• Nie Znaleziono Wyników

rządku systematycznym, przyczem Autor zajmuje się naprzód teo- teo-rjami wysuwającemi na czoło interes uprawnionego (właściciela),

dalej — potrzebę ochrony osoby posiadacza, jego wolności i woli, następnie — interes publiczny, a w końcu omawia powody natury procesualnej.

W Rozdziale III (str. 51—64) Autor zajmuje wobec teoryj w poprzednim rozdziale omówionych, własne stanowisko i podaje własne zapatrywania. Punktem wyjścia jest dla niego ten fakt, że posiadanie stwarza dla posiadacza pewne korzyści „commoda pos­

sessionis", któreby istniały i wówczas, gdyby nie było ochrany posesoryjnej, a które ją uzasadniają i przez nią się potęgują. Jednak mimo to, zdaniem Autora, uzasadnienie ochrony posesoryjnej od­

pada, gdy domaga się jej nieuprawniony posiadacz przeciw

mate-rjalnie uprawnionemu naruszycielowi. Poza tą hipotezą naruszonego

w posiadaniu zawsze chronić należy.

Powyższe trzy rozdziały są jakby wielkiemi i rozległemi pod­

stawami, na których P. buduje swoje wnioski de lege ferenda, przed­

stawione w rozdziale IV-ym (str. 65—100). Autor, wychodząc tu z założenia, że utrzymanie instytucji posiadania wraz z jego tym­

czasową ochroną jest we współczesnem prawodawstwie rzeczą ko­

nieczną, konkretyzuje swe wnioski w czterech grupach, k t ó r e ozna­

cza w sposób następujący:

„konieczność zwyczajnej cywilno-sądowej ochrony (a)",

„broniącej możliwie najszerszy zakres stanów faktycznych (b)",

„przed wszelkiego rodzaju bezprawnemi naruszeniami (c)",

„jednakże nie przeciw uprawnionemu, a więc przy dopuszcze­

niu tak zw. „exceptio d o m i m i " ( d ) " .

Pod „ a " Autor podnosi, że ochrona posiadania powinna być ujęta ściśle cywilistycznie i że nie należy wprowadzać dla spraw posesoryjnych jakiegoś specjalnego postępowania, odbiegającego od zwykłego toku sporów prywatno-prawnych. Pragnie też, by środki prawne dopuszczalne były i do Sądu Najwyższego (co uważam także z tego powodu za bardzo wskazane, aby utrzymać jednolitość doty­

czącej judykatury w całej Polsce) i by w postępowaniu posesoryj-n e m posesoryj-nie wykluczaposesoryj-no dowodu z przesłuchaposesoryj-nia stroposesoryj-n. Potępia po­

mysły, zmierzające do skierowania ochrony posiadania wyłącznie na drogę tymczasowych zarządzeń i uważa za niewłaściwe przekazanie wszystkich spraw posesoryjnych do postępowania niespornego, jak­

kolwiek nie wyklucza w tym kierunku pewnych wyjątków.

Pod „ 6 " Przybyłowski oświadcza się za objęciem ochroną po-sesoryjną w bardzo szerokim zakresie stanów faktycznych, dających

„commoda possessionis". W szczególności pragnie bronić posiadania tak w zakresie praw rzeczowych jak i obligacyjnych, tak co do nie­

ruchomości jak i ruchomości, a nawet w odniesieniu do rzeczy wy­

jętych z obiegu. Wskazując na wzory kod. cyw. niem. i szwajcar­

skiego łączy ochronę posesoryjną nietylko z posiadaniem, ale i z dzierżeniem jako takiem. — Co do ostatniego p u n k t u nie mogę przyłączyć się do zapatrywania Autora. Jakkolwiek w zasadzie pragnę także ochroną posesoryjną objąć jak najszerszą sferę stanów faktycznych i idę w tym kierunku poniekąd nawet dalej aniżeli P., gdyż upatruję jej aktualność i w sferze p r a w podobnych do rzeczo­

wych (prawa górnicze, na wodach płynących, a nawet prawa na dobrach niematerjalnych), czemu dałem wyraz, chociaż z koniecz­

ności w innej formie, n. p. w projektowanym przez siebie art. 26 rozp. Prezyd. Rzp. z dn. 22 marca 1928, Nr. 39 Dz. U., poz. 384 lub w swej rozprawie Privatrechtliche Studien aus dem Patent­

rechte (np. A posiadacz p a t e n t u będzie chroniony w wyłączno­

ści patentowej także przeciw B, dopóki B nie udowodni, że on ma prawo do patentu) — mimo to nie mogę oswoić się z myślą,

A. Dział prawniczy 245 b y d z i e r ż y c i e l o w i j a k o t a k i e m u przyznano skargę po-sesoryjną. Na czem oprzeć bowiem jego legitymację do skargi, skoro posiadanie (rzeczy, raczej własności, lub innego prawa) nie istnieje dla niego, lecz dla kogoś innego? Przecież bez interesu nie ma powództwa? Jeżeli P. chce przyznać skargę znalazcy, godzę się na to, ale dlatego, bo on jest posiadaczem prawa zatrzymywania rze­

czy w swym własnym interesie, ale skąd ma ją mieć zachowca (str.

75)? Inna rzecz, że ze względów praktycznych możnaby zachowcy i innym dzierżycielom rzeczy, którzy nie są posiadaczami żadnego prawa, przyznać ustawowe prawo z a s t ę p s t w a posiadaczy, w których imieniu rzecz dzierżą — ale w takim razie oni będą wykonywali powództwo w obcem imieniu i uchwała końcowa będzie opiewała na rzecz tych, których zastępują. Może na tej drodze doszlibyśmy z Autorem do porozumienia, zwłaszcza, że on sam prze­

cież niejednokrotnie zaznacza, że skargę ma mieć „interesowany'',

„ten, dla którego istnieją korzyści z posiadania" i t. p.

Pod „c" (abstrahując od swych własnych zapatrywań) niezu­

pełnie może rozumiem Autora i może dlatego nie widzę w jego pro­

pozycjach pełnej jednolitości myśli legislacyjnej: Autor widocznie upatruje w skardze posesoryjnej skargę rzeczową, a nie deliktu-alną i dlatego przy oznaczeniu legitymacji biernej, kładzie nacisk

„na konieczność zdecydowanego objektywizmu; nie stany psy-chiczne napastnika, jak n p . jego zamiary w jakimkolwiek kierunku, nie kwestja zawinienia, dobrej, czy złej wiary w naruszeniu i t. p., lecz tylko prosty przedmiotowy fakt bezprawnego wkroczenia w sferę cudzego posiadania powinien być miarodajny i wystarcza­

jący do zrealizowania ochrony posesoryjnej przeciw napastnikowi".

To stanowisko jest zrozumiałe, odpowiada ono w zupełności funkcji

„actionis in rem", znajduje poparcie w literaturze (Bruns, Planiol-Ripert i t. d.), lecz objetywizm („in r e m " , a nie „in personam") wymaga jak sądzę, by skarga mogła być wniesiona przeciw każ­

demu, kto wchodzi w sytuację stworzoną przez naruszającego („w krzywdzący stan rzeczy"), choćby on był sukcesorem pod ty­

tułem szczegółowym i choćby był w dobrej wierze. 0 tyle nie mogę pogodzić się z tezami Autora, na str. 82 i 83 bronionemi.

Pod „d" Autor przechodzi do kwestji, zdaniem mojem naj­

trudniejszej, czy mianowicie dopuścić w procesie posesoryjnym tak zw. exceptio dominii, a raczej zarzut, że pozwany ma prawo do posiadania (rzeczy, a raczej własności, lub innego prawa). Autor jest za dopuszczeniem tego zarzutu, przyczem, co prawda, zgodnie z swemi wywodami z Rozdz. I I I . , podkreśla z całym naciskiem, że chodzi mu o dopuszczalność zarzutu tylko tej treści, że po­

zwany jest materjalnie uprawniony, — nie zaś że zachodzi b r a k uprawnienia po stronie powoda (naruszonego posiadacza!)

Albo-wiem również i nieuprawniony posiadacz zasługuje na ochronę posesoryjną, a to wobec każdego napastnika, k t ó r y nie zdoła wy­

kazać, że sam jest materjalnie uprawniony.

Mimo tej restrykcji i mimo, że A u t o r może powołać się na kilka autorytetów, nie mogę pogodzić się z myślą, by zarzut prawa naruszyciela miał być w procesie posesoryjnym dopuszczony, a tem samem, by prawo tolerowało w tym zakresie samowolę i pomoc własną.

Jeżeli jednak w przyszłem ustawodawstwie polskiem, ma być ekscepcja dominii dopuszczona, natenczas nie sądzę, by wystarczyły ograniczenia z art. 401 projektu procesu cywilnego. Raczej uważam za rzecz konieczną nadto wprowadzenie ograniczenia z artykułu 927 ust. drugi kodeksu szwajcarskiego.

W końcu tej recenzji wyrażam żal, że t a k bardzo zajmującego rozdziału I V pracy prof. P r z y b y ł o w s k i e g o nie znałem, gdy przygotowywałem do publikacji w „ R u c h u " swój referat o po­

siadaniu. (P. z. I. bieżącego rocznika).

Prof. Fryderyk Zoll (Kraków).

A b r a h a m Władysław: Zagadnienie kodyfikacji prawa małżeń­

skiego. Wydanie drugie. Lublin 1929, str. 47.

Autor jest członkiem Komisji kodyfikacyjnej a praca powyższa wyrazem jego poglądów.

Już ten fakt, że praca naukowa w n a d e r k r ó t k i m czasie docze­

kała się drugiego wydania, świadczy o niej wymownie i potwierdza zarazem najlepiej, że poglądy jego nie tylko rozważa ale i podziela bardzo poważna część społeczeństwa polskiego.

Krytyka wypowiedziała się już przy pierwszem wydaniu dzieła, powtarzanie jej jest więc zbędne. A u t o r jest zresztą zbyt dobrze znany jako badacz i znawca prawa małżeńskiego i ma także zagra­

nicą ustaloną opinję najlepszego polskiego kanonisty.

Ale warto szerszemu ogółowi prawników i inteligencji, którzy z lekkiem sercem popierają laicyzację małżeństwa i prawa małżeń­

skiego, powtórzyć, że czcigodny Autor b r o n i kościelnego forum dla spraw małżeńskich nie tylko z swego katolickiego p u n k t u wi­

dzenia. Zaprowadzenie ślubów cywilnych dla osób wierzących grozi bowiem także innym wyznaniom obniżeniem powagi małżeństwa i obniżeniem poziomu moralnego ogółu. Protestanccy uczeni tej miary, co Sohm i D e r n b u r g występowali również przeciwko obo­

wiązkowej formie ślubów cywilnych. I słusznie konkluduje autor:

„Zwolennikami rozwodów u nas obok stronnictw radykalizujących jest tylko cieniuchna, bo nie cała, warstwa naszej inteligencji, nie­

pomnej tego,, że inteligencja nigdy, jak doświadczenie uczy, nie

A. Dział prawniczy 2 4 7

umiała opanować prądów rewolucyjnych, które sama niebacznie szerząc radykalne hasła, wywołała" (str. 44). I za słuszne uważamy też w sedno sporu trafiające zdanie autora: „O to, czy śluby kościel­

ne czy cywilne, walczą w rzeczywistości dwa kierunki, dwa odmienne