• Nie Znaleziono Wyników

Semiotyczne kategorie wyrażeń

W dokumencie View of Reism in the Eyes of Its Peers (Stron 51-55)

3.2. Reizm semiotyczny

3.2.1. Semiotyczne kategorie wyrażeń

Realizm praktyczny obfituje w elementy pragmatyczne. Z postawy pragma-tycznej wypływa dążenie, aby z języka, którym się posługujemy, uczynić narzę-dzie możliwie najsprawniejsze i przydatne do spełniania jak największej liczby różnorakich funkcji. Kierując się tym dążeniem, dokonuję wyboru w kilku istot-nych sprawach.

Pierwszą z nich jest decyzja w kwestii, którą podniósł m.in. Kazimierz Ajdu-kiewicz, a następnie Janina Kotarbińska: jedna kategoria wyrażeń, zwłaszcza nominalnych, czy wielopiętrowy ich system. Tu istotny dodatek: mam na myśli kategorie semiotyczne, czyli syntaktyczno-semantyczno-pragmatyczne, nie tylko zaś syntaktyczne. Każdy bowiem wyraz, każde wyrażenie i każda wypowiedź języka etnicznego, zwanego też „językiem naturalnym”, czyli „ogólnym”, języka, w którym formułujemy mowę jako środek porozumiewania się oraz wyrażania myśli i uczuć, a także środek opisu, oceny i normowania wszelkich rzeczy, zda-rzeń i zjawisk, każdy z tych znaków ma charakter semiozyczny, a zatem język ich opisu ma naturę semiotyczną, trójskładnikową. Wybieram system wielopię-trowy, bo wydaje mi się od jednopiętrowego bardziej uniwersalny. System taki można dostosować do potrzeb reisty. W tym celu wystarczy najniższe piętro gmachu zasiedlić wyłącznie – spośród nazw – nazwami empirycznie (w czasie t) istniejących rzeczy, co pozwoli zbudować język reistyczny, dostosowany do formułowania twierdzeń ontologii konkretystycznej, czyli pansomatycznej. Na wyższych zaś piętrach, których liczba jest dowolna, a na które reista-pansomatysta może nie zaglądać, jeśli nie zechce, język taki nadaje się do wyra-żania zapatrywań niereistycznych, m.in. do uprawiania teorii mnogości, matema-tyki, logik różnego rodzaju, filozofii idealistycznej, twórczości literackiej kreują-cej byty fikcyjne, mitologii oraz pewnych działów teologii, a także do mnożenia hipostaz, ile tylko ich dusza zapragnie, jak również do uznawania metafor i personifikacji za sformułowania ostateczne i o tyle niezbędne, że bez nich nie-które dziedziny lub dyscypliny byłyby bezradne, bo wyrzekłszy się przywdzie-wania maski przenośni, musiałyby zamilknąć. Przy tym taka struktura wielopię-trowa koresponduje z hierarchią metajęzyków i uporządkowaniem proponowa-nym przez teorię typów.

3.2.2. Konkret.

Drugie zadanie to językowy projekt ustawienia mebli w pomieszczeniu na parterze tego domostwa. Mój umiarkowany reizm, w poprzedniej sprawie bar-dziej liberalny od rdzennego, w obecnej okazuje się barbar-dziej odeń rygorystyczny. Wolałbym, aby wyrazy i wyrażenia nominalne, które są niepustymi nazwami korelatów semantycznych (A), czyli przedmiotów znajdujących się gdzieś, kie-dyś i jakichś pod względem fizykalnym, a zatem przedmiotów cielesnych, ciał

materialnych, zostały zdecydowaną granicą oddzielone od wszelkich innych wyrazów i wyrażeń nominalnych, godzących w pustkę, zarówno więc od tzw. pustych, czyli bezprzedmiotowych nazw korelatów semantycznych (B), tj. takich tworów fikcyjnych, jak np. krasnoludek, chimera, Apollo czy Guliwer, oraz od onomatoidów, czyli nazw pozornych, których korelatami semantycznymi są (C) cechy, stosunki, stany rzeczy, zdarzenia, zjawiska oraz uniwersalia. W moim odczuciu wyrażenie „bezprzedmiotowa nazwa konkretu” jest sprzeczne, bo przez słowo „konkret” rozumiem korelat semantyczny rzetelnej nazwy niepustej, ciele-sny przedmiot (A), podczas gdy w Elementach przez „konkret” rozumiane są zarówno (A), jak (B), jedne i drugie w przeciwieństwie do abstraktów (C). Od-różnienie konkretów od abstraktów przyjęte przez Tadeusza Kotarbińskiego ma z grubsza charakter psychologiczny i teoretycznopoznawczy: granica przebiega między tym, co może być przedmiotem wyobrażenia, także wyobrażania sobie genetycznie wytwórczego, w którym kreujemy byty fikcyjne, nie istniejące w rzeczywistości empirycznej, a tym, co stanowi treść pojęcia abstrakcyjnego; „z grubsza” zaś – dlatego, że takie abstrakty planimetryczne, jak punkt czy linia prosta, jakoś sobie wyobrażamy przedmiotowo, a nawet rysujemy, choć faktycz-nie ich podobizny są trójwymiarowymi bryłami. Autor wyjaśnia, że takie właśfaktycz-nie rozróżnienie przydaje mu się, gdy porusza pewne zagadnienia filozoficzne. Tym-czasem moje odróżnienie tego, co konkretne, od tego, co nie jest konkretem, opiera się na ontologicznej podstawie pansomatyzmu, czyli konkretyzmu: kon-kretem jest dla mnie to, co – według Elementów – znajduje się gdzieś, kiedyś i jest jakieś pod względem fizykalnym, a więc poszczególne istniejące ciało, a wszystko inne jest niekonkretne, choćby było wyobrażalne jako fikcyjny, nie istniejący empirycznie przedmiot wyobrażenia genetycznie wytwórczego, np. smok wawelski. Zarazem, kierując się wskazaniami realizmu praktycznego, deklaruję, że w razie potrzeby gotów jestem ad hoc, a więc w tej a tej sprawie, dla wykonania pewnego zadania teoretycznego, stanąć na chwilę na stanowisku

Elementów i nazwę „syrena warszawska” potraktować jako bezprzedmiotową

nazwę konkretu. Innym zaś razem wyraz „zieleń” – jako nazwę pewnego koloru, „równość” – pewnego stosunku, „spokój” – pewnego stanu, „zmiana” – pewne-go zdarzenia, „powszechnik” – pewnepewne-go przedmiotu idealnepewne-go itd. W takich wypadkach stosuję zwykle termin „miano” dla odróżnienia od nazw rzetelnych. Ale na stałe pragnę mieć oddzielone od siebie: z jednej strony a) rzetelne nazwy istniejących – także kiedyś, jak „mamut” – cielesnych rzeczy, a z drugiej strony b1) puste miana niby-ciał występujących nie inaczej jak tylko w roli fikcyjnych przedmiotów wyobrażeń, zwłaszcza genetycznie wytwórczych, np. „centaur”, „Hermes”, „Zagłoba”, oraz różne od nich b2) onomatoidy, czyli pseudonazwy, niby-nazwy, a zatem nazwy pozorne, mianowicie:

[…] wszystkie „nazwy własności” (takie jak „biel”, „długość”, „wartość”), […] „nazwy stosunków” (takie, jak „równość”, „podobieństwo”, „zależność”), […] „nazwy stanów” (takie, jak „zdenerwowanie”, „agresywność”), […] „nazwy wra-żeń zmysłowych” (takie, jak „melodia”, „zapach”, „odcień” [w tzw. wewnętrznym postrzeganiu], […]” nazwy stanów wewnętrznych” (takie, jak „sen”), […] „nazwy

zdarzeń” (takie, jak „lot”, „operacja”, „proces umysłowy”), […] „nazwy stanów rzeczy” (takie, jak „sytuacja”, „zakłopotanie”, „fakt, że 2  2 = 4”, „warunek”), […] „nazwy środków wyrazu” (takie, jak „znaczenie”, „sens”, „konotacja”), „na-zwy wielkości fizycznych” (takie, jak „prędkość”, „przyspieszenie”, „energia”), […] „nazwy wielkości matematycznych” (takie, jak „klasa”, „liczba”, „funkcja”) i jakiekolwiek inne nazwy, które nie są nazwami przedmiotów fizycznych, tj. ma-terialnych całości8. (Kotarbiński, 1993a, s. 211–212)

Zarówno w Elementach, jak w powyższej publikacji z roku 1959, z której pochodzi zacytowany urywek, ich Autor trwał przy poglądzie, że nazwy pozorne, czyli onomatoidy, choć – tak jak nazwy puste – nie oznaczają żadnej rzeczy, jednakże należą do odrębnej kategorii semantycznej w szerszym sensie, a ściślej syntaktycznej, powiedzenia zaś zdaniokształtne, w których są podmiotami gra-matycznymi lub orzecznikami, np. „Lenistwo jest wadą”, okazują się nonsen-sowne, także i wtedy, gdy zostały zanegowane, np. „nie istnieją liczby”. Tymcza-sem nazwy puste, choć nic nie desygnują, wraz z nazwami jednostkowymi oraz ogólnymi zostały dopuszczone do tej samej kategorii nazw.

Idea, by onomatoidy uwolnić od winy za spowodowanie nonsensu jako bez-ładu syntaktycznego, natomiast obarczyć je, podobnie jak nazwy bezprzedmio-towe, odpowiedzialnością za fałszywość zdań, w których występują na miej-scach podmiotu bądź orzecznika, zagościła na krótko w myślach Tadeusza Ko-tarbińskiego, mianowicie w rozprawie Zasadnicze myśli pansomatyzmu (1993b), ogłoszonej w roku 1935, a więc w pięć lat po recenzji Reizm Kazimierza Ajdu-kiewicza i być może pod jej wpływem. Oto w Zasadniczych myślach

pansomaty-zmu ich Autor zwraca uwagę na możliwość dwojakiego rozumienia takich słów,

jak „cecha”, „stosunek”, „fakt”:

Bądź rozumie się [takie] słowa jako nazwy właściwe, bądź jako nazwy pozorne. Pierwszy przypadek zachodzi, jeżeli ktoś […] np. słowo „stosunek” określa tak: „przez stosunek rozumie się coś, czego niepodobna spostrzec zmysłowo, ale co można sobie myślowo przedstawić jako pewne niejako wiązadło między rzeczami, dzięki któremu np. jedna jest większa od drugiej, jedna podobna do drugiej, jedna wpływa na drugą itp.”. Pomijając mętność powyższych określeń, […] musimy stwierdzić, że tak określone słowa są nazwami właściwymi [i] powiedzenia „ist-nieją cechy”, […] „pewne przedmioty są stosunkami” będą zdaniami poprawnie zbudowanymi, sensownymi i podległymi ocenie co do prawdziwości lub fałszy-wości […]. Będą to jednak zdania fałszywe, a nazwy „cecha”, „stosunek” będą nazwami bezprzedmiotowymi […], choć właściwymi. Przy tym więc rozumieniu omawianych terminów twierdzimy po prostu, że nie istnieją cechy, stosunki, fakty, utrzymujemy po prostu, że żaden przedmiot nie jest ani cechą, ani stosunkiem, ani faktem. Ale można się też spotkać z innym rozumieniem omawianych terminów. Przy tym rozumieniu powiedzenie „stosunek braterstwa jest symetryczny” jest skrótem zastępczym zdania „jeżeli ktoś jest czyimś bratem, to ten drugi ktoś jest

8 Tekst polski jest rekonstrukcją oryginału, która powstała z przełożenia z powrotem na język polski przekładu angielskiego, dokonanego na podstawie rękopisu lub maszyno-pisu polskiego; oryginalny tekst polski zaginął.

bratem pierwszego” […]. Ogólnie, przy tym rozumieniu słowa „cecha”, „stosu-nek”, „fakt” figurują tylko w zwrotach skrótowo-zastępczych i poza nimi nie mo-gą być sensownie użyte: w szczególności nonsensem strukturalnym byłaby wszel-ka wypowiedź, gdzie […] na miejscu podmiotu lub orzeczniwszel-ka figurowałoby któ-reś z tych słów. Nonsensami przeto byłyby powiedzenia „istnieją cechy”, „pewne przedmioty są stosunkami”, podobnie jak nonsensami są powiedzenia „istnieją wobec”, „pewne przedmioty są pracuje”. Różnica w tym, że powiedzenia w rodzaju ostatnich są nonsensami jawnymi, ponieważ słowa „wobec” lub „pracu-je” nie są nazwami ani nie wyglądają na nazwy, gdy tymczasem słowa „cechy” lub „stosunki”, nie będąc nazwami, wyglądają jednak na nazwy. Są to zatem nie nazwy, lecz onomatoidy […]. Otóż przy rozumieniu słów „cecha”, „stosunek”, „fakt” jako nazw pozornych „odrzucenie wszelkich powiedzeń implikujących […], że pewne przedmioty są cechami lub stosunkami, lub faktami” nie polega na uznaniu ich za zdania fałszywe i głoszeniu ich negacji, lecz polega na likwidacji takich powiedzeń przez uznanie ich za zamaskowane nonsensy, czyli za powie-dzenia będące z pozoru tylko zdaniami i nie podlegające przeto ocenie jako praw-dziwe lub fałszywe. (Kotarbiński, 1993b, s. 140–141)

Opowiadam się za pierwszą interpretacją nazw pozornych, czyli onomatoi-dów, oraz wypowiedzi, zawierających owe onomatoidy jako składniki, a zatem za interpretacją, którą Tadeusz Kotarbiński odrzucił kilka wierszy dalej, w tym samym swym artykule. Uczynił to, ponieważ uznał, że zwolennicy takiej inter-pretacji uciekają się do mętnych określeń. Wbrew tej ujemnej ocenie przyznaję, że sam chyba bym w ten właśnie sposób wyjaśnił, jak rozumiem wyraz „stosu-nek” w wypowiedziach typu „między Janem a Piotrem zachodzi stosunek po-krewieństwa”. Otóż zwróciłbym uwagę na to, że stosunek nie jest żadną rzeczą, żadnym istniejącym przedmiotem materialnym, więc też nie jest postrzegalny za pomocą zmysłów, ale że jest czymś, co można sobie zmysłowo uprzytomnić jako pewnego rodzaju wiązadło, w tym wypadku między ludźmi lub między zwierzę-tami, a wreszcie, że całe powiedzenie zostało użyte w sposób nie dosłowny, lecz przenośny, i potrafimy je sprowadzić do formy nieprzenośnej, np. „Jan i Piotr są krewnymi”. Sformułowanie wyjściowe uznałby przeto za zastępcze, choć nie skrótowo-zastępcze, skoro okazało się dłuższe od literalnego. Zauważyłbym też, że powyższe wyjaśnienie, powtórzone za podanym przez Tadeusza Kotarbiń-skiego, nie jest w moim odczuciu bardziej „mętne” niż wersja, również Jego własna, także przenośna, wybrana przezeń dla obrony drugiego rozwiązania, które przyjął jako właściwe, mianowicie:

odrzucenie wszelkich wypowiedzi implikujących, że pewne przedmioty są ce-chami lub stosunkami, lub faktami, nie polega na uznaniu ich za fałszywe i głoszeniu ich negacji, lecz polega na likwidacji takich powiedzeń przez uznanie ich za zamaskowane nonsensy, czyli za powiedzenia będące z pozoru tylko zda-niami i nie podlegające przeto ocenie jako prawdziwe lub fałszywe. (Kotarbiński, 1993b, s. 141)

Względem tej wersji starałbym się ustalić, czy negacja w języku polskim ma wśród wielu swych funkcji semiozycznych pragmatyczną funkcję miotły do

uprzątania nonsensów. Pytanie to wysunąłbym w związku z przenośnymi sło-wami Autora „likwidacja takich powiedzeń” za pomocą ich zanegowania. Od-powiedź może pomogłaby ustalić, z jakiego powodu mamy poprawnie zbudo-wane zdania języka polskiego uznawać za powiedzenia będące z pozoru tylko zdaniami, faktycznie zaś – zamaskowanymi nonsensami.

W dokumencie View of Reism in the Eyes of Its Peers (Stron 51-55)