• Nie Znaleziono Wyników

w kształceniu humanisty i edytora

S

zybki rozwój humanistyki w pierwszej połowie XX wieku widocz-ny jest w rosnącej liczbie poprawwidocz-nych naukowo edycji autorów star-szych, dziś opracowywanych przeważnie zgodnie z wymogami zasad edytorskich, i to zarówno edycji tekstów historycznych, jak i literac-kich. Porównując stare zbiory tekstów zainicjowane jeszcze w XIX wie-ku — takie jak „Monumenta Poloniae Historica” czy „Biblioteka Pisa-rzów Polskich” — z ich odpowiednikami wydanymi w okresie powojennym, stwierdzamy bez trudu ogromną różnicę leżącą u pod-staw metody przygotowywania edycji współczesnych. Nie są one obec-nie jedyobec-nie przedrukami tekstów starszych czy pierwodruków, pozba-wionymi obszerniejszego opracowania czy komentarza, jak to bywało w edycjach wcześniejszych, jeszcze dziewiętnastowiecznych.

Różnice te łatwo unaocznia porównanie wydanych przez Augusta Bielowskiego tomów „Pomników Dziejowych Polski” z tekstami opraco-wanymi w okresie powojennym. Takie jednak zestawienie byłoby — moim zdaniem — nieco krzywdzące dla ogromu pracy włożonej w na-ukowe edytorstwo przez uczonych dwudziestolecia międzywojennego.

„Biblioteka Pisarzów Polskich” stanowić może tutaj ilustrację tezy o stopniowym udoskonalaniu warsztatu edytorskiego w Polsce w okre-sie po uzyskaniu niepodległości.

Początkowo, jeszcze u schyłku XIX wieku, teksty „Biblioteki Pisa-rzów Polskich” były właściwie przedrukami, zresztą nie najbardziej sta-rannymi, druków starszych, zaopatrzonymi w krótką przedmowę. Taki charakter nosi np. edycja Zygmunta Celichowskiego Historii, która się stała w landzie (1891) czy Józefa Korzeniowskiego Rymów duchow-nych Sebastiana Grabowieckiego (1893). Edycje te zaopatrywano naj-częściej w krótki słowniczek wyrazów przestarzałych lub mało używa-nych oraz opis starego druku, służącego za podstawę wydania: tekstu

nie ustalono krytycznie, nawet jeśli wydawca dysponował dwiema róż-nymi edycjami. Taki sposób wydawania niewiele w istocie różnił się od edycji z pierwszej połowy wieku lub nieco późniejszych, wielce zresztą zasłużonych inicjatyw wydawniczych Tadeusza Mostowskiego, który jako jeden z pierwszych udostępnił szerokim kołom czytającej publicz-ności polskiej szereg bezcennych tekstów staropolskich.

Dziś łatwo byłoby krytykować sposób opracowania tekstów publiko-wanych przez edytorów dziewiętnastowiecznych, jednak naonczas kry-teria wydawania starych tekstów były odmienne. Nie wolno też zapo-minać, iż w rozdzielonej trzema zaborami Polsce praca naukowa wymagała ze strony uczonego znacznego osobistego poświęcenia; po-równanie zaś tekstów znajdujących się w bibliotekach różnych państw zaborczych sprawiać mogło sporo trudności bądź to politycznych (za-borca przecież nie zawsze życzył sobie obecności polskiego uczonego na swoim terytorium), bądź też po prostu finansowych, w czasach kie-dy nauka Polska nie istniała w sensie instytucjonalnym i wydawca po-dróżował na swój koszt i ryzyko. Dlatego też edytorom dziewiętnasto-wiecznym bardziej zależało na przekazaniu samego tekstu niż na jego poprawnym, krytycznym ukształtowaniu.

Postawa ta okazała się zresztą prawidłowa, jeśli zważymy, iż treuga dei schyłku XIX wieku skończyła się w ogniu dział pierwszej wojny światowej, przynoszącej nieodwracalne straty w materiałach, szczegól-nie jeśli chodzi o rękopisy. Do dziś szczegól-nie możemy odżałować, iż szczegól-nie wyda-no, choćby niepoprawnie, szeregu tekstów, które obecnie należą już do legendy. Tego błędu nie popełnił w dwudziestoleciu międzywojennym Karol Badecki, ocalając dla naszej kultury druki dziś już stracone — edy-cje jego stanowią dla polonistyki, i nie tylko dla niej, wartość podsta-wową, mimo iż z punktu widzenia ścisłości naukowej niejedno można im zarzucić.

Bywało i tak, że przedruki dziewiętnastowieczne wprowadzały do historii literatury dzieło skądinąd nie mogące liczyć na szerszą znajo-mość, gdyż ukryte w jedynym zachowanym egzemplarzu nigdy bez tego przedruku nie stałoby się własnością powszechną i nie dotarłoby do świadomości czytelniczej szerszego grona zainteresowanych bada-czy. Przykładów dostarczyć można wiele, trudno jednak o lepszy niż wspomniana już edycja Rymów duchownych Grabowieckiego, wydana w 1893 r. przez Józefa Korzeniowskiego; w tym przypadku obie wojny wprawdzie oszczędziły unikatowy egzemplarz Biblioteki Czartoryskich, jednak wydanie poety, mimo iż bardzo niestaranne, wprowadziło tekst Rymów... do świadomości polonistycznej — tym samym więc spełniło i spełnia do dziś swą podstawową funkcję, chociaż bardziej wymagający czytelnik sięgać dziś musi do pierwodruku.

Trudno więc wobec wymogów chwili bieżącej podważać celowość najstarszej metody naszych edytorów, przedrukowujących teksty w celu upowszechnienia i uchylających się w zasadzie od ich krytycz-nego opracowywania, jakkolwiek sprzeciwiałoby się temu serce filolo-ga. Przykłady wydawców zagranicznych wyraźnie zresztą świadczą o wielkiej i wyraźnej fali powrotu do przedruków, a nawet fotomecha-nicznych odbitek tekstów dawnych autorów. Podobnie jak nasi wy-dawcy z końca XIX wieku postępują wszakże liczni edytorzy tekstów nowołacińskich w Niemczech Zachodnich czy w Holandii; ograniczają się oni jedynie do odnotowania na końcu książki niewątpliwych błędów druku, niekiedy zaś rezygnują nawet i z takiej, najprymityw-niejszej interwencji edytorskiej w podawanym do przedruku czy foto-grafii tekście. Zalety takiej, ułomnej skądinąd metody upowszechnia-nia starego tekstu są oczywiste, szczególnie z uwagi na jej przydatność dla celów naukowych. Badacze mogą dzięki niej dyspono-wać tekstami unikatowymi, trudno dostępnymi i niechętnie wypoży-czanymi z bibliotek. Fototypiczne wydania szeregu autorów szesnasto-wiecznych, przedsięwzięcie np. znanej oficyny wydawniczej Fink-Verlag z Monachium, dobrze przysłużyły się nauce światowej.

Żałować należy, iż w zakresie upowszechniania fotomechanicznych czy kserograficznych odbitek starych dzieł jesteśmy tak bardzo opóź-nieni wobec czołówki światowej, zwłaszcza że sama procedura nie wydaje się specjalnie kosztowna. Powróćmy jednak do problemów edytorstwa właściwego, sensu stricto.

W dwudziestoleciu międzywojennym wydawcy odeszli od prymi-tywnych, widocznych w wydaniach sprzed pierwszej wojny światowej form upowszechniania tekstu staropolskiego. Wiele tekstów wydanych w tym czasie w „Bibliotece Pisarzów Polskich” stanowi prawdziwe wy-dania krytyczne; przede wszystkim prezentują je edycje popularnej lite-ratury ludowej publikowane przez Juliana Krzyżanowskiego. Inne opa-trzone zostały dość nawet rozbudowanym aparatem porównawczym, zestawiającym podobne wątki i miejsca paralelne z literatury, jak np.

nieco wcześniejsza edycja Rejowego Zwierzyńca.

Uwzględniwszy stały postęp w opracowywaniu edycji, widoczny w okresie dwudziestolecia, mówić więc można o ewolucyjnym rozwoju

„Biblioteki Pisarzów Polskich”, polegającym na stopniowym wprowa-dzaniu nowych metod badawczych do kolejnych opracowań serii. Już pierwsze edycje powojenne wprowadziły tak wiele zmian w naukowym wyposażeniu serii, iż nie bez racji nadają one niemal całkiem nowy cha-rakter, wysuwając polskie edytorstwo naukowe do czołówki światowej.

Ostateczna koncepcja tomu „Biblioteki Pisarzów Polskich” ukształto-wała się zresztą nie od razu.

Niewątpliwie ostatnie rozwiązania, widoczne w tomach wydawa-nych w latach sześćdziesiątych, stanowią rezultat metod powoli wypra-cowanych przez wybitnych edytorów polskich zarówno tych, którzy sami działali tu jako wydawcy i redaktorzy tekstów, jak i współtwo-rzących organizacyjnie serię (spośród wielu zasłużonych wspomnieć trzeba, exempli gratia, Marię Renatę Mayenową, Władysława Floryana, Konrada Górskiego, Juliana Krzyżanowskiego, Jerzego Woronczaka).

Dodać przy tym trzeba, że widoczna ostatnio tendencja wydawania dzieł starszych w ich pierwotnej formie, w postaci dokładnych odbitek pierwodruków, stanowi z edytorskiego punktu widzenia proceder od-mienny od rozpowszechnionego na Zachodzie, wspomnianego wyżej powielania w formie odbitek fotograficznych czy kserograficznych, edy-cje bowiem „Biblioteki Pisarzów Polskich” zaopatrzone są w cały aparat naukowy, tak iż tekst podstawowy stanowi tylko punkt wyjścia dla właściwej edycji. Dyskusyjną sprawą przy tym postępowaniu, niezwy-kle pracochłonnym, wydawać się może dobór autorów i tekstów prze-znaczonych do publikowania odpowiadającego wymaganiom najbar-dziej surowej krytyki naukowej. Dyskusyjne też może być pytanie, czy w przyszłości wszystkie publikowane w tej serii teksty ma się tak właśnie udostępniać, czy też nie lepiej byłoby wyodrębnić jakąś szcze-gólną grupę utworów przeznaczoną do wydania z pełnym pietyzmem

— tu przykładem mogą być teksty wspomnianego już Grabowieckiego, stanowiące swoisty unikat.

Postęp widoczny w wypracowywaniu zasad edytorstwa naukowego w okresie powojennym pozwala mówić o wyraźnej „zmianie jakościo-wej”, ponieważ metody wprowadzone w życie w „Bibliotece Pisarzów Polskich” miały wpływ i na inne inicjatywy wydawnicze, z mniejszym czy większym powodzeniem przyczyniając się do wzbogacenia dorobku naszego edytorstwa (że wymienimy „Bibliotekę Pisarzów Śląskich”, w której serii A [starośląskiej] ukazała się cenna edycja Roździeńskiego).

O znaczeniu inicjatyw wydawniczych łączących się z serią „Bibliote-ki Pisarzów Pols„Bibliote-kich” mówić można także i z innych względów. Zmienił się bowiem w niemałym stopniu charakter serii, gdyż zrezygnowawszy z osobnego wydawania zbioru poetów polsko-łacińskich, zainicjowane-go jeszcze przez Akademię Umiejętności w Krakowie u schyłku po-przedniego wieku („Corpus Antiquissimorum Poetarum Poloniae Lati-norum”), włączono zaplanowane tam utwory do „Biblioteki Pisarzów Polskich”. Tak więc właśnie w „Bibliotece Pisarzów Polskich” ukazało się wydanie Andrzeja Trzecieskiego, przygotowane pierwotnie dla zbio-ru poetów polsko-łacińskich; podobnie osobną wersję, przeznaczoną specjalnie dla serii polonistycznej, otrzymały również pisma Klemensa Janickiego.

Edycje te sygnalizują powstanie nowej problematyki, domagającej się przewartościowania wielu dotychczasowych pojęć w zakresie edy-torstwa polonistycznego. Związki wzajemne tradycji klasycznej i pol-sko-łacińskiej z piśmiennictwem w języku rodzimym, zyskując coraz więcej uwagi w oczach historyków literatury, nie zawsze cieszą się po-dobnym uznaniem u edytorów — stanowić to już może istotny problem.

O ile bowiem posiadamy szereg opracowań wpływu tradycji klasycznej na poszczególnych pisarzy polskich (Tadeusz Sinko, Kazimierz Kuma-niecki, Maria Cytowska, Lidia Winniczuk, Janina Czerniatowicz i in.), tradycję zaś piśmiennictwa polsko-łacińskiego w coraz większym stop-niu uwzględniają badania polonistyczne, zrywające obecnie z wyraź-nym jeszcze w pracach badaczy z początku XX wieku rozdziałem mię-dzy obu literaturami, o tyle w edytorstwie naukowym tradycje te uwzględniane są w stopniu nie zawsze odpowiadającym ich rzeczywi-stej roli.

Widoczne to jest najczęściej w braku fragmentów paralelnych z tek-stów pisarzy antycznych, w nieuwzględnianiu słownictwa starożytnego, jeśli chodzi o stronę merytoryczną edycji, od strony zaś metodycznej aparat krytyczny ustala się niejednokrotnie bez uwzględniania doświad-czeń filologów klasycznych; co więcej, istnieją dwie szkoły opracowy-wania aparatu krytycznego — odmienna u historyków, odmienna u filo-logów. Te same teksty wydane przez historyka i przez filologa otrzymują inny aparat krytyczny, co niewątpliwie stanowić może utrud-nienie dla mniej przygotowanego czytelnika.

Komplikacje te ukazało włączenie do edytorstwa polonistycznego także autorów piszących po łacinie, podczas gdy poprzednio, kiedy po-lonistyczne edytorstwo ograniczało się do autorów tworzących w języ-ku rodzimym, sprawy te nie ujawniały się może tak wyraźnie. Widocz-ne to jest nie tylko w czołowej serii polonistyczWidocz-nego edytorstwa naukowego — „Bibliotece Pisarzów Polskich”. Także w instrukcji dla wy-dawców tekstów staropolskich opracowanej przez Ossolineum, a stano-wiącej pod wieloma względami podsumowanie idei, którymi kierowało się powojenne naukowe edytorstwo starszych tekstów, nie znajdziemy próby ustosunkowania się do specyficznych zagadnień edytorstwa tek-stu polsko-łacińskiego. Jest to o tyle zrozumiałe, iż do niedawna nie wchodziło ono jeszcze w zakres polonistyki, literatura bowiem pol-sko-łacińska stanowiła domenę filologów klasycznych. Będą się oni zresztą zajmować nią także i w przyszłości, nie będzie już jednak możli-we traktowanie wiedzy o literaturze polsko-łacińskiej jako dziedziny sa-moistnej, niezwiązanej z polonistyką; w tym sensie edytorstwo tekstów polsko-łacińskich należeć będzie jednak do polonistyki specyficznie po-jętej i w ogromnej mierze z filologią klasyczną związanej.

Rozwój wiedzy ogólnej, historycznoliterackiej oraz stopniowo postę-pująca integracja rozdzielonych dotąd dziedzin naukowych sprawiają jednak, iż przed edytorstwem tekstów starszych pojawiają się trudności dotąd nieprzewidywane. Przejawiają się one nie tylko w polonistyce, widoczne są w wielu filologiach nowożytnych (np. w germanistyce czy romanistyce), wynikają zaś ze stopniowego odchodzenia od tradycji ro-mantycznej historiografii i filologii, widzących jedynie w twórczości w językach narodowych godny zainteresowania przedmiot badawczy, opracowywany przede wszystkim pod kątem jego oryginalności i nieza-leżności od antycznych wzorów.

Jednak wymogi, jakie nowoczesne edytorstwo stawia przed wy-dawcą, rosną szybciej niż możliwości przygotowania odpowiednich kadr. Na poprawną edycję tekstu, opracowanego w myśl obecnie uzna-wanych rygorów, trzeba więc czekać latami. Stąd coraz powszechniej-sze powielanie starych tekstów z pominięciem właściwego ich opraco-wania.

Przyczyn tego stanu jest wiele, także między innymi zbyt późne uświadomienie sobie przydatności filologii klasycznej i metod przez nią wypracowanych w badaniach nad piśmiennictwem nowożytnym.

W pracach historycznoliterackich badacze, wyrośli w tradycji szkoły klasycznej, umieli bez trudu sprostać wymogom stojącym przed nauką;

toteż niedawno opublikowane syntezy piśmiennictwa starszego w pełni uwzględniają dorobek piśmiennictwa nie tylko w języku rodzi-mym, ale także i polsko-łacińskiego (np. cenna książka Juliusza Nowa-ka-Dłużewskiego o okolicznościowej poezji politycznej w Polsce).

Z edytorstwem tekstów jest jednak nieco gorzej; tu bardziej odczuwa się już brak filologicznych umiejętności, szczególnie w edytorstwie piś-miennictwa staropolskiego. Odłogiem leżą edycje historyków staropol-skich, gdyż istniejąca kadra z trudem sprostać może zadaniom najpil-niejszym związanym z edycją autorów średniowiecznych, nie starcza zaś już badaczy, by podjąć się krytycznego wydania takich autorów re-nesansowych, jak Kromer czy Orzechowski.

Odbija się to w pierwszym rzędzie na edytorstwie, jest ono bowiem dziedziną, w której od razu i najwyraźniej ujawniają się braki w opano-waniu języków klasycznych. W pracy typu historycznego wystarcza naj-częściej powierzchowna znajomość języka — dość tu na ogół zrozumieć tekst, stosunkowo łatwo też ukryć niewłaściwe zrozumienie czy nie-słuszną interpretację cytowanego fragmentu. Coraz częściej zresztą w pracach historycznych i historycznoliterackich spotykamy się z ko-rzystaniem z przekładów, co czasem prowadzi do zabawnych nieporo-zumień, gdy autor w przypadku pominięcia oryginałów łacińskich (czy greckich) nie orientuje się, że korzysta z niewłaściwego lub

niedokład-nego tłumaczenia. Edycji czy komentarza edytorskiego bez dokładnej znajomości języka opracować się jednak nie da.

Przy obecnym niedostatku kwalifikowanych filologów sytuację po-garsza jeszcze fakt, iż wyraźnie, wskutek wspomnianego już odejścia od romantycznego punktu widzenia w ocenie dzieł literatury dawniejszej, zwiększyło się w filologii nowożytnej zapotrzebowanie na pracowni-ków dysponujących szerokim i gruntownym wykształceniem klasycz-nym. O to zaś coraz trudniej. Rażące zaniedbania szkolnictwa, których szczytowy punkt przypada na lata sześćdziesiąte, zaczną niebawem w nauce fatalnie owocować; niski poziom wykształcenia klasycznego kandydatów na studia jest rzeczą dostatecznie już znaną i wielokrotnie omawianą.

Nie tu miejsce na przytaczanie wielokroć powtarzanych argumen-tów o szkodliwości bezwzględnego usunięcia ze szkoły średniej naucza-nia języków i kultury klasycznej. Wspomnieć jednak należy, że na pro-ces nauczania humanistyki uniwersyteckiej rzutuje ono zgoła złowróżbnie. Jeśli skarżymy się dziś, nie bez racji, na żałosny stan przy-gotowania kandydatów na wyższe studia humanistyczne i na kłopoty z nimi w czasie studiów, to stwierdzić trzeba, iż niemałą winę ponosi tu właśnie drastyczne zredukowanie nauczania łaciny i kultury klasycznej.

Stanowią one podstawę nie tylko studiów nad staropolszczyzną, lecz także i wszystkich inny dziedzin kultury współczesnej, zaczynając od gramatyki opisowej (której znajomość w szkole zmniejszyła się wydat-nie wraz ze zmierzchem łaciny), na kulturze współczesnej kończąc — zrozumienie jej jest, wbrew pozorom, niezwykle utrudnione bez dobrej znajomości antyku (by przytoczyć klasyczny przykład Ulissesa Joyce’a).

Oczywiście najgroźniej odbija się to na studium wszelkiej kultury star-szej, ma jednak bez wątpienia wyraźne reperkusje i dla całokształtu dy-daktyki uniwersyteckiej.

Coraz trudniej znaleźć na humanistyce uniwersyteckiej studentów, którzy z pełnym zrozumieniem uczestniczyć mogą w seminariach i za-jęciach z literatury czy kultury starszej; dotyczy to zarówno seminariów historii literatury, jak i seminariów historycznych. Trudno się dziwić:

nie posiadając żadnego prawie przygotowania w zakresie znajomości języków antycznych — przede wszystkim łaciny, o grece bowiem już od dawna nawet się nie wspomina — nie mogą oni uporać się z elementar-nymi, wydawałoby się, kwestiami interpretacji, niemal wszyscy grzeszą też nieznajomością kultury antycznej w ogóle. Na rezultaty nie trzeba długo czekać: seminaria staropolskie świecą pustkami. Mało kto umie sobie bowiem poradzić z trudnościami wynikającymi z niemożności ro-zumienia podstawowych tekstów literackich, z obfitymi w tym piś-miennictwie aluzjami do kultury antycznej i do mitologii, z cytatami

z łaciny, trudnościami, które dla studentów kończących studia jeszcze w początkach lat pięćdziesiątych, a więc wychowanych w gimnazjum starego typu, nie przedstawiały specjalnych problemów. Miarą trudno-ści może być fakt, iż wydany w 1927 r. przez Stanisława Kota i Ignace-go ChrzanowskieIgnace-go podręcznik do ćwiczeń uniwersyteckich pt. Hu-manizm i reformacja w Polsce dziś nie nadaje się całkowicie do użytku, ponieważ nikt ze studentów nie potrafiłby się nim posługiwać, przypuszczać zaś należy, iż co młodsi pracownicy i wykładowcy także.

Stan ten napawać może niepokojem nie tylko specjalistę od piś-miennictwa staropolskiego, lecz także i szersze kręgi osób odpowie-dzialnych za nauczanie uniwersyteckie i rozwój życia naukowego. Braki bowiem w kadrze specjalistycznej, już teraz widoczne, rzutować będą niebawem i na plany edytorskie. Można przewidzieć, iż coraz trudniej będzie o wydanie tekstu starszego w taki sposób, jak to postuluje współczesna nauka, a niewątpliwy postęp w edytorstwie naukowym, ja-kiego byliśmy świadkami w latach powojennych, zahamowany może zo-stać aż nadto szybko i nieodwracalnie, jeśli w porę nie zdobędziemy się na środki zaradcze.

W szerszym aspekcie odwrót od kultury antycznej, tak widoczny dziś w programach szkolnych, zaowocuje nieoczekiwanie w dziedzinie wszystkim bliskiej; doprowadzić bowiem może do zerwania więzi z ogromnymi połaciami kultury narodowej. Jest to tym bardziej niepo-kojące, iż właśnie obecnie, dzięki pracom takich uczonych jak Henryk Barycz, Władysław Czapliński, Jarema Maciszewski, Janusz Tazbir i An-drzej Wyczański, w coraz większym stopniu skłonni jesteśmy kulturę staropolską, w niedawnym okresie potępianą jako obcą kulturze ludo-wej czy kosmopolityczną, uznawać za swoją. Nie zamykając oczu na wady umysłowości, kultury i literatury staropolskiej, jesteśmy dziś świa-domi, że bez poznania tej właśnie kultury nie możemy w pełni zrozu-mieć dorobku naszej obecnej rzeczywistości i że także obecnie może ona być źródłem wartości humanistycznych, moralnych i ideowych.

Szczególnie to ważne w odniesieniu do młodego pokolenia, dla którego kultura romantyczna traci swą siłę atrakcyjną, coraz słabiej przemawia do serc i wyobraźni.

Kultura staropolska, szczególnie kultura renesansowa, niezwykle oryginalna i twórcza, nie może stać się kulturą martwą. Wzrost obojęt-ności wobec epok dawnych, brak zrozumienia dla własnej przeszłości szczególnie groźny musi się wydawać w epoce, której osiągnięciem jest zatarcie różnic społecznych i uczynienie ogólnonarodowym tego, co dotychczas było własnością jedynie wąskich, wysoko wykształconych kręgów społecznych. Odsunięcie od dorobku dawnej polskiej kultury polonistów młodego pokolenia, w przeważnej większości

rekrutu-jących się z warstw przez stulecia pozbawionych możności korzystania z dobrodziejstw kultury uprzywilejowanej elity, byłoby zjawiskiem god-nym pożałowania, a błędy popełnione w tym względzie okazać by się mogły trudne do naprawienia. Niepokój jest tu na miejscu, gdy zważy-my na ogromne osiągnięcia polonistyki staropolskiej zwłaszcza w ostat-nim dwudziestopięcioleciu, kiedy to nie tylko rozwinął się kunszt edy-cji tekstów starszych, lecz w parze z nim szło ożywienie badań historycznoliterackich. I chociaż w zakresie podstawowych kulturo-wych i literackich zjawisk staropolszczyzny do dziś notujemy wielkie zaniedbania (by wspomnieć choćby tylko brak monografii Kochanow-skiego, odpowiadającej stanowi wiedzy światowej o epoce renesansu [zob. J. P e l c: Jan Kochanowski: szczyt renesansu w literaturze pol-skiej. Warszawa 1980, 1987, wyd. popr. 2001], oraz fakt, że książka Aleksandra Brücknera sprzed ponad pół wieku nadal stanowi podsta-wowe źródło informacji o twórczości Reja), to przecież w latach ostat-nich odkryto całe połacie piśmiennictwa staropolskiego, uzupełniono luki w badaniach poprzedników, stworzono szerokie podstawy do syn-tezy epoki.

Tendencja ogólna tych rozważań jest jednoznaczna: studium kultu-ry starożytnej, filologii klasycznej sensu stricto stanowi niezbędny wa-runek przy opracowywaniu wszelkiej kultury starszej i umożliwia jej prawidłowy odbiór. Bez filologii nie do pomyślenia jest wykształcenie

Tendencja ogólna tych rozważań jest jednoznaczna: studium kultu-ry starożytnej, filologii klasycznej sensu stricto stanowi niezbędny wa-runek przy opracowywaniu wszelkiej kultury starszej i umożliwia jej prawidłowy odbiór. Bez filologii nie do pomyślenia jest wykształcenie