• Nie Znaleziono Wyników

Wprowadzenie, czyli o „ramowaniu” problemu

Zdarzyło się niegdyś, że, przygotowując artykuł, rozpocząłem nie tyle od merytorycznego wprowadzenia, ile raczej – jak to ujął kie-dyś John Barth – od „krótkiej, zaimprowizowanej dygresji na temat…

wprowadzeń i wstępów”2. Tutaj (zważywszy, że mamy do czynienia ze słowem zapisanym) postąpiłem podobnie, znów u początku loku-jąc najpierw metatekstowy komentarz o samej czynności inicjowa-nia tekstu (książki), a więc coś, co nie będąc otwarciem rozważań sensu stricto, de facto jednak pewien początek stanowi. Zdecydowa-łem się na to z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, opowia-dam się po stronie tych z piszących, dla których refleksja o pisaniu zdaje się nie mniej atrakcyjna i istotna niż samo pisanie, i którzy – wierząc w  „prawa narracji” „równie nieubłagane, jak prawa fizy-ki, choć nie można ich istnienia potwierdzić doświadczalnie z taką samą precyzją”3 – ważą znaczenie wstępu i wprowadzenia. A wpro-wadzenie w rozważaną problematykę wymaga wszak możliwie pre-cyzyjnego dookreślenia co najmniej kilku kwestii, w tym tematu (za-gadnienia) i sposobu werbalizacji, czyli problemu i sposobu myślenia o  nim, celów i  kontekstów. A  wszystko to nie powinno razić roz-wlekłością i zajmować wiele miejsca, co czyni z wprowadzenia bo-daj najbardziej dychotomicznie nacechowaną część pracy, rozpiętą

2 J.  Barth: Opowiadać dalej. Opowiadania. Przeł. M.  Świerkocki. Warsza-wa 1999, s. 16.

3 R. Scholes, J. Phelan, R. Kellogg: The Nature of Narrative. The Johns Hop-kins University Press. 2009. Przywołuję za: J. Barth: Opowiadać dalej…, s. 6.

22

(zwykle lub w większości) pomiędzy potrzebą a możliwością, wyra-zistością myśli a niepokojem niedomówień. Najogólniej rzecz ujmu-jąc, wcale niebłahą rolą wprowadzenia zdaje się więc dostarczenie Czytelnikowi podstawowych danych o tym, z czym ma do czynienia i jak na poruszane tekstem kwestie zapatruje się autor. Ów autorski punkt widzenia należy tu podkreślić i wyeksponować z całą mocą.

Dziś wprawdzie coraz rzadziej zajmują nas intencje autora, koncen-trujemy się bardziej na samym tekście i jego sytuacyjnie negocjowa-nych znaczeniach, lecz w tym przypadku, uwzględniając sens i funk-cje tej części pracy, jest to nieodzowne. Wskazane wydaje się to tak-że w kontekście głośnej i modnej niegdyś diagnozy „śmierci autora”, kwestionującej (ukształtowaną zgodnie z tradycjami nowoczesnego – nie tylko – literaturoznawstwa) wizję autora niepodzielnie panujące-go nad tekstem4. I nie chodzi rzecz jasna o rewizję tej skądinąd in-teresującej i poznawczo inspirującej koncepcji „desakralizacji Auto-ra”, a tym bardziej o narzucanie określoności spojrzenia, bo przecież

„nie można czytać [książek – R.S.] na jeden sposób, wszystkim czy-telnikom wspólny i przy każdym odczytaniu jednaki (Maurice Blan-chot powiada nawet, że pisze się je, czytając…)”5, ile o wyjaśnienie i wskazanie intencji oraz przesłanek, z perspektywy których

autoro-4 R.  Barthes: Śmierć autora. Przeł. M.P.  Markowski. „Teksty Drugie” 1999, nr 1–2. Trzeba tutaj wyraźnie podkreślić, że ta silnie przemawiająca do wyobraźni metafora w gruncie rzeczy nie dezawuuje znaczenia i roli autora w procesach kre-acji literackiej czy artystycznej, a jedynie kwestionuje ukształtowany przez nowo-czesne literaturoznawstwo określony wariant koncepcyjny autora i przypisywane mu kompetencje. Wieszczy także reorganizacje w polu doświadczenia sztuki i inter-pretacji związane z partycypacyjnymi tendencjami współczesnej kultury artystycz-nej. W pewnym sensie, podobnie jak Barthes, rzecz ujmował, lecz o wiele wcześniej, Marcel Duchamp, pisząc, że „dzieło nie jest wyłącznie intencjonalną realizacją przy-jętego z góry zamierzenia, lecz na jego ostateczny kształt wpływa wiele nieprzewi-dzianych czynników, zaś interpretacja odbiorcy jest najważniejszym z nich”. M. Du-champ: Akt twórczy. W: C. Tomkins: Duchamp. Biografia. Przeł. I. Chlewiska.

Poznań 2001, s. 456.

5 Z. Bauman, R. Kubicki, A. Zeidler-Janiszewska: Życie w kontekstach. Roz­

mowy o tym, co za nami i o tym, co przed nami. Warszawa 2009, s. 22.

wi przyszło pracować. I które ostatecznie zdeterminowały kształt tej publikacji. Oczywiście Czytelnik nie musi ich podzielać, wiedzieć o nich jednak powinien. A to zadanie (o czym także już wcześniej pi-sałem) niełatwe, nie tylko w kontekście potencjalnych czytelniczych konkretyzacji pracy (niejednokrotnie tak różnych od intencji autora, iż zdaje się, że odbiorca czytał coś zgoła innego), ale także rzekome-go zdystansowania się piszącerzekome-go wobec własnerzekome-go tekstu, który to – zwykle we wprowadzeniu właśnie – wypada mu objaśnić i komento-wać. To też powoduje, że, nie przeceniając znaczenia wprowadzenia (szczególnie w obrębie publikacji naukowych), poświęcam mu więcej niż zazwyczaj uwagi, wiążąc z dość precyzyjnym omówieniem pro-blemu i strategii metodologicznej pracy. Po drugie, owo powtórze-nie, wtórne i niewolne od odwołań i intertekstualnych odniesień6, na swój sposób koresponduje z tematem i problemem niniejszej książki.

Nie o korespondencję jednak tylko chodzi, a o mechanizmy i dzia-łania, o których w dalszej części sporo piszę, a które to podejmowa-ne tutaj zagadnienie znacząco problematyzują. Wspomniapodejmowa-ne powtó-rzenie, a w szczególności intertekstualne odniesienia, dyskusyjnym bowiem czynią w pewnym stopniu nie tylko przedmiot rozważań, ale także kwestię identyczności wstępu i początku, źródeł refleksji, wreszcie granic samego tekstu. Przecież w  ponowoczesnej (post-strukturalnej) formule czytany i interpretowany tekst, nieustannie

„pączkując”, rozszczepia swą egzemplaryczność, rozplenia się na róż-ne strony, poddając kolejnym modyfikacjom, by ostatecznie prze-kształcić się w „rój tekstów, amorficzny i jak rój wciąż zmieniający swe granice”7.

6 Wszelako, nie zapominajmy o tym, zwracam zresztą na to uwagę we wstępie, że refleksja humanistyczna „rodzi się jako myśli o cudzych myślach, aktach woli, manifestacjach, ekspresjach, znakach”. M. Bachtin: Problem tekstu. Przeł. J. Fa-ryno. „Pamiętnik Literacki” 1977, z. 3, s. 265–266.

7 A.  Szahaj: Teksty na wolności (strukturalizm  – poststrukturalizm  – post mo­

der nizm). Dostępne w  Internecie: http://kulturawspolczesna.pl/archiwum/21993/

teksty-na-wolnosci-strukturalizm-poststrukturalizm-postmodernizm [data dostę-pu: 6.05.2017], s. 8. Podobnie o tekstach myśli wspomniany wyżej Roland Barthes.

24

Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Chociaż wcześniej o  niej nie wspomniałem, wydaje się warta uwagi. Można w niej wszak dostrzec (kolejny) czynnik wzmacniający celowość powyższych dygresji, ale też swoisty suplement do metatekstowej refleksji. Rzecz w tym, że nie sposób jej pominąć w kontekście powziętych rozważań, bo o tekst i pisanie właśnie chodzi. A ścisłej o kontekst cyrograficzności jako do-menę, z którą łączymy i w której umiejscawiamy między innymi dys-kurs naukowy. Pośrednio wiąże się to z relacją/opozycją8 – ustny/pi-sany (oralność/cyrograficzność), bezpośrednio natomiast odnoszę się do niebudzącego dziś sprzeciwu prymatu pisma w przestrzeni dys-kursu nauki. Oczywiście musimy być świadomi, że dyskurs to różne formy i media, to także wypowiedź i mowa, cyrograficzność jednak pozwala nadać mu ten rodzaj wnikliwości, uszczegółowienia, wielo-płaszczyznowości czy niuansowania problematyki (fundamentalny dla nauki i naukowej odpowiedzialności za słowo), który z natury nie

Omawiając jego stanowisko, Katarzyna Wejman pisze: „tekst nie ma początku ani końca, nie jest on po prostu pewną ilością pisma, zajmującą pewną ilość miejsca i składającą się na konkretną powieść, esej lub list. Nie stanowi przedmiotu, lecz pole metodologiczne istniejące jako dyskurs. Tekst doświadczany jest jedynie w aktyw-ności, czyli w trakcie czytania, które jest zarazem pisaniem, biorącym udział w nie-ustającej grze znaczących, grze różnic, odniesień i przesunięć. Co znamienne, ta ak-tywność czytania jest wpisywaniem się w inter-tekst jak w tkaninę o różnych splo-tach, wydawaniem się na grę różnic. Podmiot, według Barthes’a, wpisując się w tekst, zostaje przezeń przekształcony i ulega dezintegracji, zatraca się”. K. Wejman: Inter­

aktywna sztuka nowych mediów – eksperyment na ciele odbiorcy. „Naukowy Prze-gląd Dziennikarski” 2013, nr 4 (8). Dostępne w Internecie: http://naukowy-przeglad- dziennikarski.org/nr/4-2013/6.pdf [data dostępu: 6.05.2017].

8 Choć to problem co najmniej dyskusyjny i na różne sposoby ujmowany. Dla nie-których na przykład „opozycja piśmienności i moralności” to „rodzaj epistemolo-gicznej fikcji, ponieważ opozycja ta mogła zostać ustanowiona wyłącznie na gruncie kultury cyrograficznej. To pismo odkryło fenomen oralności, ono jest obserwato-rem głosu, a ta konstruktywistyczna metafora o tyle jest tu przydatna, o ile konotu-je niezbędny lekturze zmysł wzroku”. D. Śnieżko: Pismo i głos: historia i literatura.

„Teksty Drugie” 2008, nr 1–2, s. 11. Dostępne w Internecie: http://rcin.org.pl/Con tent/50781/WA248_66853_P-I-2524_sniezko-pismo.pdf [data dostępu: 6.05.2017].

jest możliwy, mimo obecności formuł mnemotechnicznych, w mo-wie żywej, w jej uogólniającym, płynnym, niejednokrotnie sponta-nicznym wymiarze. W efekcie naukowy dyskurs jest w gruncie rze-czy nieuchronnie metatekstową refleksją nad zapisanym, odnoszącą się do innych tekstów i pozostającą z nimi w dialogicznym związku.

Innymi słowy, jak podkreśla Walter J. Ong, cyrograficzność nie tyl-ko odmieniła status pamięci, dylematy akumulacji wiedzy i doświad-czenia, łącząc z pismem i na pismo przenosząc, ale też „przekształciła ludzką świadomość znacznie bardziej niż jakikolwiek inny wynala-zek”9. Ostatecznie stała się także ontycznym fundamentem prakty-ki konstytuującej zarazem sam dyskurs i przejawiające się przezeń problemy. Wszak „słowo pisane nie tylko wyostrza analizę”10, ale przede wszystkim umożliwia coś, „co Jack Goody nazywa »badaniem wstecznym« (backward scanning), umożliwia eliminację niespójności w pisaniu, pozwala na wybór słów z rozmyślną selektywnością, któ-ra zapewnia myśli i słowu nową wartość różnicowania”11, a co za tym idzie: niedostępną dla oralności precyzję i „analityczną dokładność”.

Miejmy to na uwadze, gdy o dyskursie, pisaniu i piśmie mowa.

Wcześniej więc pisałem12, tutaj powtórzę, gdyby pierwszym aka-pitem książki uczynić zawiązek wypowiedzi pozornie niezwiąza-ny z  wiodącym problemem pracy, a  konkretnie dygresję na temat możliwości aranżowania wstępu/wprowadzenia, to pośród co naj-mniej kilku opcji otwarcia można by wskazać operowanie cyta-tem, przywołaniem, mottem bądź anegdotą. Z ewentualności, jakie się w  tej sytuacji otwierają, korzystam (inaczej niż przedtem), od-wołując się do umiejscowionych przed Słowem wstępnym cytatów

9 W.J. Ong: Oralność i piśmienność. Słowo poddane technologii. Przekł., wstęp i red. nauk. J. Japola. Warszawa 2011, s. 131.

10 Ibidem, s. 164.

11 Ibidem.

12 Por. R.  Solik: Doświadczenie sztuki jako (również) doświadczenie dyskur­

sywne. W: Kształty i myśli. Dyskurs a doświadczenie sztuki. Red. R.  Solik. Kato-wi ce 2013, s. 21.

26

(strona 7). Wspomniane cytaty wraz z  „zaimprowizowaną dygre-sją” o wprowadzeniu czynię źródłem oraz początkiem tekstu (pro-ponowanego dyskursu) i to w dwojakim sensie, który podpowiada zdrowy rozsądek (choć to, co zdroworozsądkowe, zazwyczaj okazu-je się efektem interpretacji kulturowo uwikłanej i społecznie okrze-płej), a także   rozwijana w  dalszej części pracy problematyka, jak i pamiętając o tym, w jaki sposób o granicach tekstów i książek pi-sał niegdyś Michel Foucault13. Sięgnijmy jednak w tym kontekście jeszcze do związanej z  pisaniem i  komentowaniem tekstu konklu-zji Umberta Eco, potraktujmy ją jako rozwinięcie dotychczasowych (metatekstowych?) dygresji. A chodzi o głoszoną, lecz niespełnioną sugestię autora między innymi Imienia róży, iż „pisarz nie powi-nien objaśniać dzieła”, a nade wszystko powieści, „która jest maszy-ną do wytwarzania interpretacji”14 (podobnie zresztą jak większość czytanych tekstów, choć w tym przypadku powieść zdaje się

gatun-13 Pamiętajmy, że podważono dziś (zarówno w zakresie teorii dzieła literackiego, jak i sztuk wizualnych) jednoznaczność identyfikacji materialnego nośnika z wy-tworem i granicą dzieła; zakwestionowano również, jakoby substancja ograniczająca kształt signifiant miała jednocześnie ustanawiać ramy i granice dzieła jako takiego.

Por. W. Kalaga: Mgławice dyskursu. Podmiot, tekst, interpretacja. Kraków 2001.

Zwłaszcza rozdział V:  Granice tekstu. Problematykę tę ilustruje również koncep-cja „granic książki” wspomnianego M. Foucaulta. Książka, jako tekst uczestniczą-cy w speuczestniczą-cyficzny sposób w procesach semiozy, modelowo obrazuje przezwyciężenie materialnych granic przedmiotu. Francuski myśliciel pisze: „Granice książki nigdy nie są wyraziste, dokładnie wytyczone: poza obszarem zakreślonym przez tytuł, pierwsze zdania i ostatnią kropkę, poza jej wewnętrzną konfiguracją i formą, która ją autonomizuje, mieści się w systemie odniesień do innych książek, do innych tekstów, do innych zdań – jest jednym z węzłów całej sieci. […] Książka daremnie usiłuje jawić się jako przedmiot, który mamy pod ręką, daremnie krzepnie w ów mały prostopa-dłościan, który ją w sobie zamyka. Jej jedność jest zmienna i relatywna: gdy poddać ją badaniu, przestaje być oczywista – nie wskazuje na siebie samą, albowiem może po-wstać jedynie ze złożonego pola dyskursu”. M. Foucault: Archeologia wiedzy. Przeł.

A. Siemek. Warszawa 1977, s. 46–47.

14 U.  Eco: Dopiski na marginesie „Imienia róży”. W: Idem: Imię róży. Przeł.

A. Szymanowski. Warszawa 1991, s. 593.

kiem uprzywilejowanym). Z pewnością wielu założenie to przekona, zwłaszcza w  kontekście literatury pięknej, powieści konkretyzują-cej się w  aktach pisania i  czytania. Zwłaszcza gdy proces pisania będziemy rozumieć  – podobnie jak przywołany wcześniej Roland Barthes  – jako „performatyw” prowadzący w  „wielowymiarową przestrzeń” tekstu, „w  której stykają się i  spierają rozmaite sposo-by pisania, z których żaden nie posiada nadrzędnego znaczenia”15. Zgodzą się z Eco zapewne również ci, którzy, porzuciwszy opresję epistemologicznie ukierunkowanej interpretacji, nie sprowadzają czytania i  interpretacji wyłącznie do egzegezy niezmiennego zna-czenia tekstu lub autorskiej intencji, samego zaś tekstu do „ciągłej sekwencji słów, za którą kryłby się pojedynczy, »teologiczny sens«”16. Przypuszczalnie podzielą je także ci, dla których będzie ono głosem profesjonalisty: wziętego pisarza, naukowca, badacza tekstów kul-tury, bibliofila, światowej sławy semiologa, teoretyka interpretacji.

To zaś czyni prawdopodobnym przeświadczenie o  autorytecie tak dalece i skutecznie determinującym sposób postrzegania kwestii, że wielu czytającym nie pozostanie zapewne nic innego poza oczywi-stą akceptacją. Problem w tym jednak, że Eco zdawał sobie sprawę z  niemożliwości niekomentowania, a  w  efekcie z  nierealności „wy-trwania przy zacnym zamiarze”17 nieobjaśnienia dzieła. I  chociaż nie uczynił tego (jak zwykle się to robi) we wprowadzeniu, to osta-tecznie w Dopiskach na marginesie „Imienia róży” nie zrezygnował z przywileju (lub konieczności) obszernego skomentowania powie-ści i  zarazem związanych z  procesem twórczym dylematów i  wy-borów. Uczynił to zresztą z właściwą sobie swadą i błyskotliwością.

W  szerszej perspektywie intrygująca w  tych rozważaniach wydaje się również nierealność istnienia językowych narracji wolnych od jakichkolwiek przejawów i  form komentowania, artykułowanych bądź to dosłownie (w rodzaju metatekstowych komentarzy na

przy-15 R. Barthes: Śmierć autora…, s. 250.

16 Ibidem.

17 U. Eco: Dopiski na marginesie…, s. 593.

28

kład Johna Bartha)18, bądź wyrażonych gdzieś między wierszami, zagnieżdżonych w  językowej/literackiej materii, w  intertekstual-nych splotach i uwikłaniach. Język nie jest i nigdy bowiem nie był neutralnym tworzywem opisu oraz werbalizacji, a także „nie posia-da kształtu niezależnego od kontekstu”19. Jako system jest strukturą władzy i  wartościowania (z  czego zresztą Eco, omawiający choćby słynne wystąpienie Barthes’a w Collége de France z 17 stycznia 1977 roku20, doskonale zdawał sobie sprawę). Problem ten przejawia się dziś także z całym napięciem między innymi w dyskursie etnogra-ficznym. Szcze gólnie w konfrontacji narracji etnograficznych o „sil-nie umiejscowionej naturze opisu” i retoryce „bycia tam”, wyrosłej z  tradycji badań terenowych (aspirujących do neutralności i  praw-dziwości przekazów/opisów antropologicznych) z  krytyczną samo-świadomością współczesnej antropologii, demistyfikującej

neutral-18 Myślę tu w szczególności o dwóch książkach Bartha: Opowiadać dalej…; Pły­

wająca opera. Przeł. P. Znaniecki. Warszawa 1998.

19 S.  Fish: Zwykłe okoliczności, język dosłowny, bezpośrednie akty mowy, to, co normalne, potoczne, oczywiste, zrozumiałe samo przez się i inne szczególne przypad­

ki. Przeł. M. Smoczyński. W: S. Fish: Interpretacja, retoryka, polityka. Eseje wy­

brane. Red. A. Szahaj. Przeł. K. Abriszewski [i in.]. Kraków 2008, s. 29. Jeszcze dosłowniej pisze o tym Michel Foucault, formułując rzecz następująco: „Kiedy okazało się, że mowa ma swoją historię, konsystencję i gęstość, dostrzeżono w niej siedlisko tradycji, bezgłośnych nawyków, mrocznego ducha narodów, gdzie narasta pamięć dziejowa, nieświadoma własnych zasobów. Ludzie bowiem sądzą, że panują nad swoimi słowami, nie wiedząc, że to oni sami stosują się do ich wymagań, sko-ro powierzają własne myśli wyrazom […] i wcielają je w formy, których wymiaru historycznego nie ogarniają. Dyspozycje gramatyczne języka okazują się rodzajem form apriorycznych tego, co może być w nim wypowiedziane”. Idem: Słowa i rzeczy.

Przeł. S. Cichowicz. W: Antologia współczesnej krytyki literackiej we Francji. Red.

W. Karpiński. Warszawa 1974, s. 329. Podobnie problem ujmuje Ludwik Fleck, pisząc: „Już w strukturze języka zawarta jest zniewalająca wspólnotę filozofia, już w pojedynczym słowie dane są zawiłe teorie”. Idem: Powstanie i rozwój faktu na­

ukowego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym. Przeł.

M. Tuszkiewicz. Lublin 1986, s. 71.

20 U.  Eco: Język, władza, siła. W:  Idem: Semiologia życia codziennego. Przeł.

J. Ugniewska, P. Salwa. Warszawa 1998.

ność i  obiektywność opisu w  kontekście przesłanek na przykład ideologicznych21. Pojęciowe dyspozycje kształtują zatem prawidło-wości naszego postrzegania świata, każdy zaś rodzaj doświadczenia okazuje się językiem przesiąknięty i w nim zapośredniczony. Stąd też wszelkie procesy komunikacji, nie wyłączając nie tylko litera-tury, ale także systemów pozawerbalnych, warunkowane są języ-kowym konwencjonalizmem i  kreacjonizmem. Nie zapominajmy o tym również w kontekście niniejszej pracy. Skłaniam się tedy ku temu, by sądzić, że nawet tekst literacki jest w pewnym sensie także komentarzem (proza wspomnianego Bartha zdaje się tego znako-mitym przykładem), podobnie jak piszący podzielającym określone przesłanki komentatorem/narratorem. A to również z tej przyczyny, że „dyskursywne rozumienie narracji idzie w parze z poglądem, iż narracja uczestniczy w procesie poznawczym konstruowania obrazu świata” i w konsekwencji okazuje się nie tyle sposobem językowego ujęcia, ile przede wszystkim „strukturą, w jakiej przebiega nasze ro-zumienie siebie i świata”22.

Tą oto konkluzją osiągnęliśmy wreszcie punkt, w którym powin-niśmy przejść do następnego ogniwa refleksji i zasadniczego celu tej części pracy. Mając na uwadze, co zostało dotąd powiedziane oraz nieodzowną zwłaszcza dla publikacji naukowych „odpowiedzialność za słowo”, czas wywiązać się z obietnicy dostarczenia Czytelnikowi wiedzy wykraczającej poza uogólnienie tytułu książki i  lakonicz-ny wstęp; wiedzy o tym, czym i w jaki sposób będę się w tej pracy zajmował. Dosłowniej rzecz ujmując, chodzi o przedmiot i metodę.

A najprościej to osiągnąć, odwołując się do wspomnianych cytatów z tekstów Rosalind Epstein Krauss i Michała Pawła Markowskiego.

Przywołane fragmenty wyznaczają bowiem podejmowane w książce

21 Odwołuję się tutaj do ustaleń współczesnej antropologii refleksyjnej. Por.

C.  Geertz: Dzieło i życie. Antropolog jako autor. Przeł. E.  Dżurak, S.  Sikora.

Warszawa 2000. Sporo o  tej problematyce znajdziemy także u  Claude’a  Lévi--Straussa. Zob. Idem: Smutek tropików. Przeł. A. Steinsberg. Warszawa 1964.

22 K. Rosner: Narracja, tożsamość i czas. Kraków 2003, s. 76–77.

30

zagadnienie, a też kierunek i sposób, w jaki przyszło mi o nim myśleć i pisać. Odpowiednio więc, pierwszy szkicuje i rozstrzyga o proble-mie, drugi o perspektywie metodologicznej i jej teoriopoznawczych przesłankach. Oba jednak wymagają skomentowania. Pierwszy w  zakresie czasoprzestrzeni oraz aspektowości prowadzonych roz-ważań (co zdaje się udziałem niemal każdej pracy), drugi – założeń i wyborów, warunkujących przyjętą wykładnię interpretacyjną. Zaj-muje mnie zatem problem dyskursu o oryginalności sztuki i dzieła sztuki, a w zasadzie – precyzyjniej kreśląc intencje – oryginalności w sztuce, w znaczeniu nie tyle może autentyczności wytworu, ile ory-ginalności rozwiązań, nowatorstwa i niepowtarzalności. I chociaż te dwa aspekty, desygnujące odmienne kwestie, niejednokrotnie krzy-żują się i nachodzą na siebie w praktyce językowej, nie o oryginal-ność jako implikację oryginału (historycznej autentyczności obiektu) tutaj chodzi, ale w głównej mierze o własność wynikającą ze specyfi-ki i natury dzieła sztuspecyfi-ki.

A  dlaczego oryginalność? Poddaję to zagadnienie pod rozwagę, bo niewątpliwie oryginalność należy do kategorii integralnie ze sztu-ką powiązanych, ale też tworzących z nią różne konfiguracje, zarów-no w obszarze praktyki artystycznej, jak i dyskursu teoretycznego.

Co więcej oryginalność jest jednym z  najważniejszych pojęć dys-tynktywnych i deskryptywnych sztuki, szczególnie w zakresie kry-tyki artystycznej i estekry-tyki formalistycznej, kładącej nacisk na walory i nieodzowność formalno-plastycznego ukształtowania (ustrukturo-wania) obiektu. Jest pojęciem niezmiennie obecnym w przestrzeni współczesnych dyskursów o sztuce, w tekstach krytycznych i recen-zjach, a przy tym historycznie bynajmniej nie tylko niejednoznacz-nym, lecz wręcz w swoich znaczeniach skrajnym. I choć mówimy tu o pojęciu historycznie ugruntowanym (szczególnie od początku no-woczesności), o  zdecydowanie pozytywnych konotacjach, wzajem-ność relacji ze sztuką (w diachronicznym ujęciu) nie jest i wcale nie była tak jednoznaczna, jak mogłoby się z pozornie wydawać. Dotyczy to doświadczenia nie tylko oryginału, ale także oryginalności. Tego pierwszego nieodmiennie pożądaliśmy i pożądamy w kontekście

ak-tywności kolekcjonerskiej bądź wizyty w muzeum i galerii (chyba, że zwiedzeni atrakcyjnością różnego rodzaju substytutów z Wax Mu-seums czy zdublowanej rzeczywistości przestaniemy „odczuwać po-trzebę obejrzenia oryginału”). Zwykle jednak jej nie kwestionujemy, choć niejednokrotnie naoczny kontakt z  oryginałem zastępujemy reprodukcją. Oryginalności z  kolei, łączonej z  nowatorstwem, jed-nostkowością, bezprecedensowością itp., spodziewamy się po stronie

ak-tywności kolekcjonerskiej bądź wizyty w muzeum i galerii (chyba, że zwiedzeni atrakcyjnością różnego rodzaju substytutów z Wax Mu-seums czy zdublowanej rzeczywistości przestaniemy „odczuwać po-trzebę obejrzenia oryginału”). Zwykle jednak jej nie kwestionujemy, choć niejednokrotnie naoczny kontakt z  oryginałem zastępujemy reprodukcją. Oryginalności z  kolei, łączonej z  nowatorstwem, jed-nostkowością, bezprecedensowością itp., spodziewamy się po stronie