• Nie Znaleziono Wyników

On Trans-Scribing Danuta Szajnert

REFERENCES

Paweł Wolski, Tadeusz Borowski – Primo Levi. Prze-pisywanie literatury Holocaustu, Wydawnictwo IBL, Warszawa 2013.

EDITOR'S NOTE

DOI: 10.18318/td.2016.1.14

1 Writing and Rewriting the Holocaust…, Comment Anne Frank réécrit le journal d’Anne Frank, Przepisywanie Zagłady. Shoah w późnych poematach Tadeusza Różewicza, Primo Levi: Rewriting the Holocaust1− pojemna formuła „prze-pisywanie” służyła nazywaniu rozmaitych aspektów wielogatunkowej literatury Holokaustu. Była odnoszona do przeobrażeń dokonujących się w niej samej, we właściwych jej formach figuracji i refiguracji bezpośredniego i zmediatyzowanego doświadczenia oraz do przemian zachodzących w sposobach rozumienia tej literatury (Young); − do wielostronnej autorskiej korekty i re-kreacji, a także nieautorskiej kompilacji, której efektem jest tekst o niepewnym statusie i zarazem niepodważalnej wartości, uważany za kanoniczne dzieło holokaustowej diarystyki (Lejeune); − do ponowionych po latach przez Różewicza poetyckich prób zmierzenia się z wyrażeniem tego, co niewyrażalne, i ich dialogowej relacji z analogicznymi próbami podejmowanymi przez niego we wczesnej twórczości (Ubertowska); wreszcie – do tej własności pisarstwa Primo Leviego, która miałaby polegać na ciągłym drążeniu tematu Szoa, obecnego jakoby nawet w tych tekstach, dla których nie stanowi on jawnego przedmiotu przedstawienia czy analizy (Benchouiha).

2 W dociekaniach Pawła Wolskiego, autora książki Tadeusz Borowski – Primo Levi. Prze-pisywanie literatury Holocaustu2, można rozpoznać ślady takiego rozumienia tytułowego

pojęcia, jakie zaktywizowali wszyscy wymienieni tu badacze. On sam powołuje się przede wszystkim na inspirację rozprawą Lejeune’a. Wyinterpretowane z niej tezy traktuje nie tylko jako matrycę umożliwiającą śledzenie paraleli między ewoluującymi narracjami autorstwa dwu kanonicznych przedstawicieli literatury Zagłady, ale też jako asumpt do poddania pod dyskusję kwestii ogólniejszej, która w książce została ujęta w formie dość osobliwie brzmiącego pytania: „jak literatura Holocaustu napisała na nowo literaturę Holocaustu?” (s. 17). Ponadto Wolski nie śledzi jedynie trajektorii (auto)prze-pisywania w twórczości protagonistów własnej narracji. Sam bowiem prze-pisuje tę twórczość na rzecz postawionej w rozprawie tezy, tak jak prze-pisuje na swój sposób – a niekiedy po prostu przepisuje (bywa że wbrew składanym deklaracjom, że wprowadza tam jakieś znaczące zmiany) – to, co powiedzieli o niej inni badacze.

3 Główna teza rozprawy, z którą stowarzyszone są rozmaite tezy szczegółowe, oparta jest na przekonaniu o autopoietyczności holokaustowego dyskursu literackiego – pytanie:

„W jaki sposób literatura Holocaustu prze-pisała literaturę Holocaustu?”, to tytuł wstępnego rozdziału książki. O formach pisania o Zagładzie decyduje debata toczona w kręgu profesjonalistów. To w jej ramach konstruowane są modele wypowiedzi najbardziej w danym czasie pożądane. Pisarze albo się tym modelom podporządkowują, stopniowo przekształcając na ich wzór swoje opowieści, które niezależnie od autorskich intencji są zawsze opowieściami niezbywalnie literackimi, tu jako exemplum sytuuje Wolski pisarstwo Leviego, albo − tak jest wedle autora książki w przypadku Borowskiego − tworzą je w opozycji do aktualnego wzorca. Akcentowana przez jego kodyfikatorów swoistość doświadczenia Zagłady to produkt obranej konwencji jego opisu.

4 Śledzenie „na paralelnym przykładzie twórczości Tadeusza Borowskiego i Prima Leviego” (s. 17) przemian w literackim przedstawianiu Zagłady, dokonujących się pod wpływem tej debaty, poprzedzają w książce rozważania o problemach z jednoznacznym wskazaniem tego, co może być uznane za literaturę Holokaustu − z określeniem jej zakresu, granic czasowych, statusu genologicznego. Rozważania te zatem dotyczą m.in.: roli autorstwa czy, ściślej, rodzaju warunkującego tę literaturę autorskiego doświadczenia (świadek, potomek ocalałych, świadek zastępczy); potrzeby rozróżniania zakresu terytorialnego poruszanych w niej tematów (lagier, getto, inne przestrzenie); wątpliwych niekiedy kryteriów budowania holokaustowego kanonu;

paradoksu wyrażania niewyrażalnego przedmiotu; ufundowanego na imperatywie etycznym przekonania o wyjątkowości tego przedmiotu, które jest przenoszone na jego reprezentacje. W rozdziale wstępnym znajdziemy też wyjaśnienia tyczące nazw Holocaust, Shoah, Zagłada i inne tudzież sprawozdanie z dyskusji o ich zasadności i stosowności.

5 Wolski – jak niemal wszyscy badacze zajmujący się literaturą Zagłady – po raz kolejny omawia tu kwestie wielostronnie, rzetelnie, wnikliwie relacjonowane i problematyzowane również przez polskich literaturoznawców; odwołuje się do tych samych, co oni rozpraw autorów zagranicznych; cytuje te fragmenty z owych rozpraw, które były już wielokrotnie w rozmaitych konfiguracjach cytowane. Książka jest wszakże adresowana do profesjonalistów, wystarczyłoby zatem, miast powtarzać rzeczy dobrze znane, zasygnalizować, że ma się świadomość związanych z tematem komplikacji czy aporii, i odesłać czytelników do odpowiednich tekstów, figurujących przecież w bibliografii (pod hasłem: Literatura Zagłady oraz opracowania i komentarze

dotyczące literatury wojennej i literatury Zagłady, s. 337-341) – tym bardziej że w ujęciu tylko niektórych spośród tych kwestii rozpoznać można wyraźną autorską sygnaturę i tylko niektóre zostaną rozwinięte w toku dalszego wywodu.

6 Taką sygnaturę w niezbyt szczęśliwym wydaniu można przypisać decyzji, zupełnie w dodatku niesfunkcjonalizowanej, o rozszerzeniu nazw Holokaust (autor stosuje zapis Holocaust) i Zagłada „oraz odpowiednio literatura Holocaustu i literatura Zagłady”.

Wolski – inaczej niż wszyscy przywoływani przez niego autorzy – posługuje się tymi terminami „w odniesieniu do szeroko rozumianych p r z e ś l a d o w a ń i e k s t e r m i n a c j i l u d n o ś c i na ziemiach okupowanych przez Niemców w (równie szeroko pojętym) okresie drugiej wojny światowej oraz literackich ich opisów, tworzonych zarówno przez osoby doświadczające tych zdarzeń, jak i doświadczenie to dziedziczące lub opisujące je z innych powodów” (s. 18; wyróż. – D.S.). W kilku miejscach mocno przy tym podkreśla, w zdaniach presuponujących odrębność takiego stanowiska, że za doświadczenie, które dotyczyło wyłącznie Żydów, uważają Holokaust Amerykanie.

7 Chciałoby się zapytać, czy autor książki rzeczywiście uważa, że tylko Amerykanie nierozerwalnie wiążą to pojęcie i odnośną nazwę z Endlösung, ze względów bodaj taktycznych, a nie z racji niewiedzy, całkowicie usuniętym przez niego z pola widzenia?

I przy okazji: jaki sens ma rozprawianie o wcześniejszym etapie „amerykanizacji”

Holokaustu – kiedy to jego doświadczenie było, nie tylko przecież w USA, uporczywie uniwersalizowane (z powodów, które Wolski właściwie przemilcza) – skoro tak ważny dla niego termin, którym się posługuje, nie był na tym etapie używany i powszechnie rozpoznawany, co przecież sam odnotowuje? Co w takim razie uniwersalizowano w Ameryce? Czyje doświadczenie – „ludności na ziemiach okupowanych…”? Wszakże w tym czasie – jak czytamy – „«amerykanizacja» oznaczała też umieszczenie u podstaw literatury Holocaustu Dziennika Anny Frank” (s. 11), Żydówki. W dodatku, zdaniem Wolskiego, ów „fundamentalny” również dla debaty wokół tej literatury tekst w gruncie rzeczy nie jest reprezentacyjny, bowiem „brak” w nim „Holocaustu, czyli bezpośredniego doświadczenia obozu zagłady” (s. 11). Czy to znaczy, że doświadczenie

„szeroko rozumianych prześladowań i eksterminacji” w miejscach innych niż obóz zagłady to jednak za mało, by można było zasadnie posługiwać się kluczowym dla rozprawy terminem?

8 W ostatnim rozdziale książki − po przypomnieniu o roli, jaką w instytucjonalnie rozumianym holokaustowym dyskursie odegrały (i nadal odgrywają) sławne dzięki niemu dicta Adorna i Wiesela – autor tropi paradoksy wpisane w wypowiedź twórcy Nocy. Analizuje tę wersję owej wypowiedzi i jej najbliższy kontekst, w której metonimią Zagłady nie jest Auschwitz, tylko Treblinka i Majdanek3. Od przywołania tego zdania, zaczerpniętego z wykładu Holocaust as Literary Inspiration, zaczyna się wprowadzenie do Encyclopedia of Holocaust Literature (2002). Jego autorzy – chcąc „uprawomocnić takie otwarcie” i zarazem „[…] nakłonić Wiesela do zalegitymizowania, na przekór tezie jego wykładu, związku Holocaustu z literaturą” dopuszczają się zdaniem Wolskiego

„drobnego nadużycia” (s. 318). Tak bowiem (jakoby) konstruują swój wywód, by utrudnić odróżnienie relacji z tego, co mówi Wiesel, od własnego stanowiska. Problem w tym, że nie sposób byłoby sformułować takiego zarzutu bez pominięcia ważnej frazy otwierającej tę relację oraz, być może, wiedzy o tym, czemu w publikacjach anglojęzycznych służą italiki4. I w tym jeszcze, że to raczej Wolski niejednokrotnie ucieka się do, powiedzmy, „drobnych nadużyć”, żeby „zalegitymizować” własne tezy.

Robi tak np. wtedy, gdy sugeruje, że jego niezgodę na „zawężone” rozumienie Holokaustu podzielają badacze polscy. Próbuje nas przekonać, że Alina Molisak włączyła prozę Borowskiego i kilku innych nieżydowskich pisarzy do literatury

„mówiącej o Szoa, określeniu rzadziej jeszcze niż Holocaust łączonym z nieżydowskim doświadczeniem wojny” (s. 21), ponieważ odnosi się ona – jak można wywnioskować z kontekstu – „do doświadczeń drugiej wojny światowej w ogóle” (s. 21), a nie dlatego, że rzeczywiście mówi ona (też!) o Szoa, czyli doświadczeniu żydowskim. Z tych samych wszakże powodów Borowski jako pisarz literatury Holokaustu funkcjonuje w debacie zachodniej. Z tych samych − nie tylko jego twórczość, ale też teksty Buczkowskiego, Nałkowskiej, Andrzejewskiego czy Miłosza przywołują autorzy Literatury polskiej wobec Zagłady (1939-1968). Wolski zatem prze-pisuje sobie „Holokaust” i jego literaturę, żeby uniknąć kluczowych rozróżnień fundujących niepotrzebną, w jego przekonaniu,

„komplikację” (s. 20).

9 Za kolejny przykład „drobnych nadużyć” popełnionych przez Wolskiego może posłużyć sposób, w jaki odpowiedzialnymi za inną, własną tezę uczynił wywody Lawrence’a Douglasa i Tomasza Majewskiego (s. 34). Teza dotyczyła literackich wzorców

„wyrażania niewyrażalnego”, z których rzekomo korzystali ocalali zeznający w procesach przeciw zbrodniarzom hitlerowskim, co miało m.in. świadczyć o powszechnej znajomości i stabilizacji określonego modelu świadectwa Holokaustu.

Jednakże artykuły, na które powołał się autor książki, nie dają żadnych podstaw do takich wniosków. Douglas analizował nie w pełni udaną próbę wpisania zeznań składanych w procesie Eichmanna (a nie, jak pisze Wolski, w procesach norymberskich) w ramy dydaktycznej narracji o „pamięci heroicznej”, eksponującej rozmaite formy żydowskiego oporu i umacniającej identyfikację z izraelską państwowością. Tę próbę podjął jednak oskarżyciel, a nie przesłuchiwani przezeń świadkowie, którzy nie zawsze mogli czy chcieli podporządkować swoje, przerywane pytaniami opowieści, narzuconej przezeń „literackiej” (w rozumieniu White’owskim) wizji historii Szoa. W artykule Majewskiego w ogóle nie ma mowy o reprodukcji jakichś wzorców wypowiadania świadectwa5.

10 Zatrzymałam się tu przy kwestiach, które nie stanowią w książce głównego przedmiotu refleksji i analizy, by – korzystając z wyrazistych przykładów – zwrócić uwagę, po pierwsze, na fakt, że autor nie w pełni panuje nad tokiem własnego wywodu, że zdarzają mu się niekonsekwencje i nieprzemyślane rozstrzygnięcia, po wtóre – na sposób, w jaki posługuje się cudzymi tekstami, by ich autorytetem podeprzeć własne sądy. W ten sam sposób czyta on teksty Borowskiego i Leviego oraz komentatorów ich twórczości. Zastrzega przy tym, co prawda, że zaproponowana w rozprawie wizja prze-pisywania literatury świadectwa Zagłady to efekt lektury przez niego „narzuconej”, ale – jak podejrzewam − na mocy konstruktywistycznych pryncypiów (chyba opacznie przez niego rozumianych) uznaje taki sposób postępowania z przedmiotem dociekań za naturalny, jedynie możliwy.

11 Świadectwo, sytuowane w niezagospodarowanej wcześniej na taką skalę przestrzeni między dokumentem a − naznaczoną znamieniem wyjątkowości − literaturą, traktuje Wolski, słusznie jako źródłowy, niesprowadzalny do innych form literackiego dokumentu, model pisania o Holokauście. W tekstach literackich i literaturoznawczych funkcjonuje ono, zdaniem badacza, w dwu rozumieniach: jako kwalifikacja genologiczna i jako modalność literatury Zagłady. W pierwszym przypadku decydującą

rolę odgrywa ów niepewny, graniczny status wypowiedzi, wiązany z jej niezbywalną referencją historyczną. W drugim – o ile dobrze zrozumiałam – „sprzeczne oczekiwania wobec świadka, który […] ma dawać jednocześnie świadectwo osobiste i obiektywne”

(s. 40), potwierdzać swoją obecnością w tym, o czym świadczy rzeczywistość (prawdziwość) treści prezentowanych porażonemu nimi odbiorcy. Chcąc podkreślić ważność tych trzech czynników, autor swoiście prze-pisuje pojęcia, które posłużyły Małgorzacie Czermińskiej do charakterystyki wierzchołków „trójkąta autobiograficznego”.

12 Główna teza książki opiera się na wywiedzionym z analizowanej debaty przekonaniu o przemieszczeniu, jakie dokonało się w kategoryzowaniu świadectwa: ujmowane jako modalność literatury Holokaustu (tak Wolski określa przypisywane świadectwu powinności), z czasem stało się „jej odpowiednikiem traktowanym jako kategoria genologiczna” (s. 39). Późniejsze przemiany tej literatury – zainicjowane zdaniem autora już u jej źródeł przez Borowskiego – zostały ufundowane na sprzeciwie wobec modelu, w którym była utożsamiana z tak właśnie rozumianym świadectwem.

Przemiany te, jak sygnalizuje Wolski, doprowadziły do rozszerzenia zarówno zakresu pojęcia „literatura Holokaustu”, jak i dopuszczalnych w jej ramach form świadczenia.

13 Zasadnicze części książki, poświęcone Borowskiemu i Leviemu, mają – jak już wspomniałam – stanowić egzemplifikację automodelowania (auto-prze-pisywania ) własnych narracji w odpowiedzi na debatę o najbardziej pożądanym kształcie literatury świadectwa oraz zwrotnego wpływu owych narracji na wyobrażenia o jej najważniejszych cechach. W podrozdziale Paralela jako literaturoznawcze narzędzie komparatystyczne autor – po zdaniu sprawy z rozmaitych obiekcji, jakie ono budzi – przekonująco przedstawił zasadność posłużenia się nim w śledzeniu owej debaty.

Ponieważ obiektem paraleli będzie też w jego rozważaniach pisarstwo tych dwóch autorów − choć, jak zastrzega, „tylko w pewnej mierze” − stara się w tym miejscu odpowiedzieć na „klasyczne pytania komparatystyczne: czy Borowski znał twórczość Leviego i czy Levi czytał Borowskiego?” (s. 53). Odpowiedź na pierwsze pytanie może być tylko negatywna, w drugim przypadku dopuszcza taką możliwość. Przewiduje również wątpliwości związane z paralelnym odczytywaniem obozowych świadectw Polaka i Żyda, nienastawionym – jak można się domyślić po lekturze wcześniejszych partii książki − na eksponowanie różnic położenia, w jakim się znajdowali.

14 Ten wątek Wolski mógłby pominąć, jako że przedmiotem jego zainteresowania nie są ani niedostępne nam treści cudzego doświadczenia, ani ich reprezentacje, tylko sposoby reprezentacji od owych treści, w jego ujęciu, całkowicie niezależne. Żydostwo Leviego jest jednak dla autora ważne o tyle, o ile może stanowić przyczynek do podtrzymania tezy o profilowaniu przez holokaustowy dyskurs już nie tylko form pisania o Zagładzie, ale też podejmowanych przez twórców tematów, co zostanie przez niego wykorzystane jako podstawa do efektownego wniosku o wolcie, jaka dokonała się w rozumieniu figury świadka. Zdaniem Wolskiego w latach 70. Levi nie obsadza już w roli gwaranta obiektywnej prawdziwości świadectwa jedynie postaci naukowca, przekonanego, że może przenieść do własnej opowieści precyzyjne zasady obowiązujące w analizie chemicznej. Na jego miejsce wprowadza, oczywiście pod dyktando odpowiedniej fazy tego dyskursu, rewaloryzującej Holokaust jako doświadczenie żydowskie, figurę pisarza – Żyda. Wcześniej jakoby nigdzie nie eksponował ani swojej tożsamości, ani – jak można się domyślić – tożsamości

współwięźniów czy ofiar oświęcimskich komór gazowych. W taki sposób Wolski przedstawia tę kwestię w części zatytułowanej Przekształcenia pisarstwa Prima Leviego pod wpływem dyskusji wokół literatury Holocaustu. Adaptacja.

15 W rozbudowanym rozdziale wstępnym ukazuje ją nieco inaczej. Najpierw bowiem przyznaje, że „[ż]ydowski los jest elementem narracji, okolicznością tekstową, która od pewnego momentu na różne sposoby funkcjonuje w opowieściach obu twórców” – zajmują go wszakże jedynie „okoliczności tekstowe”. Potem dodaje, że „różnica [losu żydowskiego i nieżydowskiego – przyp. D.S.] w pewnym okresie nie rzuca się jednak w oczy: u obu jest długo okolicznością peryferyjną […]”. Co oznacza ów „pewien moment”

i „pewien okres”, nie bardzo wiadomo. „Długo” natomiast to u Borowskiego cały powojenny okres twórczości, a u Leviego chyba kilkadziesiąt lat. Ostatecznie okazuje się, że „wyjątkowość losu Żyda w czasie II wojny światowej” to „raczej” kwestia recepcji, literaturoznawcza konstrukcja, a nie temat czy problem istotny dla wczesnej literatury ich autorstwa. Rzeczywiście, ani w tekstach Borowskiego, ani Leviego z tego wczesnego okresu nie znajdziemy, oczekiwanych chyba przez Wolskiego, jawnych enuncjacji na temat tej wyjątkowości6. Rozpoznanie,że obaj (zatem nie tylko Levi) mieli jej świadomość − i że ta świadomość jest wyraźnie wpisana do ich tekstów − wymaga jednak „dokładnej lektury i należytego przygotowania”7. Bez tego niepodobna też czytać tekstów literaturoznawczych, czego dowodzi kolejna manipulacja (bezwiedna?), do jakiej ucieka się Wolski, by podeprzeć swoje racje, dotycząca innej niż zacytowana powyżej wypowiedź Sławomira Buryły (zob. s. 61).

16 Według autora książki literacka konstrukcja żydowskiej tożsamości świadka pełni w twórczości Leviego takie same funkcje jak, deklarowana przez niego jako najwłaściwsza forma świadectwa Holokaustu, naukowość (od czasu do czasu, ale niekonsekwentnie, nazywana w tejże książce „naukowością” i quasi-naukowością): w ostatecznym rachunku służą one jako literackie tropy prawdy i zarazem niewyrażalności obozowego doświadczenia. Decyzja o wykorzystaniu paraleli jako zasady organizującej opowieść o dwu autorach literatury świadectwa sprawiła, że przemiany zachodzące w ich pisarstwie przedstawił Wolski nie tylko w analogicznym porządku, ale też przy użyciu tych samych, o ile to było możliwe, kategorii. Zapewne tą przede wszystkim drogą

„naukowość” trafiła również do opisu opowiadań Borowskiego.

17 Rozważania o paradoksach „naukowych” aspiracji świadectw Borowskiego i Leviego poprzedził Wolski poszukiwaniem w ich najwcześniejszych tekstach oświęcimskich źródeł takiego modelu świadectwa, jaki zostanie uznany za emblematyczny dla całej ich twórczości oraz wzorcowy dla literatury Holokaustu, opanowanej przez rozmaite schematy i klisze. Poświęcił też sporo uwagi podobnym w obu przypadkach, choć tylko w pewnej mierze, okolicznościom „podwójnego” debiutu tych dwóch autorów w roli literackich świadków Zagłady i stowarzyszonym z tymi okolicznościami dyslokacjom owego źródła. Według Wolskiego były one efektem automodyfikacji, którym poddawali oni swoje teksty w takt holokaustowego dyskursu. Dlatego za świadectwo źródłowe, w proponowanym rozumieniu, uznał nie ich debiuty prozatorskie, tylko – odpowiednio – zbiór Pożegnanie z Marią (1947) oraz drugie dopiero wydanie Czy to jest człowiek (1958). W pierwszym przypadku jako newralgiczną potraktował decyzję Borowskiego o niewłączeniu do tej publikacji opowiadania U nas w Auschwitzu, łączącego jeszcze dwa sprzeczne postulaty stawiane formie świadectwa: naoczność obiektywną oraz naoczność komentującą i wartościującą według kryteriów przeniesionych ze świata

sprzed Oświęcimia. Decyzja ta oznaczała „zerwanie z motywem niewinnego i kulturalnego obserwatora obozowego świata” (s. 91), czyli najczęstszą i powszechnie akceptowaną figurą ówczesnych lagrowych autobiografii, i wprowadzenie na scenę quasi-autobiograficznego, nieprzezroczystego, zlagrowanego narratora uczestniczącego. To dzięki tej autoironicznej konstrukcji i innym, opisanym przez Wolskiego, zabiegom narracyjnym, obdarzającym „konwencję autorytetem autentyzmu”, ukonstytuował się jego zdaniem „nowoczesny model literatury świadectwa holocaustowego, w którym świadczy tekst, a nie stojący za nim autor” (s.

189).

18 Do powstania takiego modelu miał się też przyczynić Levi. W jego przypadku, jak twierdzi Wolski, kluczowe dla konstytucji własnej formuły literackiego świadectwa Holokaustu okazały się – lekceważone przez innych badaczy – różnice między wersją Czy to jest człowiek z 1947 i z 1958 roku. Druga została uzupełniona m.in. o fragmenty eksponujące rolę autora jako naocznego świadka i dzięki temu uspójniona, udoskonalona pod względem artystycznym. W przekonaniu Wolskiego ślady redakcji tego rodzaju podawały w wątpliwość autorskie deklaracje o gorączkowym spisywaniu obozowego doświadczenia, domagającego się przepracowania natychmiast po wyzwoleniu. Z jednej strony miały one usprawiedliwić fragmentaryczność konstrukcji, z drugiej – służyć jako rękojmia prawdziwości opowieści. Za problematyczną uznał on też możliwość uzgodnienia takiej autocharakterystyki procesu kreacji tekstu z celem, jaki postawił sobie Levi, którym „było – paradoksalnie – […] «studio pacato», to jest

«obiektywne (pokojowe, niezakłócone emocjami) studium» duszy ludzkiej. Levi jawi się więc w tych komentarzach jako figura twórcy powodowanego jakimś przedziwnym furor scientis, spontanicznym odruchem badawczego dystansu” (s. 204). Levi nie zaanonsował jednak we wstępie do Czy to jest człowiek, że oto przedkłada czytelnikom takie opracowanie. Wyraził jedynie nadzieję, że jego książka „będzie mogła d o s t a r c z y ć d o k u m e n t ó w d o o b i e k t y w n e g o s t u d i u m [wyróż. – D.S.] niektórych aspektów duszy ludzkiej”. Wyznał, co prawda, że „rozdziały napisane są nie w kolejności logicznej, lecz pod nakazem konieczności”8, ale wcale nie ukrywał późniejszej, powolnej pracy nad tekstem, nad „montażem” tworzonych na gorąco fragmentów. Z faktu, że można opisać ten montaż np. w terminach właściwych dla ordo artificialis, niepodobna wyprowadzić wniosku o sprzecznościach podważających wartość autokomentarzy Leviego.

19 Ponadto: o ile sytuacja, w jakiej swój model świadectwa (oparty na pojmowaniu

„autorstwa jako tekstowego tropu”) wypracowywał Borowski, była względnie klarowna – wiadomo, jakie teksty, ukazujące się mniej więcej w tym samym czasie, co jego opowiadania oświęcimskie, dyskutowano wówczas i stawiano za wzór do naśladowania

− o tyle dotyczących tych samych kwestii decyzji Leviego, ulegającego jakoby wpływom debaty na temat literatury Zagłady, nie wpisał Wolski w ramy żadnego skonkretyzowanego dyskursu. Z książki Tadeusz Borowski – Primo Levi. Prze-pisywanie literatury Holocaustu dowiadujemy się, do jakich wymagań stawianych świadectwu Holokaustu dostosowane zostało drugie wydanie Czy to jest człowiek, nie ma w niej jednak żadnych danych na temat ich źródła: kto w drugiej połowie lat 50. wypowiadał się na ten temat na tyle autorytatywnie, że jego poglądy uznał Levi za obowiązujące;

kim byli uczestnicy ówczesnej debaty o literaturze Zagłady, jeśli w ogóle taka debata wtedy się toczyła; z czyich tekstów czerpał wzory? Pisząc o tym okresie jego twórczości, Wolski wymienia tylko dwa nazwiska francuskich autorów tużpowojennej