• Nie Znaleziono Wyników

UCZUCIE W ŻYCIU LUDZKIM

Kazanie wygłoszone w ostatnim dniu Pesach 5658 (1898).

Starym zwyczajem otwieramy w dniu dzisiejszym uro­ czą księgę „Pieśni nad Pieśniami" i znajdujemy w niej wspaniały w prostocie swej wiersz:

/non 'jrjzn ’nna pannn 5ip ,np pijb

’D’Dn wto Jo

„Ja śpię, lecz serce me czuwa. Oto głos kochanka mojego.

On puka: Otwórz mi siostro, przyjaciółko, gołębico moja niewinna, głowa moja bowiem pełna jest rosy, a kędziory moje pełne nocnych kropli". I wydaje się nam, że ten wiersz zawiera w sobie wspaniałą alegorię, a stara tradycja każę właśnie kaznodziei, w tej przecudnej pieśni dopatrywać się pięknych alegoryj wszelkiego rodzaju.

A zatem: dziewica śpi. To niewinność i prostota jeszcze nierozbudzona, która nie dźwiga na sobie brzemienia wiecz­ nych powątpiewać. Ale serce czuwa nad nią: W silnym i jasnym uczuciu znajduje ona nieomylny drogowskaz. Na zewnątrz zaś stoi młodzieniec, odwieczny typ młodzieńca — tułacza. Szukał dotychczas rozwiązania wielkich i małych zagadnień życiowych, długie lata rozumem swym dociec chciał trapiącej go zagadki, znaleźć chciał klucz do pozna­ nia prawdy, która także do szczęścia prowadzi, ale prawdy nie znalazł, szczęścia nie odkrył. A teraz wyczerpany, wy­

cieńczony mózg drętwieje, a przed nim wieczna noc, która zdaje się na wieki przesłaniać przed rozumem ludzkim 68

prawdę i szczęście. Więc on szuka w sercu silnego oparcia, niechaj uczucie znajdzie to, czego rozum nie znalazł.

Czy to nie piękna alegoria? Czy nie opowiada ona o najboleśniejszej tragedii ludzkiego życia? Często bowiem jesteśmy świadkami tego, że człowiek, którego jedynym przewodnikiem w drodze życiowej był rozum, któremu on drogę wskazywał, szczęście obiecywał i zadowolenie — że taki człowiek, na samym krańcu drogi poznaje ze zgrozą, iż gonił właściwie tylko cienia pustego. Rozum był dla niego tylko błędnym światełkiem. I kto wie, czy brak prawdzi­

wego i głębokiego szczęścia w ludzkim życiu nie wywodzi się właśnie z tego zbyt zimnego rozumowania, do jakiego ludzkość przywykła? Kto wie, czy nie prędzej i pewniej dopięlibyśmy zadowolenia, gdybyśmy silniej uderzyli w stru­ ny uczucia, gdybyśmy szli za popędem serca, gdybyśmy się bardziej niż o kształcenie umysłu starali o kształcenie serca? My lekceważymy ową pierwotną, żywiołową wprost siłę uczucia, a najbardziej się to przejawia niestety w na­

szym własnym społeczeństwie żydowskim.

Przypatrzmy się najpierw tej stronie życia psychicz­

nego, która, naszym zdaniem, jest właściwą domeną uczucia.

Mamy na myśli cały szereg objawów psychicznych, które podpadają pod miano etyki, czyli moralności. Był czas, kiedy nikt nad moralnością nie rozumował. Filozofia by­

najmniej nie podjęła się tej żmudnej, do żadnego pewnego wyniku nie prowadzącej pracy rozumowego uzasadnienia moralności. W najlepszym razie starano się wniknąć w głąb duszy i wydobyć na jaw to pierwotne, elementarne uczucie moralności, które bez wszelkiego rozumowania wskazuje, co jest dobre, a co złe.

Ale kiedy nastąpił zwrot ku materializmowi, kiedy na­

stąpiło przesadne przywiązywanie wagi do funkcji umysłu, zapanowało zimne wyrachowanie także w dziedzinie mo­ ralności. I zaczęto rozumować: dlaczego mamy być dobrzy, dlaczego mamy być dobroczynni? Odpowiedź zaś wypadła tak, jak w tym materialistycznym nastroju wypaść mu-siała: jesteśmy dobrzy i dobroczynni, bo nam tak rozum każę. Gdybyśmy nimi nie byli, mogło by się zdarzyć, że 69

znajdując się w nędzy, nie otrzymalibyśmy pomocy od in­

nych. Wedle tej teorii zatem moralność ludzka jest tylko wyrachowanym zabezpieczeniem samego siebie. Tak też doszło do tego, iż niektórzy nie wahali się twierdzić, że jed­ nostki, wyposażone w dużą siłę, nie podpadają pod ogólno­

ludzkie obowiązki i zasady etyczne. Zeszła więc etyka z wy­

żyny czystego i wzniosłego altruizmu, do niziny wyrafino­ wanego i omal nieukrywanego egoizmu. Do tego doprowa­

dziło zimne rozumowanie, pozbawione uczucia.

Jakże inaczej jednak wygląda, na jak innych podstawach opiera się moralność, nauczana przez Biblię. Ona nie rozu­ muje, nie argumentuje płytkimi, rozumowymi motywami, lecz nakazuje wprost:

! ni»3 nyn? nanat

„Kochaj bliźniego jak siebie samego"! Zwraca się do najpo­

tężniejszego uczucia w duszy ludzkiej, do miłości i wzywa, aby ona z równą siłą wszystkim bliźnim przypadła w u- dziale. Dlaczego? Po co? Na to nikt nie szuka i nikt nie udziela odpowiedzi, samo bowiem pytanie jest niedorzeczne.

Bo czy wiesz na przykład, dlaczego odczuwasz głód lub pragnienie? — Taka właśnie jest konstytucja twego orga­ nizmu. I odczuwasz litość i miłość, kochasz prawdę i wol­ ność, bo taka jest konstytucja twej ludzkiej duszy. Uczucie właśnie jest tą ostateczną i najwyższą potęgą, która dal­ szego umotywowania i uzasadnienia nie potrzebuje i nie wymaga.

Tak wygląda moralność uczuciowa. Ona nigdy się nie spłaszczy, nigdy — jak etyka rozumowa — nie zmieni się w krańcowe przeciwieństwo — w egoizm. Ona wiecznie stanowić będzie potwierdzenie słów poety, że szlachetny człowiek, w swoim tylko nieświadomym popędzie serca, zawsze znajdzie drogę właściwą. Naszym jedynym zadaniem jest zdać sobie sprawę z tego uczucia, zgłębić je, a nie szukać w rozumie oparcia dla niego.

Ale nie tylko w moralności uczucie górować powinno, lecz także i w wierze. Dodajmy od razu, że mamy na myśli nie tylko wiarę religijną, ale wszelką wiarę człowieka w wieczne ideały, wszelką wiarę, która wynosi nas ponad 70

niski poziom życia powszedniego i praktycznego. I tu było kiedyś inaczej. Ludzkość wierzyła, miała swe szczytne ideały, do których urzeczywistnienia bezustannie dążyła, miała o co się oprzeć. Wtedy uczucie było jak gdyby opoką, było tą osią właściwą, dookoła której obracało się całe życie psychiczne. Dziś wiara omal że wygasła. Ani poezja, ani sztuka, ani wiedza, ba nawet religijność dzisiejsza nie tchnie głęboką wiarą w ideały. Zdaje się nam zaś, że zbytnie rozu­ mowanie, jakie teraźniejszą generację cechuje, wyrugowało z serca siłę i zdolność do wiary. Nasza płytka i krótko­

wzroczna rozumowość zaiste nie może wynieść nas na szczyt silnej i głębokiej wiary, tego, czego zmysłami pojąć nie można. A siła wiary leży właśnie tylko w uczuciu. Bowiem uczucie samo na sobie nosi piętno wieczności i nieskończo­

ności, dlatego też jest w stanie otworzyć człowiekowi per­ spektywę wieczności. Prawdziwa ludzka mądrość, nie ta małostkowo - praktyczna, ale owa głęboka i wnikliwa, jest zawsze niejako owiana ciepłem uczucia.

non

„Prawdziwy mędrzec ma serce po prawej stronie, głupiec zaś ma je po lewej stronie", mówił król — kaznodzieja.

A mędrzec, który pragnie i może wniknąć w sam głąb wiel­ kich zagadnień, czerpie siły swoje z uczucia. Tylko ten, kto mędrca udaje, lekceważy sobie wartość uczucia. Bowiem wszelka wiara tkwić musi głęboko w uczuciu, nie zaś w ro­

zumie. Chcąc zaś dojść do niej choćby tylko dla własnej szczęśliwości, dla zapełnienia próżni życia wspaniałą treścią, należy w sobie rozwinąć i wzmocnić siły uczucia.

Uczeni nasi powiadają:

?spjn ri’3 'fi nn nasi aai loSm n"a utw amsKS .spjn 'itfK ,“iaxj pmr 'rtfa 'itfa

.n’3 uripB* 3pjT3 ,nw ikipp piws ,m

„Powiedziane jest w piśmie: A pójdą narody liczne i po­ wiedzą: Chodźmy, wstąpmy na górę Bożą, do domu Boga

Jakuba. Nie wymienia Pismo ani Boga Abrahama, ani też Boga Izaka, lecz tylko Boga Jakuba. Bo Abraham nazwał miejsce, w którym Bóg przebywa — górą, Izak nazwał je polem, a tylko Jakub nazwał je domem". A wymowa tych

71

słów jest następująca: Nie przez góry i pola, nie przez samo chłodne patrzenie i zimne rozumowanie dojdziemy do wiary w ideały. Wiary tej szukać trzeba natomiast w domu swoim, u siebie samego, w własnym uczuciu. Ono otworzy nam wrota wieczności, bo ono samo jest wieczne i nie­ śmiertelne.

My zaś zebraliśmy się tutaj, aby połączyć się przez rzewne wspomnienia z drogimi, zmarłymi naszymi. Wezwało nas tu uczucie, uczucie wiecznej i niewygasłej wieczności.

Choćby rozum nawet kazał zapomnieć o tych, co ziemia pokrywa, — uczucie wzdryga się przed takim zapomnie­ niem. Niechaj więc ta chwila, poświęcona pamięci zmarłym, poświęcona miłości, rozbudzi w nas uczucia szlachetne, pro­

wadzące do wiary i moralności. Oby uczucia takie rozbu­ dziły się w całej ludzkości, a wtedy nastąpi błogi czas mes­

jański, o którym mówi dzisiejsza Haftara, wtedy wieczna szczęśliwość zapanuje na ziemi.

72

ŻYCIE UDUCHOWIONE.

Kazanie wygłoszone w pierwszym dniu Szawuot 5658 (1898).

Było to w trzecim miesiącu po wyjściu Żydów z Egiptu.

W samym sercu pustyni, u stóp małej góry, nastąpiło ob­

jawienie. Ludzkość poznała Boga. A według naszej tradycji wierzyć należy, że wszystkie dusze, które później miały zstąpić w ludzkie ciała, były świadkami tego objawienia bożego na Synaju. My zaś pójdziemy jeszcze o jeden krok dalej i powiemy, że to objawienie w ogóle nigdy nie ustało.

My pojmujemy je jako ciągłą, bezustanną siłę, która trwa nieprzerwanie w naturze i w człowieku. Kiedykolwiek czło­ wiek odczuwa jakiś szlachetny poryw w swojej piersi, kie­ dykolwiek świadomy jest swojego prawdziwego człowie­ czeństwa, następuje w nim objawienie Boga.

Z tym poglądem zdaje się pokrywać także zdanie naj­ wznioślejszego z naszych proroków Jezajasza, kiedy po­

wiada:

'n diw ny ddki

„Wy jesteście świadkami moimi, rzecze Pan, a ja jestem Bogiem". Słowa te zaś komentuje najświętszy z Tanaitów, rabi Szymon Bar Jochai: „Jak długo wy jesteście moimi świadkami, ja jestem Bogiem. Jeżeli zaś wy przestajecie być świadkami moimi i ja — jeśli można tak powiedzieć — Bogiem być przestaję". — Człowiek jako świadek Boga?

Ciągłe, nieustanne objawianie się Boga w człowieku i przez człowieka, oto nad czym należy się zastanowić.

75

Jeden z najbardziej nowoczesnych filozofów powiedział kiedyś: Człowiek tworzy sobie swojego Boga na własne podobieństwo. W powiedzeniu tym mieści się sporo prawdy.

Takim, jakim jest człowiek, takim samym wyobraża on sobie Boga swojego. Możemy to stwierdzić u dzikich lu­ dów, które w swoim bóstwie widzą zawsze i stale barba­ rzyńcę, dzikszego tylko i silniejszego jeszcze, niż on. Grecy, którzy wyżywali się w pięknie, wyobrażali sobie swoich bogów jako istoty, które są wcieleniem estetyki. Izrael do­

piero, który jest narodem ducha i etyki, doszedł do pojęcia Boga, który łączy w sobie wszechpotęgę i wszechdobro.

A tak samo jak dzieje się u narodów całych, dzieje się też u poszczególnych jednostek. Im bardziej dochodzi u czło­

wieka do głosu jego własna doskonałość, tym wznioślej i czyściej Bóg się w nim przejawia. Jest to niezwykle cha­

rakterystyczny rys naszej filozofii religijnej, że stale roz­ różnia ona między pojęciem fiNT a nnriK , bojaźnią Bożą i miłością do Boga. Bo istotnie pożałowania godna jest potoczna bojaźń Boga tychtak zwanych pobożnych, znanego gatunku. Oni nie grzeszą, oni przestrzegają wszelkich prze­

pisów ceremoniału ze skrupulatną dokładnością, ale czy czynią to dlatego, że wznoszą się coraz bardziej ku praw­

dziwemu, czystemu poznaniu Boga? Nie. Oni czynią to tylko dlatego, ponieważ obawiają się kary za grzechy. O ileż serdeczniejsze i potężniejsze jest natomiast uczucie, które mieści się w pojęciu nnriK ! „Du gleichst dem Geist, den dubegreifst", powiada poeta. Możemy zdanie tosformułować inaczej i powiedzieć: „Du begreifst den Geist, dem du gleichst". Bo i miłość odnosi się tylko do tego, co zostało

głęboko zrozumiane i z czym czujemy się spokrewnieni.

Naturalnie istnieje daleko idące zróżniczkowanie w tej dziedzinie. Im wyżej sięga nasze poznanie, tym bliżej, tym jaśniej objawia się jemu wzniosła, prawdziwa istota Boga.

A to niechaj będzie odpowiedzią dla wszystkich, którzy przeciwstawiają się nam, Żydom nowoczesnym i po­ stępowym, dążącym do wolnej, swobodnej myśli, twierdząc, jakoby tylko oni wzięli w arendę prawdziwą wiarę. Prawda jest inna: My jesteśmy znacznie bliżsi tej wiary, właśnie 74

•dlatego, ponieważ więcej od nich zdołaliśmy poznać i więcej przemyśleć.

Jednakże nauka i myśl sama jeszcze nie wystarczą.

Trzeba w pewnej mierze Boga doznać, aby to objawienie było zupełne. Trzeba dążyć do tego, ażeby całe nasze życie -codzienne, fizyczne, było natchnione zasadami ducha. Tam, gdzie istnieje zarówno silny fundament etyczny, jak i praw­

dziwe poznanie, tam nie ma żadnych rozdźwięków między duchem a ciałem, tam nie ma żadnej granicy między niebem a ziemią. Tak zrozumieli to też nasi uczeni, którzy powie­ dzieli: „Jak długo Tora nie została oddana Żydom, niebo było niebem dla Boga, a ziemia ziemią dla ludzi. Kiedy jednakTora oddana została narodowi żydowskiemu, Mojżesz wstąpił po nią do nieba, a Bóg zstąpił na górę Synaj“. Od kiedy zatem ta jedynie uszczęśliwiająca nauka etyki i mo­ ralności dostała się w ludzkie posiadanie, nie ma więcej granic między ziemią a niebem, między życiem fizycznym a duchowym.

Rzecz jasna, że nie tylko uczony, ten, który niejako z obowiązku zajmować się musi myślą, nie tylko on może prowadzić uduchowione życie. Otwarte stoją wrota i dla uczciwego, uczynnego kupca, który nie całą duszą zaprze­

dany jest wyłącznie i tylko chęci zarobku, dla robotnika, który nie należy całkowicie do tych, o których Talmud po­

wiada, że

iw ”nn tnpDun d5>uz ”n D’3tw

„pozostawiają życie wieczne i zajmują się jedynie życiem doczesnym'

*

. I oni sięgnąć mogą po te elementy wieczności, które wzbogacają życie i uszlachetniają je. To, co piękne, dobre i prawdziwe jest wspólnym skarbem wszystkich ludzi,

wielkich i małych, bogatych i biednych.

Dążmy do tego, abyśmy wszyscy byli godni objawienia, jak tego przyrzekł Bóg ustami swojego proroka całemu na­

rodowi, a nietylko wybranym jednostkom:

wity T>1 ,rweo rw 5>toa mHK

„Będę jak rosa dla Izraela, a on rozkwitnie jak róża i głę­ bokie korzenie zapuści, jak drzewa Libanonu**. ■

75

PRZYCZYNA NASZEGO UPADKU.

Kazanie my głoszone n> drugim dniu Szawuot 5658 (1898).

Prostą, zwyczajną historię opowiada nam Księga Rut:

Było to w okresie Sędziów, kiedy głód panował w kraju.

Wielce poważana, zamożna rodzina żydowska opuściła wów­

czas swoją ojczyznę, wywędrowała z rodzinnego miasta Beth Lechem na obcą ziemię. Tam zaś, z czasem rodzina ta cał­ kowicie podupadła. Zmarł ojciec rodziny, Elimelech, zmarli dwaj jego synowie. Zdruzgotana ciężarem klęsk i nieszczęścia wraca wdowa Noemi do Judei, a towarzyszy jej tylko jedna synowa, która jej wierna pozostała w niedoli, Rut. W rodzin­

nym mieście poznają ją wszyscy i witają. Ale ona przypo­ mina sobie dni szczęścia, które minęły już bezpowrotnie, a wówczas z piersi jej wyrywa się bolesne westchnienie:

'n

„Z pełnymi rękoma wyszłam stąd, z próżnymi rękoma Bóg mnie tu przywraca".

Tak to święto dzisiejsze na myśl nam sprowadza okres dawnego naszego szczęścia, dawnej naszej świetności. Ty­

siące latjuż minęły od czasu, kiedy ojcowie nasi u stóp góry Synaj słyszeli głos Boży, który wskazał im drogę do nauki, do zbawienia, do szlachetnego życia. Te przykazania stały się silną podwaliną, fundamentem, na którym budował stary Izrael i wybudował wspaniały gmach całego Pisma świętego.

Były to czasy boskiego natchnienia i pełne twórczej, produ­

ktywnej siły. Dziś zaś zubożeliśmy, podupadliśmy,upadliśmy 76

na duchu. Nie ma wśród nas samodzielnej twórczości, stale tylko naśladujemyinnych. Dlatego i z piersi naszych bolesny jęk się wyrywa: „Z pełnymi rękoma wystąpił Izrael na wi­ downię dziejową, a teraz próżne są te ręce“.

Ale narodom nie wolno skarżyć się, nie wolno jęczeć, a jedynym ich obowiązkiem jest działać. Nie należy żalić się, lecz zastanowić się nad przyczynami upadku, szukać tych czynników psychicznych i społecznych, które na nowo rozbudzić mogą i ożywić na nowo myśl naszą i pchnąć ją na samodzielne tory.

Jaka jest główna przyczyna naszego upadku? Od razu nasuwa się nam najprostsza odpowiedź: z utratą samodziel­

ności polityczno - państwowej utraciliśmy także samodziel­ nośćduchową. Tam, naojczystej ziemi, gdzie wszystko, każdy kamień, każda trawka opowiadała nam o wielkich czynach przodków, tam, gdzie rozwijała się twórczość nasza wśród smukłych cedrów Libanonu iszumiących fal Jordanu — tam działać mogli prorocy nasi, potężne głosić słowa i wieczne myśli, tam wieszcze nasi mogli wyśpiewać swe nieśmiertelne pieśni. Ale na wygnaniu, na obcej ziemi, otoczeni nienawiścią wrogów, pod obuchem prześladowań, jakże dalej trwać miała ta siła, która dawała nam możność wspięcia się na wyżynę oryginalnej myśli?

To rozumowanie jest niezawodnie słuszne i stąd też wy­

wodzi się to piękne powiedzenie naszych kabalistów: KnroP

„Majestat Boży jest również na wygnaniu**, boskie natchnienie które nas ożywiało, również powędrować musiało w obczyznę i — zamilkło.

Mimo to jednak możemy wskazać na niektóre epoki w dziejach naszych, w których, jakkolwiek nosiliśmy już ciężkie jarzmo niedoli, jakkolwiek godziły w nas różne prze­ ciwności diaspory, jednak kwitnęło nasze piśmiennictwo, a twórczy umysł wydawał obfite i piękne plony. Wtedy nie­ jeden poeta wyśpiewał głęboką tęsknotę naszą do kraju ojców, niejeden uczony, niejeden marzyciel w jędrnych sło­

wach dawał wyraz głębokim naszym dążeniom i wierzeniom.

Wtedy pasmo naszego rozwoju nie zostało przerwane. Dopiero w naszych czasach to nastąpiło.

77

Nam brak więcej jeszcze aniżeli spójni, jaką jest jedna ziemia. W nas zaginęła także jedność duchowa, która jeszcze przodków naszych łączyła. Oni to całą siłą duszy wierzyli w przyszłość narodu i dlatego w tej właśnie wierze odkry­ wali potężną, chociaż niewidzialną spójnię. My zaś utraci­

liśmy tę wiarę prawie zupełnie. Jesteśmy zbyt małoduszni, żyjemy wyłącznie dla potrzeb bieżącej chwili i dlatego nie potrafimy się wynieść na wyżyny tej wiary, ani utrzymać się na niej. Dlatego też opuszczają nas najdzielniejsze i naj­ lepsze jednostki, które idą pracować na obcej niwie, skore na naszej tylko ciernie i chwasty wyrastają.

Ten zastój, który wszędzie da się zauważyć, jest wyni­

kiem indyferentyzmu lepszych jednostek, które umysłem i charakterem powinnybygórować, które mają wszelkie dane ku temu, by narodowi swojemu przewodzić. Gdy na niebie słońce nie świeci, ciemno jest na ziemi. Gdy nie ma na wyż­ szych szczytach pięknych i naśladowania godnych wzorów, to skąd czerpać mają swe żywotne soki postęp i rozwój na nizinie? I przypomina nam się widzenie proroka, w którym kreśli smutną naszą przyszłość

mnnn 'man .dtk psi dwh imn njni na ’n’xn

Oto gdzie leży przyczyna naszego upadku, właściwy powód stagnacji w naszym rozwoju: Brak wiary w przy­

szłość, a szczególnie brak jej u najlepszych naszych synów.

Apelujemy więc do tych naszych dzielnych i najdziel­

niejszych. Nie opuszczajcie tonącego naszego okrętu! Żegluj­ my i sterujmy wspólnymi siłami! Wszak musi być gdzieś jakiś brzeg, do którego się dobije. Więc do tego brzegu!

A jeśli się sprawdzi, że jest nim właśnie ta ziemia, z której wyszliśmy i jeżeli brzeg ten osiągniemy, to wówczas nie jak owa zubożała niewiasta żalić się będziemy, że wyszliśmy 78

z pełnymi rękoma, a wracamy z próżnymi, tylko przeciwnie- z radością i dumą w sercu wołaćbędziemy: „Pełnybył stary Izrael, gdy wyszedł stąd i pełny jest odrodzony Izrael, pełny i bogaty w wielkie skarby ducha i serca, kiedy go Bóg na tę ziemię przywraca".

79

W 100-LECIE URODZIN ADAMA MICKIEWICZA

Przemówienie wygłoszone do młodzieżyszkolnej 16 czerwca 1898.

Cały naród polski śle obecnie gorące modły dziękczynne ku niebiosom, albowiem właśnie minęło całe stulecie, odkąd urodził się największy poeta polski i jeden z największych poetów całego świata — Adam Mickiewicz. W tej radosnej i pięknej uroczystości dziękczynnej udział bierzecie i wy,

Cały naród polski śle obecnie gorące modły dziękczynne ku niebiosom, albowiem właśnie minęło całe stulecie, odkąd urodził się największy poeta polski i jeden z największych poetów całego świata — Adam Mickiewicz. W tej radosnej i pięknej uroczystości dziękczynnej udział bierzecie i wy,

Powiązane dokumenty