• Nie Znaleziono Wyników

Wędrówka wpisana w życiorys

z erudytą, cenionym poetą, jurorem konkursów i krytykiem literackim o. Eligiuszem Dymowskim rozmawia Istvan Grabowski

* Jak poeta z otwartą duszą trafił do zakonu franciszkanów?

- Każde powołanie ma swoją osobistą drogę. Na pewno jest to droga wiary, duchowych zmagań i rozterek, spotkanych ludzi, rozmów, przeczytanych lek-tur. Zawsze chciałem robić coś „wyjątkowego”, aby nie siedzieć w jednym miejscu. Moja wędrówka „franciszkańskim szlakiem” – jakby to ujął znako-mity krakowski eseista Józef Dużyk – rozpoczęła się od wielickiego liceum, prowadzonego przez zakonników w brązowych habitach, przepasanych bia-łym sznurem. Nie ukrywam, były też moje „próby ucieczki” przed Bogiem, ale ostatecznie zwyciężył tajemniczy, duchowo słyszany głos, i po maturze wstą-piłem już oficjalnie do Zakonu Braci Mniejszych (OFM).

* Tajemnica łaski to stan, jaki jest udziałem ludzi głęboko wierzących. Czy może przywołać ojciec chwile ze swego życia, kiedy doświadczył owej łaski?

- Częściowo udzieliłem wcześniej odpowiedzi na to pytanie. Moja wiara i ży-cie nie zawsze były „poukładane po Bożemu”. Trzeba mi było widocznie róż-nych doświadczeń, aby wybrać tę odpowiednią drogę. Do dziś lubię modlić się słowami Psalmu 139: Przenikasz i znasz mnie Panie.

* Czy to przypadek sprawił, że młodzieniec z Mazowsza wybrał na swój dom zabytkowy Kraków? Co wyjątkowego znalazł ojciec w tym mieście?

- W przypadki nie wierzę. Wszystko ma jakiś swój punkt pierwszy, od które-go zaczyna się ruch w kierunku czektóre-goś. Od dzieciństwa myślałem o podró-żach. Nosiło mnie najpierw w myślach w dalekie strony… Wędrowanie wi-docznie jest wpisane w mój życiorys. Większość z marzeń się spełniła. Jestem pod tym względem szczęśliwym człowiekiem. Zawsze na przykład chciałem zobaczyć Neapol, a tu okazało się, że po studiach w Rzymie zamieszkałem blisko tego miasta - w Somma Vesuviana, gdzie pracowałem w tamtejszej pa-rafii. A Kraków? To miasto moich studiów, spotkanych ludzi, przyjaciół, pra-cy. Miasto artystów, duchownych, włóczęgów i poetów … Jednym słowem, od wieków tworzona niepowtarzalnym klimatem kulturalna stolica Polski, za-chwyca nadal … i niech tak pozostanie. Każde pokolenie po prostu kocha to miejsce.

* Od lat pełni ojciec odpowiedzialną posługę kapłańską, wykłada teologię pa-storalną w seminariach duchownych, a także kieruje parafią w Bronowicach Wielkich. Jak udaje się ojcu godzić obowiązki religijne z pisaniem wierszy i kry-tyką literacką?

- Literatura od dzieciństwa była i jest moją pasją. Czytanie książek zawsze da-wało mi wiele satysfakcji. Nie wyobrażam więc sobie mojego życia bez ksią-żek. A praca? Jak każda inna. Trzeba dać jej serce i miłość, a wtedy wystar-czy czasu na wiele różnych pomysłów na szczęście. Praca z ludźmi nie jest ła-twa, ale daje dużo satysfakcji i uczy pokory. Dzisiaj, mam takie wrażenie, wielu młodych od razu chciałoby być bogatymi i sławnymi, zapominając o tru-dzie i wysiłku. Jednak tylko to przynosi prawdziwą radość, co zdobywa się stopniowo, z umiarkowaniem, ale też ze świadomością własnych braków oraz wiarą w drugiego człowieka. Jesteśmy stworzeni po to, aby sobie pomagać w czy-nieniu dobra. Już mądrość starożytnych uczy, że „zazdrość jest cieniem sławy”.

Szkoda, że wiele osób tego dziś nie rozumie. Stworzyliśmy sztucznie nic nie mówiących celebrytów i idoli, zapominając, że ludzki charakter kształtują przede wszystkim ideały i wartości godne szacunku i „pożądania”.

* Czego potrzeba, by człowiek wierzący był wiarygodnym w słowie i czynie?

- Trzeba być sobą - zawsze i wszędzie. Rób to, co potrafisz i nie pchaj się tam, gdzie ciebie nie chcą. Na siłę, to nawet gwoździa nie wbijemy w ścianę, bo szybko się będzie krzywił. A i nad głupotą czasem warto się pochylić, ustępu-jąc jej miejsca, bo i tak tego nie zrozumie… Mądrość, to zupełnie coś innego niż wiedza. Doskonale rozumieją to ludzie prości, ale za to wielcy duchem i z ogromnym dystansem do pusto brzmiących słów…

* Czy jeszcze pamięta ojciec swój pierwszy wiersz?

- Uff, chyba nie za bardzo. Było to przecież już tak dawno. Zresztą, z czasów mojego dzieciństwo i wczesnej młodości praktycznie nic się nie zachowało.

Po maturze spaliłem swój „literacki geniusz” w piecu.

* Czym jest dla ojca poezja?

To trudne pytanie. Nigdy na nie ma i nie może być jednoznacznej odpowie-dzi. Każdy ma jakąś tam definicję poezji, rozumie jej zakres wpływu i oddzia-ływania na swoją osobę. Często krytycy i literaturoznawcy narzucają nam swoje kanony sztuki słowa. Tymczasem to, co komuś się podoba, nie musi być od ra-zu powszechnym uwielbieniem. Tak jak prawdziwy artysta musi być wolny, tak też każdy odbiorca i czytelnik poezji może mieć własne kryteria doboru i ocenę każdego wiersza poety.

Eligiusz Dymowski 72

* Skąd czepie ojciec poetyckie natchnienie?

- Codzienne życie inspiruje i dyktuje najpiękniejsze wiersze. Osobiście lubię poezję prostą i czytelną. Kreowanie na siłę poetyckiego świata poprzez skom-plikowane metafory tak naprawdę niczego wielkiego nie wnosi w duchową ludz-ką rzeczywistość. Codzienność bywa wystarczająco trudna i męcząca, i to już chyba każdemu wystarczy … Po cóż więc „dobijać” ją jeszcze jakąś tam scho-rowaną krainą wyobraźni…

* Niektóre ojca utwory mają osobiste dedykacje. Czy trzeba być kimś wyjąt-kowym, aby zasłużyć na taki prezent?

- Powiem szczerze, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Owszem, są w mo-im życiu osoby, którym właśnie w taki sposób chcę okazać wdzięczność. Sza-cunek mam zawsze dla każdego człowieka, dlatego każdy kto czyta moje wier-sze może czuć się osobą wybraną, której te właśnie utwory dedykuję.

* Krytycy twierdzą, że ojca poezja jest próbą połączenia sacrum i profanum.

Jakich symboli używa ojciec do łączenia obu pojęć?

- Trudno mi jest unikać w poezji tych dwóch rzeczywistości, skądinąd bardzo dla mnie ważnych. Żyjemy w bardzo konkretnym miejscu i czasie, gdzie roz-grywa się nasz ludzki teatr. A jak wiemy w teatrze wszystko ma swoje zna-czenie: scena, obraz, dźwięk, słowo, emocje, stan ducha… To jest właśnie ten nasz żywy udział w pięknie całego stworzenia.

* Czternaście opublikowanych tomików, to imponujący dorobek twórczy. Do któ-rego z nich ma ojciec szczególny sentyment?

- Każdy tomik ma swoją historię. Nie rozdzielam ich jednak na mniej lub bar-dziej ważne. Są tak samo ze mną pierwsze, jak i te ostanie. I niech tak zawsze pozostanie.

* Ile w ojca poezji jest autokreacji, a ile autentyczności?

- Tak w ogóle sztuka nas oszukuje (uśmiech), i dlatego jest tajemnicą samą w so-bie. Artysta nie może zbyt łatwo się obnażać, chociaż powinien być szczery w tym co pisze i co robi. Siłą artysty jest również wyobraźnia odbiorcy.

* Wiem, że sporo ojciec podróżuje, uczestnicząc m.in. w spotkaniach autor-skich i audycjach radiowych. Jak to się stało, że zawitał ojciec na południowe Podlasie?

- To jest związane z konkursem literackim im. J.I. Kraszewskiego, właśnie w Białej. Do składu jury zaproponował mnie kiedyś Zdzisław Łączkowski,

O. Eligiusz Dymowski – konkurs J.I. Kraszewskiego w Romanowie

doskonale znany Podlasiakom … i tak już zostało. Moje zaś zauroczenie i mi-łość do Podlasia przetrwały i trwają nadal. Chyba dość owocnie! Świetnie mi się współpracuje tutaj z wieloma

oso-bami. Podziwiam Grzegorza Micha-ło-wskiego, za jego oddanie i miłość do poezji, jego prawdziwy upór i wy-trwałość w promowaniu literackiego Podlasia. To dzięki niemu mogę też dołożyć do tego pola jakąś cząstkę siebie.

* No właśnie, miłośnicy poezji koja-rzą ojca z pracą w jury Ogólnopol-skiego Konkursu Literackiego im. J.I.

Kraszewskiego. Jak odbiera ojciec plo-ny owego konkursu?

- To obecnie jeden z najstarszych kon-kursów w Polsce. Wypromował wielu ciekawych poetów, którzy odnoszą całkiem spore sukcesy na literackim parnasie. Owszem, nie wszystkie tek-sty konkursowe są najwyższego lotu, ale to zdarza się wszędzie. Mnie oso-biście cieszy, że dzięki właśnie temu konkursowi tak mocno wpisuje się

w mapę literackiej Polski cały region Podlasia. To również dla niego znako-mita promocja w tym chaotycznym i silnie upolitycznionym oraz skomercja-lizowanym świecie. Znam osoby, które będąc laureatami konkursu mogły po-stawić po raz pierwszy na tej pięknej Podlaskiej Ziemi swoją stopę i chętnie powracają w te regiony, szukając właśnie tutaj natchnień dla swojej twórczości.

Czyż nie jest to wymowne i cenne?

* Autorami nagradzanych prac są często ludzie młodzi, pełni fantazji i chęci do życia. Czy zdaniem ojca młodzi ludzie chętnie czytają i przeżywają poezję?

- Sprawa czytelnictwa jest odrębnym tematem w naszym kraju. Narzekamy co-raz częściej na jego spadek i brak zainteresowania. Ten problem tkwi chyba gdzieś indziej, ale to już na pewno sprawa odpowiedzialnych za kulturę w Polsce or-ganów. Dobrze, że młodzi laureaci szukają wzorów i pomysłów, pytając o za-kres lektur i ciekawych autorów. Konkurs J.I. Kraszewskiego pełni w dużej mie-rze taką funkcje edukacyjną. Może znacząco wpływać na jakość naszego

ży-Eligiusz Dymowski 74

cia, potrzeb duchowych i lektur. To właśnie dostrzegają ludzie młodzi i bar-dzo sobie cenią.

* Jakie wrażenia towarzyszą wizytom ojca w Białej Podlaskiej i Romanowie?

- Zawsze wracam na Podlasie z sercem przepełnionym radością. Poznałem tu liczne grono wspaniałych osób, z którymi nadal utrzymuję bliskie znajomości.

Ponadto dostrzegam wiele uroków tej Ziemi, która może zachwycać i być na-tchnieniem dla każdego. Także Romanów ma swój niepowtarzalny klimat, ze wspaniałym parkiem i muzeum wielkiego Mistrza pióra. Tak prywatnie

mó-wiąc, zazdroszczę trochę Józefowi Igna-cemu Kraszewskiemu niezwykłej praco-witości. Był w swoich czasie rzeczywiście gigantem na wielu polach działania. My dzisiaj mamy całą tę technikę, komputery, laptopy, a on? Na pewno posiadał wielki talent, cierpliwość, ciekawość świata i wie-dział doskonale, że jednak na nic to wszy-stko, gdy zabraknie zapału, sumiennej i cięż-kiej pracy.

* Ma ojciec doskonałe relacje z redakcją Podlaskiego Kwartalnika Kulturalnego. Czy to za jego przyczyną zajął się ojciec pisa-niem wstępów do tomików młodych poetów?

- Jest to zasługa redaktora naczelnego, który zwrócił się kiedyś do mnie z taką propozycją. Nie mogłem mu przecież od-mówić, chociaż ostrzegałem go, że jestem trudnym partnerem do współpracy. Ale Grzegorz Michałowski nie ustąpił, no i teraz musi mnie dłużej znosić.

* Jakich refleksji dostarcza ojcu to zajęcie?

- Czytanie wierszy ma na mnie ogromny duchowy wpływ. Dzięki tym wielu mło-dym talentom, promowanym przez „Bi-blioteczkę Podlaskiego Kwartalnika Kul-turalnego”, uczę się przez cały czas czegoś dla mnie nowego. Słucham z uwagą, co mają do powiedzenia młodsi koledzy po piórze. Są przecież uważnymi

obserwato-rami rzeczywistości. Dlatego nie może dziwić, iż chcą mieć w tym wszystkim co się wokół nich dzieje własny głos. To uczy odpowiedzialności za słowo, które jest tak samo delikatne jak dusza i serce człowieka. Łatwo nim zranić, zrobić krzywdę, zdradzić, ale też można dać wiele radości i szczęścia.

* Kto z recenzowanych ostatnio młodych autorów z Podlasia wydaje się ojcu szczególnie obiecujący?

-

Nie chcę prorokować, bo to nie jest w mojej kompetencji. Nigdy nie przewi-dzimy dalszej drogi artystycznej kogokolwiek. Czasem dobrze zapowiadają-cy się talent okaże się „za krótki” w tym wyścigu do mety. Innym razem, pier-wszy opublikowany wiersz, czy wydany tomik, rozpoczyna piękną przygodę po wertepach ludzkich myśli, marzeń i snów. I wtedy ktoś naprawdę może stać się wielkim poetą. Nie może jednak przy tym nigdy zatracić dystansu i po-kory do siebie. Bunt przecież nie zawsze oznacza szczęśliwe zakończenie.

Dziękuję za rozmowę

76

Weronika Łopacka

Powiązane dokumenty