• Nie Znaleziono Wyników

Kirkut wygl¹da jak zagajnik. Najwiêcej roœnie tam jesionów. Leon Pomorski mówi, ¿e one wszyst-ko pamiêtaj¹.

Po myd³o i powid³o chodzi³o siê do sklepiku Chaima Akermana, a na œluby katoliczek przycho-dzi³y do g³uskiego koœcio³a kole¿anki ¯ydówki.

– I ja, i moja ¿ona przyjaŸniliœmy siê z ¯ydami – mówi Leon Pomorski. – Ja kolegowa³em siê z Gitl¹ Akerman, Miecia – jeszcze wtedy moja narzeczona

– z jej siostr¹ Fajg¹. Tu, w G³usku, nie by³o niena-wiœci ani jakichœ podzia³ów.

– W gimnazjum siedzia³am w ³awce z Lusi¹ Makof, jej ojciec mia³ futra na Krakowskim Przed-mieœciu – wspomina Mieczys³awa Pomorska. – Pa-miêtam, ¿e co dzieñ przed lekcjami my, katoliczki, odmawia³yœmy na stoj¹co modlitwê. Nasze

kole-¿anki izraelitki sta³y razem z nami. By³ szacunek.

My te¿ szanowaliœmy ich obyczaje.

A w Lublinie, na Nadstawnej pod numerem dwudziestym, Zajfsztajnowie robili interesy. Kamie-nicznicy i kupcy zarazem sprowadzali do lubelskich warzywniaków owoce z krzczonowskich sadów.

Abram Lejb i jego ¿ona Rywka mieli siedmioro dzie-ci. Chaim Zajfsztajn, brat Abrama, by³ znanym lu-belskim lekarzem. Stary Zajfsztajn, ich ojciec, pro-wadzi³ dwa du¿e sklepy – jeden na Nadstawnej, drugi na Szerokiej.

W przedwojennym Lublinie ¿y³o czterdzieœci tysiêcy ¯ydów. Wojna napêdzi³a nowych, z ca³ej Europy i poupycha³a w ciasnych mieszkaniach Sta-rego Miasta. Zajfsztajnów – Abrama, Rywkê, ich córkê Cyrlê oraz ich syna Mosze z ¿on¹ Chan¹ – przesiedlono z Nadstawnej do pokoiku przy Ryn-ku 1. Doba-Necha, najstarsza córka Zajfsztajnów mia³a dobry wygl¹d i nowe nazwisko. Nazywa³a siê teraz Zofia Górska, zajmowa³a handlem i

mê-¿em – Szyj¹ Cukiermanem, który dobrego wygl¹du nie mia³. Dlatego znaczn¹ czêœæ okupacji przesie-dzia³ w jednej z krzczonowskich piwnic. Po wojnie Cukiermanowie zamieszkali w £odzi, a w 1947 roku wyjechali do Izraela. Dziœ Doba wysy³a Pomorskim

œwi¹teczne ¿yczenia z Melbourne. Ale zanim wyje-cha³a z Polski, znalaz³a œwiadków, dziêki którym mog³a zabraæ ze sob¹ najcenniejsz¹ rzecz: pamiêæ o rodzinnej tragedii.

Wiêc tego s¹dnego dnia, dziewiêtnastego kwiet-nia czterdziestego drugiego roku m³odsza siostra Doby, Cyrla, posz³a zdobyæ coœ do zjedzenia. Ogl¹-dam j¹ na starej fotografii. Letnia sukienka w kwiatki na bia³ym tle, w³osy nied³ugie, ledwo zakrywaj¹ uszy, przedzia³ek poœrodku, buzia uœmiecha siê do obiektywu. Wtedy, po powrocie do domu z wy-prawy po kawa³ek chleba, jej twarz zamar³a na widok grupy ludzi spêdzonych na œrodku jezdni pod kamienic¹. Stali tam: Abram i Rywka, jej brat Mosze z Chan¹. Przera¿eni. I ona, zamiast odwró-ciæ siê od nich, ruszy³a w kierunku grupy. Widzie-liœcie ludzie coœ takiego?! Aj, Cyrla, Cyrla, po coœ ty do nich podbieg³a? Przecie¿ nie by³o ciê na

nie-K O£YSANKA DLA C YRLI

mieckiej liœcie. Dlaczego nie us³ysza³aœ, co szepce ci s¹siadka, tylko uczepi³aœ siê rêki matki? A znajo-ma kobieta mówi³a ci, ¿e to nie przesiedlenie, tyl-ko rych³a œmieræ. Dlaczego nie chcia³aœ tego us³y-szeæ?! Nawet Niemcy przepêdzali ciê kolbami karabinów, bo ¿adnej Cyrli Zajszftajn nie by³o w spi-sie. A ty upar³aœ siê. Og³uch³aœ. Mia³aœ powiedzieæ:

moje miejsce jest z moimi rodzicami, moj¹ rodzin¹ i moim narodem. I ju¿. I zabra³aœ siê wraz z dwu-dziestoma siedmioma ¯ydami do jednej budy.

Jazda by³a krótka. Do G³uska tylko dziesiêæ ki-lometrów. Tamtejszy kirkut otacza³y m³ode jesio-ny, pod nimi spoczywali wygodnie cz³onkowie niewielkiej Gminy ¯ydowskiej, uk³adani tam przez swoich od lat. Nowi wysypali siê z ciê¿arówki.

Abram spróbowa³ zapytaæ znajomego o mo¿liwoœæ noclegu dla swojej rodziny, Niemcy pobili go za tê bezczelnoœæ.

Leon Pomorski widzia³ podje¿d¿aj¹c¹ na kirkut ciê¿arówkê. Przez szpary w deskach stodo³y zoba-czy³, jak ¯ydzi niezdarnie skacz¹ na ledwo ziele-niej¹c¹ murawê.

– Zw³aszcza kobietom z ma³ymi dzieæmi na rêku by³o ciê¿ko – odtwarza kadr po kadrze scenê na cmentarzu. – Niemcy kazali siê wszystkim rozebraæ.

Nagich rozstrzeliwali po kolei. Razem pad³o dwa-dzieœcia osiem cia³, w tym trzy drobiny w beci-kach. ¯ydzi g³useccy mieli przykazane posprz¹taæ po egzekucji. Wykopali dó³ – grób...

Bez tego opowiadania Doba-Necha nie mog³aby spokojnie spaæ w tej swojej Australii. Nie by³oby te¿

macewy. A ja nie siedzia³abym dziœ na tapczanie w ma³ym domku pañstwa Pomorskich w G³usku i nie s³ucha³abym wspominków pani Mieci.

– Razu pewnego – opowiada Pomorska – przy-jecha³o do G³uska, do Feliksa Anasiewicza, dwóch panów. Jeden by³ taki ³adny... Przyszli te¿ do nas, a ja mia³am poznaæ, kto to. W wielu polskich do-mach naszej osady mieszkali na stancjach ¯ydzi, wiêc domyœli³am siê, ¿e ci goœcie to Izraelici. Po-zna³am Chaima Akermana. By³ bardzo podobny do matki. Przyjecha³ na stare œmieci wraz z koleg¹, równie¿ ¯ydem, o¿enionym z Francuzk¹. Od nie-go dowiedzieliœmy siê, ¿e Fajga Akerman ¿yje

w Ameryce, a Gitla w Izraelu. Dosta³am wielk¹ bom-bonierkê i paczkê pomarañcz. Goœcie przekazali nam pozdrowienia od Doby Cukierman. Pamiêtam,

¿e polecia³am do sklepu po jak¹œ drobiow¹ wêdli-nê, bo chcia³am ich ugoœciæ, ale oni nie mieli za du¿o czasu. Mówi³am do Chaima: opisz mi swoje dzieci. A on: co z tego, ¿e u nas jest ciep³o i poma-rañcze rosn¹ jak w G³usku kartofle, kiedy nasze dzieci s¹ zagro¿one. A ja mu na to: nie martw siê Chaim, ty nie zapomnia³eœ naszej mowy, ty masz korzenie ¿ydowskie, ale urodzenie polskie. A jemu zamgli³y siê oczy.

Powspominali trochê. Chaim Akerman chcia³ nawet Leona Pomorskiego zabraæ na wycieczkê do Izraela, ale pan Leon odmówi³. Bo choróbska.

Wspomnieli Dobê Cukiermanow¹.

Przed dwoma laty na g³uskim kirkucie stan¹³ kamienny pomnik, ufundowany przez najstarsz¹ córkê Zajfsztajnów, dla upamiêtnienia zag³ady jej rodziny dziewiêtnastego dnia kwietnia trzeciego roku wojny. I innych, których ostatni akt ¿ycia ro-zegra³ siê na g³uskim kirkucie, pod jesionami, na oczach m³odego Leona, któremu tragediê kadro-wa³y deski stodo³y.

Macewê zaprojektowa³ architekt Stanis³aw Mach-nik. Na uroczystoœæ ods³oniêcia pomnika przyje-cha³a z córk¹ Doba Cukierman, któr¹ ocali³ dobry wygl¹d. Zebrani odmówili kadisz. Doba poprosi³a Pomorskich, aby w ka¿d¹ ostatni¹ sobotê miesi¹ca zapalali przed nagrobkiem œwieczkê.

– Wiêc widzi pani, ¿e nie za darmo to robimy – zaznacza Leon Pomorski. – Obiecaliœmy, to pali-my. A nawet, gdyby nie przesy³ali pieniêdzy, to te¿

bêdziemy paliæ. Nie zbiedniejemy.

– S¹ i krytycy. Mówi¹, ¿e my maj¹tek na tym zrobimy – dodaje bez ¿ó³ci pani Mieczys³awa. – Przecie¿ jakby ktoœ poprosi³ o opiekê nad grobem katolickim, to nikogo by to nie zdziwi³o. Ale my opiekujemy siê nagrobkiem ¿ydowskim... Koœcio³a siê przez to nie wyrzekamy.

I pani Miecia wzdycha, bo przypomina jej siê ksi¹dz Grzegorz Paw³owski, przed laty wikariusz w g³useckiej parafii, dziœ – w koœciele katolickim w Jaffie.

– Jak on siê, kochasiu, piêknie modli³, mówiê pani – uœmiecha siê Pomorska do wspomnieñ. – Mówi³: mama, gdy mnie Chrystus zwolni, wrócê do ciebie. Mówi³ tak do swojej ¿ydowskiej matki, bo on by³ ¯ydem uratowanym z getta i wychowa-nym przez zakonnice w Lublinie. I na KUL-u jest taki m¹dry ksi¹dz, tak¿e jako ¿ydowskie dziecko uratowany z zag³ady...

¯ycie lubi siê czasem popl¹taæ i zapêdziæ w kozi róg stereotypy, ¿eby nie by³o nudno. A Leona Po-morskiego zawsze bola³o serce, kiedy ludzie trzebili

z jesionów g³usecki kirkut. Jako radny i stra¿nik przy-rody postawi³ sprawê opieki nad ¿ydowskim cmen-tarzem na Radzie Gminy. Wszyscy go w okolicy znali, nic siê w G³usku bez Pomorskiego nie oby³o.

Spo-³ecznik z krwi i koœci. Zainteresowa³ kirkutem

szko-³ê; dzieciaki posadzi³y na nim akacje.

– I tak siê w³¹czyliœmy niechc¹cy w tê opiekê – przyznaje Leon Pomorski. – Nikt nas nie zmusza³ ani nie namawia³. Taki normalny ludzki gest. Jak ja w tym roku trawy skosiæ nie mog³em, bo ju¿ nie ta si³a, to syna poprosi³em. Cz³owiek musi mieæ to sumienie.

Powiązane dokumenty