• Nie Znaleziono Wyników

Należy teraz zebrać syntetycznie wyniki dotychczasowych rozważań, by spróbować zarysować podstawowe zasady hermeneutyki i rozjaśnić strukturę interpretacji.

Stosunek łączący prawdę i jej sformułowanie ma więc naturę interpretacyjną.

Sformułowanie prawdy jest z jednej strony posiadaniem osobowym prawdy, z drugiej zaś -posiadaniem tego, co nieskończone. Z jednej strony, tym, co jest posiadane, jest prawda, a jest ona posiadana w jedyny sposób, w jaki ją można posiąść, czyli osobowo, do tego stopnia, że jej sformułowanie jest samą prawdą, czyli prawdą jako posiadaną i

sformułowaną osobowo. Z drugiej strony, sformułowanie prawdy jest prawdziwie jej posiadaniem, a nie prostym przybliżeniem się do niej. Prawda przebywa w jakimś jej sformułowaniu w jedyny sposób, w jaki przebywać w nim może, czyli jako niewyczerpana, do tego stopnia, że tym, co posiadane, jest bezpośrednio to, co nieskończone.

Interpretacja to w rzeczy samej jedyna forma poznania, która może dać osobowe, a przez to mnogie sformułowanie czegoś, co jedyne i niepodzielne, nie szkodząc przez to tej jedności ani nie niszcząc jej, a zarazem zdolna jest do tego, by uchwycić i objawić to, co nieskończone, nie ograniczając się do aluzji czy krążenia wokół niego, lecz wchodząc w jego prawdziwe posiadanie. Nie ma jednego adekwatnego poznania prawdy, prawda nie zamyka się też przed żadnym możliwym sposobem jej poznania. O interpretacji możemy mówić tylko wtedy, gdy prawda utożsamia się bezpośrednio ze swym sformułowaniem, ale nie jest z nim mylona, tak że zachowana zostaje wielość, i tylko wtedy, gdy prawda

zawsze pozostaje ostatecznie nieredukowalna w stosunku do swych sformułowań, nie wykraczając jednak poza nie, tak że zachowana zostaje jej obecność w nich.

Prawda jest dana tylko w jakimś swoim sformułowaniu, z którym każdorazowo się utożsamia i w którym istnieje zawsze jako niewyczerpana. Stosunek interpretacyjny między prawdą a jej sformułowaniem zanika jednak wtedy, gdy ich utożsamienie ustępuje miejsca ich pomyleniu, a relacja nieredukowalności staje się prawdziwą i właściwą

zewnętrznością, ponieważ w takich przypadkach zostaje zniesiona nierozdzielność obu terminów, w tym znaczeniu, że albo jeden wchodzi na miejsce drugiego, dążąc do

zastąpienia go, albo też oba oddzielają się od siebie i pozostają bez żadnego związku ze sobą nawzajem, z powodu niedostępności jednego z nich.

Str. 93

W pierwszym przypadku tym, czego brakuje, jest zbieżność prawdy i jej sformułowania, dzięki której w każdym sformułowaniu rozpoznaje się samą prawdę jako posiadaną

osobowo i sformułowaną historycznie, co gwarantuje zarazem jedność prawdy i wielość jej sformułowań. Jakieś sformułowanie przedstawia się jako jedyne i wyłączne, tłumiąc

wszystkie inne, czyli uznaje się za absolutne, przywłaszczając sobie tę jedność, która przynależy tylko prawdzie. W ten sposób dochodzi do mylenia dwóch terminów, w tym znaczeniu, że jakieś sformułowanie dąży raczej do zastąpienia prawdy i zajęcia jej miejsca niż do jej interpretacji i rewelacji, tak że znikają oba - zarówno zdradzona prawda, jak i jej fałszywe sformułowanie. To ostatnie, nie będąc interpretacją prawdy, lecz jej namiastką, traci całkowicie swój rewelatorski charakter i wyraża tylko samo siebie, a zatem powoduje, że zanika nie tylko wielość sformułowań, lecz także prawda w jej jedności. W przypadku drugim tak bardzo akcentuje się nieredukowalność prawdy w stosunku do jej sformułowań, że w końcu gubi się obecność prawdy w interpretacjach, którym ona podlega. Oba terminy odłączają się od siebie i zamykają się we wzajemnej zewnętrzności, która powoduje ich wzajemne oddalanie i utratę jakiejkolwiek relacji między nimi; prawda zastyga w jakiejś ponadhistorycznej niedostępności, gdzie pozostaje niewypowiadalna i nieprzedstawialna, w obliczu zaś tej niewypowiadalności wszystkie sformułowania okazują się nieuchronnie tak samo nieadekwatne i równie niewystarczające, do tego stopnia, że nie sposób już odróżnić ich od sformułowań błędnych, mylnych i niewiernych, a w konsekwencji odróżnić prawdę od fałszu. W ten sposób interpretacja, pozbawiona swego rewelatorskiego

charakteru, zanika, rozmywa się też sama transcendencja tego, co prawdziwe, zagubiona w mglistości tego, co niewypowiadalne.

Tymczasem, jak widzieliśmy, zachodzący w interpretacji stosunek prawdy i jej

sformułowania jest stosunkiem tożsamości i zarazem nieredukowalności prawdy do jej sformułowań, które znajdują się w doskonałej równowadze. Z jednej strony prawda utożsamia się ze swym sformułowaniem tak, że pozwala mu posiąść siebie w sposób rewelatorski, lecz nie zezwala mu na to, by przedstawiało się wyłączne i pełne, czy wręcz jedyne i ostateczne. W takim przypadku bowiem sformułowanie to nie byłoby już

interpretacją, lecz namiastką prawdy, czyli jednym z tylu historycznych sformułowań, które dążą do absolutyzacji siebie i do zajęcia miejsca prawdy samej. Z drugiej strony prawda jest zawsze transcendentna w stosunku do swego sformułowania, lecz tylko w taki sposób, że wymaga wielości sformułowań i dopuszcza ją, nie zaś w znaczeniu jej absolutnej niewypowiadalności, w obliczu której wszystkie sformułowania byłyby,

nieuchronnie i fatalnie, w równym stopniu nieadekwatne i pozbawione znaczenia, dzieląc pełną rezygnacji równoważność i obojętność.

Str. 94

Należałoby pogłębić jeszcze osobowy charakter interpretacji i transcendencję prawdy, które otwierają bogate pole problemowe - w tym miejscu wystarczy tylko skrótowo je zarysować.

KONSEKWENCJE OSOBOWEGO CHARAKTERU INTERPRETACJI

Stwierdzić, że każda perspektywa jest zawsze osobowym posiadaniem prawdy, czyli prawdą jako osobowo sformułowaną, znaczy przyznać, że w interpretacji osoba występuje nade wszystko jako droga dostępu i organ poznania, jako narzędzie organizacji i czuła antena, jako rewelatorskie światło i środek służący wnikaniu. W tym znaczeniu

interpretacja nie dołącza do prawdy niczego zewnętrznego i niczego, co już by do niej nie przynależało, ponieważ jej zadaniem jest objawianie prawdy, posiadanie jej, a nawet bycie nią. Nie znaczy to bynajmniej, że interpretacja nie jest procesem wymagającym wielkiej aktywności i czynnego zaangażowania. Jest tak dlatego, że właśnie w interpretacji do osoby należy podejmowanie inicjatywy, w nie mniejszym stopniu niż pełnienie roli

narzędzia, gdyż to od wolności osoby zależy, czy swą własną historyczną jednostkowość uczyni więzieniem i przeszkodą na drodze poznania prawdy, czy też potężnym

narzędziem służącym naświetlaniu jej i ujawnianiu. Jest tak także i dlatego, że formułowanie prawdy wymaga sprawnego i bardzo intensywnego wdrażania produktywności, nastawionego na wynajdywanie i przedstawianie projektów,

weryfikowanie ich zgodności, nadawanie im spójności i struktury, aż do scementowania osobowego posiadania prawdy w formę organiczną i żywą, zdolną do własnych

oddziaływań, obdarzoną odrębnym życiem, inspirującą dalszy rozwój. Lecz sensem całej tej działalności wolnej i pilnej jest po prostu słuchanie, ponieważ prawda nie jest czymś, co człowiek wymyśla bądź wytwarza, czy też czymś, co w ogólności mogłoby zostać

wymyślone bądź wytworzone. Prawda wymaga tego, by jej pozwolić być, nie zaś usiłować ją wymyślać, a jeśli osoba czyni siebie narzędziem jej rewelacji, to przede wszystkim dlatego, że udaje się jej być miejscem nadejścia prawdy.

Oczywiście, osobowość może być przeszkodą na drodze wgłębiania się w prawdę, w tej mierze, w której zamyka się w zwykłej czasowości i troszczy się bardziej o wyrażanie siebie samej niż o uchwytywanie prawdy. Prawda wówczas umyka, zlekceważona i

zaciemniona, lecz słabnie też osoba, zdegradowana do statusu wytworu swego czasu i nierozumiejąca siebie samej.

Str. 95

Interpretacja jest więc takim typem poznania, który jest wewnętrznie ukonstytuowany przez nieustanne ryzyko porażki i w którym rewelacja jest zwycięstwem nad zawsze aktualnym niebezpieczeństwem zakrycia prawdy. Ta niestabilność interpretacji nie wynika z jej charakteru osobowego ani też z wielości, które są raczej bogactwem niż

niedoskonałością, lecz z wyboru, wynikającego z samej wolności przynależnej osobie:

może ona uczynić siebie ciasnym więzieniem, zamkniętym na nadejście prawdy, lub też przestronnym otwarciem na jej rewelację. Prawdą jest jednak, że gdy osoba wybiera bycie ścieżką prowadzącą ku prawdzie, nie ma żadnego poznawczego narzędzia, które byłoby tak samo precyzyjne, przenikliwe, pewne. W istocie interpretacji znajduje się źródłowe i głębokie pęknięcie, które powoduje, że to, co jest jej warunkiem, może też stać się jej ograniczeniem, i tym bardziej może sprzyjać ona powodzeniu interpretacji i dojściu do prawdy, im bardziej ciąży na niej możliwość popadnięcia w fałsz i ryzyko błędu. Jest tak do tego stopnia, że groźba błędu jest tym większa, im bliżej jest prawda, natomiast z

najpełniejszym zdobyciem prawdy jest nieuchronnie związana możliwość błędu, tym głębszego i bardziej prowadzącego na manowce, co dowodzi prawdziwości powiedzenia Heideggera: „Wer gross denkt, must gross irren”.

W tym znaczeniu pojęcie interpretacji jest jedynym pojęciem zdolnym połączyć prawdę i historię, nie redukując jednej do drugiej ani nie poświęcając jednej na rzecz drugiej, co znaczyłoby utratę obydwu. Zdarza się tak wtedy, gdy zbytnia dbałość o jedność prawdy prowadzi do zlekceważenia różnorodności i zmienności sytuacji historycznych lub gdy z troski o zrozumienie wielu historycznych sformułowań odrzuca się istnienie błędu, rozpraszając w ten sposób prawdę w historii. W szczególności pojęcie interpretacji, stanowiąc jednocześnie i nierozłącznie potwierdzenie zarazem oryginalnej i źródłowej jedności prawdy oraz istotowej i konstytutywnej mnogości jej sformułowań, pozwala

uniknąć historycznego indyferentyzmu, ponieważ utrzymuje rozróżnienie na prawdę i fałsz w samym geście, którym przyznaje historii jej prawa i uznaje ją za drogę prowadzącą do prawdy. Historyczny indyferentyzm rodzi się wraz z powiedzeniem: „Veritas filia temporis”, które wyklucza błąd - skoro w dziejach wszystko jest w równym stopniu wyrazem swego czasu - a tym samym likwiduje prawdę. Jednak jeśli przyjrzeć się temu uważnie, nie można stwierdzić, że czas wytwarza prawdę, lecz tylko, że jej sprzyja, wspiera i ułatwia historyczne zdarzenie, gdyż, jak powiada Milton: „Czas nie jest ojcem, lecz akuszerem

prawdy” („The midwife rather then the mother of Truth”). Taka jest właśnie treść pojęcia interpretacji, która jawi się jako jedyny sposób pogodzenia wielości prawd historycznych z rozróżnieniem na prawdę i fałsz.

Ideałem interpretacji nie jest więc charakter bezosobowy, który wprost pozbawiłby ją jej organu; w celu uchwycenia prawdy, interpretacja nie dysponuje bowiem innym środkiem niż pogłębienie osoby w jej historycznej substancji.

Str. 96

Zrozumienie czasu i posiadanie tego, co prawdziwe, uświadomienie sobie sytuacji i wniknięcie w prawdę, samoświadomość i rewelacja bytu postępują razem i warunkują się nawzajem. Gdy chodzi o prawdę, roszczenia do „obiektywności” właściwej nauce oraz deklarowanie „neutralności” wiedzy nie mają sensu. Poznanie prawdy, podobnie jak interpretacja, jest zawsze wystawione na ryzyko, gdyż wymaga osobistego wyboru i zajęcia jakiegoś stanowiska. Taka jest najbardziej oczywista i uderzająca konsekwencja faktu, że prawda jest dostępna tylko z wnętrza jakiejś poszczególnej perspektywy, a posiada się ją tylko jako osobowo sformułowaną. Nie można poznać i posiadać prawdy, nie angażując się, nie podejmując decyzji, nie narażając się osobiście. Taka sytuacja ma miejsce nie tylko w filozofii pojętej jako formułowanie prawdy, lecz także w każdej

poszczególnej perspektywie godnej tego miana, choćby najskromniejszej i najmniej znaczącej, ponieważ w każdy proces hermeneutyczny zawsze zaangażowana jest prawda, a nawet najdrobniejszy akt interpretacji ma ze swej natury ontologiczne odniesienie.

Lecz jeśli jest rzeczą prawdziwą, że prawda otwiera się tylko z wnętrza jakiejś pojedynczej perspektywy, a uchwycić ją można tylko z osobowego i konkretnego punktu widzenia, rzeczą nie mniej prawdziwą jest, że tylko z osobowego i konkretnego punktu widzenia można rozpatrywać jakąś perspektywę jako osobowe posiadanie prawdy, a zatem także zrozumieć jakikolwiek punkt widzenia. Znaczy to, że ryzykowne jest nie tylko osobowe formułowanie prawdy, lecz także komunikacja między licznymi i różnymi jej

sformułowaniami, ponieważ tylko jeśli posiada się prawdę w sformułowaniu własnym, można pojąć, jak może się ona jawić w jakimś innym sformułowaniu. Aby zrozumieć jakieś stanowisko, należy już mieć stanowisko własne lub je sformułować, jakakolwiek zaś interpretacja może być zrozumiana tylko przez inną interpretację, tak że tylko ten, kto ma jakąś własną filozofię, może znaleźć drogę dostępu do filozofii wyznawanej przez inną osobę, a mówiąc ogólnie, tylko ten, kto jest filozofem, może pojąć filozofię, czy też, wyrażając się jeszcze dobitniej, tylko filozofia może pojąć filozofię. I podobnie, tylko ktoś,

kto wyznaje jakąś religię, może zrozumieć religię inną, tylko osoba religijna jest zdolna pojąć doświadczenie religijne, i tak dalej. Założenie to godzi w sposób ewidentny w jeden z najgłębiej zakorzenionych i najbardziej uporczywie się utrzymujących stereotypów współczesnej kultury, ten mianowicie, który nie tylko sprowadził wszelką wiedzę do historii, lecz także wyniósł do roli ideału intelektualnego historyczny model poznania, który dzięki

„historycznej obiektywności” powinien rozumieć bez osądzania, pojmować bez

kwestionowania, przyjmować bez zajmowania jakiegokolwiek stanowiska, czyli ostatecznie porzucić jakiekolwiek zainteresowanie dla prawdy.

Str. 97

Jakieś sformułowanie prawdy, dzięki swemu interpretacyjnemu charakterowi, pozwala się zakomunikować tylko dzięki sympatii, odpowiadaniu sobie, pokrewieństwu z wyboru. Nie może ono opierać się na jakimś domniemanym uniwersalizmie, jak uniwersalizm jakiegoś założonego z góry bezosobowego rozumu czy uniwersalizm jakiejś historycznie danej wspólnoty, lecz tylko na jednoczącej i promieniującej mocy prawdy, która zaznacza swą wartość wewnątrz każdej poszczególnej perspektywy, bardziej jako wezwanie kierowane do wolności niż jako przymus oczywistości, raczej jako żądanie wspólnotowości i dialogu niż jako cześć dla przyjmowanych nawykowo konwencji. Nie chodzi zatem o jakąś

istniejącą już wcześniej uniwersalność, lecz o uniwersalność do ustanowienia, taką zatem, która może utworzyć się tylko wtedy, gdy powstanie wspólnota osób bliskich sobie i powiązanych tą samą interpretacją prawdy, a dzięki temu zdolnych do wzajemnego zrozumienia i komunikacji.

Stąd wypływa ustanawiający i innowacyjny charakter interpretacji, której nie udałoby się wprowadzić jakiejkolwiek zmiany do danych okoliczności ani tym bardziej otworzyć jakiejś epoki, gdyby ograniczała się jedynie do dawania wyrazu swemu czasowi i do bycia

świadomością historyczną. Udaje się jej to natomiast tylko o tyle, o ile jest horyzontem otwartym na bycie i rewelacją prawdy, oferując w ten sposób współczesnemu światu, ogarniętemu przez kult aktywizmu i praktyczności, przykład takiego poznania, które ze swej natury ma zdolność inicjatywy i potencjał transformacyjny, a ma go w stopniu tym większym, im bardziej zachowuje swój teoretyczny charakter i im mniej rozprasza się w zwykłej praktyce. Interpretacja ma bowiem charakter kontemplacyjny, lecz nie ma on nic wspólnego z biernością, cechującą prostą świadomość przeszłości i zwykłe wyrażanie teraźniejszości, ale w rzeczywistym sensie rewelacji prawdy, która jest samym źródłem odnowy i zasadą wszelkiej transformacji, znajduje się poza jałowym i podrzędnym

przeciwstawieniem teorii i praktyki, opiera się sztucznemu i wtórnemu rozpuszczeniu teorii

w praktyce, jest otwarciem raczej niż zamknięciem historii, nie tyle idzie za czasem, ile nim powoduje, nie tyle ilustruje konteksty, ile raczej je prowokuje.

KONSEKWENCJE NIEREDUKOWALNOŚCI PRAWDY

Co do nieredukowalności prawdy, obecnej w poszczególnych sformułowaniach, to należy zauważyć, że nie byłoby miejsca na interpretację, gdyby prawda była albo całkiem ukryta, albo w pełni jawna. Zarówno bowiem całkowite zakrycie, jak i pełne wyjaśnienie prawdy byłoby jej zatajeniem, skutkowałoby bądź jej uwięzieniem w definicji sprzyjającej raczej jej wypaczeniu niż rozjaśnieniu, bądź też zniknięciem w niewyrażalności nie mniej fałszującej niż jakakolwiek ostateczna definicja.

Str. 98

Rewelacja zakłada nierozłączność ujawnienia i utajenia, ponieważ w ciemności tak głębokiej, że pozbawionej choćby nikłego przebłysku światła, nie mógłby rozpocząć się proces iluminacji. Z kolei w oczywistości tak jasnej, że niepozostawiającej najmniejszego choćby miejsca dla jakiejkolwiek tajemnicy, źródłowy charakter prawdy jako

niewyczerpanego początku uległby zatraceniu. Całkowita skrytość, która pozwalałaby przemówić tylko ciszy, prawdzie zaś przyznawałaby jedynie niewyrażalność, osunęłaby się w jeszcze głębszą tajemniczość i otwarłaby drogę znacznie bardziej niepohamowanemu i arbitralnemu ruchowi symboli. Pełne odtajnienie, kulminujące we „wszystko powiedziane” i żądające dla prawdy ostatecznej oczywistości, zapoznałoby owo niejawne, będące

źródłem nowego, i osiadłoby ostatecznie w uprzedmiotowionej jednoznaczności

wypowiedzi. Z jednej strony więc mamy kult tajemnicy, prowadzący aż do Schwärmerei, czyli celowego zdania się na najbardziej fantastyczną mitologię, ponieważ przepastne milczenie i noce bez dna to fałszywe bogactwo, które - odmiennie niż Augustyniańskie canorum et facundum silentium veritatis - odnajduje swe miejsce tylko w mglistości arbitralnych i niejasnych aluzji. Z drugiej strony dostajemy kult oczywistości sięgający aż do przesądu, czyli wynoszenia jasności dla niej samej, innymi słowy wiodący wprost do idolatrii, gdyż słowo, w którym powiedziane jest wszystko, które jest pozbawione głębi i niepomne na to, co nie wprost dane, jest najuboższe, a uznanie go za rewelatorskie, czyli za siedlisko prawdy, znaczyłoby, że ceni się je bardziej, niż na to zasługuje. Po jednej stronie zatem: głębia pozbawiona jasności, po drugiej - jasność pozbawiona głębi; i to, i to jest wypaczeniem, gdyż i tu, i tu widoczny jest brak wiedzy o istocie interpretacji oraz ufność już to w irracjonalizm absolutnej niewyrażalności i arbitralnej aluzyjności szyfru, już

to w racjonalizm pełnego wypowiedzenia i przedmiotową komunikowalność tego, co jawne.

Jednak nierozdzielność ujawnienia i utajenia odnajduje całe swoje hermeneutyczne znaczenie wtedy tylko, gdy jest traktowana jako właściwa podstawa niewyczerpalności bytu i gdy pociąga za sobą radykalne rozróżnienie na to, co niejawne, i to, co domyślne. Z jednej strony mrok, od którego bierze początek proces iluminacji, nie jest brakiem światła, lecz jego obfitością, jest to obfitość samego światła, które o tyle, o ile jest źródłem

widzenia, usuwa się z pola widzenia, a nawet im bardziej się z niego usuwa, czy wręcz oślepia, tym intensywniej oświeca. Z drugiej strony oczywistość, której zwieńczeniem jest iluminacja, nie jest stłumieniem tego, co niejawne, lecz jego siedzibą, a nawet ochroną, nie tak, jak to, co po prostu domyślne, i co można łatwo wydobyć i wyjaśnić, lecz jako to, co nie-powiedziane, w którym właśnie spoczywa sens powiedzianego.

Str. 99

Jeśli prawda się wycofuje, czyni to tylko po to, by się ukazywać, nie tyle zresztą się wycofuje, ile się powstrzymuje. Nie skrywa się po to, by zniknąć, już raczej skupia się, by pełniej się objawić. Nie cechuje jej skąpstwo, zazdrosne o własne tajemnice, lecz hojność obietnicy i wezwania, co jest bardziej oznaką jej pełni niż nieobecności. Fundamentem transcendencji prawdy jest jej niewyczerpalność, a nie niewyrażalność, bogactwo, a nie ubóstwo; tym, co źródłowe, jest pozytywność, a wszelka negatywność to zdrada, upadek, zapomnienie. Twierdzić, że w swym własnym sformułowaniu prawda zawiera się

źródłowo, to tyle, co powiedzieć, że oddziałuje ona, wycofując się, i wycofuje, oddziałując;

jej transcendencja jest nie tyle negatywną i ironiczną możliwością uwolnienia się od swych sformułowań, porzucenia ich wszystkich i przezwyciężenia w celu schronienia się w jakąś odległą i mroczną bezkształtność, ile raczej wolną i produktywną możliwością wcielania się w formy wciąż nowe, z niewyczerpalną obfitością, dzięki której nie przestaje utożsamiać się za każdym razem z każdą z nich, podtrzymując je jednak i wszystkie je przekraczając.

Jest to przeciwny biegun kultu niewyrażalności znamiennego dla ontologii negatywnej, która niesie w sobie, jako konieczną konsekwencję, pochwałę milczenia, gloryfikację nocy, egzaltację nicością, która, bardziej konkretnie, równa się historycznemu indyferentyzmowi, prymatowi sfery praktycznej, praktykowaniu negacji, w sumie - sceptycznemu

relatywizmowi, rewolucyjnej praxis, radykalnemu nihilizmowi, które ściśle są ze sobą powiązane tym, że ich wspólnym źródłem jest dyskurs niewyrażalności.

Tym, co konstytutywne dla interpretacji, jest więc różnica między nie wprost powiedzianym a domyślnym. Domyślne to margines, chwilowy brak w doskonałości poznania, który sam

domaga się swego własnego stłumienia i ze swej istoty skazany jest na zniknięcie w

domaga się swego własnego stłumienia i ze swej istoty skazany jest na zniknięcie w

Powiązane dokumenty