• Nie Znaleziono Wyników

Szewski gnyp daje chlyb, czyli rzemieślnicze cuda-wianki

W dokumencie Rzemiosło w przestrzeni kulturowej (Stron 123-154)

Kultura każdego narodu zawarta jest nie tylko w pielęgnowanych przez wieki obycza-jach, nie tylko w tej sławetnej i uświęconej tradycji, lecz także w języku, bowiem język jest swoistym narzędziem, dzięki któremu poznaje się otaczający świat, innych ludzi czy samego siebie. Język nie jest niezależnym bytem i chociaż podlega i własnym regułom, to zarazem jest odpowiedzią na wszechogarniającą nas rzeczywistość, a także elementem ją kształtującym, czymś, co nadaje świadomość i tożsamość jednostce, równocześnie nada-jąc tożsamość i świadomość społeczeństwu. Dzięki językowi wyrażamy przekonania, po-glądy, swoje emocje, wiedzę, nawet stany fizjologiczne. Kontekst społeczny wywołuje spe-cyficzną konstelację stanów motywacyjnych oraz reprezentacji poznawczych, których eks-presja w działaniu uwzględnia kolejne zachowania innych ludzi oraz konkretne elementy sytuacji333. Kiedy porównujemy język do narzędzi, mamy tu na myśli pewne specyficzne traktowanie słów: czasowników, przymiotników, przysłówków i rzeczowników tak, jak traktuje się narzędzia – młotek stolarski, cęgi kowalskie, kielnię czy piłę. Te przedmioty nie są tylko wytworem ludzkich rąk, przede wszystkim stanowią owoc naszej wiedzy technicznej i jednocześnie tę właśnie wiedzę reprezentują. Jest to wiedza o najlepszym dopasowaniu narzędzi do zadania, jakie ma być wykonane. W tym sensie słowa zawierają kulturową wiedzę o ich najlepszym dopasowaniu, co należy rozumieć jako dopasowanie intencji i jej odbioru334. Język nie istnieje w oderwaniu od społeczności, która się nim po-sługuje, co oznacza, że jednostkowy użytkownik nie ma na tyle mocy sprawczej, by uzur-pować sobie prymat nad społecznością, nad użyciem zbiorowym. Można by się pokusić o stwierdzenie, że język wyznacza granice i wytycza zarys całego ludzkiego poznania.

Nie umiemy myśleć bez słów, a więc każdy, kto poznaje nowy język, równolegle odkrywa

333 Adamska K., Język jako narzędzie poznania i komunikacji, Acta Universitatis Lodziensis Folia Psychologica 17, 2003, s. 22.

334 Ibidem, s. 23.

nowe światy, towarzyszą mu nowe emocje, nowe doświadczenia, a przede wszystkim – nowa rzeczywistość. Zatem język determinuje obraz świata.

W przypadku języka narodowego reprezentowany jest sobie tylko właściwy obraz świa-ta, gdyż kiedy łącznie rozważamy naród i język, wówczas pierwotny charakter tego ostat-niego stapia się w jedno z charakterem nabytym od narodu.335 Więc w momencie, gdy badamy jakieś języki, zarazem poznajemy światopoglądy, czyli coś, co jest przyrodzone poszczególnym nacjom albo grupom, a stosując język jako narzędzie komunikacji – opi-sujemy społeczność, która danym językiem się posługuje. Leo Weisgerber pisał, że każdy język jest jakimś sposobem dojścia do świata; każda wspólnota językowa tworzona jest przez wspólny obraz świata zawarty w języku ojczystym336. W jego rozumieniu istota ję-zykowego obrazu świata polega na tym, żeby zbadać i określić, jakie treści poznawcze, jaka wiedza i  doświadczenie oraz wartościowanie ujmowanej poznawczo rzeczywistości jest zmagazynowane w języku, przezeń przenoszone i przekazywane przyszłym pokoleniom337. A więc jesteśmy obarczeni dziedziczeniem, obciążeni tradycją stworzoną przez naszych antenatów, wnosząc wciąż i swoją cząstkę w ten kulturowy system kreacji.

Świat, dzięki językowi postrzeganemu jako środek ekspresji, budowany jest w oparciu o zwyczaje językowe danej grupy. Widzimy, słyszymy i w ogóle doświadczamy, tak jak doświadczaliśmy w dużej mierze dlatego, że zwyczaje językowe naszej społeczności prefe-rują pewne wybory interpretacyjne338. Relewantnymi dla językowego obrazu świata są tak zwane dane przyjęzykowe, czyli dokumentacja mitów, zrytualizowanych zachowań i syste-mów wartości339. Można więc powiedzieć, że do zbioru kulturowego obrazu świata należą nie tylko takie elementy, jak językowy obraz świata, ale i sam język, a także pozostałe sys-temy znakowe, czyli mimika, gesty, zachowanie i naukowe, ideologiczne, religijne, gospo-darcze czy ekonomiczne i tym podobne komponenty globalnego obrazu świata340. Oznacza to, że język rzemiosła jako grupy społecznej wraz z jej obyczajowością, dziedzictwem i kulturą jest jednym z filarów kultury sensu largo. Cywilizacji.

335 Humboldt von H., O myśli i mowie. Wybór pism z teorii poznania, filozofii dziejów i filozofii języka, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002, s. 261.

336 Anusiewicz J., Problematyka językowego obrazu świata w poglądach niektórych językoznawców i filozofów nie-mieckich XX wieku, w: Bartmiński J. (red.), Językowy obraz świata, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 1990, s. 281.

337 Ibidem, s. 281–282.

338 Sapir E., Status lingwistyki jako nauki, w: idem, Kultura, język, osobowość, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978, s. 89.

339 Bartmiński J., Lubelska etnolingwistyka, „Analekta”, R. XI, 2002, z. 1–2, s. 38.

340 Anusiewicz J., Dąbrowska A., Fleischer M., Językowy obraz świata i kultura, w: Dąbrowska A., Anusiewicz J., Językowy obraz świata, „Język a Kultura”, t. 13, Wrocław 2000, s. 11–44.

Rzemiosło stanowi istotny element otaczającej człowieka rzeczywistości, a potwier-dzenie tej tezy można znaleźć w różnorodnych zjawiskach językowych, z jakimi na co dzień mimowolnie się stykamy. Ze względu na swoją interdyscyplinarność – rzemieśl-nikami są przedsiębiorcy dostarczający konkretne towary: garnki, ubrania, biżuterię czy buty, jak również rzemieślnikami są przedsiębiorcy realizujący konkretne usługi: strzyże-nie, naprawa samochodów, wykonanie mebli, remontowanie budynków – rzemiosło wy-warło gigantyczny wpływ na język i nie chodzi tu jedynie o nazewnictwo poszczególnych zawodów lub osób je wykonujących, lecz także o warstwę metaforyczną i metonimiczną.

Najczęściej rzemiosło obecne jest w najprzeróżniejszych związkach frazeologicznych.

Najwięcej z nich dotyczy szewca, zawodu współcześnie wymierającego, potem kolejno mamy kowali, młynarzy, rzeźników, krawców, następnie cieśli, złotników, kominiarzy, zdunów, piekarzy, garncarzy. Dalej są i kuśnierze, i balwierze, cyrulicy, tkacze i piwowa-rzy, szklarze, tracze, stolarze, bednarze, garbarze i krupiarze, smolarze i szlifiei piwowa-rzy, ślusa-rze i miotlaślusa-rze. Na podstawie analizy tych frazeologizmów można śmiało stwierdzić, że dzięki tym wyrażeniom przede wszystkim obrazujemy sobie, jakie to zawodowe czyn-ności wykonywali owi rzemieślnicy, a zarazem – jakie były efekty ich pracy. O szewcu mówi się, że nie chwalą szewca, który wielki but na małą stopę robi341. Poza tym wśród przysłów widać wyraźną specjalizację w obrębie rzemiosła – inszy szwiec, inszy kuśnierz, choć obadwa ze skóry, tamten rzemieniem, a ten futry łata dziury342. Wszyscy przecież wiemy, że kowal żelazo kuje, a kując zostaje się kowalem343 (zatem jakżeż ważna jest na-uka w rzemiośle i jak bardzo wymaga systematyczności), nie mówiąc już o tym, że z ka-mienia i dobry kowal nie wykuje344, lecz co tu się dziwić, skoro z pustego w próżne to i sam Salomon nie dał rady…

Naród rzemieślniczy to naród wielce przemyślny i mądry, którego fachowość się ceni, bo kto by chciał po mądrym cieśli pociesywać345. Zresztą lepsze zrobi płótno dobry tkacz na złym warsztacie, niżeli zły na dobrym346, ale wiadomo – jaki rzemieślnik, taka robota347. Trzeba jednak pamiętać, że dobry rzemieślnik roboty się swojej nie wstydzi348, bo mistrza

341 Krzyżanowski J. (red.), Nowa księga przysłów i wyrażeń przysłowiowych polskich, t. III, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1969–72, s. 393.

342 Ibidem, t. III, s. 392.

dobrego i z małej sztuki poznać349. Od partaczy Boże chroń! Z dzieła się mistrza poznaje350, a każdy w rzemiośle swym biegły351 i każdemu w swym rzemiośle wierzyć trzeba352, ale naj-pierw prawdziwego majstra trzeba znaleźć. Po naj-pierwsze, dobry rzemieślnik leda z czego uczyni co dobrego353. Po drugie, dobry rzemieślnik mało ucinków czyni354, powierzonego materiału nie psuje i nie marnuje, a po trzecie – rzemieślnik dobry na swym zdaniu po-przestaje355, bo wiedzę i biegłość ma, innych pytać o zdanie nie musi, sam wie, doradców mu nie trzeba. Ale nie byłoby dobrego, nie bywszy partacza356. Jak który narzędzi nie ma swoich, to już podejrzana sprawa, bo głupim jest majster bez narzędzi357, a wiadomo – żołnierz bez broni, rzemieślnik bez narzędzi, uczeń bez książki nic nie wskórają358. Zresztą, na to kowal ma kleszcze, żeby sobie rąk nie poparzył359. Szanują swój warsztat, szwiec skóry, a krawiec igły pilnuje360. Zazwyczaj taki oberwaniec, co się śmie rzemieślnikiem mienić, miele językiem jak w żarnach361, nic tylko kręci się jak w kołowrotku362, a końca roboty jak nie było widać, tak nie widać dalej, aż strach! Przy tym cwaniaczek cały czas twierdzi, że na wszystkim się zna, tylko partaczem taki rzemieślnik, który wiele rzemiosł umie363, gdyż siedm rzemiosł czternaście nieszczęść364, szkodę tylko przyniesie i większe-go bii większe-gosu narobi, jakby tei większe-go było mało. Lichy majster niech psu buty robi365! Wiemy, że każdy piwowar piwo swoje chwali366, ale istnieją pewne granice przyzwoitości, w końcu nie z każdej gliny garncarz garnek ulepi367, więc i z takowego nic nie będzie, wszystko mu przeszkadza, przecież złemu rzemieślnikowi abo robotnikowi każde naczynie złe368. Do za-bicia komara nie trzeba młota ciesielskiego369, po co tu cudować. Na robotę taki ani chybi

349 Ibidem, t. III, s. 495.

bardzo się spieszy, że jak koza do rzeźnika idzie370, lecz gdy mowa o zapłacie, to cieszy się jak szklarz na grad371. Boże broń przed zapłatą, chcesz skórę zanieść do garbarza, podczas gdy niedźwiedź jeszcze w lesie372? Ile cierpliwości wtedy trzeba, ale cóż, i dekarzowi ciężko do nieba się dostać373… Och, taki z niego tkacz, jak z rabina tracz374. Idźże precz, ty sicia-rzu z Biłgoraja375, idźże do kowala i daj się podkuć376! I pieniądze tylko stracone, w błoto na lebiegę wyrzucone. Przepadło! No cóż, trzeba poprawiać, w końcu nie majster ten, co zaczął, ale ten, co skończył377, chociaż najlepszemu piekarzowi czasem chleb się nie uda378, na szczęście bardzo rzadko, sporadyczne przypadki. Rzemiosło ma złote dno379, bo kto ma w ręku rzemiosło i niepusto w główce, obejdzie świat o złotówce380. Znamy przecie starą prawdę, że chłop rolą, kupiec zyskiem, rzemieślnik robotą żyje381, przecież wieśniak pragnie pola, szlachcic godności, żołnierz wojny, kupiec pieniędzy, gospodarz pokoju, rzemieślnik roboty, malarz piękności, a kobieta całego świata382. Nie bierze się ten fakt znikąd, gdyż pracowite rzemiosło, ale też zyskowne383. Dzięki temu panna na wydaniu śmiało może rzec, że nie chcę ja pisarza ani studenta, wolę ja rzeźnika, co wozi cielęta384. Jak taka będzie kuć żelazo, póki gorące385 i chłopca przy sobie utrzyma, będzie syta jak młynarska kura386. Tylko trzymajmy kciuki i za niego, żeby ładna ta pannica była, bo jak żona szpetna, to jakby kowadła liznął387. Teoretycznie zawsze do roboty może uciec, człowiek wszak su-mienny i pracowity, kowala od kleszczów, a zduna od garnców trudno odwieść388, ale nie-chże jakieś pocieszenie ma, chociaż kto młotem kuje, cepa nie potrzebuje389. I pamiętajmy jedno – Bóg najlepszy rzemieślnik390!

370 Ibidem, t. I, s. 805.

385 Skorupka S., Słownik frazeologiczny języka polskiego, t. II, Wiedza Powszechna, Warszawa 1968, s. 894.

386 Krzyżanowski J. (red.), op. cit., t. III, s. 367.

387 Ibidem, t. III, s. 955.

388 Ibidem, t. II, s. 172.

389 Ibidem, t. II, s. 508.

390 Ibidem, t. I, s. 150.

W  dawnej Polsce znajomość terminologii rzemieślniczej przechodziła z  ojca na syna. Specyficzne położenie naszego kraju – na przecięciu się dwóch niezwykle waż-nych szlaków handlowych, które łączyły południe Europy z północą, a wschód Starego Kontynentu z zachodem – nie tylko wywarło ogromny wpływ na rozwój podstawowych dziedzin ludzkiej wytwórczości, lecz i na słownictwo odnoszące się do narzędzi używa-nych przy produkcji. W tych najstarszych dyscyplinach rzemiosła, takich jak tkactwo, hutnictwo czy ciesielstwo, bardzo często funkcjonują jeszcze określenia rdzennie polskie, pochodzące sprzed wykształcenia się państwowości. Jednak wraz z rozwojem rzemiosła, a następnie przemysłu, szczególnie w okresie narodzin cechów, potem w dobie zaborów, do języka rzemieślniczego zaczęły przenikać nazwy obce, które niekiedy tu i ówdzie wy-parły typowo polskie słownictwo. Te naleciałości wbrew pozorom funkcjonują do dziś, zwłaszcza wśród starszych pokoleń rzemieślników, chociaż dla młodzieży, ich następ-ców, są coraz mniej zrozumiałe i nie dziwi fakt, że coraz szybciej odchodzą w niepamięć.

Średniowieczne lokowanie miast na prawie niemieckim wraz z równoległym napły-wem na ziemie polskie przybyszów z  obcych krajów, a  szczególnie właśnie ludności pochodzenia niemieckiego, odcisnęły trwałe piętno – w tym pozytywnym sensie – na rozwoju rodzimego systemu cechowego. Przejawem tego było chociażby wykształcenie się swoistej terminologii rzemieślniczej, która pełnymi garściami czerpała ze zdobyczy myśli technicznej naszych pobratymców zza zachodniej granicy. Z  czasem w  drodze ewolucji cechy niejako oderwały się od wzorców zagranicznych, ulegając metamorfozie z gruntu polskiej, dostosowanej do specyfiki ojczystej wewnętrznej koncepcji politycz-nej, gospodarki, mentalności czy obyczajów, co nie oznacza, że główne idee rzemiosła nie zostały jednak zachowane w zgodzie ze średniowiecznymi uniwersaliami. Ordynacje cechowe bądź przywileje królewskie podkreślały ich swoiste samostanowienie, lecz przez ten czas sam język tych aktów prawnych, pełen zapożyczeń, okazał się o wiele trwalszy niźli same więzi z druhami z Europy Zachodniej. Mimo iż z biegiem lat bractwa cechowe na swój sposób usamodzielniły się i stworzyły własny model instytucjonalny, odbiega-jący od pierwowzorów europejskich, miejscy pisarze nadal posługiwali się niemczyzną, jednocześnie nieustannie zniekształcając niemieckie nazewnictwo, jak też zupełnie je zmieniając. Dzięki temu tworzyli nieprzebrane ilości słów, które określały poszczególne rzemiosła i tylko im były właściwe. Wpływ niemczyzny na rzemieślniczą terminologię był ogromny i żywy, płaszczyzna językowa była nieustannie wzbogacana o nowe kurioza i wymyślne nazewnictwo. Działo się tak w przypadku niektórych spółgłosek, jakie owi pisarze z uporem maniaka przeinaczali, np. „z” na „cz”, „f” na „w” albo „g” na „k”, wedle

własnego uznania i jak im tam było wygodniej. Z niemieckiego Kupferschlag, oznaczają-cego odłupkę od miedzi, dzięki fantazji iście ułańskiej wyszedł w finale koperszlak, a na-wet koperszal i koperzal. A co, kto pisarzowi zabroni… Z bardziej swojsko nam brzmiące-go Zange (czyli obcęgi) w finale powstało czang, czank, cank (to akurat zrozumiałe). Die Kluft – kleszcze – stały się kloftą, a der Blasebag (miech) – blozbakiem. Die Feile (pilnik, tak po prostu) otrzymał – w wyniku płomiennej pasji pisarzy do robienia po swojemu – miano wala lub fala, zależało chyba, jak wiatr zawiał.

Przekopując się przez chwilami iście piekielne czeluści Archiwum Państwowego w Lublinie, posiadającego w swych zasobach między innymi dawne miejskie księgi, in-wentarze itp., można trafić na różnego rodzaju spisy: narzędzi, instrumentów albo na-czyń rzemieślniczych, które to rzeczy wiernie służyły do wykonywania zawodu. Bogaty materjał w owych inwentarzach odnajduje nie tylko historyk kultury, lecz i językoznawca.

Bo oto exempli gratia spis rzeczy złotniczych z zachowaniem ortografji: speraczek, zeka do pręgowania, czyjazyny, stekelajzyn, czyczak, glajczajzynek, stokser, płufta, inkusek, koper-tałka, ferzeczkruba391. I tu mamy klops, bo mimo naprawdę szczerej chęci i katorżniczej pracy, porównywalnej jedynie z  samodzielną orką na ugorze, nijak się przeznaczenia i  zastosowania niektórych ustalić nie da, nawet potwierdzić przybliżonego znaczenia w dostępnych współcześnie słownikach. Niekiedy naprawdę trudno jest odcyfrować ich etymologię. Dotyczy to także analizy porównawczej ze słownikami staropolszczyzny, nie zawsze uwzględniającej cudzoziemskie naleciałości, jakie na przestrzeni wieków przy-swoiło sobie polskie rzemiosło.

W lubelskiej branży złotniczej używano też ambusów (ambosów), czyli kowadeł, ponadto korzystano z anki (lub też hanki), innymi słowy – stalowych płytek, które posia-dały wiele otworów o stopniowanym rozmiarze średnic. Dzięki temu łatwiej profilowano kształt pełnej półkuli o idealnie gładkiej powierzchni. Dowcip polega na tym, że ambos był też kowadełkiem zegarmistrzowskim, ale równocześnie tym mianem określano żelaz-ko szewskie do rozprowadzania wosku po krawędziach podeszwy392. Przyrząd o „słodko”

dla ucha brzmiącej nazwie becharaisin (beharajzyn) miał zastosowanie przy produkcji kielichów, a cyban (vel cybank) do wyrobu drutów393. Bywa, że pisarze to cudo nazy-wają czybangiem alias czyczangiem. Pertragiery służyły do wyzłacania, czyli pokrywania przedmiotu warstwą złota bądź nadawania mu złotego odcienia lub blasku. Nietrudno

391 Riabinin J., Materjały do monografii Lublina. Lublin w  księgach wójtowsko-ławniczych XVII–XVIII wieku, Magistrat m. Lublin, Lublin 1928, s. 13.

392 Kuroń H., Słownik rzemieślniczy, Wydawnictwo Przemysłu Lekkiego i Spożywczego, Warszawa 1963, s. 112.

393 Riabinin J., Z lubelskiej terminologii rzemieślniczej, „Głos Lubelski”, Lublin 1937, s. 6.

domyślić się znaczenia słowa polerajza, rychtor albo nitajza. Rychtorem można było coś

„zrychtować”, zatem chyba to było jakieś magiczne instrumentum, dzięki któremu moż-na było zrobić praktycznie wszystko. Albo prawie wszystko. Tak mniemam. Polerajza natomiast znaczeń miała wiele. Po pierwsze była polerajza do przypalania, czyli żelaz-ko przygrzałżelaz-kowe. Po drugie – wyróżniano też polerajzę do skóry (żelazżelaz-ko gładziżelaz-kowe), a po trzecie – polerazję do świechtowania, żelazko wylśnikowe394. Polerajza sławetna była więc czymś w rodzaju gładzika żelaznego, tak395. Koperszlakiem lub koperszalem nazywa-li ówcześni rzemieślnicy odpadki miedzi, jakie powstawały podczas bicia jej młotem. Był sobie też i wspomniany już szparaczek-speraczek (inaczej „pieszczotliwie” zwany sparoż-kiem, sperongiem, sparukiem albo szperakiem)396, rodzaj dwurogu, jubilerskiego kowa-dełka. Wielce udaną nazwę miało na stałe mocowane imadełko – śrubsztak, śróbczang czy śróbczążek. Do narzędzi ślusarskich zalicza się np. szwayce – szydła, a do kowalskich – gwoździownicę ufnalową lub perlik (kijankę, pralnik) – rodzaj młotka. Do ulubionych dorzucę jeszcze następujące: anzacfajla (pilnik okrągły)397, bajcęgi (cążki do przecinania gwoździ, drutu, ostroszczypy)398, bajtel (dłuto, rzezak, dłubak, wcinak, sztechajza, dłuto grzbietowe, grzbietak, rykbajtel)399, berlajm (klajster, klej szewski)400, szucbryle (okulary ochronne)401, sztamajza – brzmi bardzo pysznie, mnie się kojarzy z nazwą ciasta, a w rze-czywistości to rzezak (ucinak, dłuto stolarskie płaskie)402, czy zikajza (młot żłobiasty)403. W dawnych dokumentach napotykamy na jeszcze inne cudeńka, których przeznaczenia autorce niniejszej pracy, pomimo chęci wszelakich, nie udało się ustalić. Ale że nazwy te brzmią naprawdę przezacnie dla ucha i język można sobie na nich połamać, to kilka jeszcze przytoczę: zamysel, slichtwale, stochbajtle i grabsztychty…

Postępująca nieustannie specjalizacja rzemiosł nie omieszkała odcisnąć się również na rzemieślniczej nomenklaturze w kwestii nazw zawodów. I tu mamy wiele wcale udanych terminów, określających całe zastępy fachowców, którzy parali się rzemiosłem. Niektóre zawody przetrwały dziejową zawieruchę i mają się świetnie aż do dziś, znaczenie innych jest znane, zatem zajmijmy się tymi co bardziej wydumanymi lub tymi, które zginęły

394 Lenart B., Słownictwo introligatorskie, Polska Gazeta Introligatorska, nr 2-3, rok II, Poznań 1929, s. 20.

395 Stadtmüler K., Słownik techniczny, t. II, wyd. Lech Dolniak, Poznań 1936, s. 74.

396 Riabinin J., Z lubelskiej…, op. cit., s. 6.

gdzieś w mrokach niepamięci. Był więc sobie taki bartodziej, co zajmował się wycina-niem barci w pniach drzew i baumistrz, co po prostu nie był nikim innym, jak mistrzem ciesielskim. Obok nich z powodzeniem funkcjonował cieszykamień, współczesny nam kamieniarz, a że w kamieniu robił, to pewnie i gęba mu się śmiała na widok dobrego materiału, stąd nazwa. Nie samą robotą człowiek żyje, należy mu się też odrobina strawy duchowej, dlatego i cymbałownicy byli potrzebni, cymbały wyrabiali, a cymbały wiado-mo, instrument bardzo pożądany, jak się komu do tańca nogi rwą. Wśród rzemieślniczej braci znajdziemy nadto czaszarzy. Nie, nie łupili wcale grobów i nie dobywali stamtąd ludzkich szczątków, jeno trudnili się wyrobem czasz, półkolistych mis, szalenie niezbęd-nych podczas wesołych uczt i zabaw. Czepiennicy produkowali czepce, rodzaj kobiecego nakrycia głowy. Ów czepiec gładko przylegał do głowy niewiasty, nie miał ronda żadnego i był obowiązkowym elementem stroju każdej szanującej się mieszczanki, jako i szlach-cianki. Należał się wyłącznie kobietom zamężnym, aby podkreślić ich status, lepiej prze-cież postrzegany od statusu młodych panien na wydaniu, nie mówiąc już o starych pan-nach, które też się czasem zdarzały. Z czepcem wiąże się weselny obrzęd oczepin, kiedy to zwykle matka chrzestna nakładała go na głowę panny młodej, aby odtąd nie chodziła już bez niego, coby diabła i innych mężczyzn włosami pięknymi nie kusić. Dzisiejszych tokarzy nazywano dreznarami lub drożnikami. Cukierników jako takich nie było, lecz ci, co piekli słodkie ciasta na potrzeby innych, zostali ochrzczeni mianem kichlarzy. Ciast i pieczywa były wszelakie rodzaje: wypiekano codziennie stale w kształcie organów płcio-wych: buły (bułki) i rogale (zwane ornafkami, tj. hornaffe, rogliczkami z czeskiego); żemła pierwotnie tylko cienką mąkę oznaczała, później bułkę, białkę, osuch, rodzaj placka, pod-płomyk też, pokręty były, jak baby i kołacze, domowego początku, strucla i strucel (oba ro-dzaje w wieku XV, niemieckie), pirogi; mazańce, sadlnik, jajecznik, miodownik, piernik (od pieprzu nazwany, niem. Pfefferkuchen); placki (niem.); obarzanki; Corman (? może bab-ka); kraple (dziś kreple), pączki (z niem. Pfannkuchen); ubogie włodyki tłumaczyły niem.

Arme Ritter (niby suchary w gęstym słodkim sosie); twarożnik; grzyb (biszkot)404.

Byli też takowi rzemieślnicy, co imali się obróbki żelaza, klejsmirami zatem ich zwano.

Byli też takowi rzemieślnicy, co imali się obróbki żelaza, klejsmirami zatem ich zwano.

W dokumencie Rzemiosło w przestrzeni kulturowej (Stron 123-154)