przysłał do Mel- chizedecha czterech dowódców swoich z liczby sług królew- skich (a imiona ich były: Zial beg, Asad beg, Czrach beg i Ba- gram beg), aby oddał mukatę, którą obiecał wpłacać do monar- szego dywanu dla wypłaty wynagrodzenia sługom królewskim.

I było to jak klęska zła i nieszczęście, i jarzmo nie do zniesie- nia dla katolikosatu, albowiem brzemię legło na brzemię; nie było na podorędziu żadnych pieniędzy, żeby dać je gulamom;

i dlatego też gulamowie ci wraz z sługami swymi i bydłem po- zostali, i siedziąc na karku katolikosa brali od niego wszystko, czego potrzebowali, zarówno na utrzymanie, jak na wszystko inne.

I za przyczyną mukaty królewskiej i żądań tych gulamów wy- ruszył katolikos na objazd ludności ormiańskiej. Ale dokąd- kolwiek się ruszył katolikos — jechali z nim razem gulamowie i ciemiężyli lud różnymi wymaganiami swymi ku zaspokoje- niu potrzeb własnych i swego bydła. A nie siadali do stołu bez wina i wydatki na nich były niemałe, a czasu na pijaństwo mieli nieskończenie dużo.

I podczas wędrówki po całym kraju, gdy katolikos odbierał od wiernych dochody, które należały mu się według prawa, gdy otrzymywał je, a było tego zbyt mało, by opłacić wydatki jego i gulamów i jeszcze wpłacać na poczet mukaty, chwytał ludzi niewinnych, którzy nie zawinili w niczym ani zgrzeszyli;

i bez różnicy, czy był to biskup, czy mnich, kapłan czy człek świecki, rzucał na nich bezpodstawne oskarżenie i ściągał z nich grzywnę, a ich samych przekazywał do rąk żołnierzy-gula- mów, którzy wieszali ich za nogi i bili kijami tak długo, aż uzy- skiwali swoje: zabierali im pieniądze i wtedy dopiero puszczali wolno.

I z tego powodu począł się szerzyć wśród Ormian nieład wielki i praw wszystkich łamanie: i wyświęcanie za pieniądze niegodnych czy to na biskupa, czy na niższego kapłana, i odej- mowanie, tak samo za pieniądze, dóbr własnych jednemu kla- sztorowi, aby przekazać je innemu, i jawne zezwalanie na ślu- by nieletnich, grzeszników, dwużeńców i rozwodników. I mnó- stwo takich czy innych nieprawości czynił katolikos i jego bi- skupi; i na wszelkie sposoby, sprawiedliwe czy niesprawie- dliwe, próbowali oni zebrać tyle chociaż pieniędzy, by starczy- ło na wydatki dla nich i gulamów oraz na zapłacenie mukaty.

A mimo to nie spełniły się ich zamiary, gdyż to, co zamyślili, spełnić pragnęli nie z Bożą pomocą, lecz za pomocą rozumu ludzkiego; i dlatego nie udało im się nic, zgodnie z świadectwem Psalmisty: „Jeśli Pan domu nie zbuduje, próżno pracują ci, którzy go budują." 2

Ale wciąż nie ustawał katolikos w nie kończących się wę- drówkach swoich, próbując tak czy inaczej zapłacić, co przy- rzekł. I dlatego, wyjechawszy z Ispahanu, skierował się do Fa- chrabadu, a stamtąd znów powrócił do Ispahanu. A następnie, gdy już zbyt wiele nagromadziło się trosk, a przy tym zadrę- czali go gulamowie ciągłymi żądaniami pieniędzy, powiadomił katolikos w podaniu o trudnościach swych szacha, ale szach za nic miał słowa katolikosa, i z powodu tego wpadł katolikos w rozpacz i w desperację. I udał się wtedy do szacha, i na łaskę się zdając królewską dał mu znać, że zapłacił już osiemset tumanów, lecz więcej nie jest w stanie zapłacić. A szach powiedział: „Z tych stu tumanów mukaty nie ustąpię nawet grosza, a ściągnę swoje, nawet gdyby nie więcej niż jedna stara wdowa tu po- została."

I wtedy wyjechał Melchizedech z Ispahanu, i przybył do Ery- wania i Eczmiadzynu. A razem z katolikosem przybyli również gulamowie królewscy i domagali się swego wynagrodzenia, które z rozkazania szacha miał im wypłacić katolikos na poczet stu tumanów mukaty. I dokądkolwiek by się ruszył katolikos, ciągnęli za nim gulamowie, i ciemiężyli lud, domagając się za- spokojenia potrzeb swych i wymagań, a przez rozrzutność swą i wystawne życie niszczyli mienie ogółu. I było to wielką klęską

dla ludu, gdyż prowadzili tamci życie rozrzutne i rozpustne.

I przekroczyło to wszelką miarę, i wszyscy w głębi duszy wy- rzekli się katolikosa i popleczników jego, i odstąpili od nich.

Gdyż nie według prawa i ustalonego porządku, lecz za pomocą władzy obcoplemiennej, niczym poborcy podatków, gnębili oni lud i bezzasadnie rabowali i rujnowali ludność. A cokolwiek zabierali — czy to rabując, czy posługując się literą prawa — i tak nie starczało im tego na wydatki, toteż dla zaspokojenia najbardziej niezbędnych potrzeb oraz z powodu żądań gula- mów zwrócił się katolikos i ludzie jego do lichwiarzy; ci poży- czali pieniądze na wielkie procenty, i raczej od cudzoziemców niż od chrześcijan, gdyż chrześcijanie im nie ufali i nie poży- czali im pieniędzy.

I stało się tak, że rosnąć poczęły odtąd długi z obydwu stron:

po pierwsze, z powodu stu tumanów mukaty, której nie można było spłacić, wskutek czego powiększał się ten dług z roku na rok, aż wzrósł do sześciuset tumanów, a po drugie — z powodu pożyczonych przez nich pieniędzy, otrzymanych od lichwiarzy na potrzeby własne i potrzeby gulamów.

Toteż za przyczyną rosnących wciąż długów i innych nie- szczęść, które spotkały katolikosa Melchizedecha, a również dlatego iż nie uznawał go lud Ormian, zdecydował się on w ser- cu swoim wyrzec się władzy i przekazać komu innemu godność katolikosa, a z nią razem długi. I dlatego powiedział do warda- peta Mowsesa, mieszkającego podówczas w mieście Erywaniu przy kaplicy świętego apostoła Ananiasza, położonej na skraju miasta: „Sam widzisz, że cały lud ormiański, wszyscy, od pierwszego do ostatniego, odwrócili się ode mnie, kochają zaś i uznają ciebie. Co więcej, zestarzałem się, ciąży na mnie nie zapłacony podatek skarbowy, który wciąż rośnie; zróbmy tak:

przekażę ci święty stolec eczmiadzyński i godność katoliko- sa, od dziś sam zarządzaj katolikosatem, tak jak według zasług twoich ci się należy, a co do mnie, zapewnisz mi sta- łe utrzymanie i wyznaczysz któryś z klasztorów twoich, abym tam w samotni pędził dni starości mojej." Ale war- dapet Mowses nie zgodził się na to i odmówił bez chwili waha- nia.

A miał katolikos synowca imieniem Sahak 3, wyświęconego przezeń na biskupa i znajdującego się w służbie jego. I do- tarły do katolikosa słowa Sahaka: „Do ciebie należy ów pa- triarchat i skoro będziesz nim rządził, zgoda, rządź nim, ale jeśli nie będziesz nim rządził, dlaczego przekazujesz go obcym, nie zaś mnie, dziedzicowi i synowi twemu?" I słowa te oraz na- mowy przyjaciół przekonały katolikosa. Przychylił się do na- mów Sahaka i przyjaciół swoich, i za przyjaciół tych zgodą i aprobatą powiózł Sahaka do Eczmiadzynu, i w niedzielę, w dzień archanielski, pobłogosławił go, wyświęciwszy na katoli- kosa, i zabrał ze sobą, i przywiózł do miasta Erywania, i powia- domił o tym cały lud. I jeszcze napisał kondak, i dał go katoli- kosowi Sahakowi, a w kondaku tym widniały słowa: „Niech powiadomień zostanie cały lud ormiański, iż stary będąc i sła- by, zrzekam się godności patriarszej i wyświecam syna mego Sahaka na katolikosa, i przekazuję mu święty stolec eczmia- dzyński. Toteż kto naszym jest sługą i nas o błogosławieństwo prosi, niech z dobrą wolą słucha rozkazań jego."

I w taki właśnie sposób ogłosił on Sahaka katolikosem wo- bec całego ludu Ormian, wszystkich wardapetów i biskupów.

A nadto zaprowadził go do Amirguny chana i przedstawił mu go, i powiedział, że podniósł go do godności katolikosa, i chan również wyraził na to zgodę. I katolikos Melchizedech popro- sił chana, by napisał prośbę do szacha, aby szach wyniósł Sa-

A nadto zaprowadził go do Amirguny chana i przedstawił mu go, i powiedział, że podniósł go do godności katolikosa, i chan również wyraził na to zgodę. I katolikos Melchizedech popro- sił chana, by napisał prośbę do szacha, aby szach wyniósł Sa-

W dokumencie Ę GA DZIEJÓW ARAKEL Z TEBRYZU KSI (Stron 159-199)

Powiązane dokumenty