• Nie Znaleziono Wyników

Z warsztatu teologa

86

Naturalną rzeczą jest także, że chrześcijanin cierpi z powodu śmierci osób, które miłuje. „Jezus zapłakał” (J 11,35) nad grobem swego przyjaciela Łazarza. I my możemy i powinniśmy opłakiwać naszych zmarłych przyjaciół.

Opór, jakiego człowiek doznaje w obliczu śmierci, i możli-wość przezwyciężenia tegoż oporu, kreuje w nas charakterystycz-ną postawę, która nas różni radykalnie od zachowania innych żywych istot. W ten sposób śmierć jest dla człowieka szansą i wręcz koniecznością świadomego wylegitymowania się z pełni swego człowieczeństwa.

Wiara i nadzieja pouczają nas o innym obliczu śmierci. Lęk przed śmiercią Jezus przyjmował w blasku woli Ojca (Mk 14,36).

On umierał, „aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli” (Hbr 2,15). W tym świetle już św. Paweł może odpieczętować w nas tęsknotę za przebywa-niem u Chrystusa; tę pośmiertną wspólnotę z Chrystusem do-strzega Apostoł w zestawieniu z obecnym życiem jako przebywa-nie „o wiele lepsze” (Flp 1,23). Wyższość tego życia polega zaś na tym, iż trwając „w ciele” osiągamy pełnię naszej egzystencjalnej rzeczywistości; w odniesieniu jednak do owej pełnej wspólnoty po śmierci „wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana” (2Kor 5,6). I nawet wówczas, kiedy w śmierci nieuchronnie rozstajemy się z tym ciałem, przyj-mujemy ją w dobrym usposobieniu, owszem – możemy za nią nawet tęsknić, na ile prowadzi nas ona ku pełni świadomości, że „chcielibyśmy opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana”

(2Kor 5,8). Owa mistyczna tęsknota za wspólnotą z Chrystu-sem po śmierci, która może współistnieć z naturalnym lękiem przed śmiercią, może pojawiać się częściej i występować łącznie z normalnym zaniepokojeniem w obliczu śmierci, i jako taka jawi się wielokroć w duchowej tradycji Kościoła, przede wszyst-kim w myśli świętych Pańskich i musi być pojmowana w swym prawdziwym znaczeniu. Jeżeli jednak owo utęsknienie prowadzi

Ks. Alfons Józef Skowronek – Śmierć chrześcijanina 87 do tego, aby Boga sławić własną śmiercią, wówczas nie dzieje się to w żadnym wypadku poprzez pozytywne wartościowanie tego stanu samego w sobie, w którym dusza obchodzi się bez ciała, lecz życie w nadziei, iż przez śmierć Pana zyskujemy uczestnictwo w Jego własnym umieraniu. Śmierć jawi się nam wtedy jako bra-ma otwierająca do wspólnoty z Chrystusem a nie jako uwolnienie dla duszy w relacji do ciała, które byłoby jej ciężarem.

W duchowej tradycji Wschodu często natrafiamy na myśl, że śmierć jest dobrem, na ile prezentuje założenie i warunek dla przyszłego zmartwychwstania w chwale. Jeżeli więc nie jest możliwe, aby bez zmartwychwstania nasza natura przeobraziła się ku lepszemu, a powstanie z martwych nie może nastąpić bez uprzedniej śmierci i swego zmartwychwstania, wtedy jest ona, nasza śmierć, początkiem i drogą przemiany ku lepszemu, jest po prostu dobrem. Chrystus wystawił swej śmierci i swemu zmar-twychwstaniu certyfikat określonego dobra. Obrazowo mówiąc:

Powalonemu podał rękę, pochylając się jednocześnie nad naszy-mi zwłokanaszy-mi. Do tego stopnia pragnął zbliżyć się do człowieka, że zainaugurował zmartwychwstanie całej ludzkości. W tym sensie przemienił upadek w imponujące powstanie.

Także ból i choroba, które są początkiem procesu wiodącego ku śmierci, mają być przez chrześcijanina akceptowane w nowy sposób. Już same w sobie są przeżywane jako ciężar, lecz czy-nią to jeszcze bardziej boleśnie, gdyż stanowią znaki świadczące o zbliżaniu się kresu życia biologicznego. I oto teraz zyskujemy uczestnictwo w Chrystusowej męce i w miarę jak ją przyjmuje-my, jednoczymy się z czynem, w którym Pan własne swe życie złożył Ojcu na zbawienie świata. Każdy z nas ma poświadczyć, jak kiedyś uczynił to Paweł: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24). Przez łączność z męką Pańską prowadzeni jesteśmy także do uczestnictwa w chwale Chrystusa zmartwychwstałego: „Nosimy nieustannie w ciele

Z warsztatu teologa

88

naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele” (2Kor 4,10).

Nie wolno nam też smucić się z powodu śmierci przyjaciół

„jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei” (1Tes 4,13). Ci bowiem zwykli lamentować i opłakiwać, i załamywać ręce nad tymi, któ-rzy odeszli na zawsze; my natomiast pocieszamy się, jak Augu-styn przy śmierci swej matki, myślą: Ta matka (Monika) ani nie popadała w rozpacz, ani nie umierała.

Ów pozytywny aspekt śmierci jest osiągany w sposób, który Nowy Testament nazywa „Umieraniem w Panu”: „Błogosławie-ni, którzy w Panu umierają”. To „umieranie w Panu” zasługu-je na naśladowanie, na ile prowadzi do szczęśliwości wiecznej i jest przygotowywane w świętości życia. „Błogosławieni, którzy w Panu umierają… Zaiste, mówi Duch, niech odpoczną od swo-ich mozołów, bo idą wraz z nimi swo-ich czyny” (Ap 14,13). W ten sposób całe nasze ziemskie życie po śmierci jest zorientowane na wspólnotę z Chrystusem.

Ponieważ wspólnota z Chrystusem jest bez wątpienia wyższą wartością niż nasza ziemska egzystencja, dlatego życie doczesne nie może być traktowane jako wartość najwyższa. W odniesie-niu do świętych Pańskich stan ten usprawiedliwia ich mistyczną tęsknotę za śmiercią, która jest fenomenem często u nich zacho-dzącym. Na tę śmierć przygotowują nas sakramenty. Chrzest, w którym w mistyczny sposób umieramy, toruje nam drogę do uczestnictwa w zmartwychwstaniu Pana (Rz 6,3-7). Przyjmując Eucharystię, która jest lekarstwem nieśmiertelności, chrześcijanin otrzymuje gwarancję uczestnictwa w zmartwychwstaniu Pana.

Rychło zaczęły się tworzyć – i to pewnie pod wpływem wiary w zmartwychwstanie umarłych – chrześcijańskie obrządki przy pogrzebach zwłok chrześcijan. Wymowny jest sam język w słowie cmentarz (greckie koimetorion = dormitorium = miejsce wiecz-nego spoczynku). Przez długie wieki istniał zakaz palenia zwłok chrześcijan. Kościół katolicki dzisiaj już nie wzbrania tej praktyki.

Ks. Alfons Józef Skowronek – Śmierć chrześcijanina 89 Kościół wyznaje, że jakakolwiek skaza na duszy jest prze-szkodą dla zażyłego spotkania z Bogiem. Zasada ta nie musi być rozumiana jedynie w odniesieniu do niegodnych postaw, które łamią i niszczą definitywnie przyjaźń z Bogiem (grzechy śmier-telne), lecz i tych, które ową przyjaźń przyćmiewają i dlatego aby owo spotkanie w ogóle mogło nastąpić, potrzebne jest oczysz-czenie. Wspomnieć tu należy tak zwane grzechy powszednie i lekkie oraz ich konsekwencje, a także sakrament namaszczenia chorych. Wspólnotę z Bogiem możemy utrzymywać tylko wtedy, kiedy upodabniamy się do Chrystusa, gdy z Bogiem pielęgnujemy przyjaźń.

Wiara Kościoła w tej kwestii wyraża się w modlitwach za zmarłych; świadczą o tym liczne bardzo stare świadectwa w ka-takumbach, a które ostatecznie są zakodowane w świadectwie drugiej Księgi Machabejskiej (12,45), gdzie czytamy, iż jest to

„myśl święta i pobożna” modlić się za zmarłych. Zakłada się, iż modlitwy te mogą wiernym zmarłym pomagać w oczyszczeniu się z grzechów. Taki jest po dziś dzień sens naszych modlitw za zmarłych; są one wyznaniem wiary w istnienie stanu oczyszcze-nia z grzechów. Taki jest sens całej liturgii pogrzebowej, który nie może być zaciemniony. W liturgii bizantyjskiej dusza zmarłego przedstawia się sama i woła do Pana: „Ja pozostaję wizerunkiem Twej niewymownej chwały, gdy jestem zraniony grzechem”.

Kościół wierzy, że stan definitywnego potępienia trwa dla tych, którzy umierają obciążeni ciężkim grzechem. Całkowi-cie unikać jednak należy rozumienia w podobny sposób stanu oczyszczenia na spotkanie z Bogiem jako werdyktu potępienia, tak jakby różnica między nimi sprowadzała się jedynie do tego, że jeden trwałby wiecznie, a drugi czasowo; oczyszczenie po śmierci różni się całkowicie od ukarania potępionych. Dwa te stany są z sobą nieporównywalne. I faktycznie: stan, którego punktem centralnym jest miłość, i drugi, którego centrum stanowiłaby nie-nawiść – nie mogą z sobą być porównywane. Usprawiedliwiony

Z warsztatu teologa

90

żyje w miłości Chrystusa. W akcie śmierci jego miłość staje się bardziej uświadomiona. Miłość, która czuje się powstrzymana przed kontaktem z osobą umiłowaną, odczuwa to boleśnie, ale jest to ból oczyszczający. Święty Jan od Krzyża zauważa, iż Duch Święty oczyszcza duszę jako „żywy płomień miłości”, aby dotarła w region doskonałej miłości Boga, zarówno tu na ziemi jak i po śmierci, gdyby w tym sensie miałoby to być konieczne…

Józef Korn

Matko Różańcowa

Najświętsza Maryjo Matko Różańcowa Tobie oddajemy siebie

i świat cały –

od różnego rodzaju nieszczęść – zachowaj

i doprowadź do Twojego Syna chwały

Gdyż sami nic nie potrafimy uczynić – dopiero zwracając się z prośbą do Ciebie rodzą się dobre myśli

wstawiaj się przed Twoim Synem za tymi którzy są w potrzebie

Bo Ty Matko jednak inaczej niż Jonasz – co się nie godził z ocaleniem Niniwy – podchodzisz

do okazanego nam dobra przez matczyne miłosierdzie – tak jak Twój Syn

Dlatego codzienne i głośne wołanie na małych paciorkach

Różańca Świętego

do Ciebie Maryjo wraz z Chrystusem Panem do naszego Ojca

przeze mnie grzesznego

7.10.2015